Tradycja

Często nie zdajemy sobie sprawy, że jesteśmy wielkimi beneficjentami tradycji, bo to tradycja nas identyfikuje jako ludzi, jako społeczeństwo i naród.

Wielu z nas zapytanych czy zna jakąś tradycję odpowiedziałoby twierdząco. I chociaż niekoniecznie wszyscy pytani znaliby definicję tradycji, to każdy potrafiłby jakąś wymienić.  Dla jednych byłyby to tradycje narodowe, dla innych religijne, a jeszcze innych rodzinne. Każdy jednak mówiąc o tradycji przywoływałby w pamięci przeszłość, bo powszechne rozumienie tradycji wiąże ją z historią.

Procesja Bożego Ciała w małym miasteczku. Michał Elwiro Andriolli.

Można zadać pytanie, co zasługuje na to by stać się tradycją? Nie ma jednak na to prostej i jednoznacznej odpowiedzi. Może to być coś ważnego, albo coś, co wydobywane z zakamarków pamięci wywołuje uśmiech na naszej twarzy. Może to być zdarzenie, spotkanie a może to być smak czy zapach jakiejś potrawy, która przygotowywana przez kogoś nam bliskiego i podawana w określonych okolicznościach zapada w naszą pamięć. Jest to coś,  co przenosi nas w przeszłość . Jeśli nasze uczucia  towarzyszące temu zdarzeniu są silne, to pragniemy wracać do tych wrażeń starając się je odtwarzać w nowej rzeczywistości, aby przez powtarzalność nadawać im sens istnienia w naszym życiu.

Tak często sami zaczynamy tworzyć nasze własne, małe tradycje: organizujemy spotkania bliskich nam osób w konkretnym czasie, przygotowujemy specjalne potrawy tylko na te okazje, wykonujemy ozdoby mieszkania lub stołu, albo przygotowujemy niespodzianki. Okazuje się, że w tym zabieganiu, pośpiesznym życiu, nieustannym potwierdzaniu własnej wartości, w życiu pełnym zadań i rywalizacji potrzebujemy punktów odniesienia dla naszych działań, potrzebujemy wiedzy kim jesteśmy. Bez tej wiedzy wkrada się do naszego życia chaos. Potrzebujemy pielęgnowania pamięci o naszych bliskich, niejednokrotnie wielkich bohaterach, o których dowiadujemy się często bardzo późno. Potrzebujemy rodzinnych spotkań, bo to rodzinne tradycje pokazują siłę naszych rodzin. Czasem trudne koleje ich losów dają nam przykład męstwa, honoru i patriotyzmu, kształtują naszą wrażliwość i uczą mądrości.

