Zły świat

Czym jest zły świat? Czy to może ogół dzieł Bożych? Nie, bo te dzieła, jako pochodzące od Boga, są dobre. Czy może społeczeństwo ludzkie? I to nie, bo ono jest również dziełem Bożym, a to dzieło, ten świat tak Bóg umiłował, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął (por. J3,16); ludzi też Bóg rozkazał miłować jako bliźnich. Natomiast światem złym nazywamy to wszystko, co na ziemi jest zepsute wskutek grzechu i co odwodzi od Boga. Tu należą dobra i przyjemności ziemskie, o ile ich człowiek nie według woli Bożej używa. Przede wszystkim zaś są to źli ludzie z ich błędnymi zasadami i przewrotnymi dążnościami, to jest ci mianowicie, którzy sami nie żyją według prawdy i prawa Chrystusa Pana i innych także na drogę fałszu i zepsucia pociągają. Duszą tego świata i prawem, które on się rządzi jest pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia (1 J2,16); ojcem zaś jego i rządcą jest szatan, którego Zbawiciel nazywa władcą tego świata (J 14,30), szatan bowiem utworzył sobie ten świat, założył w nim swój tron i w nim, i przez niego działała. Świat zły jest królestwem szatana i jakby jego kościołem, bo jak Kościół Chrystusowy ma swoje dogmaty, prawidła, świątynie, uroczystości, swą hierarchię, swoich apostołów i swoich świętych.
Skąd się wziął ten świat? Z błędu i grzechu, a więc jest owocem zepsutej natury i księcia ciemności. Przed Chrystusem i w pierwszych wiekach Kościoła tym światem było pogaństwo, stąd cechy jego były widoczne. Lecz gdy narody stały się chrześcijańskie, a duch wiary począł nieco stygnąć , utworzył się wśród nich „świat”, w którym panują wszystkie błędy i występki pogaństwa. Ponieważ jednak pogaństwo budziło obrzydzenie, dlatego świat ukrył się pod maską chrześcijańską, aby tym łatwiej mógł zwodzić ludzi. Teraz do tego szczególnie dąży, aby jeżeli nie usunąć, to przynajmniej zmienić prawo krzyża, i tak z niektórych prawd Ewangelii i ze swoich błędów utworzyć mieszaninę na pół chrześcijańską, a na pół pogańską. Niestety, to mu się aż nazbyt dobrze udało w znacznej części społeczeństwa, nie tylko świeckiego.
Kto teraz tworzy ten świat? Najpierw jawni nieprzyjaciele Chrystusa Pana, którzy prześladują Jego Kościół, Jego prawdę i prawo, czy to słowem i pismem, czy ustawami państwa, czy otwartą przemocą. Dalej, tworzą go ludzie obojętni na religię, tak zwani materialiści, to jest bałwochwalcy złota i ciała i niewolnicy swoich żądz, jak też ludzie tak zajęci ziemskimi sprawami, że nie mają czasu i chęci myśleć o Bogu i żyć według nauki Chrystusa. Wreszcie półchrześcijanie, to jest ludzie kierujący się bardziej własną mądrością i prawem ciała aniżeli duchem wiary, którzy radzi, by pogodzić „Baala z Jehową”, świat z Bogiem. Stąd kuleją na obie strony, skarżąc się, że droga krzyża jest zbyt przykra, że niektóre prawa Chrystusa, np. umartwienie, pokora, miłość nieprzyjaciół, są niemożliwe dla zwykłych ludzi, że życie prawdziwie chrześcijańskie trąci fanatyzmem i przesadą. Poznać ich można po tym, że jedne prawdy wiary przyjmują, inne odrzucają lub po swojemu tłumaczą i że lekceważą sobie przykazania Kościoła, a mianowicie posty, spowiedź wielkanocną, uczestnictwo we Mszy św. w dni świąteczne.

Św. J.S. Pelczar – Życie duchowe.

Łomża

Lomza laweczka Hanki Bielickiej wpisŁomża jest położona w środkowym biegu Narwi na Nizinie Mazowieckiej na wysokości ok. 125 m n.p.m. w północnej części Międzyrzecza Łomżyńskiego. Miasto leży na wzgórzach morenowych, obejmujących wysoką, lewobrzeżną skarpę pradoliny Narwi.

Na ławeczkę zaprasza Hanka Bielicka związana z Łomżą, której ojciec Roman Bielicki był twórcą i dyrektorem Kasy Oszczędności (obecnie budynek Banku Gospodarki Żywnościowej). Aktorka słynęła z noszenia pięknych kapeluszy.

Tradycja kolędowania w Polsce

Kolędowanie

Kolędowanie

 

Blisko 600 lat temu śpiewano w czas bożonarodzeniowy następującą kolędę:
Zdrów bądź, Królu Anjelski
K’nam na świat w ciele przyszły,
Tyś zajisty Bóg skryty,
W święte, czyste ciało wlity.

Zdrów bądź, Stworzycielu
wszego stworzenia!
Narodził(e)ś się w ucierpienia
Prze swego luda zawinienie.

Zdrów bądź, Panie, od Panny
Jenż się narodził za nie.
Zdrów bądź, Jezu Kryste, Królu!
Racz przyjąci naszę chwałę,

Racz daci dobre skonanie
Prze twej Matki zasłużenie,
Abychom cię wżdy chwalili
Z tobą wiecznie królowali. Amen.

Z pewnością i wcześniej śpiewano po polsku kolędy, ale ta właśnie z 1424 roku zachowała się do naszych czasów i świadczy, jak stary jest to zwyczaj. Zapisał ją w kazaniu na Boże Narodzenie Jan ze Szczekna, magister uniwersytetu praskiego, profesor teologii w Akademii Krakowskiej i spowiednik królowej św. Jadwigi.
Łacińskie słowo „calendae” oznacza pierwszy dzień miesiąca. W szczególności zawsze bardzo uroczyście był obchodzony początek nowego roku kalendarzowego. Tym uroczystościom towarzyszyły pieśni z życzeniami pomyślności i dostatku.
Pierwotnie słowo kolęda oznaczało podarek, dar dla parafii, chodzenie proboszcza z wizytą do parafian i zbieranie darów, chodzenie z szopką po domach. Powszechne było obdarowywanie służby czy poddanych przez panów, biednych przez bogatych. Potwierdzenia tego zwyczaju znajdujemy m.in. w wydatkach dworu króla Władysława Jagiełły, Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta oraz w księgach domowych (sylwach) szlachty i możnowładców. Już w dyplomatycznym Kodeksie Księstwa Mazowieckiego z 1422 roku kolędą nazywano daninę pobieraną przez duchowieństwo w okresie Bożego Narodzenia. Wygłaszano też specjalne bożonarodzeniowe kazania, których zapisy dotrwały do naszych czasów. W nich symbolicznie obdarowywano wszystkie stany często czyniąc aluzje do ich przywar. Przykładowo w takim kazaniu z 1458 roku kaznodzieja „darował” duchowieństwu skowronka, rajcom miejskim żurawia, rzemieślnikom dzięcioła, bogaczom piegżę. Znane są też i inne „podarki”: królowi lwa, duchowieństwu pelikana, szlachcie kwokę.
Kolęda pierwotnie nie była związana z ewangelicznymi przekazami opisującymi przyjście na świat Zbawiciela. Powoli sytuacja się zmieniała wraz z zapotrzebowaniem wiernych i duchowieństwa.
Pieśni o tematyce bożonarodzeniowej początkowo były śpiewane jedynie w liturgii w postaci hymnów, litanii. Początkowo tłumaczono teksty łacińskie lub pisano słowa do melodii psalmów i innych pieśni liturgicznych. Potem, szczególnie w tradycji ludowej, powstawało wiele odrębnych utworów. A w końcu zaczęto komponować specjalne melodie i pisać słowa pieśni bożonarodzeniowych: kolęd śpiewanych w kościołach oraz pastorałek (opisujących życie codzienne i świeckie zwyczaje) śpiewanych w domu
W średniowieczu bardzo popularne stały się misteria, które przybliżały ludziom życie na ziemi Pana Jezusa. Ludzie, w większości nie potrafiący czytać poznawali w ten sposób Pismo Święte.
Ogromną zasługę w rozpowszechnianiu pieśni opowiadających o przyjściu naszego Pana na świat mają zgromadzenia zakonne. W szczególności zakon franciszkanów. To właśnie świętemu Franciszkowi przypisuje się zorganizowanie 24 grudnia 1223 roku pierwszej szopki i żłóbka w ubogiej wiosce Greccio. Zachował się opis Tomasza z Celano (przyjaciel i biograf św. Franciszka) świętowania Bożego Narodzenia prowadzonego przez Biedaczynę z Asyżu.
Pierwsi franciszkanie pojawili się w Polsce już w XIII wieku.
Właśnie w zakonnych graduałach (księgach z pieśniami na cały rok liturgiczny) zachowało się wiele melodii i słów kolęd. Czasami do tej samej melodii powstawało niezależnie kilka tekstów.
W XV wieku pieśni dotyczące Bożego Narodzenia nazywano rotułami, w późniejszych wiekach kantyczkami. Nazwę kolędy dla tych utworów zaczęto używać dopiero w XVII wieku.
Kolędy średniowieczne mające rodowód ludowy były żywe i wesołe, często na melodie mazurów, kujawiaków. Z biegiem wieków nabierały dostojeństwa i powagi, śpiewano je na melodie chorałów, hymnów, uroczystych polonezów i paradnych marszów.
W Polsce z okresu średniowiecza zachowało się 9 kolęd, z wieku XVI około 100, w tym śpiewana do dzisiaj „Anioł pasterzom mówił”. Z wieku XVII pochodzą kolędy „W żłobie leży”, „Przybieżeli do Betlejem”, „Nowy Rok bieży”. Kolejny wiek przyniósł niezwykle popularne i dziś kolędy: „Jezus malusieńki”, „Lulajże Jezuniu”, „Ach, ubogi żłobie”, „Bóg się rodzi”, „Tryumfy Króla niebieskiego”. O niektórych kolędach warto napisać.

