Muzyka łagodzi obyczaje?

Wolfgang Amadeusz Mozart, 1756 – 1791

Pewien nastolatek nazwiskiem David Merrell, pod koniec XX wieku, postanowił sprawdzić w jaki sposób muzyka wpływa na zachowanie ssaków. W tym celu przeprowadził doświadczenie na tradycyjnych myszach. 72 myszy jednakowe co do wagi i wieku podzielił na trzy grupy. Zanim dokonał podziału na grupy myszy zostały wpuszczone do labiryntu. Potrzebowały średnio 10 minut na jego przebycie.

Przez kolejne trzy tygodnie, co drugi dzień były pojedynczo wpuszczane do tego samego labiryntu. Pierwsza z grup słuchała przez 10 godzin dziennie muzyki Mozarta, druga grupa słuchała muzyki heavy metalowej grupy „Anthrax”, trzecia grupa, kontrolna, natomiast przebywała w ciszy.

Po trzech tygodniach grupa kontrolna zredukowała czas przebycia labiryntu do 5 minut, grupa poddana słuchaniu klasycznej muzyki Mozarta pokonywała labirynt w 1,5 minuty. Myszy słuchające muzyki heavy metalowej potrzebowały średnio 30 minut na pokonanie znanego już labiryntu. Widać było, że są ogłupiałe i nawet nie potrafią znaleźć wyjścia kierując się zapachem poprzedniczek. Doświadczenie zakończyło się niepowodzeniem gdyż myszy z grupy słuchającej ciężkiego rocka pozagryzały się nawzajem.

To doświadczenie pokazuje, że powiedzenie o łagodzeniu obyczajów przez muzykę należy uściślić: „Muzyka klasyczna łagodzi obyczaje” oraz może wpływać pobudzająco lub hamująco na rozwój intelektu.

Święty Jan Chryzostom czyli Złotousty

Jan urodził ok. 350 roku w Antiochii syryjskiej, jednym z ważniejszych miast starożytności w obrębie Morza Śródziemnego. Pochodził ze znaczącej rodziny, ojciec jego Sekundus, oficer cesarski zmarł niedługo po narodzeniu syna. Wychowaniem jego zajęła się, pochodząca z Gracji, matka – Antuza. Uczył się u słynnego retora Libaniusza wraz z św. Bazylim. W nauce czynił duże postępy i wykazywał zaangażowanie, tak że jego mistrz widział w nim swojego następcę.

Chrzest przyjął w wieku lat dwudziestu. Było to wydarzenie bardzo znaczące w jego życiu – wstępuje do stanu duchownego. Po śmierci matki udaje się na pustkowie. Zamieszkuje w grocie i prowadzi życie ascetycznego pustelnika. Po czterech latach, że względu na stan zdrowia, powraca do Antiochii. Pełni tu funkcję lektora, w 381 roku przyjmuje święcenia diakonatu a w 385 roku święcenia kapłańskie mając już ok. 36 lat. To w tym czasie głosząc kazania w świątyniach antiocheńskich zyskał przydomek „Złotousty” (Chryzostom). W roku 387 lud Antiochii wystąpił przeciwko cesarzowi Teodozjuszowi I Wielkiemu, m in. rozbijając jego pomniki w mieście. Jan głosząc, sławne później, Mowy Wielkopostne, ganił popędliwość ludu ale równocześnie bronił go przez karą. Cesarz odstąpił od karania winnych a mieszkańcy mieli w pamięci zasługę ich kaznodziei.

W 397 roku umiera patriarcha Konstantynopola abp Nektariusz, dwór cesarski i wierni pragnęli by to właśnie Jan sprawował ten urząd. Św. Jan przystąpił do ciężkiej pracy walcząc z nadużyciami i zepsuciem obyczajów, rozluźnieniem zasad wśród kleru jak i deprawacją samego dworu cesarskiego. Udało mu się doprowadzić do pojednania ze Stolicą Apostolską biskupa Antiochii Flawiana. Na swoim dworze zniósł wszelki przepych, nigdy nie bywał na ucztach, ani sam ich nie wydawał. Swoimi dochodami dzielił się z nędzarzami a w nauczaniu pocieszał, napominał jak i karał bez względu na stan i osobę.

Jedna z form celebracji Boskiej Liturgii w Kościele Wschodnim jest autorstwa św. Jana Antiocheńskiego, jest ona stosowana przez większą część roku liturgicznego m. in. w obrządku grekokatolickim.

Święty Jan Chryzostom należy do Ojców Kościoła, jest jednym z Doktorów Kościoła, uznawany za największego kaznodzieję Wschodu. Jest z jednym z najbardziej twórczych autorów. Do naszych czasów zachowało się 17 traktatów,  ponad 700 autentycznych kazań oraz komentarze do Ewangelii św. Mateusza i Listów Pawłowych (Listy do Rzymian, Koryntian, Efezjan i Hebrajczyków) oraz ponad 240 listów.

