Jak dawniej pielgrzymowano na Jasną Górę

„..położą łzy swoje przed Panienką Najświętszą…”

Władysław Stanisław Reymont

Wyobraźmy sobie, że z wysoka, od stuleci mamy możliwość obserwowania przez cały rok ruchu katolików na świecie. Kilka punktów na tej swoistej mapie jaśnieje i pulsuje bardzo wyraźnie. Jest to Rzym a właściwie Watykan, jest Jerozolima w Ziemi Świętej, jest Santiago de Compostela, są miejsca objawień jak Lourdes, Fatima, La Salette, Guadalupe (do 20 mln pielgrzymów rocznie). Te miejsca każdego roku nawiedza kilka milionów pielgrzymów.
To nie wszystko. Ziemię oplata siateczka pielgrzymkowych szlaków. Niektóre, jak te wymienione powyżej, przypominają autostrady. jgoraJest też mnóstwo malutkich dróżek, którymi zdążają do miejsc szczególnej łaski okoliczni mieszkańcy. Można tu wymienić chociażby pielgrzymki do nieodległego Niepokalanowa, na Górę Święty Marek koło Sycowa, z Reszla do Świętej Lipki i wiele innych w Polsce i poza jej granicami.
Do małych kościółków i wielkich sanktuariów, od setek lat zdążają ludzie ufający Bogu i Matce naszego Zbawiciela. Idą dziękować, idą wysławiać, idą przepraszać i upraszać.
Cierpliwie, wytrwale, krok za krokiem, idą grupami, ale tak naprawdę każdy sam na sam z Bogiem, z Panem Jezusem i Jego Matką.
Pielgrzymujący przenieśli do naszych czasów pamięć cudownych zdarzeń, znaki Dobroci i Miłości Boga rozdawane proszącym.
Pielgrzymujący przez stulecia dorzucają cegiełki swojej ufności Bogu czyniąc z niej ogromny magnes, który przyciąga wciąż nowych wierzących pragnących czerpać ze źródła łaski, ale też pragnących wzmocnić swoja wiarę.
Jest też Matka Boska Częstochowska, Królowa Polski na Jasnej Górze. Odwiedza Jej sanktuarium około 4 mln pielgrzymów rocznie. Ikonę, przywiezioną z Bełza na Rusi, podarował paulinom książę Władysław Opolczyk, sprowadzając ich do Częstochowy z Węgier w 1382 roku. Obraz już słynął łaskami i szybko stał się magnesem przyciągającym na Jasną Górę rzesze pątników: królów, szlachtę, prosty lud. I tak pozostało i trwa do dziś. Wędrują do Częstochowskiej Pani od ponad 500 lat. Za pierwszą pielgrzymkę pieszą można uznać tę, która prowadziła obraz z Krakowa do Częstochowy po naprawie wykonanej na dworze króla Władysława Jagiełły w roku 1434. Oddano tam obraz zniszczony w czasie napadu rabunkowego kierowanego przez polskich szlachciców a wykonanego przez grupę zawodowych przestępców w roku 1430. Zgodnie z relacją historyka Jana Długosza winni zostali ukarani a na obrazie pozostały dwa cięcia na twarzy Matki Bożej i kilka na Jej szyi.
Sam król Jagiełło pielgrzymował do Matki Bożej i wspierał kościół i klasztor jasnogórski. Pozostały zapisy historyczne o pielgrzymkach polskich królów: Kazimierza Jagiellończyka, królów z dynastii Jagiellonów, królów z dynastii Wazów, Jana Kazimierza, Władysława IV, Michała Korybuta Wiśniowieckiego, Jana III Sobieskiego. Królowie z dynastii Sasów nie byli zainteresowani pielgrzymkami a ostatni polski król, Stanisław August Poniatowski, był jedynym, który niczym Jasnej Góry nie obdarzył a ją zubożył zaciągając ogromne pożyczki i wymuszając groźbą kosztowności ze skarbca.
Królowie pielgrzymowali pieszo. Michał Korybut szedł tak na Jasną Górę ze Starej Częstochowy i jak zapisał współczesny mu historyk Wespazjan Kochowski „widziano go przez trzy dni ciągle aż do północy zatopionego w modlitwie przed ołtarzem Najświętszej Panny”. Pozostawione przez niego złote serce zawierało królewskie ślubowanie całkowitego zawierzenia się Matce Bożej.
Sześciokrotnie nawiedził Jasnogórską Matkę św. papież Jan Paweł II.

jgora-bramawZwyczaj pielgrzymowania szybko rozwijał się i stał się tradycją, często przekazywaną w rodzinach z pokolenia na pokolenie. Najstarszą trasą pielgrzymowania idzie Pielgrzymka Warszawska, nieprzerwanie zdążając do Królowej Polski od 1711 roku. W tym roku wyruszą 303. raz.
Pisarz i dziennikarz a późniejszy noblista w dziedzinie literatury z 1924 roku (powieść ‘Chłopi”) Władysław Stanisław Reymont wyruszył 5 maja 1894 roku na pielgrzymkę do Jasnej Góry i opisał to w książce pod takim właśnie tytułem. W dziesięciodniową drogę z warszawskiej Pragi do Częstochowy wyruszył sam, ubrany czy raczej przebrany, aby nie wyróżniać się wśród pielgrzymów (pielgrzymowali głównie chłopi, zubożała szlachta, mieszczanie, rzadko inteligenci). Wydaje się, że poszedł bardziej z ciekawości niż duchowej potrzeby, był sceptyczny, wątpił w wiarę prostych ludzi. Jego zapiski pokazują jak odnalazł sens wędrówki i odczuł „powinowactwo z innymi duszami” i „zatarcie się indywidualności”, zjednoczenie z innymi przy śpiewaniu pieśni i modlitwach. Zawdzięczamy pisarzowi barwny i wnikliwy opis pielgrzymowania ponad 100 lat temu. Pisał, że ludzie łączą się w kompanie dla swojego bezpieczeństwa, że 76 wozów zabierało bagaże za 30 kopiejek od zawiniątka a czasami i ludzi. Pielgrzymi kupowali skromne jedzenie w miejscowościach, do których przybywali: na rynku albo w karczmach. Przykładowo w Tarczynie, gdzie były 74 domy i 24 szynki cały miejski rynek był zastawiony stołami z samowarami, garnkami z zupą, stosami chleba i bułek. Większość pielgrzymów żyła suchym chlebem niesionym na plecach. Miejsc do spania w stodołach i domkach było niewiele, trzeba było noclegi opłacać, często pozostawał pisarzowi nocleg w przydrożnym rowie. Prawie wszyscy pielgrzymi szli boso lub w pończochach obszytych na stopach grubym płótnem, kobiety w łapciach (plecionym z łyka lub wikliny obuwiu), mężczyźni czasami w butach i łapciach. „Pielgrzymka do Jasnej Góry” Wł. St. Reymonta była jego pierwszą książką –reportażem i zwróciła od razu uwagę czytelników i znawców literatury.
jgora-wotaSzczególną wagę, jaką ma pielgrzymowanie do Matki Bożej na Jasnej Górze obrazują słowa niemieckiego okupanta z okresu II wojny światowej H. Frank, generalny gubernator, po wizycie w klasztorze napisał w swoim pamiętniku: „Gdy wszystkie światła dla Polski zgasły, to wtedy była jeszcze święta z Częstochowy i Kościół”.

Pierwotnie tekst ukazał się w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w lipcu 2012 roku

14 Świętych Wspomożycieli

Drużyna Dzieciątka Jezus

Wyobraźmy sobie, że przenosimy się w14wsp- czasie i przestrzeni. Jesteśmy ponad 500 km na zachód od Wrocławia na terenie opactwa cystersów w miejscowości Langheim w południowej części Niemiec, we Frankonii. Jest rok 1446. Pasterzowi Hermannowi Leichowi trzykrotnie ukazuje się Dzieciątko Jezus na łące. Dzieciątko otoczone jest przez czternaścioro innych dzieci w biało–czerwonych szatach z czerwonymi krzyżami w sercach. Dzieciątko Jezus przedstawiło pasterzowi swoich Towarzyszy – Czternastu Świętych Wspomożycieli w potrzebie i poprosiło o wybudowanie kościoła im poświęconego w miejscu objawień. Jezus potwierdził, że wstawiennictwo u Boga Świętych Wspomożycieli jest wyjątkowo skuteczne i polecił modlącym się, aby zawierzali im swoje troski i trudności, potrzeby i choroby.
Pasterz Hermann opowiadał o swoich widzeniach w domu, w wiosce oraz o. Bernardowi – opatowi klasztoru cystersów. Czasy były trudne, epidemie i morowe powietrze przetaczały się w średniowieczu przez Europę, ludzie byli biedni. Opat Bernard odpowiedział na prośbę Dzieciątka Jezus i zdecydował o wybudowaniu kaplicy w miejscu objawień. Rozumiał też, że ludzie poszukują opieki i poczucia bezpieczeństwa wobec zagrożeń życia codziennego.
Kult Czternastu Wspomożycieli szybko rozwijał się (w Langheim po kilku latach powstało probostwo i bractwo Świętych Wspomożycieli) i przekraczając granicę południowych Niemiec, zawędrował do Czech i na Śląsk za przyczyną cystersów. Na Śląsku w 1633 roku wydano, a w 1693 wznowiono specjalny modlitewnik pod tytułem „Pomoc w 14wsp-2potrzebie, czyli życie Jezusa, Maryi i Józefa wraz ze śmiercią i cudownym oddziaływaniem 14 wspomożycieli”. Zawierał on biogramy Świętych przybliżające ich życie oraz miedzioryty z ich przedstawieniami. Pomocą było też dzieło z 1270 roku włoskiego dominikanina, biskupa Jakuba de Voragine, „Złota legenda”, zawierające żywoty świętych i legendy hagiograficzne ułożone według kościelnego kalendarza (w Polsce wydane zostały 143 edycje a jednym z tłumaczy był Leopold Staff).
Większość z 14 Świętych Wspomożycieli żyła na przełomie III i IV wieku za panowania cesarza Dioklecjana, w czasach krwawych prześladowań chrześcijan i poniosła męczeńską śmierć. To święci wspólni dla Kościoła wschodniego i zachodniego.
„Do czternastu wspomożycieli zalicza się znanych nam wszystkim świętych: Krzysztofa, Barbarę, Katarzynę, Małgorzatę i Jerzego. Mniej znani to: Achacy, Błażej, Cyriak, Dionizy, Erazm, Eustachy, Idzi, Pantaleon czy Wit. W zależności od związanych z nimi opowieści, święci stawali się patronami różnych spraw. Dobrze nam znany jest św. Krzysztof, którego imię oznacza „niosący Chrystusa”. Jest on patronem przewoźników, kierowców oraz wszystkich wędrowców. Święty Wit, który uzdrowił chorego na padaczkę syna Dioklecjana, stał się patronem chorych na epilepsję, a do świętego Idziego modliły się bezpłodne pary. Za jego wstawiennictwem urodził się Bolesław Krzywousty, a jego rodzice, Władysław Herman i Judyta Czeska, ufundowali później u stóp Wawelu kościół pod jego wezwaniem. Większość katolików, którym jest udzielane błogosławieństwo św. Błażeja dwoma skrzyżowanym świecami nie wie, że ów święty stał się patronem od bólu gardła, gdyż uzdrowił w cudowny sposób chłopca duszącego się połkniętą ością.
Święta Katarzyna przekonała do wiary chrześcijańskiej pięćdziesięciu uczonych, których zadaniem było wykazanie, że się myli. Została patronką wielu zawodów, a szczególnie uczonych. Jest uznawana za najpotężniejszą wśród wspomożycieli, a jej kult był tak wielki, że poświęcono jej zwrotkę w pieśni Bogurodzica.
Święta Barbara została ścięta mieczem przez własnego ojca. Jej niezwykła odwaga spowodowała, że uznano ją za patronkę dobrej śmierci, a szczególnie ludzi będących w niebezpieczeństwie śmierci, a więc górników, saperów czy artylerzystów” (http://www.otonysa.pl/news.php?id=33356). Wspólne wspomnienie obchodzone jest lokalnie 8 lipca lub 8 sierpnia a poszczególni święci mają swoje dni w kalendarzu liturgicznym.