Pieśń „Przybieżeli do Betlejem” znalazła się w wydanych w Krakowie w roku 1630 „Symfoniach anielskich” Jana Żabczyca, zawierających teksty 36 kolęd „pasterskich”. Kołysanki z XVIII wieku: „Gdy śliczna Panna” i śpiewana na melodię rzewnego kujawiaka „Jezus malusieńki” były bardzo popularne w żeńskich zakonach. Żyjący w XVI/XVII wieku kaznodzieja Piotr Skarga napisał tekst kolędy „W żłobie leży” do melodii poloneza tańczonego na dworze króla Władysława IV.
Pod koniec XVIII wieku poeta doby stanisławowskiej Franciszek Karpiński ułożył słowa uroczystej kolędy„Bóg się rodzi” do melodii poloneza koronacyjnego królów polskich. Ten właśnie utwór rozpoczyna najczęściej Pasterkę.
W 1849 roku piękny tekst „Mizerna cicha, stajenka licha” napisał poeta Teofil Lenartowicz. Śpiewamy ją na melodię kołysanki.
W 1838 r. ukazał się pierwszy zbiór kolęd, czyli „Wielki śpiewnik kościelny” księdza Marcina Mioduszewskiego, a w nim zbiór „Pieśni o Bożym Narodzeniu”.
W 1834 roku Fryderyk Chopin napisał Scherzo h – moll, w którym brzmi wpleciona melodia słodkiej kołysanki „Lulajże Jezuniu”. Słowa tej kolędy wplótł w swój wiersz „Przed zapaleniem choinki” Konstanty Ildefons Gałczyński:

„(…) Jest cicho. Choinka płonie.
Na szczycie cherubin fruwa.
Na oknach pelargonie,
Blask świeczek złotem zasnuwa,
A z kąta, z ust brata płynie
Kolęda na okarynie.

Lulajże, Jezuniu,
Moja perełko,
Lulajże, Jezuniu
Me pieścidełko”.

Kartka z koledowaniaUtwory kolędowe, zarówno słowa jak i melodie są ważnym działem twórczości polskiej. Mają one charakter narodowy, śpiewane są na melodie zaczerpnięte z folkloru różnych regionów Polski. Usłyszymy melodie poloneza, mazurka, oberka, krakowiaka, kujawiaka. Od dawnych wieków pisane są w języku polskim. W okresach zaborów dla wielu pokoleń Polaków były pieśniami patriotycznymi, symbolem narodowym, ostoją polskości i pozwalały zachować ducha narodowego.
Adam Mickiewicz, w wykładach z literatury słowiańskiej (1841) mówił: „Nie wiem, czy jaki inny kraj może się pochlubić zbiorem podobnym do tego, który posiada Polska… Mówię o zbiorze Kantyczek… Uczucia w nich wypowiedziane, uczucia macierzyńskie, gorliwej czci Najświętszej Panny dla Boskiego Dzieciątka, są tak delikatne i święte, że tłumaczenie prozą mogłoby je spospolitować. Trudno by znaleźć w jakiejkolwiek innej poezji wyrażenia tak czyste, o takiej słodyczy i takiej delikatności”.

Pierwotnie tekst był opublikowany w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w styczniu 2014 roku.

Boże Narodzenie i Nowy 2015 Rok

BN-2014        Czas adwentu, czas oczekiwania dobiega końca.

        Możemy przywitać nowo narodzone Dzieciątko,

        Tego, który był zapowiadany, naszego Zbawiciela.

        Niech ten czas będzie dla nas źródłem łask

        na cały nadchodzący rok; niech przychodzący Jezus

        będzie dla nas wzorem, inspiracją i umocnieniem

        w trudach codzienności i pracy nad swoimi słabościami.

                                                        Życzą Grażyna i Rafał

Brody w Wielkopolsce

IMG_0847 Brody - chrzcielnica w k. sw. AndrzejaBrody – wieś sołecka w Polsce położona w województwie wielkopolskim, w powiecie nowotomyskim, w gminie Lwówek. Położone 8 km na wschód od Lwówka, na lewym brzegu Mogilnicy.

Gród istniał już w VII wieku. W XIII wieku stał się grodem kasztelańskim. Pierwsza wzmianka pisana o Brodach pochodzi z 1250 roku. Od połowy XVIII w. Brody należały do rodziny Sczanieckich. W Brodach urodziła się w 1804 r. Emilia Sczaniecka. W latach 1827-1863 właścicielem majątku był Konstanty Sczaniecki, kapitan jazdy poznańskiej w powstaniu listopadowym, więzień stanu w 1846r. Od 1874 r. właścicielami była niemiecka rodzina Pflug.
W miejscowości znajduje się pochodzący z 1670-73 roku drewniany kościół pod wezwaniem św. Andrzeja Apostoła z dzwonnicą, pałac z XIX wieku rodziny von Pflug wystawiony na miejscu dworu Sczanieckich i ewangelicka kaplica pałacowa rodziny von Pflug pełniąca obecnie funkcję rzymsko-katolickiej kaplicy św. Krzyża. W przyszłym roku Ochotnicza Straż Pożarna w Brodach będzie świętowała 110 lat swojego istnienia.Założycielem i pierwszym prezesem był druh Stanisław Zimny, krzewiciel polskości na tamtych ziemiach. Dewizą brodzkiej straży jest:
Bogu na chwałę, ludziom na ratunek

 

 

