Infiltracja Kościoła

W Sankt Galen przez lata spotykali się kardynałowie, tworząc najwyraźniej coś w rodzaju partii politycznej. Proste pytanie brzmi: co się stało z autorytetem w Kościele? Dlaczego nikt nie reaguje nawet w sytuacji, w której jawnie głosi się komunistyczną ideologię?

Na tym właśnie polega infiltracja Kościoła. Oczywiście na tym właśnie. Nie wolno temu przeczyć, chyba że jest się całkiem naiwnym. Paraliż władzy kościelnej nie jest niczym nowym, to zjawisko, które występowało już od wielu, wielu lat. Dokumentuje to właśnie, jeżeli zechcemy się odwołać do konkretnych publikacji, książka Taylora Marshalla Infiltration, do której napisałem wstęp. Pokazuje ona wzrastający wpływ modernizmu, a częściowo także masonerii na życie Kościoła. Nie chcę powiedzieć, że moderniści byli po prostu masonami – tak nie było. Czasami mogło się zdarzyć, że te dwie grupy się ze sobą stykały, że te ideologie się przenikały. Jednak co do zasady były to równoległe prądy myślowe. Jeśli szukamy początków, to w sensie historycznym pierwsze próby przenikania do Kościoła tych prądów miały miejsce za czasów Leona XIII. Z jednej strony był to wielki papież. Był autorem wspaniałych encyklik propagujących wiarę katolicką i broniących jej. Potępiał też jednoznacznie masonerię i głoszoną przez wolnomularzy ideologię. Jednak to wszystko działo się w sferze doktryny. Praktyka była już nieco inna. Wtedy po raz pierwszy pojawili się wyraźnie liberalni biskupi. To był początek wielkiego procesu infiltracji. Jego sekretarz stanu, kardynał Rampolla, uchodził w oczach współczesnych za liberała. Utrzymywał on wyjątkowo zażyłe i dobre relacje ze skrajnie antykatolickim rządem we Francji, w całości niemal opanowanym przez masonów. Jednocześnie prowadził niechętną politykę wobec, jakby nie było, katolickiego cesarza Franciszka Józefa.

 

Jednak czy można to porównać z tym, co dzieje się obecnie w Kościele? W końcu była to chyba kwestia polityki. A Kościół pokazał przez wieki, że może zawierać różne przymierza i że względy praktyczne nie muszą iść w parze z religijnymi.

Polityka ma ogromne znaczenie dla życia Kościoła. Naturalnie. Weźmy inny przykład. W okresie Kulturkampfu, kiedy kanclerz Bismarck próbował całkowicie politycznie podporządkować sobie Kościół, niemieccy biskupi wykazali się ogromną odwagą i siłą charakteru. W prawdziwie heroiczny sposób bronili praw Kościoła i nie ustępowali przez prześladowaniami. Niestety, Leon XIII wie wykorzystał tej woli oporu i szybko zawarł kompromis. Tym samym można wręcz powiedzieć, że dążąc do kompromisu za wszelką cenę, złamał wolę oporu niemieckich katolickich biskupów. Zawierając układ z rządem niemieckim, zyskał spokój, ale bardzo osłabił Kościół. W efekcie mianowani przez niego w Niemczech kardynałowie byli bardzo umiarkowani, jak na tamte czasy wręcz politycznie poprawni. Przykładem był ówczesny kardynał Wrocławia/Breslau, kardynał Georg Kopp, który był w istocie kandydatem protestanckiego cesarza. Trzeba pamiętać, podczas Kulturkampfu był on biskupem Fuldy i jako jeden z bardzo nielicznych próbował porozumiewać się z kanclerzem Bismarckiem, często wbrew stanowisku pozostałych hierarchów. I za to właśnie, za to, że gotów był iść na ustępstwa wobec protestanckiego państwa, został później wynagrodzony. Proszę zobaczyć, jaki płynie z tego morał: opór i sprzeciw wobec linii państwa się nie opłaca, bo w ostatecznym rozrachunku Rzym nagrodził nie tych, którzy wiernie bronili praw Kościoła, ale ludzi kompromisu, uległości, podporządkowania się. Podobny wymiar miała polityka tak zwanego ralliement w stosunku do rządu Francji. 16 lutego 1892 roku papież Leon XIII skierował do katolików francuskich encyklikę Au milieu des sollicitudes, wzywającą ich do „przyłączenia się” (ralliement) do Republiki Francuskiej. Francuska masoneria odebrała to posunięcie papieskie jako swego rodzaju kapitulację. Po raz pierwszy w historii Leon XIII użył w pozytywnym znaczeniu terminu „demokracja chrześcijańska”. Cele były szczytne: papież wierzył, że odstępując od poparcie dla ruchu monarchistycznego i idąc na kompromis z rządzącymi Republiką Masonami, doprowadzi do ograniczenia otwarcie antykatolickiej polityki. Sam przyczynił się do złamania, uprawnionego przecież, demokratycznego oporu. Wcześniej katolicy mówili: nie uznajemy tego rządu. Tak, podporządkowujemy się prawom, ale nie uznajemy antychrześcijańskich praw. Leon XIII tę siłę politycznego katolicyzmu osłabił. Wskutek ralliement blok katolicki się rozpadł. Papież tak bardzo się zaangażował po stronie Republiki, że sprzeciwiającym się porozumieniu katolikom zagroził odmową spowiedzi i rozgrzeszenia. Dla mnie był to przykład drastycznego nadużycia władzy papieskiej: wiernych katolików zmuszano do akceptacji wrogiego im rządu. Antyklerykałowie dostali dodatkowy wiatr w żagle i nie mając już przeciw sobie poważnej siły, wprowadzili kolejne antyreligijne przepisy. Mówiąc o oddzieleniu państwa od Kościoła, w istocie chcieli pozbyć się chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej.

Także za czasów Leona XIII doszło do pierwszych przypadków przenikania modernistów do Kościoła, do zdobywania przez nich wpływów i pozycji. Na tym polegała właśnie infiltracja. Dopiero Pius X postanowił się temu przeciwstawić. Zobaczył on, jak bardzo modernizm przeniknął do seminariów. Oczywiście, ten wpływ nie był tak silny jak dziś, ale pierwsze oznaki już były widoczne. Tak więc o ile Leon XIII w teorii był niezwykle surowy i zachowywał w całości nienaruszony depozyt wiary, publikował wspaniałe teksty i był wielki obrońcą katolicyzmu, w praktyce podejmował decyzje trudne do obrony, otwierające Kościół na wpływy wrogów. Niech będzie, że była to polityka elastyczna. Wtedy też, za jego rządów, pojawili się biskupi i kardynałowie o bardziej liberalnych poglądach. Na pewno nie byli to moderniści, raczej ludzie trzeciej drogi, ludzie umiaru i kompromisu ze światem. Na szczęście Pius X zaciągnął hamulec bezpieczeństwa i podjął stanowczą rozprawę z modernizmem, jednak okres jego rządów był, patrząc na to z szerszej perspektywy, tylko okresem przejściowym. Został jakby wzięty w nawias. Po jego śmierci, na tron Piotrowy zostaje wybrany Benedykt XV, o którym powszechnie było wiadomo, że nie należał do sympatyków Piusa X i nie chciał kontynuować jego stanowczej, antymodernistycznej linii. Dlatego na biskupów i kardynałów nominował ludzi, którzy w stosunku do modernizmu zachowywali stanowisko bardziej zdystansowane. Stopniowo ich liczba w episkopacie rosła. Nie byli oni jeszcze modernistami, ale nie chcieli angażować się z całą mocą w obroną wiary. Podobnie było za pontyfikatu Piusa XI. Z jednej strony pisał wspaniałe encykliki, jak Mortalium Nimos, z drugiej – nie traktował zagrożenia modernistycznego poważnie jak jego wielki imiennik. Szukał też, tak jak Leon XIII, kompromisu politycznego. Z tego powodu wycofał poparcie dla cristeros w Meksyku i zgodził się na wyjątkowo niekorzystny dla katolików pokój. Także w jego czasach kandydaci na urząd biskupa coraz częściej byli ludźmi o dość liberalnym nastawieniu. Ogólnie mówiąc, jeśli chodzi o naukę wiary, wszyscy ci papieże byli jednoznacznymi obrońcami doktryny katolickiej. W kwestiach wiary i moralności co do zasady byli nieugięci i głosili jasno, bez dwuznaczności i jakichkolwiek ustępstw, prawdziwą naukę Kościoła. Natomiast ich polityka personalna, decyzje o nominacjach, kompromisy, na które szli, wszystko to pozwalało dojrzewać w Kościele siłom obcym, siłom światowym. Słowa zawarte w dokumentach to jedno, a ludzie to co innego. Już przed soborem [watykańskim II] zatem grunt był przygotowany. Wśród biskupów i kardynałów sporo było liberalnie nastawionych, elastycznie – nazwijmy to tak – myślących ludzi. Nie była to jeszcze większość, ale całkiem znacząca grupa.

Uważam, że z tego punktu widzenia decyzja Jana XXIII o zwołaniu soboru była wielkim błędem. Po co? Po to, żeby przygotować przepisy duszpasterskie? Przecież do czegoś takiego nie trzeba było zwoływać soboru. Pod koniec lat pięćdziesiątych biskupi byli bardzo mocno wewnętrznie podzieleni. To było już wtedy doskonale widoczne. Łatwo było też przewidzieć, że jeśli dojdzie do zwołania soboru, to w tak wielkim zgromadzeniu dobrze zorganizowana siła liberalna będzie odgrywać ogromną rolę.

 

Wiosna kościoła, która nie nadeszła; bp Athanasius Schneider w rozmowie z Pawłem Lisickim; Wydawnictwo Esprit; Kraków 2020, str 137-142

Granice posłuszeństwa

Ks. Piotr Teilhard de Chardin SI (1881-1955)

Bóg objawił nam tajemnicę Trójcy Świętej – Jedynego Boga w Trzech Osobach, zdefiniowany dogmat wiary katolickiej. Nie będąc w stanie zrozumieć tej tajemnicy w pełni, wiemy jednak że doktryna ta jest prawdziwa – ponieważ objawił ją sam Bóg. Kościół zaś podaje nam ją do wierzenie na mocy swego najwyższego autorytetu nauczycielskiego.

Mogłoby się zdarzyć – aby Bóg do tego nie dopuścił – że pewnego dnia wasz proboszcz (lub biskup a nawet sam papież lub III Sobór Watykański) stwierdzi: „Myliliśmy się przez te wszystkie lata. W rzeczywistości w Bogu są Cztery Osoby”.

Nawet gdyby taka absurdalna sytuacja rzeczywiście miała miejsce, nie musielibyście czekać aż kolejny papież czy też IV Sobór Watykański wypowiedź tę skoryguje. Odnosząc się do tej kwestii definicja doktrynalna już istnieje.

Bóg nie mógłby objawić minionym pokoleniom czegoś, co nie byłoby prawdziwe, i co mogłoby zostać uzupełnione lub skorygowane w czasach późniejszych. Jak to określił I Sobór Watykański, definicje doktrynalne są niezmienne z samej swej natury, prawdziwość ich nie zależy od późniejszych opinii papieży, kardynałów, biskupów i księży. To co prawdziwe było wczoraj, nie może przestać być prawdziwe dziś ani jutro. To niemożliwe.

Obecnie jednak wielu katolików mówi: „Cóż, tak nauczano przed II Soborem Watykańskim. Obecnie Kościół już tego nie uczy. Słuchamy głosu zwyczajnego i żywego Magisterium. Obecnie papież i biskupi uznali za oficjalną doktrynę Kościoła Nową Teologię Henriego de Lubaca i Hansa Urs von Balthasara”.