Na Śląsku łączono przedstawienie Czternastu Wspomożycieli z wizerunkiem Świętej Rodziny, jako Trójcy Stworzonej.

Kościoły pod wezwaniem 14 Wspomożycieli znajdują się w Lubawce, Trzebnicy a ołtarze lub obrazy np. w Krzeszowie, Nysie, Kłodzku, Oleśnie Śląskim.

Kult 14 Świętych Wspomożycieli upadł po sekularyzacji zakonu cystersów w 1810 roku, gdy majątek zgromadzenia przeszedł na własność rządu pruskiego.

W Niemczech na miejscu objawień stoi zbudowana w XVIII wieku bazylika Czternastu Świętych Wspomożycieli.Zaliczana jest do pereł architektury rokokowej. Miejscowość nosi obecnie nazwę Vierzehnheiligen czyli dosłownie 14 Świętych. Do bazyliki wierni pielgrzymują z prośbami do świętych patronów tego kościoła. Przybywają też, aby oddać cześć Dzieciątku Jezus, jedynemu Wspomożycielowi otoczonemu swoimi świętymi.14wsp-oltarz
Od grudnia do lutego można oglądać w bazylice Czternastu Świętych Wspomożycieli w Vierzehnheiligen (Górna Frankonia, diecezja Bamberg) szopkę. Bazyliką i pielgrzymami opiekują się ojcowie franciszkanie.

Tu na ziemi wojujecie
i triumfalnie zwyciężacie
diabła, ciało i świat.
O, wszechwładni Wspomożyciele! […]
Z piekła złość się wylewa
a diabeł czynami szaleje
z całej siły przeciw wam.
O, wszechwładni Wspomożyciele!
Oni wyśmiani teraz muszą
leżeć wszyscy u waszych stóp:
królestwo ich przepadło całe.
O, wszechwładni Wspomożyciele!”.
Warto zwracać się do 14 Świętych Wspomożycieli w trudnych sytuacjach życiowych, zwłaszcza w chorobach.

 

Pierwotnie tekst ukazał się w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w listopadzie 2013 roku

Jestem obdarowany, jestem wierny

 

Minął okres Pierwszej Komunii Świętej, Sakramentu Bierzmowania oraz Mszy Prymicyjnej w naszej parafii.
Co łączy te uroczystości?
To 3 z 7 Sakramentów Świętych, a właściwie 5, bo Chrzest i Sakrament Pojednania są też udziałem świętujących osób.
Pomyślałam, że spróbuję przyjrzeć się, czym są te szczególne dary Jezusa Chrystusa.
Zamysł pisania tego tekstu wywołał we mnie falę wspomnień dotyczącą mojej Komunii i Bierzmowania. Co pamiętam z tych uroczystości? Co wtedy przeżywałam? Jakie miało i czy w ogóle miało dla mnie znaczenie przyjęcie tych Sakramentów?

Ze swojej Pierwszej Komunii pamiętam śpiewany w kolegiacie hymn Veni Creator. Śpiewanie w kościele „O Stworzycielu, Duchu przyjdź” napełnia mnie do dziś nieuzasadnioną radością i żalem, że tak rzadko śpiewamy tę uroczystą pieśń. Pamiętam jeszcze wchodzenie do kościoła i oczywiście bardzo dokładnie pamiętam swoją sukienkę. Odkrywam z niejakim zaskoczeniem, że nie pamiętam żadnych swoich przeżyć, uniesień.
Moje Bierzmowanie natomiast wywołuje we mnie złość na samą siebie, że nie przyłożyłam się do świadomego wyboru swojego patrona a tym samym imienia z Bierzmowania. Smutek z powodu niepamięci przeżyć z czasów, gdy przyjmowałam Sakrament Bierzmowania i Pierwszą Komunię Świętą szybko minął.
chwilaTo gdzie teraz jestem, jaka jestem, w jaki sposób kroczyłam przez życie od szkolnych lat, gdy przyjmowałam te Sakramenty, są skutkiem, konsekwencją moich wyborów.
Doszłam do wniosku, że właściwa ocena siebie samego, skutków podjętych decyzji i konsekwentnego ich realizowania wymaga bycia dorosłym, upływu lat, które zapełniają się świadectwami pokazującymi czy udaje mi się kroczyć wybraną przez siebie drogą a raczej drogą, którą zaproponował mi Bóg.
Otrzymałam, jak wielu innych, wspaniałe dary od Boga, dary, które pomagają żyć według systemu wartości, wyznawanego przez moich rodziców, którzy w moim imieniu na Chrzcie Świętym otworzyli mi możliwość pójścia za Chrystusem w miarę mojego dorastania i dojrzewania.
Ja dorastając potwierdzałam tylko świadomie pierwotny wybór. Miałam, podobnie jak każdy, wolną wolę uczynienia ze swoim życiem, co zechcę.
Moim ulubionym motywem są ręce z fresku „Stworzenie Adama” Michała Anioła ze sklepienia Kaplicy Sykstyńskiej w Watykanie. Silna i władcza ręka naszego Pana kieruje się ku wiotkiej i osłabionej ręce pierwszego człowieka-każdego człowieka. Tak działają Boże Dary w postaci Sakramentów. Niosą siłę i wiarę oraz nadają sens naszym działaniom. Są tchnieniem Boga w nasze życie.
Czy będą nas prowadziły, czy będą dla nas źródłem wody żywej, czy pozostaną kręgosłupem wiary – to zależy od nas.
Boża i ludzka ręka kojarzy mi się również ze specjalnym błogosławieństwem księdza Prymicjanta odprawiającego swoją pierwszą Mszę Świętą po przyjęciu Sakramentu Kapłaństwa. Przeżyłam to wiele lat temu, gdy mój szkolny kolega położył rękę na mojej głowie i wymówił słowa błogosławieństwa. Doznałam tego odczucia przepływu Łaski Bożej po raz kolejny w czasie prymicji naszego parafianina.
Moja koleżanka mówi, że powinniśmy nieść w nasze życie, do rodziny, znajomych, bliźnich to, co dostaliśmy od Boga. I oddawać, oddawać…
Porównuje to do działania wody w dzbanie, która utrzymuje przy życiu zerwane kwiaty.
Mnie osobiście najbardziej urzeka w życiu to, że nie można zastygnąć, znieruchomieć. Życie wymaga działania, pracy, trudu, pasji, aktywności i troski.
Wspierani Bożą Mocą z radością kroczmy przez życie pielęgnując Dary płynące z Sakramentów, rozdając je innym, chroniąc je przed uszkodzeniem i zepsuciem.
Nawrócony poeta Jerzy Liebert napisał w wierszu „Jeździec” słowa, które oddają sens życia katolika.

Uczyniwszy na wieki wybór,
W każdej chwili wybierać muszę.

Michał Anioł „Stworzenie Adama”

Michał Anioł „Stworzenie Adama”

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pierwotnie tekst ukazał się w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w maju 2010 roku

Wotum Narodu dla Matki Bożej Częstochowskiej, Królowej Polski

Kościół Święty i Ojczyznę naszą – Polskę, oraz naród nasz i to, co go stanowi – Tobie Matko zawierzamy, w opiekę oddajemy i o uproszenie Bożego Miłosierdzia błagamy!”

MBczestochowa8 września 2011 r. odbyła się w Kaplicy Różańcowej na Jasnej Górze premiera dokumentalnego filmu w reżyserii Zdzisława Sowińskiego „Prawdziwie spadła z nieba”.
Film opisuje prace nad nowymi koronami i sukienką dla Matki Boskiej w cudownym, jasnogórskim obrazie. Tytuł filmu to słowa papieża Benedykta XVI wypowiedziane w 2010 roku w czasie poświęcenia nowych koron i prezentacji projektu sukienek.
W koronach wykorzystano m.in. ponad 2 tys. diamentów, meteoryty z Księżyca, Marsa i Merkurego, błękitne perły oraz kamienie z Ziemi Świętej, w tym kamień z Golgoty.
Są to dary serca pielgrzymów z Polski i zagranicy.
Nowe szaty i korony, to materialny obraz modlitw błagalnych i dziękczynnych pielgrzymów do Matki Bożej Jasnogórskiej.
Wykorzystana została biżuteria, monety, złoto, srebro, ale także plastikowe różańce, aluminiowe medaliki i zapisane modlitwy zamknięte w metalowych tulejkach.MB-fragment-sukienki Na sukni wyryto elektrokardiogram-wykres pracy serca-Matki Bożej i Narodu powierzającego Jej swoje troski i radości w modlitwach. W koralowych fałdach sukni Pana Jezusa umieszczono niewielki fragment skrzydła prezydenckiego samolotu, który rozbił się 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem oraz obrączkę, którą wraz z adresem żony i modlitwą wyrzucił z pociągu więzień jadący do Auschwitz. Te dwa wota obrazują cierpienie rodzinne i narodowe i wyrażają naszą pamięć i hołd tym, którzy oddali życie za Ojczyznę.
Korony i sukienki są dziełem złotnika Mariusza Drapikowskiego i jego zespołu.
Są to już czwarte korony założone Matce Bożej w jasnogórskim obrazie.
Pierwsze korony papieskie otrzymała Matka Boża Jasnogórska 8 września 1717 r. Była to pierwsza ceremonia koronacji poza Rzymem. Korony podarowane przez papieża Klemensa XI skradziono w 1909 r. Ponowna rekoronacja Obrazu odbyła się w 1910 r koronami ofiarowanymi przez papieża Piusa X a trzecie pobłogosławił papież Jan Paweł II w 2005 r.
Obecne zostały założone we wrześniu ubiegłego roku. Korony i sukienki są wyrazem wdzięczności i miłości, cierpienia i nadziei Narodu Polskiego.
Warto przypomnieć, że papież Pius X w 1906 r. ustanowił dzień 26 sierpnia uroczystością Matki Bożej Częstochowskiej. W 1908 r. zezwolił na wpisanie na stałe do Litanii Loretańskiej wezwania: „Królowo Korony Polskiej”.
Obecnie każdego roku 3 maja obchodzona jest uroczystość Maryi, Królowej Polski.

