Żal za grzechy

Żal za grzechy towarzyszy nam przez całe życia bardziej niż cokolwiek innego. Stanowi on istotną część składową naszego pierwszego zwrotu do Boga i nie ma takich wyżyn świętości, na których moglibyśmy się z nim pożegnać. Jest on urzeczywistnieniem pragnień naszego Anioła Stróża w duszy naszej. Niebiański nasz Przyjaciel życzy nam, byśmy w tym usposobieniu i zachowaniu trwali statecznie i niezmordowanie.

Żal ten jest spokojny. Istotnie, wpływa on raczej kojąco na duszę wzburzoną, aniżeli niepokojąco no duszę zadowoloną. Za jego powiewem cichną zgiełki świata i milknie gadatliwość ludzkiego ducha. On łagodzi przykrości, miarkuje przesady, urzeka wszystko swym cichym i wdzięcznym poszeptem, któremu nic w świecie nie dorówna!

Jest nadprzyrodzony, gdyż nie ma przyrodzonej pobudki, która mogłaby go podsycać. Wychodzi w całości od Boga i do Boga wraca. Ponieważ zaś w tym, co nas w żałobę pogrąża, jest grzech odpuszczony, nam już niegroźny, żal nas staje się źródłem miłości. Miłujemy, gdyż łagodna boleść jest siostrzycą dziecięcej i miłosnej nadziei. W ten sposób nieustanny żal za grzechy tworzy w duszach naszych jedyny możliwy odpowiednik do tajemniczego misterium boleści, które towarzyszyło Jezusowi i Maryi przez całe życie; zaś sam fakt, że boleść ta żyła w nich mimo całej ich bezgrzeszności, zdaje się wskazywać, ile żywotności dla chrześcijańskiego uświęcenia kryje się w tym szlachetnym, nadprzyrodzonym żalu.

Z drugiej strony, trudno nie zauważyć, jak pod różnymi określeniami: żalu, skruchy, bojaźni itp. Pismo św. mówi o nieustannej pokucie, o ciągłej bojaźni, o pomięci na grzechy odpuszczone, o trwaniu w bojaźni podczas tej ziemskiej pielgrzymi czy o zgryzocie doczesnego życia. Nigdzie nie spotkamy w nim możliwości zaprzestania skruchy, a jedyny ustęp św. Jana, który mówi, że miłość zwycięża bojaźń, z trudnością daje się zastosować do życia ziemskiego. Stąd można wnosić, iż nieustanny żal za grzechy jest analogicznym nakazem do obowiązku nieustawania w modlitwie i takim samym, jak on, ulega trudnościom tłumaczenia. Cóż więc oznacza ów nieustanny żal w rozumieniu Pisma św.? – Z pewnością nie przygnębienie, to bowiem zwraca się raczej ku nam, aniżeli ku Bogu. Z pewnością nie ludzki smutek, który jest albo owocem grzechu, albo wynikiem lenistwa, albo następstwem dolegliwości ciała. W ten sposób Pismo św. tworzy ostatnie ogniwo w łańcuchu moich dowodów, które mnie skłaniają do tego, że składam winę naszych załamań na drodze doskonałości na brak nieustannego żalu za grzechy, jako ich jedyną powszechną przyczynę, która w konkretnym wypadku przybiera tę lub ową postać; naprowadza mnie też ono na potrzebę ustalenia natury owego żalu.

Żal ten polega na nieustannym poczuciu swojej grzeszności bez silenia się na pamiętanie poszczególnych grzechów. Owszem, nie tylko szczegółowe odtwarzanie tych grzechów byłoby nieroztropnością, ale też myślenie o nich jest obce duchowi tego żalu. Dla niego Bóg przedstawia zbyt wyłącznym przedmiot zajęcia, by mógł w stosunku do siebie zdobyć się na coś więcej, aniżeli na przejmujące, cierpliwe lecz pełne wyrzutu spojrzenie. Polega on również na niewątpliwej, a nieustannej modlitwie o przebaczenie. Gdyby się bawił w logikę, mógłby powiedzieć, iż grzech albo został odpuszczony albo nie, bez względu na to, czy następuje po spełnieniu warunków czy też niezależnie od nich, że więc prosić o odpuszczenie tego, co już zostało odpuszczone, znaczy zanosić do Boga modlitwę bezprzedmiotową. Tu jednak woli on zapożyczać głosu od Dawida, wołając: Amplius lava me – Oczyszczaj mnie więcej, Panie; cały też Kościół na ziemi przyswoił sobie psalm Miserere i ani na chwilę nie wstaje z klęczek, błagając: Amplius Lava me. O, jakże tęskni dusza do tego Amplius! Teologowie uczą, że płomienie czyśćcowe, wśród innych dobroczynnych swych skutków, nie wytrawiają bynajmniej blizn grzechowych, gdyż, prawdę mówiąc, tych blizn już tam nie ma; Krew Przenajświętsza zatarła je w chwili przebaczenia. A jednak płomienie te mają co robić. Otóż podobnym ogniem płonie w duszy owo Amplius. To jest coś, czego niepodobna wyrazić, lecz trzeba doznać, co można raczej umiłować aniżeli określić.

W skład tego żalu wchodzi również obawa o przebaczone grzechy, a to nie tyle ze względu na czyściec, (jakkolwiek dusze nie powinny udawać, że są wyższe nad te mieszane i mniej wzniosłe pobudki – biedne dusze, jakże daleko im do wywyższenia się ponad cokolwiek!) – ile raczej ze względu na odżywanie zastarzałych nałogów i na obrazy danych grzechów, wyryte w wyobraźni i czyniące z niej, wedle dosadnego określenia Pisma św., klatkę po nieczystych ptakach. Wszak nie odważylibyśmy się układać do snu przy boku pozornie uśmierconego wroga, a takim wrogiem są pozostałe w duszy korzenie dawnych grzechów. Dlatego wśród chłodu nocy ta nieuśpiona bojaźń strażuje i czuwa, a nad pobojowiskiem, zasłanym szczątkami broni, brzmi nieustannie zwycięski hymn łaski, spędzając zdradziecki sen z powiek.

Treścią tego żalu jest także rosnąca nienawiść do grzechu. Ta wzrastająca nienawiść jest czymś odmiennym od nagłego przerażenia w chwili naszego nawrotu do Boga, kiedy to w potokach światła Ducha Świętego odsłoniło się przed nami prawdziwe oblicze grzechu, w całej swej nagości o ohydzie, a dusza pojęła okropność sądów Bożych w przejmującym dreszczu ciała, zagrożonego straszną katuszą. Chwila ta minęła dawno. Była ona chrztem ogniowym, ale Wszechmogący trzymał nas w swoich ramionach, i żeśmy nie zginęli. Tutaj chodzi o rozprzestrzenienie ducha ogrody Getsemani w naszych duszach, o wzięcie udziału w owym samotnym misterium, rozgrywającym się wśród pni oliwnych, gdy nawet Apostołowie spali. Samo Najświętsze Serce wchodzi tu w kontakt z naszym sercem, wyciskając na nim jak gdyby stygmat boleści własnego życia.

Jeszcze dołącza się wzrastająca czułość sumienia na wszystko co jest grzechem. Albowiem niewymowny blask Bożej świętości i chwały nie oślepia wzroku duszy, ale go zaostrza. Toteż wyraźniej dostrzegamy potem wszystko, co w naszych czynach jest niedoskonałego, niegodnego i nieszlachetnego. Jaśniej rozróżniamy splot różnych pobudek. Nic więc dziwnego, że ujrzawszy się pośród mnóstwa uchybień i niedoskonałości, poddajemy się temu boskiemu smutkowi, choć bez popadania w niepokój, przed którym chroni nas wiara i pokora. Równocześnie, jak gdyby w wyniku tego wszystkiego rośnie nasza osobista miłość do Chrystusa Pana, jako naszego wybawcy z grzechu. Z rozkoszą powtarzamy: Imię Jego Jezus, albowiem zbawi lud swój od grzechów ich.

 

Postęp duszy czyli wzrost w świętości, O. Fryderyk William Faber

Sidła światowe

Pan Jezus pragnie dać nam życie duchowe, chce, żeby mieszkała w nas Trójca Święta, a temu sprzeciwia się świat. Pan Jezus na pewno jest świadom, jak wielkie niebezpieczeństwo dla naszego zbawienia przedstawia świat. I dlatego przestrzega nas przed duchem tego świata.

