Ustrój feudalny

Ustrój feudalny był dziełem historii, czyli życia. Nikt go nie wymyślił, nie był on zaprowadzony czy wprowadzony świadomie i planowo, według jakiejś uprzednio wypracowanej doktryny, gdyż wyrósł spontanicznie w starożytności przedchrześcijańskiej, ale został on, w epoce chrześcijańskiej, świadomie udoskonalony. Był to ustrój zbudowany na bardzo prostej i realnej filozofii społecznej, według której społeczeństwo ludzkie jest podobne (analogia) do organizmu ludzkiego. Organizm człowieka jest złożony z różnych a niezbędnych części, jak głowa, tułów, ręce, nogi itd., a te z kolei złożone są z różnych organów, jak mózg, oczy, uszy, nos, usta, płuca, żołądek, wątroba, nerki itd., podobnie też w społeczeństwie są różne „stany”, „warstwy”, czy „grupy” zawodowe, które powinny pracować i wypełniać swoją rolę dla dobra całości. Co więcej, w organizmie ludzkim, każdy organ musi być zbudowany z odmiennych komórek, bo gdyby one były jednakowe, były by bezużyteczne. Komórki w mózgu (bardzo różniące się między sobą) muszą być inne niż te, które wchodzą w skład oka cz wątroby itd., ale przez fakt, że są różne, nie są jedne z nich ważniejsze od drugich, każda z nich bowiem jest niezbędna dla zdrowia całego organizmu, stąd też pod tym względem są równe. W praktyce ten ustrój feudalny czy korporacyjny (od „corpus” – ciało) szanował każdego człowieka jednakowo, uznając jego godność, gdyż wszyscy, każdy na swoim miejscu, służyli całości, był więc to ustrój wzajemnego usługiwania. Jego dekadencja miała różne przyczyny, których nie sposób tutaj przypominać, zwłaszcza że w każdym kraju działały odmienne czynniki, ale bodajże najważniejszą przyczyną były utrata świadomości tej filozofii społecznej, na której się opierał. Idea społeczeństwa jako „organizmu” została stopniowo zastąpiona ideą społeczeństwa „stowarzyszeń”, do którego można należeć lub nie i dla którego można pracować i poświęcać się lub nie i z którym nie potrzeba być organicznie związanym. Pojawia się nowa „filozofia” (?) polityczna, która wprowadza idee „umowy”. Pojawia się indywidualizm, który zaprzecza prawdzie socjologicznej, że człowiek jest stworzeniem społecznym. Indywidualizm uważa społeczeństwo za wroga człowieka. Rousseau naucza, że człowiek jest całością doskonałą i samotną: „L’individu est un tout parfait et solitaire”, czyli że nie potrzebuje żyć w społeczeństwie. Co więcej, Rousseau uważa społeczeństwo za wroga człowieka-jednostki. W miejsce dawnej solidarności wprowadza się egoizm. Tym właśnie przede wszystkim różni się (przed wybuchem rewolucji we Francji  zwanej „wielką rewolucją francuską”) „burżuazja” od „wsi”, że na wsi żyło się nadal według zasad feudalizmu, czyli w systemie „wzajemnych usług”, podczas gdy w mieście zapanowały indywidualizm, czyli egoizm; każdy żył tylko dla siebie. Od zasady homo homini frater (człowiek człowiekowi bratem) przeszło się do zasady homo homini lapus (człowiek człowiekowi wilkiem), a pojęcie społeczeństwa jako organizmu zostaje zastąpione pojęciem społeczeństwa jako góra piasku, stąd też na człowieka już się nie patrzy jako na komórkę żywą, której pełnia rozwoju zależy od jej życia dla dobra całości organizmu, lecz tylko jako na ziarnko piasku, którego nic nie łączy z innymi ziarnkami, ani z całością „góry”, w skład której wszedł przypadkowo.

 

Michał Poradowski – Wyzwolenie czy ujarzmienie? Marksistowska rewolucja komunistyczna; Katolicki Ośrodek Wydawniczy Varitas; Londyn 1987

Infiltracja Kościoła

W Sankt Galen przez lata spotykali się kardynałowie, tworząc najwyraźniej coś w rodzaju partii politycznej. Proste pytanie brzmi: co się stało z autorytetem w Kościele? Dlaczego nikt nie reaguje nawet w sytuacji, w której jawnie głosi się komunistyczną ideologię?

Na tym właśnie polega infiltracja Kościoła. Oczywiście na tym właśnie. Nie wolno temu przeczyć, chyba że jest się całkiem naiwnym. Paraliż władzy kościelnej nie jest niczym nowym, to zjawisko, które występowało już od wielu, wielu lat. Dokumentuje to właśnie, jeżeli zechcemy się odwołać do konkretnych publikacji, książka Taylora Marshalla Infiltration, do której napisałem wstęp. Pokazuje ona wzrastający wpływ modernizmu, a częściowo także masonerii na życie Kościoła. Nie chcę powiedzieć, że moderniści byli po prostu masonami – tak nie było. Czasami mogło się zdarzyć, że te dwie grupy się ze sobą stykały, że te ideologie się przenikały. Jednak co do zasady były to równoległe prądy myślowe. Jeśli szukamy początków, to w sensie historycznym pierwsze próby przenikania do Kościoła tych prądów miały miejsce za czasów Leona XIII. Z jednej strony był to wielki papież. Był autorem wspaniałych encyklik propagujących wiarę katolicką i broniących jej. Potępiał też jednoznacznie masonerię i głoszoną przez wolnomularzy ideologię. Jednak to wszystko działo się w sferze doktryny. Praktyka była już nieco inna. Wtedy po raz pierwszy pojawili się wyraźnie liberalni biskupi. To był początek wielkiego procesu infiltracji. Jego sekretarz stanu, kardynał Rampolla, uchodził w oczach współczesnych za liberała. Utrzymywał on wyjątkowo zażyłe i dobre relacje ze skrajnie antykatolickim rządem we Francji, w całości niemal opanowanym przez masonów. Jednocześnie prowadził niechętną politykę wobec, jakby nie było, katolickiego cesarza Franciszka Józefa.

 

Jednak czy można to porównać z tym, co dzieje się obecnie w Kościele? W końcu była to chyba kwestia polityki. A Kościół pokazał przez wieki, że może zawierać różne przymierza i że względy praktyczne nie muszą iść w parze z religijnymi.

Polityka ma ogromne znaczenie dla życia Kościoła. Naturalnie. Weźmy inny przykład. W okresie Kulturkampfu, kiedy kanclerz Bismarck próbował całkowicie politycznie podporządkować sobie Kościół, niemieccy biskupi wykazali się ogromną odwagą i siłą charakteru. W prawdziwie heroiczny sposób bronili praw Kościoła i nie ustępowali przez prześladowaniami. Niestety, Leon XIII wie wykorzystał tej woli oporu i szybko zawarł kompromis. Tym samym można wręcz powiedzieć, że dążąc do kompromisu za wszelką cenę, złamał wolę oporu niemieckich katolickich biskupów. Zawierając układ z rządem niemieckim, zyskał spokój, ale bardzo osłabił Kościół. W efekcie mianowani przez niego w Niemczech kardynałowie byli bardzo umiarkowani, jak na tamte czasy wręcz politycznie poprawni. Przykładem był ówczesny kardynał Wrocławia/Breslau, kardynał Georg Kopp, który był w istocie kandydatem protestanckiego cesarza. Trzeba pamiętać, podczas Kulturkampfu był on biskupem Fuldy i jako jeden z bardzo nielicznych próbował porozumiewać się z kanclerzem Bismarckiem, często wbrew stanowisku pozostałych hierarchów. I za to właśnie, za to, że gotów był iść na ustępstwa wobec protestanckiego państwa, został później wynagrodzony. Proszę zobaczyć, jaki płynie z tego morał: opór i sprzeciw wobec linii państwa się nie opłaca, bo w ostatecznym rozrachunku Rzym nagrodził nie tych, którzy wiernie bronili praw Kościoła, ale ludzi kompromisu, uległości, podporządkowania się. Podobny wymiar miała polityka tak zwanego ralliement w stosunku do rządu Francji. 16 lutego 1892 roku papież Leon XIII skierował do katolików francuskich encyklikę Au milieu des sollicitudes, wzywającą ich do „przyłączenia się” (ralliement) do Republiki Francuskiej. Francuska masoneria odebrała to posunięcie papieskie jako swego rodzaju kapitulację. Po raz pierwszy w historii Leon XIII użył w pozytywnym znaczeniu terminu „demokracja chrześcijańska”. Cele były szczytne: papież wierzył, że odstępując od poparcie dla ruchu monarchistycznego i idąc na kompromis z rządzącymi Republiką Masonami, doprowadzi do ograniczenia otwarcie antykatolickiej polityki. Sam przyczynił się do złamania, uprawnionego przecież, demokratycznego oporu. Wcześniej katolicy mówili: nie uznajemy tego rządu. Tak, podporządkowujemy się prawom, ale nie uznajemy antychrześcijańskich praw. Leon XIII tę siłę politycznego katolicyzmu osłabił. Wskutek ralliement blok katolicki się rozpadł. Papież tak bardzo się zaangażował po stronie Republiki, że sprzeciwiającym się porozumieniu katolikom zagroził odmową spowiedzi i rozgrzeszenia. Dla mnie był to przykład drastycznego nadużycia władzy papieskiej: wiernych katolików zmuszano do akceptacji wrogiego im rządu. Antyklerykałowie dostali dodatkowy wiatr w żagle i nie mając już przeciw sobie poważnej siły, wprowadzili kolejne antyreligijne przepisy. Mówiąc o oddzieleniu państwa od Kościoła, w istocie chcieli pozbyć się chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej.

Także za czasów Leona XIII doszło do pierwszych przypadków przenikania modernistów do Kościoła, do zdobywania przez nich wpływów i pozycji. Na tym polegała właśnie infiltracja. Dopiero Pius X postanowił się temu przeciwstawić. Zobaczył on, jak bardzo modernizm przeniknął do seminariów. Oczywiście, ten wpływ nie był tak silny jak dziś, ale pierwsze oznaki już były widoczne. Tak więc o ile Leon XIII w teorii był niezwykle surowy i zachowywał w całości nienaruszony depozyt wiary, publikował wspaniałe teksty i był wielki obrońcą katolicyzmu, w praktyce podejmował decyzje trudne do obrony, otwierające Kościół na wpływy wrogów. Niech będzie, że była to polityka elastyczna. Wtedy też, za jego rządów, pojawili się biskupi i kardynałowie o bardziej liberalnych poglądach. Na pewno nie byli to moderniści, raczej ludzie trzeciej drogi, ludzie umiaru i kompromisu ze światem. Na szczęście Pius X zaciągnął hamulec bezpieczeństwa i podjął stanowczą rozprawę z modernizmem, jednak okres jego rządów był, patrząc na to z szerszej perspektywy, tylko okresem przejściowym. Został jakby wzięty w nawias. Po jego śmierci, na tron Piotrowy zostaje wybrany Benedykt XV, o którym powszechnie było wiadomo, że nie należał do sympatyków Piusa X i nie chciał kontynuować jego stanowczej, antymodernistycznej linii. Dlatego na biskupów i kardynałów nominował ludzi, którzy w stosunku do modernizmu zachowywali stanowisko bardziej zdystansowane. Stopniowo ich liczba w episkopacie rosła. Nie byli oni jeszcze modernistami, ale nie chcieli angażować się z całą mocą w obroną wiary. Podobnie było za pontyfikatu Piusa XI. Z jednej strony pisał wspaniałe encykliki, jak Mortalium Nimos, z drugiej – nie traktował zagrożenia modernistycznego poważnie jak jego wielki imiennik. Szukał też, tak jak Leon XIII, kompromisu politycznego. Z tego powodu wycofał poparcie dla cristeros w Meksyku i zgodził się na wyjątkowo niekorzystny dla katolików pokój. Także w jego czasach kandydaci na urząd biskupa coraz częściej byli ludźmi o dość liberalnym nastawieniu. Ogólnie mówiąc, jeśli chodzi o naukę wiary, wszyscy ci papieże byli jednoznacznymi obrońcami doktryny katolickiej. W kwestiach wiary i moralności co do zasady byli nieugięci i głosili jasno, bez dwuznaczności i jakichkolwiek ustępstw, prawdziwą naukę Kościoła. Natomiast ich polityka personalna, decyzje o nominacjach, kompromisy, na które szli, wszystko to pozwalało dojrzewać w Kościele siłom obcym, siłom światowym. Słowa zawarte w dokumentach to jedno, a ludzie to co innego. Już przed soborem [watykańskim II] zatem grunt był przygotowany. Wśród biskupów i kardynałów sporo było liberalnie nastawionych, elastycznie – nazwijmy to tak – myślących ludzi. Nie była to jeszcze większość, ale całkiem znacząca grupa.