 Pierwotnie tekst ukazał się w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w październiku 2011 roku

11. Bajeczka o magicznym słowie

Pamiętacie Różdżkę Czułości? Przybyła niepostrzeżenie jakiś czas temu (w bajce nr 6).
Obiecałem wam, że napiszę, czy udało się nam, tzn. mnie –Jej pocałunkowi i Jego pocałunkowi ją zatrzymać na dłużej-może nawet na zawsze.
Było to tak: Dni toczyły się leniwie, pełne codziennych zajęć. Jej pocałunek mógłby z zamkniętymi oczami wymienić codzienne czynności swojej Pani: wstawanie, ubieranie, jedzenie, praca, jazda autobusem i tramwajem, powroty do domu, sprzątanie, robienie zakupów, gotowanie, pranie…Znacie to przecież-zawsze tak samo i zawsze to samo.
Niezupełnie. Jej pocałunek zauważył, że koniec tygodnia jest nieco inny. Pani więcej pracuje w domu, w mieszkaniu rozchodzi się rozkoszny zapach pieczonego ciasta.
Jej pocałunek lubi zgadywać, co tym razem Pani upiecze. Bawi się tym doskonale. Gdy wieczorem w piątek przyjeżdża Pan, zanim Pani wypaple, co zrobiła, zadaje szybciutko pytanie Jego pocałunkowi. Ten konkurs jest bardzo zabawny. Jego pocałunek też lubi tę zabawę. Nagrody są takie mu miłe, takie czułe i tkliwe. Są też nagrody pocieszenia. Jej pocałunek zawsze ma mnóstwo pomysłów.
Tym razem pyszny sernik czekał w kuchni, obiad był przygotowany, dom wypełniony zapachami.
Jej pocałunek czuł coraz częściej coś bardzo poważnego między Panem a Panią. Nawet Jego pocałunek ostatnio mruczał coś o decydującym spotkaniu.
Na razie postanowił nie analizować przyczyn napięcia tylko przygotować się na dobrą zabawę z Jego pocałunkiem. Konkurs „co Ona upiekła?” odpadał, bo zapach sernika od drzwi zdradzał odpowiedź.
Od samego wejścia Jego pocałunek robił do niego dziwne miny, pokazywał palcem na Pana, a raczej na kieszeń Jego marynarki i łapał się za głowę. Jej pocałunek niewiele zrozumiał z tej migowej i minowej mowy. Już miał się nadąsać gdy usłyszał głos Pana pełen ciepła i czułości. Udobruchany kiwnął na Jego pocałunek zapraszając go do zabawy. Pani wyszła do kuchni zrobić herbatę.
A tu pełne zaskoczenie! Pan szybko wyjął coś z kieszeni, upewnił się czy Pani nie nadchodzi i położył „to coś” obok filiżanki Pani.
Już miał uczynić wyrzuty Jego pocałunkowi, że nie zdradził sekretu tajemniczego, małego pudełeczka, ale ciekawość przeważyła. Wspólnie z Jego pocałunkiem próbowali poważyć wieczko pudełka. Nic z tego. Było mocno zaciśnięte. Nie pozostawało nic innego jak poczekać na Panią. Pocałunki stanęły po obu stronach pudełeczka w oczekiwaniu na rozwój wydarzeń.
bukiet makow Nareszcie Pani przyszła z kuchni z herbatą. Od razu zauważyła niespodziankę przy swoim nakryciu. Popatrzyła z czułością na Pana – Jej pocałunek zauważył lśnienie w Pani oczach – i bez słowa otworzyła czerwone, aksamitne pudełko. W środku był pierścionek. Światło odbiło się od szlifowanego oczka i rozsypało drżące blaski w powietrzu. Jej i Jego pocałunek westchnęły z zachwytu. Było tak, jak gdy przybyła po raz pierwszy Różdżka Czułości (w bajce nr 6).
Pocałunki w pierwszej chwili pomyślały, że to magiczna sztuczka Różdżki.
Padły jednak nieśmiałe słowa: „Kocham Cię. To pierścionek mojej mamy”.
Wszystko stało się jasne. Pocałunki padły sobie w objęcia. Czekały na ten moment, który kończył ich żmudne poszukiwania dotyczące „bycia parą”.
Różdżka Czułości tym razem była również obecna.
Koniec.

„Zamieszkały w Biblii”

Roman Brandstaetter

Roman Brandstaetter

Tymi słowami historyk literatury, biblistka prof. Anna Świderkówna określiła Romana Brandstaettera (1906-1987), polskiego pisarza, poetę, dramaturga, tłumacza i wybitnego znawcę Pisma Świętego.
W lecie 1987 roku zgłoszono czterotomowe dzieło „Jezus z Nazarethu” do nagrody Literackiej Nobla, ale nagła śmierć pisarza na zawał serca we wrześniu tegoż roku spowodowała wycofanie kandydatury. W tym wybitnym dziele autor połączył dogłębną znajomość Biblii i zwyczajów narodu wybranego z głębokim zrozumieniem zbawczej misji Jezusa Chrystusa nadając dziełu pełną poezji formę.
Roman Brandstaetter „zamieszkał w Biblii” podobnie jak jego przodkowie Żydzi, którzy w 1670 roku osiedlili się w Polsce uciekając przed prześladowaniami w Austrii. Na szlaku ich polskich wędrówek jest Brzesko, Tarnów, Warszawa i Poznań.
Pradziadek Romana, Abraham Brandstaetter osiedliwszy się w Tarnowie założył tam dwie tłocznie oleju, znany był ze swej dobroci (w każdy piątek na dziedzińcu swego domu rozdzielał biednym pieniądze, chleb i oliwę), mądrości i bogobojności wynikających z wcielania w życie nakazów Biblii.
Dziadek Romana, Mordechaj Dawid mieszkający w Tarnowie, badacz Biblii i Talmudu, był jednym z twórców literatury hebrajskiej i założycielem żydowskiego ruchu oświeceniowego w Galicji „Haskala” dążącego do wyjścia Żydów z izolacji społecznej i przeciwstawiającego się fanatyzmowi religijnemu.
To właśnie dziadek zostawił Romanowi Brandstaetterowi testament, który tak zapisał wnuk w w książce „Krąg biblijny”:
„Będziesz Biblię nieustannie czytał – powiedział do mnie. – Będziesz ją kochał więcej niż rodziców… Więcej niż mnie… Nigdy się z nią nie rozstaniesz… A gdy zestarzejesz się, dojdziesz do przekonania, że wszystkie książki, jakie przeczytałeś w życiu, są tylko nieudolnym komentarzem do tej jedynej Księgi”.
Roman Brandstaetter wychował się w domu gdzie przykładano wagę do tradycji i historii rodziny, do religii, kultury i literatury. Uczył się czytać i pisać z Biblii w polskim tłumaczeniu ks. Jakuba Wujka, odebrał staranne klasyczne wychowanie, uczył się gry na fortepianie, i już, jako 13 latek podjął pierwsze poetyckie próby. Ukończył szkołę powszechną i męskie gimnazjum w Tarnowie, a maturę zdał w Krakowie gdzie też studiował filozofię i literaturę polską w Uniwersytecie Jagiellońskim. Podejmował kolejne próby poetyckie i pisał do różnych czasopism. Po studiach przebywał w Paryżu na rządowym stypendium badając działalność polityczno-społeczną Adama Mickiewicza i uzyskał w 1932 roku tytuł doktora filozofii. Po wybuchu II wojny światowej Roman Brandstaetter uciekł do Wilna, gdzie ożenił się z Tamarą Karren. Poszukiwany przez NKWD, dzięki pomocy rodziny żony przez Moskwę, Iran i Irak dotarł do Jerozolimy. W Palestynie dostaje pracę w nasłuchu radiowym Polskiej Agencji Telegraficznej. Niestety opuszcza go żona, zakochana w polskim oficerze, lekarzu chirurgu.
To czas ogromnej przemiany wewnętrznej autora dramatu „Powrót Syna Marnotrawnego”.
Roman Brandstaetter przyjął za prawdę słowa Jezusa: „Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem (J 6,63).
W 1946 roku autor „Kupca Warszawskiego” wyjechał do Rzymu i tam przyjął chrzest w Kościele Katolickim. Poznał w polskiej ambasadzie Reginę Brochwicz Wiktor, asystentkę ambasadora RP prof. Kota – swojego profesora z okresu studiów w UJ. Wkrótce pobrali się a po 40 latach małżeństwa pisarz napisał po śmierci żony: „Była mym domem. Mój dom umarł. Anioł opuścił mój dom”. Dramaturg powrócił na stałe do Polski w 1948 roku, 10 lat spędził w Zakopanem, aby potem osiąść aż do śmierci w Poznaniu, gdzie został pochowany na cmentarzu w Miłostowie. Roman Brandstaetter kazał umieścić na płycie grobowca, w którym spoczęła wcześniej jego żona słowa z 1 Listu Apostoła św. Jana „Przeszliśmy ze śmierci do życia” (1 J 3,14).
Autor dramatów „Medea”, „Dzień gniewu”, „Cisza”, „Upadek kamiennego domu” zawsze aktywnie pracował zawodowo i społecznie. Był kierownikiem literackim Teatru Polskiego w Poznaniu, a następnie Opery, przewodniczącym rady Kultury w MRN w Zakopanem, członkiem korespondentem francuskiej Academie Rhodanienne des Lettres. Dokonał przekładów wybranych dzieł Szekspira: „Hamlet”, „Król Ryszard III”, Kupiec wenecki” i innych.
Przede wszystkim jednak dokonał cudownych przekładów z języka hebrajskiego czterech Ewangelii, Dziejów Apostolskich, Apokalipsy oraz Listów św. Jana a ze Starego Testamentu „Pieśni nad pieśniami”, Antologii poezji Starego Przymierza, Czterech poematów biblijnych, Psałterza i innych.

