Pochwała „Pozdrowienia anielskiego”

Pisze bł. Alan z la Roche:

W kartuzji znajdującej się gdzieś w Anglii Jezus Chrystus nasz Pan raczył objawić się pewnemu pobożnemu człowiekowi, a teraz wiem, że w tym samym czasie trzem innym osobom, które wtedy spędzały noc na modlitwie, została objawiona ta sama rzecz przez św. Jana Ewangelistę, opiekuna Dziewicy Maryi i że jest to całkowicie pewne objawienie. Jego treść jest zaś następująca:

  1. Każdy ma codziennie przez piętnaście lat na cześć Najdroższej Krwi wylanej przez Pana pobożnie odmawiać piętnaście Ojcze nasz i tyleż Zdrowaś Maryja. Po tym okresie, gdy minie całe piętnaście lat – co równa się liczbie kropli Krwi wylanej przez Pana – i gdy każdą jedną kroplę w odpowiedni sposób pozdrowi, niech sprawuje kult miły Bogu i Matce Bożej
  2. W tym samym czasie (jeśli przez cały ten okres będzie wolny od grzechu śmiertelnego) będzie mógł otrzymać od Boga następujące pięć specjalnych łask. Oto one:
    1. Wykluczenie potępienia trzech dusz z jego rodziny, które umrą w tym roku; Bóg bowiem okaże im miłosierdzie, dzięki zasługom tych modlitw, święcie ofiarowanych z myślą o zasługach Krwi przelanej dla naszego odkupienia;
    2. Dzięki zasługom Krwi Pańskiej zasłuży sobie to, że nie umrze i nie straci łaski, a wolny od wszelkiej zmazy grzechu, tak jakby dopiero co wyszedł z chrzcielnicy, będzie mógł zostać przedstawiony Chrystusowi Sędziemu jako zasługujący na radość błogosławionych duchów;
    3. Dostąpi również tych samych zasług i chwały, które symbolizuje mały wieniec wawrzynowy męczenników, tak jakby sam przelał krew za Chrystusa, to zaś jako nagroda za codzienne dzielenie cierpień Chrystusa i za uczestniczenie w zasługach Jego męki;
    4. Podobnie rzecz się będzie miała z duszami zmarłych, które chce dopuścić do uczestnictwa w zasługach tych modlitw wstawienniczych; miłosierny Bóg potrafi dać błogosławiony odpoczynek tym duszom, uwolnionych od męki czyśćca;
    5. Kto rozpocznie te modlitwy z mocnym i pewnym postanowieniem odmawiania ich przez piętnaście lat i w pierwszym roku albo w jednym z następnych umrze, otrzyma przyobiecane łaski tak samo, jakby żył do końca owych piętnastu lat.
  3. Niech teraz członek bractwa różańcowego, miłośnik i zelant Twego najświętszego Imienia, Maryjo wysłucha, tych pochwał:
    1. Raduje się niebo, zdumiewa się cała ziemia;
    2. Szatan ucieka, drży piekło;
    3. Świat traci wartość, serce rozpływa się z miłości;
    4. Senność zanika, ciało słabnie;
    5. Smutek przemija, nowa radość nadchodzi;
    6. Wzrasta pobożność, rodzi się skrucha;
    7. Nadzieja rośnie, przybywa pociech;
    8. Odnawia się duch, potęguje uczucie, kiedy mówię AVE MARIA!

 

Słodycz tego błogosławionego Pozdrowienia jest tak wielka, że nie sposób jej wyrazić ludzkimi słowami, bo zawsze okazuje się wznioślejsza i głębsza. I taka jest ta modlitwa pozdrawiająca. Niewiele słów wielka tajemnica; krótka oracja, wzniosła moc. Słodsza niż miód, cenniejsza od złota; trzeba ją nieustannie przeżuwać w ustach serca i często powtarzać czystymi wargami. Jest spleciona z niewielu słowami, a rozlewa się szerokim potokiem niebiańskiej słodyczy.

 

Psałterza Jezusa i Maryi; błogosławionego Alana z la Roche.

 

Odrzucenie „dobrych” uczynków

„Wszelka latorośl we mnie nie przynosząca owocu (Ojciec) odetnie ją.” O, cóż za straszna groźba! A czyż my na nią nie zasługujemy? I cóż znaczy to odcięcie, o którym mówi Chrystus Pan? Znaczy ono, że te dusze, które uporczywie odrzucają dobre natchnienia łaski Bożej, głuche są na wyrzuty sumienia, skarane będą tym, że Ojciec niebieski przestanie je nawiedzać pociągiem swej łaski i napomnieniem, „puści je aby szły drogą swoją”, drogą szeroką, którą wiodą namiętności, a którą świat ściele, drogą egoizmu i zmysłowości śród zamętu rozproszenia. Odetnie je w tym życiu od płodnego krzewu winnej macicy, aby je mógł na całe wieki odrzucić w ogień wieczny, jako złe i nieużyteczne ziele.