Uważam, że z tego punktu widzenia decyzja Jana XXIII o zwołaniu soboru była wielkim błędem. Po co? Po to, żeby przygotować przepisy duszpasterskie? Przecież do czegoś takiego nie trzeba było zwoływać soboru. Pod koniec lat pięćdziesiątych biskupi byli bardzo mocno wewnętrznie podzieleni. To było już wtedy doskonale widoczne. Łatwo było też przewidzieć, że jeśli dojdzie do zwołania soboru, to w tak wielkim zgromadzeniu dobrze zorganizowana siła liberalna będzie odgrywać ogromną rolę.

 

Wiosna kościoła, która nie nadeszła; bp Athanasius Schneider w rozmowie z Pawłem Lisickim; Wydawnictwo Esprit; Kraków 2020, str 137-142

Nadzieja w 2 Księdze Machabejskiej

 

Nadzieja to nie tkliwe czekanie na wybrankę – może niebiosa ją spuszczą jak mannę.

Nadzieja to nie czekanie na wybawcę np. politycznego, który przyjedzie na białym koniu.

Nadzieja – to nie „matka głupich”.

 

Czym jest nadzieja? Odsyłam do przeczytania ze Starego Testamentu 2 Księgę Machabejską. Genialne studium nadziei.

Wojciech Stattler Machabejczycy

2 Księga Machabejska odnosi się do ciężkich doświadczeń narodu wybranego, który w drugim wieku przed Chrystusem przechodzi pod władzę Seleucydów, doznaje prześladowań religijnych. Ciemiężcy próbują zhellenizować podbite tereny i wprowadzić religię pogańską. Żydzi doświadczają okrutnego terroru ale i zdrady swoich współbraci, którzy za cenę życia i lukratywnych posad godzą się na przyjmowanie pogańskich obyczajów zapierając się Prawa Bożego. Grupa prawowiernych Żydów pod wodzą Judy Machabeusza staje do walki z okupantem i deprawatorami prowadząc walkę partyzancką ale i stając do walki „w polu”. Ten czas terroru i walki o zachowanie wierności Bogu najpełniej jest czasem nadziei.

Oto przykład z życia. Kiedy zmuszano żydowską matkę i jej siedmiu synów do przekroczenia Prawa Bożego zadając im niebywałe tortury, oni nie zaparli się Boga. Jeden z synów tak mówił: „Ty zbrodniarzu odbierasz nam to obecne życie. Król świata jednak nas, którzy umieramy za Jego prawa, wskrzesi i ożywi do życia wiecznego”. (2 Mch 7,9)

Czwarty syn umierając mówił: „lepiej jest nam, którzy giniemy z ludzkich rąk, w Bogu pokładać nadzieję”. (2 Mch 7,14)

Tak, nadzieja ma korzeń w Bogu. W Nim nasze życie ma sens na dziś i na wieczność. To Bóg stwarza człowieka i ma moc go wybawić z największej opresji, jeśli nie tu na ziemi, to da nam w niebie miejsce godne poniesionej ofiary dla Niego.

Nadzieja narodu wybranego zasadzała się na prawdzie. Lud wiedział, że zgrzeszył ciężko odwracając się od Boga ale wierzył w Boże miłosierdzie, w Bożą wierność obietnicom danym ich ojcom.

Szósty syn tak mówił konając: „Nie oszukuj na darmo sam siebie! My bowiem z własnej winy cierpimy, zgrzeszywszy przeciwko naszemu Bogu. Dlatego też przyszły na nas tak potworne nieszczęścia.  Ty jednak nie przypuszczaj, że pozostaniesz bez kary, skoro odważyłeś się prowadzić wojnę z Bogiem”. (2 Mch 7, 18-19)

I tak umierali wszyscy synowie i matka: pełni ufności w Panu.

Na cierpieniu wiernych Żydów, na krwi ofiar terroru okupacyjnego, na modlitwie przebłagalnej i nadziei pokładanej w Bogu wyrosło powstanie Judy Machabeusza i niosło wolność od agresora i wolność ducha – powrót do synostwa Bożego.

Lud błagał Boga o zmiłowanie a kiedy Bóg gniew swój zamienił w litość nad swoim ludem to Juda stojąc na czele oddziałów „już był dla pogan niezwyciężony”. (2 Mch 8,5) (

Przed walką z Nikanorem tak Juda zagrzewał swoich żołnierzy: „Oni ufność pokładają w broni a także w śmiałości swojej – powiedział – my zaś ufamy wszechmocnemu Bogu, który może zarówno tych, którzy idą przeciw nam, jak i cały świat wywrócić jednym skinieniem”. (2 Mch 8, 18)

Przypominał Juda swoim żołnierzom wiele znaków Bożej Opatrzności w dziejach narodu. „Kiedy ich napełnił odwagą i sprawił, że byli gotowi złożyć życie za prawa i ojczyznę […] kazał przeczytać świętą księgę i dał hasło: ‘Z Bożą pomocą!’”. (2 Mch, 8, 21-23)

Peter Paul Rubens Tryumf Judy Machabejczyka

I zwyciężyli wroga. W drugiej odsłonie walki z Nikanorem zagrożenie dla Żydów było ogromne. Bali się nie tylko o bliskich ale przede wszystkim o Świątynię – miejsce przebywania Boga. Juda Machabeusz miał jednak „niezmienną ufność i pełną nadzieję, że uzyska pomoc od Pana”. (2 Mch 15,7) Prosił swoich żołnierzy, że kiedy poganie będą nacierać, „żeby wtedy pamiętali o pomocy Nieba” (2 Mch 15,8) a oni „walcząc rękoma, sercem zaś modląc się do Boga” (2 Mch 15,27) – zwyciężyli.

Możemy, analizując krótki fragment z dziejów narodu wybranego, powiedzieć o nadziei, że jest darem Boga, darem jego miłującej wierności, że nawet kiedy Żydzi sprzeniewierzali się swemu wybraństwu, prawu Bożemu, swojej tożsamości, to Bóg oczekiwał na ich opamiętanie, pokutę i powrót. Wzbudzał także w narodzie ludzi, którzy w Bogu odnajdywali nadzieję na przezwyciężenie zła, którzy potrafili tak odbudować swoje postawy moralne i religijne, że gotowi byli oddać życie za Boga, za wartości, które budowały ich wybraństwo, życie i tożsamość. Ci ludzie stawali się solą swego narodu, wzorem godnym do naśladowania, zaczynem „zmian niemożliwych”. To oni tworzyli nową historię ale zakorzenioną w dotychczasowych dziejach, których inicjatorem był Bóg.

 Historia jest „mistrzynią życia”,  „nauczycielką życia”. Ona rezonuje na nasze czasy i uczy nadziei, której gwarantem jest sam Bóg. I w naszych czasach znajdują się ludzie silni Bogiem, niezłomni, gotowi oddać życie za wartości, za człowieka, za Boga, bo wiedzą skąd pochodzą i dokąd zmierzają, bo wiedzą, że są dziećmi Boga, odkupionymi, ukochanymi, oczekiwanymi w Niebie, bo wiedzą, że tu na ziemi są odpowiedzialni za kształt życia budowany na prawdzie, wolności, miłości, że trzeba być gotowym płacić cenę za wierność Bogu-Prawdzie.

 
Barbara Lipska, urszulanka SJK

 

Litania pokory

Rafael Merry del Val y Zulueta (ur. 10 października 1865 w Londynie, zm. 26 lutego 1930 w Watykanie) – hiszpański duchowny katolicki, dyplomata watykański, sekretarz stanu, kardynał, Sługa Boży.

Był synem ambasadora hiszpańskiego w Anglii. Studiował w szkole jezuickiej w Namur (Belgia), w Kolegium św. Michała w Brukseli, Ushaw College w Durham oraz Papieskiej Akademii Szlacheckiej w Rzymie (watykańska szkoła dyplomacji). Przyjął święcenia kapłańskie 30 grudnia 1888 w Rzymie. Otrzymał honorowe tytuły tajnego szambelana papieskiego i prałata domowego. W 1897 pełnił funkcję delegata apostolskiego w Kanadzie. W październiku 1899 został mianowany prezydentem Papieskiej Akademii Duchownej w Rzymie. 19 kwietnia 1900 mianowany arcybiskupem tytularnym Nicei, otrzymał sakrę biskupią 6 maja 1900 w Rzymie z rąk kardynała Mariano Rampolli del Tindaro, sekretarza stanu. W 1901 reprezentował papieża na koronacji króla Anglii Edwarda VII. Był sekretarzem konklawe zwołanego w 1903 po śmierci papieża Leona XIII. Nowy papież, Pius X, mianował go w sierpniu 1903 podsekretarzem stanu, a następnie w listopadzie wyniósł do godności kardynalskiej i promował na pełnoprawnego sekretarza stanu. Merry del Val objął także funkcje prezydenta Papieskiej Komisji Administracji Dóbr Stolicy Świętej, prefekta Kongregacji Loreto oraz prefekta Pałacu Apostolskiego.

Sługa Boży Rafael kard. Merry del Val był wybitną postacią Kościoła z początku XX wieku i najbliższym współpracownikiem św. Piusa X. Po śmierci Świętego Papieża został sekretarzem Świętego Oficjum. Zmarł w 1930 roku. Po wycofaniu się z publicznych spraw Kościoła, napisał Litanię Pokory.

26 lutego 1953 roku rozpoczął się Jego proces beatyfikacyjny.

 

Litania pokory

O Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serce me według Serca Twego.