Pomnik Romana Brandstaettera w Tarnowie

Pomnik Romana Brandstaettera w Tarnowie

Roman Brandstaetter pozostawił po sobie ogromną spuściznę: dramaty, powieści, książki, tomiki poezji, jak Pieśń o moim Chrystusie, Hymny Maryjne, Dwie Muzy, Księga modlitw, Pieśń o życiu i śmierci Chopina i Księga modlitw starych i nowych. W 1975 roku wydał książkę „Krąg biblijny„ a potem „Krąg franciszkański”. Wiele opowiadań w tych książkach ma charakter autobiograficzny. Wszystkie wciąż powracają do Biblii, która dla pisarza była jednością Starego i Nowego Przymierza. Jednym z opowiadań jest „Lament nie czytanej Biblii”. Biblia, jako Słowo ma charakter osobowy. Skarży się i żali na właściciela, który ją kupił, postawił na półce, zapomniał o niej i w jego życiu nie odgrywa ona żadnej roli, choć uważa się za chrześcijanina. Anonimowy autor w Internecie zamieścił odpowiedź na lament Biblii. Tekst doskonale oddaje to, o czym myślę, czytając opowiadanie Brandstaettera.
„Droga Biblio!
Jesteś chyba jedyną księgą, która w różnych ludziach wywołuje tak mieszane uczucia. Każdy człowiek traktuje Cię inaczej. Dla jednego jesteś świętą księgą stanowiącą fundament życia duchowego, a dla drugiego, niestety, zwyczajną książką zapełniającą miejsce na półce. Często jednak i u tych drugich w końcu znajdujesz czołowe miejsce w życiu, nierzadko w ostatnich jego latach.
Uważam, że masz rację żaląc się na ludzi, dla których nie masz żadnego znaczenia. Ale nie wszyscy są tacy. Nie możesz o nich zapominać. Przecież tak wielu ludzi opiera na Tobie swoje życie, uczysz ich kochać, wybaczać, rozumieć innych… Oni wiedzieli, co robią wydając na Ciebie pieniądze i dźwigając Cię w torbie do domu. Nie zapominaj, Biblio, o tych osobach.
Pisząc ten list chciałabym Ci uzmysłowić, kochana Biblio, że istnieje na świecie bardzo wielu ludzi, dla których w Twoich naukach jest podstawa życia duchowego. Szacunek i miłość do Ciebie przekazywać oni będą przyszłym pokoleniom, które podobnie jak przodkowie poszukiwać będą na Twoich stronach wyjaśnienia sensu życia, pocieszenia lub pogłębienia swojej wiary. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy mogą wybrać inną, błędną drogę do poszukiwania tych uczuć, ale i oni prawdopodobnie przekonają się, że najlepszą drogą do osiągnięcia tego celu jesteś właśnie Ty, Biblio”.
Jaką Ty dajesz odpowiedź Biblii?

Pierwotnie tekst był opublikowany w miesięczniku Misericordia Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w maju 2013 roku.

Stań do Apelu!

Historia Apelu Jasnogórskiego jest bardzo krótka w porównaniu z ponad tysiącletnią historią chrześcijaństwa na polskich ziemiach czy ponad 600.letnią historią JasApelnej Góry. Oficjalnie tradycja ta rozpoczęła się 8 grudnia 1953 roku. To tylko 60 lat. Zdarzenia, które poprzedziły pierwszy Apel i leżały u źródeł jego powstania wydłużają tę historię do 95 lat. To bardzo świeża i młoda tradycja a jakże wrosła w polski kościół. Już nie tylko na Jasnej Górze, ale w wielu kaplicach i kościołach oraz w domach wiernych o godzinie 21 wieczorem, w łączności z modlitwą w Kaplicy Cudownego Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej, rozbrzmiewają te słowa:
Maryjo, Królowo Polski,
Maryjo, Królowo Polski,
jestem przy Tobie, pamiętam,
jestem przy Tobie, pamiętam,
czuwam
.
Modlitwa w intencji Polski i Kościoła „rozrosła się” do całego nabożeństwa. Na Jasnej Górze, przy uroczystych fanfarach odsłaniana jest ikona, wierni śpiewają „Bogurodzicę”, następnie trzykrotnie antyfonę apelu (wyżej zacytowaną). Potem następuje krótkie rozważanie, często związane z aktualnymi potrzebami Narodu i Kościoła. Następnie odmawiana jest jedna tajemnica Różańca a na prośbę ostatnich papieży począwszy od Jana XXIII, dołącza się Zdrowaś Maryjo w intencji Ojca Świętego. Nabożeństwo kończy się błogosławieństwem kapłańskim. Śpiewana jest antyfona „Pod Twoją obronę” i pieśń maryjna. Apel Jasnogórski jest transmitowany za pośrednictwem katolickich rozgłośni radiowych i telewizyjnych. Apel od 25 marca 1995 roku transmituje Radio Jasna Góra, Radio Fiat, a od 2 lutego 1996 roku Radio Maryja. Od 12 maja 2003 roku modlitwę pokazuje Telewizja Trwam.

Wprowadzony w 1953 roku codzienny Apel w intencji prześladowanego przez władze komunistyczne Kościoła w Polsce, szybko stał się modlitwą uniwersalną w intencji Kościoła i jego wiernych. Nabożeństwo upowszechniło się w innych krajach po wprowadzeniu tekstu w kilku językach współczesnych i z intencjami dotyczącymi kościoła powszechnego przez ręce Maryi Królowej Świata i Kościoła.

Na stronie Duszpasterstwa Akademickiego na Jasnej Górze można przeczytać, że upatruje się początków apelu jasnogórskiego w zdarzeniu z 4 listopada 1918 roku. Polska odzyskała po 123 latach niepodległość. Jasną Górę spod okupacji austriackiej wyswobadzał podporucznik Artur Wiśniewski wraz z 22.Pułkiem Piechoty. Żołnierze tego Pułku stanęli wraz z ojcami paulinami o godzinie 21:15 przed Cudownym Obrazem Królowej Polski, dziękując za odzyskanie wolności przez Ojczyznę.
Kolejną historię leżącą u podstaw Apelu Jasnogórskiego wielokrotnie przytaczał, powołując się na ustną tradycję rodziny, pallotyn ksiądz Michał Kordecki, kapelan AK Grupy „Północ”, ps. Augustyn, słynny rekolekcjonista, pochowany w Ołtarzewie. To zdarzenia z życia oficera, lotnika Władysława Polesińskiego.
Dopiero w roku 2006 ukazała się nakładem wydawnictwa „Soli Deo” książka „Człowiek mocny Bogiem”, będąca biografią prekursora Apelu Jasnogórskiego.
Ksiądz prałat Zdzisław J. Peszkowski, doktor filozofii, harcmistrz, legendarny kapelan „Rodzin Katyńskich” oraz kapelan ZHP we wstępie do tej książki napisał, że Polesiński „był człowiekiem niezwykłej uczciwości, szlachetności i odwagi. Ojczyznę umiłował całą duszą, […]. „Człowiek mocny bogiem” to hasło jego życia”.
Kapitan Władysław Polesiński urodzony w 1906 roku w Żelechowie wstąpił do Korpusu Kadetów nr 2 w Modlinie a następnie ukończył w 1927 roku Oficerską Szkołę Lotniczą i podjął służbę w 2 Pułku Lotniczym w Krakowie. Równolegle studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, co wymagało od niego heroicznego wysiłku.
W 1931 roku w czasie lotu ze Lwowa miał wypadek na Kujawach. Silniki samolotu odmówiły posłuszeństwa. Wewnętrzny głos nakazał, co ma robić. Działania te uratowały mu życie. Samolot spłonął doszczętnie. Po szczęśliwym powrocie do domu okazało się, że w godzinie wypadku żona poleciła go opiece Matki Bożej. Rodzina uznaje to za cud a kapitan obiera Matkę Bożą za swego dowódcę, swoją Hetmankę i codziennie o 21, w godzinie Jej cudownej interwencji, salutując, staje do apelu zdając meldunek z minionego dnia i prosząc o oświecenie, co ma z pomocą Mocy Bożej dokonać jutro. Kapitan podejmuje pracę apostolską wśród oficerów. Zakłada Rycerski Zakon Krzyża i Miecza, którego żołnierze również o godzinie 21 wieczorem w modlitwie łączyli się z Chrystusem stając do apelu przed Matką Bożą Częstochowską.
Kapitan Polesiński pisał „Z synowskim tedy oddaniem – często, szczerze a z ufnością – prośmy Ją, Królową Korony Polskiej, Patronkę Polskiej Młodzieży Akademickiej i Patronkę naszego Zakonu, o światło dla oczu, o moc dla ramion naszych, moc na to, byśmy zbudowali Polskę Chrystusową, w której panowanie Maryi stanie się w każdej dziedzinie rzeczywistością”. Oddał życie w obronie Warszawy w 1939 roku zestrzelony 16 września przez Niemców.
Zwyczaj wieczornej modlitwy do Jasnogórskiej Matki Bożej był praktykowany w przedwojennych sodalicjach mariańskich w szkołach i na uczelniach.
W okresie okupacji pallotyn, ks. Leon Cieślak skupiał o 21.godzinie młodzież akademicką na tajnych kompletach na modlitwie zawierzenia Maryi, a na Jasnej Górze paulin, o. Polikarp Sawicki gromadził grupy akademickie o tej samej porze przed Cudownym Obrazem Matki Bożej Częstochowskiej.
Po wojnie 8 września 1946 roku Prymas Polski kardynał August Hlond oddał cały naród polski Niepokalanemu Sercu Maryi.
Nabożeństwo Apelu Jasnogórskiego a w szczególności sam apel i pieśń rycerska „Bogurodzica” mają charakter wojskowy, kojarzą się z apelem w wojsku, w szkole, nawet z apelem poległych, z mobilizacją, porządkiem, To wezwanie dla każdego z nas, dla naszych rodzin o codzienne sprawozdanie z naszych działań w ciągu dnia, to powierzenie problemów naszej codzienności i lęków o dobro nas samych, rodziny czy narodu Maryi Królowej Polski, Maryi Matce Jezusa Chrystusa naszego Zbawcy. To modlitwa jak w „Credo” o „jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół”.
Stańmy wszyscy do Apelu!

Pierwotnie tekst był opublikowany w miesięczniku Misericordia Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w październiku 2013 roku.

Życzenia Wielkanocne

Zmartwychwstały ukazuje się Matce, Rogier van der Weyden, ok. 1440

Nie zna śmierci Pan żywota, chociaż przeszedł przez jej wrota
Rozerwała grobu pęta ręka święta. Alleluja!

Twój Adamie dług spłacony, okup ludzki dokończony;
Wnijdziesz w niebo z szczęśliwymi dziećmi Twymi. Alleluja!

Przez Twe święte zmartwychwstanie z grzechów powstać daj nam, Panie
Potem z Tobą królowanie. Alleluja, Alleluja!