Prawdą jest, że papieże i biskupi w trakcie minionego półwiecza w wielkim stopniu przyczynili się do obecnego zamieszania w kwestiach doktrynalnych. Nie ma jednak znaczenia, kto nowinki takie propaguje. Jeśli papież ani obradujący pod jego przewodnictwem sobór nie bronią dogmatu wiary, wówczas słowa ich muszą być oceniane wedle nieomylnych probierzy prawdziwego Magisterium Kościoła. Jeśli to, co jakiś człowiek mówi, sprzeczne jest ze stałym i powszechnym nauczaniem Kościoła, albo jakąkolwiek z jego uroczystych definicji, wówczas człowiek taki rozpowszechnia nauczanie fałszywe.

Błąd jest błędem. Żadna ludzka władza nie jest w stanie tego zmienić – nawet sam papież.

Dlatego właśnie każda doktryna musi być osądzana w oparciu o niezmienne definicje.  Przypadkach wątpliwych możemy przyjąć podejrzane nauczanie jedynie z zastrzeżeniem, natomiast w sytuacji gdy w oczywisty sposób sprzeczne jest ono ze zdefiniowanymi dogmatami katolickimi, musimy trzymać się artykułów wiary w takim dokładnie rozumieniu, w jakim zostały one zdefiniowane – a równocześnie unikać nauk głoszących coś przeciwnego.

Vaticanum II nie może być uważany za „Supersobór”, wymazujący nauczanie wszystkich soborów poprzednich, żaden sobór nie jest bowiem władny tworzyć doktryny wedle swego widzimisie.

Jako, że II Sobór Watykański nie chciał definiować dogmatów ani potępić błędów, wszystkie elementy jego nauczania, które nie były wcześniej głoszone przez nieomylne Magisterium (czy to nadzwyczajne czy też powszechnie i zwyczajne) muszą być oceniane  świetle uprzedniego nauczania, a zwłaszcza uroczystych definicji doktrynalnych. To nieomylne Magisterium jest probierzem użyteczności i ortodoksji Vaticanum II – a nie odwrotnie.

Obecnie jednak ludzie starają się redefiniować dogmaty katolickie w świetle Vaticanum II, nawet wbrew uroczystym definicjom. Niezdrowość tej sytuacji uznał sam kard. Ratzinger (który później został papieżem Benedyktem XVI):

„Drugi Sobór Watykański nie został potraktowany jako część całej, żywej Tradycji Kościoła, ale jako koniec Tradycji, nowy start od zera. Prawda jest taka, że sobór ten w ogóle nie zdefiniował żadnego dogmatu i świadomie wybrał skromną rangę soboru zaledwie pastoralnego. A jednak wielu traktuje go tak, jakby uczynił on z siebie superdogmat odbierający ważność wszystkim pozostałym”.

Św. Feliksowi III, papieżowi z V wieku, przypisywana jest następująca maksyma odnosząca się do obrony prawdy:

„Brak sprzeciwu wobec błędu jest jego zatwierdzeniem, a nie bronienie prawdy oznacza jej tłumienie”.

Słowa te są prawdziwe zwłaszcza w odniesieniu do sprzeciwiania się błędom doktrynalnym oraz obrony prawdziwej wiary – niezależnie od tego, kto te błędy głosi. Nawet papieżowi wolno się opierać, gdyby postępował w sposób sprzeczny z wiarą lub wyrządzał szkodę Kościołowi.

 

Fatima – życie lub śmierć; ks. Mikołaj Gruner; Wydawnictwo Antyk Marcin Dybowski

 

Święty Karol Boromeusz

KBoromeuszPochodził z arystokratycznego rodu Borromeo z Lombardii. Jego ojciec Gilberto był członkiem senatu mediolańskiego, gubernatorem Lago Maggiore a matka Małgorzata de Medici była siostrą późniejszego papieża Piusa IV. Bardzo wcześnie rodzice zdecydowali przeznaczyć go do stanu duchownego, w wieku dwunastu lat otrzymał tonsurę jak i dochody z zamożnego opactwa benedyktynów. W roku 1558 umiera jego ojciec i rodzina powierza zarządzanie majątkiem rodu dwudziestoletniemu, studiującemu jeszcze Karolowi.
Rok później, w 1559 umiera papież Paweł IV, a jego następcą zostaje wybrany kardynał de Medici, wuj Karola. Przyjmuje imię Piusa IV a swojego bratanka w krótkim czasie mianuje kardynałem oraz Sekretarzem Stanu, co odpowiada stanowisku premiera w rządzie. Karol miał wtedy 21 lat.
Młodość oraz znamienita fortuna sprzyjały wystawnemu i okazałemu życiu. Mimo to potrafił wywiązywać się z powierzanych mu obowiązków i pracować nad swoją duchowością. Zostaje mu przydzielona diecezja mediolańska. W roku 1561 papież postanawia wznowić obrady przerwanego soboru trydenckiego. Karol jest sekretarzem i bliskim współpracownikiem papieża w trakcie tych przygotowań. W połowie roku 1563, mając 25 lat przyjmuje święcenia kapłańskie a pod koniec tego samego roku zostaje wyświecony na biskupa. Przyjęcie święceń jak i spotkanie z ojcami soborowymi jest dla Karola dużym przeżyciem duchowym powodującym całkowitą odmianę w życiu.
Odtąd jego życie wypełnione jest duchem modlitwy i pokuty. Zwalnia dużą część swojego licznego dworu, usuwa zbytek ze swojego otoczenia. Mimo rozlicznych zajęć ma czas na długotrwałe rozmyślania w kaplicy. W pałacu arcybiskupim zajmuje dwa pokoje – jeden służy mu za sypialnię, drugi za biuro.
Jest święty Karol Boromeusz osobą, która zdecydowanie i konsekwentnie wdrażała w życie postanowienia i dekrety soboru trydenckiego. Jest on przykładem pasterza, biskupa, ojca duchowego oraz budowniczego wspólnoty i jej odnowiciela.
Jednym z postanowień św. Karola, zgodnym z duchem soboru było, aby pasterz przebywał w swojej diecezji. Przed jego przybyciem do Mediolanu od osiemdziesięciu lat nie było tam biskupa na stałe – rezydował poza diecezją. Skutkiem wieloletnich zaniedbań autorytet biskupa nie liczył się zupełnie a władze świeckie rządziły się w sprawach Kościoła według własnego uznania. Aby odnowić i uzdrowić diecezję należało włożyć dużo wysiłku w rozwiązywanie konfliktów z władzami świeckimi jak i kapłanami oraz zakonnikami.
O trudnościach i niebezpieczeństwach może świadczyć zamach na kardynała dokonany przez jednego z mnichów, który nie zgadzał się z reformami św. Karola. Z odnową diecezji związana była wizytacja parafii, kolegiat jak i domów zakonnych na jej terenie. Mediolańska archidiecezja była bardzo rozległa terytorialnie. W drugiej połowie XVI wieku obejmowała ok. 800 parafii, 50 kolegiat, setki kaplic, ok. 3 tysięcy księży diecezjalnych i ok. tysiąca zakonnych, sześćdziesiąt zakonów. Aby sprostać ogromowi pracy kardynał Karol Boromeusz dobiera do pomocy wikariuszy generalnych, którzy mieli za zadanie wspomagać go w dziele odnowy. Sam arcybiskup Boromeusz był również wychowawcą i wzorem dla kapłanów. Jednym z jego wymogów było żądanie przestrzegania noszenia tonsury oraz noszenia sutanny a nie świeckich ubrań. Przypominał kapłanom o obowiązku cotygodniowej spowiedzi oraz dbał szczególnie o czystość naczyń sakralnych, bielizny ołtarzowej jak i szat liturgicznych. Opiekę kardynała znać było również w samym wystroju katedry, która miała być stosownym i pięknym miejscem modlitwy. Podzielił nawę kościoła na dwie części, żeby rozdzielić mężczyzn i kobiety podczas nabożeństwa.
Wizytując swoją diecezję stwierdzał te same bolączki, które trapiły cały ówczesny Kościół: nieobecność duszpasterzy, świecki sposób życia, nadużywanie beneficjów, gorszący konkubinat niektórych duchownych. W całej swojej archidiecezji nie było ani jednego kościoła, którego by św. Karol Boromeusz nie wizytował przynajmniej dwa razy w trakcie swojej posługi biskupiej.
Jedną z zasadniczych i koniecznych reform zalecanych przez sobór było otwarcie w każdej diecezji seminarium duchownego. Wykształcenie księży była bardzo słabe i ojcowie soboru mieli tego świadomość. Pierwsze seminarium powstało w Rzymie w 1563 a w następnym roku w Mediolanie jezuici zakładają kolejne na prośbę św. Karola. Działania arcybiskupa nie ograniczają się tylko do seminarium – poleca zakładanie szkół chrześcijańskich dla chłopców i dla dziewcząt. KBoromeusz2
Jedną z ważnych decyzji soboru była redakcja katechizmu. Św. Karol był żywo zainteresowany jego redagowaniem Zachowała się jego korespondencja z kardynałem Stanisławem Hozjuszem, w której wyraża swoją radość z tego dzieła. Katechizm ten przez następne 400 lat był wzorem i przykładem do tworzenia katechizmów diecezjalnych.
Kardynał Karol Boromeusz zwołał 13 synodów diecezjalnych oraz 5 prowincjonalnych, był fundatorem przytułków: dla bezdomnych, dla dziewcząt i kobiet, sierocińców. Kiedy w mieście wybuchła epidemia nakazał otworzyć spichlerze i rozdawać żywność ubogim a on sam w procesji pokutnej, na bosaka szedł ulicami Mediolanu. Interesował się także odnową liturgii, mszału, brewiarza, muzyki kościelnej i śpiewu. Działania podjęte w Mediolanie były wzorem dla innych, dlatego można było napisać: „reforma Kościoła była córką reformy mediolańskiej”.
Abp kardynał Karol Boromeusz umiera w roku 1584 w wieku zaledwie 46 lat z powodu skrajnego wyczerpania organizmu. Jeszcze za życia uważany był za świętego. Proces beatyfikacji został zakończony już w 1602 roku a kanonizacji w 1610. Dzień 4 listopada papież wyznaczył na dzień corocznej pamiątki.
W „Historii papieży” napisano o nim: „Pośród heroicznych postaci Kościoła wieku szesnastego pozostanie, jako jeden z największych; jego zasługi prawodawcze nie były chwilowe; stał się wzorem nieprzemijającym”.
Jest patronem bibliotekarzy, proboszczów, profesorów seminarium, instytutów wiedzy katechetycznej.
Jego relikwie spoczywają w krypcie katedry mediolańskiej a rodzinny zamek w Arona został zamieniony na kościół.
W ikonografii św. Karol Boromeusz przedstawiany jest w stroju kardynalskim. Jego atrybutami są: bicz, czaszka, gołąb, kapelusz kardynalski, krucyfiks, postronek na szyi, który nosił podczas procesji pokutnych. Wyróżniał się szczególnym nabożeństwem do Męki Pańskiej i nigdy nie rozstawał się z krzyżem. Do Polski kult św. Karola Boromeusza dotarł już kilkanaście lat po jego śmierci. Kolebką jego kultu są Niepołomice w archidiecezji krakowskiej. Św. Karol patronuje wielu świątyniom w Polsce – w Warszawie są aż dwie pod jego wezwaniem. Działa też w Polsce (głównie na Śląsku) zgromadzenie sióstr boromeuszek.

