Stanowczość w wychowaniu

Należy wychowywać dzieci w pewnym rygorze i trzeba umieć poskramiać tę naturę, która zawsze przejawia skłonność do realizacji swoich upodobań, zamiast wypełniać obowiązki. W drobnych sprawach dnia codziennego można ocenić, do jakiego stopnia dziecko panuje nad sobą. Z drugiej strony, w wychowaniu też nie chodzi o to, żeby zrobić z dziecka ascetę czy spartanina, i nie w tym rzecz, żeby tresować dzieci jak zwierzęta. Otóż trzeba postępować w taki sposób, aby pomóc im należeć do Pana Jezusa, co pozwoli im powiedzieć Bogu „tak”, kiedy ich o coś poprosi, o jakieś wyrzeczenie, bo będą przyzwyczajone do okazywania Mu uległości.

Niestety zbyt często współczesne wychowanie jest godne pożałowania. Zaczęto przyzwyczajać dzieci do postaw egoistycznych, ponieważ rodzice za bardzo oddają się im na służbę i nie przyzwyczajają ich do poświęceń, nie zachęcają wystarczająco do myślenia o rodzeństwie, do myślenia o innych. Rodzice dzieciom pobłażają, są u nich na służbie, wypytują o to, czego pragną. Dziecko chce jeść, dostaje jeść. Chce pić dostaje pić. Chce wyjść na spacer, rodzice z nim wychodzą. Bez przerwy im usługują. Takie wychowanie jest absolutnie godne pożałowania. Rodzicom nie przychodzi do głowy, żeby dziecku powiedzieć: „Zrezygnuj z tego, powinieneś sobie tego odmówić”. Jeśli tylko dziecko czegoś chce, od razu to dostaje. Dzieci wychowane w ten sposób mają w życiu dorosłym wielkie problemy z myśleniem o innych ludziach, którzy są wokół nich. Myślą tylko o sobie. Nie przyjdzie im do głowy, żeby zająć się sąsiadem, kiedy na przykład jest chory, ponieważ nie nauczono ich myślenia o innych, zanim pomyślą o sobie. Dlatego dzisiaj tak wielu młodych ludzi ma poważne problemy z poświęceniem się dla innych. Nie nauczono ich odmawiania sobie czegokolwiek.

Rodzice powinni trzymać w ryzach swoje dzieci już w wieku dwóch, trzech, czterech pięciu lat. Jako chrześcijanie muszą oni wiedzieć, że ich dzieci są zranione. Noszą w sobie rany, jak każdy człowiek, pozostawione przez grzech pierworodny, tak że od razu widać kiełkujące w nich wady, egoizm, słabość.

A zatem rodzie nie powinni pobłażać wadom swoich dzieci. Nie powinni sprzyjać ich zachciankom, egoizmowi, pierwszym przejawom pychy. Nie powinni mówić o taki dziecku na przykład w ten oto sposób: „Och, jaki on zabawny, popatrzcie tylko, jaki żywy, jaki dziarski”. Tak, dziarski, bo nosi w sobie pierwsze oznaki pychy. Niedługo powiedzą, że to zaleta. Pobłażacie dziecku, pobłażacie tej wadzie, a później jego pycha stanie się jeszcze większa. Nie mówcie o nim: „Ach! ten malutki, będzie z niego rozrabiaka, zobaczycie”. Tak, piękny rozrabiaka! Być może jeszcze będziecie płakać z jego powodu, kiedy utrwali swoje złe przyzwyczajenia i złe skłonności. Należy kochać w swych dzieciach to, co pochodzi od Boga, a nie od diabła, nie od grzechu, nie to, w czym przejawiają się ich złe skłonności.

 

Życie duchowe; abp Marcel Lefebvre; Wyd. Te Deum Warszawa 2020

 

Znacząca cecha samozakłamania

Istnieje jeszcze jedna cecha samozakłamania, którą da się wyprowadzić z obserwacji wszystkich pozostałych. Otóż samozakłamanie wyróżnia się szczególnym antagonizmem wobec Boga. Bóg prawda absolutna – samozakłamanie to najpodlejszy fałsz. Bóg to prostota – samozakłamanie to myląca zawiłość. Bóg to światło – samozakłamanie to ciemność. Bóg to przebaczenie – samozakłamanie to brak litości. Ono przynależy do nas jako do stworzeń nie przemienionych jeszcze na obraz Boga. Ono stanowi wielce skomplikowany skutek grzechu. Samozakłamanie działa przeciw Bogu – pod ziemią i nad nią, w każdej duszy, na każdym kroku. Ono sprawia, że natura może skazić łaskę. Ono poucza grzech, jak uniknąć pokuty. Jego praca apostolska polega na odciąganiu nas od doskonałości. Skręca ono fałszywie ster naszego życia, by naszą łódź osadzić na skałach lub na piachu. Jest ono niemal zawsze źródłem zbaczania w życiu z właściwego kierunku, jemu więc w niemałym stopniu można przypisać winę za tragiczny los życiowych rozbitków.

Samozakłamanie zrywa świeże pąki z krzewu Bożej chwały, bo jego samego ukraść nie może.

Co więcej, jest ono naszym wrogiem wewnętrznym, którego za naszego życia nigdy nie zdołamy uśmiercić, a którego – pośród wszelkich innych prób – mamy trzymać w ciężkiej i dokuczliwej niewoli. Samozakłamanie żywi się wszystkim. Trucizna jest mu odżywką. Umartwienia je umacniają. Tuczy się na modlitwie. Tryska zdrowiem i zadowoleniem dzięki sakramentom. Istnieje jeden jedyny sposób, w jaki można sobie z nim poradzić – można wziąć je głodem. Kłopot tylko na tym, że głodząc samozakłamanie, zagłodzimy na śmierć także własne dusze. Równie dobrze możemy tęsknić za dziecięcą prostotą i najwyższą prawdą. Bóg jest prawdą, a każdy człowiek – kłamcą. Mimo wszystko istnieje nadzieja pocieszenia. Oto bowiem jeszcze jedna cecha samozakłamania: wyliczyliśmy ich tu już piętnaście, ta będzie szesnasta. Otóż polega ona na tym, że istnieje jedna, jedyna rzecz, do której – jak się wydaje – samozakłamanie prawie zupełnie nie pasuje i nie może przywrzeć, a jeśli nawet to robi, zostaje dogłębnie osłabione. Rzeczą tą jest wytrwały żal za grzechy, cudowna łaska skruchy.

 

 

O samozakłamaniu; Frederick Wiliam Faber; Warszawa 2016

 

Wolność nauczania?

Jedną z trzech nowoczesnych swobód potępionych przez papieży jest wolność nauczania. Oburzajcie się teraz, naiwne dusze, wyzwolone umysły, które nie znacie samych siebie, z mózgi macie wyprane przez dwa stulecia kultury liberalnej!

Tak! Przyznajcie, że nie jesteście w stanie wznieść się ponad to, że zupełnie tego nie rozumiecie: papieże potępiają wolność nauczania! Co za zaskoczenie! Co za skandal! Oto papież – i to jaki papież? Leon XIII, którego niektórzy nazywają liberałem – potępiał świętą i nietykalną wolność nauczania! Jak więc obronimy nasze katolickie szkoły, albo raczej nasze wolne szkoły, bo nazwa „szkoły katolickie” pachnie sekciarstwem, ma posmak wojny religijnej, ma zbyt wyznaniowy odcień, którego lepiej nie przypominać w czasach, gdy wszyscy w naszym szeregu trzymają swe sztandary schowane głęboko w kieszeni?

Zadziwię was, pomijając milczeniem delikatne i słodkie cnoty liberalizmu, które ścigają się ze sobą w hipokryzji. Głupota, tchórzostwo i zdrada podają sobie ręce, by zgodnym chórem zaśpiewać, jak w czerwcu 1984 r. na ulicach Paryża, Pieśń wolnej szkoły:

Wolności, wolności, tyś jedyną prawdą!

Oznacza to po prostu: „Chcemy od was jedynie wolności, choćby odrobinę wolności dla naszych szkół; wtedy nie będziemy krytykować wolności laickiego i obowiązkowego nauczania, ani wolności quasi-monopolu szkoły marksistowskiej i freudowskiej. Możecie spokojnie dalej wykorzeniać Jezusa Chrystusa, oczerniać naszą ojczyznę i brukać naszą historię w umysłach i sercach 80% dzieci. My zaś ze swej strony tym 20%, które nam pozostawiono, będziemy zachwalać dobrodziejstwo tolerancji i pluralizmu, będziemy krytykować błędy fanatyzmu i zabobonu, krótko mówiąc, damy im zakosztować uroków jedynej wolności”.

Pozostawiam papieżom wykazanie fałszu tej nowej wolności i pułpki, jaką stanowi ona dla prawdziwych obrońców katolickiej edukacji.

 

Fałszywy charakter nowej wolności

Najpierw pokażemy jej fałszywy charakter:

                Nie inaczej sądzić należy o tak zwanej wolności nauczania. Ponieważ nie ulega wątpliwości, że tylko sama prawda wnikać powinna w dusze, gdyż na niej opiera się dobro i cel, i doskonałość rozumnych istot, przeto nauka nie powinna niczego innego podawać, tylko prawdę: i to tak nieumiejętnym, jak wykształconym, a to dlatego, aby jednym przynosiła znajomość prawdy, a w drugich ją umacniała. Z tej przyczyny wszyscy nauczający mają ścisły obowiązek wyrywać z umysłów błąd, a złudnym opiniom pewnymi zaporami przegradzać drogę. Jasne jest więc, że ta wolność, o której mówimy, o ile przywłaszcza sobie swobodą nauczania czegokolwiek, bądź wedle swego zapatrywania, popada w jaskrawą sprzeczność z rozumem i zrodziła się dla wywołania zupełnego przewrotu w umysłach. Władza publiczna, szanując swój obowiązek, nie może dopuścić w społeczeństwie do takiej swawoli. Tym bardziej zaś, że powaga nauczycieli ma wielkie znaczenie dla słuchaczy; a czy to, co nauczający wykłada, jest prawdziwe, rzadko tylko osądzić może uczeń sam z siebie. Dlatego też i tę wolność, jeśli ma być godziwa, trzeba otoczyć pewnymi granicami, by sztuka i edukacja nie zamieniały się bezkarnie w narzędzia zepsucia. (Leon XIII, encyklika Libertas).

