Doskonała miłość bliźniego

Miłość to nadprzyrodzona cnota, sprawiająca, że miłujemy Boga nade wszystko, a swoich bliźnich jak siebie samych ze względu na miłość Boga. Tak więc po Bogu mamy miłować swojego bliźniego jak siebie samych i to nie w byle jaki sposób, lecz ze względu na miłość Boga i w posłuchu Jego praw. Cóż to jednak znaczy miłować? „Miłować to życzyć dobrze temu kogo się miłuje”. Komu mamy życzyć dobrze zgodnie z nakazem miłości bliźniego? Naszemu bliźniemu, to znaczy nie tylko temu czy tamtemu człowiekowi, lecz każdemu. Czym jest owo dobro, którego życzy miłość bliźniego? Przede wszystkim dobrem nadprzyrodzonym, a następnie dobrami z porządku naturalnego, które nie są sprzeczne z tym pierwszym. Wszystko to zawiera się w sformułowaniu „ze względu na miłość Boga”.

Wynika stąd, że możemy miłować naszego bliźniego także wtedy gdy okazujemy mu swoją dezaprobatę, sprzeciwiamy się mu, wyrządzamy mu jakąś szkodę materialną, a nawet w pewnych przypadkach, pozbawiamy go życia; krótko mówiąc, wszystko sprowadza się do tego, czy w przypadku, gdy okazujemy mu swoją dezaprobatę, sprzeciwiamy się mu lub upokarzamy go, czynimy to dla jego własnego dobra, czy też dla dobra kogoś czyje prawa są większe niż jego, czy po prostu, by bardziej przysłużyć się Bogu.

Jeżeli okaże się, że okazując mu dezaprobatę lub narażając naszego bliźniego działamy dla jego dobra, to jest rzeczą oczywistą, że go miłujemy, nawet sprzeciwiając się mu lub krzyżując jego zamierzenia. Chirurg wypalający tkanki pacjenta lub amputujący mu zgangrenowaną kończynę może mimo wszystko go miłować. Jeżeli karcimy występnych ludzi, nakładając im ograniczenia lub karząc ich, to mimo wszystko ich miłujemy. Jest to miłość bliźniego – doskonała miłość bliźniego.

 