Wielu łask Zmartwychwstałego Pana
życzą Grażyna i Rafał

Wielkanoc 2014

10 bajka – Opowieść o lesie, który się nie spotkał

Jej pocałunek wciąż jest oszołomiony. Sprawy toczą się tak szybko, że nie może nadążyć. Owszem, słyszał, jak Pan zapraszał Panią na wyjazd do Kazimierza, ale to było tak daaawno. Zapomniał o tym, a tu pośpiech, szykowanie, ranne wstawanie i w drogę. Jedynym pocieszeniem była bliskość Jego pocałunku. Rano był jednak tak śpiący, że odłożył powitanie, spotkanie i zabawę na później. I tak Jego pocałunek spał tak dobrze ukryty w brodzie Pana, że nie mógł go, mimo starań, dojrzeć. Zasnął słodko w oczekiwaniu na lepsze czasy.
I lepsze czasy nadeszły. Leniwy poranek, słoneczne dzionki, spacery po uliczkach biegnących to w górę, to w dół, rozmowy, nowi ludzie, rejs statkiem po Wiśle. Zakończenie tej wyprawy było czymś, co Jej pocałunek zapamięta na zawsze. Pan i Pani ruszyli śmiesznym, żółtym pojazdem zwanym melexem w nieznanym kierunku, poza miasto. Pełen oczekiwania Jej pocałunek robił zakłady z Jego pocałunkiem o to, co je za chwilę spotka.
Dotarli na miejsce. Nazwa na tablicy była nieco myląca: Korzenny Dół. Jej pocałunek najpierw pomyślał, że to będzie miejsce pachnące piernikami, goździkami i cynamonem, skórką pomarańczową i cytrynową i miodem, bo „korzenny” kojarzył mu się jedynie z przyprawami, których jego Pani używa do ciast a w szczególności do ulubionych pierników.
Nic podobnego. Nie było żadnych Kazimierz Dolnyzapachów. Pan i Pani weszli w tunel, którego ściany były dużo wyższe od nich. Podwyższały je rosnące gęsto na brzegach drzewa. Drzewa zaplatały swoje konary nad głowami Pana i Pani, szemrały listkami. Na wysokości wzroku widać było ich korzenie i korzenie krzewów oraz roślin rosnących na brzegach tej rozpadliny w ziemi.
Po przejściu kilku metrów wąwóz zamknął się nad nimi. Jedynie słońce przebijające się przez listowie i wiatr odgarniający zasłony z liści pozwalały czuć się tu, na ziemi a nie w jakimś nierealnym świecie. Pod baldachimem z gałęzi drzew, korytarzem wyłożonym bogato boazerią korzeni i wyrzeźbionym wodą i wiatrem lessem wędrował Jego i Jej pocałunek wraz z Panią i Panem Korzennym Wąwozem. To było niesamowite przeżycie! Jej pocałunek czuł się tak, jakby ktoś okazał mu ogromne zaufanie-pokazał mu swoje wnętrze, obnażył siebie z wierzchnich szat, otworzył serce. Zapomniał o całym świecie, nawet o Jego pocałunku.
Teren wznosił się, wąwóz zawijał, zakręcał jak leniwy wąż szukający najlepszej ekspozycji na słoneczne promienie. Gdy dno wąwozu zrównało się z powierzchnią ziemi Pan i Pani zatrzymali się. Jej pocałunek kątem oka ujrzał otwierającą się zieloną płaską przestrzeń, tak nudną i smutną, że aż brzydką.
Pani i Pan chyba też nie chcieli rozstawać się z magicznym światem wąwozu i szybko odwrócili się od widoku na powierzchni. Rozpoczęli wędrówkę w dół wąwozu. Jej pocałunek zauważył, że droga z powrotem jest zupełnie inna niż pod górę. Wąwóz jest inny, korzenie wyglądają inaczej. Widział, że niektóre drzewa dokonują wręcz heroicznych wysiłków, aby utrzymać się na krawędziach wąwozu, inne zaplatają swoje korzenie w piękne warkocze, aby uczynić je mocniejszymi i zdolnymi do utrzymania drzewa w pionie.
Kazimierz DolnySą i takie, które wymyśliły metodę gęstych sieci-siatek opasujących lessowe ściany wąwozu.
Jej pocałunek zadumał się. Co się wydarzyło w tym niesamowitym miejscu? Kto spowodował odkrycie wnętrza ziemi? Dlaczego drzewa nie poddają się?
Cichutko zapytał o to Jego pocałunku, który podziwiał drzewa i wąwóz z niekłamanym zachwytem. Spotkało go ogromne zaskoczenie.
Jego pocałunek powiedział: A może było to tak.
-Jak?- zapytał Jej pocałunek niecierpliwie ale i z ciekawością.
– Dawno temu stok pagórka, na którym stoimy porastała trawa. Wierzchołki pagórków pokrywał las. Las postanowił dotrzeć aż do podnóża góry, na której wyrósł wiele lat temu. Na górze często wiało, paliło też słońce, było już bardzo ciasno. Łąki na stoku zachęcały do zamieszkania. Na pomysł zasiedlenia wpadły drzewa z lasów na okalających łąkę pagórkach. Pomału ruszyły w dół. Rozsiewały najpierw pojedyncze drzewa, te przyciągały następne. Za dużymi drzewami odważyły się mniejsze, bardziej wątłe krzaczki a na końcu i jednoroczne rośliny. Drzewa z pagórków były już bardzo blisko. Słyszały już szelest swoich liści. Szumiały z radością, że minie jeszcze kilka lat i będą mogły stać blisko siebie, zaczepiać się konarami, łaskotać gałązkami i muskać listkami. Na razie te najsilniejsze okrywały swoimi gałęziami bardziej wątłe, aby ochronić je przed słońcem i wiatrem. Patrzyły na drzewa z sąsiedniego pagórka-były takie piękne, smukłe, z pełnym radości listowiem. Stroiły swoje gałęzie jak najpiękniej, wyciągały je ku górze i na spotkanie upragnionych, długo oczekiwanych sąsiadów. Zaczęły nawet układać wspólne pieśni przenoszone usłużnie przez zjawiający się od czasu do czasu figlarny wiatr. Wiatr uwielbiał być posłańcem i przenosić dźwięki, szelesty, liściaste słowa, stukot gałęzi, szmer listków, śpiew ptaków, skrzypienie pni. Szczęście było bardzo, bardzo blisko. Pewnego dnia niebo pokryło się szarym kocem chmur. Chmury ciemniały i ciemniały, opadały złowieszczo coraz niżej, dotykały już koron drzew na szczytach pagórków i tam też te korony je zatrzymały. Lunął deszcz, padało przez tydzień. Woda spływała z chmur wprost na szczyt najbliższego pagórka, sunęła po stoku aż do podnóża góry. Początkowo łąka i zbliżające się do siebie z sąsiednich pagórków drzewa były zadowolone, umyły się bardzo dokładnie, zrobiły mnóstwo zapasów wody na bezdeszczowe dni. Deszcz jednak nie przestawał padać a wody było za dużo. Znalazła sobie ona drogę właśnie pomiędzy drzewami, wyrywała trawę, żłobiła coraz głębszy korytarz w ziemi.
Ulewa minęła, drzewa nie przejęły się zbytnio, wiedziały, że poradzą sobie z tą wyrwą w ziemi, która je przedzielała i swoimi korzeniami przekroczą ją, aby połączyć się z dawna oczekiwanymi drzewami z naprzeciwka.Kazimierz Dolny
Myliły się jednak bardzo. Każdy kolejny mały czy średni deszcz a już ulewy w szczególności pogłębiały przerwę między drzewami. Wąwóz wił się omijając silne korzenie największych drzew, które spotykał na swojej drodze. Mijały lata, ściany wąwozu rosły, rosły, stęsknione i zrozpaczone drzewa połączyły swoje korony nad wąwozem pocieszając się dotykiem swoich gałązek i liści.
Lęk przed upadkiem do głębokiego wąwozu kazał drzewom wymyślać różne sposoby zabezpieczeń, aby uniknąć zagłady.
Jej pocałunek tak się zasłuchał w opowieść Jego pocałunku, że ze zdziwieniem zobaczył, że znów Pan i Pani stoją u wlotu do wąwozu pod tablicą Korzenny Dół.
Jej pocałunek był zachwycony opowieścią Jego pocałunku. Rozpierała go duma, że ma tak zdolnego towarzysza. Był pewien, że Pan pochwali swój pocałunek i podziękuje za piękną, troszkę smutną opowieść o nie spełnionych marzeniach.
On sam obieca wieczorem swojej Pani, że będzie starał się jak najwięcej nauczyć od Jego pocałunku, będzie czytał, będzie słuchał i oglądał filmy, nauczy się opowiadać historie podobne do tej o Korzennym Wąwozie.

Koniec.