 

Zapamiętajmy dobrze słowa papieża: władze państwowe nie mogą w szkołach zwanych publicznymi przyznawać wolności nauczania Marksa i Freuda, albo co gorsza swobody nauczania, że wszystkie opinie i wszystkie doktryny są tak samo wartościowe, że żadna z nich nie może posiadać prawdy na wyłączność i że wszystkie muszą się wzajemnie tolerować. Jest to najgorsze zepsucie umysłu – relatywizm.

 

Pułapka nowej wolności

Przejdźmy teraz do pułapki zastawionej w tej wolności nauczania. Dla katolika polega na zwróceniu się do państwa ze słowami: „Prosimy tylko o wolność”. Innymi słowy: „Wolna szkoła w wolnym państwie”. Albo też: „W waszych laickich szkołach przyznajecie wolność Marksowi i Freudowi, więc przyznajcie również wolność Jezusowi Chrystusowi w naszych wolnych szkołach!” Takie pozostawianie samowoli państwa troski o określenie minimum waszego chrześcijańskiego programu edukacji, który byłby do zaakceptowania w zlaicyzowanym społeczeństwie, aby następnie posłusznie mu się podporządkować – to pułapka. Mógłby to być argument ad hominem, dopuszczalny w pewnych okolicznościach wobec władzy stosującej brutalne prześladowania. Ale w obliczu władzy liberalno-masońskiej, która rządzi obecnie w krajach Zachodu, a zwłaszcza we Francji, czy w kraju, w którym pokłady chrześcijaństwa nie zostały jeszcze unicestwione, to tchórzostwo i zdrada. Katolicy! Śmiało pokażcie waszą siłę! Manifestujcie poparcie dla praw publicznych Jezusa Chrystusa do panowania nad duszami, które odkupił swą własną krwią! Brońcie odważnie pełnej wolności nauczania, która przysługuje Kościołowi na mocy jego boskiego posłannictwa! Domagajcie się pełnej wolności rodziców do katolickiego wychowania i wykształcenia swych dzieci, na podstawie ich roli jako pierwszych, rodzonych wychowanków! Takie jest nauczanie Piusa XI w poświęconej edukacji encyklice Divini illius z 32 grudnia 1929 roku.:

                Zatem podwójna jest funkcja władzy państwowej: ochraniać i popierać rodzinę i jednostki, a nie pochłaniać je, lub zajmować ich miejsce. Stąd w zakresie wychowania państwo ma prawo, albo, żeby lepiej się wyrazić, ma obowiązek ochraniać swoimi ustawami wcześniejsze prawo rodziny do chrześcijańskiego wychowania dzieci, jak już je wyżej opisaliśmy; a wskutek tego, szanować nadprzyrodzone prawo Kościoła do chrześcijańskiego wychowania.

 

Z kolei w swej encyklice Non abbiamo bisogno z 29 czerwca 1931 r. przeciw faszyzmowi, który dławił katolickie stowarzyszenia młodzieży, ten sam Pius XI zawarł piękne słowa, które odnoszą się do pełnej wolności nauczania, do której mają prawo tak Kościół jak i same dusze:

                (…) święte i nienaruszalne prawa duszy i prawa Kościoła. Idzie o prawo dusz do pozyskiwania największego dobra duchowego pod przewodnictwem i pod kształcącą działalnością Kościoła, jedynego przez Boga ustanowionego mandatariusza tego nadprzyrodzonego porządku, gruntowego przez krew Boga Odkupiciela, który jest niezbędny i obowiązkowy dla wszystkich dla udziału w Bożym odkupieniu. Idzie o prawo tak ukształtowania dusz do uczynienia uczestnikami skarbów odkupienia innych dusz przez współpracę przy działalności apostolatu hierarchicznego [Pius XI ma tu na myśli Akcję Katolicką].

Otóż rozważając to podwójne prawo dusz, powiemy, iż czujemy się szczęśliwi i dumni, prowadząc słuszną walkę o wolność sumień, ale nie[jak niektórzy mogliby uznać przez nieuwagę] o wolność sumienia w znaczeniu zbyt często nadużywanego dwuznacznika na określenie absolutnej niezależności sumienia, co byłoby absurdem duszy przez Boga stworzonej i odkupionej […].

Idzie poza tym o równie nienaruszalne prawo Kościoła do wypełniania misji, powierzonej mu przez Boskiego Założyciela, niesienia duszom, wszystkim duszom, tych wszystkich skarbów prawdy i dobra, doktrynalnych i praktycznych, jakie On sam przyniósł światu: „Idąc tedy, nauczajcie wszystkie narody […] nauczając je zachowywać wszystko, cokolwiek wam przykazałem”(Mt 28, 19-20).

 

Jakie miejsce doktryna Kościoła przewiduje dla państwa w nauczaniu i edukacji? Odpowiedź jest prosta: pomijając pewne szkoły mające służyć przygotowaniu służby publicznej, takie jak szkoły wojskowe na przykład, państwo nie może być ani nauczycielem ani wychowawcą. Zgodnie z zasadą subsydiarności, na którą powołuje się Pius XI, rola państwa ma polegać na wspieraniu zakładania wolnych szkół przez rodziców i przez Kościół, a nie na ich zastępowaniu. Istnienie szkoły państwowej, zdobyczy „wielkiej narodowej służby oświatowej”, nawet jeśli nie jest laicka i nie domaga się monopolu edukacyjnego, jest z zasady sprzeczne z doktryną Kościoła.

 

oni Jego zdetronizowali, abp Marcel Lefebvre

 

Ściąganie w nauce

Ściąganie w procesie nauczania jest rzeczą bardzo częstą. Jakie są skutki ściągania oprócz tych podanych w zalinkowanej stronie? Efektem ściągania przez uczniów i studentów jest brak wiary w posiadaną wiedzę. Często dochodzi do przekonania, że jeśli odpowiedź na pytanie sprawdzę z tym co mam na ściągawce, to jestem pewien, że udzieliłem prawidłowej odpowiedzi. Jestem pewien, że jest to prawda. Prowadzi to w życiu już dorosłym, do sytuacji, że dopiero weryfikacja przez kogoś z zewnątrz mojego zdania utwierdza mnie w nim. Prowadzi to do braku swobodnego, niezależnego myślenia, do nieumiejętności wyciągania wniosków z dostępnych informacji.
Niestety widać to wśród całej kadry naukowej. Jest dosłownie paru naukowców, którzy myślą niezależnie i jako naukowcy nie boją się zaprezentować swojego zdania na forum publicznym. Cała reszta nie chcę się „wychylać”, woli iść za większością, nie ma podejścia krytycznego do zastanych autorytetów i obiegowych(jak i narzucanych) opinii. Widząc nawet błędy nie chcą o nich mówić, nie chcą ich potępiać, nie dążą do prawdy, do weryfikacji w imię powiększania wiedzy o świecie i społeczeństwie.
Zezwolenie, jak i brak zdecydowanego wyeliminowania ściągania w szkole i na uczelniach przyczynia się do tego, że elity nasze są miałkie, bez charakteru, uległe, brak im wytrwałości w dążeniu do celu oraz podejścia, iż każdy środek jest dobry jeśli prowadzi do celu. To również pokazuje uczniom i studentom, że działania niezgodne z prawem (ściąganie) może przynieść spory zysk(zaliczenie egzaminu), jeśli nauczyciel/wykładowca nie zauważy. A nawet jeśli zauważy, to ewentualna kara jest do przyjęcia wobec zysku. Uczymy takiej postawy osoby mające być naszymi elitami, przyszłych nauczycieli, przyszłych naukowców i profesorów.

Salome XXI wieku

Najbardziej znana Salome, to ta opisana w Nowym Testamencie – była córką Herodiady, żony króla Galilei i Perery, Heroda Antypasa. Matka jej bardzo chciała uciszyć św. Jana Chrzciciela, który głośno i publiczne piętnował związek Herodiady z królem. Nie mogąc nakłonić męża do pozbycia się proroka, spowodowała, że na uczcie wydanej przez króla, zatańczyła Salome. Król oczarowany jej tańcem obiecał spełnić jej życzenia. Za podpowiedzią matki poprosiła o głowę proroka Jana Chrzciciela. I dostała ją na złotej tacy.

Kim jawi się w tej przypowieści Salome? To tylko dziecko, które tak naprawdę nie zdawało sobie sprawy z toczących się wokół niej zdarzeń. Zaufała dorosłym, a w tym przypadku swojej matce. Została potraktowana przedmiotowo. Została wykorzystana, przez rodzoną matkę, do walki politycznej. Do zmuszenia władcy by dokonał rzeczy, co do której nie był przekonany i miał świadomość, że nie jest to działanie za które poddani będą go chwalić. Salome zaś była zadowolona, że mogła spełnić życzenie swojej matki – nie patrząc na to, że dokonało się to przez śmierć człowieka, a w tym przypadku proroka.

W naszych czasach pojawiły się również sytuację, że dzieci są wykorzystywanych przez dorosłych do osiągnięcia jakichś celów – czy to politycznych czy też ideowych. Za tymi dziećmi również stoją ich rodzice czy też opiekunowie. Mają oni również zaufanie tychże dzieci i tak naprawdę traktują je przedmiotowo. Jeśli nastolatek wypowiada się na tematy, co do których naukowcy (którzy kończyli nie jedną uczelnię) nie mają wyrobionego zdania, to od razu rodzi się pytanie – kto podpowiada takiej młodej osobie, kto nią kieruje? Młodym ludziom wydaje się, że już uczestniczą w życiu dorosły, wydaje się im, że już zmieniają świat. A tak naprawdę są tylko narzędziem w innych rękach, są manipulowani przez dorosłych.