W powyższej groźbie Chrystusa uderza nas swoją osobliwością jedno słowo, mające głębokie znaczenie. Wszelką latorośl we mnie nie przynoszącą owocu – mówi Zbawiciel. A więc są dusze przynoszące owoc, jednak nie w Chrystusie – i te mają być odcięte – któreż to są?

Są to wszystkie dusze, pełniące najlepsze czyny, lecz bez czystej intencji lub bez intencji żadnej, albo też nie w złączeniu z Chrystusem, bo w stanie grzechu śmiertelnego – pełniące dobre czyny z pobudki filantropii światowej, dla rozgłosu, względów ludzkich, lub jakiej innej pobudki czysto przyrodzonej. Co dla Boga nie zostało poczęte, przez Boga w wieczności wynagrodzone nie będzie: tych owoców Bóg nie przyjmuje – płaci za nie doczesną nagrodą, ale w wieczności – odrzuca!

Nie zabezpieczajmy się więc tym, że liczne dobre uczynki spełniamy, za które świat nas chwali, ale raczej badajmy, jaka ich pobudka i czy w złączeniu z Chrystusem są wykonywane?

 

 

O pobożności prawdziwej i fałszywej; Cecylia Plater-Zyberkówa; Wydawnictwo Monumen; Poznań 2016

Jałmużnik Warszawy

Błogosławiony Adalbert (Wojciech) Kopliński urodził się 30 lipca 1875 roku w Debrznie, które wtedy należało do Cesarstwa Niemieckiego a dziś jest w województwie pomorskim. Jego ojciec Lorenz (czyli Wawrzyniec) Koplin był zgermanizowanym Mazurem wyznania katolickiego, natomiast matka była protestantką. Miał jedenaścioro rodzeństwa. W Debrznie ukończył gimnazjum i wstąpił do zakonu. W dzieciństwie poważnie zachorował i ślubował, że jeżeli wyzdrowieje to wstąpi do zakonu. Wybór jego padł na zakon Braci Mniejszych Kapucynów. W roku 1893 wyjechał do Alzacji gdyż wtedy, w Prusach, wszystkie klasztory kapucyńskie zostały zlikwidowane. W zakonie przyjmuje imię Anicet (Niezwyciężony) i w roku 1900, w dzień Wniebowzięcia NMP otrzymuje święcenia kapłańskie. Następnie przebywa w Nadrenii i Westfalii gdzie ma styczność z Polakami tam pracującymi. Był doskonałym kaznodzieją, ze znajomością oraz lekkością wyjaśniał zawiłe prawdy wiary. Kochał poezję i pisał wiersze. Posiadał rozległą wiedzę historyczną i pisał wiele tekstów na temat dziejów Kościoła. Szczyt jego twórczości to I wojna światowa, lata 1914-1918.

W 1918 roku Polska odzyskuje niepodległość i pojawia się konieczność budowania struktur państwa jak i Kościoła i zakonów. Ojciec Anicet zostaje w marcu 1918 roku wysłany w celu reorganizacji zakonu w Warszawie. Tak opisuje swoje przybycie: Przy wejściu do starej polskiej rezydencji królewskiej ogarnęło mnie miłe ciepło łagodnych promieni słonecznych budzącej się właśnie w tym kraju młodej wiosny, przyjacielski zwiastun owego uszczęśliwiającego światła słonecznego, które uśmiechnęło się do mnie z oczu Ojca Komisarza Kazimierza przy wejściu do nowego domu zakonnego. Uściskał mnie z prawdziwie polską serdecznością i franciszkańską braterskością, a okazywał miłość najczulszej i najtroskliwszej matki.

W Warszawie był znanym spowiednikiem – spowiadali się u niego m.in.: kard. Aleksander Kakowski, bp Stanisław Gall jak również nuncjusze papiescy w Polsce: Achille Ratti (przyszły papież Pius XI), kard. Lorenzo Lauri, kard. Francesco Marmagii, abp Filippo Cortesi oraz liczne duchowieństwo. Przyszły błogosławiony zajmował się przede wszystkim działalnością na rzecz ubogich, dla nich kwestował, pomagał w nauce i znajdował pracę. Stąd nazywany był „jałmużnikiem Warszawy”, „św. Franciszkiem z Warszawy” oraz opiekunem ubogich. Wiele osób pamięta z tamtego czasu jego postać z piuską na głowie i wyciągniętą ręką proszącego po łacinie „Pro pauperibus” czyli dla ubogich. Na ówczesnych obrzeżach miasta – Woli, Kole, Powązkach i Żoliborzu żyło się w ciężkich warunkach. Zakonnik znany był również na warszawskim Annopolu gdzie przebywali bezdomni – w 113 barakach żyło ok. 11 tys. ubogich. Zakon kapucynów uruchomił tam kuchnię wydającą posiłki dla potrzebujących. Był znany najbiedniejszym jak i najbogatszym mieszkańcom Warszawy, gdyż jednych wspierał a do drugich zgłaszał się z prośbą o wsparcie. O biednych i potrzebujących pamiętał nawet w czasie spowiadania dostojników Kościoła. Ponoć, jako pokutę, kardynałowi Kakowskiemu nakazał dostarczenia wózka z węglem dla ubogich.