Pobudki naszych działań

Jeden świątobliwy pustelnik rozmyślał długo w nocy nad tym ostrzeżeniem Pisma Świętego, że wszystkie nasze uczynki będą ważone na wadze. Gdy wreszcie znużony zasnął, miał następujący sen. Zdawało mu się, że widzi Sędziego, Chrystusa, siedzącego na tronie, przed którym stał anioł z wagą w ręku. Co chwila przychodzili na sąd zmarli, a każdy z nich miał dwa brzemiona: jedno dobrych uczynków, drugie grzechów. Anioł kładł te brzemiona na wagę, po czym następował Archaniol Michal z waga 2wyrok zbawienia, jeżeli dusza zeszła z tego świata w stanie łaski i po dokonanej pokucie, albo potępienia, jeżeli w chwili śmierci plamił ją choćby tylko jeden grzech ciężki. Właśnie zbliżała się jakaś staruszka niosąca wielkie brzemię dobrych uczynków, lecz jakież było zdziwienie pustelnika, gdy anioł je zważył i przeważyło brzemię grzechów! „I któż się zatem zbawi – zawołał ze strachem – jeżeli ta niewiasta, mająca tyle dobrych uczynków, została odrzucona!”. Na te słowa zbliżył się do niego anioł i rozwinął przed nim owo brzemię, a w nim było wiele mniejszych brzemion, z napisami: modlitwy, posty, jałmużny, Komunie św. itd. I jeszcze bardziej pustelnik zdziwił się, jak tyle dobrych uczynków może ważyć tak mało. Wtedy anioł rzekł: „Otwórz te brzemiona”. Pustelnik otworzył je i spostrzegł, że były próżne. „Widzisz – rzecze mu dalej – wszystkie te uczynki mają wartość tylko w oczach ludzkich, lecz nic nie znaczą wobec Boga, bo były wykonane z pragnienia własnej chwały i z miłości własnej, szukającej zawsze swej pociechy lub korzyści. Oto się sprawdziły na tej niewieście słowa proroka, że niektórzy zasnęli, myśląc, że są bogaci, a obudzili się z próżnymi rękami. Zasnęła ona snem śmierci sądząc, że jest bogata w dobre uczynki, a teraz obudziła się, mając puste ręce”. Po tych słowach starzec przebudził się i wziął je sobie do serca.

 

Niedoceniana prostota

Prostota jest to cnota która idzie prostą drogą do prawdy, do obowiązku i do samego Boga.
Jak się ona objawia? Dusza prosta przede wszystkim zawsze i wszędzie szuka Pana Boga, to jest wypełniania Jego woli, rozszerzania Jego chwały, pozyskiwania Jego miłości – nie dba o własne zadowolenie. Oddana jest całkowicie Panu Bogu nie bada zarozumiale, tajemnic wiary, nie sądzi zuchwale wyroków Bożych, nie pyta jak szatan w raju, dlaczego to lub owo Bóg uczynił, ale pokornie wierzy, mocno ufa, i we wszystkim zgadza się z wolą Bożą.
Dusza prosta nie jest obłudna ani dwulicowa czy też nieszczera. Nie mówi kłamstw, ani słów dwuznacznych lub wyrachowanym by wzbudzić cześć, podziw. Nie chce nikogo oszukać, ani wprowadzić w błąd, nie używa podstępu, pochlebstw ani wybiegów. Dusza prosta nikogo nie podejrzewa ani nie osądza złośliwie ale stara się widzieć w bliźnim to co jest w nim dobre. Nie jest wyrachowana i nie podejmuje działań w tym celu aby zobowiązać bliźniego do wzajemności lub do samolubnych zamiarów. Brzydzi się udawaną grzecznością, która często pod ładnymi i okrągłymi słówkami pokrywa niechęć lub obojętność, czy też poglądem, że mowa jest na to dana by ukrywać myśli.
Dusza prosta strzeże się wszelkiego udawania, przesady, zbytku, afektacji, nienaturalności, narzucania się ze swoim zdaniem i uganiania się za niezwykłościami. Zawsze i wszędzie jest taka sama, nie mówi o sobie z dumą i nie upokarza się w tym celu aby ją inni wywyższali. Jeśli popełnia jakiś błąd, nie używa wymówek ani nie zrzuca winy na innych. Nie cieszy się z pochwał ani nie smuci z nagany, z jednakową gorliwością wypełnia obowiązki jawne jak i zakryte, świetne jak i mało znaczące.
Prostota sprzeciwia się szczególnie obłudzie, nieszczerości, światowej roztropności oraz samolubstwu.
Piękna ta cnota jest często przywoływana w Starym jak i w Nowym Testamencie. Chociażby (Mt 18, 3) Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Zbawiciel nasz oraz Najświętsza Maryja Panna są dla nas wzorem tej cnoty. Święci są przykładem jak postępować z prostotą. Św. Franciszek Salezy był człowiekiem wielkiej prostoty, dalekim od nieszczerości, udawania czy oglądania się na wzgląd ludzki miał do czynienia jako biskup z wieloma ludźmi. Gdy pewna zakonnica obrana przełożoną, wymawiała się przed nim swoją nieudolnością, on zamiast zaprzeczyć i chwalić jak to zwykle czynią ludzie rzekł jej: „Tak jest, siostry które cię wybrały, znały twoją nieudolność, nieumiejętność i inne jawne wady, ale Bóg dopuścił, że cię wyniesiono na ten urząd, by cię zmusić do pracy nad własną poprawą”. Przykładem dziecięcej prostoty jest św. Teresa od Dzieciątka z jej nieograniczonym zaufaniem i całkowitym oddaniem się Panu Bogu kroczącą „małą drogą do doskonałości”.
Dzisiaj są nadal aktualne słowa napisane przez św. Grzegorza Wielkiego” „Świat wyśmiewa się z prostoty sprawiedliwego, bo mądrością u świata jest pokrywać serce podstępami, myśl zasłaniać słowami, fałsz przedstawiać jako prawdę”.
Nieszczerość jest jednym z objawów skażenia, jakie sprowadził grzech pierworodny, świat zaś uczynił z niej zasadę.

Życie duchowe; Św. J.S. Pelczar

Reszel

0585 Reszel zamek biskupow warminskich XIV-XV w.Reszel, woj. warmińsko-mazurskie, pow. kętrzyński – miasto o znakomicie zachowanym historycznym układzie przestrzennym, jednorodnej zabudowie i strukturze, o wyjątkowym nagromadzeniu zabytków architektury poczynając od czasów średniowiecza (zamek biskupi, fara, mury obronne, mosty), poprzez kolejne stulecia (zespół kolegium jezuickiego (1632 r.), plebania, spichlerze, kapliczki), aż po wiek XIX i początek XX (ratusz, pierzeje rynkowe, szkoły, dworzec kolejowy, zabudowa mieszkaniowa).
Od czasów późnego średniowiecza centrum miasteczka założonego w 1337 roku prawie nie zmieniło swojego wyglądu. Nad Reszlem dominują dwie budowle: zamek biskupów warmińskich (1350 – 1401 r.) i kościół św. św. Piotra i Pawła. Świątynię zbudowano w latach 1360 – 1402. Ma 51 metrów długości.Obok świątyni jeden z najstarszych nieufortyfikowanych budynków mieszkalnych – tzw.Stara Plebania – czyli dom archiprezbitera z ok XV w. Zapraszamy do galerii.

