Adwent oczekiwaniem Chrystusa. Ubiegłe czasy wyczekiwały Chrystusa, tęskniły za jego wcieleniem. My także go wyglądamy i pragniemy, by ukształtował się w naszych duszach. Prócz tego oczekujemy jego przyjścia na końcu świata.
- W dawnym adwencie wyglądano Chrystusa, który miał przyjść w ciele. Wcielenie to dowód bezgranicznej łaskawości bożej, to fakt najdonioślejszy, to wielki punkt środkowy w dziejach świata, to nieskończone dobrodziejstwo boże. Prze wcieleniem lód mroził serca, zima panowała na świecie, dusze ogarniała ciemność. Grzech podnosił swe czoło ukoronowane. Człowiek był poniekąd zagrzebany w ciemności i chłodzie. Śród tej nocy grobowej zagrzmiał głos proroków i rozbudził lepszą nadzieję. Gruba noc i świtająca śród niej nadzieja to cechy pierwszego adwentu. Dopełniła się wreszcie miara nędzy, zabłysła zorza i przyszedł Ten, którego dusze wyglądały z takim pożądaniem. O święta nadziejo proroków, która sięgasz w nieskończoność, ty cnoto boska, która śród nędzy oczekujesz szczęścia, a śród słabości marzysz o sile, wstąpże i do mojej duszy! Chcę ufać silnie, z zapałem. Mimo słabość i nędzę swą spodziewam się zwycięstwa. Chcę żyć w nastroju adwentowym. Słodka, silna, święta nadziejo, w tobie moja moc i moje oparcie!
- W obecnym adwencie gotujemy się również na przyjście Chrystusa. Czekamy, żeby przyszedł i ukształtował się w duszach naszych, czekamy nadto na drugie przyjście Pańskie, które nastąpi pod koniec świata. W to ostatnie wierzę, nad pierwszym zaś, nad przyjściem Chrystusa do duszy, pracuję. Obecny adwent jest dla mnie najważniejszy. I jego także poprzedziła gęsta ciemność i mroźny chłód śmierci. I w nim również panował sen głęboki i długa noc, ale rozlegają się też głosy budzących wezwań, nawoływania pełne zachęty. Dawny adwent minął, teraźniejszy ciągle trwa i w każdej duszy z osobna się powtarza. Dusza śpi… błądzi… zamarła w odrętwieniu. Należy ją zbudzić. Niejedną duszę przygłusza ciało, żyje w niej zwierzę, a człowiek uśpiony. Inne zamroczył obłęd, więzi ułuda. Żyje w nich człowiek pełen samego siebie, a drzemie człowiek boże. Każdy z nas jest w mniejszym lub większym stopniu lunatykiem na tym świecie. Żyje, porusza się, lecz jakby we śnie. Nasza świadomość przyćmiona niewiadomością, pełna uprzedzeń, zwątlona. Życie boże, by dotrzeć do wnętrza duszy, przebijać się musi przez skorupę kamienną, lodową. Gdy zajrzę w głąb swej duszy, ile tam odkrywam jednostronności, pomyłek i braków, ile małostkowości, drażliwości, antypatii, ile dymu, cienia i mroku, ile ścieżek wydeptanych przez nieświadome poruszenia namiętności. Istotnie, pod niejednym względem pogrążony jestem w ciemnościach. Sumienie moje i natchnienia boże to tyleż głosów proroczych, które mię budzą, mną wstrząsają i usiłują mię wyzwolić z pod ułudy tych majaków. „Oświeć oczy moje!…” Chcę widzieć, chcę ujrzeć samego siebie. Chcę się oczyścić i nabrać kształtu. Po co mi chodzić po niegodnych ugorach instynktu, miłości własnej, impulsów i reakcji?
Będę prosił Boga, by mię oświecił, będę zastanawiał się nad sobą i porównywał siebie z innymi, szlachetniejszymi duszami, żeby naśladować je w tym, co mi się w nich podoba. Precz z lunatyzmem duszy! Objaw to nie normalny , choroba i niemoc! Kto rozpozna Wać zaczyna swoje błędy, ten już się budzi, a kto silną ręką zabiera się do ich naprawy, ten już stanął do służby bożej.
Rozmyślania o Ewangelji; ks bp dr. Ottokar Prohaszka; Wydawnictwo Księży Jezuitów, Kraków 1931