Żebranie na rzecz ubogich było jego codziennym zajęciem – znosił cierpliwie wszelkiego rodzaju przykrości, upokorzenia i zniewagi jakie go spotykały w związku z prowadzonym dziełem. W potrzebie potrafił nawet zdjąć własne buty i oddać je potrzebującemu. Ale również widział chciwość i bierność osób ubogich. Nieraz z jego ust słyszano naganę: „Siostro, wzięłabyś się do pracy, umyła dzieci, wyszorowała podłogę. Bieda nie musi śmierdzieć brudem!” Bogatych i możnych prosił o chleb dla biednych, a biednych zachęcał do modlitwy za nich samych i za bogatych gdyż przed Bogiem odpowiadamy jeden za drugiego. Dla pozyskania większej hojności wykorzystywał również swój talent poetycki. Układał okolicznościowe wiersze po łacinie i deklamował je w tak aktorski sposób, że nawet nie znający łaciny mogli pojąć prezentowaną treść.

Polszczyzna jego niestety była niedoskonała i dlatego nie głosił kazań. Mimo to został uznany przez Warszawę za rodaka i on sam czuł się Polakiem. W latach 30 przyjął obywatelstwo polskie i zmienił nazwisko na Kopliński (dodając polską końcówkę -ski). Był życzliwie przyjmowany przez właścicieli barów, kawiarń, restauracji, hoteli, sklepików czy też piekarzy, którzy wspierali działalność kapucyńskiego zakonnika. Wspomina Mirosław Kukowski: „Znałem innych ojców i braci kapucynów z ulicy Miodowej. Ten spośród nich wybijał się na plan pierwszy i to wbrew jego woli. Późną jesienią, inni już w trzewikach, on w sandałach na bosych stopach. Oni w nowiutkich, czystych habitach, on zagoniony, zatroskany innych troskami i nędzą, zawsze najgorzej odziany, wprost zaniedbany”.

Ojciec Anicet przed pójściem spać, po wieczornych modlitwach, regularnie ćwiczył podnoszenie ciężarów. W Warszawie znana była przygoda jednego nieopanowanego policjanta, który niezbyt dobrze traktował żonę i dzieci. Pewnego razu, po spowiedzi, ojciec kapucyn, zaprowadził go do zakrystii chwycił za pas u spodni i podniósł ponad głowę, wykrzykując: „Widzisz, co mogę z tobą zrobić? A co zrobi z tobą Pan Bóg, gdy będziesz dalej takim gwałtownikiem?” Lekcja okazała się skuteczna.

Wybuch II wojny światowej nie zmienił jego postępowania w żaden sposób. Pomagał nie tylko biednym, ale również pomagał Żydom i osobom zaangażowanym w ich ratowanie. W nocy z 26 na 27 czerwca 1941 roku został aresztowany wraz z 21 współbraćmi. Pomimo torturowania, ośmieszania i poniżania nie wahał się powiedzieć na przesłuchaniu: „Wstydzę się, że jestem Niemcem”. We wrześniu 1941 roku został przewieziony do niemieckiego obozy w Auschwitz gdzie zmarł 16 października 1941 roku.

Dnia 13 czerwca 1999 roku na Mszy świętej w Warszawie został beatyfikowany wśród 108 męczenników II wojny światowej.

 

TEKST BYŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM W listopadzie 2019 ROKU.

Pochwała Maryi

Ta dobra Matka zawsze przyjmuje, z czystej miłości, wszystko, co Jej oddajemy w depozyt; przyjąwszy zaś jako powiernica, jest zobowiązana prawne, na mocy umowy o depozycie, zachować to dla nas; podobnie jak ktoś, komu powierzyłbym w depozyt tysiąc złotych monet, byłby zobowiązany zachować je dla mnie, tak iż gdybym z powodu jego zaniedbania moje pieniądze zostały utracone, człowiek ten odpowiadałby za to przez prawem. Ale nie, Maryja nigdy nie straci z powodu zaniedbania tego, co zostało jej powierzone; prędzej przeminęłyby niebo i ziemia, niż Ona mogłaby okazać się niedbałą i niewierną wobec tych, którzy Jej zawierzyli.