 

 

Szkoła Ziemi Mazowieckiej

Skutkiem rewolucji 1905 roku w Rosji i Królestwie Polskim było zelżenie ucisku aparatu carskiego. Powstała możliwość zakładania polskich instytucji oraz organizacji społecznych. Wśród wielu inicjatyw powstaje w Warszawie gimnazjum męskie pod nazwą „Szkoła Ziemi Mazowieckiej”. Organem prowadzącym było Towarzystwo Szkoły Mazowieckiej. Wśród założycieli byli m.in.: Mieczysław Marszewski, projektant i budowniczy mostu Poniatowskiego w Warszawie (zamieszkały w Pilaszkowie), Kazimierz Kujawski późniejszy poseł na Sejm w latach 1922-1927, dyrektor szkoły do 1925 roku.

SZM

Budynek Szkoły Ziemi Mazowieckiej przed 1915 r.

Szkoła została założona jako ośmioklasowe gimnazjum męskie o profilu filologicznym z dodatkowymi zajęciami praktycznymi. Przed wybuchem wojny Towarzystwo miało pod swoją opieką liceum i gimnazjum. Początkowo szkoła mieściła się przy ul Hożej 27, od roku 1908 przeniosła się do budynku przy ulicy Klonowej 16 w Warszawie należącym do Towarzystwa Szkoły Mazowieckiej. Towarzystwo było organem prowadzącym szkołę i odpowiadało za jej utrzymanie. Zachowały się sprawozdania Zarządu Towarzystwa za lata szkolne: 1916/17, 1927/28 oraz 1937/38. Sprawozdania obejmują działania w danym roku szkolnym, podana jest lista nauczycieli jak i nazwiska uczniów kończących szkołę. Ujęte są przeprowadzone remonty, zakupy pomocy dydaktycznych jak również rozliczenie prac z lat poprzednich. W sprawozdaniach podano wielkości wpływów finansowych oraz kosztów.

Wychowanie patriotyczne stało na wysokim poziomie, a absolwenci szkoły dali dowody patriotycznej postawy i ofiarności w czasie wojny, okupacji i powstania warszawskiego. Przy szkole założona została drużyna harcerska 21 WDH im. Gen. Prądzyńskiego. Do członków tej drużyny należeli m.in. Jan Rodowicz – Anoda, Andrzej Romocki – Moro, Stefan Mirowski – Bolek, Stanisław Jankowski –Agaton. To młodzi bohaterowie Powstania Warszawskiego. Wielu innych absolwentów szkoły zginęło w powstaniu w bardzo młodym wieku jak 19. letni poeta Jan Romocki – Bonawentura.

Czytając te sprawozdania daje się zauważyć, że najczęściej członkami Towarzystwa byli rodzice uczniów uczęszczających do szkoły.

Dnia 22 maja 1928 roku odbyła się uroczystość poświęcenia sztandaru szkolnego wg projektu prof. Dzierzbickiego. Poświęcenia dokonał nuncjusz apostolski ks. abp Francesco Marmaggi, a wśród obecnych był przedstawiciel ówczesnego ministerstwa oświaty oraz warszawskiego kuratorium oświaty.

Oprócz drużyny harcerskiej były również inne możliwości działania. Działało kółko klasyczne w dwóch sekcjach: języka greckiego i łaciny. Kółko historyczne pod kierunkiem prof. Aleksandra Jarzębskiego założone zostało w 1936 roku i w roku szkolnym 1937/38 liczyło 14 członków. Działało kółko matematyczne oraz koło sportowe i krajoznawcze. Prężnie działało również koło Sodalicji Mariańskiej, w roku szkolnym odbyło się 14 wspólnych nabożeństw oraz 10 zebrań, na których omawiano przygotowane referaty.

Wśród rodziców działała sekcja kapliczkowa pod przewodnictwem księdza Prefekta, której zadaniem było dbanie o należyty porządek w kaplicy szkolnej. Sekcja ta urządzała tradycyjny opłatek dla uczniów i rodziców.

Sekcja śniadaniowa prowadziła bufet w szkole gdzie wydawano przeciętnie 180 śniadań miesięcznie w tym 14 bezpłatnych dla niezamożnych uczniów. Dochód przeznaczony był na pomoc finansową dla potrzebującej młodzieży.

Sekcja kapliczkowa była częścią Koła Opieki Rodzicielskiej; sekcja samokształceniowa zorganizowała 2 odczyty dotyczące wychowania szkolnego. Sekcja dochodów niestałych zorganizowała dancing dla kadry nauczycielskiej oraz rodziców w hotelu Bristol skąd dochód przeznaczono na działanie Koła.

W roku 1928 Zarząd Towarzystwa mając upoważnienie Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenia Członków zakupił od właściciela majątku Walewice pod Górą Kalwarią przeszło 4 morgi ziemi. Planowano budowę letniska dla kolonii szkolnych oraz uzdrowiska dla rekonwalescentów.

Czytając sprawozdania widać w nich troskę oraz zaangażowanie nie tylko rodziców w wykształcenie dzieci oraz młodzieży. Przykładano do tego wielką wagę i poświęcano wiele wysiłku i środków. Prawie w każdej dziedzinie życia mogliśmy spotkać absolwentów tej szkoły. Po wojnie szkoła nie została reaktywowana, w jej budynku mieści się obecnie liceum i gimnazjum im. N. Żmichowskiej.

Wśród absolwentów Szkoły byli znani inżynierowie, ludzie sztuki i nauki. Stanisław Żaryn absolwent Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej, odbudowywał Warszawę z ruin powojennych; Kazimierz Rudzki, znany aktor grał jedną z głównych ról w serialu „Wojna domowa”; O. Marcin Chrostowski, dominikanin, doktor inżynier, kapelan w 1 Dywizji Pancernej Gen. Maczka; Jacek Karpiński w 1969 roku zaprojektował modularny minikomputer K-202; dr Tadeusz Faryna wybitny lekarz chirurgii dziecięcej; Bohdan Arct, – polski pilot myśliwski II wojny światowej w Anglii, pisarz, autor książek wspomnieniowych i o tematyce batalistycznej.

Szkoła Ziemi Mazowieckiej do dziś pozostaje przykładem właściwego podejścia do procesu edukacji dzieci i młodzieży. Zakłada autentyczne zaangażowanie w ten proces rodziców, nauczycieli i dyrekcji, władz oświatowych i organu założycielskiego szkoły. Realizowany proces edukacyjny polegał nie tylko na przekazywaniu wiedzy i informacji ale kształtowaniu postawy życiowej według nauczanych wartości.

 

PIERWOTNIE TEKST BYŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM WE WRZEŚNIU 2015 ROKU.

 

Pełniejsza lista członków Towarzystwa Ziemi Mazowieckiej, nauczycieli i absolwentów Szkoły Ziemi Mazowieckiej.

Św. Józef Kalasanty

Św. Józef Kalasanty urodził się 11 września 1556 lub 1557 roku w hiszpańskiej Aragonii. Pochodził ze szlachetnego rodu panów na Calasanz. Uczył się w mieście Estadila i Lerida oraz w Walencji. Święcenia kapłańskie przyjął w grudniu 1583 roku i został sekretarzem biskupa Kacpra de la Figuera. J.kalasantyW roku 1592 udaje się z pielgrzymką do Rzymu. Na Zatybrzu, jednej z dzielnic Rzymu spotkał się z biedotą i dziećmi zepchniętymi na margines społeczeństwa, pozbawionymi jakiejkolwiek formy kształcenia, analfabetami bez szans na lepsze perspektywy życiowe w dorosłym życiu. Postanowił zająć się ich edukacją. W 1597 roku zakłada pierwszą w Europie szkołę publiczną, gdzie za naukę nie jest pobierana opłata. Do szkoły tej chodzą dzieci zarówno biedne jak i rodzin dobrze sytuowanych. W roku 1617 Józef Kalasancjusz wraz ze współpracownikami zakłada wspólnotę zakonną do prowadzenia rozrastającego się dzieła, pod nazwą Zakon Kleryków Regularnych Ubogich Matki Bożej od Szkół Pobożnych. Powszechna nazwa zakonu pijarzy pochodzi od słowa „pius” czyli pobożny.

Podstawowym celem szkoły było dobre wychowanie oraz przygotowanie do życia dorosłego. Hasłem szkół pijarskich było „Pietas et Litterae” czyli „Pobożność i nauka”.

Dzieło Kalasantego było nowatorskie na tamte czasy. Nie było żadnej instytucji przeznaczonej do nauczania dzieci czy młodzieży. Idea powszechnego nauczania jest zasługą św. Kalasantego. Wymagał on aby nauczanie odbywało się nie tylko słownie ale również całą postawą nauczyciela: „Bieda tobie, który pouczasz innych słowami, a gorszysz przykładem”. Zadaniem szkoły pijarskiej było wychowanie dzieci zarówno w pobożności chrześcijańskiej, jak i w ludzkiej wiedzy, przeprowadzenie przez to reformy społeczności chrześcijańskiej oraz szczęście doczesne i wieczne człowieka.

Założenia, jakimi kieruje się szkoła pijarska, wynikają z tradycji i fundamentalnych idei pedagogiki pijarskiej. W skrócie przedstawiają się one następująco:

  • rozumienie Ewangelii jako normy podstawowej i punktu odniesienia dla całego procesu edukacyjnego;J.kalasanty-2
  • chrześcijańska wizja człowieka;
  • koncepcja integralnego nauczania i wychowania;
  • troska o wychowanie religijne ucznia z poszanowaniem wolności;
  • dbałość o wysoki poziom kształcenia;
  • rozumienie szkoły jako wspólnoty;
  • konieczność współpracy szkoły z rodzicami i odwrotnie;
  • zapewnienie bezpieczeństwa ucznia.