 

Tekst pierwotnie ukazał się w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w LISTOPADZIE 2013 roku

Credo trydenckie

XIX Sobór Powszechny, Trydencki (1545-1563) zarządził, że każdy nowo mianowany dostojnik kościelny: biskup, kardynał, kanonik, beneficjariusz, rektor uniwersytetu i profesorowie muszą podpisać prawowierne wyznanie wiary (25 sesja, rozdz. II, „De reformatione”). Formuły jednak nie wyznaczył. Dopiero po zamknięciu Soboru — na prośbę teologów: św. Piotra Kanizego i Possevina — Pius IV już po zatwierdzeniu dekretów bullą „Benedictus Deus” (1564, Dz.1963 n. 1847) opublikował wyznanie wiary, które potocznie zwie się „trydenckim”.
Zawiera ono:
1. Symbol konstantynopolski (381),
2. wszystkie definicje Trydenckiego Soboru,
3. oświadczenie o przyjęciu Kościoła rzymskiego jako „Mater et Magistra”,
4. przyrzeczenie wierności papieżowi.
W 1877 r. Św. Kongregacja Soboru dodała zdanie o nieomylności papieża, a w 1910 r. św. Pius X nakazał, aby dołączono „przysięgę antymodernistyczną”.
Wartość tego wyznania wiary: nie wnosi ono nic nowego poza tym, co zadecydował Sobór Trydencki.
Mają obowiązek podpisać to wyznanie wiary:
1. Biskupi w obecności nuncjusza (wysyłają do Rzymu tekst własnoręcznie podpisany),
2. członkowie kapituły diecezjalnej (w ciągu dwóch miesięcy od dnia promocji),
3. proboszczowie,
4. przełożeni zakonni,
5. doktorzy i profesorowie uniwersytetów katolickich,
6. nowi magistrzy i doktorzy,
7. kandydaci do święceń wyższych stopni,
8. katoliccy cenzorzy dzieł teologicznych,
9. neoprezbiterzy, którzy rozpoczynają pracę apostolską.

 

Ja N… mocno wierzę i wyznaję każdą prawdę z osobna i wszystkie razem, jakie zawiera Symbol wiary świętego Kościoła rzymskiego, a mianowicie:
Wierzę w jednego Boga Ojca Wszechmogącego, stworzyciela nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych; i w jednego Pana Jezusa Chrystusa, jednorodzonego Syna Bożego, narodzonego z Ojca przed wszystkimi wiekami, Boga z Boga, światłość z światłości, Boga prawdziwego z Boga prawdziwego; zrodzonego nie stworzonego, współistotnego Ojcu, przez którego wszystko się stało; który dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba i przyjął ciało za sprawą Ducha Świętego z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem; który ukrzyżowany został dla nas pod Ponckim Piłatem, poniósł mękę i został pogrzebany; zmartwychwstał trzeciego dnia według Pisma św., wstąpił do nieba, siedzi po prawicy Ojca i znowu przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych, a panowaniu jego nie będzie końca; i w Ducha Świętego, Pana i Dawcę życia, który od Ojca i pochodzi, który wspólnie z Ojcem i Synem cześć i chwałę odbiera, który mówił przez Proroków; i w jeden święty, powszechny i apostolski Kościół. Wyznaję jeden chrzest na odpuszczenie grzechów. Oczekuj wskrzeszenia zmarłych i żywot przyszłego wieku. Amen
Najochotniej uznaję i przyjmuję to, co Apostołowie i Kościół podają do wierzenia, oraz wszystkie tegoż Kościoła zwyczaje i ustawy.
Podobnie przyjmuję Pismo św. według tego znaczenia, w jakim je pojmowała i pojmuje święta Matka Kościół, do którego należy wydanie sądu. o prawdziwym znaczeniu i wyjaśnianiu Pisma św. Nigdy nie będę go pojmował i wyjaśniał inaczej, jak zgodnie z jednomyślnym przekonaniem Ojców.
Wyznaję także, że siedem jest w prawdziwym i właściwym tego słowa znaczeniu sakramentów Nowego Prawa, ustanowionych przez Pana naszego Jezusa Chrystusa dla zbawienia rodzaju ludzkiego, chociaż nie w tym sensie, by wszystkie były każdemu niezbędne. Są nimi: chrzest, bierzmowanie, Eucharystia, pokuta, sakrament chorych, kapłaństwo i małżeństwo. Wyznaję, że przynoszą one łaskę, z tym że chrztu, bierzmowania i kapłaństwa nie można powtarzać bez świętokradztwa. Przyjmuj także przyjęte i potwierdzone przez katolicki Kościół obrzędy używane podczas uroczystego sprawowania wszystkich wyżej wymienionych sakramentów.
Uznaje i przyjmuję wszystko w całości i każdą rzecz z osobna, co zostało określone i ogłoszone na świętym Soborze Trydenckim na temat grzechu pierworodnego i usprawiedliwienia.
Wyznaje również, że we Mszy św. ofiaruje się Bogu prawdziwą, właściwą. przebłagalną Ofiarę za żywych i umarłych oraz że w Najświętszym Sakramencie Eucharystii jest prawdziwie, rzeczywiście i istotnie obecne Ciało i Krew wraz z Duszą i Bóstwem Pana naszego Jezusa Chrystusa, że tam dokonuje się przemiana całej substancji chleba w Ciało i całej substancji wina w Krew, którą to przemianę katolicki Kościół nazywa przeistoczeniem. Wyznają także, iż nawet pod jedną tylko postacią przyjmujemy całego i nie umniejszonego Chrystusa oraz prawdziwy sakrament.
Wierzę niezachwianie, że istnieje czyściec i że duszom tam zatrzymanym pomagać może wstawiennictwo wiernych. Wierzę również, że należy czcić i wyznawał świętych, królujących razem z Chrystusem, którzy ofiarują za nas modlitwy swe Bogu i których relikwie trzeba czcią otaczać. Uznają stanowczo, iż należy mieć i zachowywać. obrazy Chrystusa. Najświętszej Panny Matki Bożej i innych świętych oraz oddawać im należną cześć i poszanowanie.
Uznają też, że Chrystus Pan udzielił Kościołowi władzy nadawania odpustów i że korzystanie z nich jest bardzo zbawienne dla wiernych.
Uznaję święty, katolicki i apostolski Kościół rzymski, Matką i Mistrzynię wszystkich kościołów, a Rzymskiemu Biskupowi, następcy Księcia Apostołów błogosławionego Piotra, jako namiestnikowi Jezusa Chrystusa ślubuj i przyrzekam prawdziwe posłuszeństwo.
Podobnie wszystko inne, co przez święte kanony i powszechne soboru; a przede wszystkim święty Synod Trydencki i powszechny Sobór Watykański, zostało podane, wykreślone i wyjaśnione zwłaszcza o prymacie Rzymskiego Biskupa i nieomylnym jego nauczaniu – bez wahania przyjmuję i wyznaję; zarazem wszystkiego, co przeciwne, wszelkich herezji przez Kościół potępionych, odrzuconych i wyklętych ja również nie uznaję, potępiając je, odrzucając i wyklinając.
Tę prawdziwą katolicką wiarę, poza którą nie może być nikt zbawiony, a którą w chwili obecnej bez przymusu wyznaję i naprawdę podzielam, tę samą całą i nieskalaną aż do ostatecznego tchnienia życia z pomocą Bożą stale dochowywać i wyznawać będę oraz dołożę wszelkiego starania, by moi podwładni lub inni, z urzędu mej opiece powierzeni, tę wiarę wyznawali i w niej byli pouczeni – ja tenże sam N… obiecuję i ślubuję, i przysięgam: tak niechaj mi dopomoże Bóg święta Jego Ewangelia.

Jako nieodłączna część jest przysięga antymodernistyczna

Celibat kapłański

Zarówno celibat kapłański, jak i dziewictwo Matki Bożej są obecnie (…) niepopularne, jeśli nie wręcz podważane i atakowane. Nawet w samym Kościele celibat był często na przestrzeni wieków kwestionowany lub lekceważony ze względu na trudności w jego zachowaniu. Był to jednak skutek raczej ludzkiej słabości i nie stanowił bezpośredniego ataku na samą doktrynę.

(…)

zwiastowanieCzystość kapłana związana jest bezpośrednio ze świętymi tajemnicami, a zwłaszcza z Eucharystią, których jest on strażnikiem i szafarzem. Tak jak w przypadku Najświętszej Maryi Panny czystość ta koncentruje się na Obecności Chrystusa, gdy chodzi o Nią – na Wcieleniu, w przypadku kapłana zaś – na sakramentach. Z tego właśnie powodu stan czystości kapłana jest doskonalszy i bardziej wymagający niż w przypadku zakonników. Zakonnik składa śluby po to, aby osobiście iść za radami Chrystusa. Korzyści natury apostolskiej mają tu charakter drugorzędny.

Zakonnik stara się przede wszystkim o swoją własną doskonałość, a dopiero potem o doskonałość swych bliźnich. Kapłan natomiast żyje w celibacie, ponieważ konsekrowany jest dla sprawowania świętych tajemnic. Konsekrację otrzymuje dla dobra całego Kościoła, misja jego jest więc ze swej natury apostolska. Jego celibat jest dla innych. Kapłan musi starać się uobecniać Chrystusa w świecie dla uświęcenia swych bliźnich. Jego osobista doskonałość jest skutkiem jego kapłańskiej konsekracji i wierności jego apostolatowi.(…)

Kapłaństwo istnieje na świecie dla jego uświęcenia. Na tym właśnie polega podobieństwo kapłaństwa do życia Matki Bożej: zamężnej Niewiasty żyjącej w świecie, choć w oczywisty sposób nie będącej „z tego świata”. Zachowała Ona dziewictwo ze względu na dzieło Wcielenia, a nie dlatego, iż był to stan uświęcający. Jej świętość skłoniła Ją do zachowania dziewictwa, a dziewictwo przygotowało Ją na Wcielenie. Celem Jej celibatu było odkupienie świata. Celibat kapłański jest również dla świata. Oba one uobecniają na świecie Chrystusa. (…)

W czasie kryzysu, w jakim pogrążony jest obecnie Kościół Boży, celibat jest atakowany. Z pewnością atakuje się w ten sposób samą cnotę czystości, jednakże głównym powodem jest bez wątpienia ignorancja i brak wiary w Eucharystię. Ludzie, którzy nie znają lub nie rozumieją wzniosłości tajemnic chrześcijańskich, nie potrafią zrozumieć dlaczego szafarze tych tajemnic muszą pozostawać oddzieleni od życia rodzinnego i właściwych im relacji. Nikt przecież nie musi zachowywać celibatu, aby przewodniczyć zgromadzeniu.

 

Ks. James Doran FSSPX

Najświętsza Maryja Panna a celibat kapłański, Zawsze Wierni, nr 4(179) lipiec-sierpień 2015

Duch czasów w Kościele

Wielu świętych swoje nauki i cele zawarło w ułożonych modlitwach. Tymi modlitwami zwracali się do Boga i dzięki nim otrzymywali łaski. Kościół Katolicki przeprowadzając proces beatyfikacyjny uznał, że są one zgodne z Objawieniem i doktryną katolicką. Jako takie mogą być używane. Wiadomym jest, że św. Maksymilian Maria Kolbe przebywając w Rzymie był widzem odbywający się w roku 1917 pochodów czczących 200-lecie powstania masonerii. Przerażony tym co zobaczył postanawia założyć Rycerstwo Niepokalanej. Dla tego Rycerstwa ułożył akt strzelisty do codziennego odmawiania.

O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy
i za wszystkimi, którzy się do Ciebie nie uciekają, a zwłaszcza za masonami i poleconymi Tobie.

W późniejszych latach stosunek o. Kolbego do masonerii wzbudzał w niektórych środowiskach wiele kontrowersji. Tymczasem ta modlitwa ukazuje, że był on pozbawiony wszelkiej nienawiści do masonów, a motywowała go jedynie ewangeliczna troska o ich zbawienie.

Jednak, ze względu właśnie na owe kontrowersje, modlitwę „ocenzurowano”, zastępując masonów bardziej ogólnikowym, choć niewątpliwie szerszym zwrotem: „nieprzyjaciele Kościoła Świętego”. W czasach, kiedy często nawet w Kościele wielu nie chce nazywać w sposób zdecydowany zła po imieniu, trudno oczekiwać powrotu do pierwotnej wersji modlitwy.