W swoich kazaniach przedstawiał znikomość rzeczy materialnych i niestałość bogactw ziemskich. Nauczał, że grzesząc szkodzimy najbardziej sobie samym. W księdze „O kapłaństwie” wysławiał godność tego stanu, językiem prostym ale znakomitym stylem. „Bóg dał kapłanom taką moc, jakiej nie użyczył ani aniołom, ani archaniołom: tym, co mieszkają na ziemi, zlecił, by szafowali tym, co jest w niebie”.

Wysyłał misjonarzy na ziemie będące we władaniu Arabów i innych pogańskich ludów. „Nośmy więc krzyż Chrystusa jak wieniec, bo wszystko, co się do nas odnosi, przez krzyż się wypełnia. Gdy trzeba się odrodzić przez chrzest, to przed krzyżem; gdy trzeba spożyć ów tajemniczy pokarm, zostać wyświęconym na kapłana lub uczynić coś innego, wszędzie staje obok nas ten znak zwycięstwa. Dlatego z wielką gorliwością znaczymy go na domach, na drzwiach, na oknach, na czole…”

Mówił sam o sobie, że boi się tylko Boga i grzechu. Jego samego zaś bali się ci, którym letniość, rozprężenie, chaos w Kościele były wygodne. „Dlaczego wszyscy nie będziemy zbawieni? Dlatego, że nie wszyscy będą tego chcieli. Łaska, która jest darmowa, zbawia tylko pragnących dostąpić zbawienia, a tych, którzy tego nie chcą, nie zbawia.”

Święty Jan w swoim napominaniu nie szczędził dworu cesarskiego i w końcu doszło do starcia z cesarzową Eudoksją. Cesarzowa w porozumieniu z biskupami niezadowolonymi z działań patriarchy Konstantynopola, zwołała nielegalny synod nazwany później „pod Dębem” od nazwy miejscowości Onercia – Dąb. Cesarz Arkadiusz nakazał Janowi opuszczenie swojej siedziby i udania się do Bitynii. Lud, dowiedziawszy się o wygnaniu ich pasterza, podniósł bunt, który doprowadził do powrotu Jana do Konstantynopola. Został on powitany radośnie w mieście, lecz niebawem miało to ulec zmianie. Cesarzowa Eudoksja doprowadziła do ponownego synodu gdzie zasiedli sami przeciwnicy Złotoustego patriarchy, gdzie postanowiono pozbawić Jana urzędu patriarchy. Pod zbrojną eskortą udał się do portu i wsiadł na statek. Miejscem jego pobytu było dzikie pogranicze dzisiejszej Armenii. Spędził tu około roku i z tego okresu pochodzą 243 listy pisane głównie do przyjaciół. Święty Jan Chryzostom zmarł z wycieńczenia w drodze do kolejnego miejsca zesłania. Umarł ze słowami „Bogu dzięki za wszystko” na ustach. Było to 14 września 407 roku. Dnia 27 stycznia 438 roku sprowadzono jego relikwie do Konstantynopola, od 1627 roku umieszczone zostały w Rzymie w Bazylice św. Piotra.

Papież Pius V w roku 1568 ogłosił św. Jana Chryzostoma doktorem Kościoła. Jest on patronem kaznodziejów i Konstantynopola. Należy do jednego z czterech wielkich doktorów Kościoła Wschodniego. W ikonografii przedstawiany jest z krótką spiczastą bródką oraz łysiną czołową odziany w szaty biskupie. Na ikonach spotykane jest często przedstawienie „Trzech Wielkich Hierarchów” – św. Bazyli Wielki, św. Grzegorz Teolog i św. Jan Chryzostom. W sztuce zachodniej atrybutem św. Jana Złotoustego jest księga, osioł i pisarskie pióro.

 

PIERWOTNIE TEKST BYŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM W styczniu 2017 ROKU.

Bojaźń Boża

Ojciec Jacek Woroniecki napisał książkę poświęconą Bożemu Miłosierdziu zatytułowaną „Tajemnica Miłosierdzia Bożego”. Analizując Stary Testament pokazuje nam, że nadzieja jest tam na pierwszym miejscu – podtrzymywana i umacniana Bożym Miłosierdziem. Widać to choćby w Księdze Psalmów gdzie na 150 psalmów niemal 100 dotyczy miłosierdzia Bożego i nadziei jaką ono powinno wzbudzać. Oprócz nadziei jako odpowiedzi na Boże Miłosierdzie winniśmy okazywać również bojaźń Bożą oraz miłosierdzie względem bliźniego.