 

Nowością na owe czasy było nauczanie w języku ojczystym gdyż dotychczas nauczanie zdominowane było przez łacinę. Zajęcia lekcyjne odbywały się przed południem przez dwie i pół godziny i tyle samo czasu po południu. Naukę rozpoczynano dłuższą modlitwą a w trakcie zajęć odmawiano krótkie modlitwy. Zajęcia popołudniowe kończyły się nabożeństwem w kościele. W ciągu całego w kościele wystawiony był Najświętszy Sakrament, przed którym uczniowie pod kierunkiem kapłana modlili się zmieniając się co pół godziny. W szkole był zakaz stosowania kar cielesnych a nauka oparta była na okazywaniu uczniom serca i cierpliwości zamiast przymusu. Silny nacisk był położony na sakrament pokuty, gdyż zmusza on człowieka do zastanowienia się nad sobą, żałowania swoich win oraz poprawy w dalszym życiu.

Duchowość św. Józefa Kalasancjusza przepojona była kultem i czcią do Matki Bożej.J.kalasanty-3 W zakonie przyjął imię Józef od Matki Bożej a swoje dzieło Jej poświęcił umieszczając wezwanie do Niej w nazwie zakonu. Również herb zakonu przedstawia w skrócie litery łacińskie i greckie oznaczające Maryję-Matkę Bożą z koroną i krzyżem. Pisał do zakonników: „Staraj się być czcicielem Najświętszej Dziewicy i naśladuj, gdy to tylko jest możliwe, mękę naszego Pana”. Kalasancjusz szczególnie dbał i kładł nacisk na praktykowanie wśród zakonników modlitwy różańcowej, której nie porzucił aż do śmierci. Sam modlił się tą modlitwą od dziecka i nakazał, by pijarzy odmawiali ją codziennie. Wręczał współbraciom medalik z Maryją, zalecał codzienne śpiewanie pięciu psalmów do Niej, obchodzenie w ciągu roku siedmiu świąt NMP oraz ułożył Koronkę Dwunastu Gwiazd – modlitwę chwalącą Niepokalane Poczęcie i Wniebowzięcie Matki Bożej (na trzy stulecia przed ogłoszeniem dogmatów).

Sam Józef Kalasancjusz tak określał misję, której się podjął: „Już odnalazłem, tutaj w Rzymie, sposób naśladowania Boga; służbę dzieciom i młodzieży. I nie zostawię tego dla żadnej rzeczy na świecie”. W momencie rozpoczynania działania szkoła liczyła ok. 100 uczniów, w niedługim czasie było już 700 by osiągnąć liczbę 1200 uczniów ok. 1620 roku. Idea szkół pijarskich szybko rozprzestrzeniła się w Europie. Zakonnicy byli zapraszani do tworzenia i prowadzenia placówek w Italii, na Morawach, w Polsce, Hiszpanii, w krajach niemieckich.

Tak wielkie dzieło spowodowało zazdrość wśród innych pijarów i św. Józef Kalasanty wraz ze swoimi asystentami był aresztowany przez św. Inkwizycję. Po paru dniach zostali uwolnieni ale pozbawiono ich urzędów a zakon zredukowano do kongregacji bez ślubów i pod władzą miejscowych biskupów. Kalasancjusz poddał się temu z pokorą i cierpliwością. Zmarł 25 sierpnia 1648 roku w wieku 92 lat, a dopiero w 1669 roku papież Klemens IX przywrócił pijarom formę zakonu i posiadane przywileje. Józef Kalasanty został błogosławionym w 1748 roku a ogłoszony świętym w 1767 roku. Relikwie jego znajdują się w Rzymie w kościele św. Pantaleona.

Do Polski pijarzy trafili już w 1642 roku. Na zaproszenie króla Władysława IV pojawili się w Warszawie. Najbardziej znanym i zasłużonym pijarem, nie tylko dla zakonu był ks. Stanisław Konarski. Był on autorem reform w szkolnictwie oraz założycielem Collegium Nobilium – szkoły kształcącej elity Rzeczpospolitej Obojga Narodów.

W 300. rocznicę śmierci w 1948 roku Pius XII ogłosił św. Józefa Kalasantego patronem wszystkich katolickich szkół podstawowych.

Aktualnie w Polsce pijarzy prowadzą szkoły w Warszawie, Łowiczu, Krakowie Elblągu, Poznaniu, Katowicach i Bolesławcu.

 

PIERWOTNIE TEKST BYŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM WE WRZEŚNIU 2015 ROKU.

Jak dziecko…

Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w Królestwie niebieski.”(Mt 18,1–4)

 

Co oznaczają słowa Pan Jezusa? W jakim sensie mamy być jak dzieci? Św. Augustyn napisał w Wyznaniach, że „ Na własne oczy widziałem niemowlę, które jeszcze nie umiało mówić, a już było blade ze złości.” Dzieci nie są więc niewinne w sensie moralnym, droga do niewinności jest długim procesem trwającym całe życie. Stać się dzieckiem nie oznacza też jakiejś infantylnej, nieodpowiedzialnej postawy, w której rezygnujemy z pracy nad sobą i dojrzałego kierowania naszym życiem. Stajemy się dziećmi wtedy, kiedy oddajemy się z ufnością naszemu Ojcu. Dziecko kochane przez swoich rodziców, jest właśnie pełne ufności, nie troszczy się nadmiernie o swoje potrzeby, wie, że rodzice chcą dla niego jedynie dobra. Dziecko nie skrywa swoich uczuć, jest spontaniczne i z odwagą wyraża swoje myśli. Nasza postawa wobec ukochanego Ojca powinna właśnie być przepełniona taką dziecięcą prostotą. Żyjąc w ramionach Taty wzrasta w nas pokój i głębokie poczucie bezpieczeństwa. Świadomość nieskończonej Miłości jaką obdarza nas Bóg jest źródłem radości, swego rodzaju beztroski, jaką mają tylko kochane przez rodziców dzieci. Dziecko wie, że samo nic nie może, że potrzebuje opieki, i że tylko kochający rodzic może zatroszczyć się o wszystko czego mu potrzeba. Dziecięctwo Boże nie jest więc moralną bezgrzesznością, ale pełnym pokory poddaniem się woli Ojca.

Często nasza pycha, nasz własny plan na życie, nie pozwala przyjąć tego co chce ofiarować nam dobry Bóg. Kiedy zapominamy, że tak naprawdę jesteśmy słabi i bezbronni, zaczynamy żyć po swojemu. Zdarza się, że gonimy za tym, co przerasta nasze siły, wywyższamy się nad innych, pragniemy nad nimi dominować, męczymy się rywalizacją i perfekcjonizmem. Pan Jezus poucza nasJeśli ktoś chce być pierwszy, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich. I biorąc dziecko postawił je przed nimi. Objął je ramieniem i powiedział do nich: kto przyjmuje jedno z tych dzieci w moje imię, Mnie przyjmuje”. (Mk 9, 35-37) Tak więc Pan Jezus będąc dla nas doskonałym wzorem sam stawia siebie na miejscu dziecka. Pokazuje nam, że naszą prawdziwą siłą i wielkością jest Bóg. Kiedy miłość, którą obdarzył nas Ojciec otaczamy naszych bliźnich, kiedy służymy im takim dobrem jakim sami zostaliśmy obdarowani przez naszego Tatę, wtedy stajemy się naprawdę wielcy. To postawa zawierzenia, ufności i uległości wobec Ojca czyni nas jego dziećmi. Promieniując miłością i dobrem otrzymanym od najlepszego Rodzica, dziecko-bozeuczymy innych prawdy o Królestwie Bożym i dajemy przykład prawdziwego szczęścia, które można odnaleźć tylko w Jego ramionach.

Panie, moje serce się nie pyszni
i oczy moje nie są wyniosłe.
Nie gonię za tym, co wielkie,
albo co przerasta moje siły.
Przeciwnie: wprowadziłem ład
i spokój do mojej duszy.
Jak niemowlę u swej matki,
jak niemowlę — tak we mnie jest moja dusza
(Ps 131).

Być dzieckiem Bożym to wielki dar wolności i pokoju, trwanie w Ojcu daje bezpieczeństwo i odsuwa nadmierną troskę, pozwala nam być sobą. Będąc szczerymi i spontaniczni wobec naszego Ojca wyzwalamy się z fałszu i poznajemy prawdziwy obraz samych siebie. Stawanie się dzieckiem to zadanie na całe życie, to codzienna świadomość oddawania swojego życia w Jego ręce i budowania z Nim ciągłej opartej na prawdzie relacji. Można powiedzieć, że to jedno z największych wyzwań jakie się przed nami pojawia, bo nie wystarczy wierzyć w to, że Bóg jest, trzeba przede wszystkim uwierzyć Jemu. Uwierzyć, że nasz Ojciec kocha swoje dzieci nieskończoną Miłością i pragnie dla nas prawdziwej radości. Nasza postawa nieustannego nawracania się jest właśnie ufnym oddaniem się Jego woli i wiarą w Jego Dobroć i Miłość, nawet wtedy, a może przede wszystkim wtedy, kiedy po ludzku dotyka nas wielkie cierpienie. Nasz Pan Jezus Chrystus jest dla nas prawdziwym obrazem Synostwa Bożego.