 

Zmiany w modlitwach były podyktowane dostosowaniem do życia bieżącego. Dostosowano się do wymagań osób będących poza Kościołem. Metoda i sposób zostały pokazane a teraz tą samą droga idą próby dalszych zmian.

 

W opinii katolickiego publicysty Mathiasa von Gersdorffa niemiecki Episkopat podjął fatalną decyzję, reformując kościelne prawo pracy tak, aby wyjść naprzeciw publicznym cudzołożnikom. (…)

Kościół poluzował prawo pracy – i zrobił to „z własnej woli, o czym można przeczytać w prasowym oświadczeniu niemieckiego Episkopatu” – pisze von Gersdorff. „Wstąpienie, przykładowo, w homoseksualny związek partnerski nie będzie już więcej prowadzić do wypowiedzenia” – dodaje.

„Katolickie stowarzyszenia zapłacą za to nawet ceną swojej katolickiej tożsamości. W wielu krajach Kościół walczy, by nie zostać przez prawo zmuszonym do podobnych rozwiązań – w Niemczech chętnie ugina się przed duchem czasu” – czytamy dalej.

http://www.pch24.pl/von-gersdorff–kosciol-w-niemczech-ugial-sie-przed-duchem-czasu,35612,i.html

Ugięcie się przed duchem czasów Kościoła Katolickiego nastąpiło już jakiś czas temu. A tak naprawdę to było hasło i cel II Soboru Watykańskiego – adżiornamento czyli uwspółcześnienie, aktualizacja, dostosowanie do dzisiejszego dnia; dosł. udzisiejszenie. Silne i liczne głosy domagające się komunii św. dla rozwodników będą podstawą do kolejnego kroku adżiornameto w Kościele oraz wdrażania postanowień Soboru Watykańskiego II. Jak podaje sam Paweł VI w encyklice Ecclesiam suam poświęconej relacji Kościoła i współczesnego świata: [Kościół ma] czujnie śledzić znaki naszych czasów, i dzięki młodzieńczej gorliwości, zawsze i wszędzie doświadczać wszystkich rzeczy, a co szlachetne – zachować.

Jak widać Kościół najpierw ma doświadczyć wszystkiego by następnie zachować to co jest szlachetne.

Heretyckie źródła Nowej Ewangelizacji

1980: Powstaje pierwsza Kerygmatyczna Szkoła Ewangelizacji w Meksyku, zwana wówczas Szkołą Apostołów, dzięki wizji i współpracy świeckiego katolika, Jose H. Prado Floresa oraz pastora zielonoświątkowego Wiliama Finke.

http://snepallotyni.pl/historia

w 1980 powstaje pierwsza kerygmatyczna Szkoła Nowej Ewangelizacji w Meksyku po to, aby chrześcijanie chcieli publicznie wyznawać wiarę. – José H. Prado Flores miał wiedzę teologiczna, był po studiach biblijnych, jednak zaczęło go nurtować pytanie: „Dlaczego my, katolicy, nie potrafimy w tak żywy sposób przeżywać swojej wiary jak wspólnoty zielonoświątkowe?” – tłumaczy ks. dr Przemysław Sawa, członek Zarządu SESA Polska, pasterz Diecezjalnej Szkoły Nowej Ewangelizacji.
Przyjacielem José Prado Floresa był pastor zielonoświątkowy William Finke, z którym założył pierwszą kerygmatyczną szkołę ewangelizacyjną w Meksyku, zwaną wtedy Szkołą Apostołów. Kilka lat później José H. Prado Flores poznał ojca Emiliano Tardifa, który po cudownym uzdrowieniu z gruźlicy otrzymał niezwykły charyzmat uzdrawiania. Ich współpraca zaowocowała powstaniem programu szkół KEKAKO (Kerygmat Karisma Koinonia), co można streścić jako głoszenie podstawowych prawd wiary w charyzmacie Ducha Świętego.

http://www.fronda.pl/a/nowa-ewangelizacja-w-mocy-ducha-spuscizna-po-cristiadzie,28405.html

Jose Prado Flores – świecki teolog zachwycił się świeżością wiary Zielonoświątkowców i zapragnął, aby takie ożywienie wiary nastąpiło w Kościele katolickim.

http://www.niedziela.pl/wydruk/106824?ra=nd

 

Dziś głównym partnerem ekumenicznych relacji Kościoła powinni być zielonoświątkowcy. Są oni bowiem największym po katolikach wyznaniem chrześcijańskim. Słyną jednak ze swej antykatolickiej postawy. My z kolei musimy uważać, by nie przejmować od nich kontrowersyjnych metod ewangelizacji – powiedział przewodniczący Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan. Przebywający w Stanach Zjednoczonych kard. Kurt Koch dokonał bilansu aktualnego stanu relacji ekumenicznych.

http://info.wiara.pl/doc/1001156.Kardynal-Koch-o-zmieniajacym-sie-ekumenizmie

Członkowie ursynowskiej wspólnoty Chefsiba, wyrosłej z ruchu Światło-Życie, po latach flirtowania z herezją, publicznie wyznali wiarę i przeprosili za błędy. Nad ich powrotem do katolickiej nauki czuwać będą księża orioniści.
Wspólnota wyrosła w latach 80-tych z Ruchu Światło–Życie w parafii Wniebowstąpienia Pańskiego na Ursynowie. Jej członkowie, wyraźnie zafascynowani protestancką herezją, dostosowywali obrzędy i swoje działania do jej wymogów. We wspólnotowej formacji byli mocno skupieni na słowie Bożym i czerpali z doświadczeń Szkoły Nowej Ewangelizacji, coraz bardziej otwierając się na inne wyznania.

Read more: http://www.pch24.pl/uwiedziona-protestantyzmem-wspolnota-wyznaje-grzech-i–pragnie-wrocic-do-kosciola,16006,i.html#ixzz2Y9mob1mp

Kto modli się z heretykami, sam staje się heretykiem” – św. Agaton

media-639659-2„Kościół powszechny brzydzi się każdą nowością”.
św. Celestyn. Epistula 21 Apostolici verba ad episcopos Galliarum.

W samym zaś znowu Kościele trzymać się trzeba silnie tego, w co wszędzie, w co zawsze, w co wszyscy wierzyli. To tylko bowiem jest prawdziwe i właściwie katolickie, jak to już wskazuje samo znaczenie tego wyrazu, odnoszące się we wszystkim do znamienia powszechności.
“Commonitorium” święty Wincenty z Lerynu

„Ponieważ wszelka herezja początek swój wzięła z nowości, dlatego aby się okazała godną tej nazwy, nigdy nie zaprzestaje wprowadzać innowacji”.
św. Hilary z Poitiers. Z listu do cesarza Konstancjusza – arianina

„Zwolenników błędów należy dziś szukać już nie wśród otwartych wrogów Kościoła, ale w samym Kościele: ukrywają się oni – że tak powiemy – w samym wnętrzu Kościoła; stąd też mogą być bardziej szkodliwi, bo są mniej dostrzegalni”.
św. Pius X. Encyklika Pascendi Dominici Gregis.

„Owi wrogowie Objawienia Bożego najwyższymi pochwałami obsypują postęp ludzki, usiłując z zuchwalstwem iście świętokradzkim, wprowadzić go do religii katolickiej, jak gdyby ta nie była dziełem Bożym, ale ludzkim, wynalazkiem filozoficznym podlegającym doskonaleniu”.
Pius IX. Encyklika Qui pluribus.

Bezstresowy ekumenizm

Dostałem pytanie co jest niewłaściwego w cytacie z Nostra aetate:

Kościół katolicki nic nie odrzuca z tego, co w religiach owych prawdziwe jest i święte. Ze szczerym szacunkiem odnosi się do owych sposobów działania i życia, do owych nakazów i doktryn, które chociaż w wielu wypadkach różnią się od zasad przez niego wyznawanych i głoszonych, nierzadko odbijają promień owej Prawdy, która oświeca wszystkich ludzi”.

 

Z nauczania Kościoła wiemy, że Prawdą i Drogą jest Jezus Chrystus. Co do tego nie ma wątpliwości.

 

Podejście prezentowane w tej deklaracji jest przeciwne logice zdań. Nie należy już odrzucać całości błędnego, fałszywego nauczania ale powinno się chronić i wspierać dobra duchowe i moralne które mogą się w nich znajdować. Z podanego cytatu wynika, że błąd należy najpierw szczegółowo poznać zwracając baczną uwagę na to co jest w nim prawdziwe i święte. Błąd i fałsz należy odcedzić zostawiając rzeczy wartościowe którym należy się szacunek.

Spróbujmy zastosować takie podejście do życia materialnego, do sytuacji z naszego życia materialnego. Porównanie takie przybliży nauczanie zawarte w tej deklaracji czyniąc ją łatwiejszą do zrozumienia.

Kucharz przygotowujący potrawę i podając ją na stół wie o tym, że jeden błąd w przygotowaniu czyni całą potrawę niejadalną. Co z tego, że potrawa jest świetnie podana, pięknie wygląda, pachnie oszałamiająco gdy jest przesolona. Nic jej nie pomoże, jest przesolona i zachwycanie się pozostałymi walorami nie zmieni tego w żaden sposób. Spożycie takiej potrawy narazi nas na konieczność spożywania dużej ilości płynów, co i tak nie ugasi naszego pragnienia.

Zgodnie z podanym na początku cytatem nie należy zwracać uwagi na negatywy, ale skupić się na wyglądzie, zapachu, kolorze, kształcie podanej potrawy.

Zastosowanie podejścia z deklaracji w życiu codziennym zobaczyć można patrząc uważniej na kwestię wychowania, dzieci i młodzieży. Złego, nagannego zachowania nie piętnujemy i nie karzemy, nie dążymy do wyeliminowania takich postaw  ale staramy się znaleźć dobre strony takiej sytuacji. Jest to podejście wspierające tzw bezstresowe wychowanie. Rodzice, wychowawcy starają się znaleźć pozytywy, ziarna dobra. W konsekwencji mamy dzieci i młodzież wychowaną bezstresowo, nie znającą swojego charakteru, a co za tym idzie nie umiejącą radzić sobie z niedogodnościami, trudnościami problemami życia codziennego.

Stosując takie podejście następuje bagatelizacja zła, które nie jest odrzucane ale zaczyna być analizowane a przez to następuje powolna jego akceptacja. Zło chętnie dobiera sobie jakieś elementy dobra, by łatwiej trafić do odbiorcy. Zło chętnie traktuje dobro jak listek figowy by za nim ukryć swoje prawdziwe oblicze.

 

Indukcja i dedukcja w teologii

Ks. Thomas Reese w artykule zamieszczonym w „National Catolic Reporter” pod tytułem „ Na czym polega innowacyjność w pracach synodu za pontyfikatu papieża Franciszka” podaje cztery powody kładąc nacisk na fakt, że „jest on raczej indukcyjny niż dedukcyjny”.

Co kryję się za tymi określeniami?

Niepokalanie-Poczeta_-_P.P._Rubens_-_Prado_-_P1627_-_2

P.P. Rubens – Galeria Prado

Ks. Jacques Dupuis SJ w swoich książkach przedstawia dwie metody dochodzenia do teologicznej konkluzji. Pierwszą jest stara metoda dedukcyjna a drugą nowa – indukcyjna. W metodzie dedukcyjnej wychodzimy od niezmiennego dogmatu Kościoła katolickiego a następnie przyglądamy się sytuacji czy też zjawisku i interpretujemy je w tym duchu i w tym świetle. Dogmat jest ustalony, znany i niezmienny, stanowi punkt odniesienia i fundament który pozwala znaleźć sposób i metodę działania duszpasterskiego. Przykładem może być istniejący od ok. 1910 roku wśród protestantów „ruch ekumeniczny”. Stanowisko katolików wychodziło od doktryny, „poza Kościołem nie ma zbawienia” i dochodziło do wniosku, że wszelkie kontakty z protestantami muszą mieć jeden zasadniczy cel: doprowadzenie niekatolików do Kościoła. Jak pisał papież Pius XI w encyklice „Mortalium animos”Pracy nad jednością chrześcijan nie wolno popierać inaczej, jak tylko działaniem w tym duchu, by odszczepieńcy powrócili na łono jedynego, prawdziwego Kościoła Chrystusowego, od którego kiedyś, niestety, odpadli.