Liberalizm jest grzechem; Ks. Dr Felix Sarda y Salvany

Walka postu z karnawałem, rzecz o hedonizmie i ascezie

Pieter Bruegel Starszy „Wojna postu z karnawałem” fragment

Pieter Bruegel Starszy „Wojna postu z karnawałem” fragment

Prawie 500 lat temu w XVI wieku niderlandzki malarz Pieter Bruegel Starszy namalował obraz „Wojna postu z karnawałem”. I choć autor odnosił się do ówczesnego sporu religijnego Reformacji z Kościołem katolickim oraz zawarł własne przemyślenia odnośnie człowieczego życia, konfrontacyjny sposób przedstawienia dwóch stron ludzkiej egzystencji wzbudza i dziś emocje i prowokuje do własnych interpretacji. Nie dziwi więc, że temat stał się inspiracją do przedstawienia teatralnego „Święto głupców czyli walka karnawału z postem” w Teatrze Mumerus w Krakowie w 2009 roku, a bard narodowy okresu stanu wojennego Jacek Kaczmarski napisał w 1990 roku wiersz „Walka postu z karnawałem” widząc analogię do sytuacji społeczno-politycznej Polaków i śpiewał tę balladę a jej werset „Dusza moja – pragnie postu, ciało – karnawału!” wszedł do potocznej mowy. Temat jest wciąż aktualny. To we wnętrzu człowieka trwa nieprzerwanie walka postawy hedonizmu i ascezy. Dokonywane w tej walce wybory skutkują różnymi zewnętrznymi zachowaniami. Walka więc rozgrywa się na dwóch planach: wewnętrznym i zewnętrznym.
W sferze zewnętrznej życie i postępowanie katolika wyznacza rytm roku liturgicznego, a on z kolei odzwierciedla życie, śmierć i zmartwychwstanie naszego Pana Jezusa. Mamy wiec adwentowe przygotowanie na przyjście na świat Boga w ludzkiej postaci, mamy pełen radości z narodzenia Dzieciątka czas Bożego Narodzenia, mamy okres zabaw zwany karnawałem – w średniowieczu rozpoczynany „paradą głupców”, gdy wszystko było wolno – bo zawieszany był porządek moralny i społeczny, czas Wielkiego Postu czyli zastanowienia się nad własnym życiem, postępowaniem, nad wiarą i wreszcie czas przeżywania Męki Pańskiej w Wielkim Tygodniu, śmierci Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego cudownego Zmartwychwstania w Wielkanocny poranek.
Wielu jednak ma poważne trudności w życiu rytmem powtarzanym od ponad 2 tysięcy lat. Wielu porzuciło wiarę swoich przodków i stało się wyznawcami współczesnych bożków: władzy, telewizji, komórek, świata zakupów, internetu, pieniędzy, żądzy posiadania dóbr, hazardu, używania życia prowadzącego do rozpadu rodziny, do zdrad i rozwodów, wróżb, gadżetów, alkoholu czy narkotyków.
Wielu uważa, że trwa w wierze, ale na własnych zasadach, łamiąc niewygodne dla siebie przykazania a przestrzegając wybiórczo niektórych z nich.
Współczesne czasy poszerzyły obszary grzeszności. Miejsce Boga zajmuje często kult własnego ciała, utrzymywanie „wiecznej” młodości, odniesienie sukcesu zawodowego i życiowego za każą cenę, wystawienie na sprzedaż swojego życia prywatnego, swojej osoby, pogoń za ekstremalnymi doznaniami.
Karnawałem możemy wiec nazwać swoisty sposób na życie nacechowany pogonią za przyjemnością, rozrywkami stanowiącymi często przykrywkę duchowej pustki.
Wyznawcy takiego sposobu życia szybko zauważają, że przyjemności i rozrywki nie dają im radości, szybko powszednieją, a świat staje się nudny i szary.
Wyznawcy hedonizmu w życiu wiedzą, że muszą poszukiwać coraz silniejszych bodźców, coraz większej ekstrawagancji, ekstremalnych rozrywek czy nawet obsesyjnych zabaw czy zachowań, czują się szybko wyeksploatowani i zmęczeni życiem. Życie i praca w permanentnym stresie, w poczuciu zagrożenia (inni mogą też nie stosować się do żadnych zasad) wyniszczają ludzi. Zagubienie ludzi skutkuje częstymi ucieczkami od rzeczywistości w świat wirtualny, popadaniem w uzależnienia czy depresje. Dzieje się tak, gdyż hedonizm nie zaspokaja głębokich tęsknot człowieka za wartościami.
Wielu może zadawać sobie pytanie czy postawa luzu, ubawu, ironii, szyderstwa i niekończącej się gonitwy za przyjemnościami i rozrywką zabiły w nas pragnienie pokuty, skruchy, postu, refleksji nad własnym postępowaniem względem siebie i bliźnich?
Niektórzy dziennikarze twierdzą, ze nie ma ratunku dla ludzi żyjących w masowej popkulturze, gdzie jest zrozumienie dla restrykcyjnych diet a nie ma dla jakichkolwiek wyrzeczeń w piątkowy post.
Pragnę przywołać w tym miejscu słowa biblijnego mędrca Koheleta, który mówi: „Jest czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsów(Koh 3,4).
Ta mądrość pokazuje nam, że życie człowieka powinno być w równowadze. Człowiek, z Bożą pomocą, powinien dążyć do współpracy postu i karnawału oznaczających z jednej strony radość z życia a z drugiej gotowość do skruchy, poprawy postępowania, zadumy i refleksji nas sobą i światem.
Mam nadzieję, że z radością rozpoczniemy 5 marca w Środę Popielcową czas Postu, czas zadumy, skruchy, postanowień, ofiary i zadośćuczynienia za nasze niechlubne postępki.
W znaku posypania popiołem naszych głów zezwolimy Bogu na działanie w naszych sercach i rozumie a w słowach „Prochem jesteś i w proch się obrócisz” usłyszymy wezwanie do zatrzymania się w zabieganej rzeczywistości i odnajdziemy drogę do wewnętrznej równowagi, harmonii duszy i ciała, odkryjemy osobistą więź z Panem Jezusem.
Trzeba wybrać dobrego przewodnika. Dobra Nowina wskazuje naszego Zbawcę Jezusa Chrystusa, źródło Miłości i Miłosierdzia. Obiecuje też tym, którzy przez całe swoje życie będą szukali ścieżki, jaką przeznaczył dla nich Pan, nagrodę w domu Ojca – krainie wiecznego szczęścia.

Pierwotnie tekst ukazał się w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w lutym 2012 roku.