Wystąpienie Lutra i jego wypaczenia wiary katolickiej dotyczyło również bojaźni Bożej. Nieporozumieniem i błędem jest pogląd, że przedmiotem bojaźni Bożej jest sam Bóg. Boga nie można się bać, bać się należy zła. Bóg jest najwyższym Dobrem i On sam nie może być przedmiotem bojaźni czy też strachu. W relacji do Boga możemy obawiać się kary jaka może nas spotkać w związku z naszym zachowaniem względem Niego lub też obawa by zło nie obróciło się wobec Boga. Żadne zło nie może zaszkodzić Bogu w jakikolwiek sposób, ale może umniejszyć Jego chwałę na ziemi wśród ludzi.

Podobnie jest między ludźmi, boimy się kogoś lub boimy się o kogoś. Gdy jesteśmy mali boimy się ojca i jego kary gdy coś przeskrobiemy, a gdy dorośniemy boimy się o niego, by mu swoim zachowaniem lub też postępowaniem nie sprawić przykrości lub smutku.

Obawa czy też strach przed potępieniem był przez protestantów odrzucany jako niegodny chrześcijanina, uważany był za coś złego i uwłaczającego godności ochrzczonych wiernych.

Strach przed złem jest czymś naturalnym, wrodzonym i jako taki nie jest ani dobry ani zły. Zły staje się wtedy gdy pod jego wpływem dokonujemy złych czynów (odnosi się to do wszystkich naszych uczuć, jeśli pod ich wpływem popełniamy grzech to należy je eliminować a pielęgnować uczucia wzmacniające cnoty by osiągnąć zbawienie). Jeśli pod wpływem strachu przed piekłem i potępieniem nawrócimy się lub tylko poprawimy nasze życie to taki strach jest dobry i spełnił swoje zadanie. Kościół Katolicki od XVI do XVIII wieku kilkukrotnie orzekał, że obawa potępienia wiecznego  nie jest czymś złym i niegodnym ale wręcz przeciwnie, jest godziwa i nadprzyrodzona gdyż wynika z objawionych nam prawd wiary oraz pochodzi z natchnienia Bożego.

Bojaźń Boża nie ogranicza się tylko do obawy przed karami jakie nam grożą. Ponad tą bojaźnią jest bojaźń synowska czyli obawa by nie wyrządzić krzywdy Bogu przez obrazę Jego majestatu lub zuchwale oczekując Jego Miłosierdzia. Pierwsza z nich określana bywa bojaźnią niewolniczą a druga jest tą, która w ramach rozwoju życia duchowego powinna zajmować coraz więcej miejsca i być dominującą w naszej duszy. Człowiek żyjący na ziemi nie może pozbyć się obawy przed karami, gdyż jest słaby i łatwo ulega pokusom. Za dawniej popełnione winy może być jeszcze wiele do spłacenia Bożej sprawiedliwości, ostrzeżenie w Piśmie jest wyraźne: „Za odpuszczone winy nie bądź bez bojaźni” (Syr 5,5). Dlatego też cnota pokuty zawsze powinna być obecna w życiu katolika, czyli żal za grzechy minione, postanowienie poprawy, to jest czuwanie nad swą wolą by się od Boga nie odwracała, i w końcu chęć wynagrodzenia Bogu za obrazę przez czyny pokutne.

Bojaźń synowska jest zaliczana do jednego z siedmiu darów Ducha Świętego. Według proroctwa Izajasza sam Chrystus miał w sobie bojaźń Bożą (Iz 11,2). Bojaźń Boża jest początkiem mądrości (Syr 1,16), to ona powinna stać na straży naszych działań by cześć dla Boga nie poniosła żadnego uszczerbku. Dlatego też jest ona impulsem do skruchy i pokuty, utrzymując duszę w chęci wynagrodzenia Bogu za winy własne jak również za cudze. Lęk czy też strach przed karą jest początkiem, wstępem bojaźni Bożej. Pełnią bojaźni jest lęk synowski który powinien przenikać nas na wskroś. „Syn cześć oddaje ojcu, a sługa panu swemu. Jeśli tedy Ojcem Ja jestem, gdzie jest cześć moja? A jeślim Ja Pan, gdzie jest bojaźń moja? Mówi Pan zastępów do was, o kapłani, którzy gardzicie imieniem moim”(Ml 1,6).

Bojaźń synowska chroni miłosierdzie Boże przed lekkomyślnym jego potraktowaniem, oraz przed lekceważenie Prawa Bożego. Wszystkie przejawy Boże Miłosierdzia jakie nas spotykają winny pobudzać i wzmacniać bojaźń synowską wobec Stwórcy.