Ksiądz J. Dupuis stwierdza, że nie jest to jedyna metoda wnioskowania. Metoda indukcyjna wyprowadzona została z Optatam totius II Soboru Watykańskiego. Wymieniony jezuita pisze: „Dokonała się radykalna wolta polegająca na stopniowym wprowadzaniu odwrotnej metody, która w przeciwieństwie do wcześniejszej może być określona mianem indukcyjnej. Obecnie nie przechodzi się już od zasad do konkretnego ich zastosowania, ale w kierunku przeciwnym. Biorąc za punkt wyjścia doświadczaną obecnie rzeczywistość wraz z wynikającymi z niej problemami, poszukuje się – w świetle objawionego przesłania i poprzez refleksję teologiczną – chrześcijańskiego rozwiązania tych problemów,-  jest to cytat z książki ks. Dupuis.

W metodzie indukcyjnej nie wychodzimy od dogmatu, gdyż takie podejście to: „oderwanie od rzeczywistości”, „uleganie rygoryzmowi”, „dogmatyczne uprzedzenie”. Punktem wyjścia jest żywe doświadczenie ludzi, zmienna rzeczywistość dnia codziennego. Następnie znajdujemy w nauczaniu Kościoła takie dokumenty, fragmenty Pisma św. pozwalające na wypracowanie nowych praktyk duszpasterskich, sposobu działania do danej sytuacji.

W tej to metodzie to Boże Objawienie jest podporządkowane uwarunkowaniom dnia dzisiejszego. Codzienna zmienności jest nadrzędna nad Bożym Słowem.

 

Niestety synod biskupi z X.2014 roku działał w ten właśnie sposób. Rzeczywistością są rozwody, jest życie ludzi bez ślubu, jest homoseksualizm. Według metody indukcyjnej szukamy teraz fragmentów Pisma św. i takiego nauczania Kościoła aby wypracować nową teologię dla tych sytuacji.

 

W oparciu o „Metoda indukcyjna” synodu o rodzinie; John Vennari; Zawsze Wierni nr 1(176) styczeń-luty 2015r.

Monolatria w Kościele Katolickim

Chyba już można mówić o monolatrii w Kościele Katolickim, nauczanie odeszło od monoteizmu.

Monolatria (z gr. monos – „jedyny” + latreía – „służba bogu”) – oddawanie czci boskiej wyłącznie jednemu bóstwu, bez zwalczania i zaprzeczania istnienia bóstw czczonych przez innych. Jest to pośredni etap rozwoju religii między politeizmem a monoteizmem.

Monolatria

Feliks Koneczny trochę inaczej określał monolatrię:

Koneczny dużo miejsca poświęca monolatrii – w jego opinii żydzi wyznawali monolartię – wiarę w jednego Boga, ale Boga plemiennego, który jest Bogiem narodu żydowskiego i tylko im sprzyja. Rozważania dotyczą monoteizmu, politeizmu, różnego stopnia nasilenia monolatrii na przestrzeni dziejów. Braćmi nie są wszyscy ludzie a jedynie ci należący do narodu żydowskiego.

konsnard.wordpress.com/2011/02/19/feliks-koneczny-cywilizacja-zydowska/

Wyznawanie, że tylko przynależność do danej wspólnoty daje zbawienie jest coraz powszechniejsze. We współczesnych ruchach takie podejście jest często spotykane. Tylko w naszej wspólnocie jest Prawda, a wszyscy spoza naszej wspólnoty mają problem.

Zasady modernizmu

Modernism

Bp Władysław Krynicki

Modernizm, albo katolicyzm postępowy, jest wynikiem pewnych najnowszych usiłowań, pragnących na swój sposób pogodzić społeczeństwa teraźniejsze z Kościołem. Podjęli je ludzie, przesiąknięci współczesnymi poglądami filozoficznymi i społecznymi.
Nadmierny indywidualizm i opieranie się w wywodach na uczuciowości, zamiast na ścisłym rozumowaniu, doprowadziło modernistów do przeinaczania prawd chrześcijańskich, choć oni sami do tego się nie przyznają. Pomawiając Kościół o wsteczność, niepojmowanie ducha czasu i kultury nowożytnej, żądają odeń przystosowania się do pojęć i dążności dzisiejszych, jako warunku jego dalszej żywotności, rozwoju i pożądanego wpływu. Główne ich zasady są następujące:

1. W dziedzinie filozofii:
a) Agnostycyzm, czyli teoria głosząca, że rozum ludzki jest całkowicie zamknięty w dziedzinie zjawisk, czyli że poznaje tylko to, co jest dla zmysłów dostępne, i w takiej postaci, w jakiej jest dostępne; nie ma nawet możliwości przekroczenia tych granic; stąd wniosek, że Bóg nie może być bezpośrednim przedmiotem ani nauki, ani historii.
b) Immanencja życiowa, czyli jakaś nieświadoma, wrodzona człowiekowi potrzeba czegoś Boskiego; uczucie religijne, wywołane ową potrzebą, jest jedynym źródłem wiary, objawienia, religii i pewnych zewnętrznych jej form, zwanych dogmatami albo symbolami. Stąd wynika, że nie było i nie ma żadnego objawienia zewnętrznego. Bóg objawia się ludziom tylko przez uczucie, gdy je sobie uświadamiają. Ono też jest najwyższą normą działania dla wszystkich, nawet dla Kościoła, ilekroć naucza lub wydaje przepisy. Owo uczucie religijne rozwija się powoli z postępem życia ludzkiego i cywilizacji, a rozwój ten wpływa rozstrzygająco na treść każdej religii. Religia katolicka nie stanowi tu wyjątku, ponieważ, jak twierdzą moderniści, powstała ona w samowiedzy Chrystusa, męża posiadającego pierwszorzędne przymioty, a powstała nie inaczej, jeno przez proces Jego życiowej immanencji.

2. W dziedzinie wiary:
a) Opieranie pewności istnienia Boga na pochodzącym z uczucia religijnego instynkcie, czyli na bezpośrednim osobistym doświadczeniu. To podmiotowe doświadczenie czyni człowieka wierzącym.
b) Stawianie na równi wszystkich religii na tej zasadzie, że źródłem wszystkich jest religijne uczucie i że we wszystkich formuły, czyli symbole, są zastosowane do religijnego uczucia wierzących.
c) Tradycją w mniemaniu modernistów jest udzielanie drugim pierwotnego doświadczenia religijnego za pomocą słowa lub książek. Jeżeli doświadczenie religijne, w ten sposób rozpowszechnione, żyje i trwa w ludziach, ma ono za sobą dowód prawdy, gdyż prawda a życie, to jedno.
d) Całkowite odgrodzenie wiary od nauki. Dla tych, którzy stanęli na podwójnej wyżynie filozofa i wierzącego, nie może być zatargu pomiędzy nauką i wiarą, gdyż obydwie są całkiem od siebie odgrodzone. Nauka obraca się w świecie zjawisk, wiara w sferze rzeczy Boskich, całkiem dla nauki niedostępnych. Co zatem może być dla uczonego fałszem, to może być prawdą dla wierzącego. Wiara atoli musi podlegać nauce, ponieważ formuły religijne (dogmaty), będące zjawiskami poznawalnymi, poddane są kontroli nauki, więc od niej zależą.

3. W dziedzinie teologii:
a) Immanencja teologiczna, rozumiana według niektórych jako działanie Boga w człowieku; według innych jako czysto przyrodzone współdziałanie przyczyny pierwszej (tj. Boga) z przyczyną drugorzędną (tj. naturą). Są prócz tego moderniści, tłumaczący immanencję jako utożsamienie Bóstwa z człowiekiem w znaczeniu panteistycznym.
b) Symbolizm teologiczny. Formuły, czyli dogmaty nie są niczym innym, jak tylko określeniem przez Kościół prymitywnych pojęć, wywoływanych w ludziach przez uczucia religijne. Muszą tedy owe formuły stosować się tak do wiary, jak do uczuć człowieka wierzącego; a ponieważ te ostatnie są zmienne, zależne od poziomu kultury, więc i formuły religijne muszą podlegać zmianom. Charakter ich zatem jest czysto symboliczny. Należy je atoli szanować, dopóki opinia publiczna uważa je za odpowiednie do sformułowania przekonań ogółu.
c) Permanencja Boża. Samowiedza religijna chrześcijanina jest dalszym rozwinięciem takiejże samowiedzy Chrystusa, jak roślina jest rozwinięciem nasienia; co zatem zrodziło się w samowiedzy Chrystusowej i z niej wyszło, to żyje, zachowuje się i rozwija w samowiedzach chrześcijan i w tym znaczeniu chrześcijanie żyją życiem Chrystusowym.
d) Dogmaty, sakramenty, Pismo Święte, Kościół, o tyle pochodzą od Chrystusa, o ile je z biegiem czasu wytworzyło życie chrześcijańskie, biorące początek od Chrystusa. Sakramenty, podobnie jak formuły dogmatyczne, są czystymi symbolami; ich zadaniem jest działać na zmysł religijny, wywoływać w nim odpowiednie uczucie religijne. Pismo Święte jest zbiorem niezwykłych doświadczeń religijnych, wyrażonych słowem, a natchnienie silnym, acz naturalnym popędem do wyrażenia swej wiary pismem. Jest więc ono według modernistów czymś w rodzaju natchnienia poetyckiego. Jak to ostatnie jest działaniem Boga, tak w tenże sam sposób można natchnienie ksiąg świętych przypisać Bogu.
e) Kościół jest wytworem zbiorowej samowiedzy i potrójna (dogmatyczna, dyscyplinarna i liturgiczna) władza Kościoła z tego samego źródła wypłynęła i od niego zależy. Jak w państwie świeckim samowiedza zbiorowa stworzyła demokrację, tak i władza kościelna powinna się nagiąć do form demokratycznych.
f) Kościół i państwo są sobie obce ze względu na cel swego istnienia, stąd koniecznością jest rozdział Kościoła od państwa i wyodrębnienie w każdym człowieku obywatela od katolika. Nadużyciem jest według modernistów wtrącanie się Kościoła w stosunki obywatela do kraju; natomiast jak wiara nauce, tak Kościół w tym wszystkim, co ma w sobie zewnętrznego, powinien podlegać państwu.
g) Rozwój (ewolucja) jest wynikiem ścierania się dwóch sił, z których jedna prze naprzód, druga ma w sobie charakter zachowawczy. Siła postępowa to ogół wiernych; siła zachowawcza – to tradycja, znajdująca swój wyraz we władzy. Czynnik pierwszy przez głębiej czujące jednostki wpływa na samowiedzę zbiorową, przekształca dogmaty stosownie do wymagań postępu i pobudza władzę Kościoła do uwzględniania owych wymagań.

4. W dziedzinie historii i krytyki:
Staranne omijanie wszystkiego, co Boskie, ponieważ wszelka działalność nadprzyrodzona w sprawach ludzkich należy do zakresu wiary, nie zaś do historii. Co dotyczy faktów, w których nadprzyrodzoność pomieszana jest z przyrodzonym, historyk bierze tylko ludzką stronę rzeczy, oczyszczając ją od wszelkiej nadprzyrodzoności. Więc historyk modernista odmawia Chrystusowi i Jego dziełom wszelkiego charakteru Boskiego i rozpatruje go po ludzku, w przeciwieństwie do Chrystusa, o jakim uczy wiara; stąd Chrystus „historyczny” znacznie różni się od Chrystusa „wiary”. Podobnie modernista krytyk poddaje księgi święte prawu rozwoju życiowego, stosowanemu przez się do wszystkich zjawisk i powstanie dalszych ksiąg Pisma Świętego tłumaczy jedynie przez wyjaśnianie, przestawianie i rozszerzanie pierwotnego opowiadania, zawartego w Pięcioksięgu Mojżeszowym i trzech pierwszych ewangeliach.