Biedne dzieci Maryi, wasza słabość jest ogromna, wasza niestałość wielka, wasze wnętrze bardzo zepsute. Przyznaje, wyszliście z tej samej zniszczonej rzeszy dzieci Adama i Ewy; niech to was jednak nie zniechęca, ale pocieszcie się, radujcie się: oto przekazuje wam sekret, sekret nieznany niemal wszystkim chrześcijanom, nawet najpobożniejszym.

Nie trzymajcie swojego złota i srebra w skrzyniach: już się do nich włamywał zły duch, który was okradł, i są one zbyt małe, zbyt słabe i zbyt stare, aby przechowywać tak wielki i cenny skarb. Nie wlewajcie czystej i przejrzystej wody źródlanej do naczyń zbutwiałych i skażonych grzechem: jeśli grzechu już tam nie ma, to jego woń pozostała i zepsuje wodę. Nie wlewajcie wybornego wina do starych beczek, w których niegdyś zalegało zepsute wino: zepsuje się w nich i jeszcze może się rozlać.

Dusze wybrane, choć rozumiecie mnie, powiem wyraźniej. Nie powierzajcie złota waszej miłości, srebra waszej czystości, wód niebiańskich łask ani wina waszych zasług i cnót dziurawemu workowi, starej i połamanej skrzyni, zbutwiałemu i zgniłemu naczyniu, jakim jesteście; inaczej ograbią was złodzieje, czyli diabły, które nocą i dniem czyhają na sposobną chwilę; inaczej cuchnąca woń miłości własnej, polegania na sobie i własnej woli zepsuje to, co Bóg wam daje najczystszego.

Złóżcie w łonie i sercu Maryi, wlejcie w nie wszystkie wasze skarby, łaski i cnoty; to jest naczynie duchowe, naczynie czcigodne, naczynie osobliwego nabożeństwa: Vas spirituals, vas honorabile, vas insigne devotionis. Odkąd sam Bóg osobiście ze wszystkimi swoimi doskonałościami zamknął się w tym naczyniu, stało się ono w pełni duchowe i stało się duchowym mieszkaniem najbardziej duchowych dusz; stało się godne czci, stało się pełnym chwały tronem największych książąt wieczności, stało się naczyniem osobliwego nabożeństwa, mieszkaniem dusz najświetniejszych w łagodności, w łaskach i cnotach; i wreszcie stało się bogate jak dom złoty, mocne jak wieża Dawidowa i czyste jak wieża z kości słoniowej.

Jak szczęśliwy jest człowiek, który wszystko oddał Maryi, który we wszystkim i dla wszystkiego zawierza Maryi i w niej się zatraca. Należy on całkowicie do Maryi, a Maryja całkowicie do niego. Może śmiało powiedzieć za Dawidem: Haec facta est mihi. Maryja została stworzona dla mnie; albo z umiłowanym uczniem: Accepi eam in mea: Wziąłem Ją za całe moje dobro; albo z Jezusem Chrystusem: Omnia mea tua sunt, et omnia tua mea sunt: Wszystko, co mam, a wszystko, co Ty masz – moje.

Jeśli przeczyta to jakiś krytyk i pomyśli, że przemawia przeze mnie przesada i nazbyt wybujała pobożność, to niestety, nie rozumie on mnie, albo dlatego, że jest człowiekiem cielesnym, który nie smakuje spraw ducha, albo dlatego, że należy do tego świata, który nie może przyjąć Ducha Świętego, albo dlatego, że jest pełen pychy i krytycyzmu, potępia albo gardzi wszystkim, czego nie rozumie. Ale dusze, które nie narodziły się z krwi, ani z woli ciała, ani z woli męża, lecz z Boga i z Maryi, rozumieją mnie i smakują; pisze do nich właśnie.

Jednak mówię do jednych i do drugich, bo Najświętsza Maryja, będąc najuczciwszym i najbardziej hojnym spośród wszystkich stworzeń, nigdy nie pozwala się prześcignąć w miłości i hojności; jak mówi pewien święty człowiek, za jajko daje wołu, to znaczy, za odrobinę, jaką Jej dajemy, oddaje wiele z tego, co otrzymała od Boga; tym samym więc, jeśli jakaś dusza oddaje się Jej bez zastrzeżeń, to Ona oddaje się tej duszy bez zastrzeżeń, jeśli pokładamy w Niej całą ufność bez zuchwałości, sami pracując nad nabywaniem cnót i przezwyciężaniem namiętności.

 

Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort, Traktat o Prawdziwym Nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny (TPN 176-181)