Od mojej własnej woli – wybaw mnie, Panie.
Od pragnienia bycia szanowanym
Od pragnienia bycia kochanym
Od pragnienia bycia wychwalanym
Od pragnienia zaszczytów
Od pragnienia podziwu i uwielbień
Od pragnienia bycia wyróżnianym
Od pragnienia bycia proszonym o radę
Od pragnienia bycia akceptowanym
Od pragnienia bycia zrozumianym
Od pragnienia bycia odwiedzanym

Od lęku przed upokorzeniem – wybaw mnie, Panie.
Od lęku przed wzgardą
Od lęku przed odtrącaniem
Od lęku przed oszczerstwami
Od lęku przed popadnięciem w zapomnienie
Od lęku przed wyśmianiem
Od lęku przed podejrzeniami
Od lęku przed obelgami
Od lęku przed opuszczeniem
Od lęku przed odrzuceniem

Aby inni byli kochani bardziej niż ja – Panie, udziel mi łaski, bym tego pragnął.
Aby inni byli cenieni bardziej niż ja
Aby w opinii świata inni rośli, a ja się umniejszał
Aby inni byli chwaleni, a ja bym był zapomniany
Aby inni z pożytkiem służyli, a ja bym był odsuwany na bok
Aby inni byli wyróżniani we wszystkim
Aby inni byli bardziej święci ode mnie, bylebym został święty na miarę moich możliwości

Gdy będę nieznany i ubogi – Panie, pragnę się tym cieszyć.
Gdy będę pozbawiony naturalnych doskonałości ciała i umysłu
Jeśliby o mnie nie myślano
Jeśliby zlecano mi najniższe posługi
Jeśliby nawet nie raczono się mną posługiwać
Jeśliby nigdy nie pytano mnie o zdanie
Jeśliby zostawiono mnie na ostatnim miejscu
Jeśliby nigdy nie prawiono mi komplementów
Jeśliby mnie ganiono w porę i nie w porę

O Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serce me według Serca Twego.

 

Stworzenie z niczego i teoria strun

Jako katolicy jesteśmy zobowiązani do przyjęcia i wyznawania nauczanej przez Kościół doktryny. Pośród wielu prawd zawartych w depozycie wiary jest jedna posiadająca charakter bardzo szczególny: jest to prawda o stworzeniu przez Boga całego świata dosłownie z niczego, co w języku łacińskim oddajemy terminem ex nihilo.

[…]

Zasadniczym źródłem inspiracji dla kreacjonizmu św. Tomasza z Akwinu była pochodząca z Objawienia i zawarta w Biblii nauka o stworzeniu świata przez Boga. W drugiej kolejności wymienić należy pisma Ojców Kościoła. Niezależnie od źródła samej inspiracji, argumenty za stworzeniem mają u Tomasza charakter ściśle filozoficzny, stanowiąc tym samym podstawę dla racjonalnego wyjaśnienia świata. Ten rozumowy charakter omawianej teorii stanowi bardzo istotną jej cechę, wcale nie przekreślając wartości teologicznej, polegającej na dotarciu do samego sedna objawionej prawdy dotyczącej stworzenia świata.

Na początki, przed omówieniem szczegółów Tomaszowej teorii stwarzania, warto sięgnąć do analizy samego sformułowania ex nihilo, a więc „z niczego”. W jakim sensie należy to określenie rozumieć? Według św. Tomasza poprawne ujęcie sformułowania „z niczego” uwidacznia i podkreśla dwie prawdy:

  • po pierwsze, chodzi o brak substratu uprzedniego wobec stwarzania. Gdyby bowiem do stwarzania jakiegoś bytu potrzebna była materia, to ona sama musiałaby być uprzednio stworzona – i tak musielibyśmy postępować w nieskończoność, co jest niemożliwe. Sformułowanie ex nihilo jednoznacznie więc wskazuje na to, że świat nie powstał z czegoś, co istniało wcześniej.
  • Po drugie chodzi o ukazanie występowania, zachodzącego co do natury, pierwszeństwa niebytu względem bytu. Należy to rozumieć w ten dokładnie sposób, że po nicości pojawił się byt – jednak nie w sensie chronologicznym [gdyż i czas jako taki nie istniał wcześniej].

Należy tu wspomnieć, że teoria Tomasza została sformułowana w formie negatywnej. Zatem nie jest dokładnym opisem wyłaniania się świata z „mroków niebytu”. W znacznym stopniu koncentruje się ona na tym, czym stwarzanie nie jest. Czym zatem nie jest? Przede wszystkim stwarzanie nie jest ruchem w sensie metafizycznym – to znaczy nie jest ruchem ani zmianą. Zatem stwarzanie nie polega ani na przemianie jednej rzeczy w drugą, ani też na powstawaniu czegoś z jakiejś innej rzeczy. Dlaczego? Wnioski te wynikają z trzech różnych powodów.

Po pierwsze zauważmy, że w stwarzaniu z niczego brakuje substratu. Tym samym brakuje „punktu startowego”, którym – jak już wiemy – nicość być nie może. Św. Tomasz pisze o tym tak:

[…] zaiste to, co jest stworzone, nie jest uczynione przez ruch czy przez zmianę; co bowiem jest uczynione przez ruch lub zmianę, uczynione jest z czegoś uprzednio istniejącego: zachodzi to w stworzeniach partykularnych niektórych bytów; nie może jednak zachodzić w tworzeniu całego bytu przez powszechną przyczynę wszystkich bytów, którą jest Bóg. A więc Bóg, stwarzając, tworzy rzeczy w wykluczeniem ruchu.

 

Po drugie Tomasz zaznacza, że punkty krańcowe ruchu (czyli zmiany) muszą zawsze należeć do tego samego porządku, co sam ten ruch. To jednak nie może być spełnione w przypadku stwarzania. Stwórca bowiem jako byt będący czystym istnieniem oraz stworzeniem, istniejące tylko dzięki udzielonemu mu istnieniu, w sposób bardzo wyraźny należą do różnych porządków bytowania.

Po trzecie zaś, gdyby stwarzanie rozpatrywać jako rodzaj zmiany to należałoby wyróżnić w nim moment wcześniejszy i późniejszy, a więc „przez” i „teraz”. Tego jednak również nie możemy przypisać stworzeniu, ponieważ z analizy dokonanej przez Tomasza wynika, że ma ono charakter momentalny, co wynika zarówno z braku materii w stwarzaniu jak i doskonałości Stwórcy.

Tak więc stwarzanie rozpatrywane w sensie ścisłym nie może być żadnego rodzaju zmianą – choć w sensie metaforycznym może tak być wyobrażane i opisywane.

Spróbujemy teraz odpowiedzieć na pytanie, czym jest w takim razie stwarzanie według św. Tomasza. Dwa sformułowania są tu zasadnicze. Pierwszym z nich jest termin productio, którego Akwinata użył w zastępstwie powszechnie używanego w tamtych czasach w kontekście dzieła stwórczego słowa creatio, które przed Tomaszem było wielokrotnie używane w kontekście sugerującym bardziej proces porządkowania niż stwarzania w sensie ścisłym. Czasownik producere pochodzi od pro-ducere, a w dosłownym tłumaczeniu znaczy tyle co „w-prowadzać”. Ponieważ zaś stwarzanie nie należy do przemian w sensie ścisłym, dlatego jednym z nielicznym adekwatnych określeń jest właśnie „wprowadzanie do istnienia”. Tak więc według św. Tomasza stwarzanie jest po prostu spowodowanie istnienia „całej substancji rzeczy”: tota substantia rei In esse producitur.

Skoro zaś stwarzania nie można w sensie ścisłym zaliczyć do zmiany jakiegokolwiek rodzaju to zostaje – jak przytomnie uważa Tomasz – już tylko jedna, jedyna możliwość! Otóż stwarzanie posiadać musi charakter relacyjny polegający na zależności stworzonego bytu od swego Stwórcy, będąc po prostu „ukonstytuowaniem zależności istnienia stworzonego od jego źródła”: ipsa dependenta esse creati ad principium. Wyrażenie to stanowi właśnie to drugie, raczej niezbyt znane szerszemu ogółowi, określenie aktu stwarzania. Jak się zresztą okazuje, kryje ono w sobie wielką głębię teologiczną.

Otóż to relacyjne pojęcie stwarzania ma charakter zależności w istnieniu, zachodzącej pomiędzy Bogiem a światem stworzonym. Przy czym zależność ta pozostaje ze względu na naturę Absolutu niesymetryczna: świat jest całkowicie zależny od Stwórcy i to dosłownie we wszystkim, podczas gdy Bóg jest całkowicie od niego niezależny.

Za Ks. Piotr Dzierżak „Doktryna stworzenia z niczego – creatio ex nihilo u św. Tomasza (i nie tylko)”; Zawsze Wierni nr4(215)

 

Nowe spojrzenie na wszechświat. To nie atom jest podstawowym budulcem materii ale struny energii. „Teoria strun zakłada, że gdyby człowiek potrafił zajrzeć daleko w głąb cząstki elementarnej – obojętne czy rozważamy elektron, neutrino, kwark, gluon czy foton – ujrzałby maleńki, nieprzerwanie wibrujący kosmyk energii. Wszystko w swej istocie jest więc złożone z tego samego budulca: od DNA w naszym ciele, przez wodór w gwiazdach, aż po same nośniki oddziaływań i pola kwantowe. Skąd więc cała kosmiczna różnorodność? Klucz stanowi podstawowa właściwość strun – ich drgania – wieczne konwulsje wymuszane przez Wernera Heisenberga i jego zasadę nieoznaczoności. Tę samą, która wywołuje nieustanne fluktuacje kwantowe i zabrania subatomowym tworom posiadania jednocześnie określonego pędu i położenia. Struna w cząstce, niczym struna gitary, zależnie od szarpnięcia zmienia ton, przyjmując tym samym określone właściwości.”

https://www.kwantowo.pl/2018/01/12/kosmiczna-symfonia-cz-3-teoria-strun/

 

Według św. Tomasza, Bóg stwarzający nasz cały wszechświat uczynił go z relacji między Sobą a stworzoną materią. Teoria strun przybliża się do teorii zaproponowanej przez Akwinatę. Wirujące struny to nic innego jak energia, która za pośrednictwem relacji, tworzy i utrzymuje cały nasz wszechświat w stanie jaki mamy.

Mamy w pamięci znany wzór Einsteina: E = mc2, gdzie E to energia, m – masa, c – prędkość światła. Z tego wzoru wynika, że masa jest formą energii. Jaka to energia, co za energia tworzy masę? Przemyślenia św. Tomasza z Akwinu mogą być pomocne w odpowiedzi na te pytania. Jest to energia będąca wynikiem relacji Stwórcy wszechświata.

Dziedzictwo rewolucji francuskiej

Tym co najbardziej wszystkich interesuje, gdy chodzi o rewolucję francuską, jest jej wkład do kultury nie tylko swojego kraju, ale i europejskiej, a nawet do kultury powszechnej; to więc co można nazwać „dziedzictwem” czy też „spadkiem” pozostawionym przyszłości. Rewolucja, która był wielkim wydarzeniem historycznym jednego kraju, zapoczątkowała, według swych głównych protagonistów, radykalny proces zmian, rozprzestrzeniając się na cały świat. Przyczyną tego był fakt, że idee rewolucji były mesjanistyczne i uniwersalne.

Czym jest to „dziedzictwo” i co w sobie zawiera?