5. Na powyższych zasadach oparty, apologeta modernista stawia sobie za cel dopomagać niewierzącym do obudzenia w nich przeświadczenia religijnego, jako jedynego fundamentu wiary, a następnie do uznania religii katolickiej, pomimo istniejących w niej błędów i sprzeczności (?!); w katolicyzmie bowiem, bardziej niż w innych religiach, tkwi i rozwija się siła niewiadoma, tryskająca życiem, więc tym samym zawierająca i prawdę.

6. Jako reformatorzy, żądają moderniści wyrugowania z seminariów filozofii scholastycznej i zastąpienia jej przez filozofię nowoczesną; zamiast teologii pozytywnej podstawiają po swojemu pojętą historię dogmatów. Wykład historii i katechizmu chcą mieć również dostosowany do swojej metody i swych zasad. Dalej, wołają o zmniejszenie ceremonii kościelnych i pobożnych praktyk, o zdemokratyzowanie rządów Kościoła, zreformowanie kongregacji rzymskich, zwłaszcza Świętego Oficjum, o zniesienie celibatu duchownych. Jednym słowem pragną całkowitej przemiany Kościoła, ponieważ według nich nie ma w nim niczego, co by nie wymagało reformy.

Pascendi Dominici gregis

Zgubną doktrynę modernizmu potępił Ojciec Święty Pius X w encyklice Pascendi Dominici gregis (z 8 września 1907) i napiętnował ją jako stek wszelkich herezji i błędów, wygłaszanych kiedykolwiek przeciwko religii katolickiej, najwyraźniej sprzecznych z objawioną nauką Kościoła, usiłujących zniweczyć wszelką religię, prowadzących do panteizmu, a w ostatecznym wyniku do ateizmu.

VI Rozdział książki: Modernizm potępiony przez papieży;

Objawy liberalizmu

Na podstawie jakich znaków czy objawów możemy rozróżnić co jest, a co nie jest liberalizmem w osobie, czasopiśmie, książce czy instytucji? Jesteśmy otoczeni liberalizmem we wszystkich jego postaciach i odmianach i fakt ten pobudza nas do tego, by mieć się na baczności przeciwko subtelnym zagrożeniom z jego strony. Układanie specjalnych reguł, z pomocą których moglibyśmy wykrywać go w jego poszczególnych odcieniach i detalach, nie jest ani praktyczne ani konieczne. Można jednak podać kilka ogólnych wskazówek. Ich zastosowanie musi się pozostawić każdemu do właściwego rozeznania.

Dla ułatwienia podzielimy liberalne nastawione osoby czy pisma na trzy klasy:

1) Skrajnie liberalne;

2) Umiarkowanie liberalne;

3) Kwaziliberalne lub tylko zarażone liberalizmem.

Spróbujemy opisać każdy z tych typów. Badanie ich oblicza będzie zarówno interesujące jak i korzystne, ponieważ w typach tych znajdziemy regułę do kierowania się w rozróżnianiu liberalizmu w jego niuansach praktycznych.

Skrajny liberał jest łatwy do rozpoznania; nie stara się on negować czy skrywać swojej przewrotności. Jest on zdeklarowanym nieprzyjacielem Papieża, księży i wszystkiego co kościelne; wystarczy, by coś było uświęcone, a budzi to jego nieprzejednany gniew; „kler” to jego ulubione słowo, po którym można go rozpoznać. Prenumeruje on wszystkie najzacieklejsze i najbardziej jątrzące czasopisma – im bardziej bezbożne i bluźniercze, tym lepsze w jego odczuciu. Łatwo posuwa się do najdalszych konsekwencji swojego zgubnego systemu. Przy zakładanych przez niego destrukcyjnych przesłankach, jego nihilistyczne wnioski są tylko kwestią logiki. Wprowadzi on je do praktycznej realizacji z przyjemnością i entuzjazmem, jeżeli tylko pozwolą na to okoliczności.

Jest on rewolucjonistą, socjalistą, anarchistą. Chlubi się tym, że prowadzi życie wyzute z wszelkiej religijności. Należy do tajnych towarzystw, umiera w ich objęciach i jest grzebany według ich rytuału. Zawsze opierał się religii i w tym swoim uporze umiera.

Liberał umiarkowany jest dokładnie tak samo zły co jego skrajny towarzysz, lecz dobrze dba o to, by tak nie wyglądać. Konwenanse społeczne i dobre maniery są dla niego wszystkim; gdy są one zachowane, reszta ma niewielkie znaczenie. Wypielęgnowawszy swą niegodziwość, łatwo znajduje on w swoim umyśle okoliczności łagodzące. Przy drobiazgowym zachowaniu form towarzyskich, jego liberalizm nie zna granic. Nie spaliłby on klasztoru – to wydawałoby się zbyt brutalne, lecz w razie spalenia klasztoru, bez skrupułów sięga po naruszoną własność. Jego szlachetne nerwy drażni tania bezbożność groszowych gazet; potępia on wulgarne bluźnierstwo Ingersolla[1]; niech jednak taka sama bezbożność i takie samo bluźnierstwo pojawią się na łamach tak zwanego renomowanego czasopisma, lub niech będą one spowite w jedwabną frazeologię jakiegoś Huxleya[2] w imieniu nauki, a z aplauzem przyjmuje on ów wygładzony grzech. Jest to dla niego kwestia sposobu, a nie sprawy. Na samo wspomnienie nazwy nihilistycznego czy socjalistycznego klubu, oblewa go zimny pot, ponieważ, jak oświadcza, masy są tam kuszone w kierunku zasad prowadzących do zniszczenia podstaw społeczeństwa; nie ma jednak, jego zdaniem, niczego niebezpiecznego ani niestosownego w wolnej wszechnicy, gdzie te same zasady s a elegancko dyskutowane i przyjmowane z aprobatą i zrozumieniem – któż bowiem ośmieliłby się potępiać naukową dyskusję nad problemami społecznymi? Umiarkowany liberał nie czuje odrazy do Papieża, mogąc nawet wyrażać podziw dla jego mądrości – gani on tylko pewne roszczenia kurii rzymskiej i pewne skrajności ultramontanizmu [tradycjonalizmu], nie odpowiadające tendencjom nowoczesnego myślenia. Może on nawet lubić księży, przede wszystkim tych oświeconych, to jest takich, którzy podchwycili ton nowoczesnego postępu; natomiast fanatyków i reakcjonistów po prostu unika lub się nad nimi lituje. Może nawet chodzić do Kościoła i, co dziwniejsze, przystępować niekiedy do sakramentów, lecz jego dewizą jest – żyć w Kościele jak chrześcijanin, a poza Kościołem żyć tak jak żyje świat, odpowiednio do czasów w jakich ktoś się urodził, a nie uparcie płynąć pod prąd. Umiera z księdzem przy jednym boku, a swoją niewierną literaturą przy drugim, wyobrażając sobie, że jego Stwórcy spodoba się jego szerokość umysłu.

Katolik zarażony tylko liberalizmem jest ogólnie dobrym i szczerze pobożnym człowiekiem; czuć go jednak liberalizmem we wszystkim co mówi, pisze czy podejmuje. Niczym pani de Sevigne, może on powiedzieć: „Nie jestem różą, lecz stojąc przy niej, nasiąkłam nieco jej zapachem”. Dzielny ów mąż rozumuje, mówi i działa jak liberał, nie wiedząc o tym. Jego mocną stronę stanowi miłość bliźniego; jest on samą miłością bliźniego. Jakąż zgrozą przejmują jego duszę skrajności prasy ultramontańskiej!

Traktowanie jak kłamcy człowieka, który rozpowszechnia fałszywe idee, to w oczach tego szczególnego teologa grzech przeciwko Duchowi Świętemu. Fałszerz jest dla niego tylko zbłąkanym człowiekiem; nie jest to wina tego nieszczęśnika; został on tylko, prosta dusza, sprowadzony na manowce. Nie powinniśmy ani dawać mu odporu ani go zwalczać; musimy starać się go przyciągnąć łagodnymi słowami i miłymi komplementami.

Jakże diabeł musi chichotać z powodu tej bzdurnej miłości bliźniego, wystawionej jak przynęta dla wsparcia jego sprawy! Łagodzenie zła obfitością dobra to ulubiona dewiza katolika zarażonego liberalizmem, przeczytana przypadkiem którego dnia u Balmesa i będąca jedyną rzeczą jaką ów katolik zachował z lektury wielkiego filozofa hiszpańskiego. Dba on, by cytować z Ewangelii tylko teksty spływające mlekiem i miodem. Straszliwe obelgi naszego Pana przeciwko faryzeizmowi zdumiewają go i wprawiają w zakłopotanie; wydaje mu się, że te słowa naszego boskiego Zbawiciela idą za daleko! Używa on tych oskarżycielskich tekstów wyłącznie przeciwko tym prowokująco się zachowującym ultramontanom, którzy swoim przesadnym i ostrym językiem kompromitują codziennie sprawę religii, o której sądzi, że jest samym pokojem i miłością. Przeciwko nim jego, tak zwykle słodki i delikatny, liberalizm staje się gorzki i gwałtowny. Przeciwko nim rozpłomienia się jego zapał, zaostrza jeo polemika, a jego miłość bliźniego staje się napastliwa.

W słynnej mowie wygłoszonej w związku z pewnymi oskarżeniami pod adresem Louisa Veuillota[3], ojciec Feliks zawołał pewnego razu: „Panowie, kochajmy i szanujmy nawet naszych przyjaciół”. Lecz nie, nasz zarażony liberalizmem katolik nie będzie czynił niczego w tym rodzaju. Zachowuje on skarb swej tolerancji i swojej miłości bliźniego dla zaprzysięgłych nieprzyjaciół Wiary! Cóż bardziej naturalnego? Czyż nasz nieszczęśnik nie chce ich przyciągać? Dla najbardziej heroicznych obrońców Wiary ma on natomiast jedynie sarkazm i obelgę.

Krótko mówiąc, zarażony katolik nie potrafi pojąć tego bezpośredniego przeciwstawienia, per diamentum, o którym mówi święty Ignacy w swoich „Ćwiczeniach duchowych”. Nie wie on jak zadać bezpośredni cios. Nie zna innej taktyki niż atak skrzydłowy, która to taktyka może być w sprawach religijnych wygodna, lecz nigdy nie rozstrzygająca. Chce zdobywać, lecz pod warunkiem niezadawania ran przeciwnikowi i niezakłócania nigdy jego spokoju czy spoczynku. Sama wzmianka o wojnie boleśnie porusza jego nerwy i budzi wszystkie jego skłonności pacyfistyczne. Gdy przeciwnik znajduje się w pełnym natarciu, a nieubłagana nienawiść i chytrość fałszu prawie go zalewają, chciałby on opierać się wrogiemu atakowi i powstrzymywać ogarniający go potop papierowymi zaporami złudnego pokoju.

Jednym słowem, możemy rozpoznać skrajnego i umiarkowanego liberała po ich gorzkich owocach; zarażonego katolika można poznać po wypaczonym zamiłowaniu do liberalizmu i jego dzieł.
Skrajny liberał ryczy swoim liberalizmem; liberał umiarkowanym wygłasza go; zarażony katolik – szepcze i wzdycha nim. Wszyscy oni są wystarczająco źli, dobrze służąc diabłu.
Skrajny liberał przechodzi jednak samego siebie w swojej zaciekłości; płodność zarażonego katolika jest częściowo wyjałowiona przez jego naturę mieszańca; za to umiarkowany liberał jest typem zaiste szatańskim – stanowi on zamaskowane zło, będące w naszych czasach główną przyczyną niszczycielskich działań liberalizmu.