Podsumowanie roku 2013

Bloga założyliśmy pod koniec czerwca 2013 roku. Dzień trudno określić gdyż na początku były zmieniane wpisy, koncepcje, ustalany wygląd. Lipiec był miesiącem gdy blog działał już w pełni. Do końca roku czyli do 31 grudnia 2013 roku było 2667 wizyt oraz 7269 odsłon stron. Kraje z których były wejścia są na mapce.

alaitycs-2013-1

 

Poniżej pierwsza dziesiątka krajów oraz ilość wejść w roku 2013.

1.   Polska                      2 373
2.   Niemcy                          62
3.   Wielka Brytania             52
4.   Stany Zjednoczone       47
5.   Czechy                         13
6.   Norwegia                      12
7.   Kanada                          9
8.   Francja                          9
9.   Ukraina                          8
10. Irlandia                           6

 

W podziale na miasta ilość wizyt tak wygląda w pierwszej dziesiątce.

1.   Warszawa           1 403
2.   Kraków                123
3.   Wrocław             76
4.   Poznań                71
5.   Katowice             60
6.   Lublin                    57
7.   Grójec                  38
8.   Łódź                      32
9.   Gdańsk                32
10. Edynburg            26

 

Te  strony były najczęściej czytane:

1.   Strona główna         2 231
2.   Nasze-wycieczki        201
3.   Strona-rafal                138
4.   Kategoria rafal           110
5.   Strona-grazyny          105
6.   Ogród bajek                76
7.   Dojrzewanie w oczach antropologów     64
8.   Galeria Lewiczyn        63
9.   Galeria Nowe Miasto nad Pilicą               61
10. Czy żyjącym potrzebne są cmentarze? 54

Zaszufladkowano do kategorii Rafał

Dieta a zdrowie

Czytając niedawno jakiś artykuł o diecie byłem zaskoczony, że tak naprawdę to nie znamy zasad funkcjonowania naszego organizmu. Wielość diet pokazuje że, nie wiadomo tak do końca jaki wpływ na nasze zdrowie ma dieta.
Dla wielu z nas odkryciem jest że trzy białe proszki w dłuższym czasie niosą śmierć. Są to biały rafinowany cukier, biała mąką oraz sól. Każdy z nich spożywany w nadmiarze odkłada się w naszym organizmie i daje w efekcie choroby współczesności.
Okazuje się że, jest jeszcze ciekawiej. Dieta warzywno-owocowa, śródziemnomorska jest odpowiedzialna w równym stopniu co trzy białe proszki. Za uzasadnieni niech posłużą cytaty z obserwacji lekarzy prowadzących praktykę lekarską wśród ludów dalekich od współczesnego człowieka.

13 kwietnia 1913 roku Albert Schweitzer (po prawej), niemiecki lekarz, filozof i teolog, przybył do Lambaréné, małej afrykańskiej wioski, żeby założyć tam misyjny szpital. W pierwszych dziewięciu miesiącach swojej działalności przebadał ok. 2 tys. pacjentów i zauważył, że największym utrapieniem tubylczej ludności były choroby endemiczne, takie jak malaria, trąd, słoniowatość, czerwonka i świerzb. Dopiero 41 lat po swoim przyjeździe do Afryki, półtora roku po otrzymaniu Nagrody Nobla za działalność misyjną, Schweitzer natknął się na pierwszy wśród Afrykanów przypadek zapalenia wyrostka robaczkowego. Ale nie tylko choroby wyrostka robaczkowego były rzadkością wśród mieszkańców Afryki. „Po moim przyjeździe do Gabonu, byłem zdumiony tym, że nie spotkałem się z ani jednym przypadkiem choroby nowotworowej (…). Nie mogę oczywiście stwierdzić, że choroba ta wcale tam nie występowała, ale mogę powiedzieć, że jeśli się zdarzała, to musiała stanowić rzadkość”, pisał Schweitzer o początkowym okresie swojej aktywności w Afryce. Wraz z upływem czasu niemiecki lekarz odnotowywał systematyczny wzrost liczby przypadków raka pośród ludności afrykańskiej, co wiązał z tym, że tubylcy stopniowo przejmowali styl życia i odżywiania białych ludzi.
Podobnych obserwacji dokonał na odległym od Afryki wybrzeżu Labradoru Samuel Hutton, brytyjski lekarz, który na początku XX wieku prowadził misyjną praktykę lekarską wśród Eskimosów w mieście Nain. Podzielił on swoich tubylczych pacjentów na dwie grupy: jedni mieszkali w izolacji od osad Europejczyków i stosowali tradycyjną dietę, bogatą w mięso a ubogą w owoce i warzywa. Drudzy, mieszkający w Nain lub nieopodal innych osad przybyszów z Europy, przejęli osadniczy model żywienia bogaty w chleb, herbatniki, melasę trzcinową, solone ryby i wieprzowinę. W grupie odizolowanej od Europejczyków choroby były niezwykłą rzadkością. Po 11 latach misyjnej praktyki lekarskiej Hutton pisał, że najbardziej zaskoczył go brak wśród Eskimosów przypadków choroby nowotworowej: „Nie widziałem ani nie słyszałem o żadnym przypadku złośliwego guza u Eskimosa”, pisał lekarz. Nie spotkał się też z ani jednym przypadkiem astmy ani –podobnie jak Schweitzer – zapalenia wyrostka robaczkowego, z wyjątkiem jednego młodzieńca, który „stosował dietę osadniczą”. Z drugiej strony Hutton zauważył, że ci Eskimosi, którzy przejęli model odżywiania Europejczyków, chorowali na szkorbut, byli „mniej krzepcy”, „szybciej odczuwali zmęczenie a ich dzieci były mizerne i słabe”.