Niedziela Palmowa

palmyNiedziela Palmowa jak we fleszu zapowiada to, co wydarzy się w ciągu Wielkiego Tygodnia i zakończy Zmartwychwstaniem Pana Jezusa – czyli wykonaniem planu zbawienia ludzkości przez Syna Bożego.
wjazdSymbolizuje nadejście Królestwa Niebieskiego i przedstawia jego Króla-Jezusa Chrystusa. Wkracza On wraz z orszakiem ludzi do Jerozolimy i jest witany przez rzesze zwykłych ludzi oddających mu cześć, rozścielających przed nim płaszcze i zerwane z drzew gałązki palmowe i oliwne.
Król niebieski przybywa do narodu wybranego, do swojego Kościoła symbolizowanego przez Jerozolimę.
Jego przyjście zapowiedzieli prorocy Starego Testamentu, Jego zbawcza misja została też zapowiedziana. Jezus rozpoczął jej wykonywanie 33 lata wcześniej w dniu swoich narodzin dla świata ziemskiego w Betlejem. Jest oczekiwanym Mesjaszem (Chrystus jest greckim tłumaczeniem hebrajskiego pojęcia „Mesjasz”, które znaczy „namaszczony”).
Zasiada na pokornym ośle jak na tronie a nie dosiada osiodłanego wierzchowca, który symbolizuje w czasach Jezusa ziemskie bogactwo i władzę.
Prorok Zachariasz zapowiadał w Starym Testamencie: „Oto Król twój przychodzi do ciebie łagodny, siedzący na osiołku, źrebięciu oślicy” (Zach 9,9).
Wjazd na zarekwirowanym osiołku realizuje wiec zapowiedziany przez proroków motyw królewski. Rozkładanie płaszczy miało również swą tradycję w królestwie Izraela. Było ono jednym z gestów obrzędu intronizacji króla.
Zwykli ludzie odczytują ten przekaz od razu i wiedzą, że Jezusowi nie chodzi o doczesną władzę ani potęgę Izraela wśród narodów. Lud obwołuje go Synem Dawida, tym, który przynosi im zbawienie. (Łk 1, 32).
„A tłumy, które Go poprzedzały i które szły za Nim, wołały głośno:
Hosanna Synowi Dawida!
Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie!
Hosanna na wysokościach! (Mt.21, 9). A „Hosanna” oznacza „zbaw więc!”, „daj zbawienie!”.
Dzień wcześniej Jezus okazał swoją władzę nad śmiercią. W Betanii, w domu Marii i Marty wskrzesił ich brata Łazarza po 4 dniach od jego śmierci. Tym cudem zapowiedział też Swoje zmartwychwstanie po zbliżającej się śmierci krzyżowej oraz zbawienie dla tych, którzy w Niego uwierzą.
Powiedział: „Choroba [Łazarza] ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą” (J 11,4).
Do Marty zaś wypowiedział te słowa: „Zmartwychwstanie brat twój….Jam jest Zmartwychwstanie i życie; kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Czy wierzysz w to?” (J 11, 23.25).wjazd2
To, co zdarzyło się na chwałę Pana stało się też bezpośrednią przyczyną pojmania, skazania i ukrzyżowania Pana Jezusa. ”Tego więc dnia postanowili Go zabić.” (J 11,53).
Królewski wjazd do Jerozolimy był też zapowiedzią śmierci Syna Bożego, Jezusa Chrystusa, który jako Król Niebios i Ziemi oddaje życie za ludzi poprzez śmierć, aby odkupić nasze winy i zapewnić nam życie wieczne.
Dlatego też w Niedzielę Palmową nie tylko święcimy przed mszą świętą palmy (zwyczaj pochodzi z XI wieku) i idziemy z palmami w procesji wokół kościoła na wzór odbywających się od IV wieku procesji w Jerozolimie, ale też w skupieniu i ciszy rozważamy Drogę Krzyżową i śmierć Chrystusa. Według tradycji rzymskiej nazywana jest ona Niedzielą Męki Pańskiej. Poświęcone palmy powinny być przechowywane, aby w następnym roku mogły zostać spalone na popiół, którym są posypywane nasze głowy w Środę Popielcową.
W Polsce Palmami Wielkanocnymi umownie nazwano gałązki wierzby lub leszczyny o rozkwitniętych pąkach, które z czasem zaczęto przyozdabiać kwiatami, trawami, wstążkami. Gałązki ścinano zwykle w Środę Popielcową i wstawiano do wody, by zdążyły zazielenić się do Niedzieli Palmowej, nazywanej też Wierzbną, Różdżkową lub Kwietną.
Wielkanocnym Palmom przypisuje się nadzwyczajne właściwości; wiążą się z nimi liczne wierzenia i zwyczaje. Połknięcie jednej poświęconej bazi wróżyło zdrowie i bogactwo. Zatykanie palmy za obraz lub krzyż chroniło dom od nieszczęść a z kolei zatknięta w polu miała zapewniać urodzaj, ochronę plonów i Boże błogosławieństwo.
Historia wjazdu Jezusa Chrystusa do Jerozolimy oraz Jego ukrzyżowania w Wielki Piątek pokazuje nam również  jak niebezpieczną rzeczą jest bezkrytyczne korzystanie z demokratycznego prawa do realizacji woli większości i łatwość bycia ofiarą manipulacji. Wielu wznoszących okrzyki „Hosanna!” w czasie Palmowej Niedzieli za kilka dni wołało do Piłata „ukrzyżuj Go!”.
Trzymając palmy w dłoniach na swojej drodze wiary w zbawienie wołajmy do Jezusa: Hosanna, hosanna! Daj zbawienie!.
Swoimi grzechami, zaniedbaniami i zaniechaniami nie dołączajmy do tych, którzy krzyżują naszego Pana.

Tekst pierwotnie ukazał się w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w kwietniu 2012 roku

 

O grzechach naszych w Wielkim Poście

W małym drewnianym kościółku w Słopanowie w Wielkopolsce ujrzałam zabawną polichromię. W XVII wieku, gdy kościółek powstawał, malarz przedstawił diabła trzymającego lewą ręką za kołnierz karczmarkę a prawą zapisującego jej grzechy na wołowej skórze. Karczmarka trzyma kufel w swojej lewej ręce a nad nim wskazany został jej główny grzech.
W mojej głowie natychmiast pojawiają się skojarzenia:

– powiedzenie „I na wołowej skórze by tego nie spisał” oznaczające coś niekończącego się (najlepiej gdyby to nie była niekończąca się lista naszych grzechów),

– mitologiczna Dydona, która odzyskuje ziemie zagarnięte po śmierci jej męża przez chciwego brata, króla Tyru tnąc skórę wołu na paski i obejmując pasem grunta (król obiecał jej ziemię jaką da radę okryć skórą wołu),

– opowieść Wojskiego z „Pana Tadeusza” o sprytnym fortelu, którego użył, aby żaden z pojedynkujących się nie zginął od kuli wystrzelonej z odległości skóry niedźwiedziej- pociął skórę niedźwiedzia na pasy i pojedynkujący znaleźli się w za dużej odległości do oddania śmiertelnego strzału. A pojedynek po czasie doprowadził ich do przyjaźni.
Po tej małej „burzy mózgu” zaczynam analizować.
Polichromia satyryczna w swojej treści i uproszczona w formie.

slopa

Czyżby?
Czy to tylko satyra? Czy to ludowy obrazek, o którym po jakimś czasie zapomnę? Czy przedstawiona sytuacja dotyczy tylko zamierzchłej przeszłości?
Zadałam sobie te pytania. oglądając zdjęcia z wyprawy po Wielkopolsce. I zaczęłam szukać odpowiedzi.
Umieszczenie obrazu przy wejściu głównym do kościoła, pod chórem już było pewnym przesłaniem. Puściłam wodze fantazji i wyobraziłam sobie, co budowniczy i projektodawca oraz malarz polichromii chcieli powiedzieć ówczesnym ludziom: Pamiętaj człowieku, że jesteś grzeszny, że grzechy twoje są liczne, zostaw je za drzwiami, wyspowiadaj się, wejdź czysty, odpowiesz za swoje grzechy przed Bogiem, pamiętaj, diabeł cię kusi a grzechy idą na twoje konto.
Postanowiłam sprawdzić, co diabeł zapisał na wołowej skórze. Jakie grzechy były ważne dla ludzi 300 lat temu? Używając powiększenia i troszkę zgadując odcyfrowałam listę grzechów. Oto ona:
Spał 120 razy,

Gadał 3000 razy,

Nie modlił się 220 razy,

Śmiał się 4000 razy,

Obmawiał 500 razy,

Bluźnił 8000 razy,

Kaczmarze lichwiarze,

Nie dolewała

W odniesieniu do karczmarki wszystko stało się jasne i oczywiste: główny grzech-„nie dolewała” czyli mniej nalewała niż zapłacono, pożyczała pieniądze zarabiając na lichwie i lista jej grzechów osobistych.
Czy to tylko wykaz grzechów sprzed 300 lat?
Patrząc na odszyfrowaną listę robię rachunek sumienia. Nie modliłam się, zapominając choćby o zwykłym znaku krzyża rano? Obmawiałam…? gdy niewinne z pozoru ploteczki sąsiedzkie i firmowe stawały się nagle czymś więcej, Śmiałam się?…  a raczej wyśmiewałam z innych, z sytuacji, nie w porę, czasami, Bluźniłam?… kłóciłam się używając niekoniecznie brzydkich,  ale w gniewie wypowiadanych, raniących słów… wszystko takie aktualne, jakby przez te 300 lat nic się nie zmieniło…
I stawałam się coraz poważniejsza. To i moje grzechy są spisane na wołowej skórze w Słopanowie.
Moje, Twoje, każdego z nas…
W tym szczególnym okresie, jakim jest Wielki Post, stara polichromia stała się dla mnie pretekstem do porządnego rachunku sumienia. Może ten tekst będzie takim pretekstem dla Ciebie…

Galeria zdjęć z kościoła św. Mikołaja w Słopanowie (XVII w.)

Pierwotnie tekst był opublikowany w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w marcu 2009 roku

 

Zwiastowanie szkołą pokory

Czas:               ponad 2000 lat temu
Miejsce:           Nazaret (obecnie w Izraelu)
Osoby:

maryja-m

Maryja, córka Joachima i Anny, 14 letnia kobieta z królewskiego rodu Dawida oddana do Świątyni na służbę Bogu

 

 

 

 

arch-mArchanioł Gabriel, jeden z najwyższych rangą aniołów sprawujący władzę nad Rajem, używany do wypełniania specjalnych misji

 

 

 

W Nazarecie, Archanioł Gabriel zjawia się przed zatopioną w modlitwie Maryją.
Archanioł Gabriel: Anioł Pański zwiastował Pannie Maryi i poczęła z Ducha Świętego.
Maryja: Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego.

A Słowo stało się Ciałem i mieszkało między nami.

To zdarzenie rozpoczęło nową erę w dziejach rodzaju ludzkiego. Maryja Panna przyjmując słowo Boga naprawiła grzech Ewy. Stając się matką Zbawiciela stała się również pośredniczką w naszej drodze do swego Syna. Jest również szafarką wszelkich łask, o czym powiedział Archanioł Gabriel w powitaniu Maryi: „Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z tobą” (Łk, 1, 28). Jedno słowo „Tak” skromnej, rozmodlonej młodziutkiej kobiety pozwoliło zrealizować obietnicę głoszoną przez proroków Starego Testamentu o nadejściu Odkupiciela świata. To „fiat” Maryi (oznaczające tak) otwiera grzesznemu człowiekowi bramy nieba i pozwala osiągnąć zbawienie; ważne jest szczególnie to, że Bóg szanuje wolną wolę człowieka, i mimo swej Wszechmocy, czeka na zaakceptowanie przez niego bożych planów. Konsekwencją zgody Maryi jest też jej wierne trwanie przy Jezusie Chrystusie od Jego narodzenia aż do męczeńskiej śmierci na krzyżu.
Pamiątkę Zwiastowania Pańskiego obchodzimy 25 marca, na 9 miesięcy przed uroczystością Bożego Narodzenia. Czcimy tego dnia tajemnicę wcielenia Jezusa Chrystusa, Syna Bożego.

bazyl

verbum

 

 

 

 

 

Współczesna Bazylika Zwiastowania Najświętszej Maryi w Nazarecie

W opisanej w Piśmie świętym scenie Zwiastowania Maryja z pokorą przyjęła wolę Boga.
Każdy człowiek w swoim życiu wielokrotnie staje przed koniecznością powiedzenia „Tak”.

            „Tak” rozpoczyna związek małżeński i nie ogranicza się tylko do momentu składania sobie przysięgi. Obowiązuje całe życie jako wypełnianie wymogów miłości małżeńskiej. Wymaga pracy nad sobą i pracy dla drugiej osoby. „Tak” jest zgodą na trudny charakter współmałżonka, jest wzajemną tolerancją dla swoich przyzwyczajeń o ile oczywiście nie wpływają one destrukcyjnie na związek. „Tak” oznacza też czułość i troskę o współmałżonka pięć, dziesięć i więcej lat po ślubie. „Tak„ to wreszcie akceptacja starzenia się, różnych dolegliwości i cierpienia, które są nieuchronne w naszym życiu. Jeśli zbudujemy nasz związek na solidnych podstawach i uczynimy pokorę strażniczką naszej postawy, poradzimy sobie na wszystkich zakrętach naszego życia małżeńskiego.