Ciało nie skala się, jeśli duch się na to nie zgodzi

lucjaŚwięta Łucja żyła w IV wieku, w czasach ogromnych prześladowań chrześcijan za panowania cesarza rzymskiego Dioklecjana. Życie Łucji związane jest z Sycylią i miastem Syrakuzy gdzie się urodziła i gdzie poniosła męczeńską śmierć. Pochodziła ze znamienitego i bogatego rodu rzymskiego Jej matka Eutychia wcześnie owdowiała, wychowywała nastoletnią córkę w pobożności i skromności. Jako jedynaczkę przeznaczono ją do zamążpójścia za młodzieńca równego jej majątkiem i statusem. Eutychia zapadła na ciężką chorobę, z której lekarze nie potrafili jej uleczyć przez cztery lata. Łucja namówiła matkę, aby udały się w pielgrzymkę do groby św. Agaty w Katanii, męczennicy i dziewicy zmarłej 50 lat wcześniej. W miejscu znanym z doznawanych łask i cudów kobiety prosiły o uzdrowienie Eutychii z choroby. Będąc już na miejscu Łucja usłyszała we śnie słowa wypowiedziane do niej przez świętą Agatę: „Siostro Łucjo, czemuż domagasz się ode mnie tego, co sama wyświadczyć możesz swej matce? Wiara twoja pomogła ci, ponieważ Eutychia już odzyskała zdrowie. Przez ciebie zasłyną Syrakuzy, gdyż dziewictwo jest miłym Chrystusowi mieszkaniem”. Łucja postanawia poświęcić się Chrystusowi i składa ślub dozgonnej czystości. Otrzymawszy zgodę matki przeznacza majątek posagowy na pomoc biednym i potrzebującym. Młodzieniec, który miał być jej poślubiony, czując się obrażonym i oburzonym jej „marnowaniem” majątku oskarża ją przed władzami o wyznawanie wiary chrześcijańskiej. Zachował się spisany w V wieku jej żywot wraz z opisem rozmowy Łucji z sędzią Paschazjuszem, namiestnikiem cesarza. Po denuncjacji Paschazjusz wezwał Łucję i kazał wyrzec się wiary chrześcijańskiej i złożyć ofiarę bogom rzymskim. Przy tej sposobności wywiązała się pomiędzy nimi następująca rozmowa:

Łucja: „Wspieranie wdów i sierot, zostających w niedoli, jak to robiłam przez trzy lata, jest ofiarą miłą Bogu. Teraz już nie mam nic do rozdania, sama więc siebie ofiaruję, prosząc Boga, aby raczył przyjąć mą ofiarę”.
Paschazjusz: „Mów takie brednie chrześcijanom, nie mnie. Straciłaś swój majątek z rozpustnikami!”
Łucja, z powagą i godnością: „Majątku dobrze użyłam, a od pokalania duszy i ciała Bóg dobrotliwy ustrzec mnie raczy”.
Paschazjusz: „Zamilkniesz, gdy cię każę ochłostać!”
Łucja: „Powiedziałam tylko to, czym mnie natchnął Duch Święty”.
Paschazjusz: „A zatem Duch Święty mówi przez ciebie?”
Łucja: „Tak jest. Ludzie czyści i niepokalani są przybytkami Boga i mają w sobie Ducha świętego”.
Paschazjusz: „Każę cię zawieść do domu nierządnic, tam cię odstąpi Duch Święty”.
Łucja: „Ciało nie skala się, jeśli duch się na to nie zgodzi. Każdy gwałt zadany mi wbrew woli podwoi zasługę mego dziewictwa”.

Ten dialog pozostawał przez wieki wzorem nauki moralnej i umacniał ducha chrześcijańskiego.

Autor żywota Świętej podał wiele szczegółów jej męczeńskiej śmierci i dowodów szczególnej łaski, jaką była obdarzana przez Pana Jezusa. Po rozmowie z sędzią Łucję zaprowadzono do domu publicznego na pohańbienie, ale tam nikt nie mógł jej skrzywdzić. Kolejną torturą była nieudana próba spalenia Łucji na stosie, ale ogień jej nie tknął. Łucja widząc zachwyt swoich oprawców swoimi pięknymi oczami, kazała je sobie wyłupić, aby nie ściągać na siebie uwagi, widziała jednak mimo ich braku. Przeżyła cudem ścięcie mieczem, przyniesiono ją do domu, gdzie po przyjęciu Komunii świętej zmarła. Było to 13 grudnia 304 r., w 23 roku jej życia.

Wątpliwości co do jej faktycznego życia i śmierci rozwiało znalezienie w 1894 roku na cmentarzu św. Jana w Syrakuzach inskrypcji w języku greckim głoszącej, że grób dla Łucji wystawiła Eutychia.

W czasach papieża św. Grzegorza Wielkiego weszła do Kanonu Rzymskiego. Jest świętą Kościoła katolickiego i prawosławnego. W ikonografii wschodniej przedstawiana jest jako młoda kobieta z krzyżem w ręku i w czerwonym płaszczu symbolizującym męczeństwo a w zachodniej w stroju rzymskiej niewiasty z palmą męczeństwa w ręku i tacą, na której leży para oczu.lucja2 Atrybutami jej są: na tacy oczy, które jej wyłupiono, palma męczeństwa, lampa (jej imię oznacza niosąca światło), płomień u stóp; widzimy ją również z mieczem lub sztyletem i raną na szyi.

Święta Łucja jest patronką Sycylii, miast Syrakuzy i Toledo oraz ociemniałych, pisarzy, krawców, tkaczy i szwaczek oraz orędowniczką w chorobach oczu i chorych na dyzenterię. Wspomnienie Świętej Łucji w kalendarzu juliańskim przypadało 25 grudnia a po reformie gregoriańskiej obchodzone jest 13 grudnia. Na tę pamiątkę w dzień jej dorocznego święta w Syrakuzach niesie się w procesji na drogocennej tacy „oczy św. Łucji”.

W średniowieczu poeta Dante Alighieri umieścił ją w raju w swojej „Boskiej Komedii” (Raj, Pieśń 32,136) i zwracał się do niej gdy chorował na oczy i przeżywał okresy słabości wewnętrznej.

W protestanckiej Szwecji, która nie uznaje kultu świętych i ich wstawiennictwa do Boga od bardzo dawna obchodzony jest 13 grudnia Dzień Świętej Łucji – Dzień Światła. W tym dniu organizowane są pochody na biało ubranych dziewcząt, przepasanych czerwoną szarfą, w wiankach z borówek i koronie z siedmioma palącymi się świecami. Odwiedzają one domy, centra handlowe, szkoły, kościoły, domy dziecka i domy spokojnej starości gdzie przy wtórze pieśni „Santa Lucia” rozdają ludziom tradycyjne bułeczki św. Łucji, czyli rodzaj drożdżówek z serem i szafranem oraz słodkie pierniczki. Dla Szwedów Święta Łucja – „przynosząca światło” jest symbolem nadziei w najciemniejszym miesiącu kalendarza.

lucja3W Polsce są świadectwa historyczne używania imienia Świętej już w 1208 r. w formie Łucyja i w formie Łucza, później również Luca (1431). Jest wiele przysłów, również to sprzed 1582 roku „Święta Łuca dnia przyrzuca”, gdy wspomnienie było obchodzone 25 grudnia. Od dnia św. Łucji przepowiadano pogodę na każdy kolejny miesiąc roku. „Od Łucyi dni dwanaście policz sobie do Wilii, patrz na słonko i na gwiazdy, a przepowiesz miesiąc każdy”.

W warszawskim Rembertowie, w kościele św. Łucji Dziewicy i Męczennicy śpiewany jest hymn:

  1. Przez ręce świętej dziewicy wznosimy ku Tobie pieśń. Dla cierpień Twej męczennicy racz odsunąć zło i grzech.

Ref.:Daj, Panie, byśmy mogli iść Twoją drogą. I nie wódź nas na pokuszenie zła. Zabierz nawet oczy, jeśli do grzechu wiodą. Piękniejsze Twoje światło niż ten świat.

  1. Przez wiarę Łucji prosimy, by być blisko Ciebie wciąż. A wiara nasza dla innych niechaj świeci blaskiem w mrok.
  2. O czysta lilio z Syrakuzy, do Ciebie dziś modlę się. Od żądzy ciała i pokus świętą ręką odwiedź mnie.
  3. Przez Ojca, Syna i Ducha, przez Boga, co stworzył świat. Niech nasza droga prowadzi tam gdzie obiecany raj.