(…)

W latach 20-tych i 30-tych XX wieku zarówno Vilhjalmur Steffansson (po prawej) jak i Weston A. Price opisywali radykalne pogorszenie zdrowia wśród tych ludów, które przejmują „zachodnie” nawyki żywieniowe. Nowotwór zaczął być na przykład coraz częściej diagnozowany wśród tych tubylców, którzy podejmowali pracę w gospodarstwach lub fabrykach białych osadników. Przejmowali oni wtedy „zachodni” styl odżywiania a razem z nim dolegliwości białego człowieka.[1]

 

Dieta uboga w tłuszcze zwierzęce wbrew zaleceniom współczesnej mody nie jest zdrowa dla człowieka.

 

artykuł naukowy opublikowany w piśmie “European Journal of Internal Medicine” zatytułowany „Nutrition and Alzheimer’s disease: the detrimental role of a high carbohydrate diet” (pl. Odżywianie a choroba Alzheimera: szkodliwy wpływ diet wysokowęglowodanowych). Materiał ten porusza wiele aspektów powstawania i rozwoju choroby Alzheimera, jednak w kontekście odżywiania dwie kwestie mają, zdaniem Briffy, znaczenie kluczowe. Po pierwsze, mózg nie może funkcjonować prawidłowo bez cholesterolu i tłuszczu. Po drugie, dieta bogata w węglowodany może utrudniać pozyskiwanie przez ludzki mózg tych niezbędnych składników(…)
artykuł opublikowany w „European Journal of Internal Medicine” pokazuje, że zdemonizowane przez współczesną dietetykę tłuszcz i cholesterol mają zasadnicze znaczenie dla zdrowia ludzkiego mózgu. Chociaż mózg odpowiada jedynie za 2 % masy ludzkiego ciała, zawiera ok. 25% cholesterolu zgromadzonego w całym organizmie człowieka
..[2]

Brak cholesterolu dla mózgu człowieka to jak brak smaru dla samochodu. Mózg wyczerpuje się i na starość mamy problem z jego używaniem. Mamy przykłady, że dieta wegetariańska nie chroni przed rakiem – jest nim Małgorzata Braunek. Najlepszym lekarstwem na raka jest „utopienie” go w tłuszczu zwierzęcym.
Tu przypomina się wyśmiewana na wiele sposobów dieta Kwaśniewskiego. Też należałem do sceptyków co do jej skuteczności. Po zapoznaniu się z powyższymi materiałami i poznaniu osoby która taką dietą się odżywiała zaczynam traktować ją poważnie i smalec zaczyna być częstym gościem na naszym stole.

Warto dodać jeszcze jeden punkt widzenia:

Gdyby chcieć określić jedną konkretną datę, w której trwające od wczesnych lat 50-tych XX w. kontrowersje naukowe wokół wpływu odżywiania na zdrowie zostały rozstrzygnięte na korzyść teorii o szkodliwości tłuszczów nasyconych i pokarmów zwierzęcych (tzw. hipoteza tłuszczowo-cholesterolowa), należałoby wskazać piątek, 14 stycznia 1977 roku. Tego dnia senator George McGovern, ważny polityk Partii Demokratycznej, ogłosił publicznie dokument zatytułowany „Cele Żywieniowe dla Stanów Zjednoczonych” (ang. Dietary Goals for the United States). Tym samym rząd amerykański po raz pierwszy w historii USA oficjalnie włączył się w debatę naukową i stanął po jednej ze stron sporu, mówiąc Amerykanom, że jedząc mniej tłuszczu a więcej węglowodanów staną się zdrowsi. „Cele żywieniowe” na wiele lat ustanowiły nieprzekraczalne granice debaty naukowej: od tego momentu wszystkie teorie na temat przyczyn chorób serca i innych schorzeń, rozpatrywane i finansowane przez agendy rządowe oraz publicznie dotowane ośrodki badawcze, musiały uwzględniać hipotezę, że tłuszcze (szczególnie zwierzęce) są niezdrowe, a węglowodany są zdrowe. Teorie sprzeczne z tym założeniem zostały de facto zdelegalizowane i wypchnięte poza margines głównego nurtu debaty naukowej, mimo że na ich korzyść przemawiał dorobek naukowy wielu pokoleń badaczy. [3]