Zwyczaje przekazywane z pokolenia na pokolenie umieszczają nas w historii zdarzeń. Podobnie też, kultywowane tradycje szkół, do których uczęszczamy wpisują się w naszą kulturę osobistą. To tradycje inicjowane przez naszych przodków uczą nas historii naszego narodu i kraju, uczą nas patriotyzmu. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, że jesteśmy wielkimi beneficjentami tradycji, bo to tradycja nas identyfikuje jako ludzi, jako społeczeństwo i naród. Obowiązkiem więc jest pamięć o naszych przodkach, ale też obowiązkiem jest tworzenie nowych tradycji, aby wracając do wydarzeń minionych, bliskich naszym czasom, zachowywać je dla przyszłych pokoleń. Wychowywani w różnych rodzinach czy wspólnotach przejmujemy ich sposób przeżywania świąt narodowych, regionalnych, religijnych czy rodzinnych, często te rodzinne ubogacając czymś nowym. Każde z tych świąt ma swoją tradycję, każde wprowadza do naszego życia inną atmosferę. Różnorodność  tradycji ubogaca nasze życie pod każdym względem, jest też naszą wizytówką w świecie. Niektóre też tradycje przenosimy na grunt innych krajów.  Ozdabianie choinki i budowa żłóbka dla Małego Jezusa zawędrowały za przyczyną Papieża Jana Pawła II do Rzymu i stały się we Włoszech tradycją. I chociaż Jan Paweł II odszedł wiele lat temu – tradycja jest nadal kultywowana. Mamy też przykład tradycji Orszaku Trzech Króli, który z roku na rok jest coraz bardziej popularny i z zaangażowaniem wielu ludzi i całych rodzin kultywowany. Wiele też tradycji związanych z przeżywaniem świąt religijnych wyróżnia nas jako naród na tle Europy i świata. Celebracja Wigilii w Polsce ma wyjątkowy charakter. Nigdzie w świecie nie ma takiej atmosfery Świąt Bożego Narodzenia jak w Polsce, mówią o tym nie tylko osoby wierzące, ale też obojętni religijnie. To nas wyróżnia we współczesnym świecie i jednocześnie identyfikuje w pozytywnym znaczeniu. Pamiętamy też jak trudno było nam przeżyć ostatnie Święta Zmartwychwstania Pańskiego, bez święcenia palm w Niedzielę Palmową, bez osobistego uczestnictwa w Triduum Paschalnym, bez święcenia pokarmów i rodzinnych spotkań.  Alienacja fizyczna i duchowa. Każdy kto wcześniej przeżywał duchowo  te Święta – teraz czuł pustkę i smutek. Wystarczy przywołać tamtą atmosferę, aby pojąć znaczenie i wartość tradycji, tak w życiu osobistym, religijnym jak i społecznym. Chociaż nowe technologie cyfrowe przyszły nam z pomocą transmitując w TV Msze Św. i nabożeństwa, funkcjonujące bez zarzutu media społeczne dawały możliwość kontaktów z bliskimi – to były to tylko spotkania wirtualne, bez wyczuwalnej ciepłej atmosfery, bez uścisku rąk czy pocałunku. Niby wszystko było podobnie a jednak inaczej, bo sposób kultywowania tradycji został  zmieniony – na czas pandemii. Dbajmy więc o tradycje, nie żałujmy własnego czasu i zaangażowania w jej kultywowanie, bo to jest też wyrazem naszego człowieczeństwa.

Elżbieta K.

Nadzieja

zdjęcie z forum Odkrywca

Jako mała dziewczynka lubiłam przeglądać różne rodzinne pamiątki, ale ciekawiło mnie też małe pudełeczko należące do Mamy. Przechowywała w nim swoją niewielką ilość biżuterii. Kolejny raz, gdy pozwoliła mi obejrzeć swoje skarby zaintrygował mnie mały, stary pierścionek, który w miejscu oczka miał dziwne – jak wtedy mi się wydawało – elementy : malutki krzyżyk, kotwicę i serduszko. Długi czas przyglądałam się temu pierścionkowi zanim zapytałam: co one oznaczają, a Mama spokojnie mi odpowiedziała, że to są symbole cnót Boskich: wiary , nadziei i miłości , o których się przecież uczyłam na religii. To było moje pierwsze – jako dziecka – spotkanie z taką symboliką. O ile, ze zrozumieniem symbolu krzyża i serca nie miałam problemu, o tyle tej kotwicy, jako dziecko nie umiałam jakoś przyporządkować nadziei. Zrozumiałam to dopiero później, gdy dowiedziałam się o sensie użytkowym kotwicy.

Dowiedziałam się też, że biżuteria z tymi symbolami noszona przez kobiety, szczególnie w czasach zaborów, miała wyrażać patriotyczną postawę i miłość do Boga i Ojczyzny. Głęboka wiara w Boga, nadzieja w odzyskanie wolności i miłość nadawały głęboki sens życiu tysiącom Polaków żyjących pod zaborami, jak i później, gdy wydawało się, że ustanowiony porządek, ale jakże niesprawiedliwy będzie trwał przez wieki. Jak pokazuje nasza historia, Bóg nigdy nie pozostawiał nas jako narodu bez odpowiedzi na nasze wołania. W Nim była nadzieja ratunku i ocalenia naszego istnienia i bytu. Tak też często i my w codziennych modlitwach formułujemy nasze pragnienia pomyślnej realizacji wszystkiego co nas dotyczy.