Możemy też prosić o wstawiennictwo Świętą Łucję słowami modlitwy zapisanej w „Żywotach Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937 r.”.

Wysłuchaj nas Boże i Zbawicielu nasz i spraw miłościwie, abyśmy obchodząc pamiątkę św. Łucji, Dziewicy i Męczenniczki Twojej, w uczuciach pobożności nabierali wzrostu. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.

 

PIERWOTNIE TEKST  ZOSTAŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM W grudniu 2013 ROKU.

Ręka Boga

Na rusztowaniu wysokości czteropiętrowego budynku stoi odgięty w tył lub leży człowiek i pokrywa freskami sklepienie wielkości 1/3 boiska do piłki nożnej. I tak maluje, praktycznie sam, przez 4 lata. Pracuje w systemie dniówkowym gdyż pokryta świeżym tynkiem ściana musi być zamalowana w ciągu 12 godzin, aby farby związały się z podłożem. Ten człowiek przed wejściem na rusztowania długo przygotowywał się do pracy w pracowni. Każda scena do namalowania została narysowana w skali1:1 na kartonie. Kontury obrazu zostały podziurkowane, arkusz przyklejany jest do ściany i sadze lub utarty na pył pigment są wtłaczane przez malutkie otworki. Dopiero po pojawieniu się konturów na murze artysta wielokrotnie pokrywa je farbami. Oczywiście wcześniej teologowie, doradcy papieża i sam malarz opracowali cały projekt malowidła. Artysta wielokrotnie skarżył się w listach do ojca na cierpnie fizyczne, jakie mu towarzyszyło przy pracy.
W 2012 roku minęło 500 lat od zakończenia prac nad freskami.
Artystą, którego dzieło nieustannie zachwyca przybywających do kaplicy, to Michał Anioł Buonarroti. A jego dzieło to freski w Kaplicy Sykstyńskiej w Watykanie.

Gdy Michał Anioł przystępował do pracy kaplica funkcjonowała od ponad 30 lat (została wybudowana w latach 1475-1483 na zlecenie papieża Sykstusa IV). Jej ściany pokryte były freskami przez największych włoskich artystów, takich jak: Botticelli, Perugio, Luca Signorelli, Pinturicchio czy Ghirlandaio (nauczyciel Michała Anioła). Przedstawili oni na podstawie Starego Testamentu historię Mojżesza (m.in. Mojżesza z gorejącym krzakiem, Mojżesza na górze Synaj, Przejście przez Morze Czerwone) oraz na podstawie ksiąg Nowego Testamentu historię Jezusa Chrystusa (m.in. Chrzest Jezusa, kuszenie Chrystusa, Kazanie na Górze, Ostatnia Wieczerza). Kaplica była przeznaczona na najważniejsze uroczystości w Watykanie, odprawiano w niej uroczyste msze święte, a od 1492 roku odbywało się w niej konklawe wybierające kolejnych papieży.
Papież Juliusz II zatrudnił Michała Anioła, uznanego rzeźbiarza, do budowy swojego wspaniałego grobowca w nowobudowanej bazylice watykańskiej. Planował wykonanie przez Michała Anioła 40 posągów. Artysta zaangażował się w prace, sam wybierał w kamieniołomach Carrary bloki marmuru. Nigdy dzieła nie zrealizował gdyż Juliusz II …zmienił plany. Mistrz był dotknięty, gdyż rzeźba była jego ulubionym tworzeniem. Miał już na koncie kilka wspaniałych dzieł jak chociażby posąg Dawida i słynną Pietę stojąca dziś w bazylice św. Piotra.
Kilka lat potem papież zatrudnia Michała Anioła do pokrycia freskami sklepienia Kaplicy Sykstyńskiej. Artysta nie jest freskarzem, ma tylko 2 letnie studium malarstwa. Podejmuje się wykonania tego dzieła. Kończy je a po 23 latach wraca do Kaplicy Sykstyńskiej, aby na zamówienie papieża Klemensa VII namalować nad ołtarzem ogromny fresk Sąd Ostateczny.
Prace w Kaplicy Sykstyńskiej wycisnęły głębokie piętno na artyście. Pod koniec swojego długiego, bo prawie 90. letniego życia, gdy zaczął tworzyć poezje, w sonetach znów opisywał cierpienia duchowe i fizyczne, które towarzyszyły mu w trakcie pracy nad freskami w Kaplicy Sykstyńskiej.
Genialny malarz, rzeźbiarz i architekt w 9. głównych freskach uwiecznił sceny począwszy od stworzenia świata, stworzenia człowieka, poprzez grzech pierworodny do biblijnego potopu. Choć nie zachowały się źródła to potwierdzające, artysta musiał wyliczać, jaką wielkość muszą mieć postaci na różnych planach, aby wchodzący do Kaplicy widział je jednakowej wielkości.
Gdy przed wieloma laty zwiedzałam Kaplicę Sykstyńską trwały prace nad renowacją fresków Michała Anioła. W ogromnym, stosunkowo ciemnym wnętrzu, na sklepieniu pozostającym w większości w barwach żółto- brązowo-ugrowych pojawiały się barwne, wręcz krzykliwe w porównaniu z dotychczasowymi, oczyszczone z pyłu, sadzy, przebarwień oryginalne freski Michała Anioła. Dopiero w 1999 roku zwiedzający mogli ocenić jak doskonałym kolorystą był renesansowy twórca. Znawcy malarstwa odnajdą w malowidłach elementy manieryzmu a nawet sztuki baroku.
Przywrócenie po kilkuset latach pierwotnego wyglądu dzieła zawdzięczamy pracy włoskich konserwatorów i pieniądzom japońskiej telewizji. Prace trwały ponad 10 lat. W kaplicy nie wolno robić zdjęć, Japończycy mają wyłączność na pokazywanie reprodukcji fresków. Podnoszą się głosy, że 5 mln zwiedzających obiekt rocznie stanowi też zagrożenie dla genialnego dzieła.Reka Boga
Jeden z fresków przykuwa uwagę w sposób wyjątkowy. Jest utrwalany od lat w świadomości przez niezliczone reprodukcje i przeróbki.
To fresk „Stworzenie Adama”.
Porusza on moje serce i wyobraźnię za każdym razem. Mam w szufladce od ponad 20 lat przechowywaną kartę z reprodukcją tylko dwóch rąk: Adama–człowieka i Boga. Wyjmuję ją, gdy słabną moje siły życiowe, gdy codzienne problemy przytłaczają a rozum nie podpowiada rozwiązań. Wyjmuję ją też dla przeżycia chwili radości, przyjemności patrzenia na boski akt stworzenia mnie samej, człowieka takiego jak Adam. Uśmiecham się wewnętrznie i każdorazowo spływa na mnie błogi spokój. Jestem dziełem Boga, nie przypadkowym tworem, nie skutkiem eksperymentu, nie zabawką, którą się porzuca. Jestem dzieckiem Bożym. Michał Anioł malując te dwie dłonie oddał w genialny sposób ideę boskiej wszechmocy i miłości do człowieka. Wyraził to, że bez iskry boskości, która wlewa się i wnika w człowieka, ten pozostałby słabym, bezwolnym tworem. Malarskie przedstawienie daru stworzenia przez Boga pierwszego człowieka jak i wszystkich ludzi po wszystkie czasy, jest dla mnie czymś niezwykłym. Zmusza mnie do spoglądania z pokorą na swoje życie i dziękowania za ten akt stwórczy i jego skutki dla mnie osobiście. Przepełnia mnie taka radość z tego faktu, że nie lękam się zobowiązania do dobrego życia, jakie jest konsekwencją stworzenia człowieka na obraz i podobieństwo Boga. Chce mi się tak żyć, aby spotkać się z Miłującą Wszechmocą.