 

Katarzyna Janus

PIERWOTNIE TEKST  ZOSTAŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM W CzERWCU 2015 ROKU

Teoria i praktyka

Jasna, z życia wysnuta, dobrze uzasadniona i przemyślana teoria jest rzeczą najpraktyczniejszą, jaką człowiek mieć może. Oto daje ona zrozumienie tych głębokich, niedostępnych dla powierzchownej obserwacji wiązadeł życia moralnego i pozwala mocno oprzeć na nich działalność praktyczną. Dzięki niej umysł nabiera pewnej sprężystości, elastyczności, czyli innymi słowy, zdolności przystosowania sztywnych ram oderwanych zasad moralnych do różnorodnych potrzeb życia, i rozstrzygania w świetle jakiejś jednej ogólnej zasady całego szeregu zagadnień, należących do jego zakresu.

Zdrowa, obiektywna teoria, wysnuta z życia, rozjaśnia w głowie, a mieć jasno w głowie, to najpraktyczniejsza rzecz na świecie.

Człowiek z taką dobrze przemyślaną żywą teorią w głowie jest w swej dziedzinie jak ten, co ma klucz passe-partout, otwierający wszystkie drzwi, choćby były różnymi zamkami zaopatrzone. Natomiast tak zwany praktyk bez teorii jest jak ten, co nosi pęk kluczy i dobiera je przy każdych drzwiach, natrafiając, jak zwykle, dopiero na końcu na ten właściwy, który otwiera.

(…)

Kto pozna analitycznie jakąś zasadę moralną, ten w jej świetle rozwiąże wszystkie zagadnienia praktyczne, należące do jej zakresu, choćby w najodrębniejszych się przejawiały okolicznościach. Kto natomiast zasady nie pojmie, choćby przerobił sto kazusów, nie rozwiąże sto pierwszego, gdy ten pojawi się w nieco innej formie. Raz jeszcze: ogólne wykształcenie spekulatywne jest życiowo praktyczniejsze od tzw. praktycznego, nie dającego głębszego poznania wewnętrznych więzadeł naszego życia moralnego.

O.Jacek Woroniecki OP – „Tyle ma każdy cnoty, ile ma inteligencji”; artykuł zamieszony w „Przeglądzie Teologicznym”, t.8 (1928) – fragment

Katastrofa rodziny

Daję się zauważyć, że część rodziców zaniedbuje kształtowania charakteru u swoich dzieci. Widać w miejscu pracy, w naszym otoczeniu, w mediach ludzi dwudziestoletnich jak i starszych którzy są niedojrzali i chwiejni, słabi i nieodpowiedzialni, niepewni samych siebie i swej przyszłości.

Posiadają uzdolnienia techniczne i wykonują przyzwoicie płatną pracę jednak ich życie osobiste i rodzinne jest smutne i przygnębiające. Bardzo często zachowują się jak nastolatkowe, łącząc zdolności ludzi dorosłych z dziecięcą nieodpowiedzialnością. Jeśli są nawet wolni od wyniszczających nałogów(narkomania, uzależnienie od gier, komputerów) to postrzegają pracę zawodową jedynie jako sposób na zaspokojenie własnego ja, czy też ciężka praca służy „wydawaniu pieniędzy”.

Wielu z nich zachowuje się jak nieczuli na los innych narcyzi, nie troszcząc się o swych rodziców czy dzieci, o ile się na nie zdecydowali. Nie wyrośli z wielu postaw i nawyków wieku dziecięcego, z jakiegoś powodu nigdy nie wydorośleli.

Spora grupa ludzi wpadających w te problemy pochodzi z tzw normalnych rodzin. Wygląda na to, że różnica pomiędzy normalną a dysfunkcyjną rodziną ulega zatarciu. Wiele złych i niepokojących zjawisk zaczyna występować w typowych rodzinach. Dzieci dorastają w rodzinach gdzie rodzice są zapracowani, żyją razem, wygodnie i bezpiecznie a wszyscy korzystają z przyjemności i uroków życia.

Skąd się biorą te problemy?

W rodzinie skupionej na sobie samej, konsumpcyjnej, rodzice świadomie nie kształtują charakteru swoich dzieci. Życie rodzinne traktowane jest jak piknik, jako pasmo biernego oddawania się przyjemnościom co często powoduje później różnego rodzaju problemy. Skupienie się na sobie samym powoduje, że rodzice nie rozwijają cnót ani u siebie ani u dzieci.

Życie dorosłych jak i dzieci w takiej rodzinie koncentruje się na przyjemnościach – uprawianiu różnego rodzaju sportów, oglądaniu filmów i programów telewizyjnych, grach komputerowych, słuchaniu muzyki, przyjęciach i zakupach. Ma się wrażenie, że głównym ich wrogiem w życiu jest nuda, której starają się unikać za wszelką cenę. Dzieci są angażowane w różnego rodzaju przyjemne aktywności. Kontrola rodzicielska dotyczy ograniczania i zażegnywania kłótni i sprzeczek oraz by dzieci nie zrobiły sobie krzywdy czy też nie zniszczyły domu.

Jest to wychowanie konsumpcyjne, dni całe upływają na zabawie, rozrywce i zakupach. Trudno się dziwić, że wychowując się w takiej atmosferze w dorosłym życiu pracuje się tylko dla wydawania pieniędzy. Pracujemy wtedy by wydawać, produkujemy by konsumować. Oczywiście z czasem dziecinne piknikowe zabawy przestają być atrakcją i następuje przejście do coraz to ponętniejszych zabaw. W rodzinach konsumpcyjnych znaczna liczba dzieci w wieku szkolnym szybko się nudzi dotychczasowymi rozrywkami i zaczyna sięgać do silniejszych doznań: alkohol, narkotyki, seks, wandalizm, sporty ekstremalne, hazard. Życie ich skoncentrowane jest na rzeczach dlatego też bardziej cenią rzeczy niż ludzi i relacje z innymi. Innych ludzi traktują przedmiotowo, jako narzędzia do fajnej zabawy; stąd bierze się akceptacja prostytucji, obsceniczności i wyuzdania, niechcianych ciąż, życia bez ślubu.

Konsumpcyjni rodzice – prowadzą podwójne życie, w pracy są producentami, a w domu konsumentami. Stąd w dzieciach jest przekonanie, że pracuje się po to by konsumować. W domu nie ma miejsca na obowiązki, za to wypełniony jest on coraz to nowszymi gadżetami, przeznaczonymi do rozrywki, relaksu, zabawy. Dzieci widzą jedynie to i jest to dla nich wzorzec: wartością życia jest przyjemność. Konsumpcyjne życie jest skupione na teraźniejszości, bardzo rzadko myśli się o przyszłości, kim będą nasze dzieci, na kogo wyrosną, czym będą zajmowały się w dorosłym życiu, jak będą żyć. Rodzice konsumpcyjni wydają się spokojnie oczekiwać, że ich dzieci w naturalny sposób dorosną, że sumienie, zdrowy osąd, zrozumienie wraz z dojrzewaniem fizycznym pojawi się jak zarost u dojrzewającego młodzieńca. Charakter według ich mniemania należy zachować a nie kształtować.

konsumpcja

Konsumpcja – Mitch Griffiths

Rodzice w swoim wychowaniu zniżają się do poziomu swoich dzieci co jest zrozumiałe, ale niestety na tym poziomie pozostają. Nie starają się na pokazanie dzieciom wyższych szczebli do dorosłego życia. Niewiele robią, aby przygotować dzieci do odpowiedzialności w dorosłym życiu. Dzieci nie mają pojęcia na czym polega dorosłość – poza tym co zobaczą w kinie lub telewizji. Rodzice konsumpcyjni zdają się zapominać, że mają do wykonania pracę polegającą na formowaniu umysłu, serca i woli u dziecka jak i ukształtowaniu sumienia i charakteru. Rodzice ci dosyć łatwo ulegają różnego rodzaju zachciankom dzieci, nawet jeśli uważają to za błąd. Często w życiu rodzinnym akceptują zachowanie które publicznie negują. Uśmiech i zadowolenie dziecka jest ważniejsze niż prawdziwe dobro. Przyzwyczaja się dzieci, że kaprysy i zachcianki są ważniejsze niż głos sumienia. W przyszłości ich dzieci będą kierować się emocjami a nie rozumem. W takiej rodzinie ojciec nie jest autorytetem gdyż nie uczy on odróżniania dobra od zła jednoznacznie i zdecydowanie. Sprawy moralności pozostawione są kobiecie. Ojciec traktowany jest jako ktoś, może nawet sympatyczny, choć jest trochę nudny. Czasami traktowany jest przez dzieci jak starszy brat. W domu widują go zajmującego się rozrywką(czytanie książek, gazet, oglądanie TV, pielęgnacja hobby, uprawianie sportu) i drobnymi naprawami. Dzieci nie mają okazji zobaczyć jak ojciec zarabia na życie(dzieci często nie rozumieją tego pojęcia), nie widzą jak pracuje. Ojciec w takiej rodzinie rzadko okazuje szacunek i wdzięczność żonie.

W rodzinie praktyki religijne ograniczone są do niezbędnego minimum. Uczestnictwo w nabożeństwach wynika raczej z rutyny i przyzwyczajenia. W życiu rodzinnym brak jest miejsca na codzienną modlitwę. Bóg jest słowem a nie osobą z którą należy się liczyć. W oczach dziecka rodzice nie wydają się być odpowiedzialni przed kimkolwiek jedynie przed napiętymi terminami.

Rodzice oglądając telewizje bezkrytycznie, nawet z programami „dla dorosłych” dają do zrozumienia, że to co dla dzieci jest złe dla dorosłych jest dobre. Kwestia tego co jest dobre a co złe zależy wtedy od wieku, dojrzałości.

Dzieci z rodzin konsumpcyjnych wydają się nie mieć żadnych problemów, są miłe, schludne i uśmiechnięte, aktywne w działaniach które lubią. Przyzwyczajone są do przyjemnych doznań, chcą być lubiane bez względu na to co czynią. Przyzwyczajenie do traktowania na równi z dorosłymi powoduje, że brak im dobrych manier. Wydają się być beztroskie.