            „Tak” oznacza przyjęcie roli rodzica i determinuje nasze działania w stosunku do dzieci. Musimy podjąć się trudu wychowania i poświęcenia im maksimum czasu, gdy są małe i niezaradne, kształtują swój umysł i poznają świat. Pociąga to niekiedy za sobą konieczność rezygnacji z kariery zawodowej, z wygodnictwa i lenistwa na rzecz żywego, stałego kontaktu z dziećmi. Wymaga to od nas pracy, uczenia się budowania dobrych relacji, kształcenia charakteru i bycia sprawiedliwym. Czasem wymaga też bohaterstwa, cierpliwości, gdy rodzicielstwo wiążę się z problemami, cierpieniem, chorobą czy śmiercią. Gdy dzieci dorastają zmieniają się ich potrzeby i nasze „tak” znów jest potrzebne do uszanowania ich poglądów czy wyborów życiowych. Przyjęta rola rodzica trwa stale i wciąż zmienia swój kształt. Wypełnianie obowiązku rodzica jest dla nas samych ogromną szkołą wzbogacającą nasze życie osobiste i małżeńskie. Wzór Świętej Rodziny uczy nas troski o życie poczęte, o świętość życia rodzinnego, o wierność tradycji i wartościom; jest szkołą wiary dla rodziców i dla dzieci. Współcześnie rodzina wydaje się ostatnim bastionem, ostatnią ostoją przed światem, który głosi cywilizację śmierci.

            „Tak” określa też nasz stosunek do wykonywanej pracy. Chodzi tu zarówno o pracę zarobkową, prace w domu czy gospodarstwie czy pracę charytatywną. Sposób, w jaki Matka Boża przyjęła rolę przeznaczoną jej od Boga i realizacja tej roli wskazują nam, jak mamy się wywiązać z obowiązku pracy. Nie ma w tym miejsca na bylejakość, na bumelanctwo, na unikanie odpowiedzialności, na ukrywanie swoich możliwości i lenistwo. To, czego się podjęliśmy mamy wykonywać sumiennie, porządnie, dokładając wszelkich starań.

            „Tak” mówi też o naszych obowiązkach względem Ojczyzny. Podobnie jak nasza rodzina, pochodzenie, przodkowie są obdarzani przez nas szacunkiem i są źródłem naszej siły, dumy a czasem i zasobności, tak i naszej Ojczyźnie należy się szacunek i aktywne uczestnictwo w jej budowaniu. Znajomość historii własnego kraju, znajomość dokonań Polaków w jej historii mają być źródłem dumy i powinny skłaniać nas do pozytywnego działania a przede wszystkim powinny powstrzymywać nas przed wykpiwaniem Polski i Polaków na wielu publicznych forach. Każdy z nas buduje Ojczyznę swoim życiem i swoją codzienną pracą. Powinno nam zależeć, aby nasz wkład był wartościową cegiełką a nie styropianowym klockiem.

            Wreszcie „tak” powiedziane Bogu przez każdego z nas, wzorem Maryi, ma odnosić się do postawy wiary w całym naszym życiu. Współczesny świat, przytłaczający ludzi swoją zmiennością, tempem, wymogami, aspiracjami, agnostycyzmem, konsumpcjonizmem i hedonizmem wymaga od nas coraz częściej odważnego i publicznego wyznawania w Credo „wierzę …w Jezusa Chrystusa, Syna jego jedynego, Pana Naszego, który się począł z Ducha świętego, narodził się z Maryi Panny”. Wierzę w Dobrą Nowinę zbawienia człowieka przez Jezusa, wierzę w Ewangelię, która ma możliwość kształtowania wspólnot i pojedynczego człowieka, wierzę, że Kościół jest miejscem udzielania się Jezusa przez Sakramenty. Ten program życia wymaga pokory takiej, jaką widzimy u Matki Jezusa Chrystusa. Maryję Pannę możemy więc prosić o czuwanie i pomoc w odnawianiu naszej wiary. Wstąpmy do szkoły pokory Maryi Panny, aby budować królestwo Chrystusa w naszym świecie.

 

Tekst był pierwotnie opublikowany w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w marcu 2011 roku

Dziewiąta bajka – Jak pocałunki żeglowały. Bajka nieco melancholijna.

Jej pocałunek od rana czuł pewne napięcie u swojej Pani. Uspokajał się patrzeniem na Pana i Jego pocałunek. Oni obaj zachowywali spokój i opanowanie. Jego Pani troszkę udawała, że ta ostatnia sierpniowa niedziela nie różni się od tych niedziel, które minęły.
Przyczyna niepokoju wkrótce wyszła na jaw. Żeglowanie. Wyprawa nad Zegrze, spotkanie w podobnym składzie jak rok wcześniej, gdy Pani spotkała Pana wpływały ekscytująco na Panią. Jej pocałunek nauczył się być dobrym obserwatorem. Na razie najlepiej wychodziło mu obserwowanie swojej Pani, ale robił postępy i potrafił już obserwować i Pana i Jego pocałunek-pod warunkiem, że przebywali dostatecznie blisko. Miał pewne trudności z Jego pocałunkiem, który wykorzystywał każdą sposobność do chowania się w zakamarkach brody i wąsów swojego Pana. Był jednak uparty i cierpliwy i najczęściej udawało mu się wypatrzeć niecnotę i obserwować go do woli. Czasem tylko Pani i Pan trochę mu w tym przeszkadzali.zeg1
Wyruszyli wreszcie na wspólną wyprawę. Z lądu wszystko wyglądało cudownie. Słońce, wiatr, białe żagle na wodzie, kolorowe motylki żagielków desek surfingowych, chmurki na niebie. Sielanka, bajkowe odczucia. Jej pocałunek wdychał wiaterek, kolor wody kojarzył mu się z kolorem oczu Pana Jego pocałunku, czuł już kołysanie fal a biała łódka przyciągała, aby położyć się na niej i spać wygrzewając w promieniach słońca. Droga do tej upragnionej chwili była jednak długa. Żagle trzeba było postawić, uwolnić się od nadbrzeżnej kei i wypłynąć na wodę. Na łodzi pełno było kolorowych lin zasupłanych w dziwne sploty. zeg2Jej pocałunek denerwował się czy poradzą sobie ze wszystkimi żeglarskimi sprawami. Dowiedział się od Jego pocałunku, że ten pierwszy raz żegluje. Nie dziwcie się, że Jej pocałunek tak to przeżywał. Wspomnienia przewinęły mu film z wypraw na Mazury z jego Panią. Wspomnienia, jak to wspomnienia-powróciły tylko pięknymi obrazami. Film nie miał dłużyzn, nie ukazywał trudów, wysiłku, lęku i  niebezpieczeństw. Pokazywał piękne obrazy, przywoływał ciekawe wrażenia, cudowne samopoczucie i błogostan.
W rzeczywistości, gdyby nie pomoc Małgosi, i Pana Jego pocałunku nie wypłynęliby na wodę. Najważniejszy był Zbuj (pamiętacie go z wyprawy na postój pielgrzymki).zeg3 On dzierżył ster i zarządzał załogą. Jej pocałunek postanowił w domu porządnie się zastanowić co to znaczy „zarządzać ludźmi”, czy w każdej sytuacji trzeba innymi „zarządzać”, kiedy tego się nie robi, jaka jest różnica między „zarządzaniem” a „proszeniem” i „współpracą”, czy „zarządzanie” jest czymś dobrym, czy nie polega  na straszeniu innych. Mnóstwo pytań wywołał „zarządzający” załogą Zbuj.
Było pięknie. Sami popatrzcie. Chmurki jak stada białych baranków galopowały po niebie. Panie-chmurki wciąż przeglądały się w wodzie sprawdzając czy nie pobrudziły sukienek, czy są najpiękniejsze, czy są szybsze od koleżanek. Przed oczami Jej pocałunku białe chmurki i ich odbicia zlewały się, niebo z wodą łączyły i świat wydał się niebieską chustką w białe baranki. Białe żagle jachtów zlewały się z odbiciami chmurek. Idealny obraz!
zeg4zeg5zeg6zeg7zeg8Po sąsiedzku przepływali inni żeglarze na swoich łódkach, czasem motorówka z hałasem burzyła niebieskość fal, orała w nich głębokie bruzdy, które nieprzyjemnie kołysały łódką. Czasem obcy gość przyciągał wzrok niespotykanym krojem żagla czy brakiem steru.
Brzeg niekiedy zaskakiwał widokiem patrolu łabędzi z wyrośniętymi młodymi łabędziątkami o szarym jeszcze upierzeniu. zeg9Wysepki kusiły do przybicia szuwarowymi zakątkami cichości, piękna i spokoju. Jej pocałunek rozmarzył się. Cały świat pozostał na brzegu. To niesamowite uczucie odłączenia się od ziemi i ludzi! zeg10Na lądzie pozostały troski i zmartwienia, cierpienia, nie załatwione sprawy, nie wykonane telefony, nie napisane maile, telewizor, samochody, budynki, hałas i stada ludzi idących to w jedną to w drugą stronę. Na wodzie było odświętnie, uporządkowanie. Jej pocałunek szybko odkrył, że na wodzie rządził wiatr. Na niebie też. W pewnej chwili zrobiło się ciemniej, chłodny wiatr wywołał gęsią skórkę na rękach i nogach Pani. Woda z niebieskiej stała się stalowa. Grzeczne, malutkie fale zdenerwowane brakiem ciepła słonecznego podnosiły się, wyciągały szyje aby zobaczyć gdzie ukryło się słońca i czy jeszcze wyjrzy aby ogrzać ich brzuszki.  Żagle napięły się, zaczęły łopotać a łódź przechyliła się bardzo na jedną burtę. Brzeg migał pod dziwnymi kątami jakby fikał koziołki. Jej pocałunek był przerażony, najchętniej schowałby się w kokpicie wraz ze swoją Panią, Panem i Jego pocałunkiem. zeg11Na wszelki wypadek przymknął oczy i schował się pod bluzką Pani. Pan ostrzegał Panią gdy nadbiegała kolejna fala przechylająca łódkę. Sam dzielnie balansował zmieniając burty w zależności od zanurzenia. Jego pocałunek ma niesamowite przeżycia i może być dumny ze swojego Pana – pomyślał.
Szkwały były jednak krótkie, wiatr cichł i wszystko wracało do normy. Gdy zaświeciło słońce wszyscy szybko zapominali o minionym niebezpieczeństwie.
Jej pocałunek postanowił zbierać kolejne dowody na to, że światem rządzi wiatr. Rozszerzył swoje spostrzeżenie na świat, bo skoro wiatr rządzi wodą i niebem, to i światem może.
Łódź kierowana sterem, pchana wiatrem zakosami zdążała do portu.
Jej pocałunek w cichości snuł swoje rozważania.
Może i można by mieszkać i żyć w oderwaniu od świata, ludzi, ich spraw i codzienności, czasem szarości ale Jej pocałunek zatęsknił za lądem, za przytulnym mieszkaniem Pani, za przyjaciółmi, którzy ją odwiedzają, za komputerem na którym pracuje, za muzyką, której wraz z Panią słucha, za robieniem zakupów, za gotowaniem, za spotkaniami z Panem i Jego pocałunkiem. Stwierdził, że lubi życie na ziemi, choć takie na wodzie bardzo go pociąga.
Wieczorem, w domowym zaciszu porozmawia z Jego pocałunkiem, co jemu się bardziej podoba. Może Jego pocałunek wymyśli sposób, aby pogodzić marzenia z rzeczywistością. Chociaż czasami. Jej pocałunek wierzy, że to możliwe.
Koniec