Pierwotnie tekst ukazał się w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w grudniu 2013 roku.

Katastrofa rodziny

Daję się zauważyć, że część rodziców zaniedbuje kształtowania charakteru u swoich dzieci. Widać w miejscu pracy, w naszym otoczeniu, w mediach ludzi dwudziestoletnich jak i starszych którzy są niedojrzali i chwiejni, słabi i nieodpowiedzialni, niepewni samych siebie i swej przyszłości.

Posiadają uzdolnienia techniczne i wykonują przyzwoicie płatną pracę jednak ich życie osobiste i rodzinne jest smutne i przygnębiające. Bardzo często zachowują się jak nastolatkowe, łącząc zdolności ludzi dorosłych z dziecięcą nieodpowiedzialnością. Jeśli są nawet wolni od wyniszczających nałogów(narkomania, uzależnienie od gier, komputerów) to postrzegają pracę zawodową jedynie jako sposób na zaspokojenie własnego ja, czy też ciężka praca służy „wydawaniu pieniędzy”.

Wielu z nich zachowuje się jak nieczuli na los innych narcyzi, nie troszcząc się o swych rodziców czy dzieci, o ile się na nie zdecydowali. Nie wyrośli z wielu postaw i nawyków wieku dziecięcego, z jakiegoś powodu nigdy nie wydorośleli.

Spora grupa ludzi wpadających w te problemy pochodzi z tzw normalnych rodzin. Wygląda na to, że różnica pomiędzy normalną a dysfunkcyjną rodziną ulega zatarciu. Wiele złych i niepokojących zjawisk zaczyna występować w typowych rodzinach. Dzieci dorastają w rodzinach gdzie rodzice są zapracowani, żyją razem, wygodnie i bezpiecznie a wszyscy korzystają z przyjemności i uroków życia.

Skąd się biorą te problemy?

W rodzinie skupionej na sobie samej, konsumpcyjnej, rodzice świadomie nie kształtują charakteru swoich dzieci. Życie rodzinne traktowane jest jak piknik, jako pasmo biernego oddawania się przyjemnościom co często powoduje później różnego rodzaju problemy. Skupienie się na sobie samym powoduje, że rodzice nie rozwijają cnót ani u siebie ani u dzieci.

Życie dorosłych jak i dzieci w takiej rodzinie koncentruje się na przyjemnościach – uprawianiu różnego rodzaju sportów, oglądaniu filmów i programów telewizyjnych, grach komputerowych, słuchaniu muzyki, przyjęciach i zakupach. Ma się wrażenie, że głównym ich wrogiem w życiu jest nuda, której starają się unikać za wszelką cenę. Dzieci są angażowane w różnego rodzaju przyjemne aktywności. Kontrola rodzicielska dotyczy ograniczania i zażegnywania kłótni i sprzeczek oraz by dzieci nie zrobiły sobie krzywdy czy też nie zniszczyły domu.

Jest to wychowanie konsumpcyjne, dni całe upływają na zabawie, rozrywce i zakupach. Trudno się dziwić, że wychowując się w takiej atmosferze w dorosłym życiu pracuje się tylko dla wydawania pieniędzy. Pracujemy wtedy by wydawać, produkujemy by konsumować. Oczywiście z czasem dziecinne piknikowe zabawy przestają być atrakcją i następuje przejście do coraz to ponętniejszych zabaw. W rodzinach konsumpcyjnych znaczna liczba dzieci w wieku szkolnym szybko się nudzi dotychczasowymi rozrywkami i zaczyna sięgać do silniejszych doznań: alkohol, narkotyki, seks, wandalizm, sporty ekstremalne, hazard. Życie ich skoncentrowane jest na rzeczach dlatego też bardziej cenią rzeczy niż ludzi i relacje z innymi. Innych ludzi traktują przedmiotowo, jako narzędzia do fajnej zabawy; stąd bierze się akceptacja prostytucji, obsceniczności i wyuzdania, niechcianych ciąż, życia bez ślubu.

Konsumpcyjni rodzice – prowadzą podwójne życie, w pracy są producentami, a w domu konsumentami. Stąd w dzieciach jest przekonanie, że pracuje się po to by konsumować. W domu nie ma miejsca na obowiązki, za to wypełniony jest on coraz to nowszymi gadżetami, przeznaczonymi do rozrywki, relaksu, zabawy. Dzieci widzą jedynie to i jest to dla nich wzorzec: wartością życia jest przyjemność. Konsumpcyjne życie jest skupione na teraźniejszości, bardzo rzadko myśli się o przyszłości, kim będą nasze dzieci, na kogo wyrosną, czym będą zajmowały się w dorosłym życiu, jak będą żyć. Rodzice konsumpcyjni wydają się spokojnie oczekiwać, że ich dzieci w naturalny sposób dorosną, że sumienie, zdrowy osąd, zrozumienie wraz z dojrzewaniem fizycznym pojawi się jak zarost u dojrzewającego młodzieńca. Charakter według ich mniemania należy zachować a nie kształtować.

konsumpcja

Konsumpcja – Mitch Griffiths

Rodzice w swoim wychowaniu zniżają się do poziomu swoich dzieci co jest zrozumiałe, ale niestety na tym poziomie pozostają. Nie starają się na pokazanie dzieciom wyższych szczebli do dorosłego życia. Niewiele robią, aby przygotować dzieci do odpowiedzialności w dorosłym życiu. Dzieci nie mają pojęcia na czym polega dorosłość – poza tym co zobaczą w kinie lub telewizji. Rodzice konsumpcyjni zdają się zapominać, że mają do wykonania pracę polegającą na formowaniu umysłu, serca i woli u dziecka jak i ukształtowaniu sumienia i charakteru. Rodzice ci dosyć łatwo ulegają różnego rodzaju zachciankom dzieci, nawet jeśli uważają to za błąd. Często w życiu rodzinnym akceptują zachowanie które publicznie negują. Uśmiech i zadowolenie dziecka jest ważniejsze niż prawdziwe dobro. Przyzwyczaja się dzieci, że kaprysy i zachcianki są ważniejsze niż głos sumienia. W przyszłości ich dzieci będą kierować się emocjami a nie rozumem. W takiej rodzinie ojciec nie jest autorytetem gdyż nie uczy on odróżniania dobra od zła jednoznacznie i zdecydowanie. Sprawy moralności pozostawione są kobiecie. Ojciec traktowany jest jako ktoś, może nawet sympatyczny, choć jest trochę nudny. Czasami traktowany jest przez dzieci jak starszy brat. W domu widują go zajmującego się rozrywką(czytanie książek, gazet, oglądanie TV, pielęgnacja hobby, uprawianie sportu) i drobnymi naprawami. Dzieci nie mają okazji zobaczyć jak ojciec zarabia na życie(dzieci często nie rozumieją tego pojęcia), nie widzą jak pracuje. Ojciec w takiej rodzinie rzadko okazuje szacunek i wdzięczność żonie.

W rodzinie praktyki religijne ograniczone są do niezbędnego minimum. Uczestnictwo w nabożeństwach wynika raczej z rutyny i przyzwyczajenia. W życiu rodzinnym brak jest miejsca na codzienną modlitwę. Bóg jest słowem a nie osobą z którą należy się liczyć. W oczach dziecka rodzice nie wydają się być odpowiedzialni przed kimkolwiek jedynie przed napiętymi terminami.

Rodzice oglądając telewizje bezkrytycznie, nawet z programami „dla dorosłych” dają do zrozumienia, że to co dla dzieci jest złe dla dorosłych jest dobre. Kwestia tego co jest dobre a co złe zależy wtedy od wieku, dojrzałości.

Dzieci z rodzin konsumpcyjnych wydają się nie mieć żadnych problemów, są miłe, schludne i uśmiechnięte, aktywne w działaniach które lubią. Przyzwyczajone są do przyjemnych doznań, chcą być lubiane bez względu na to co czynią. Przyzwyczajenie do traktowania na równi z dorosłymi powoduje, że brak im dobrych manier. Wydają się być beztroskie.