Jak widać politycy mają bardzo duży wpływ na naszą dietę z czego sobie nie zawsze zdajemy sprawę.
Jeszcze o wegetarianizmie czyli diecie bezmięsnej. Warto wiedzieć, że musi być wspomagana o witaminę D, gdyż jest jej zbyt mało przy takim sposobie odżywiania. Aby taka dieta była zdrowa musi być wspomagana dodatkowymi preparatami.


Nabywanie cnót

Jest też rzeczą nader pożyteczną nie zadowalać się posiadaniem posłuszeństwa, ubóstwa i innych cnót tylko w duchu; człowiek powinien się ćwiczyć przede wszystkim w uczynkach i owocach cnót, często poddając siebie próbom, a nadto pragnąć i pożądać, żeby go ćwiczyli i doświadczali inni. Bo nie wystarczy pełnić uczynki cnót, okazywać posłuszeństwo, cierpieć ochotnie ubóstwo i wzgardę albo inaczej jeszcze dawać dowody pokory i wyrzeczenia. Trzeba usilnie się o to starać i nigdy nie dawać za wygraną, aż się posiądzie cnotę w jej istocie i głębi. Po tym zaś można poznać, że ją mamy: kiedy mianowicie do niczego nie jesteśmy tak skłonni jak do cnoty, gdy pełnienie jej uczynków przychodzi nam łatwo i bez specjalnego przygotowania woli, gdy wszelkich i dobrych dzieł cnoty dokonuje się bez nadzwyczajnego wysiłku i tylko dla nich samych, z miłości do cnoty, z wykluczeniem wszelkiego „dlaczego” – wtedy dopiero mamy cnotę na sposób doskonały, nie wcześniej.

Księga boskich pocieszeń; Mistrz Eckhart

Watykan o Medjugorie

Dotychczas Stolica Apostolska za miarodajne uznaje stanowisko episkopatu byłej Jugosławii z 1991 r., w myśl którego nie można potwierdzić nadprzyrodzonego charakteru zjawisk zachodzących w Medjugorie. Mimo to, przybywający tam wierni powinni być otoczeni opieką duszpasterską. Do tamtejszego sanktuarium nie można organizować pielgrzymek oficjalnych do chwili, kiedy nie zostanie ono uznane za miejsce autentycznych objawień.

Nadal obowiązująca wykładnia Stolicy Apostolskiej zawarta jest w dwóch listach ówczesnego sekretarza Kongregacji Nauki Wiary, abp. Tarcisio Bertone.

W pierwszym, wystosowanym 23 marca 1996 r. do bp. Léon’a Taverdet’a z Langres podkreślono, że na podstawie dotychczasowych badań nie można stwierdzić nadprzyrodzonego charakteru objawień czy zjawisk zachodzących w Medjugorie. Mimo to wielu przybywających tam wiernych wymaga opieki duszpasterskiej biskupa i diecezji, a także innych biskupów, aby w Medjugorie rozwijano pobożność maryjną, zgodną z nauką Kościoła. Jako że nie jest to miejsce potwierdzonych objawień Matki Bożej, nie można organizować pielgrzymek oficjalnych na poziomie diecezjalnym ani też parafialnym. Byłoby to bowiem sprzeczne ze stanowiskiem miejscowego episkopatu.

W drugim liście, z 26 maja 1998 r. ówczesny sekretarz Kongregacji Nauki Wiary zaznacza, że pierwszą instancją badającą autentyczność objawień jest zawsze miejscowy episkopat, w tym wypadku Bośni i Hercegowiny. Podkreśla, że wolno organizować pielgrzymki prywatne, pod warunkiem, by nie uważać ich za uwiarygodnienie aktualnie zachodzących w Medjugorie wydarzeń. Wymagają one bowiem badań ze strony Kościoła.