Dzieci z rodzin konsumpcyjnych mają niską tolerancję dla trudności czy też drobnych niedogodności. Mały ból a nawet tylko jego groźba, wprowadza je w przerażenie . Starają się unikać wszelkiego rodzaju nieprzyjemnych obowiązków i „kłopotów” – wywiązywania się z obietnic, umów, odrabiania lekcji, prac domowych, dotrzymywania terminów. Podchodzą, że wszystko można obrócić w żart, nie ma znaczenia, że może to być dla drugiej osoby krzywdzące. Ich prawo do zabawy jest ważniejsze od praw i uczuć innych. Podejście do życia mają stałe: przede wszystkim ja, wszystko inne nie ma znaczenia.

imagesDzieci takie okazują mało szacunku, jeśli w ogóle, dla osób spoza rodzimy: gości, przyjaciół rodziców, nauczycieli, sprzedawców, sąsiadów, Rzadko kiedy okazują dobre maniery w miejscu publicznym, prawie w ogóle nie używają słów „proszę”, „dziękuję” i „przepraszam”. W czasie świąt i urodzin z zapałem rozpakowują prezenty, zapominając podziękować za nie i nie widzą w tym żadnego problemu.

Pomimo tego, że rodzice tworzą im atmosferę by dobrze się czuły traktują ich bez szacunku. W słowach i deklaracjach nawet „lubią tatę i mamę”, ale nie postrzegają rodziców jako osoby godne naśladowania. Autorytetami są dla nich gwiazdy przemysłu rozrywkowego, komicy, muzycy, postacie fikcyjne z filmów. Wiedzą o ich życiu prawie wszystko, nie znając historii swojej rodziny, nie wiedzą absolutnie nic o swych dziadkach, dalsi przodkowie to już prehistoria. Zupełnie nie przejmą się tym, że sprawiają wstyd swojej rodzinie poprzez swoje zachowanie lub ubiór. Często nawet nie rozumieją tego gdyż nikt im nie wytłumaczył jakie zachowanie jest gorszące. Dzieci takie często skarżą się na sytuacje na które nie mają wpływu jak:, pogoda, uzasadnione opóźnienia, dyskomfort fizyczny, różnicę charakterów. Życiem ich zarządzali dorośli dlatego też nie nauczyli się rozwiązywać problemów. Z doświadczenia wiedzą, że wystarczy poczekać a problem zostanie przez rodziców rozwiązany; nauczeni są uciekania a nie rozwiązywania problemów. Dzieci z takich rodzin raczej nie mają swoich zainteresowań poza oglądaniem telewizji, grami komputerowymi, przeglądaniem Internetu i słuchaniem muzyki(często hałaśliwej i ogłuszającej). Wydają się całkowicie uzależnieni od gadżetów elektronicznych i bez nich nie potrafią poradzić sobie w życiu. Znają na pamięć teksty dziesiątków piosenek, reklam i dialogów z filmów ale nauczenie się dziesięciorga przykazań jest ponad ich siły.

Najczęściej nie potrafią dostrzec kłamstwa w reklamie, sloganach czy też hasłach politycznych. Ślepo podążają za większością. Wiedzą, że coś jest fajne ale nie potrafią powiedzieć dlaczego. Rzadko zadają sobie to pytanie „dlaczego” chyba, że chcą przeciwstawić się rodzicom lub innemu autorytetowi. Wykazują małe zainteresowanie tym co dzieje poza ich domem szkołą i boiskiem do zabawy. Nie potrafią czerpać zadowolenia z dobrze wykonanej pracy, z wypełnienia obowiązku, służby innym. Zadowolenie daje im tylko rozrywka, a jeśli zadanie nie jest „zabawne” to nie są nim zainteresowane.

Z powodu tego, że prawie nigdy nie muszą czekać na realizację swoich pragnień mają słabe wyczucie czasu. Nie potrafią ocenić ile czasu zajmie im realizacja konkretnego zadania. Najczęściej niewłaściwie to szacują co powoduje że przekładają na później poważne prace a małe obowiązki przytłaczają je. Nie mają pojęcia czym jest termin jak również czym jest systematyczna praca w narzuconych sobie ramach czasowych. Wydają się być uwięzieni w teraźniejszości i niestety ten stan zachowują w wieku dojrzałym i w życiu dorosłym.

Koniec studiów jest dla wielu z takich ludzi końcem beztroskiego życia, a nie zakończeniem przygotowania do życia dorosłego. Teraz czekają na nich tylko praca, codzienne obowiązki ograniczona swoboda i niski standard życia.

 

Za artykułem „Rodziny na drodze ku katastrofie” w Zawsze Wierni nr6(175)

 

Wiele z rzeczy tu przedstawionych spotykam obok siebie, w rodzinie, wśród znajomych. Zastanawiając się nad problemem „wychowania bezstresowego” pytałem siebie skąd jest bierze się przyzwolenie dorosłych na takie wychowanie. Artykuł ten daje, w sporym zakresie, odpowiedź na te pytania.

 

 

Brat czeski, wróg Polski, heretyk

Jan Amos Komensky jak podaje wikipedia – całe życie poświęcił praktycznej działalności wychowawczej, układaniu podręczników szkolnych i teoretycznemu opracowywaniu zagadnień pedagogicznych, a szczególnie dydaktycznych. Twórca i propagator jednolitego systemu powszechnego nauczania. Zalecał objęcie nauczaniem wszystkich niezależnie od płci i stanu, a także nauczanie w języku ojczystym (nauka łaciny miała być wprowadzana później). Uznawany za ojca współczesnej pedagogiki – był prekursorem współczesnej dydaktyki oraz twórcą koncepcji jednolitego systemu szkolnictwa. Był zwolennikiem egalitaryzmu wykształcenia ; sformułował nowoczesne ujęcie encyklopedyzmu dydaktycznego, zasady poglądowości oraz idei edukacji permanentnej, był Komensky wielkim europejczykiem, człowiekiem światowym. Świadczą o tym liczne podróże po całej niemalże Europie, w tym po Polsce.

Uważany jest za reformatora i myśliciela epoki zwanej nowożytnością. Jego postać – obok innych sławnych postaci tego okresu- zaważyła na biegu historii, rozwoju kultury, nauki, cywilizacji, od czasów najdawniejszych po współczesność. Można użyć stwierdzenia, że myśliciel ten zdobywał i zmieniał świat, zapisując się trwale w jego historii, oddziałując na myśl filozoficzną, życie społeczne i religijne, zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. Komeński był wielkim człowiekiem, miał skomplikowany i momentami imponujący życiorys; uczestniczył w wielkich wydarzeniach różnych krajów, stworzył doniosłe i nieśmiertelne dzieła.

Ze strony http://www.comenius.uph.edu.pl/index.php/pl/home/o-komenskim.html

Kim był w rzeczywistości Komensky?

Jan Amos Komensky (1592 – 1670)

Był Komensky jednym z członków najwyższych władz braci czeskich, radykalnego odłamu husytów dążącego do powszechnej równości i wprowadzenia wspólnoty majątkowej. Należał do jednych z najbardziej zagorzałych wrogów Kościoła Katolickiego. Nie ukrywał swojej fascynacji gnozą i kabałą, otwarcie głosił nienawiść do Kościoła katolickiego oraz państw katolickich. W 1657 r. dał wyraz swoim poglądom: „Papież jest Wielkim Antychrystem uniwersalnego Babilonu, Cesarstwo Rzymskie a szczególnie Dom Austriacki to sprostytuowane bydle”. Podstawą i sednem jego poglądów był manicheizm tj stawianie szatana na równi z Bogiem, postrzeganie materii ziemskiej za dzieło szatana i negowaniu dóbr ziemskich. Prowadziło to do promocji postaw rewolucyjnych i anarchistycznych, które to miały kulminację w rewolucjach: we Francji oraz bolszewickiej w Rosji.
W trakcie wojny trzydziestoletniej w roku 1621, musiał uciekać z Czech i osiedlił się w dobrach Rafała Leszczyńskiego, polskiego magnata i wielbiciela protestantyzmu.
W trakcie swojego pobytu w Lesznie utrzymywał kontakty z królem szwedzkim Karolem Gustawem oraz księciem siedmiogrodzkim Rakoczym. Był bezpośrednio zaangażowany, wraz ze wspólnotą braci czeskich z Leszna, w przygotowanie najazdu Szwedów na Rzeczpospolitą w roku 1655 (potop szwedzki). Komensky był w rzeczywistości spiskowcem politycznym, który zniszczenie katolickiej Rzeczpospolitej stawiał sobie za jeden z głównych celów. Skutkiem jego działalności na Polskę najechali Szwedzi,  protestanccy magnaci zdradzili ją, wybuchła wojna kozacka a Rakoczy próbował najechać Polskę. Na szczęście, Polska dużym wysiłkiem poradziła sobie z tymi trudnościami. Od roku 1657 Komensky mieszka w Amsterdamie. Został zmuszony do opuszczenia Rzeczpospolitej Obojga Narodów.

Tolerancja religijna RON nie przysłaniała szlachcie działań na jej szkodę i podejmowania decyzji broniących państwa.

Zwiastowanie szkołą pokory

Czas:               ponad 2000 lat temu
Miejsce:           Nazaret (obecnie w Izraelu)
Osoby:

maryja-m

Maryja, córka Joachima i Anny, 14 letnia kobieta z królewskiego rodu Dawida oddana do Świątyni na służbę Bogu

 

 

 

 

arch-mArchanioł Gabriel, jeden z najwyższych rangą aniołów sprawujący władzę nad Rajem, używany do wypełniania specjalnych misji

 

 

 

W Nazarecie, Archanioł Gabriel zjawia się przed zatopioną w modlitwie Maryją.
Archanioł Gabriel: Anioł Pański zwiastował Pannie Maryi i poczęła z Ducha Świętego.
Maryja: Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego.

A Słowo stało się Ciałem i mieszkało między nami.