Dzieci z rodzin konsumpcyjnych mają niską tolerancję dla trudności czy też drobnych niedogodności. Mały ból a nawet tylko jego groźba, wprowadza je w przerażenie . Starają się unikać wszelkiego rodzaju nieprzyjemnych obowiązków i „kłopotów” – wywiązywania się z obietnic, umów, odrabiania lekcji, prac domowych, dotrzymywania terminów. Podchodzą, że wszystko można obrócić w żart, nie ma znaczenia, że może to być dla drugiej osoby krzywdzące. Ich prawo do zabawy jest ważniejsze od praw i uczuć innych. Podejście do życia mają stałe: przede wszystkim ja, wszystko inne nie ma znaczenia.

imagesDzieci takie okazują mało szacunku, jeśli w ogóle, dla osób spoza rodzimy: gości, przyjaciół rodziców, nauczycieli, sprzedawców, sąsiadów, Rzadko kiedy okazują dobre maniery w miejscu publicznym, prawie w ogóle nie używają słów „proszę”, „dziękuję” i „przepraszam”. W czasie świąt i urodzin z zapałem rozpakowują prezenty, zapominając podziękować za nie i nie widzą w tym żadnego problemu.

Pomimo tego, że rodzice tworzą im atmosferę by dobrze się czuły traktują ich bez szacunku. W słowach i deklaracjach nawet „lubią tatę i mamę”, ale nie postrzegają rodziców jako osoby godne naśladowania. Autorytetami są dla nich gwiazdy przemysłu rozrywkowego, komicy, muzycy, postacie fikcyjne z filmów. Wiedzą o ich życiu prawie wszystko, nie znając historii swojej rodziny, nie wiedzą absolutnie nic o swych dziadkach, dalsi przodkowie to już prehistoria. Zupełnie nie przejmą się tym, że sprawiają wstyd swojej rodzinie poprzez swoje zachowanie lub ubiór. Często nawet nie rozumieją tego gdyż nikt im nie wytłumaczył jakie zachowanie jest gorszące. Dzieci takie często skarżą się na sytuacje na które nie mają wpływu jak:, pogoda, uzasadnione opóźnienia, dyskomfort fizyczny, różnicę charakterów. Życiem ich zarządzali dorośli dlatego też nie nauczyli się rozwiązywać problemów. Z doświadczenia wiedzą, że wystarczy poczekać a problem zostanie przez rodziców rozwiązany; nauczeni są uciekania a nie rozwiązywania problemów. Dzieci z takich rodzin raczej nie mają swoich zainteresowań poza oglądaniem telewizji, grami komputerowymi, przeglądaniem Internetu i słuchaniem muzyki(często hałaśliwej i ogłuszającej). Wydają się całkowicie uzależnieni od gadżetów elektronicznych i bez nich nie potrafią poradzić sobie w życiu. Znają na pamięć teksty dziesiątków piosenek, reklam i dialogów z filmów ale nauczenie się dziesięciorga przykazań jest ponad ich siły.

Najczęściej nie potrafią dostrzec kłamstwa w reklamie, sloganach czy też hasłach politycznych. Ślepo podążają za większością. Wiedzą, że coś jest fajne ale nie potrafią powiedzieć dlaczego. Rzadko zadają sobie to pytanie „dlaczego” chyba, że chcą przeciwstawić się rodzicom lub innemu autorytetowi. Wykazują małe zainteresowanie tym co dzieje poza ich domem szkołą i boiskiem do zabawy. Nie potrafią czerpać zadowolenia z dobrze wykonanej pracy, z wypełnienia obowiązku, służby innym. Zadowolenie daje im tylko rozrywka, a jeśli zadanie nie jest „zabawne” to nie są nim zainteresowane.

Z powodu tego, że prawie nigdy nie muszą czekać na realizację swoich pragnień mają słabe wyczucie czasu. Nie potrafią ocenić ile czasu zajmie im realizacja konkretnego zadania. Najczęściej niewłaściwie to szacują co powoduje że przekładają na później poważne prace a małe obowiązki przytłaczają je. Nie mają pojęcia czym jest termin jak również czym jest systematyczna praca w narzuconych sobie ramach czasowych. Wydają się być uwięzieni w teraźniejszości i niestety ten stan zachowują w wieku dojrzałym i w życiu dorosłym.

Koniec studiów jest dla wielu z takich ludzi końcem beztroskiego życia, a nie zakończeniem przygotowania do życia dorosłego. Teraz czekają na nich tylko praca, codzienne obowiązki ograniczona swoboda i niski standard życia.

 

Za artykułem „Rodziny na drodze ku katastrofie” w Zawsze Wierni nr6(175)

 

Wiele z rzeczy tu przedstawionych spotykam obok siebie, w rodzinie, wśród znajomych. Zastanawiając się nad problemem „wychowania bezstresowego” pytałem siebie skąd jest bierze się przyzwolenie dorosłych na takie wychowanie. Artykuł ten daje, w sporym zakresie, odpowiedź na te pytania.

 

 

Święta Anna

0111 Sanktuarium Swietej AnnyŚwięta Anna wieś w Polsce położona w województwie śląskim, w powiecie częstochowskim, w gminie Dąbrowa Zielona.
Klasztor
We wsi znajduje się zabytkowy pobernardyński zespół klasztorny, obecnie sióstr Dominikanek. Barokowy kościół powstał na początku XVIII wieku. W kaplicy klasztornej z XVII wieku, znajduje się, otoczona kultem, figura Świętej Anny z córką Maryją i wnukiem Jezusem.

W klasztorze znajdują się obrazy pokazujące sceny z życia św. Franciszka, powstałe około 1759 roku, a „podpisane” wierszowanymi inskrypcjami wybitnej poetki czasów saskich – szlachcianki Elżbiety Drużbackiej, związanej z tarnowską rodziną książąt Sanguszków, rezydentki (do śmierci w 1765 r.) tarnowskiego klasztoru sióstr bernardynek. Szczegółowy opis znajduje się w notce pod galerią zdjęć.
W klasztorze przebywała w latach 1881-1892 Sługa Boża Wanda Malczewska, mistyczka i wizjonerka.

 

 

Przesłanki wewnętrzne liberalnego katolika

Jak dziwna by się nie wydawała owa anomalia zwana liberalnym katolicyzmem, nie trzeba daleko szukać jej przesłanek. Jest ona zakorzeniona w fałszywym ujęciu natury aktu wiary. Liberalny katolik zakłada, że formalnym motywem aktu wiary jest nie nieomylny autorytet Boży, objawiający nadnaturalną prawdę, lecz jego własny rozum, raczący uznać za prawdziwe to co wydaje mu się rozumne, zgodne z oceną i miarą jego własnego, indywidualnego osądu. Poddaje on autorytet Boży krytycznemu badaniu ze strony swojego rozumu, a nie – swój rozum autorytetowi Bożemu. Uznaje Objawienie nie ze względu na nieomylność Objawiającego, lecz z racji „nieomylności” odbiorcy. Indywidualny osąd jest dla niego prawidłem wiary. Wierzy on w niezależność rozumu. Uznaje wprawdzie magisterium Kościoła, nie uznaje go jednak za jedyną uprawnioną wykładnię boskiej prawdy. Zastrzega sobie swój własny, prywatny osąd jako czynnik współdziałający przy określaniu owej prawdy. Prawdziwy sens objawionego nauczania nie zawsze jest dla niego pewny i dlatego rozum ludzki ma w tej kwestii coś do powiedzenia – na przykład nauka ludzka mogłaby określać granice nieomylności Kościoła. W tak określonych granicach deklaracje Kościoła są dla niego nieomylne, lecz granice te nie podlegają określeniu przez sam Kościół – czyni to za niego nauka. Jest on oczywiście nieomylny, powiadają, lecz to my będziemy określać, kiedy i w jakich sprawach będzie on wypowiadać się w sposób nieomylny. W taką niedorzeczność popada liberalny katolik, lokując formalny motyw wiary w rozumie ludzkim.