Kiedy czytamy Ewangelię, widzimy, że Jezus mówi o świecie w sposób, który zmusza do refleksji. „Jeśli was świat nienawidzi, wiedzcie, że mnie pierwej, niż was, nienawidził” (J 15, 18) – nie można przejść obojętnie obok takich słów, nie pragnąc głębokiego zrozumienia ich znaczenia. Ale o jakim świecie mówi Pan Jezus?

Jest świat i świat. Jeżeli potraktujecie słowo świat w znaczeniu materialnym, mając na myśli gwiazdy, niebo, ziemię oraz wszystko, co ziemia w sobie zawiera poza grzechem, należy przyznać, że ten świat jest dobry, ponieważ został stworzony przez Boga. Ale w Piśmie Świętym świat posiada inne znaczenie. Świat, o którym mówi Pan Jezus, jest światem grzesznym, światem grzeszników, którzy źle korzystają z tego, co stworzył Bóg, to znaczy wyłącznie dla swojej przyjemności, a nie na Jego chwałę. O ten świat właśnie chodzi, kiedy Pan Jezus mówi, że nie prosi za światem (J 17, 9). Pan Jezus modli się o nawrócenie ludzi, ale nie prosi za światem pogrążonym całkowicie w grzechu. I tak mówi: „Jeśli was świat nienawidzi, wiedzcie, że mnie pierwej, niż was, nienawidził. (…) Nie jest sługa większy nad pana swego. Jeśli mnie prześladowali i was prześladować będą” (J 15, 18 i 20), ponieważ wasze postępowanie i przykład, który dajecie, oskarżają ich. Pokazujecie światu wasze posłuszeństwo oraz miłość wobec Boga, a także miłość bliźniego, a świat tego nie lubi. Świat chce być wolny i odrzuca wszelką uległość, chce wypełniać jedynie swoją wolę i realizować wyłącznie swoje pragnienia. Nie ma mowy, aby zechciał podporządkować się Bogu, jakiemukolwiek autorytetowi, prawu, które nakłada zobowiązania. Świat pragnie totalnej wolności, która nie jest prawdziwą wolnością, a jedynie zniewoleniem przez namiętności i grzech.

Świat oznacza to wszystko, co tu, na ziemi może pociągać nas w grzech. I nie chodzi jedynie o grzech, ale o wszelkie okazje do grzechu, o wszystkie zgorszenie tego świata.

„Biada światu dla zgorszenia” (Mt 18, 7), jak mówi Pan Jezus. Za tym światem stoi szatan. Oto dlaczego Pan Jezus przeklina taki świat. Złe duchy są wszędzie i podtrzymują ten świat w stanie grzechu. Takiego świata koniecznie należy unikać.

To prawda, że kiedyś miała miejsce epoka wielkiego rozwoju chrześcijańskiego, gdy diabeł był względnie trzymany za gardło. Działanie Kościoła, rodzin i całych społeczeństw zmierzało do niesienia ludziom pomocy w praktykowaniu cnót chrześcijańskich. A dzisiaj zupełnie na odwrót: wszystko dookoła jednoczy siły, aby doprowadzić  nas do utraty mądrości Krzyża, mądrości Bożej, i aby popchnąć nas w szaleństwo tego świata, w ten bezrozumny świat.

Coraz trudniej żyć po katolicku w środowisku, w którym dzisiaj się znajdujemy, i potrzeba dużo odwagi i wielkiej cnotliwości, aby przestrzegać prawa Bożego, kiedy wokół nas piętrzą się pokusy i świat sieje zgorszenie. Bóg wie lepiej, jaką siłę posiada dzisiaj szatan, dzięki narzędziom, które sami ludzie oddają do jego dyspozycji. Wykorzystując te narzędzia, stara się pociągnąć nas w grzech i oddalić od Pana Boga!

Święty Jan stwierdza, że: „wszystko, co jest na świecie, jest pożądliwością ciała i pożądliwością oczu i pychą żywota” (1 J 2,16). Pokazuje, co w świecie pochodzi od pożądliwości ciała, od pożądliwości oczu i z pychy żywota. Koniecznie o tym pamiętajmy.

Kiedy św. Jakub mówi, że ten, kto jest przyjacielem tego świata, staje się nieprzyjacielem Boga (Jak 4, 4), chce nam przez to dać do zrozumienia, że przyjaciele tego grzesznego świata pełnego pożądliwości oddalają się od Boga. W rzeczy samej, nie można być przyjacielem Boga i jednocześnie oddalać się od Niego poprzez swoje uczynki. Trzeba zatem wybrać.

Świat i nasze przyzwyczajenia często odciągają nas od myślenie o Bogu, staj się przeszkodą, barierą, ekranem między nami a Panem Bogiem, a to wszystko z powodu nieporządku w nas panującego.

 

Życie duchowe; abp Marcel Lefebvre; Wyd. Te Deum Warszawa 2020

 

Duch wolności

Nie może posiadać prawdziwego ducha wolności ten, kto Bogu nie służy w duchu wspaniałomyślności. To zaś nie jest tak trudne do rozpoznania; jeśli więc spostrzeżemy, że tej wspaniałomyślności oraz starania się o nią nam brak, możemy być nieomylnie pewni, że to coś które się ubiera w maskę wolności ducha jest w rzeczywistości czymś innym, bardzo niepożądanym. Naszym sprawdzianem więc będzie zasada, że gdzie nie ma wspaniałomyślności, tam nie ma wolności ducha. Jedno z drugim chadza w parze. A choć niekiedy na skutek wyjątkowych doświadczeń wewnętrznych może nam nasza wspaniałomyślność względem Boga nie przynieść pożądanej wolności ducha, to przecież nigdy się nie zdarzy by ta wolność zaistniała bez wspaniałomyślności.

Duch Jezusa jest duchem wolności. Niemal w przysłowie u chrześcijan weszło powiedzenie Pisma św., że gdzie duch Boży tam wolność. Gdy po raz pierwszy powiał ten duch po świecie, stał się hasłem do wyzwolenia z więzów trwogi i ciemnego zabobonu, które zaciążyły nad pogaństwem, z ucisku, zwątpień i upodlenia zmysłowego greckich i rzymskich niedowiarków, z niewoli formalizmu i pozytywnych przepisów, które przygotowały Żydów na przyjście Zbawiciela. Jest to duch wolności dlatego także, iż głosi prawo miłości. Wolność ta jest wypływem nieskończonych zasług Najświętszej Ofiary przez wzgląd na Bóstwo Chrystusowe.

Słusznie możemy stąd wnosić, że ta sama wolność winna ożywiać nasze najzażylsze stosunki z Bogiem i wyciskać swe piętno na wszystkich przejawach życia duchowego: tak też istotnie rzecz się przedstawia. Albowiem wolność chrześcijanina polega na pozbyciu się grzechu, upadlającego naszą naturę i burzącego szacunek dla własnej osoby. Grzech bowiem jest pełen przewrotności i strasznego tyraństwa nad swymi niewolnikami, nade wszystko zaś obraża Boga, nieskończenie dobrego. Wolność ta głosi wyzwolenie od plag grzechowych, jak gniew Boży, piekło i śmierć nieszczęśliwa. Przy tym jest ona oswobodzeniem od światowości, to znaczy, od kajdan przykuwających serce do rzeczy światowych, od natłoku światowych myśli, od niskich dążności i od łańcucha gorzkich rozczarowań, czekających miłośników świata. Ona kładzie kres niewoli u innych ludzi, gdyż każde prześladowanie zamienia w nową zasługę, każde oszczerstwo w słodki rys podobieństwa z Jezusem, słowem, rozpoczyna w nas dzieło, które się dokona wraz z ostatnim naszym tchnieniem, dzieło oswobodzenia od względów ludzkich. Lecz nade wszystko, oznacza ona uwolnienie od samego siebie; bo jakże mógłby wyzwoleniec Chrystusa popadać w niewolę u samego siebie? Być wolnym od małostkowości, od samolubstwa, od tajonej nikczemności, od zmory wstydu przed samym sobą – znaczy być wolnym naprawdę, tak jak nie jest wolnym nikt inny.