Eksponat Muzeum Warszawy – Zbiory Wydzielone

Mamy nadzieję, że nasz dobry Bóg wysłucha naszych próśb o zdrowie bliskich i własne, o dobre i pomyślne życie naszych dzieci. Mamy nadzieję, że zadba o pomyślny splot wydarzeń w naszym życiu, o uznanie innych, o naszą karierę i dostatek materialny. I te modlitwy jakże często są wysłuchiwane, bo przecież: „niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają ” (Mt, 11,5).

Bóg pokładane w Nim nadzieje respektuje, spełnia te zanoszone w modlitwach prośby, bo Bóg jest jedynym źródłem nadziei. Ale czy my w swoim rozumieniu nadziei nie pozostajemy jednostronni? Czy rozumienie nadziei jako cnoty Boskiej a więc dotyczącej każdej sfery naszego istnienia: tego i przyszłego – wiecznego jest dobrze pojmowane, a może jest zbyt trudne? Związani tak mocno z naszą doczesnością, zazwyczaj formułując stwierdzenie: mam nadzieję, w swoim wyobrażeniu mamy pomyślność jakiegoś zdarzenia, które będzie miało miejsce teraz lub później i zakładamy, że wynik zobaczymy i to będzie już nowa rzeczywistość. Jak jednak poradzić sobie z pytaniami o nadzieję życia wiecznego? Jak mieć nadzieję na życie wieczne, gdy zobaczymy w sobie człowieka niedoskonałego, słabego i kruchego, pełnego ułomności i lęku, człowieka z wieloma błędnymi wyborami życiowymi a może takimi jak św. Piotr? Jeśli takie myśli zrodzą się w tobie to wsłuchuj się dobrze w swoje wnętrze może usłyszysz: „Czy kochasz Mnie?” i od tego co odpowiesz będzie zależało czy te słowa pięknego psalmu 23:

            Chociażbym chodził ciemną doliną,

            Zła się nie ulęknę,

            Bo Ty Jesteś ze mną.

będą towarzyszyły ci codziennie i staną się kotwicą  nadziei w twoim życiu.

Elżbieta K.

Miłość

    „Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość –  te trzy:

      największa z nich [jednak]  jest miłość. (1 Kor.13,13)

Czym jest ta miłość, która z wszystkich cnót Boskich jest największa? Istnieje niezależnie od postawy człowieka,  niezależnie od wyznawanego światopoglądu, wieku, czy płci? Czym jest miłość nadająca sens naszemu życiu, naszym planom czy działaniom, naszym dobrym lub złym decyzjom? Czym jest, że każdy jej pragnie lub pragnął? A jeśli jej nie doświadcza czuje pustkę w życiu. Czym jest dla człowieka? Jest uczuciem, fascynacją, szczęściem, inspiracją, natchnieniem, motorem działań. Jest więc przeogromną siłą, która zawsze przemienia człowieka i jego życie. Dla kobiety – miłość do dziecka to macierzyństwo. Uczucie tak trudne do wyrażenia, bo tak wszechogarniające jej życie. Miłość macierzyńska to miłość niepodobna do innych w swojej głębi istnienia fizycznego i duchowego, zdolna do poświecenia, aż do zatracenia siebie i swojego życia. Miłość ojcowska to inne, lecz równie ważne uczucie – miłość ojca do dziecka, czasem trudno wyrażalna, czasem milcząca, ale jak bardzo istotna, bo nadająca pełnię rodzinie. A czym dla dziecka jest miłość rodziców czy opiekunów i z czym jest przez nie kojarzona? Najczęściej, istota jej jest nierozumiana przez dziecko, ale kojarzona jest z poczuciem bezpieczeństwa, radości i szczęścia spełnianych marzeń. Potem z biegiem lat, kojarzona jest z odczuwaną troską i zainteresowaniem rodziców jego życiem, pomocą i wsparciem. Czy wraz z tym upływem czasu miłość u dziecka nabiera innego kształtu? Czy miłość rodzicielska okazywana dziecku zaczyna w nim kiełkować i przeradza się w miłość dziecka do rodziców?