Idźmy na pustynię!

pustynia

Pustynia

5 marca rozpoczęliśmy okres Wielkiego Postu mający nas przygotować na Dzień Zmartwychwstania Pana Jezusa.
Obchodzimy ten czas na pamiątkę 40 dni spędzonych przez Jezusa na pustyni.
Jezus Chrystus, mimo iż był Bogiem i znał swoją misję, wyruszył na pustynię, aby w odosobnieniu, ciszy, skupieniu i w trudnych warunkach spotkać się ze swoim Ojcem. Jednocześnie pokazał nam wszystkim, jak należy przygotowywać się do podjęcia trudnych i odpowiedzialnych zadań w naszym życiu. Pokazał też ludzkie zmagania w odczytywaniu, dobrym rozeznaniu i wykonaniu woli Bożej.
Każdy z nas w swoim życiu ulega rozterkom wewnętrznym i poddaje się wątpliwościom. Często rozważamy czy udźwigniemy ciężar odpowiedzialności i obowiązków: rodzinnych, zawodowych i innych. Czasami chcemy uciec od samego siebie w pozorną aktywność pozbawioną refleksyjności.
W czasie pobytu na pustyni Chrystus podlegał pokusom. Opisane przez ewangelistów kuszenia szatana sprowadzają się do skłonienia Pana Jezusa, aby sprzeniewierzył się miłości do Boga-Ojca, aby zrezygnował z powierzonej mu przez Boga misji zbawienia świata i zwątpiwszy w nią, aby oddał się ziemskim przyjemnościom.
Przyjęcie postulatów szatana oznaczałoby poddanie się władzy diabła i rezygnację z boskości.
Dar władzy, bogactwa i wszelkiej mądrości są mirażem, gdy są ofiarowane przez szatana.
W 1997 roku na ekranach kin pokazywano film Taylora Hackforda „Adwokat diabła”. Młody, zdolny prawnik grany przez aktora zapamiętanego z późniejszej serii filmów „Matrix”, poświęca wszystko – żonę, rodzinę, swój honor, prawdę, człowieczeństwo, sprawiedliwość i współczucie dla ofiar – molestowanych dzieci, dla ambicji zawodowych zręcznie podsycanych przez szefa kancelarii – współczesnego diabła.
Bohater uosabia największy grzech człowieka: pychę i próżność.
Mamy więc o czym rozmyślać. Mamy nad czym się zastanawiać. Okres Wielkiego Postu jest daną nam przez Kościół szansą na nawrócenie ze złej drogi, na odpokutowanie naszych grzechów i zadośćuczynienie tym, których skrzywdziliśmy naszym postępowaniem. Nie darmo więc Kościół mówi o poście, jałmużnie i modlitwie.
Wyruszmy na pustynię, aby oczyścić się, poszukać siły w Bogu i mieć udział w zwycięstwie Zmartwychwstałego.

W drodze na pustyni

W drodze na pustyni

Ważne jest abyśmy wybrali dla siebie dobrego przewodnika – Jezusa Chrystusa i abyśmy chcieli go kochać z całego serca.

Co może być pustynią dzisiaj? Rezygnacja z telewizji, ograniczenie w używaniu telefonów komórkowych, komputerów, rezygnacja ze słuchania muzyki „na okrągło”, rzucenie palenia, abstynencja, pogodzenie się z bliskimi. Odsuwając lub ograniczając zgiełk codzienności zmierzamy w kierunku pustyni, zmierzamy na spotkanie z Bogiem, któremu maksymalnie poświęcimy czas słuchając Jego głosu, odczytując Jego wolę względem nas, szukając w Nim umocnienia i sensu naszego życia.

Pierwotnie tekst był opublikowany w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w marcu 2012 roku.

Walka postu z karnawałem, rzecz o hedonizmie i ascezie

Pieter Bruegel Starszy „Wojna postu z karnawałem” fragment

Pieter Bruegel Starszy „Wojna postu z karnawałem” fragment

Prawie 500 lat temu w XVI wieku niderlandzki malarz Pieter Bruegel Starszy namalował obraz „Wojna postu z karnawałem”. I choć autor odnosił się do ówczesnego sporu religijnego Reformacji z Kościołem katolickim oraz zawarł własne przemyślenia odnośnie człowieczego życia, konfrontacyjny sposób przedstawienia dwóch stron ludzkiej egzystencji wzbudza i dziś emocje i prowokuje do własnych interpretacji. Nie dziwi więc, że temat stał się inspiracją do przedstawienia teatralnego „Święto głupców czyli walka karnawału z postem” w Teatrze Mumerus w Krakowie w 2009 roku, a bard narodowy okresu stanu wojennego Jacek Kaczmarski napisał w 1990 roku wiersz „Walka postu z karnawałem” widząc analogię do sytuacji społeczno-politycznej Polaków i śpiewał tę balladę a jej werset „Dusza moja – pragnie postu, ciało – karnawału!” wszedł do potocznej mowy. Temat jest wciąż aktualny. To we wnętrzu człowieka trwa nieprzerwanie walka postawy hedonizmu i ascezy. Dokonywane w tej walce wybory skutkują różnymi zewnętrznymi zachowaniami. Walka więc rozgrywa się na dwóch planach: wewnętrznym i zewnętrznym.
W sferze zewnętrznej życie i postępowanie katolika wyznacza rytm roku liturgicznego, a on z kolei odzwierciedla życie, śmierć i zmartwychwstanie naszego Pana Jezusa. Mamy wiec adwentowe przygotowanie na przyjście na świat Boga w ludzkiej postaci, mamy pełen radości z narodzenia Dzieciątka czas Bożego Narodzenia, mamy okres zabaw zwany karnawałem – w średniowieczu rozpoczynany „paradą głupców”, gdy wszystko było wolno – bo zawieszany był porządek moralny i społeczny, czas Wielkiego Postu czyli zastanowienia się nad własnym życiem, postępowaniem, nad wiarą i wreszcie czas przeżywania Męki Pańskiej w Wielkim Tygodniu, śmierci Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego cudownego Zmartwychwstania w Wielkanocny poranek.
Wielu jednak ma poważne trudności w życiu rytmem powtarzanym od ponad 2 tysięcy lat. Wielu porzuciło wiarę swoich przodków i stało się wyznawcami współczesnych bożków: władzy, telewizji, komórek, świata zakupów, internetu, pieniędzy, żądzy posiadania dóbr, hazardu, używania życia prowadzącego do rozpadu rodziny, do zdrad i rozwodów, wróżb, gadżetów, alkoholu czy narkotyków.
Wielu uważa, że trwa w wierze, ale na własnych zasadach, łamiąc niewygodne dla siebie przykazania a przestrzegając wybiórczo niektórych z nich.
Współczesne czasy poszerzyły obszary grzeszności. Miejsce Boga zajmuje często kult własnego ciała, utrzymywanie „wiecznej” młodości, odniesienie sukcesu zawodowego i życiowego za każą cenę, wystawienie na sprzedaż swojego życia prywatnego, swojej osoby, pogoń za ekstremalnymi doznaniami.
Karnawałem możemy wiec nazwać swoisty sposób na życie nacechowany pogonią za przyjemnością, rozrywkami stanowiącymi często przykrywkę duchowej pustki.
Wyznawcy takiego sposobu życia szybko zauważają, że przyjemności i rozrywki nie dają im radości, szybko powszednieją, a świat staje się nudny i szary.
Wyznawcy hedonizmu w życiu wiedzą, że muszą poszukiwać coraz silniejszych bodźców, coraz większej ekstrawagancji, ekstremalnych rozrywek czy nawet obsesyjnych zabaw czy zachowań, czują się szybko wyeksploatowani i zmęczeni życiem. Życie i praca w permanentnym stresie, w poczuciu zagrożenia (inni mogą też nie stosować się do żadnych zasad) wyniszczają ludzi. Zagubienie ludzi skutkuje częstymi ucieczkami od rzeczywistości w świat wirtualny, popadaniem w uzależnienia czy depresje. Dzieje się tak, gdyż hedonizm nie zaspokaja głębokich tęsknot człowieka za wartościami.
Wielu może zadawać sobie pytanie czy postawa luzu, ubawu, ironii, szyderstwa i niekończącej się gonitwy za przyjemnościami i rozrywką zabiły w nas pragnienie pokuty, skruchy, postu, refleksji nad własnym postępowaniem względem siebie i bliźnich?
Niektórzy dziennikarze twierdzą, ze nie ma ratunku dla ludzi żyjących w masowej popkulturze, gdzie jest zrozumienie dla restrykcyjnych diet a nie ma dla jakichkolwiek wyrzeczeń w piątkowy post.
Pragnę przywołać w tym miejscu słowa biblijnego mędrca Koheleta, który mówi: „Jest czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsów(Koh 3,4).
Ta mądrość pokazuje nam, że życie człowieka powinno być w równowadze. Człowiek, z Bożą pomocą, powinien dążyć do współpracy postu i karnawału oznaczających z jednej strony radość z życia a z drugiej gotowość do skruchy, poprawy postępowania, zadumy i refleksji nas sobą i światem.
Mam nadzieję, że z radością rozpoczniemy 5 marca w Środę Popielcową czas Postu, czas zadumy, skruchy, postanowień, ofiary i zadośćuczynienia za nasze niechlubne postępki.
W znaku posypania popiołem naszych głów zezwolimy Bogu na działanie w naszych sercach i rozumie a w słowach „Prochem jesteś i w proch się obrócisz” usłyszymy wezwanie do zatrzymania się w zabieganej rzeczywistości i odnajdziemy drogę do wewnętrznej równowagi, harmonii duszy i ciała, odkryjemy osobistą więź z Panem Jezusem.
Trzeba wybrać dobrego przewodnika. Dobra Nowina wskazuje naszego Zbawcę Jezusa Chrystusa, źródło Miłości i Miłosierdzia. Obiecuje też tym, którzy przez całe swoje życie będą szukali ścieżki, jaką przeznaczył dla nich Pan, nagrodę w domu Ojca – krainie wiecznego szczęścia.

Pierwotnie tekst ukazał się w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w lutym 2012 roku.