Większość historyków rewolucji francuskiej, mówi głównie o:

  1. Całkowitym zniszczeniu resztek ustroju korporacyjnego i feudalnego.
  2. Świadomej dechrystianizacji całej kultury i wszystkich obyczajów.
  3. Umieszczenie człowieka na miejscu Boga, a więc o radykalnej zmianie w światopoglądzie (przejście od biblijnego teocentryzmu do pogańskiego antropocentryzmu, a następnie do antropocentryzmu bezbożnego, absolutnego i samowystarczającego).
  4. Na skutek takiej zasadniczej zmiany, pojawia się „kult człowieka” i Deklaracja Praw Człowieka.
  5. Wprowadzeniu pojęcie umowy społecznej jako podstawy życia społeczeństwa, łącznie z przyjęciem ówczesnych ideologii, zwłaszcza liberalizmu i indywidualizmu, zastosowanych do wszystkich aspektów życia społecznego, gospodarczego, politycznego i kulturalnego a zwłaszcza ładu prawnego.
  6. Przyjęciu demokracji Jana Jakuba Rousseau jako ustroju politycznego, w którym suwerenność umieszczona jest nie w panującym, ale w „ludzie” jako podmiocie „woli ogólnej”. System ten degeneruje poprzez absolutyzm, tyranię i despotyzm. Rodzi on cztery następujące po sobie komunistyczne kierunki rewolucyjne, a mianowicie: pierwszy komunistyczny kierunek rewolucyjny zastosowany do kultury przez Rabauta Saint-Etienne (1789), (był protagonistą i prekursorem Antonio Gramsciego); drugi kierunek komunizmu rewolucyjnego, oparty na tzw materializmie ekonomicznym wypracowanym prze Antoine’a Barnave’a (1792), który był uważany za poprzednika Karola Marksa; trzeci kierunek komunizmu rewolucyjnego, znany jako „wściekły” (les Enrages), a więc mętów społecznych, bardzo radykalnych, w którym niektórzy dopatrują się przyszłych trockistów (1793) oraz czwarty komunistyczny kierunek rewolucyjny i najbardziej radykalny, gdyż oparty na absolutnej „równości”, wypracowany przez Babeufa (1796), który uważany jest za poprzednika Lenina. Wszystkie te cztery kierunki komunizmu rewolucyjnego mają charakter totalitarny.
  7. Całkowitej sekularyzacji społeczeństwa i kultury, urzeczywistnionej pod porywającym hasłem – wziętym z Ewangelii – Wolności Równości i Braterstwa.
  8. Zamiarze pełnym pychy zarozumiałości ze zbudowania społeczeństwa całkowicie laickiego, absolutnie samowystarczalnego, czyli bez Boga, a nawet przeciwko Bogu, czyli ogólnoświatowej Civitas mundi, unowocześnionej przez kult nowoczesnych bożków: Rozumu, Nauki, Technologii, Dobrobytu itp., jednego Państwa Światowego, całkowicie ziemskiego, materialistycznego, immanentnego, które czci tylko siebie, istniejąc tylko dla siebie, a dochodząc do komunizmu osiąga szczyt swego rozwoju i pełnie swej doskonałości.
  9. Chodzi więc o „dziedzictwo” o charakterze dynamicznym, gdyż jest ono pojęte raczej jako zamiar, jako zadania, które ma być urzeczywistnione w dalekiej przyszłości przez przyszłe pokolenia, a sama rewolucja francuska dzieło to tylko zaczyna, pozostawiając jego ukończenie wszystkim krajom i ludom, deklarując się rewolucją permanentną, światową i uniwersalną.

 

Co do punktu pierwszego to rewolucja francuska zniosła dawne cechy przez tzw Prawo Chapeliera(14 czerwca 1791 r.), pozostawiając robotników bez ochrony prawnej i wystawiając ich na wyzysk nowych przedsiębiorców – kapitalistów, Tak więc, w imię Wolności, zniesione zostały różne „wolności” takie jak wolność zrzeszania się organizowania w obronie swych praw. Spowodowało to „walkę klas”, nienawiść społeczną i przyczyniło się do zmiany tradycyjnego ustroju.

Punkt drugi  – warto pamiętać, że rewolucja francuska wykonała program dechrystianizacji Francji w sposób niesłychanie brutalny, a jednocześnie z całą hipokryzją. Brutalnie, gdyż uciekła się od początku do gwałtu, terroru, rozstrzeliwania, mordowania, gilotynowania; z całą hipokryzją, gdyż deklarując, że broni Wolności, Braterstwa i Równości, deptała przez cały okres swego trwania wszystkie zasady, które głosiła i które wprowadzała do swoich Konstytucji.

 

Michał Poradowski, Dziedzictwo rewolucji francuskiej, Wydawnictwo NORTOM, Wrocław 2018

 

Tradycja

Często nie zdajemy sobie sprawy, że jesteśmy wielkimi beneficjentami tradycji, bo to tradycja nas identyfikuje jako ludzi, jako społeczeństwo i naród.

Wielu z nas zapytanych czy zna jakąś tradycję odpowiedziałoby twierdząco. I chociaż niekoniecznie wszyscy pytani znaliby definicję tradycji, to każdy potrafiłby jakąś wymienić.  Dla jednych byłyby to tradycje narodowe, dla innych religijne, a jeszcze innych rodzinne. Każdy jednak mówiąc o tradycji przywoływałby w pamięci przeszłość, bo powszechne rozumienie tradycji wiąże ją z historią.

Procesja Bożego Ciała w małym miasteczku. Michał Elwiro Andriolli.

Można zadać pytanie, co zasługuje na to by stać się tradycją? Nie ma jednak na to prostej i jednoznacznej odpowiedzi. Może to być coś ważnego, albo coś, co wydobywane z zakamarków pamięci wywołuje uśmiech na naszej twarzy. Może to być zdarzenie, spotkanie a może to być smak czy zapach jakiejś potrawy, która przygotowywana przez kogoś nam bliskiego i podawana w określonych okolicznościach zapada w naszą pamięć. Jest to coś,  co przenosi nas w przeszłość . Jeśli nasze uczucia  towarzyszące temu zdarzeniu są silne, to pragniemy wracać do tych wrażeń starając się je odtwarzać w nowej rzeczywistości, aby przez powtarzalność nadawać im sens istnienia w naszym życiu.

Tak często sami zaczynamy tworzyć nasze własne, małe tradycje: organizujemy spotkania bliskich nam osób w konkretnym czasie, przygotowujemy specjalne potrawy tylko na te okazje, wykonujemy ozdoby mieszkania lub stołu, albo przygotowujemy niespodzianki. Okazuje się, że w tym zabieganiu, pośpiesznym życiu, nieustannym potwierdzaniu własnej wartości, w życiu pełnym zadań i rywalizacji potrzebujemy punktów odniesienia dla naszych działań, potrzebujemy wiedzy kim jesteśmy. Bez tej wiedzy wkrada się do naszego życia chaos. Potrzebujemy pielęgnowania pamięci o naszych bliskich, niejednokrotnie wielkich bohaterach, o których dowiadujemy się często bardzo późno. Potrzebujemy rodzinnych spotkań, bo to rodzinne tradycje pokazują siłę naszych rodzin. Czasem trudne koleje ich losów dają nam przykład męstwa, honoru i patriotyzmu, kształtują naszą wrażliwość i uczą mądrości.

Zwyczaje przekazywane z pokolenia na pokolenie umieszczają nas w historii zdarzeń. Podobnie też, kultywowane tradycje szkół, do których uczęszczamy wpisują się w naszą kulturę osobistą. To tradycje inicjowane przez naszych przodków uczą nas historii naszego narodu i kraju, uczą nas patriotyzmu. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, że jesteśmy wielkimi beneficjentami tradycji, bo to tradycja nas identyfikuje jako ludzi, jako społeczeństwo i naród. Obowiązkiem więc jest pamięć o naszych przodkach, ale też obowiązkiem jest tworzenie nowych tradycji, aby wracając do wydarzeń minionych, bliskich naszym czasom, zachowywać je dla przyszłych pokoleń. Wychowywani w różnych rodzinach czy wspólnotach przejmujemy ich sposób przeżywania świąt narodowych, regionalnych, religijnych czy rodzinnych, często te rodzinne ubogacając czymś nowym. Każde z tych świąt ma swoją tradycję, każde wprowadza do naszego życia inną atmosferę. Różnorodność  tradycji ubogaca nasze życie pod każdym względem, jest też naszą wizytówką w świecie. Niektóre też tradycje przenosimy na grunt innych krajów.  Ozdabianie choinki i budowa żłóbka dla Małego Jezusa zawędrowały za przyczyną Papieża Jana Pawła II do Rzymu i stały się we Włoszech tradycją. I chociaż Jan Paweł II odszedł wiele lat temu – tradycja jest nadal kultywowana. Mamy też przykład tradycji Orszaku Trzech Króli, który z roku na rok jest coraz bardziej popularny i z zaangażowaniem wielu ludzi i całych rodzin kultywowany. Wiele też tradycji związanych z przeżywaniem świąt religijnych wyróżnia nas jako naród na tle Europy i świata. Celebracja Wigilii w Polsce ma wyjątkowy charakter. Nigdzie w świecie nie ma takiej atmosfery Świąt Bożego Narodzenia jak w Polsce, mówią o tym nie tylko osoby wierzące, ale też obojętni religijnie. To nas wyróżnia we współczesnym świecie i jednocześnie identyfikuje w pozytywnym znaczeniu. Pamiętamy też jak trudno było nam przeżyć ostatnie Święta Zmartwychwstania Pańskiego, bez święcenia palm w Niedzielę Palmową, bez osobistego uczestnictwa w Triduum Paschalnym, bez święcenia pokarmów i rodzinnych spotkań.  Alienacja fizyczna i duchowa. Każdy kto wcześniej przeżywał duchowo  te Święta – teraz czuł pustkę i smutek. Wystarczy przywołać tamtą atmosferę, aby pojąć znaczenie i wartość tradycji, tak w życiu osobistym, religijnym jak i społecznym. Chociaż nowe technologie cyfrowe przyszły nam z pomocą transmitując w TV Msze Św. i nabożeństwa, funkcjonujące bez zarzutu media społeczne dawały możliwość kontaktów z bliskimi – to były to tylko spotkania wirtualne, bez wyczuwalnej ciepłej atmosfery, bez uścisku rąk czy pocałunku. Niby wszystko było podobnie a jednak inaczej, bo sposób kultywowania tradycji został  zmieniony – na czas pandemii. Dbajmy więc o tradycje, nie żałujmy własnego czasu i zaangażowania w jej kultywowanie, bo to jest też wyrazem naszego człowieczeństwa.

Elżbieta K.

Nadzieja

zdjęcie z forum Odkrywca

Jako mała dziewczynka lubiłam przeglądać różne rodzinne pamiątki, ale ciekawiło mnie też małe pudełeczko należące do Mamy. Przechowywała w nim swoją niewielką ilość biżuterii. Kolejny raz, gdy pozwoliła mi obejrzeć swoje skarby zaintrygował mnie mały, stary pierścionek, który w miejscu oczka miał dziwne – jak wtedy mi się wydawało – elementy : malutki krzyżyk, kotwicę i serduszko. Długi czas przyglądałam się temu pierścionkowi zanim zapytałam: co one oznaczają, a Mama spokojnie mi odpowiedziała, że to są symbole cnót Boskich: wiary , nadziei i miłości , o których się przecież uczyłam na religii. To było moje pierwsze – jako dziecka – spotkanie z taką symboliką. O ile, ze zrozumieniem symbolu krzyża i serca nie miałam problemu, o tyle tej kotwicy, jako dziecko nie umiałam jakoś przyporządkować nadziei. Zrozumiałam to dopiero później, gdy dowiedziałam się o sensie użytkowym kotwicy.