 Czy miłość istnieje tak po prostu? Gdzie szukać źródła miłości? Tylko w Bogu, który uobecnił się w Osobie Jezusa Chrystusa. Rozważając życie Jezusa Chrystusa znajdziemy odpowiedzi na nurtujące nas pytania. On nam pokazuje, że w życiu najważniejsza jest miłość, która wyraża się bezgraniczną miłością drugiego człowieka. Dlatego po Zmartwychwstaniu, kiedy ukazał się uczniom nad Jeziorem Tyberiadzkim po spożytym z nimi śniadaniu: „rzekł Jezus do Szymona Piotra: Szymonie synu Jana czy miłujesz mnie więcej aniżeli ci?” Odpowiedział Mu: ”Tak Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”. Rzekł do niego „Paś baranki moje”. I znów po raz drugi powiedział do niego: Szymonie synu Jana czy miłujesz mnie?” Odparł Mu: ”Tak Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”….(J,21,15-17). Tu w tym fragmencie Ewangelii Jezus trzykrotnie pyta Piotra” czy ty mnie miłujesz”, i za każdym razem Piotr odpowiada: „ tak kocham Cię”. Jak innych słów używa Jezus pytając Piotra o miłość i jak innymi słowami Piotr odpowiada Jezusowi. Jezus mówi o miłości bezgranicznej, wielkiej, którą miłuje się „do końca”, ale Piotr, wtedy odpowiadając, jeszcze nie zna takiej miłości, pozna ją później, gdy sam pójdzie na krzyż. Całe życie Jezusa, jest potwierdzeniem tego, że najważniejsza jest miłość, ale nie jako uczucie, lecz jako wielki dar, który każdy musi odkryć sam. Dar, którym Bóg obdarował człowieka. Dar, który ubogaca człowieka, czyni jego życie niepowtarzalnym w świecie, broni człowieka przed samotnością, pozwala mu doświadczyć miłości dziecka, miłości dojrzałego człowieka, miłości małżeńskiej, miłości rodzicielskiej, braterskiej czy siostrzanej. Miłość to dar, który umożliwia człowiekowi relację z Bogiem i z człowiekiem. Miłość to w końcu dar, który pozwala człowiekowi poznać nieskończoną Miłość Ojcowską Boga i doświadczyć jej.

Elżbieta K.

Wiara

Ileż to razy w życiu używałam słów: wierzę, wierzysz, wierzyzawsze w jakiejś konkretnej sytuacji, albo w konkretnym celu. Czy było to często? Gdy zaczynam się nad tym zastanawiać i sięgam myślami w przeszłość zawsze przypominają mi się rzeczy ważne i czasem nie takie oczywiste. Dlaczego? Bo te słowa mają dla mnie głęboką treść. Nie mogą być używane tak zwyczajnie, pospiesznie. Wypowiadając słowo: wierzę deklaruję swoją ufność w opowieść, historię, którą słyszę. Potem nie może być już dla mnie obojętne, co będzie dalej, bo wierząc zgadzam się, że te słowa słyszane od mojego rozmówcy są prawdą i jeśli zajdzie potrzeba będę stać po stronie tej prawdy i osoby, której ta prawda, uznana przeze mnie, dotyczy. Tak to rozumiem. Dlatego, gdy ja pytam: czy mi wierzysz  jest dla mnie ważna odpowiedź, szczególnie, gdy brakuje dowodu i pozostaje tylko wola mojego rozmówcy.