To zdarzenie rozpoczęło nową erę w dziejach rodzaju ludzkiego. Maryja Panna przyjmując słowo Boga naprawiła grzech Ewy. Stając się matką Zbawiciela stała się również pośredniczką w naszej drodze do swego Syna. Jest również szafarką wszelkich łask, o czym powiedział Archanioł Gabriel w powitaniu Maryi: „Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z tobą” (Łk, 1, 28). Jedno słowo „Tak” skromnej, rozmodlonej młodziutkiej kobiety pozwoliło zrealizować obietnicę głoszoną przez proroków Starego Testamentu o nadejściu Odkupiciela świata. To „fiat” Maryi (oznaczające tak) otwiera grzesznemu człowiekowi bramy nieba i pozwala osiągnąć zbawienie; ważne jest szczególnie to, że Bóg szanuje wolną wolę człowieka, i mimo swej Wszechmocy, czeka na zaakceptowanie przez niego bożych planów. Konsekwencją zgody Maryi jest też jej wierne trwanie przy Jezusie Chrystusie od Jego narodzenia aż do męczeńskiej śmierci na krzyżu.
Pamiątkę Zwiastowania Pańskiego obchodzimy 25 marca, na 9 miesięcy przed uroczystością Bożego Narodzenia. Czcimy tego dnia tajemnicę wcielenia Jezusa Chrystusa, Syna Bożego.

bazyl

verbum

 

 

 

 

 

Współczesna Bazylika Zwiastowania Najświętszej Maryi w Nazarecie

W opisanej w Piśmie świętym scenie Zwiastowania Maryja z pokorą przyjęła wolę Boga.
Każdy człowiek w swoim życiu wielokrotnie staje przed koniecznością powiedzenia „Tak”.

            „Tak” rozpoczyna związek małżeński i nie ogranicza się tylko do momentu składania sobie przysięgi. Obowiązuje całe życie jako wypełnianie wymogów miłości małżeńskiej. Wymaga pracy nad sobą i pracy dla drugiej osoby. „Tak” jest zgodą na trudny charakter współmałżonka, jest wzajemną tolerancją dla swoich przyzwyczajeń o ile oczywiście nie wpływają one destrukcyjnie na związek. „Tak” oznacza też czułość i troskę o współmałżonka pięć, dziesięć i więcej lat po ślubie. „Tak„ to wreszcie akceptacja starzenia się, różnych dolegliwości i cierpienia, które są nieuchronne w naszym życiu. Jeśli zbudujemy nasz związek na solidnych podstawach i uczynimy pokorę strażniczką naszej postawy, poradzimy sobie na wszystkich zakrętach naszego życia małżeńskiego.

            „Tak” oznacza przyjęcie roli rodzica i determinuje nasze działania w stosunku do dzieci. Musimy podjąć się trudu wychowania i poświęcenia im maksimum czasu, gdy są małe i niezaradne, kształtują swój umysł i poznają świat. Pociąga to niekiedy za sobą konieczność rezygnacji z kariery zawodowej, z wygodnictwa i lenistwa na rzecz żywego, stałego kontaktu z dziećmi. Wymaga to od nas pracy, uczenia się budowania dobrych relacji, kształcenia charakteru i bycia sprawiedliwym. Czasem wymaga też bohaterstwa, cierpliwości, gdy rodzicielstwo wiążę się z problemami, cierpieniem, chorobą czy śmiercią. Gdy dzieci dorastają zmieniają się ich potrzeby i nasze „tak” znów jest potrzebne do uszanowania ich poglądów czy wyborów życiowych. Przyjęta rola rodzica trwa stale i wciąż zmienia swój kształt. Wypełnianie obowiązku rodzica jest dla nas samych ogromną szkołą wzbogacającą nasze życie osobiste i małżeńskie. Wzór Świętej Rodziny uczy nas troski o życie poczęte, o świętość życia rodzinnego, o wierność tradycji i wartościom; jest szkołą wiary dla rodziców i dla dzieci. Współcześnie rodzina wydaje się ostatnim bastionem, ostatnią ostoją przed światem, który głosi cywilizację śmierci.

            „Tak” określa też nasz stosunek do wykonywanej pracy. Chodzi tu zarówno o pracę zarobkową, prace w domu czy gospodarstwie czy pracę charytatywną. Sposób, w jaki Matka Boża przyjęła rolę przeznaczoną jej od Boga i realizacja tej roli wskazują nam, jak mamy się wywiązać z obowiązku pracy. Nie ma w tym miejsca na bylejakość, na bumelanctwo, na unikanie odpowiedzialności, na ukrywanie swoich możliwości i lenistwo. To, czego się podjęliśmy mamy wykonywać sumiennie, porządnie, dokładając wszelkich starań.

            „Tak” mówi też o naszych obowiązkach względem Ojczyzny. Podobnie jak nasza rodzina, pochodzenie, przodkowie są obdarzani przez nas szacunkiem i są źródłem naszej siły, dumy a czasem i zasobności, tak i naszej Ojczyźnie należy się szacunek i aktywne uczestnictwo w jej budowaniu. Znajomość historii własnego kraju, znajomość dokonań Polaków w jej historii mają być źródłem dumy i powinny skłaniać nas do pozytywnego działania a przede wszystkim powinny powstrzymywać nas przed wykpiwaniem Polski i Polaków na wielu publicznych forach. Każdy z nas buduje Ojczyznę swoim życiem i swoją codzienną pracą. Powinno nam zależeć, aby nasz wkład był wartościową cegiełką a nie styropianowym klockiem.

            Wreszcie „tak” powiedziane Bogu przez każdego z nas, wzorem Maryi, ma odnosić się do postawy wiary w całym naszym życiu. Współczesny świat, przytłaczający ludzi swoją zmiennością, tempem, wymogami, aspiracjami, agnostycyzmem, konsumpcjonizmem i hedonizmem wymaga od nas coraz częściej odważnego i publicznego wyznawania w Credo „wierzę …w Jezusa Chrystusa, Syna jego jedynego, Pana Naszego, który się począł z Ducha świętego, narodził się z Maryi Panny”. Wierzę w Dobrą Nowinę zbawienia człowieka przez Jezusa, wierzę w Ewangelię, która ma możliwość kształtowania wspólnot i pojedynczego człowieka, wierzę, że Kościół jest miejscem udzielania się Jezusa przez Sakramenty. Ten program życia wymaga pokory takiej, jaką widzimy u Matki Jezusa Chrystusa. Maryję Pannę możemy więc prosić o czuwanie i pomoc w odnawianiu naszej wiary. Wstąpmy do szkoły pokory Maryi Panny, aby budować królestwo Chrystusa w naszym świecie.

 

Tekst był pierwotnie opublikowany w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w marcu 2011 roku

Ewaluacja w szkole

Z chwilą przystąpienie Polski do UE pojawiły się kolejne metody sprawdzania realizacji zadań przez szkoły. Oprócz kontroli stosowany jest audyt oraz ewaluacja. Ewaluacja czyli „miękka” kontrola. Może być wewnętrzna, może być zewnętrzna. Ewaluacje przeprowadzane są w dużej mierze za pomocą ankiet dla rodziców, nauczycieli i dla uczniów. Sprawdzane są różnice w odpowiedziach dotyczących danego zagadnienia. To jest znak, że w tym zakresie trzeba przeprowadzić bardziej szczegółową analizę.

Ewaluacja demokratyczna – to proces badawczy polegający na ocenianiu wartościującym, w którym sami respondenci (a nie eksperci) wytyczają normy uznawane za wartości w danym kręgu kulturowo-społecznym. Ustalane w ten sposób standardy ewaluatywne są na danym etapie rozwojowym charakterystyczne dla konkretnej populacji. Ocenianie wartościujące jest strategią odmienną od oceniania sprawdzającego osiągany poziom, a także pełniejszą od oceniania różnicującego grupy, umożliwia bowiem wyznaczenie tego, czy mierzone cechy, właściwości, zjawiska lub procesy są rzeczywistymi wartościami uznawanymi przez kwalifikowaną większość. Społeczny proces ewaluacji ma większą rangę niż opiniowanie autorytarne.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Ewaluacja

 

Definicja z Wikipedii pokrywa się z wieloma innymi źródłami dotyczącymi ewaluacji demokratycznej. W samej definicji widać, że może ona służyć do tworzenia własnych standardów dobra i zła. Ewaluacja sprawdza na ile wartości prezentowane przez rodziców i dzieci pokrywają się ze standardami, tak naprawdę, medialnymi. Dzieci mają oceniać czy szkoła naucza ich poprawnych i dobrych wartości(!) Nauczyciele uczą się na studiach pedagogiki przez 5 lat a rodzice, nie zawsze mający skończone studia, mają oceniać czy ci nauczyciele dobrze nauczają ich dzieci(!).
Trudno się dziwić, że w szkołach rządzą rodzice, bo po prostu jest ich więcej i nauczyciele tak naprawdę niewiele mają w tej sytuacji do powiedzenia. Dzieci uczy się, że nauczycieli należy sprawdzać. Uczy się postawy szukania u innych osób przyczyn własnych niepowodzeń i trudności. W konsekwencji buduje się postawę roszczeniową i oducza samokrytycyzmu. W szkole nie mówi się o pracy nad sobą – w ankietach padają pytania o ocenę szkoły, programu, bezpieczeństwa. Opuszczające szkołę dziecko jest przekonane o swojej wyjątkowości, żądające sukcesu za każdą cenę, poszukujące wygodnych rozwiązań i szybkich rezultatów, w czym utwierdzają je najczęściej rodzice.
Nawet podchodząc „lekko” do odpowiedzi na pytania, wypełniając co kwartał ankietę z prośbą o ocenę pracy swego przełożonego, nauczyciela czy dyrektora, w końcu zaczynamy się temu przyglądać. Mniej zwracamy uwagę na swoją pracę, na swoje obowiązki a bardziej skupiamy się na analizowaniu innych by móc dostarczoną ankietę wypełnić poprawnie.
Zamiast rzetelnej oceny postępów dzieci w nauce, analizy ograniczeń i predyspozycji indywidualnych, potrzeby zewnętrznej pomocy, współpracy rodziców w procesie edukacji, pracy z dzieckiem zastawiamy się nad tym jak trudne i nieprzyjazne jest otoczenie. Nie jesteśmy nastawieni na rozwiązywanie problemów, ale poszukujemy usprawiedliwienia na zewnątrz gdy się one pojawiają.