Dowiedziałam się też, że biżuteria z tymi symbolami noszona przez kobiety, szczególnie w czasach zaborów, miała wyrażać patriotyczną postawę i miłość do Boga i Ojczyzny. Głęboka wiara w Boga, nadzieja w odzyskanie wolności i miłość nadawały głęboki sens życiu tysiącom Polaków żyjących pod zaborami, jak i później, gdy wydawało się, że ustanowiony porządek, ale jakże niesprawiedliwy będzie trwał przez wieki. Jak pokazuje nasza historia, Bóg nigdy nie pozostawiał nas jako narodu bez odpowiedzi na nasze wołania. W Nim była nadzieja ratunku i ocalenia naszego istnienia i bytu. Tak też często i my w codziennych modlitwach formułujemy nasze pragnienia pomyślnej realizacji wszystkiego co nas dotyczy.

Eksponat Muzeum Warszawy – Zbiory Wydzielone

Mamy nadzieję, że nasz dobry Bóg wysłucha naszych próśb o zdrowie bliskich i własne, o dobre i pomyślne życie naszych dzieci. Mamy nadzieję, że zadba o pomyślny splot wydarzeń w naszym życiu, o uznanie innych, o naszą karierę i dostatek materialny. I te modlitwy jakże często są wysłuchiwane, bo przecież: „niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają ” (Mt, 11,5).

Bóg pokładane w Nim nadzieje respektuje, spełnia te zanoszone w modlitwach prośby, bo Bóg jest jedynym źródłem nadziei. Ale czy my w swoim rozumieniu nadziei nie pozostajemy jednostronni? Czy rozumienie nadziei jako cnoty Boskiej a więc dotyczącej każdej sfery naszego istnienia: tego i przyszłego – wiecznego jest dobrze pojmowane, a może jest zbyt trudne? Związani tak mocno z naszą doczesnością, zazwyczaj formułując stwierdzenie: mam nadzieję, w swoim wyobrażeniu mamy pomyślność jakiegoś zdarzenia, które będzie miało miejsce teraz lub później i zakładamy, że wynik zobaczymy i to będzie już nowa rzeczywistość. Jak jednak poradzić sobie z pytaniami o nadzieję życia wiecznego? Jak mieć nadzieję na życie wieczne, gdy zobaczymy w sobie człowieka niedoskonałego, słabego i kruchego, pełnego ułomności i lęku, człowieka z wieloma błędnymi wyborami życiowymi a może takimi jak św. Piotr? Jeśli takie myśli zrodzą się w tobie to wsłuchuj się dobrze w swoje wnętrze może usłyszysz: „Czy kochasz Mnie?” i od tego co odpowiesz będzie zależało czy te słowa pięknego psalmu 23:

            Chociażbym chodził ciemną doliną,

            Zła się nie ulęknę,

            Bo Ty Jesteś ze mną.

będą towarzyszyły ci codziennie i staną się kotwicą  nadziei w twoim życiu.

Elżbieta K.

Patron Internetu

Święty Izydor z Sewilli urodził w Kartagenie mieście w Hiszpanii nad Morzem Śródziemnym, ok. 560 roku. Rodzina jego w czasie wojen uciekła do Sewilli gdzie osiadła na stałe. Ojciec jego Sewerian pochodził ze znakomitej rodziny rzymsko-hiszpańskiej blisko powiązanej z królami wizygockimi(panującymi ówcześnie na obszarze dzisiejszej Hiszpanii). Jego dwaj starsi braci Leander i Fulgencjusz oraz siostra Florentyna są również świętymi Kościoła Katolickiego.

Św. Izydor

Izydor został wcześnie osierocony i wychowaniem młodszego rodzeństwa zajął się najstarszy brat Leander który był wówczas biskupem Sewilli. Jak podaje tradycja Izydor nie przykładał się do nauki i chętnie uciekał z zajęć lekcyjnych.

W 599 roku umiera św. Leander i na stolicę biskupią zostaje wybrany Izydor.

Wspierając brata w zarządzaniu biskupstwem poznał jej potrzeby i dlatego też jedną z najważniejszych rzeczy jaką pozostawił po sobie, jest uporządkowanie spraw kościelnych. Zwracał uwagę na dyscyplinę wśród duchowieństwa, dopracował przepisy liturgiczne, i dbał o poziom wykształceni kleru i ludzi świeckich – starał się aby w każdej diecezji powstała szkoła przykatedralna(były to pierwowzory dzisiejszych seminariów duchowych jak również uniwersytetów).

Był inicjatorem i kierował dwoma synodami w Sewilli w 619 roku oraz w Toledo w 633 roku. Przyjęto na nich ułożony symbol wiary odmawiany w całej Hiszpanii oraz ujednolicono liturgię.

Przez współczesnym uznawany był za „najbardziej uczonego człowieka swoich czasów”. Uczeń jego, święty Braulion wymienia dwadzieścia dzieł napisanych przez biskupa Sewilli. Wśród nich są wykłady wiary, zwalczanie arianizmu, opisana historia Gotów i Wandalów którzy wówczas panowali w Hiszpanii. Do najważniejszego jego dzieła należą „Etymologii, czyli początków, ksiąg dwadzieścia”, De ordinare creatorum, i De natura rerum(tytuły są w języku łacińskim, gdyż na język polski dzieła te nie zostały przetłumaczone)– jest to, mówiąc dzisiejszym językiem encyklopedia wiedzy o świecie. Zebrane i uporządkowane informację których źródłami byli Ojcowie Kościoła, autorzy antyczni, oraz podręczniki z różnych dziedzin wiedzy. Są tam cytaty autorów starożytnych i wczesnochrześcijańskich, których dzieła i poglądy często znane są jedynie z tego opracowania. Etymologie zawierały w sobie informację z dziedziny siedmiu sztuk wyzwolonych jak również z wiele naukowych i para-naukowych faktów i teorii, zaczynając od Pisma Świętego poprzez przyrodoznawstwo, medycynę aż po architekturę, rolnictwo, sztukę wojenną i nawigację. Przez całe średniowiecze był to podstawowy podręcznik szkolny. Nawet w okresie Renesansu był używany i można znaleźć odwołania do jego informacji. Dzięki Izydorowi utrwaliło się przekonanie o encyklopedycznym charakterze wiedzy ludzkiej, która kumuluje się dzięki pracy poprzednich pokoleń.

Kolejnym dziełem pozostawionym przez świętego biskupa z Hiszpanii jest kronika dziejów świata doprowadzona do czasów jemu współczesnych.

Innymi utworami są zbiory sentencji oraz pisma dydaktyczne. Niestety nie zachowały się żadne kazania świętego Izydora, natomiast korespondencja przetrwała w okrojonym kształcie.

Przez cały czas swoje go urzędowania miał szeroko otwarte serce dla biednych i pokrzywdzonych. Pod koniec jego życia trudno było dostać się do jego domu w Sewilli gdyż tłumy biednych, kalek i żebraków stale przebywały w jego posiadłości.

Jednym z zadań któremu poświęcił się ze szczególną uwagą było pragnienie nawrócenia na katolicyzm ariańskich Gotów żyjących na półwyspie Iberyjskim. Dokonał przeredagowania ksiąg liturgicznych znanych dzisiaj jako ryt mozarabski.

Był fundatorem wielu klasztorów, kościołów, szkół i bibliotek.

Okoliczności śmierci były równie niezwykła jak i życie o dorobek świętego biskupa. Mając świadomość zbliżającej się śmierci, kazał zanieść się do katedry, gdzie w obecności swoich biskupów pomocniczych, kapłanów i ludu zdjął szaty biskupie i założył wór pokutny, głowę posypał popiołem i odbył spowiedź publiczną. Błagał o odpuszczeni win i zaniedbań oraz prosił o modlitwę w swojej intencji. Przyjął Komunię Świętą pod dwiema postaciami, pożegnał się ze wszystkimi pocałunkiem pokoju i kazał zanieść się do swojego pokoju. Zmarł po 4 dniach – 4 kwietnia 636 roku w Sewilli.

Pochowany został obok św. Leandera i św. Florentyny – swojego rodzeństwa. W 1063 roku szczątki jego przeniesiono do Leonu gdzie spoczywają do dnia dzisiejszego.

Kanonizacja dokonana została formalnie 1598 roku. W roku 1722 papież Innocenty XIII ogłosił świętego Izydora Doktorem Kościoła.

Św. Izydor uznawany jest za patrona programistów i internautów, gdyż, jak się uważa, stworzył pierwszą w dziejach bazę danych, ponieważ najbardziej znane dzieło świętego – Etymologiarum libri XX seu Origines – uporządkowany zbiór wiadomości z różnych dziedzin wiedzy i życia oraz umiejętności praktycznych, ułożony został podobnie, jak współczesne bazy danych.

 

Modlitwa przed użyciem internetu

Wszechmocny i wieczny Boże, Który stworzyłeś nas na Twoje podobieństwo i poleciłeś nam szukać, przede wszystkim, tego co dobre, prawdziwe i piękne, szczególnie w Boskiej Osobie Twego Jednorodzonego Syna, Pana naszego Jezusa Chrystusa, pomóż nam, błagamy Ciebie, przez wstawiennictwo św. Izydora, biskupa i doktora, abyśmy podczas naszych wędrówek w internecie kierowali nasze ręce i oczy tylko na to, co podoba się Tobie i traktowali z miłością i cierpliwością wszystkie te osoby, które spotkamy, przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

Święty Izydorze, módl się za nami!

 

TEKST BYŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM W kwietniu 2020 ROKU.

Arabski doktor Kościoła

Jan Mansur urodził się ok 750 roku w chrześcijańskiej rodzinie arabskiej żyjącej w Damaszku. Ojciec jego Sergiusz był, jak podają jedne źródła ministrem finansów, czy też według innych, cywilnym szefem ludności chrześcijańskiej na terenach podległych władzy kalifa Abd al-Malika w Syrii. Dzięki negocjacjom dziadka Jana, Mansura ibn Sarjuna, chrześcijanie w Damaszku nie byli prześladowani i mogli swobodnie głosić wiarę w Chrystusa.

Jan był wychowany w duchu chrześcijańskim – ojciec jego kupił na targu niewolników mnicha, noszącego imię Kosma, któremu powierzył kształcenie swoich synów. Mnich ten musiał posiadać bardzo dobre wykształcenie gdyż chłopcy uczyli się gramatyki, dialektyki, muzyki a także geometrii, matematyki i astronomii.

Po śmierci ojca Jan objął w państwie kalifa jego obowiązki. Niezależnie od pełnionych obowiązków pisał traktaty w których bronił czystości wiary. Najbardziej znanym jego utworem jest „Źródło wiedzy”.

Okres w którym żył Jan z Damaszku, toczył się spór o oddawanie czci obrazom. Jan brał znaczący udział w tych dyskusjach. W jednym z dzieł przyszły Doktor Kościoła tak pisał: „Ponieważ mamy podwójną naturę, będąc złożeni z duszy i ciała, nie możemy dotrzeć do rzeczy duchowych w oderwaniu od cielesnych. W ten sposób poprzez kontemplację cielesną dochodzimy do kontemplacji duchowej”.