A jak jest wtedy, gdy pada pytanie: Czy wierzysz i nie pochodzi ono od żadnego naszego rozmówcy, lecz z naszego wnętrza, z naszej duszy? Co wtedy? Czy słyszymy to pytanie? Czy zastanawiamy się nad odpowiedzią, czy pospiesznie wypieramy je z naszej świadomości, myśli, jak coś, co uwiera, co przeszkadza? A może rodzi się w nas obawa, że nasze wierzę do czegoś nas zobowiąże, coś zmieni. Może przeraża nas perspektywa zmiany misternie utkanego porządku naszego życia? Bo w myśl naszych rozważań: wierzę – to  nasza deklaracja, że stajemy po stronie pytającego i prawdy głoszonej przez Niego, a to może będzie wymagać od nas oddania Komuś innemu pierwszeństwa w naszym życiu, poukładania go na nowo. Jak to pogodzić w dzisiejszym świecie, który narzuca nam konieczność: samorealizacji, samodyscypliny, samozadowolenia i samo…, samo… i nawet nie zauważamy, gdy w tym pędzie stajemy się samotni.

A przecież wystarczy: uwierzyć, by życie nasze  nabrało innego wymiaru i sensu, bo przecież On Jest wszędzie, również tam skąd pada to pytanie: Czy wierzysz? I jeśli tylko odpowiesz: Tak wierzę, wszystko staje się inne. Przestają cię przerażać codzienne trudności, choroby czy niepowodzenia, bo masz Jego, największego Przyjaciela, Nauczyciela, Mistrza i Pana. Zaczynasz inaczej żyć. Coś co było tak ważne teraz spada na dalszy plan, albo w ogóle przestaje się liczyć. Ty przestajesz wszystkiego dociekać a więcej czuć. I powoli, czasem bardzo mozolnie i z wielkim trudem zaczynasz się zmieniać. Jeśli tylko tego pragniesz i taka jest twoja wola to wyuczona – może jeszcze w dzieciństwie – prosta modlitwa, lecz pełna wiary i oddania zacznie cię przybliżać do Tego, którego zaczniesz traktować jak Powiernika. Jemu będziesz oddawać swe smutki i lęki, a On je będzie przyjmować, by nieść je razem z Tobą, aby tobie było lżej. On cię pocieszy i włoży w twe usta słowa, którymi może zaskoczysz bliskich. On, Twój Pan prowadzi cię najlepszą ze wszystkich dróg, a jak upadniesz – podniesie cię, gdy tylko wyciągniesz do Niego rękę. On czeka na twoje otwarte serce. I może wtedy, gdy to serce otworzysz twoja modlitwa z prostej – zmieni się w pełniejszą. A ty nie zauważysz, jak przy Komunii duchowej wypowiadając słowa: ”Jezu mój wierzę, że jesteś prawdziwie obecny w Najświętszym Sakramencie…” po policzku spłynie ci łza… a ty poczujesz głęboki pokój.

Elżbieta K.

Postanowienia

Kolejny dzień, tydzień, miesiąc czy rok naszego życia szybko – z czasu teraźniejszego- przechodzi do przeszłości. Każdy z tych okresów często wypełniony jest po brzegi zwykłymi, powtarzającymi się czynnościami, które czasem ani nie cieszą nas, ani nie przynoszą nam satysfakcji. Coś nam dolega, coś nam się nie podoba w naszym życiu, albo w nas samych, albo czujemy pustkę i szukamy sensu życia. Chcemy być lepsi, szczęśliwsi a może zdrowsi niż w danej chwili jesteśmy. Potrzebujemy jakiejś zmiany.

Pragnienie rozpoczęcia czegoś na nowo staje się siłą napędową naszych działań. Przyjęło się traktować Nowy Rok jako taką datę startową dla różnych postanowień: najczęściej jest to porzucenie palenia papierosów, zwiększenie aktywności fizycznej, nauka języka obcego, eliminacja złych nawyków i wiele innych. Często takie postanowienia podejmowane są pod wpływem chwili, bez głębszego zastanowienia, albo są wynikiem jakichś grupowych decyzji, które potem traktowane są jako mało wiążące.