 

Ewaluacja jako dziedzina nauki

Analizowane pojęcie występowało już dość dawno temu w innych obszarach życia, szczególnie w gospodarce i wojskowości. Ewaluacja należy do tak zwanych nauk stosowanych, czyli – z jednej strony – posiada metodologię typu naukowego (to znaczy zasady i procedury zbierania informacji i wnioskowania na podstawie tych informacji), a z drugiej strony – cechuje się nastawieniem praktycznym, pierwszeństwem użyteczności nad teorią. Zatem możliwość praktycznego wykorzystania wniosków jest w przypadku ewaluacji istotniejsza niż naukowa poprawność zbierania i przetwarzania informacji.

http://www.oswiata.abc.com.pl/czytaj/-/artykul/ewaluacja-jako-narzedzie-nadzoru-pedagogicznego-dyrektora-szkoly

Są to standardy opisane przez J. Dewey’a amerykańskiego filozofa i teoretyka pedagogiki.
Nieważne jest „dlaczego” ważne jest „jak”.
Takie podejście powoduje, że nauka zaczyna być postrzegana jako balast. Nie interesuje już nas dochodzenie do Prawdy, ona już nikogo nie interesuje. Ważne jest JAK zdobyć sukces, szczęście, pieniądze, sławę, uznanie. Uczelnie przestają być miejscem poszukiwania prawdy stają się tylko wyższymi szkołami zawodowymi. Przekazuje się wiedzę w coraz węższym zakresie tworząc coraz większe specjalizacje. Absolwenci są specjalistami w bardzo wąskich dziedzinach. Gdy braknie miejsc pracy w naszym wyuczonym zawodzie, to trzeba przejść kolejne szkolenie, aby uzyskać specjalizację w kolejnym zawodzie. Początki tego mamy w szkole średniej i wcześniej.

 

Przykładowe pytania z ankiety szkolnej dla rodziców i nauczycieli:

Czy uważa Pan/Pani, że nauczyciele starają się brać pod uwagę zdanie uczniów w zakresie tematyki zajęć czy sposobu prowadzenia zajęć?

Nauczyciele studiują pedagogikę 5 lat a dzieci w wieku szkoły podstawowej mają im dawać uwagi co do sposobu prowadzenia zajęć!!! To po co studia? Ironizując – wystarczyłoby przeprowadzić ankiety wśród uczniów jak ma wyglądać zakres(!!!) i sposób nauczania przedmiotów. Oszczędzimy na czasie przyszłych nauczycieli i kosztach utrzymania kierunków pedagogicznych. Ciekawe, czy podobne ankiety są i w przedszkolu czy też żłobku. Trudno się dziwić, że absolwenci szkół mają tak wysokie mniemanie o własnej wiedzy i swoim zdaniu. Trudno oczekiwać skromności i pokory w późniejszym życiu, gdy już w szkole podstawowej oczekuje się od dzieci oceny nauczycieli.

 

Czy koncepcja pracy szkoły jest aktualizowana stosownie do zmieniającej się sytuacji i potrzeb szkoły?

Czy oczekiwania środowiska lokalnego były uwzględniane przy tworzeniu i modyfikowaniu koncepcji pracy szkoły?

A tu widać jak szkoła ma być nastawiona na bieżącą modę. Ma odzwierciedlać aktualne trendy w życiu społecznym. Nie jest jej celem przygotowanie młodego pokolenia do dorosłego życia. Nie daje mu narzędzi do poruszania się po świecie. Te pytania, pokazują, że szkoła przestaje być niezależną instytucją kształcenia przyszłych pokoleń a staje się organizmem politycznym albo łagodniej mówiąc upolitycznionym.

 

Koedukacja w szkole

Czy szkoła ma być koedukacyjna czy też zróżnicowana w systemie nauczania? Na początek określimy sobie czym jest szkoła. Jest to instytucja zajmująca się kształceniem oraz pomaganiem i wspieraniem w wychowaniu dzieci i młodych ludzi do życia w społeczeństwie i w Państwie. Jest to działalność usługowa i powinna być nastawiona na najlepsze realizowanie celu jaki ma postawiony.

Jakie są zalety wychowania zróżnicowanego? Odpowiedź będzie dotyczyła raczej cech tego nauczania. Przede wszystkim taka metoda nauczania obowiązywała do początków XX wieku. Przez tyle setek stuleci kształcono elity budujące państwa, technikę, architekturę w szkołach niekoedukacyjnych. Wiadomym jest, że rozwój dziewcząt przebiega inaczej niż chłopców. Chłopcy i dziewczynki inaczej odbierają bodźce słuchowe i wzrokowe, wyniki badań są potwierdzeniem tego ca sami nauczyciele zauważają w swojej pracy. Sposób rozmowy z dziewczętami powinien być spokojny i raczej cichy. Do chłopców trzeba zwracać się zdecydowanie i konkretnie. W szkołach koedukacyjnych jest oczekiwanie, że chłopcy będą zachowywali się jak grzeczne dziewczynki, że będą chodzić parami, mówić szeptem.

W szkole podstawowej daję się zauważyć, że chłopcy lepiej sobie radzą z przedmiotami ścisłymi. Dziewczynki szybko to zauważają i przestają się starać w tych przedmiotach. Na studiach te różnicę zanikają. W szkole zróżnicowanej nie takiego problemu. Chęć popisywania się przed płcią przeciwną jest częstym zjawiskiem w klasach koedukacyjnych. Badania prowadzone w wielu krajach pokazują, że szkoły niekoedukacyjne, zróżnicowane lepiej wywiązują się z powierzonych im zadań. Uczniowie lepiej są przygotowani, lepiej zdają zewnętrzne egzaminy.

Próbowałem znaleźć informację o zaletach kształcenia koedukacyjnego. Jedynym sensownym argumentem, jest że społeczeństwo jest koedukacyjne to i szkoła taka sama być powinna.

Religia w szkole

Co jakiś czas pojawia się w mediach temat religii w szkole. Najczęściej jest to na początku roku szkolnego i na jego zakończenie. Mimo istniejących już rozwiązań pojawiają się głosy, że religia w szkole jest błędem, jest szkodliwa, nie przynosi zamierzonego celu, że jej nauka powinna być przeniesiona do kościoła. Kolejnym argumentem jest to że w szkole nie nauczy się porządnie religii gdyż jest hałas i brak skupienia do poznawania nauki o Bogu. Jest też cały zestaw argumentów typu: w mojej szkole, klasie był zły katecheta/nauczyciel i nie potrafił utrzymać dyscypliny, nic nas nie nauczył dlatego należy usunąć religię z nauczania w szkole. Jest jeszcze zdanie, że wiara jest sprawą prywatną a nie publiczną i dlatego nie ma miejsca dla niej w szkole.
Sposób nauczania religii w szkole jak i poziom czy jakość nauczających ma drugorzędne znaczenie. Nikt nie postuluje likwidacji czy przeniesienia lekcji wychowania muzycznego do filharmonii bo na lekcjach odrabia się zadania z innych przedmiotów czy też zajęcia są nudne. Co do tego, że nie wszędzie zajęcia te są na odpowiednim poziomie nie mam wątpliwości.
Szkoła ma przygotować młodego człowieka do życia w społeczeństwie i państwie. Religia jest jedną z najważniejszych o ile nie najważniejszą sferą życia człowieka. Wyłączenie nauki religii z programu szkolnego jest szkodzeniem przyszłym pokoleniom, gdyż przekazywane jest im niepełna, ułomna wiedza o świecie.
Religia w szkole to nie jest nauka duchowości jak i nie jest nauka wiary. Jest to poznawanie podstaw wiary katolickiej, dokonań Kościoła Katolickiego na przestrzeni wieków(prawodawstwo, architektura, ziołolecznictwo, nauka, oświata, malarstwo, muzyka).
Realizowanie nauki religii w salach katechetycznych jest dobrym punktem wyjścia do twierdzenia o rozdziale państwa i Kościoła. Łatwo jest wtedy zaakceptować pogląd, że wiara jest prywatną sprawą człowieka. Jest to widoczna realizacja postulatu rozdziału państwa i Kościoła. To że liberałowie postulują takie rozwiązanie i dążą do jego realizacji jest dla mnie zrozumiałe. Trudno mi zrozumieć, że katolicy popierają takie stanowisko, stają w jego obronie i również dążą do takich rozwiązań.

Zdobyć dziecko, to zapewnić sobie człowieka. Wychować pokolenie z dala od Boga i Kościoła, to karmić ognie liberalizmu do sytości. Gdy szkoła bierze rozwód z religią, to jej grzechem staje się liberalizm (…) Liberalizm zrozumiał straszliwą potęgę oświaty i z szatańską energią zabiega teraz w całym świecie o to, by posiąść dziecko. Usiłując zabić Chrystusa, zarządza on rzeź niewiniątek. „Porwij duszę dziecka z piersi jej matki, Kościoła – powiada liberalizm – a zdobędziesz świat”. Oto prawdziwe pole bitwy między wiarą a niewiernością, kto zwycięża tutaj, ten zwycięża wszędzie.

 

Fragmenty książki ks. dr Felixa Sarda y Salvany, Liberalizm jest grzechem. Wydawnictwo WERS, Poznań 1995.

 

http://www.piotrskarga.pl/ps,496,16,1134,1,PM,przymierze.html