 

 

Liberalizm jest grzechem; Ks. Dr Felix Sarda y Solvany; wyd. WERS, Poznań 2010; rozdz. XVI


[1] – Ingersoll, Robert Green (1833-1899), prawnik i orator amerykański, głośny zwolennik agnostycyzmu.

[2] – Huxley, Thomas Henry (1825-1895), biolog angielski, znany głównie jako zwolennik teorii Darwina na temat pochodzenia człowieka.

[3] – Veuillot, Louis (1813-1883), francuski dziennikarz katolicki, współpracownik, a następnie redaktor naczelny ultramontańskiego pisma „l’Unita” zlikwidowanego za sprzeciwianie się polityce włoskiej Napoleona III; wyróżnił się szczególnie jako polemista broniący ogłoszonego w 1870 r. dogmatu o nieomylności papieża.

Trzy obszary działania modernizmu

Wolność religijna

Wolność religijna jest stawianiem wszystkich religii, wierzeń na jednym poziomie w życiu publicznym, w państwie, w prawie.
Stanowisko Kościoła katolickiego przedstawia w tym zakresie np. Sylabus papieża Piusa IX, prezentując potępione zdania:

77. W naszej epoce nie jest już użyteczne, by religia katolicka miała status jedynej religii państwowej, z wykluczeniem wszystkich innych wyznań.
78. Chwalebne jest więc, że w pewnych krajach uważanych za katolickie ustawy zezwalają, by przybysze mogli tam sprawować publicznie swoje nabożeństwa.
79. Jest bowiem fałszem, jakoby wolność prawna wyznań i pełne prawo wszystkich do manifestowania jawnie i publicznie wszelkich swoich opinii i mniemań, prowadziły do łatwiejszego ulegania przez ludy zepsuciu moralnemu i duchowemu i sprzyjały zasadzie indyferentyzmu.

Państwo nie powinno zezwalać na publiczny kult fałszywych wierzeń. Kłamstwo i fałsz nie powinny mieć żadnych praw w życiu społecznym, w państwie, w przestrzeni publicznej. Prawda i fałsz nie mogą mieć takich samych praw. Natomiast osoby wyznające fałszywe religie nie mogą być z tego powodu prześladowane czy w jakikolwiek inny sposób szykanowane. Człowiek ma prawo do błądzenia, do poszukiwania prawdy.
Sobór Watykański II w deklaracji o wolności religijnej DIGNITATIS HUMANAE stwierdza:
Obecny Sobór Watykański oświadcza, iż osoba ludzka ma prawo do wolności religijnej. Tego zaś rodzaju wolność polega na tym, że wszyscy ludzie powinni być wolni od przymusu ze strony czy to poszczególnych ludzi, czy to zbiorowisk społecznych i jakiejkolwiek władzy ludzkiej, tak aby w sprawach religijnych nikogo nie przymuszano do działania wbrew jego sumieniu ani nie przeszkadzano mu w działaniu według swego sumienia prywatnym i publicznym, indywidualnym lub w łączności z innymi, byle w godziwym zakresie. Poza tym oświadcza, że prawo do wolności religijnej jest rzeczywiście zakorzenione w samej godności osoby ludzkiej, którą to godność poznajemy przez objawione słowo Boże i samym rozumem.

Deklaracja ta zezwala na neutralność religijną państwa. Indyferentyzm państwa prowadzi nieuchronnie do indyferentyzmu jednostki, agnostycyzm społeczny do ateizmu oraz do apostazji. Nie istnieje żaden wymiar społeczny, który byłby wyłączony spod suwerennej władzy Boga.
Wprowadzenie tego dekretu w życie spowodowało, że praktycznie wszystkie istniejące państwa katolickie – Hiszpania, Włochy, niektóre kantony szwajcarskie, kraje Ameryki Południowej – zostały zlaicyzowane. Bardzo często stało się to wbrew stanowczej woli prezydentów tychże państw. Było to realizowane pod wpływem silnych nacisków Episkopatów lub Watykanu, przykładem może być Kolumbia w 1973 roku.

 

Ekumenizm

Pod pojęciem ekumenizmu rozumie się ruch powstały wśród protestantów w XIX w., dążący do współpracy i zbliżenia różnych wyznań chrześcijańskich. Ten ruch doprowadził do utworzenia w 1948 r. Światowej Rady Kościołów. Ta Rada określa się jako „wspólnota kościołów uznających Chrystusa za Boga i Zbawiciela”. Poszczególne wspólnoty religijne, będące członkami tej Rady, pozostają jednak niezależne. Rada nie ma nad nimi żadnej władzy, a owe wspólnoty mogą decydować, czy i w jakim stopniu przyjmują postanowienia Rady. Nie jest też konieczne, aby poszczególne wspólnoty członkowskie uznawały inne wspólnoty za kościoły w pełnym tego słowa znaczeniu.
Ta sama postawa doprowadziła z biegiem czasu do równoległych starań o rozpoczęcie dialogu i zbliżenie także z religiami niechrześcijańskimi.
Prawdziwie katolickie stanowisko wobec ekumenizmu wyraża encyklika Piusa XI Mortalium animos (1928 r.):
Wychodząc z założenia, dla nich nie ulegającego wątpliwości, że bardzo rzadko tylko znajdzie się człowiek, któryby nie miał w sobie uczucia religijnego, widocznie żywią nadzieję (oni, tzn. zwolennicy ekumenizmu – przyp. aut.), że mimo wszystkich różnic zapatrywań religijnych nie trudno będzie, by ludzie przez wyznawanie niektórych zasad wiary, jako pewnego rodzaju wspólnej podstawy życia religijnego, w braterstwie się zjednali. W tym celu urządzają zjazdy, zebrania i odczyty z nieprzeciętnym udziałem słuchaczy i zapraszają na nie dla omówienia tej sprawy wszystkich, bez różnicy, pogan wszystkich odcieni, jak i chrześcijan, a nawet tych, którzy – niestety – odpadli od Chrystusa, lub też uporczywie przeciwstawiają się Jego Boskiej naturze i posłannictwu.
Katolicy nie mogą żadnym paktowaniem pochwalić takich usiłowań, ponieważ zasadzają się one na błędnym zapatrywaniu, że wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne, o ile w równy sposób, chociaż w różnej formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł, który nas pociąga do Boga i do wiernego uznania Jego panowania. (…) W ten sposób dochodzą stopniowo do naturalizmu i ateizmu. Z tego wynika jasny wniosek, że każdy kto przytakuje podobnym poglądom i staraniom, opuszcza całkowicie teren objawionej przez Boga religii.
Zgodnie z nauczaniem podanym w tej encyklice doprowadzenie do jedności może polegać tylko na nawróceniu, czyli powrocie poszczególnych osób lub wspólnot.
„Pracy nad jednością chrześcijan nie wolno popierać inaczej, jak tylko działaniem w tym duchu, by odszczepieńcy powrócili na łono jedynego, prawdziwego Kościoła Chrystusowego, od którego niegdyś, niestety, odpadli”.
Prawdziwa jedność może nastąpić tylko w Prawdzie.
W Sylabusie są trzy twierdzenia potępiające współczesne rozumienie ekumenizmu:
16. Ludzie mogą znaleźć drogę do wiecznego zbawienia i osiągnąć to wieczne zbawienie przez praktykowanie jakiejkolwiek religii.
17. Należy mieć przynajmniej zasadną nadzieję co do zbawienia wiecznego tych wszystkich, którzy w żaden sposób nie przynależą do prawdziwego Kościoła Chrystusowego.
18. Protestantyzm nie jest niczym innym, jak tylko jedną z różnych form tej samej prawdziwie chrześcijańskiej religii, w której tak samo można się podobać Bogu, jak i w Kościele katolickim.

Co jest zapisane w Dekrecie o ekumenizmie, Unitatis redintegratio:
Pkt 3 – Same te Kościoły i odłączone Wspólnoty, choć w naszym przekonaniu podlegają brakom, wcale nie są pozbawione znaczenia i wagi w tajemnicy zbawienia. Duch Chrystusa nie wzbrania się przecież posługiwać nimi jako środkami zbawienia, których moc pochodzi z samej pełni łaski i prawdy, powierzonej Kościołowi katolickiemu.
Duch Chrystusa nie odrzuca fałszu, buntu – teraz mogą one również prowadzić do zbawienia!
Pkt 11 – Sposób formułowania wiary katolickiej żadną miarą nie powinien stać się przeszkodą w dialogu z braćmi. Całą i nieskazitelną doktrynę trzeba przedstawić jasno.

Dogmaty wiary katolickiej mają być podporządkowane DIALOGOWI. Dogmaty Maryjne usunie się aby nie przeszkadzały w dialogu, jak i naukę o czyśćcu, obcowanie świętych, prymat papieża, przemilczamy temat łaski Bożej jak i o ofierze Mszy Świętej jako dziele zbawienia.
Drugie zdanie w podanym cytacie stoi w sprzeczności z pierwszym. Bo z jednej strony mamy odsunąć i przemilczeć to co może wywołać zgorszenie a z drugiej całą naukę mamy przedstawić jasno. Tu pojawiają się różnego rodzaju ekwilibrystyka hierarchii prawdy, jakoby jedne z prawd wiary były ważniejsze od innych. Porządek dogmatów jest w tym sensie, że jeden wypływa z drugiego, a więc jeden stanowi podstawę drugiego. To nie znaczy, że jeden jest ważniejszy do drugiego. Jeśli ktoś świadomie zaprzecza tylko jednemu dogmatowi, zaprzecza autorytetowi Boga, na którym ten dogmat się opiera, a tym samym całej wierze.
Skutki widać było w spotkaniu w Asyżu, które to było tak naprawdę zanegowanie pierwszego przykazania Dekalogu. Było to publiczne wprowadzenie zamętu oraz zgorszenie.

 

Kolegializm

Sobór Watykański I ustanowił:
„Gdyby zatem ktoś mówił, [a] że biskup Rzymu posiada tylko urząd nadzorowania lub kierowania, a nie pełną i najwyższą władzę jurysdykcji w całym Kościele, nie tylko w sprawach wiary i moralności, ale także w sprawach dotyczących karności i rządzenia Kościołem rozproszonego po całym świecie;
[b] albo że posiada on tylko większą część, a nie całą pełnię tej najwyższej władzy;
[c] albo że ta jego władza nie jest zwyczajna i bezpośrednia, zarówno w odniesieniu do wszystkich i każdego z kościołów, jak również wobec wszystkich i każdego z pasterzy i wiernych – niech będzie wyklęty”
.
http://soborowa.strefa.pl/code-22/
Natomiast przyjęta Konstytucja Dogmatyczna „Lumen gentium” naucza, że w Kościele istnieje podwójny autorytet, z jednej strony papież, a z drugiej strony autorytet biskupów w powiązaniu z papieżem. Autorytet biskupów w połączeniu z papieżem istniał, ale był ograniczony tylko do tego okresu soboru. W przyjętym dokumencie zostało to rozszerzone na cały czas. Z postanowień Soboru biskupi wywodzą prawo współdecydowania i współrządzenia. W ten to sposób kolegialność burzy monarchię papieską i jest prostą drogą do powstawania Kościołów narodowych.
Ordynariusze diecezji kryją się za ogólnym ciałem czyli konferencją biskupów. Powoli następuje zrzeczenie się odpowiedzialności osobistej. Z jednej strony mają konferencję biskupów a z drugiej jest rada diecezjalna. Zasada ludowej demokracji przenosi się na życie parafii gdzie władzę przejmuje rada parafialna, asystencji pastoralni, itd. System rad według marksistowskiego wzorca wypiera Bożą, hierarchiczną strukturę.