Cesarz bizantyjski Leon III zapoczątkował walkę z obrazami w Kościele katolickim, to jest ikonoklazm – niszczono wszelkie obrazy przedstawiające Chrystusa, Jego Matkę oraz świętych katolickich. Z uwagi na to, że Damaszek w którym żył i tworzył Jan nie należał do państwa bizantyjskiego, cesarz postanowił pozbyć się obrońcy kultu obrazów podstępem i fałszem. Swojemu sekretarzowi polecił przygotować list napisany charakterem podobnych do Janowego, w którym zawarte było wezwanie do cesarza greckiego by najechał i zdobył słabo broniony Damaszek. Kalif porównawszy otrzymany list z posiadanymi rękopisami Jana, stwierdził podobieństwa i jako karę skazał go na obcięcie prawej ręki i wystawienie jej na widok publiczny. Wieczorem pozwolono Janowi zabrać odciętą rękę i ją pogrzebać. Jan pobiegł z nią do kaplicy domowej i padłszy na kolana przed obrazem Matki Boskiej modlił się gorąco: „Matko Boża! Matko moja! W obronie Twoich i Twego Syna obrazów straciłem moją prawicę! Uzdrów ją! Będę nią nadal bronił świętej sprawy!”. Znużony i zmęczony zasnął przed obrazem, gdy rano się obudził prawica jego była cała i zdrowa, jedynie czerwony pasek w miejscu rany został na całe życie, jako ślad tego wydarzenia. Gdy Kalif dowiedział się o tym cudzie, przekonał się o niewinności Jana i chciał go obdarzyć godnościami w swoim państwie. Jan nie przyjął proponowanych nagród, zrezygnował z majątku który podzielił między biednych i udał się  do Jerozolimy, gdzie wstąpił do zakonu świętego Saby Jerozolimskiego. Młodzi zakonnicy byli pod opieką starszych stażem braci, ale dla tak wykształconego i obytego w świecie nowicjusza, ciężko było znaleźć opiekuna. W końcu zgodził się jeden z nich, najsurowszy w swoich wymaganiach. Na początek zabronił Janowi zajmować się jakąkolwiek działalnością pisarską. Jan na prośbę jednego ze współbraci napisał hymn na śmierć jego rodzonego brata. Za to wykroczenie spotkała go kara – miał stale czyścić toalety. Starzec, który wyznaczył mu karę miał w nocy sen – ukazał się w nim Matka Boża i zadała mu pytanie: „Czemu zamykasz usta, które miały mnie chwalić?” Od tej pory działalność pisarska Jana nie napotykała żadnych przeszkód.

Święty Jan z Damaszku jest autorem licznych traktatów teologicznych, pism polemicznych, hymnów i pieśni.

Jest uważany za ostatniego Ojca Kościoła Wschodniego. Jego zasługą jest napisanie syntezy nauki Ojców Kościoła. Przed nim próbowano to uczynić ale ich prace były niekompletne, zbyt zwięzłe lub zawierało błędy. Podejście do badań arabskiego doktora, jego metodologia, wykorzystanie filozofii Arystotelesa było wzorem przez następne stulecia i było źródłem dla świętego Tomasza z Akwinu. Był on dla Akwinaty uznanym autorytetem, gdyż nie jeden artykuł jego Summy zaczyna się słowami: „Damasceńczyk powiada, że…”. Dzieło Jana „O herezjach” jest najpełniejszym na owe czasy katalogiem herezji gdzie omówiona jest herezja izmaelitów czyli muzułmanów.

Wiele z jego tekstów używane są do dnia dzisiejszego w Kościołach Wschodnich.

Jan z Damaszku w 740 roku, na polecenie patriarchy Jerozolimskiego przyjął świecenia kapłańskie. Opuścił celę klasztorną i na terenie Syrii oraz Palestyny głosił naukę chrześcijańską, stawał w obronie Kościoła i potępiał błędy i herezje.

Zmarł w klasztorze św. Saby w 750 roku(według nielicznych źródeł był to rok 780), w 1890 roku został ogłoszony, przez papieża Leona XIII, doktorem Kościoła. Jest patronem farmaceutów i malarzy, wspiera naukę śpiewu cerkiewnego, poprawnego i duchowego czytania pism religijnych oraz jest orędownikiem osób z paraliżem rąk.

Wspomnienie jego w Kościele ulegało zmianie na przestrzeni lat, były to: 27 marzec, 11 maja oraz 4 grudnia.

W ikonografii zachodniej przedstawiany jest w chwili, kiedy anioł uzdrawia go, przykładając odciętą rękę. Atrybutami jego są święta księga oraz pióro. Na niektórych przedstawieniach pokazywany jest z turbanem na głowie(chyba jako jedyny święty Kościoła Katolickiego).

Jan jest świętym łączącym Wschodni i Zachodni Kościół – Arab ale chrześcijanin, wychowany na terenach islamskich, ale myślący w sposób wybitnie katolicki, syn wysokiego urzędnika państwowego, który został mnichem oraz mnich, który jest wybitnym intelektualistą.

 

TEKST BYŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM W marcu 2020 ROKU.

Sługa Miłosierdzia Bożego

Michał Sopoćko urodził się w ubogiej rodzinie szlacheckiej na Wileńszczyźnie w Juszewszczyźnie (znanej również jako Nowosady) w powiecie oszmiańskim dnia 1 listopada 1888 roku. Mimo skromnych warunków życia rodzice zadbali o wykształcenie religijne oraz patriotyczne syna. Wychowanie rodzinne, wspólna modlitwa, regularne uczestnictwo we Mszy świętej zaowocowało powołaniem kapłańskim.

W 1910 roku po ukończeniu szkoły miejskiej w Oszmianie rozpoczyna studia w seminarium duchownym w Wilnie. Święcenia kapłańskie przyjmuje w 1914 roku i jego pierwsza parafią są Taboryszki koło Wilna. W czasie I wojny światowej zgłasza się na ochotnika do duszpasterstwa wojskowego. Posługuje w szpitalu polowym oraz wśród walczących żołnierzy na froncie, mimo problemów ze zdrowiem. Prowadzi szkolenia religijno-etyczne dla żołnierzy i oficerów pobudzając ducha patriotyzmu oraz przyczyniając się do budowania postaw obywatelskich. Wydane po wojnie drukiem pt. „Obowiązki względem Ojczyzny” służyły jako model takiej edukacji.

W 1919 roku rozpoczyna studia z teologii moralnej na Uniwersytecie Warszawskim i w 1926 roku uzyskuje doktorat z teologii. W tym czasie również studiował w Wyższym Instytucie Pedagogicznym.

W 1927 roku zostaje mianowanym ojcem duchowym i w następnym wykładowcą w Seminarium Duchownym i na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. W swojej służbie wobec wychowanków przypisywał wielką wagę do pokory. Pisał we „Wspomnieniach”: Ona to, przebija niebiosa i ściągnie na ojca duchownego światło i łaski Boże, których mu tak bardzo potrzeba. Pokora uczyni go kochanym przez przełożonych i alumnów, utworzy z niego męża o spiżowych zasadach.

O przymiotach ojca duchowego tak pisał: Ojciec duchowny winien być dobrym kapłanem, mężem wypróbowanej cnoty i uczciwości, poważnym, roztropnym i ozdobionym wszelakiego rodzaju cnotami, – człowiekiem, który by był zdolny przez swój przykład zachęcić alumnów do pobożności i cnoty oraz słowem i przykładem przewodniczyć im pod każdym względem. Przede wszystkim ma odznaczać się miłością, by ukochać swych wychowanków w Bogu, darzyć ich szacunkiem i zaufaniem, a w ten sposób zjednać ich zaufanie ku sobie, bez którego oddziaływanie wychowawcze jest prawie niemożliwe. Miłość serdeczna alumnów jest najlepszym środkiem wychowawczym. Wymagania te, według byłych alumnów Seminarium Wileńskiego, ksiądz Michał Sopoćko spełniał w swoim życiu i posłudze. W Seminarium był moderatorem Sodalicji Mariańskiej, Koła Eucharystycznego, Trzeciego Zakonu św. Franciszka, Koła kleryków Związku Misyjnego Kleryków oraz Koła Homilitycznego. Pragnąc uwrażliwić alumnów na zagrożenie alkoholizmem założył w roku akademickim 1927/28 Koło Alumnów Abstynentów w Seminarium wileńskim.

Od 1932 roku pracuje głównie naukowo, zaczyna uczyć się języków: niemieckiego, angielskiego i francuskiego. Również w tym roku zostaje spowiednikiem sióstr ze Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. W maju następnego roku poznaje siostrę Faustynę Kowalską i zostaje jej spowiednikiem.

Święta Faustyna Kowalska znalazła w księdzu Sopoćko mądrego i oddanego spowiednika który był inspiratorem powstania „Dzienniczka Duchowego” i był pierwszym czcicielem Miłosierdzia Bożego oraz opracował podstawy teologiczne tego kultu.

Dzięki jego staraniom w 1934 roku malarz wileński Eugeniusz Kazimirowski namalował, według wskazań s. Faustyny, pierwszy wizerunek Jezusa Miłosiernego. Ksiądz Michał pisał wiele o Miłosierdziu Bożym – wydane w czterotomowej publikacji „Miłosierdzie Boga w dziełach Jego”. Pisał w 1938 roku w swoim Dzienniku: „Są prawdy, które się zna i często o nich się słyszy i mówi, ale się nie rozumie. Tak było ze mną co do prawdy miłosierdzia Bożego. Tyle razy wspominałem o tej prawdzie w kazaniach, powtarzałem w modlitwach kościelnych – szczególnie w psalmach – ale nie rozumiałem znaczenia tej prawdy, ani też nie wnikałem w jej treść, że jest najwyższym przymiotem działalności Boga na zewnątrz. Dopiero trzeba było prostej zakonnicy S. Faustyny ze Zgromadzenia Opieki Matki Bożej (Magdalenek), która intuicją wiedziona powiedziała mi o niej, krótko i często to powtarzała, pobudzając mnie do badania, studiowania i częstego o tej prawdzie myślenia. Nie mogę tu powtarzać, a raczej ujmować szczegółów naszej rozmowy, a tylko ogólnie zaznaczę, że z początku nie wiedziałem dobrze o co chodzi, słuchałem, nie dowierzałem, zastanawiałem się, badałem radziłem się innych – dopiero po kilku latach zrozumiałem doniosłość tego dzieła, wielkość tej idei i przekonałem się sam o skuteczności tego starego wprawdzie, ale zaniedbanego i domagającego się w naszych czasach odnowienia, wielkiego życiodajnego kultu. (…) Ufność w Miłosierdzie Boże, szerzenie kultu tego miłosierdzia wśród innych i bezgraniczne poświęcenie mu wszystkich swoich myśli, słów i uczynków bez cienia szukania siebie będzie naczelną zasadą mego dalszego życia przy pomocy tegoż niezmierzonego miłosierdzia”. I tak też się stało.