Liberalny katolik nazywa siebie katolikiem, ponieważ wierzy mocno, że katolickość jest prawdziwym objawieniem Syna Bożego, nazywa siebie liberalnym katolikiem, ponieważ uważa, że nikt nie może narzucać mu żadnej opinii, której jego indywidualny osąd nie oceniłby jak doskonale rozumnej. Odrzuca to, co nie jest rozumne, mając intelektualną wolność przyjmowania lub odrzucania. Zgadza się z tym co wydaje mu się dobre, lecz nie jest do niczego intelektualnie zobowiązany. W ten sposób, nieświadomie, staje się łatwą ofiarą sideł zastawionych przez diabła na ludzi owładniętych pychą intelektualną. Podstawił on naturalistyczną zasadę wolnego badania w miejsce nadprzyrodzonej zasady wiary. W konsekwencji nie jest w rzeczywistości chrześcijaninem, lecz poganinem. Nie ma on prawdziwej, nadprzyrodzonej wiary, lecz tylko zwykła ludzkie przekonanie. Przyjmując zasadę, że indywidualny rozum posiada wolność wierzenia lub niewierzenia, liberalni katolicy ulegają złudzeniu, że niewiara jest raczej cnotą niż wadą. Nie potrafią oni dostrzec w niej słabości umysłu, dobrowolnej ślepoty serca, i wynikających stąd słabości woli. Z drugiej strony patrzą oni na postawę sceptyczną jako na uprawnioną sytuację, w której zachowana jest wolność intelektualna, ponieważ sceptyk pozostaje sam dla siebie panem decydującym o wierzeniu lub negacji. Zgrozą napawa ich wszelki element przymusowości w kwestiach wiary; wszelka nagana dla błędu wstrząsa ich wrażliwością i brzydzą się oni wszelkim katolickim prawodawstwem zmierzającym w kierunku, który lubią nazywać nietolerancją. „Syllabus błędów” Piusa IX to dla nich zmora – najbardziej kłopotliwy, władczy, surowy i apodyktyczny dokument, obliczony na ranienie wrażliwości protestantów i nowoczesnego świata; nie należy uznawać go za wypowiedź nieomylną, lecz, o ile w ogóle ma on być uznawany, musi się go przyjmować w sensie bardzo zmodyfikowanym. Jego interpretacja ultramontańska [tradycyjna] jest brutalna i skrajna; przynosi ona więcej szkody niż dobra, odstręczając życzliwych takim pokazem nieliberalności.

Z tym przeczuleniem w kwestii nauczania chrześcijańskiego łączy się ściśle odraza do wchodzenia w konflikt z cudzymi przekonaniami, niezależnie od tego, jak bardzo sprzeciwiają się one prawdzie objawionej, ponieważ dla liberalnych katolików to co najbardziej błędne jest równie święte jak najprawdziwsze przekonanie, w równej mierze korzystając z zasady wolności intelektualnej. W ten sposób podnoszą oni do rangi dogmatu tak zwaną zasadę tolerancji. Różnice w wierzeniach wynikają, jak przekonują oni z lubością, przede wszystkim z różnic temperamentu, wychowania itd. – nie będziemy ich aprobować w ścisłym tego słowa znaczeniu, lecz powinniśmy przynajmniej je wybaczać.

Już w swoim pierwszym ujęciu ta koncepcja wiary ma charakter naturalistyczny, a przy rozwijaniu i stosowaniu tej koncepcji, czy to do jednostki, czy to do społeczeństwa, rozwija się również tenże element naturalistyczny. Wynika stąd, że akceptacja Kościoła przez liberalnych katolików nie ma oparcia w jego nadprzyrodzonym charakterze. Kościół nie wzbudza w nich sympatii jako nadprzyrodzona społeczność, której pierwszym i nadprzyrodzonym celem jest chwała Boża i zbawienie dusz. Patrzy zaś nań z sympatią od strony ludzkiej i społecznej. Zyskuje ona poklask i aprobatę jako wielka siła cywilizująca i harmonizująca, która podniosła wielu ludzi ze stanu barbarzyństwa, jako strażnik starożytnej literatury i sztuki, jako krzewiciel wiedzy. Ma on pierwszeństwo nie z racji pierwszeństwa jakie posiada sam w sobie, zgodnie z prawem boskim, lecz pierwszeństwo na mocy aprobaty ze strony naszego wielkiego intelektu. Zgodnie z tą fałszywą koncepcją, pisano w naszych czasach apologie i z dziwną niekonsekwencją Kościół bywa często chwalony jako wielki patron i protektor cywilizacji w przeszłości, podczas gdy ubolewa się nad jego wstecznymi tendencjami w teraźniejszości (jak gdyby instytucja, która sama jedna, na mocy boskiego ustanowienia, ma wiecznotrwałą siłę postępu, mogła kiedykolwiek osłabnąć lub zawieść w swojej misji odrodzenia człowieka). Zauroczeni postępem ku mirażowi szczęścia na pustyni tego życia, nasi liberalni katolicy sławią cień, odrzucając istotę rzeczy. Prawdziwy postęp, który można osiągnąć tylko poprzez posuwanie się ku Bogu, nie może być realizowany inaczej niż poprzez owego pośrednika w boski sposób wyznaczonego do tego, by prowadził nas ku Bogu. Może to czynić jedynie Kościół Jezusa Chrystusa, albowiem, z Jego ustanowienia, tak jak On sam, jest on drogą, prawdą i życiem.

Zapominając o boskim i nadprzyrodzonym charakterze Kościoła ( a jest on tylko boski i nadprzyrodzony), liberalni katolicy mówią i piszą o nim jak o zwykłym tworze ludzkim, przyjmując, w zaślepieniu tym fałszywym ujęciem naturalistyczną definicję wiary. Patroszą oni w ten sposób wizerunek Kościoła, pozostawiając tylko łupinę z tego czym jest on naprawdę.

Sama pobożność nie umknie działaniu tej niszczycielskiej zasady naturalistycznej; zmienia się ona w pietyzm – to jest w parodię prawdziwej pobożności, jak widzi się to z przykrością w nabożnych praktykach wielu ludzi, szukających w aktach pobożności tylko sentymentalnych wzruszeń, których źródłem zdolni są być oni sami dla siebie. Są oni nabożni wobec samych siebie, czcząc swoje własne, małe sentymenty i ofiarując kadzidło bałwanom wyrzeźbionym na ich własne podobieństwo. Jest to po prostu duchowa zmysłowość i nic więcej. Na tej zasadzie widzimy w naszych czasach w tak wielu duszach zwyrodnienie chrześcijańskiego ascetyzmu (będącego oczyszczaniem duszy przez tłumienie pożądliwości) i zafałszowanie chrześcijańskiego mistycyzmu, nie będącego ani emocją, ani niskiego rzędu pocieszeniem, ani żadną inną epikurejską słabością ludzkiego odczuwania, lecz związkiem z Bogiem poprzez nadprzyrodzoną miłość do Niego i poprzez absolutne poddanie się Jego świętej woli.

To dlatego katolicyzm wielkiej liczby ludzi w naszych czasach jest katolickością liberalną, a raczej – katolickością fałszywą. Nie jest to w rzeczywistości katolickość, lecz tylko naturalizm, czysty racjonalizm; jest to jednym słowem pogaństwo przebrane w katolickie szaty i używające katolickiego języka.

 

Liberalizm jest grzechem; Ks. Dr Felix Sarda y Solvany; wyd. WERS, Poznań 2010; rozdz. VII