Jak zaznaczył półtora roku temu emerytowany prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kard. José Saraiva Martins, nawrócenia i cuda nie są dostatecznym argumentem świadczącym o autentyczności objawień w Medjugorie. Ubolewał on też z powodu konfliktu osób propagujących Medjugorie z lokalnym biskupem. Zaznacza, iż Matka Boża nigdy nie zachęcałaby do nieposłuszeństwa względem hierarchy, nawet jeśli postępowałby on niesłusznie.

http://ekai.pl/wydarzenia/komentarze/x43018/brak-stanowiska-w-sprawie-medjugorie/

 

Obecnie nie organizuje się pielgrzymek tylko wyjazdy turystyczne i wtedy mogą być organizowane przez parafię i nie tylko. Są realizowane wyjazdy na międzynarodowe spotkania młodych organizowane w Medjugorie. Oficjalnie nie jest to pielgrzymka, oficjalnie jest to wyjazd na spotkanie młodych i można powiedzieć , że z objawieniami nie ma to nic wspólnego.  Organizowanie wyjazdów nawet na takie spotkania młodych jest uwiarygodnianiem kontrowersyjnych objawień. Jest to klasyczne podejście faryzejskie, gdy wiemy jakie są zakazy i trzymamy się tylko zapisu prawa. Nie przywiązujemy żadnej wagi do przesłania i wymowy i wymagań przepisów.

Potwierdzenie stanowiska Stolicy Apostolskiej za papieża Franciszka.

Stolica Apostolska przypomniała biskupom USA, że za miarodajne uznaje stanowisko episkopatu byłej Jugosławii z 1991 r., w myśl którego nie można potwierdzić nadprzyrodzonego charakteru zjawisk zachodzących w Medjugorie.(…)
Duchownym i wiernym świeckim nie wolno brać udziału w spotkaniach, konferencjach, czy uroczystościach publicznych podczas których autentyczność takich „objawień” traktowana byłaby jako pewna. Dlatego, aby uniknąć zgorszenia czy zamieszania, abp Müller prosi, aby biskupi byli w tej sprawie informowani jak najszybciej.

 

 

Bajka ósma – telefon

Kilka dni po wydarzeniu opisanym jako ślub, wieczorem Jej pocałunek zbudził się z leciutkiej drzemki, w którą zapadł, gdy jego Pani rozmawiała długo przez telefon. Słyszał, co prawda,  słowo ślub przewijające się w rozmowie ale nie było to już monstrum, kbukiet z makamitórego tak się obawiał kilka dni temu i zasnął sobie cichutko ukołysany głosem Pani. Zbudziła go cisza i brak tego głosu. Pani czytała maila. Zauważył dziwne wahanie po jego przeczytaniu. Pani zastanawiała się długo, aż wzięła telefon i zadzwoniła. Zaciekawiony Jej pocałunek wychylił się mocno, wspiął na Pani uszko i wtedy usłyszał! Głos Pana! Aż podskoczył-to oznaczało, że Jego pocałunek jest blisko. Cichutko zawołał, ale nie było odpowiedzi. Głos Pana napełniał ucho Pani głębokimi dźwiękami, odmieniał Jej głos. Jej pocałunek słyszał czułość i radość pojawiającą się w głosie Pani i narastającą z każdą chwilą rozmowy. Wyciągnął ręce na powitanie Jego pocałunku a ten niecnota nie zjawiał się. Co się stało? Dlaczego? Czy zrobił mu jakąś przykrość? Jeśli tak, to niechcący!
Jej pocałunek szalał z niepokoju. Usłyszał w pewnej chwili słowa Pana „do zobaczenia-wkrótce”. W głosie Pana było ciepło i czułość. I wtedy Jej pocałunek zrozumiał, że telefon pozwala słyszeć tylko głosy, druga osoba jest niewidzialna. Jest tylko słyszalna. Poznał też, że mimo to można sobie przekazać pewne sygnały, tak, jak to zrobił Jego pocałunek przemycając tę czułość w głosie Pana w słowach „do zobaczenia”. Uspokoił się, uśmiechnął, połaskotał Panią z miłością i poszedł spać.

Koniec

Koedukacja w szkole

Czy szkoła ma być koedukacyjna czy też zróżnicowana w systemie nauczania? Na początek określimy sobie czym jest szkoła. Jest to instytucja zajmująca się kształceniem oraz pomaganiem i wspieraniem w wychowaniu dzieci i młodych ludzi do życia w społeczeństwie i w Państwie. Jest to działalność usługowa i powinna być nastawiona na najlepsze realizowanie celu jaki ma postawiony.