W roku 1938 powołał Komitet Budowy kościoła Miłosierdzia Bożego w Wilnie. Niestety wybuch wojny uniemożliwił realizację podjętej inicjatywy. Ksiądz Sopoćko również w czasie II wojny światowej szerzył kult miłosierdzia. Od 1942 roku był zmuszony do ukrywania się jako drwal przed władzami okupacyjnymi.

W czasie II wojny pisze konstytucje dla nowego zgromadzenia zakonnego, mającego zgodnie z objawieniami s. Faustyny, służyć Miłosierdziu Bożemu. Po wojnie uczestniczył w ukonstytuowaniu się zgromadzenie Sióstr Jezusa Miłosiernego.

Ksiądz Michał Sopoćko zmarł w opinii świętości dnia 15 lutego 1975 roku, w dzień wspomnienia świętego Faustyna, patrona świętej Faustyny Kowalskiej. Ksiądz Michał jest patronem miasta Białystok.

 

TEKST BYŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM W Lutym 2020 ROKU.

Święty Hilary – doktor Kościoła

Urodził się we Francji, w Poitiers ok. 310 roku jako syn w znaczącej, pogańskiej rodzinie patrycjuszów. Rodzice zadbali o jego staranne wykształcenie. Z upodobaniem studiował Pismo Święte. Zafascynowało go szczególnie imię boskie ze Starego Testamentu – „Jestem, Który Jestem”. Uważna lektura Ewangelii według św. Mateusza i według św. Jana zaowocowała nawróceniem i przyjęciem chrztu świętego w 345 roku. Był już wtedy żonaty i miał córkę Abrę (w późniejszym czasie została świętą Kościoła Katolickiego). Gorliwość jego została zauważona i w roku 350 (podawane są również daty 353 jak i 354) zostaje obranym biskupem rodzinnego miasta które wówczas nazywało się Pictavium. Prawdopodobnie był on pierwszym biskupem Pictavium.

W 356 roku uczestniczy, jako biskup, w synodzie w Beziers na południu Francji. Synod ten został nazwany „synodem fałszywych apostołów” gdyż był on zdominowany przez biskupów będących pod wpływem ariańskiej herezji. Ci „apostołowie” zażądali od cesarza Konstancjusza potępienia i wygnania biskupa Hilarego gdyż nie popierał nauki Ariuszowej.

Ariusz był prezbiterem Kościoła w Aleksandrii w Egipcie. W swoim nauczaniu odrzucał on doktrynę o Trójcy Świętej. Według niego syn Boży poddany jest Bogu, został stworzony przez Boga co jednoznacznie mówi, że „był czas, kiedy nie było Syna”. Dotyczy to czasu przed Wcieleniem. Stąd też Duch Święty, pochodzący od Ojca i Syna, nie istniał od wieków.

Hilary otrzymuje sakrę biskupią – Ilustracja z XIV-wiecznego manuskryptu

Jednym z argumentów wykazującym fałszywość poglądu Ariusza jest nakaz misyjny Jezusa w którym dane jest polecenie udzielania chrztu „w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”. Święty Atanazy, biskup walczący z arianizmem pokazywał, że jeżeli uznać argumenty arian to wtedy chrzest polecany byłby Stwórcy i dwóm stworzeniom.

Biskup Hilary z Poitiers udał się na wygnanie do Frygii na terenie dzisiejszej Turcji. Przebywał tam parę lat. Okres ten poświęcił na poznanie dzieł teologicznych Wschodu. Bogactwo tych myśli, ich subtelność i precyzję pojęć starał się po powrocie przekazać swoim wierny. Mimo wygnania prowadził czynne życie i utrzymywał listowne kontakty z Kościołem w Galii. Nauczanie jego i walka z ariańską herezją przysporzyła mu miano „Atanazego Zachodu”. Przebywając na wygnaniu napisał słynne dzieło De Trinitate (O Trójcy) w którym na podstawie ksiąg Starego i Nowego Testamentu dowodzi bóstwa Pana Jezusa. Pokazuje, że Ojciec i Syn mają tę samą naturę. Jeśli nawet jakieś fragmenty Nowego Testamentu mogą sugerować, że Syn jest mniejszy od Ojca, to galijski biskup pokazuje nam precyzyjnie reguły do interpretacji pozwalającej uniknąć błędu: niektóre teksty mówią o bóstwie Jezusa, inne natomiast podkreślają Jego człowieczeństwo. Są fragmenty odwołujące się do Jego prabycia u Ojca, inne pokazują Jego uniżenie aż do śmierci, jeszcze inne kontemplują Go w chwale zmartwychwstania.

Biskup z Poitiers jest autorem komentarza do Ewangelii według świętego Mateusza. Jest to najstarsza, zachowany ciągły komentarz do tej Ewangelii i można w nim znaleźć ślady nauk wcześniej odebranych oraz lektury pism wcześniejszych autorów.

W 360 roku powraca z wygnania i zwołuje synod do Paryża. Na tym synodzie zatwierdzono dekrety Soboru Nicejskiego z 325 roku potępiające błędy ariańskie. Do dziś wyznajemy we Mszy św.: „Bóg z Boga, światłość ze światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego, zrodzony, a nie stworzony, współistotny Ojcu” – są to słowa odrzucające herezję ariańską. Sednem są słowa „współistotny Ojcu” gdzie wyrażamy prawdę, że Ojciec i Syn mają tę samą istotę, naturę – czyli Syn jest Bogiem, jedną osób Trójcy Świętej.

Według słów papieża Benedykta XVI z katechezy o tym świętym: „Niektórzy dawni autorzy uważają, że ten antyariański zwrot episkopatu Galii był w dużej mierze zasługą męstwa i łagodnego usposobienia biskupa z Poitiers. Był to właśnie jego dar: połączenie siły w wierze i łagodności w stosunkach międzyludzkich”.

Biskup Hilary był przewodnikiem duchowym późniejszego świętego biskupa z Tours – Marcina.

Biskup Hilary umiera w swoim mieście w 367 roku. Pochowany został w bazylice cmentarnej w Poitiers, która obecnie nosi jego imię. Niestety, wojujący heretycy w 1562 roku dużą jej część zniszczyli. Ocalała tylko ta część jego relikwii, która była umieszczona w kościele św. Dionizego w Paryżu i druga znaczniejsza podarowana do kościoła św. Jerzego w Le Puy. Te drugie z nich sprowadzono do Poitiers w 1698 roku i są otoczone szczególną czcią wiernych.

Święty Hilary przedstawiany jest w szatach biskupich, z książkami, przepędzający węże, jako pogromca smoków, wskrzeszający martwo narodzone dziecko.

Jest patronem miast: Poitiers, La Rochelle i Lucon, oraz słabowitych dzieci i ukąszonych przez węże.

Wspomnienie jego w Kościele katolickim obchodzimy 14 stycznia – w Poitiers czczony jest natomiast 26 czerwca.

Należy do pierwszych wyznawców, którym w Kościele na Zachodzie zaczęto oddawać publicznie liturgiczną cześć. Wcześniej było to zarezerwowane dla męczenników.

Święty Hilary z Poitiers był wybitnym teologiem i dopiero św. Augustyn swoim nauczaniem potrafił go przyćmić. Jego wkład w rozwój nauki o Trójcy Świętej został doceniony i 13 maja 1851 roku papież bł. Pius IX zaliczył go do grona doktorów Kościoła.

 

„O, Panie – podaje św. Hilary – spraw, abym zawsze zachowywał wiarę w to, co wyznałem w symbolu mojego odrodzenia, gdy zostałem ochrzczony w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Abym wielbił Ciebie, naszego Ojca, a razem z Tobą Twojego Syna; abym zasłużył na Twojego Ducha Świętego, który pochodzi od Ciebie, przez Twojego Jednorodzonego. Amen” („De Trinitate” 12, 57).

 

TEKST BYŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM W styczniu 2020 ROKU.

Święty z Libanu

Jeśli umrzesz, zanim umrzesz, to nie umrzesz, kiedy umrzesz

 

Józef Antoni Machluf urodził się 8 maja 1828 we wsi Bika Kafra położonej w górach północnego Libanu. Wychowany został razem ze swoim starszym rodzeństwem, dwiema siostrami i dwoma braćmi w katolickiej rodzinie obrządku maronickiego. W wieku trzech lat umiera ojciec; matka ponownie wychodzi za mąż za człowieka uczciwego i pobożnego, który był diakonem w Kościele maronickim.

Kościół obrządku maronickiego jest jednym z Kościołów Wschodnich i pozostaje cały czas w unii z Rzymem. Początki tego Kościoła sięgają IV wieku i wiążą się ze świętym Maronem, pustelnikiem żyjącym w górach Taurus. Jego ascetyczne życie zaowocowało tym, że wokół niego zgromadziło się wielu naśladowców oraz wiernych. Broniąc się przed najazdem muzułmanów uciekli oni w góry Libanu gdzie ukrywali się w trudno dostępnych dolinach. Ukrycie było na tyle skuteczne, że reszta Kościoła była przekonana, iż zostali całkowicie wyniszczeni. Dopiero pierwsza wyprawa krzyżowa w roku 1099 odkryła Kościół maronicki dla świata zewnętrznego. W celu zaprzeczenia poglądom, że wyznają herezje monoteletyzmu(pogląd, że Chrystus w swej boskiej i ludzkiej naturze kierował się jedną wolą) składają przysięgę katolickiemu patriarsze Antiochii – Aimerowi z Limogenes.

Józef Antoni w wieku lat 14 odczuwa powołanie do życia zakonnego. W wieku 23 lat zgłasza się do klasztoru w Maifug. Odbywa postulat i pierwszy rok nowicjatu, po którym dostaje przeniesienie do klasztoru w miejscowości Annaya. W klasztorze przybiera imię Szarbel – na pamiątkę męczennika z 107 roku. W 1859 roku kończy studia w klasztorze w Kafifan i otrzymuje święcenia kapłańskie. Przez następne 16 lat przebywa w swoim klasztorze w Annaya. W roku 1875, za pozwoleniem swoich przełożonych udaje się do górskiej samotni, gdzie spędza 23 lata życia, wypełnione pracą, umartwieniami ciała, milczeniem oraz kontemplacją Najświętszego Sakramentu. Cela w której mieszkał miała 6 metrów kwadratowych, o. Szarbel nosił zawsze włosiennice, spał pięć godzin na dobę, jadł raz dziennie bardzo skromne potrawy bezmięsne. Łóżkiem jego był tylko siennik wypełniony dębowymi liśćmi pokryty kozią skórą, za „poduszkę” służył mu kawałek drewna owinięty postrzępioną sutanną. Często kładł się na gołej ziemi. Samotnia w której przebywał św. Szarbel była położona w górach na wysokości 1300 m npm.

16 grudnia 1898 roku dostaje udaru mózgu w trakcie odprawiania Mszy świętej. Umiera w wigilię Bożego Narodzenia tego samego roku.

Jego współbracia zakonni już za jego życia uważali go za świętego. Jego modlitwa miała bardzo dużą skuteczność. W 1885 roku uprawy okolicznych rolników niszczyła plaga szarańczy, modlitwa zakonnika, i pokropienie święconą wodą, sprawiło, że owady odleciały a plony zostały ocalone.