Jednym słowem, wolność ducha nie polega więc bynajmniej na wyzbyciu się względu na Boga ani lekkomyślności w spełnianiu obowiązków duchowych, ale jedynie na oderwaniu się od stworzeń. Wolność i to oderwanie – to jedno. Ten jest wolny, kto oderwany od stworzeń i nikt inny. Rzeczą zaś jasną jest, że do tego oderwania się konieczna jest wspaniałomyślność, gdyż wspaniałomyślność polega na oderwaniu się od stworzeń kosztem wielu wysiłków i ofiar dla miłości Stwórcy

 

Postęp duszy czyli wzrost w świętości, O. Fryderyk William Faber

Niedowiarstwo

Niedowiarstwo nie oznacza jedynie intelektualnego zaprzeczenia prawdy; oznacza ono także praktyczną nieczułość na światło Ducha Świętego i płynące z lenistwa odmawianie należnego temu światłu współdziałania. Kto lekkomyślnie naraża drogi dar wiary na napaści i subtelne podstępy niedowiarków lub morową zarazę roznoszoną przez książki szerzące niewiarę, czy zatrutą literaturę, jaką dziś, by zwalczać wiarę chrześcijańską – a przede wszystkim tę pełną i całkowitą wiarę chrześcijańską, jaką jest wiara katolicka – wypisuje się we wszystkich językach, ten naprawdę sam sobie będzie winien, jeśli wiarę utraci. Prawie wszyscy żyjemy dziś i oddychamy w takiej atmosferze duchowej, która niesie ze sobą i na wszystkie strony rozsiewa sprzeciwy i przewrotne zarzuty wymierzone w naukę Boskiego Mistrza. Jeśli więc do tej codziennej, nieuchronnej pokusy, dodasz jeszcze pokusy dobrowolne, na które sam się narażasz, bądź przysłuchując się tym, którzy sprzeciwiają się Objawieniu Chrystusowemu, bądź ciekawie czytając – co już jest czynem niewątpliwie rozmyślnym i o wiele cięższą winą przed Bogiem – fałsze wypisywane przeciwko prawdzie, którą Chrystus objawił, wtedy, powtarzam, sam jesteś sobie winien, jeśli utracisz wiarę; tak samo jak sam byłbyś sobie winien, gdybyś wystawiając się rozmyślnie na niebezpieczeństwo, utracił czystość, pobożność czy miłość.

Jest też inna forma niedowiarstwa, przez którą można utracić wiarę, mianowicie duch sporu.

Z każdej strony widzimy wokół siebie ludzi, którzy rozmyślnie sami siebie zaślepiają i sprawiedliwym sądem Bożym popadają w mroki ślepoty duchowej. Do nich to stosują się te straszne słowa Psalmisty: Przypadł do nich ogień, a nie widzieli słońca (Ps 57,9). Bo istnienie Boga, któremu przeczą, jest niczym słońce na niebie. I prawda Świętego Kościoła Katolickiego, z której kpią, jest jak biały dzień w południe. Jaśniejąca powszechność Kościoła jest jak błyskawica, która roztacza swój blask od wschodu do zachodu, a jednak są ludzie, którzy utrzymują, że jej nie widzą. Zaprzeczają temu, by kiedykolwiek był jakiś Kościół założony przez Jezusa Chrystusa; zaprzeczają temu, by człowiek został stworzony przez Boga; zaprzeczają temu, by istniał sam Bóg.

Jak doszli do takiego obłędu? Przypadły na nich: pycha, brak intelektualnej pokory, przesąd, skłonność do podważania wszystkiego, zawiść i przewrotność. Ich namiętności wrą, ich wola płonie ogniem przeciw Kościołowi i wierze. W swych upartych sporach z prawdą sprawiedliwym sądem oślepili samych siebie. Oczy mają, a nie widzą; uszy mają a nie słyszą; serce mają, a nie rozumieją. Ciemność ich serc jest zapowiedzią tej ciemności zewnętrznej, która czeka tych, co wierzyć nie mogą dlatego, że wierzyć nie chcą.

 

Przewodnik życia w Duchu Świętym; Henry Kard. Manning

Woda z kałuży

Od marca 1984 aż do maja 2019 roku obowiązywał zakaz organizowania pielgrzymek przez parafie, dekanaty, diecezje do Medjugorie. Mimo to takie „wyjazdy” były organizowane, w niektórych parafiach nawet w sposób cykliczny. Spotkałem się z opiniami osób które odwiedziły to miejsce(prywatne nawiedzenia nie były objęte tym zakazem). Nie spotkałem się z krytycznymi uwagami – raczej wszyscy byli zadowoleni, przedstawiali wiele korzyści duchowych, jak i informacji o nawróceniach. Próbując przedstawić oficjalne stanowisko Watykanu oraz początki objawień jak i losy pierwszych księży którzy mieli styczność z widzącymi, otrzymywałem odpowiedź, że przecież są tam nawrócenia, że odmawiany jest Różaniec, że tyle duchowych przeżyć, że nie może to być coś złego. Patrząc na oficjalne stanowisko Kościoła w sprawie „objawień” w Medjugorie nasuwa się porównanie do spragnionego wędrowca na pustyni. On, aby zaspokoić swoje pragnienia, będzie pił wodę z każdej napotkanej kałuży i będzie szczęśliwy, że ją znalazł. Nie patrzy na to czym ta woda jest, skąd jest, co w sobie zawiera – dla niego ważne jest, że gasi pragnienie.

J. Malczewski „Zatruta studnia” (1905)

Medjugorie jest niestety taką duchową zatrutą studnią do której można odnieść obraz Jacka Malczewskiego. Powołana przez biskupa Ratko Perića komisja nie stwierdziła nadprzyrodzoności w wydarzeniach w Medjugorie. Episkopat byłej Jugosławii jak i Kongregacja Nauki Wiary zgadza się z wnioskami tej komisji. Oczywiście modlić się można w każdym miejscu i łaskami jesteśmy obdarowywani na każdej Mszy świętej. Natomiast są miejsca gdzie łaski spływają na nas znacznie obficiej i są to miejsca szczególne. Do nich należą z pewnością miejsca objawień. Miejscami autentycznych i zatwierdzonych przez Kościół objawień są np. Gietrzwałd, Fatima, Lourdes, Guadalupe – te najbardziej znane.

Dlaczego nie gasić pragnienia wodą z czystego źródła, wodą która prawdziwe gasi pragnienie, z której korzystano przez pokolenia?

Tak licznie odwiedzane Medjugorie świadczy o pustyni duchowej w naszym życiu. Świadczy, że naszych potrzeb duchowych nie zaspokaja coniedzielna Msza św. – potrzebujemy więcej duchowości. W naszym pragnieniu zadowalamy się nawet wodą z kałuży, bo jest mokra i również ugasi pragnienie. Nie zwracamy w ogóle uwagi na niebezpieczeństwa, ważne jest dla nas zaspokojenie pragnienia – pragnienia duchowego przeżycia, autentycznej modlitwy, pragnienia sacrum.

 

Medjugorie – pochwała nieposłuszeństwa

O objawieniach w Medjugorie chyba każdy z katolików słyszał. Ale dla porządku przytoczę tło historyczne wydarzeń. Przez czterysta lat Bośnia i Hercegowina, gdzie położona jest diecezja Mostar w której znajduje się Medjugorie, była pod panowaniem tureckim. Dopiero w drugiej połowie XIX wieku ludność uzyskała swobodę wyznawania wiary katolickiej. Kościół katolicki na tym terenie przetrwał dominacje muzułmańską dzięki obecności i pracy franciszkanów. Byli oni tolerowani przez państwo tureckie. Z początkiem XX wieku zaczęto budować normalne struktury kościelne: parafie, dekanaty, biskupstwa. Zakonnicy franciszkańscy niechętnie oddawali dotychczasowe obszary swojej pracy, nie zauważając, że ich praca powinna ulec zmianie wobec zmiany sytuacji polityczno-społecznej. Stąd wynikały nieporozumienia między zakonem franciszkanów a biskupem Mostaru.