Jakie są zalety wychowania zróżnicowanego? Odpowiedź będzie dotyczyła raczej cech tego nauczania. Przede wszystkim taka metoda nauczania obowiązywała do początków XX wieku. Przez tyle setek stuleci kształcono elity budujące państwa, technikę, architekturę w szkołach niekoedukacyjnych. Wiadomym jest, że rozwój dziewcząt przebiega inaczej niż chłopców. Chłopcy i dziewczynki inaczej odbierają bodźce słuchowe i wzrokowe, wyniki badań są potwierdzeniem tego ca sami nauczyciele zauważają w swojej pracy. Sposób rozmowy z dziewczętami powinien być spokojny i raczej cichy. Do chłopców trzeba zwracać się zdecydowanie i konkretnie. W szkołach koedukacyjnych jest oczekiwanie, że chłopcy będą zachowywali się jak grzeczne dziewczynki, że będą chodzić parami, mówić szeptem.

W szkole podstawowej daję się zauważyć, że chłopcy lepiej sobie radzą z przedmiotami ścisłymi. Dziewczynki szybko to zauważają i przestają się starać w tych przedmiotach. Na studiach te różnicę zanikają. W szkole zróżnicowanej nie takiego problemu. Chęć popisywania się przed płcią przeciwną jest częstym zjawiskiem w klasach koedukacyjnych. Badania prowadzone w wielu krajach pokazują, że szkoły niekoedukacyjne, zróżnicowane lepiej wywiązują się z powierzonych im zadań. Uczniowie lepiej są przygotowani, lepiej zdają zewnętrzne egzaminy.

Próbowałem znaleźć informację o zaletach kształcenia koedukacyjnego. Jedynym sensownym argumentem, jest że społeczeństwo jest koedukacyjne to i szkoła taka sama być powinna.

Kościół dla medycyny

Głodnych nakarmić,  med-2
Spragnionych napoić,
Nagich przyodziać,
Podróżnych w dom przyjąć,
Więźniów pocieszać,
Chorych nawiedzać
I umarłych pogrzebać.

Uczynki miłosierdzia względem ciała zapisane w nauczaniu Kościoła Katolickiego są fundamentem tworzenia dzieł pomocy biednym, opuszczonym, samotnym i chorym.

Opieka nad słabymi i chorymi pojawiała się w życiu człowieka od początków jego zorganizowanego życia. Działania instytucjonalne podejmowane w tym zakresie w starożytności zanikały często wraz ze śmiercią pomysłodawcy a powstałe instytucje upadały z powodu braku funduszy i dobrego prowadzenia.
Pierwsze założone przez Kościół szpitale powstały w drugiej połowie IV wieku w Azji Mniejszej z inicjatywy biskupa Cezarei Kapadockiej (obecnie Turcja) Bazylego Wielkiego. Szpitale zakładane w starożytności jak i w średniowieczu miały zupełnie inny charakter, cel i przeznaczenie niż znane nam dzisiaj. Według dzisiejszych pojęć pełniły funkcję zarówno domu pielgrzyma (hotelu) jak i ośrodka opiekuńczego oraz ośrodka zorganizowanej pomocy lekarskiej (szpital, przychodnia). Zajmowano się tam bezdomnymi, chorymi oraz podróżnymi. Opieka nad nimi wymagała często wiedzy medycznej a prawie zawsze pomocy z zakresu pielęgniarstwa. Określenie szpital pochodzi od łacińskiego słowa hospicjum, które znaczy gościna, gościnność.
W XII wieku zaczęły pojawiać się w Europie, również i na ziemiach polskich hospicja-ówczesne szpitale. Posiadamy informacje z roku 1108 z Wrocławia (kościół NMP) oraz z roku 1152 roku z Jędrzejowa (cystersi) o istnieniu takich placówek. Koniec XII wieku i wiek XIII to rozpowszechnienie się ruchu pielgrzymkowego a co za tym idzie powstawanie domów gościnnych przy klasztorach i opactwach. Pracujący w nich zakonnicy wykorzystywali swoją wiedzę z zakresu zielarstwa i medycyny w leczeniu podróżnych, przekazywali tę wiedzę następcom i uprawiali przy klasztorach rośliny lecznicze (receptura popularnego Amolu pochodzi od karmelitów i sięga XVI wieku).
Zwiększenie liczebności miast powoduje konieczność powołania instytucji zajmujących się bezdomnymi, wdowami, opuszczonymi i chorymi. Jednym z pierwszych był Zakon Świętego Ducha założony w roku 1195 we Francji jako Bractwo Szpitalników. Na ziemie polskie zostali sprowadzeni w roku 1221 do Prądnika pod Krakowem. W wielu miastach zakładali oni i organizowali placówki szpitalne, które przyjmowały wszystkich potrzebujących pomocy bez względu na płeć, pochodzenie społeczne, zawód czy wyznanie. „Duchacy” raz w tygodniu – zgodnie z nakazami swojej reguły – poszukiwali chorych i ubogich po wsiach i ulicach miast i sprowadzali ich do prowadzonych przez siebie domów Świętego Ducha. Przyjmowali bezpłatnie do szpitali porzucone sieroty, ciężarne kobiety a jeśli brakło miejsca w szpitalu, pielęgnowali chorych również w domach. Szczególną opieką otaczali dzieci, zwłaszcza nieślubne, znalezione, porzucone w przeznaczonym na to miejscu przed bramą szpitala, dostępnym o każdej porze i zapewniającym całkowitą dyskrecję osobie pozostawiającej dziecko. Współcześnie reaktywowano te rozwiązania pod nazwą „Okna życia”. W wielu miastach istnieją do dnia dzisiejszego szpitale pod wezwaniem Świętego Ducha. Mają one swoje początki często w średniowieczu i były założone przez Zakon Świętego Ducha zwany popularnie „Duchaczami” (Warszawa, Płock, Kraków, Kalisz).