Oznaki wybraństwa nastąpiły zaraz po jego śmierci. Następnego dnia po pogrzebie, grób jego był, przez 45 dni otoczony tajemniczym światłem widocznym w najbliższej okolicy. Kiedy po paru miesiącach otwarto grób, okazało się, że jego ciało nie uległo najmniejszemu rozkładowi, zachowując plastyczność żywego człowieka. Oprócz tego ciało wydzielało swoistą, tajemniczą ciecz. Substancja ta nazywana jest „olejem św. Szarbela” i wraz z modlitwą i żywą wiarą uzdrawia z nieuleczalnych chorób i przypadłości. W 1927 roku ciało jego zostało poddane drobiazgowemu badaniu przez komisję kościelną na czele której stało dwóch lekarzy z Francuskiego Instytutu Medycyny. Następnie ciało zostało umieszczone w nowej metolowej trumnie i zamurowane w grobowcu w niszy kaplicy. W 1950 roku stwierdzono, że tajemnicza ciecz wydobywa się z kamiennego grobowca. Po otwarciu grobowca stwierdzono, że ciało nadal zachowuje elastyczność i temperaturę ciała osoby żyjącej.

Dnia 5 grudnia1965 roku, ojciec święty Paweł VI beatyfikował ojca Szarbela Machlufa, a 9 października 1977 roku został kanonizowany. Od tego czasu ustało wydzielanie się tajemniczej cieczy, a ciało świętego zaczęło ulegać rozkładowi. Szacowane jest, że z ciała maronickiego zakonnika uwolniło się ok. 100 litrów tajemniczej cieczy.

Nikt nie sfotografował o. Szarbela, i nie namalował jego portretu. 8 maja 1950 roku kilku misjonarzy maronitów zrobiło sobie grupowe zdjęcie przed grobem świętego pustelnika. Po wywołaniu fotografii, okazało się, że jest na niej jeszcze jedna postać – tajemniczy mnich. Starsi maroniccy zakonnicy rozpoznali w tej postaci o. Szarbela. Na podstawie tej fotografii malowane są portrety świętego pustelnika.

W miejscowości Ananya znajduje się sanktuarium św. Szarbela a w nim jest obfita dokumentacja zawierająca opisy ponad sześciu tysięcy cudownych uzdrowień za przyczyną świętego z Libanu. Wśród nich znajdują się nie tylko maronici czy katolicy ale są również muzułmanie jak i Żydzi. Libanka, Malake Michel-Malek urodziła się w 1950 roku ze zniekształconymi nogami. Poruszała się tylko za pomocą kul i specjalistycznego aparatu ortopedycznego. Leczenie oraz wielokrotne operację nie przyniosły żadnego skutku. Latem 2004 roku spędziła trzy dni w klasztorze Anani przy grobie świętego, poszcząc i modląc się. Po powrocie do domu została całkowicie uleczone – nogi jej stały się normalne i mogła swobodnie chodzić. Natychmiast wyruszyła do grobu zakonnika by podziękować za cudowne uzdrowienie.

Nouhad Al.-Chami, sparaliżowana Libanka, której jedynie skomplikowana operacja tętnicy szyjnej mogła pomóc, została cudownie uleczona przez świętego Szarbela. Ślady po tym wydarzeni pozostały na jej szyi i są bardzo widoczne każdego 22 dnia miesiąca, kiedy to ma zlecone dawanie świadectwa o swoim uleczeniu.

Ten maronicki święty do końca XX wieku był bardzo mało znany. Obecnie, Polacy stanowią drugą co do liczebności grupę pątników odwiedzających grób jego w Annaya.

Wspomnienie świętego Szarbela Machlufa obchodzimy 28 lipca.

 

TEKST BYŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM W grudniu 2019 ROKU.

150 Pozdrowień Maryi

Dlaczego w Psałterzu jest sto pięćdziesiąt pozdrowień Maryi? Z radością posłuchajmy tu samej Błogosławionej Dziewicy Maryi, która przytoczyła dwadzieścia powodów tego. Oto one:

  1. „ponieważ w Psałterzu Dawidowym jest sto pięćdziesiąt psalmów, w których zawierają się symboliczne Ojcze nasZdrowaś tak jak owoc w kwiecie;
  2. ponieważ otrzymałam sto pięćdziesiąt niezwykle cennych duchowych radości w poczęciu Syna i noszeniu Go w sobie – były to ekstazy, widzenia, objawienia i natchnienia;
  3. ponieważ doznałam stu pięćdziesięciu radości przy rodzeniu i karmieniu piersią Syna;
  4. ponieważ doznałam stu pięćdziesięciu radości ze słów i czynów Syna podczas Jego publicznej działalności;
  5. ponieważ w czasie męki Syna znosiłam sto pięćdziesiąt najcięższych cierpień różnego rodzaju – jak bardzo kochałam, tak bardzo też współcierpiałam;
  6. z powodu stu pięćdziesięciu najważniejszych darów, które Chrystus przyniósł światu, od swego przyjścia do odejścia z niego;
  7. z powodu stu pięćdziesięciu cierpień które znosił Chrystus, z których każde miało dziesięć odniesień: I – do Boga; II – do własnej duszy; III – do ciała; IV – do świętych; V – do Mnie; VI – do uczniów; VII – do Żydów; VIII – do Judasza; IX – do ludów; X – do dusz w czyśćcu. Oprócz tego cierpiał, ogólnie rzecz biorąc, w piętnastu różnych rzeczach, czyli w swych zmysłach: w pięciu wewnętrznych i pięciu zewnętrznych oraz wpięciu władzach wyższych (umysł, wola, skłonność do pożądań i gniewu oraz siła poruszania);
  8. z powodu stu pięćdziesięciu radości Syna i moich z Jego zmartwychwstania;
  9. z powodu stu pięćdziesięciu owoców męki Pana
  10. z powodu stu pięćdziesięciu cnót najpotrzebniejszych dla zbawienia(chodzi zaś o cnoty teologiczne, kardynalne, główne, moralne i osiem błogosławieństw);
  11. z powodu stu pięćdziesięciu wad przeciwnych tym cnotom;
  12. z powodu stu pięćdziesięciu nieszczęść świata, do których należą: głód, pragnienie, zimno, gorąco, nagość, zniesławienie, krzywda, choroba, niezgoda, ogień, powodzie, dzikie zwierzęta, niewola, ignorancja, itp.;
  13. z powodu stu pięćdziesięciu zagrożeń życia, a są pośród nich: choroba, smutek, terror, niepewność, ataki demonów, wyrzuty sumienia, utrata dóbr, pozbawienia używania członków, niecierpliwość, osłabienie itp.;
  14. z powodu stu pięćdziesięciu lęków przez Sądem, takich jak choćby: lęk przed Sędzią, lęk przed Jego asystentami, napaści demonów, wyjawienie, grzechów, wieczna niesława, strach, lęk z powodu własnego sumienia, wyrzuty sumienia, rozpacz, złośliwość, pragnienie śmierci, gniew wzbudzony przez stworzenia itp.;
  15. z powodu stu pięćdziesięciu najcięższych kar piekła odpowiadających tyluż wadom: podobne rzeczy są również w czyśćcu, a takie rzeczywistości są przeogromne od strony: duszy, ciała, demonów, Boga, miejsca, ognia, zmysłów, utraconej chwały i wieczności potępienia;
  16.  
  17. z powodu stu pięćdziesięciu bardziej ogólnych radości Błogosławionej Maryi i Chrystusa w niebie;
  18. z powodu stu pięćdziesięciu najważniejszych pomocy dawanych psałterzystom;
  19. z powodu stu pięćdziesięciu dni albo godzin uprzedzania o śmierci dawanych pobożnym psałterzystom w celu przygotowania się do niej;
  20. z powodu stu pięćdziesięciu szczególnych radości dawanych psałterzystom z racji kultu w formie Psałterza, a co ważne, radości tym będą odpowiadały również proporcjonalnie nagrody w postaci wieńca”.

Na te słowa oblubieniec tak odpowiedział: „O, Maryjo, najsłodsza radości serca, kto by rozważył to wszystko, całego siebie by oddał w sławieniu Cię przez odmawianie Psałterza”. Na to Maryja: „Powiadam ci: błogosławieni w chwale bez przerwy powtarzają Ojcze naszZdrowaś z najwyższą radością, dziękując Bogu za daną im chwałę i modląc się za świat”.

 

Znalezione w Psałterzu Jezusa i Maryi; błogosławionego Alana z la Roche

Modlitwa w czasie zarazy

Ksiądz Marcin Dunin Sulgostowski był autorem „Książki do nabożeństwa dla wszystkich katolików”, którą od jego nazwiska nazywano popularnie Duninem.

Drugie wydanie Modlitewnika z 1844 roku – dla mężczyzn

Modlitewnik ten spisał na polecenie arcybiskupa ksiądz Jan Kanty Dąbrowski. Pierwsze wydanie książki zostało opublikowane w 1842.

Ksiądz Marcin Dunin Sulgostowski (ur. 11 listopada 1774 w Wale, zm. 26 grudnia 1842 w Poznaniu) był polskim biskupem rzymskokatolickim, arcybiskupem metropolitą gnieźnieńskim i poznańskim oraz prymasem Polski w latach 1831–1842.

Źródło: Wikipedia https://pl.wikipedia.org/wiki/Marcin_Dunin

 

Modlitwa w czasie zaraźliwej choroby

Smutek i trwoga przerażają nas zewsząd, o Boże! gdy tak nagle, a tak wielu przyjaciół i braci zabierasz z pośród nas przez zaraźliwą chorobę. Wszyscy wprawdzie umrzemy, bośmy grzesznicy, przeto wyrokowi śmierci na grzeszników wydanemu uledz musimy. Lecz gdy tak wielu, o Boże! razem zabierasz ludzi, gdy umarły tuż za umarłym wynoszony bywa, i wszyscy prawie jakby w cieniu śmierci chodzimy; gdy się codziennie na lamentujących i płaczących braci patrzymy, i trwogą przerażeni sami, tylko wyglądamy zarazy, która i nas ma zgładzić z tej ziemi; ach Boże! Jakżeto okropne życie wśród takiej trwogi!

Ach zmiłujże się, Ojcze niebieski, nad nami!

Jeżeliśmy zgrzeszyli, patrz, oto się upokarzamy przed Tobą! Otośmy gotowi czynić pokutę, a przez poprawę życia pragniemy zasłużyć na Twoję łaskę i przebaczenie.

Użycz nam tylko Twojej pomocy i czasu do prawdziwej pokuty i poprawy życia, a wtedy ta chłosta i doświadczenie stanie się dla nas przestrogą, że się tem szczerzej do śmierci sposobić będziemy.

Zlitujże się, o Boże! I odwróć od nas ten ciężki bicz Twej kary. Jeżeli to bydź może, weź ten kielich od nas, o Boże i Ojcze!

Jeżeli zaś podług Twoich najmędrszych i najświętszych zamiarów postanowiłeś, aby ten smutny cios dłużej trwał jeszcze, udzielże nam przynajmniej cierpliwości, i dodaj odwagi!

Ulżyj, pokrzep schorzałe siostry i braci; pociesz umierających, umocnij zdrowych, aby sobie nie przykrzyli w pielęgnowaniu i usłudze chorym, a przyspiesz godzinę wybawienia od tego złego, abyśmy Ci dzięki składać, wielbić Cię znowu, i w radości serc naszych służyć Ci mogli. Amen.

 

Zachowano oryginalną pisownię.