Same objawienia rozpoczęły się w dzień narodzenia św. Jana Chrzciciela roku Pańskiego 1981. Miejscowy biskup Pavao Żanić przyjmuje wobec nich postawę otwartą i broni franciszkanów jak i samych widzących przed atakami prasy i władz laicko-komunistycznej Jugosławii.

Tak, jak to jest w takich przypadkach, bp Żanić powołuje komisję celem której jest zbadanie tej sprawy. Pod koniec marca 1984 roku ukazuje się komunikat z pracy komisji. Stwierdza on, że zdecydowaną większością głosów członków komisji – non constat de supernaturalitate (nie stwierdza się nadprzyrodzoności). Zawiera on również zalecenia aby nie organizować pielgrzymek do Medjugorie, nie publikować o nim artykułów, nie składać w prasie oświadczeń o objawieniach i cudownych uzdrowieniach, nie organizować publicznych prezentacji widzących, nie wyróżniać w jakikolwiek sposób widzących w czasie liturgii. W tym samym roku w kolejnym komunikacie zawarte jest zdanie: „W orędziach z Medjugoria zauważa się trudności o charakterze dyscyplinarnym i teologicznym”. Obecny biskup miejsca Ratko Perić stwierdza zaś, że objawienia nie są nadprzyrodzone.

 

W 1991 roku ukazał się komunikat Konferencji Episkopatu Jugosławii na zakończenie prac komisji przez siebie powołanej. Zawarte są tam stwierdzenia: „Na podstawie przeprowadzonych do tej pory badań nie można stwierdzić, że chodzi o nadnaturalne objawienia”. Wnioski tej komisji były zgodne z wcześniejszymi zaleceniami.

 

Jednym z powodów zastrzeżeń był np. list wysłany przez Ivana jednego z widzących do biskupa Żanića w którym znalazły się słowa jakoby wypowiedziane przez Gospę: „Powiedz Ojcu Biskupowi, że proszę go o jak najszybsze uznanie wydarzeń w parafii w Medjugoriu (…) Przesyłam mu przedostatnie ostrzeżenie. Jeżeli się nie nawróci i nie poprawi, to dosięgnie go mój sąd, jak również sąd mego Syna Jezusa. Jeżeli nie wprowadzi w czyn tego, co mu przekazuję, to zechciej mu powiedzieć, że nie znalazł drogi mego Syna Jezusa”. W objawieniach pojawiała się również obrona franciszkanów w ich nieposłuszeństwie biskupowi miejsca jak i swojemu generałowi.

 

Kongregacja Nauki Wiary w latach 1995-96 podtrzymała opinie Konferencji Episkopatu Jugosławii dodając: „Z tego wynika, że nie należy organizować oficjalnych, tak parafialnych, jak diecezjalnych pielgrzymek do Medjugoria, rozumianego jako miejsce autentycznych objawień maryjnych, bo byłoby to niezgodne z tym, co stwierdzili poprzednio biskupi byłej Jugosławii”.

 

Jakie są owoce objawień w Medjugorie?

Popatrzmy na trzech pierwszych kapłanów którzy byli przy początkach objawień – proboszcz Jozo Zovko, jego wikary Tomislav Vlasić oraz kolejny opiekun kościelny widzących ks. Slavko Barbarić.

Proboszcz Zovko twierdził, że również ma objawienia – obecnie nie wolno mu mieszkać w Bośni-Hercegowinie ani też publicznie wypowiadać się na temat tych objawień.

Ojciec Vlasić – określał siebie jako „kierownika duchowego wybranego przez Gospę”. Odsunięty od widzących, zakłada wspólnotę „Krajilce mira”, i w późniejszych latach ma dziecko z jedną z sióstr ze wspólnoty. Usunięty z zakonu franciszkanów, porzucił stan kapłański.

Ksiądz Barbarić otwarcie sprzeciwia się biskupowi w decyzji o zakończeniu objawień w kościele parafialnym. W jego postanowieniu popiera go Gospa : „Życzę sobie, aby Slavko pozostał tutaj i zaopiekował się wszystkimi szczegółami i transkrypcjami, abyśmy mieli jasny obraz wszystkiego na koniec mojej wizyty”. Według objawień Gospy ksiądz Barbarić będzie żył aż do końca objawień – tymczasem zmarł on w 2000 roku a objawienia trwają nadal.

Ciężko jest uwierzyć, że Matka Boga wspiera nieposłuszeństwo względem nakazów biskupa. Nieposłuszeństwo jest grzechem pierworodnym człowieka – to nim zgrzeszyli nasi rodzice, Adam i Ewa. Również upadli aniołowie swoim hasłem „non serviam”(nie będę służył) okazali nieposłuszeństwo Bogu.

Trzeba zaznaczyć, że to nie widzący, charyzmatycy, czy też wizjonerzy lecz biskupi ustanowieni zostali przez Ducha Świętego by kierować Kościołem Bożym.

Początek objawień w Medjugorie przypada na pontyfikat św. Jana Pawła II który cały czas w swoim pontyfikacie popierał stanowisko Konferencji Episkopatu z 1991 roku. A mimo to pielgrzymki(określane mianem „wycieczek”) do Medjugorie były organizowane. Pojawiają się informacje, że polski papież prywatnie popierał Medjugorie. To by tylko znaczyło, że papież tak naprawdę, nie popiera własnego oficjalnego stanowiska. Świadczyłoby to tylko o dwulicowości nauczania papieskiego.

W maju 2019 roku został zniesiony zakaz organizowania pielgrzymek do Medjugorie. Zniesienie tego zakazu nie spowodowało aby istniejące zastrzeżenia straciły swoją wartość. „Watykański rzecznik prasowy poinformował, że nie należy tej decyzji interpretować jako uznania domniemanych objawień, do jakich miało tam dojść”.

 

 

Fałszywi czciciele

Święty Ludwik Maria Grignion de Montfort w „Traktacie o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny” podaje siedem rodzajów fałszywych czcicieli i fałszywych nabożeństw do Najświętszej Dziewicy. Są to czciciele:

  1. krytyczni
  2. skrupulatni
  3. powierzchowni
  4. zarozumiali
  5. niestali
  6. obłudni
  7. interesowni

 