Na podstawie:

Bomby zegarowe Soboru Watykańskiego II; ks Franz Schmidberger FSSPX

Przekazałem to co otrzymałem; ks Franz Schmidberger FSSPX

Katechizm o kryzysie w Kościele; ks. Mateusz Gaudron FSSPX:

O Sylabusie

Przeciwnikiem Sylabusa jest liberalizm bezwzględny. Według encykliki Leona XIII Libertas – są to ci, którzy bezwzględnie zaprzeczają wszechwładzy Bożej i w życiu uzurpują sobie prawo do słuchania własnego rozumu, jako wskaźnika ostatecznego i niezależnego od wszelkiej wyższej władzy.
Po drugie przeciwnikiem Sylabusa jest liberalizm umiarkowany, który posiada wiele odcieni. Liberalizm ten uznaje kult Boga przez każdego człowieka ale tylko w życiu prywatnym. Odrzuca on kult publiczny, nie godzi się na katolicyzm jako wyznanie państwowe. Niektórzy liberałowie uważają, że taki kult to już przeżytek, zamierzchłe czasy, nie dla nowoczesnego człowieka. Każdy z liberałów godzi się na wolności nowoczesne: prasy, wyznania i sumienia. Mają nawet być one prawem każdego człowieka. Sylabus te wolności współczesności potępia.

Kolejnym zagadnieniem jest Sylabus a nauka masońska.

  • Prawdy wiary katolickiej streścić następująco: Bóg jeden we trzech osobach; Jezus Chrystus to Syn Boży, Zbawiciel, Prawodawca i Sędzia; Kościół święty zaopatrzony jest w prawa, jakie mu nadał Chrystus Pan.
  • Z drugiej strony naukę masonerii, potępioną przez Sylabus, streścić można w ten sposób: Człowiek na miejscu Boga postawiony, Chrystus jest Bóstwa pozbawiony, Kościół jako zrzeszenie ludzkie przedstawiony, działający jako jeden z elementów administracji w Państwie.

Zdania potępione w Sylabusie odnajdujemy w nauczaniu masonerii z XVIII wieku. Różnice są tylko w sposobach i metodach działania. Człowiek jest postawiony na miejscu Boga, a kolejnymi stopniami jest: człowiek dokonały, władca, kapłan i król przyrody oraz bóg ze swej natury.

Mamy tu po kolei:

  1. Panteizm; boskość przyrody, i człowieka, ubóstwienie rozumu.
  2. Wolność przyrodzona i niezaprzeczona człowieka jako przywilej boskości, niezależność rozumu nie uznająca żadnego nad sobą prawodawcy oraz niezależna moralność.
  3. Równość przyrodzoną i niezaprzeczoną ludzi – nikt nie ma prawa rozkazywać swemu bliźniemu.
  4. Wszelka zatem władza jest wykluczona – pochodząca od Boga, duchowa, czy też doczesna. Kościół jest niczym innym  jak tylko zrzeszeniem ludzkim, poddanym państwu.

Według przywódców tych stowarzyszeń zwalczanie Sylabusa jest mierzeniem Kościołowi w serce, strąceniem Chrystusa Pana ze swej stolicy, unicestwieniem wszechwładzy Bożej.
Zwalczając Sylabus mają oni na celu upadek całej nauki Kościoła, bowiem jest on streszczeniem jego nauki.
Wielkie trzy dzieła Boże to: Stworzenie świata, Zbawienie ludzi, Panowanie Boże, rozpoczęte na ziemi a mające być dopełnione w Niebie. Masoneria usiłuje te trzy dzieła Boże zniszczyć, ale najbardziej zwalcza Wszechwładzę Bożą.
Stworzeniu świata, które jest wszechwładzy Boskiej podstawą, przeciwstawia się naturalizm wraz z teorią o wieczności materii, o ewolucjonizmie i nieograniczonym postępie człowieka. Dziełu Zbawienia, któremu dał powód grzech człowieka, przeciw Panu i Bogu zbuntowanemu, masoneria przeciwstawia fałszywy dogmat doskonałości człowieka; zbawienie człowieka polega rzekomo jedynie na tym, aby uwolnić się z więzów krępujących jego umysłu i rozwijać namiętności.
Panowaniu Bożemu i Wszechwładzy Bożej masoneria przeciwstawia wszechwładnego człowieka i panowanie ogółu ludzkiego, niezależnego od wszelkiej władzy wyższej. Wszystkie potępienia w Sylabusie sprowadzają się do potępienia zasadniczych trzech rzeczy: bunt przeciw Stworzeniu świata, Zbawieniu i wszechwładzy Bożej.
W imieniu postępu i nowoczesności masoneria usiłuje narzucić światu kłamstwo a bunt uczynić metodą działania. W imię tego postępu mamy powtarzać „Nie będę służył” i głosić własną boskość.

Przeciwko temu nowoczesnemu „postępowi” staje Kościół w imieniu Boga Stwórcy i Pana jak i w imieniu Jezusa Chrystusa Zbawiciela i Króla narodów. Zbudowany na nieporuszonej opoce wiary, uzbrojony w sprawiedliwość, prawdę i słowo Boże, odpowiedział Kościół na te wyzwania Sylabusem, który jest uroczystym oświadczeniem praw Bożych i Chrystusowych przeciw zaprzeczeniu Wszechwładzy Bożej. Wolności nowoczesne, zrodzone przez rewolucję z 1789 r., są niczym innym jak tylko zastosowaniem tezy o człowieku wszechwładnym, o ubóstwianiu człowieka.
Przez zwalczanie Boga od której wszelka władza pochodzi, masoneria burzy doszczętnie społeczeństwo i religie. Jest to źródło anarchii, skoro społeczeństwo przestaje mieć podstawę przyrodzoną; nie ma wtedy już zasad i pękają wszelkie ogniwa społeczne; nie ma już moralności, nie ma rodziny, ani własności, nie ma obowiązków, odpowiedzialności. A więc nierząd wszędzie.

Sylabus sprzeciwia się tej olbrzymiej tyranii.

Zbawienia szukać należy w powrocie do zasad, które Sylabus Piusa IX przeciw wściekłej fali liberalizmu stanowi.
Można śmiało powiedzieć, że Sylabus jest odpowiedzią Kościoła na rewolucję.
Papieże w ciągu XIX wieku w licznych przemówieniach, encyklikach i innych listach apostolskich piętnowali zasady rujnujące porządek religijny i społeczny. Zabronili oddawać Cezarowi, księciu lub narodowi, tego co się wyłącznie Bogu należy. Pius IX zebrał następnie pod nazwą Sylabusa błędy te różne, od jednego pnia pochodzące: z niezależności człowieczej. „Pius IX, powiada Leon XIII, ilekroć nadarzyła się sposobność, potępił fałszywe opinie, najbardziej wzięcia mające, kazał z nich zbiór uczynić, by w takim potopie błędów katolikom nie brakło pewnej przewodni”.

Czy katolik jest w sumieniu pod grzechem ciężkim obowiązany, potępić wszystkie zdania w Sylabusie potępione?

Odpowiedź. – Tak jest, katolik jest w sumieniu pod grzechem ciężkim obowiązany wszystkie bez wyjątku odrzucić, przynajmniej na zasadzie władzy nauczającej.

By więc był obowiązek sumienia w odrzuceniu jakiejś nauki, nie ma potrzeby aby była ogłoszona za herezję. Wystarcza by była cenzurowana czyli zganiona urzędownie przez najwyższego Pasterza.
Encyklika Quanta Cura zawierająca Sylabus łączy w sobie wszystkie warunki dokumentu ex cathedra: żaden z teologów nie zaprzecza temu.
Warunki dokumentu ex catedra i nieomylności papieża są następujące:

a) By papież przemawiał jako Nauczyciel i Pasterz najwyższy Kościoła.

b) By przemawiał dla nauczania prawd będących przedmiotem bezpośrednim lub pośrednim nieomylności lub też dla potępienia teorii bezpośrednio lub pośrednio przeciwnych wierze katolickiej.

c) By wypowiadał wyrok ostateczny z zamiarem zobowiązywania na sumieniu: żadna zaś formuła uroczysta nie jest postanowiona.

d) By zobowiązywał Kościół cały, nawet gdy do jednej osoby się odnosi, na przykład do biskupa.

Warunki te zawarte są w Syllabusie. Nie jest przeszkodą, że Syllabusowi braknie pewnych uroczystych formuł, w innych aktach zastosowanych. Formuły te nie są kanonicznie wymagalne.

Zdania potępione zawarte w Sylabusie są wyjęte z listów, przemówień, alokucji i nauczania Piusa IX. Trudno jest twierdzić, że nie jest to nauczanie Piusa IX gdy przy każdym zdaniu podane jest z jakiego wcześniejszego dokumentu ono pochodzi. Na prośbę papieża zostały one zebrane w jeden dokument. W Sylabusie nie ma nic nowego, wszystkie to wynika z nauczania Kościoła Katolickiego.
Św. Pius X wydał nowy Sylabus, na wiek XX, czyli dekret Lamentabili w którym wzmocniony jest Sylabus i potępione są błędy modernizmu. Prawda jest niezmienna, błąd nie przestaje być błędem a potępienie raz wyrzeczone jest nieodwalane.

Jest to streszczenie rozdziału „Sylabus w XX wieku”, Henryka Hello z książki „Liberalizm potępiony przez papieży”; Wyd. TeDeum 2003

Księża i ich sutanny

O akcji „Nie wstydzę się Jezusa” zapewne słyszeliśmy a i pewnie wielu poparło tę akcję czynnie. Podobnie jest i w mojej parafii, gdzie księża do gazetki parafialnej chętnie się sfotografowali ze znaczkiem tej akcji.

Nie przeszkadza im by sutannę nosić tylko w drodze na Mszę św. którą mają odprawić i koniec. Czy księża wstydzą się nosić sutannę codziennie, czy może boją się jej?
Wielu księży chyba zapomniało o słowach kard. S. Wyszyńskiego – (…) Nie mogę odłożyć pióra, zanim nie dotknę tu jeszcze jednej sprawy, która ma dla wspólnoty kleru większe, niż się wydaje znaczenie, a dla Ludu Bożego jest społecznym wyznaniem wiary. Mam na myśli sutannę kapłańską. Sutanna nie jest ubiorem w szeregu innych strojów, ale jest wyznaniem wiary przed ludźmi, jest odważnym świadectwem danym Chrystusowi, jest przyznaniem się do Kościoła. Dlaczego zdjąłem znak wiary i kapłaństwa. Czy z lęku? Ze słabości? Nie! Zdjęcie stroju duchownego to to samo, co usunięcie krzyża przydrożnego, aby już nie przypominał Boga. (…) Kiedy raz przybrałem ten strój, muszę nie tylko pytać siebie, czy go noszę, ale w rachunku sumienia pytać – jeśli to miałoby się zdarzyć.

Z jednej strony jest narzekanie, że wierni traktują wiarę od święta, że są wierzącymi tylko w kościele. Wychodząc z kościoła stają się osobami jakby niewierzącymi. Poza dniem świątecznym nie myślą o nauce Kościoła, dzień powszedni jest właściwie pozbawiony Boga i Jego nauki.

W tym swoim podejściu można  powiedzieć, że wierni podobni są do księży i ich stosunku do noszenia stroju jednoznacznie wskazującego na stan duchowny. Sutanna noszona jest tylko w kościele, poza kościołem jest strój świecki. Spotkać na ulicy księdza w sutannie to rzadkość prawie niewystępująca. Tak jak duszpasterze podchodzą do stroju tak wierni podchodzą do nauk głoszonych przez tych księży. Księża swoim traktowaniem stroju świadczą o głoszonej nauce a tym jak oni sami podchodzą do swojego powołania.