W postanowieniu samo pragnienie zmiany bez włożonego wysiłku nie wystarczy, pragnienie zmiany pozostanie w sferze marzeń. Postanowienie to nasza świadoma decyzja, nasz wybór czego dotyczy, nasza wola, nasza determinacja, bo realizacja postanowienia to praca przede wszystkim nad sobą. Czasem wymaga wyrzeczeń, a czasem jest tak trudna  jak wspinaczka pod górę kamienistą drogą. Rani się stopy, ale nagrodą za te trudy jest osiągnięty cel. W tym momencie można zadać pytanie: czy warto podejmować postanowienia jeśli one czasem tak wiele kosztują, albo czy warto podejmować kolejne jeśli poprzednie zakończyły się porażką?

Moim zdaniem – tak, mimo wszystko warto. Jeśli nawet postanowienie jest podejmowane okresowo to warto to czynić, bo jest początkiem jakiejś zmiany nas samych, jeśli jest podejmowane kolejny raz jest dowodem na to, że bardzo zależy nam na tej zmianie i może w końcu ćwiczenie naszej woli, cierpliwości i wytrwałości da efekt. Bez wątpienia rodzaj podejmowanych postanowień i ich realizacja  związane są z wyznawanym światopoglądem.

Wiara w Boga kształtuje hierarchię wartości człowieka i nakłania go do ciągłego przemieniania się w lepszego człowieka. To bycie dobrym człowiekiem staje się priorytetem przemian, a nie posiadanie dóbr materialnych czy wygląd. Często o przemianie człowieka mówi Pismo Święte. W przypowieściach, które służyły wielokrotnie Jezusowi Chrystusowi w nauczaniu, widzimy miłosierdzie Boga, który z cierpliwością czeka na poprawę – przemianę człowieka. Przykładem tu może być znana historia syna marnotrawnego, który po długim okresie czasu powraca do Ojca szukając schronienia. Przemiana syna nie dzieje się nagle, on długi czas się zastanawia nad swoją sytuacją i podejmuje postanowienie : „Zabiorę się i pójdę do mego ojca i powiem mu: Ojcze zgrzeszyłem przeciw Niebu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mnie choćby jednym z twoich najemników. Zabrał się więc i poszedł do swojego ojca” (Łk 15,18-20). Ta piękna i wzruszająca przypowieść uczy nas tego, że przemiana myślenia i postrzegania siebie nie dokonuje się natychmiast, wymaga czasu, wymaga pracy nad sobą.

Bóg jednak z cierpliwością czeka również na naszą przemianę. Wnikanie w świat własnego ducha daje nam możliwość kształtowania siebie, a często też poprzez zmianę siebie wpływania na innych. Dobrze jest, gdy na swojej drodze spotkamy kogoś, kto pomoże nam w kształtowaniu naszego wnętrza, uporaniu się z dylematami. Większości z nas nie zawsze udaje się spotkać takiego kierownika duchowego, co nie znaczy, że nie mamy znikąd pomocy. Wielką pomocą  w kształtowaniu siebie  jest systematyczne  korzystanie z Sakramentu Pokuty, którego jednym z warunków jest: „ mocne postanowienie poprawy”. Każda więc spowiedź daje szansę stawania się lepszym i podejmowania postanowień, które powinny być realizowane. Spowiedź, dając nam możliwość oczyszczenia z grzechów, powrotu do bycia w stanie łaski uświęcającej, staje się naszym kołem ratunkowym w zmaganiu się z naszymi słabościami, upadkami i niezrealizowanymi postanowieniami. Kiedyś usłyszałam, że „każdy z nas ma szczelinę  niedoskonałości, przez którą przenika promień Bożej łaski, abyśmy mogli stać się lepszymi”, niech więc każdego dnia ten promień oświetla nasze dobre postanowienia, będzie naszą nadzieją i prowadzi nas ku świętości.

Elżbieta K.