  1. Czciciele krytyczni są to osoby zazwyczaj przepełnione pychą, umysły bystre, inteligentne, które żywią nabożeństwo Najświętszej Maryi Panny, ale krytykują niemal wszystkie praktyki prostych ludzi jak i tradycyjne nabożeństwa. Podają w wątpliwość znane i uznane cuda i historie z kronik zakonnych świadczące o przejawach miłosierdzia i mocy Najświętszej Dziewicy. Z wielką trudnością akceptują publiczne, zewnętrzne formy nabożeństwa. W ich ustach pojawiają się nawet słowa o bałwochwalstwie. Na przytaczane argumenty z nauczania świętych Ojców którzy głosili chwałę Najświętszej Maryi Panny odpowiadają, że jest to tylko oratorska przenośnia lub też możliwym jest niedokładne tłumaczenie ich słów.
  2. Skrupulanci są to ludzie, którzy obawiają się znieważyć Chrystusa okazując cześć i nabożeństwo Jego Matce. Nie mogą znieść pochwał Matce Boga, jakby szacunek Jej okazywany był w jakiejkolwiek sprzeczności z kultem Jezusa. Nie zauważają, że ci którzy modlą się do Najświętszej Dziewicy, modlą się przez Nią do Jezusa Chrystusa. Nie chcą aby Jej kult był powszechny. Jest to pułapka zastawiona przez nieprzyjaciela ukryta pod pozorem większego dobra. Nigdy nie czcimy bardziej Jezusa Chrystusa niż wówczas, gdy oddajemy większą cześć Najświętszej Matce, gdyż czcimy Ją po to by doskonalej uczcić Jezusa Chrystusa. Kościół święty wraz z Duchem Świętym najpierw błogosławi Maryję a następnie Jezusa Chrystusa. „…błogosławionaś Ty między niewiastami błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus”.
  3. Czciciele powierzchowni to ci których nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny polega na praktykach zewnętrznych i nie mają wewnętrznego ducha. Pospiesznie odmówią mnóstwo różańców, nieuważnie wysłuchają Mszy świętej, bez należnej pobożności pójdą w procesji, zapiszą się wielu bractw a nic nie poprawią w swoim życiu, nie walczą ze swoimi wadami. Nabożeństwa odbierają jedynie cielesnymi zmysłami nie smakując ich treści duchowej. Kiedy nie mają zewnętrznych impulsów wydaje się im, że wiara ich upada.
  4. Zarozumiały czciciel to grzesznik pochłonięty swoimi namiętnościami lub miłośnik świata. Określając się katolikiem skrywa w swoim wnętrzu pychę, skąpstwo, nieczystość, pijaństwo, przeklinanie, obgadywanie itd: i nie zadaje sobie żadnego trudu by to naprawić gdyż uważa, że oddając cześć Najświętszej Dziewicy, uzyska przebaczenie Boga, że nie umrze w grzechu, nie będzie potępiony gdyż odmawiał różaniec. Na uwagę, że ich nabożeństwo jest tylko szatańskim mamieniem i niebezpiecznym zarozumialstwem mogącym prowadzić do zguby odpowiadają, że Bóg jest dobry i miłosierny; że nie stworzył nas w celu potępienia; że nie ma ludzi bezgrzesznych; że nie umrą bez spowiedzi; że przecież w godzinie śmierci wystarczy wzbudzić żal doskonały. W celu uwiarygodnienia swoich argumentów przytaczają przeczytane lub zasłyszane prawdziwe lub fałszywe historie jak to w stanie grzechu śmiertelnego jakiś człowiek został jednak zbawiony gdyż praktykował jakieś nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny, bądź też w jakiś cudowny sposób został wskrzeszony aby odbyć spowiedź, bądź też za wstawiennictwem Najświętszej Dziewicy uzyskali od Boga skruchę i odpuszczenia grzechów. Jest to drugi z grzechów przeciwko Duchowi świętemu. Grzechy też, według słów samego Jezusa, nie będą przebaczone ani na ziemi ani w niebie. Jest to również grzech wobec samej Najświętszej Matki Chrystusa gdyż to Ona jest mieszkaniem Ducha Świętego.
  5. Niestali czciciele to ci, którzy oddają cześć Najświętszej Maryi Pannie dorywczo i kapryśnie; raz są żarliwi, a raz letni, wydają się być gotowi na wszystko aby Jej służyć a niedługo potem zmieniają się. Zapisują się do Jej bractw i zgłaszają chęć uczestnictwa a następnie nie przestrzegają stosownych reguł. Są zmienni jak księżyc dlatego Maryja Panna kładzie ich pod swoimi stopami razem z sierpem księżyca ponieważ są niegodni zaliczenia w szeregi sług Maryi. Słudzy Jej znamionują się wiernością i stałością. Lepiej jest nie podejmować się tylu modlitw i pobożnych praktyk, a spełniać ich niewiele z miłością i wiernością, wbrew światu, diabłu i ciału.
  6. Czciciele obłudni to tacy, którzy skrywają swoje grzechy i nałogi pod płaszczem nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny, aby w oczach ludzi uchodzić za kogoś, kim tak naprawdę, nie są.
  7. Interesowni czciciele, uciekają się do Najświętszej Maryi Panny jedynie po to, aby wygrać jakiś proces, uniknąć niebezpieczeństwa, wyzdrowieć z choroby, osiągnąć jakieś dobro materialne lub powodzenie w życiu doczesnym. Są to również fałszywi czciciele którzy nie są mili Bogu ani Jego świętej Matce.

 

 

 

 

 

O wrogu naszym

Nie przejmuj się cudzymi wymysłami, jakiekolwiek by były natury. Mocno trzymaj się swojego postanowienia i nieustannego dążenia do Boga.

Nie jest złudzeniem, jeśli niekiedy czujesz się nagle w uniesieniu, a potem zaraz wracasz do zwykłych ułomności serca. Bo wbrew sobie raczej je cierpisz, bez twojej winy, a dopóki masz je za złe i nie ulegasz im, poczytane ci to będzie za zasługę, a nie powód do zguby.

Wiedz, że odwieczny wróg zawsze stara się przeszkodzić ci w twoim pragnieniu dobra, usiłuje odciągnąć cię od służby Bożej, od czci świętych, od rozpamiętywania męki Chrystusowej, od uprzytamniania sobie grzechów, od baczenia na własne serce i od usilnego postanowienia doskonałości.

Podsuwa wiele złych myśli, aby cię wpędzić w smutek i strach, odrywa od modlitwy i czytania Pisma. Nie lubi szczerej spowiedzi i robi, co może, abyś przestał przyjmować Komunię świętą. Nie wierz mu i nie zważaj na niego, choćby ciągle nastawiał na ciebie podstępne sidła.

To jego sprawa, że przychodzą myśli złe i nieczyste. Powiedz mu: Precz duchu nieczysty, zawstydź się, nędzniku, jakże jesteś nikczemny, że podszeptujesz mi do ucha takie rzeczy. Odstąp ode mnie, zwodzicielu, nie znajdziesz u mnie posłuchu, bo najdzielniejszy wojownik, Jezus, jest ze mną, a ty okryjesz się wstydem.

Wole umrzeć i znieść każdą karę niż ulec tobie. Milcz i oniemiej, nie będę cię więcej słuchał, choćbyś nie wiem jak mnie zadręczał. Pan jest moim światłem i zbawieniem, czegóż się ulęknę? Choćby stanęły przeciwko mnie całe siły zbrojne, nie ulęknie się moje serce. Pan jest moją pomocą i wybawieniem.

Walcz jak dzielny rycerz, a jeśli czasem wskutek słabości upadniesz, zbierz siły i proś z ufnością o większą łaskę, a strzeż się tylko próżnego samozadowolenia i pychy.

Przez to ludzie błądzą i wpadają w nieuleczalną ślepotę. Upadek pysznych, co siebie w swojej głupocie cenią nad wszystko, niech ci będzie przestrogą i stałą zachętą do pokory.

 

 

O naśladowaniu Chrystusa; Tomasz a Kempis – Cz. III; rozdział VI

Kary czyśćcowe

Idąc za głosem Bożym, święta Małgorzata Maria ofiarowała się nieraz na ratunek dusz zatwardziałych, winnych nadużycia łask i zagrożonych zupełnym opuszczeniem. Wówczas czuła się pogrążona w rozpaczy, jakiej doznaje dusz potępionych w chwili swego rozłączenia z ciałem, a było to stan tak okropny, że nie miała słów na jego określenie. Dnia jednego podczas pracy ujrzała z nagła przed sobą zakonnicę jeszcze żyjącą i dobitnie od Pana Jezusa usłyszała te wyrazy: „Patrz, oto zakonnica z imienia tylko, którą gotów jestem wyrzucić z mego Serca i zostawić samej sobie”. Słysząc to Święta, przejęta niewypowiedzianą trwogą, upadła twarzą na ziemię i długo tak pozostawała, nie mogąc przyjść do siebie. Nareszcie wzruszona litością bez granic dla tej biednej duszy, zaofiarowała się za nią Sprawiedliwości Bożej, której gniew natychmiast przeciwko niej się obrócił, skutkiem czego doświadczyła niewysłowionego ucisku serca i rozdzierającej boleści. Przytłoczono niezmiernym ciężarem, widziała uzbrojonego przeciw sobie i już uderzyć ją mającego Boga; widziała pod swoimi stopami rozwarte piekło gotowe na jej pożarcie, a obok tego wszystko w swym wnętrzu w buncie i nieładzie. Nieprzyjaciel ścigał ją na każdym kroku i gwałtownie wiódł do rozpaczy. Nie mogła ujść przed jego napaścią, ani się skryć przed jego wzrokiem; doznawała przy tym strasznego zawstydzenia, myśląc, że jej cierpienia były wszystkim znane. Niezdolna nawet do modlitwy, we łzach tylko znajdowała ulgę. „Ach, wołała, jakże to straszna rzecz wpaść w ręce Boga żyjącego!” Albo znowu padając twarzą na ziemię: „Bij, mój Panie, mówiła, siecz, pal, niszcz wszystko, co Ci się nie podoba; nie oszczędzaj ni życia, ni ciała, ni krwi mojej, byłeś tylko zbawił duszę na wieki”.