med-3 W połowie XVI wieku powstaje w Hiszpanii Zakon Szpitalny św. Jana Bożego czyli zakon Braci Miłosierdzia, który już na początku XVII wieku zostaje sprowadzony do Polski do Krakowa. W niedługim czasie powstają następne ich domy: Zebrzydowice 1611, Wilno 1635, Warszawa 1649, Spisz 1650, Lwów 1659 i późniejsze Łódź, Katowice, Wrocław, Zakopane, Iwonicz, Prudnik, Legnica, Cieszyn, Ząbkowice Śląskie.
Zakonnicy starają się jak najlepiej realizować zawołanie swojego założyciela św. Jana Bożego „Bracia, czyńcie dobro” a tak szybki rozwój prowadzonych przez nich dzieł był efektem ich gorliwości i poświęcenia służbie chorym i potrzebującym i ich biegłości w sztuce medycznej, jak i pielęgnowaniu chorych oraz stosowaniu nowoczesnych metod leczenia. W Polsce nazywamy ich Bonifratrami od boni fratres – dobrzy bracia. Szpitale i przychodnie prowadzone przez bonifratrów cieszą się do dnia dzisiejszego dużym szacunkiem i zaufaniem i są oblegane przez chorych.
W roku 1773 powołano Komisję Edukacji Narodowej, natomiast już 2 lata później w roku 1775 powołano Komisję nad szpitalami. Zajmowała się ona zakładaniem szpitali, przytułków, domów starców, reformą służby zdrowia, powoływaniem lekarzy, aptekarzy, organizowaniem pomocy dla inwalidów, zwalczaniem żebractwa, zapobieganiem epidemiom i sprawami dobroczynności. Planowano w każdym województwie utworzyć przynajmniej jeden szpital generalny, który miałby przyjmować osoby niezdolne do pracy, sieroty, kobiety ciężarne i chorych. (za wikipedią). Było to pierwsze w Polsce ministerstwo zdrowia.
W XIX wieku szpitale były zakładane przez zakony jak również miasta. Lekarze byli coraz częściej osobami świeckimi, natomiast obsługa pielęgniarska realizowana była wyłącznie przez zgromadzenia zakonne. Do dnia dzisiejszego do pielęgniarek zwracamy się per siostro (dopiero pod koniec XIX wieku powstają świeckie szkoły pielęgniarskie).
Przez cały okres PRL obowiązywał zakaz zatrudniania sióstr zakonnych w szpitalach i przychodniach i dopiero po 1989 roku mogły one powrócić do szpitali do opieki nad chorymi. Po latach nieobecności odbudowanie dzieł szpitalnych i pielęgniarskich nie jest prostym zadaniem.
Ramy tego tekstu nie pozwalają na szczegółowe i szerokie przedstawienie wkładu Kościoła w rozwój medycyny i opieki medycznej. Podane przykłady wskazują, że to Kościół katolicki jest budowniczym instytucji szpitala, przychodni, aptek, domów opieki, hospicjów i hoteli.

PIERWOTNIE TEKST  ZOSTAŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM W LUTYM 2012 ROKU.

 

Następny temat – Nauka