Swoje modlitwy, pokuty i cierpienia ofiarował również za dusze w czyśćcu cierpiące, które nazywała swoimi dobrymi przyjaciółkami, i wzajemnie uciekała się do tychże dusz z prośbą o modlitwę w innych potrzebach. Mianowicie podczas adoracji, jaką odprawiała corocznie w nocy z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek, polecała dusze skazane na męki czyśćcowe miłosierdziu Serca Jezusowego, bo sam Pan Jezus tego zażądał. Ona też, będąc mistrzynią nowicjuszek, wprowadziła zwyczaj odbywania z nimi procesji do grobów sióstr na cmentarzu zakonnym. Jej modlitwy umartwienia i Komunie święte niejednej duszy wyjednały skrócenie kary. Oto pewnego dnia, gdy zostawała na adoracji, ukazał się jej zmarły dawniej przeora benedyktynów w Paray-le-Monial, żaląc się na straszne męki czyśćcowe jako karę za trzy winy, z których pierwsza ta była, że skutkiem zbytecznego przywiązania do sławy, przedkładał własny interes nad chwałę Boga; drugą, że wykraczał przeciw miłości bratniej; trzecia, że się kierował zbyt naturalnym uczuciem ku stworzeniom. Potem przez wzgląd na spowiedź, jaką raz święta Małgorzata Maria przed nim odprawiła, prosił ją o odstąpienie wszystkich pokutnych uczynków, które spełni w przeciągu trzech miesięcy. Przyrzekła to, kierując się litością, i przez trzy miesiące zadawała sobie surowe umartwienia, aż wreszcie wpadła w chorobę, ale duszy otworzyły się przez to bramy niebieskie.

 

Nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusowego według objawień danych św. Małgorzacie Marii i żywot tejże świętej; Św. bp Józef Sebastian Pelczar; Wydawnictwo Świętego Biskupa Józefa Sebastiana Pelczara, Rzeszów 2017.

 

 

Droga potępionych

Ci którzy Boga nie posiadają, nie mogą być nasyceni, choćby posiedli cały świat, gdyż rzeczy stworzone są mniejsze niż człowiek; są bowiem stworzone dla człowieka, nie człowiek dla nich. Nie mogą więc być przez nie nasyceni. Tylko Bóg może ich nasycić. Przeto ci biedacy, tkwiąc w takiej ślepocie, są głodni; nigdy się nie mogą nasycić, ciągle pożądają tego, czego nie mogą posiąść, bo nie proszą o to Boga, który może im to dać.

Chcesz wiedzieć, czemu cierpią? Wiesz, jakie miłość zawsze zadaje cierpienie, gdy człowiek traci coś, z czym się utożsamił. Tamci utożsamili się przez miłość z ziemią w różny sposób; stali się ziemią.

Ten utożsamia się z bogactwem, ten z zaszczytami, ten z dziećmi; jeden opuszcza Boga by służyć stworzeniom, tamten czyni z ciała swego nieczyste grube zwierzę. I tak, bez względu na stan, pożądają ziemi i pasą się nią. Chcieliby, aby rzeczy te były stałe, a one stałe nie są: przemijają jak wiatr. Albo śmierć odrywa ich od tego, co kochają, lub to co kochają, odbiera im boże zarządzenie. Pozbawieni tych dóbr bardzo cierpią. Im większą była ich nieuporządkowana miłość posiadania, tym większą jest boleść straty. Gdyby byli posiadali te rzeczy jako pożyczone, a nie własne, zostawiliby je teraz bez żalu. Smucą się, bo nie mają tego, czego pragną. Bo, świat nie może ich nasycić; nie będąc syci, cierpią.

Jakże nęka oścień sumienia! Jakież męki sprawia żądza zemsty, która ustawicznie trawi duszę i uśmierca ją, zanim zabiła nieprzyjaciela; pierwsza ginie dusza od noża nienawiści.

Jakąż męką znosi skąpiec, który z chciwości umniejsza swe potrzeby! Jakież udręki doznaje zawistny, który wiecznie gryzie się w sercu swoim i nie daje mu radować się szczęściem bliźniego. Wszystkie rzeczy, które ludzie kochają zmysłowo, są im źródłem strapienia i nieumiarkowanych obaw. Wzięli na ramiona krzyż diabła i mają przedsmak piekła, życie jest dla nich pełne chorób wszelkiego rodzaju i jeśli się nie poprawią, czeka ich śmierć wieczna.

Oto ci, ranieni cierniami licznych udręczeń, umęczają się jeszcze sami nieuporządkowaną wolą własną. Ci niosą krzyż w sercu i w ciele: dusza i ciało przechodzą katusze i męki bez żadnej zasługi, bo nie znoszą trudów z cierpliwością, lecz z niecierpliwością, ponieważ zdobyli i posiadali złoto i rozkosze świata z nieuporządkowaną miłością. Pozbawieni życia łaski i porywu miłości, stali się drzewami martwymi; także wszystkie uczynki ich są martwe. Ze smutkiem idą przez rzeką, gdzie toną; i dochodzą do wody śmierci; przechodzą z nienawiścią w sercu przez bramę diabła i otrzymują potępienie wieczne.

 

Św. Katarzyna ze Sieny, Dialog o Bożej Opatrzności czyli księga Boskiej nauki, Poznań 2012

 

O czystości

Słyszeliście, że powiedziano w starym zakonie: Nie cudzołóż (Mat 5,27)

    1. Wobec tego starodawnego prawa świat jest słaby. W sposób brutalny gwałci delikatny zmysł czystości, zwarza i pożera siły młodości w samym kwiecie, wysusza źródło naszych dążeń idealnych, niweczy ich poezję. Wraz z czystą krwią wyczerpuje się siłą żywotna i o dzisiejszej młodzieży moglibyśmy zaśpiewać najżałobniejszą elegię. „Cinis est cor ejus”, spopielało jej serce. Nieczystość przytępia zmysł wrażliwości na ideały. A przecież wszystko w życiu powinno służyć kierunkowi idealnemu. Obcowanie z przyrodą, nauczanie, sztuka, gimnastyka powinno niby podawać rękę religii w celu wspólnego popierania rozwoju życia czystego, moralnego, by każde dziecko boże wychowywać na osobistość świadomą swej wyższości duchowej i panującą nad swymi instynktami. Będę dążył do urzeczywistnienia tego ideału w sobie, nie będę zważał na opór natury, lecz wolą nieugiętą będę przestrzegał nakazu Boga, wsparty jego łaską.
    2. Nie ma przykazań bożych bez łaski potrzebnej do ich spełnienia. Bóg do swego rozkazu zawsze dołącza łaskę. Toteż po pierwsze mamy być głęboko przekonani, że jak raczej winniśmy umrzeć niż świadomie przyzwolić na myśl grzeszną, tak Bóg zawsze daje łaskę do zwyciężenia pokusy. Przekonania to niech nas pobudza do modlitwy, ilekroć stajemy wobec wielkiego obowiązku czystości i związanych z nim walk gorących. A ile razy jesteśmy wplątani w takie utarczki, módlmy się do Boga, by napełniła nas święta jego bojaźń i nienawiść do grzechu. Prośmy o moc do oparcia się pokusie. Zamknijmy oczy i wszedłszy w siebie, wołajmy w głębi serca: Panie ratuj!
      Po wtóre powinniśmy wyrobić w sobie wysoki szacunek dla czystości i widzieć w niej świętą wolę Boga, który wkłada na nas obowiązek czystości jako warunek rozwoju natury i jej zdolności i jako tajemnicę jej siły. W walkach, toczonych w obronie czystości, upatrywać mamy sposobności stwierdzenia owej mocy woli i charakteru, która jest warunkiem zasadniczym szlachetnych uczuć i pięknego, wzniosłego, uszczęśliwiającego świata wewnętrznego. Według Pisma św. „reprobus sensus” czyli nikczemny, przewrotny sposób myślenia i czucia rozwija się w duszach nieczystych. Prawda tych słów stwierdza również nadmierne podniecenie seksualne świata społecznego.
      Po trzecie winniśmy sobie zdać sprawę z przyrodzonych swych popędów, trafnie je oceniając, tudzież z wszystkiego, co podniecać zdolne naszą zmysłowość i wobec tych wrogich sił zająć postawę poprawną. Życie niższe ma ogniska: samolubstwo i żądzę używania. Samolubstwo paczy poznanie, używanie zatruwa zmysły. Należy ujarzmić te siły przyrodzone i wychować je do harmonii z cnotą przez rygor prawa. Nie wolno wyzwalać popędów cielesnych, przeciwnie należy je tłumić. Wiek nowożytny chce bez przymusu i walki moralnej zaradzić seksualizmowi i w snach gorączkowych i namiętnych wybuchach szału rozkoszy majaczy o wolnej miłości, o nowym urządzaniu stosunków płciowych, któryby zapewniało zaspokojenie nieokiełznanym żądzom ciała. Wobec tych haseł zawierzmy słowu Chrystusa: „Miecz przyniosłem a nie pokój”. Tu istotnie miecza potrzeba, tu trzeba rąbać i zwyciężać, dopiero wtedy nastanie pokój.
    3. Uszlachetniajmy zmysły, zwłaszcza oczy. Nie oglądajmy i nie czytajmy nic takiego, co by pobudzać mogło do grzechu. W pięknie kształtów szukajmy jedynie myśli bożej, ukrytego ducha. Prawdziwe piękno bowiem budzi nie tylko uczucia, lecz także myśli. Wielu ludzi uroda ciała przyprawiła o choroby, nawet o pomieszanie zmysłów. Kult piękna osłabia siły nasze, gdy zatrzymuje się na powierzchni. W pięknie kształtu zmysłowego powinniśmy się zawsze dopatrywać znamion ducha, treści duchowej, pierwiastka wzruszającego, działającego na umysł i serce. Zwróćmy również i na to uwagę, że nieczystość niszczy szlachetną, piękną miłość i skłonność serca. Profanuje duszę i spycha ją do poziomu haniebnego ślepej i dzikiej namiętności. Nieczysty upadla siebie i przedmiot swojej miłości, wyzuwa ją z błogiego uczucia własnej godności, traci świadomość, że jest istotą rozumną. – Bracia, ujmujmy w karby pierwiastek zwierzęcy, życie instynktów, poddawajmy je wymaganiom cnoty. Walczmy z zapałem, natchnieni bojaźnią i miłością Boga. W czasie pokus zanośmy modły do Pana i uciekajmy się do jego św. sakramentów. Spowiedź i komunia św. same jedne wystarczają, by wychować pokolenie czyste, jeśli używać będziemy tych środków łaski z żywą świadomością i głęboką wiarą. Oto chleb anielski, pokrzepienie wędrowców bojujących, zdolne zrównać z aniołami pielgrzymów życia!

 

 

Rozmyślania o Ewangelji; ks bp dr. Ottokar Prohaszka; Wydawnictwo Księży Jezuitów, Kraków 1931

 

 

Grzech powszedni wobec bliźniego

Mało jest wśród nas rozwinięte poczucie odpowiedzialności; przyczyną tego jest nasza lekkomyślność, która nie lubi badać rzeczy aż do głębi. A przecież zło, którego nie widzimy – jakkolwiek nie będzie nam poczytane za winę – powoduje mimo to zgubne skutki.

  1. znaczeniu ogólnym można powiedzieć, że wszystkie nasze grzechy powszednie, nawet te, o których wiemy tylko my sami, są dla innych szkodliwe. Przyczynę tego łatwo zrozumieć. Wszystko, co uszczupla siłę moralną, co nas osłabia i pozbawia łaski – czyni nas zarazem mniej zdolnymi do wypełniania naszych obowiązków, jakiebykolwiek one nie były. Nasze braki nie pozwalają nam stanąć na wysokości zadania; nie uchybia się bezkarnie roztropności, dobroci, odwadze…
  2. Nasze upadki w części bywają widoczne, w części można się ich domyśleć. Tu występuje nowy rodzaj odpowiedzialności: przykład, jaki dajemy. Ludzie skłonni są postępować tak, jak widzą to u innych, a jeśli już dawniej postępowali tak samo, wówczas przekonanie, że nie oni jedni zachowują się w ten sposób, utwierdza ich w złu. Przez każde z tych uchybień przynosimy rodzinie lub społeczeństwu naukę zła… Czy podobna wyliczyć, ile złego uczymy, do ilu grzechów w ten sposób upoważniamy? Każda dusza, nawet cnotliwa, przeraziłaby się, gdyby Bóg ukazał jej wszystkie tego typu skutki, spowodowane przez złe zachowanie się w kościele, przez zbyt lekką rozmowę, przez tysiączne uchybienia uważane za mało znaczące. Napisano jest bowiem: Biada człowiekowi onemu, przez którego zgorszenie przychodzi! (Mt 8,7).
  3. Skutkiem grzechów powszednich jest nie tylko odpowiedzialność za nasze uchybienia i przykłady; powodują one przeważnie czyjąś przykrość i tak:

– zbyt ostra wypowiedź rani i zbija z tropu;

– niesłuszna wymówka popycha do buntu;

– najlżejsze okazanie pogardy zraża niekiedy na zawsze;

– brak czujności może spowodować czyjąś ruinę moralną…

 

Dałoby się tu wyliczyć wiele szkód, jakie powoduje jedno chociażby tylko drobne sprzeniewierzenie się obowiązkom stanu. Prawa moralne są dla utrzymania porządku między ludźmi tym, czym prawa fizyczne są we wszechświecie – wszelkie ich naruszenie musi powodować zamęt.

Być sumiennym znaczy nie tylko unikać złego, gdy się je widzi, ale starać się je przewidzieć. Od tej poważnej odpowiedzialności może być wolny tylko ten, kto nie pozwala sobie na żaden grzech.

 

Rozmyślania o Ewangelji; ks bp dr. Ottokar Prohaszka; Wydawnictwo Księży Jezuitów, Kraków 1931

Zagubiony Sakrament

Przez prawie dwa tysiące lat Kościół Katolicki w szczególny sposób przygotowywał swoich wyznawców do ostatnich chwil życia doczesnego i początków życia w wieczności. Moment śmierci niesie za sobą wielki lęk któremu podlegał również Jezus Chrystus w Ogrójcu. Zbawiciel został pokrzepiony przez anioła by podołać tej ostatecznej przeprawie. Kościół Katolicki również chce nas pokrzepić, przygotować do tej wielkiej chwili naszego życia czyli do wieczności i otworzyć bramy nieba czyli do śmierci i dlatego ustanowiony został specjalny sakrament: Ostatnie Namaszczenie.

Na początku lat 70 XX wieku został wydany dokument papieża Pawła VI wprowadzający nie tylko nową nazwę – Sakrament chorych, ale również zmianę formy, materii, podmiotu jak i skutku istniejącego Sakramentu.

Według tradycyjnego nauczania zawartego w katechizmie kard. Gaspariego skutki wywierane przez ten Sakrament są następujące:

  1. Pomnaża łaskę uświęcającą;
  2. Podnosi chorego na duszy i pomaga mu w walce z pokusami, zwłaszcza w chwili zgonu;
  3. Gładzi pozostałości grzechów i odpuszcza grzechy powszednie, a nawet śmiertelne, gdy chory niemający świadomości ich, ma przynajmniej żal niedoskonały za nie, a już nie może się spowiadać;
  4. Czasem odwraca chorobę, jeżeli to jest a korzyścią dla duszy chorego.

Każdy z Sakramentów Kościoła Katolickiego został ustanowiony ze względu na jeden skutek, natomiast przyjęcie Sakramentu przez wiernego może powodować również dodatkowe skutki. Jak wyjaśnia św. Tomasz z Akwinu głównym skutkiem Ostatniego Namaszczenia jest leczenie z choroby grzechu, wzmocnienia osłabionej duszy gdy już brak sił potrzebnych do uczynków życia łaski lub chwały. Sakrament ma pomóc w usunięciu pozostałości grzechu – słabości duchowej tkwiącej w umyśle która łatwo może skłaniać do grzechu.

Drugorzędne skutki to zmniejszenie kary doczesnej jak również według nauczania Soboru Trydenckiego – „usuwanie winy, jeśli są jeszcze do odpokutowania, oraz pozostałości grzechu”. Aby przyjęcie Ostatniego Namaszczenia było w pełni owocne należy je przyjąć po spowiedzi lub przynajmniej po wzbudzeniu doskonałego aktu żalu. Jeśli jest to dla zbawienia grzesznika korzystne może nastąpić poprawa zdrowia cielesnego przyjmujące Sakrament Ostatniego Namaszczenia.

 

Według przyjętego po Soborze Watykańskim II nauczania przyjęcie określenia „sakrament chorych” ma znaczenie większe niż tylko słownikowe. Sakrament, używając poświęconego oleju ma dać przede wszystkim zdrowie i uzdrowić chorego. Działanie Sakramentu, według posoborowego nauczania,  przejawia się przede wszystkim w skutkach doczesnych, materialnych w  zdrowiu fizycznym. Sakrament udzielany jest osobom nie będącym w niebezpieczeństwie śmierci.

Zmiany te powodują, że wiele osób przyjmujących Sakrament Chorych przyjmuje go nieważnie.

W instrukcji Episkopatu Polski podane jest:

4.f) Sakramentu chorych można udzielić tym, którzy utracili przytomność, jeżeli roztropnie przypuszcza się, że w stanie świadomości prosiliby o ten sakrament.
Wolno też udzielić namaszczenia warunkowo wkrótce po zgonie.

Słowo biskupów do duchowieństwa z okazji nowej księgi Liturgicznej: Sakramenty Chorych (Instrukcja)
Warszawa, dnia 14 grudnia 1979 roku.
171 Konferencja Plenarna Episkopatu Polski

https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TA/TAL/kkbids/instrukcja_sakrament_chorych.html

Napomnienie do pokuty

A byli niektórzy na ten czas, oznajmując mu o Galilejczykach, których krew zmięszał Piłat z ofiarami ich. A odpowiedziawszy Jezus, rzekł im: Mniemacie, że ci Galilejczycy nad wszystkie inne Galilejczyki grzeszniejszymi byli, iż takowe rzeczy ucierpieli? Nie, powiadam wam; lecz, jeśli pokutować nie będziecie, wszyscy także zginiecie. (Łk 13, 1-3 )

Moja grzeszność.

  1. Wielka to łaska, gdy kto odczuwa swą grzeszność. Taki patrzy sercem. – Rzućmy okiem na całe swe życie. Czy nie wypada nam przejąć się uczuciami św. Pawła, który poczytywał się za największego grzesznika, lub uczuciami św. Magdaleny, św. Małgorzaty z Kortony i tych wszystkich, których głęboka skrucha odpowiadała ciężarowi popełnionych grzechów. I ja również zgrzeszyłem przeciw Bogu(niewiarą, brakiem czci i ufności, szemraniem, przeklinaniem…), przeciw sobie (nieumiarkowaniem, brakiem panowania nad sobą, zmysłowością, nieczystością, lenistwem, tchórzostwem, samolubstwem…), przeciw bliźniemu(obmową, szkalowaniem, wyjawianiem powierzonych sekretów, zazdrością, nienawiścią, niesprawiedliwością, udawaniem, gwałtownością…). Jakie wyrzuty czyni mi dekalog i pięcioro przykazań kościelnych? Ile to grzechów, popełnionych myślą i uczuciem, ile uchybień w przyjmowaniu sakramentów św.! Ilu duszom dałem zgorszenie! Doprawdy, potop grzechu, morze błota! „Nie będzie trwał duch mój w człowieku, gdyż jest ciałem”(Rodz. 6,3).
  2. Odczuwajmy gorycz grzechu przejmijmy się wstrętem do niego. Grzech wyzuwa nas z charakteru istoty rozumnej i wyciska na nas piętno zwierzęcości. Niewiara gasi światło duszy, brak nadziei wtrąca ją w wieczną, zimną noc, zamiast ewangelii bodźcami życia stają się ciało, ślepe popędy, namiętności. – Dziczeje człowiek w swym życiu uczuciowym wbrew lakierkom, pachnidłom i frakowi. Kultura jest tylko blichtrem, jeśli się nie opiera na moralności. – Bez Boga człowiek-sługa staje się buntownikiem przeciw Bogu, ale też jednocześnie niewolnikiem innej potęgi, której kajdany odtąd dźwiga. – Grzech jest trucizną, która zamienia krew w ropę, wykrzywia oblicze, przytępia zmysły. A krew to łaska, oblicze to podobieństwo boże, zmysły to cnoty. – W dużej mierze grzech już tutaj na ziemi czyni z ludzi potwory. Ciało pada ofiarą zgnilizny, dusza staje się podobna do cuchnącego bagna. Wieniec spadł z jej głowy, zaprzepaściła swe zasługi. I płacze też anioł stróż, zakrywszy sobie dłonią oblicze. Smutek ogarnia serce Jezusa, łaski zbawienia poszły na marne.
  3. Jakim bezprawiem jest grzech wobec Boga, jaką krzywdzącą wyrządzam zniewagę! Staje w najostrzejszym przeciwieństwie do jego suwerenności, przeczy jego panowaniu, władzy, prawom i świętości. Sprzeciwia się boskiej jego istności, jest w gruncie zaprzeczeniem Boga. – Dusza, która nosi w sobie obraz Boga, zaciera znamię swego szlachectwa, spada do poziomu bydła, wala się w błocie i potwornieje. Nie istnieje już dla niej nieskończona doskonałość i świętość i ideał absolutny, który dyktuje prawa i hojnie wspiera łaską swe stworzenia, by mogły należną oddawać mu cześć i winną okazywać miłość. Bóg pragnie wychować dusze królewskie, a one siedzą na gnojowisku i gardzą nim. Jaki będzie tego koniec? „I obnażą cię z szat twoich i pobiorą naczynie ozdoby twojej i zostawią cię nagą i zelżywości pełną.” (Ez 16, 39)

 

 

Rozmyślania o Ewangelji; ks bp dr. Ottokar Prohaszka; Wydawnictwo Księży Jezuitów, Kraków 1931

 

Próżność i zniechęcenie

Gdy wada próżności zapanuje w duszy, pod jej działaniem wysychają wszelkie źródła życia duchowego.

Nieustanna chęć podobania się staje na pierwszym planie i wszechwładnie rządzi duszą. To niezliczone starania wokół strojów, to radość z powodzenia, to zgryzota wobec zawodu, w każdym zaś razie ciągły niepokój.

Tysiące drobnych sprzeniewierzeń kiełkuje w umyśle i paczy serce.

I gdzie tu miejsce na myśli, w których nie ma niż pochlebnego, które nie nasuwają się same przez się; gdzie miejsce na to, co niewidzialne i co trzeba w duszy nieustannie odgrzebywać spod naleciałości świata; gdzie miejsce na ćwiczenia pobożne, przeciwne skłonnościom natury, a jednak konieczne?

Sumienie zostaje zagłuszone, siły do oporu się wyczerpują, życie opanowuje lekkomyślność.

 

Zniechęcenie

A oto dusza, która zadawała sobie wysiłki i mimo nich po raz kolejny upadła! I gdyby tylko raz! Ale tyle razy! „Bóg mnie opuszcza – woła. – Wszystkie moje usiłowania na nic!”

Jeśli przy spowiedzi postanawia powrócić do ćwiczeń pobożnych, odważyć się na jakiś wysiłek, uczęszczać do Komunii Świętej, to brak w tym wiary, brak przekonania; zabiera się do pracy pewna, że wkrótce ustanie, bez zapału, bez ufności, zatem bez męstwa.

Źródłem tego przygnębienia bywa nie tylko ciągłe powtarzanie się tych samych upadków, ale te spotykanie się z tymi samymi pokusami, trudnościami, z tym, co nas rani; bywa ono też następstwem wszelkiego niepowodzenia, zawodu, nieszczęścia.

Nie ma nic powszechniejszego nad zniechęcenie, nic bardziej niebezpiecznego – i nic bardziej nieuzasadnionego.

Zniechęcenie to tryumf szatana, to najzwyklejszy jego podstęp. Dusze niedoskonałe dają się wywieść w pole nie raz, ale setki razy i to zawsze w ten sam sposób.

 

Wg „Spowiedź – Przygotowanie do Sakramentu Pokuty”, Warszawa 2005