Najbardziej znaczącym przejawem nie liczenia się z miłosierdziem Bożym jest lekceważenie grzechów powszednich. Spotyka się ludzi, którzy chcąc być katolikami nie czynią rzeczy które wydają się im grzechami ciężkimi jak zabójstwo, kradzież, oszczerstwo, grzechy nieczystości. Wiele z takich grzechów wynika z ułomności natury człowieka. Nim się człowiek zastanowił już coś powiedział, szybko zrobił nie zauważając, że przekroczył przykazania Boże. Od takich upadków nikt z nas nie może się uchronić, jedynie Najświętsza Maryja Panna była wyjęta spod takich grzechów. Są również grzechy lekkie, które popełniane są z całą świadomością, wiemy, że nie odwracają nas od Boga, nie sprzeciwiają się miłości Boga ani miłości bliźniego stąd są grzechami lekkimi.

Bojaźń Boża ma uchronić nas od popełniania grzechów śmiertelnych jak również porzucenia i poprawy w grzechach lekkich. To właśnie ona daje nam wrażliwość i delikatność sumienia byśmy dobrowolnie nie uchybiali Boskiemu majestatowi.

Za niezliczone dowody miłosierdzia Bóg oczekuje od nas bezgranicznego zaufania oraz abyśmy na nic sobie dobrowolnie nie pozwalali, co by godziło w Jego Miłosierdzie lub w jakikolwiek sposób je umniejszało. Tak jak to jest przedstawione w zakończeniu psalmu 141 (PS146,11) „Pan kocha się w tych, którzy mają Jego bojaźń i którzy pokładają nadzieję w Jego Miłosierdziu”.

 

PIERWOTNIE TEKST BYŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM W grudniu 2016 ROKU.

Statystyki roku 2017

W roku 2017 było – 94,608 wizyt na stronie. Goście przeczytali ogółem 1,640,110 razy strony i wpisy.

Skąd byli odwiedzający? Z Polski oraz innych krajów:

 

L.p.KrajIlość przeczytanych stron
1Polska1,550,705
2Stany Zjednoczone26,061
3Rosja10,468
4Niemcy5,661
5Wielka Brytania3,154
6Ukraina2,686
7Francja2,083
8Izrael1,647
9Włochy1,386
10Węgry1,157
11Holandia1,157
12Japonia1,137
13Kanada1,116
14Chiny1,026
15Irlandia792
16Rumunia585
17Szwecja566
18Indie550
19Czechy369
20Austria320
21Norwegia318

 

Co było czytane?

 

L.p.Strona/wpisIlość czytań w roku
1Malachi Martin „Przejście przez pustynię apostazji. Podręcznik survivalu dla katolików”9,158
2Archanioł Rafał6,937
3Świadectwo z seminarium5,606
4Galeria zdjęć z Uchania4,525
5Święta Anna4,447
6Emanuel hrabia Małyński3,811
7Święty Michał Archanioł3,755
8Galeria zdjęć z Leśniowa3,595
9Święta Agata Sycylijska3,576
10Św. Jan od Krzyża do charyzmatyków i Odnowy w Duchu Świętym3,522
1114 Świętych Wspomożycieli3,267
12Galeria zdjęć z Radecznicy3,236
13Galeria zdjęć z Czerwińska nad Wisłą3,230
14Zadania zakonu wobec dogmatu3,150
15Galeria zdjęć z Wysokiego Koła3,134
16Klękanie a kucanie3,107
17Okrągły Stół i Magdalenka3,016
18Walka postu z karnawałem, rzecz o hedonizmie i ascezie2,981
19Objawienia w Fatimie2,936
20Królestwo Grażyny2,906
21Nasze wycieczki2,898

 

 

Siedem grzechów głównych

Kiedy korzeń drzewa jest podcięty, wszystkie gałęzie, które z niego ciągnęły soki i Zycie, natychmiast usychają. Wyrwijmy z naszych dusz te zatrute korzenie, a wszystkie złe skłonności, z nich biorące początek, przez samo to zostaną zniszczone. Taki przykład pozostawili nam wszyscy mistrzowie życia duchowego. Wszyscy oni te właśnie grzechy gromili z całą mocą swojego pióra, w silnym przekonaniu, że gdy raz pokonają tych nieprzyjaciół, żaden inny już głowy nie podniesie.

Wszystkie grzechy, mówi św. Tomasz, pochodzą źródłowo z miłości własnej, wszystkie są skutkiem żądzy jakiegoś dobra pożądanego przez tę miłość własną. To jest początek owych trzech pożądliwości  wskazanych przez św. Jana: pożądliwość ciała, pożądliwość oczy i pychy żywota; czyli miłości rozkoszy, miłości bogactw i miłości zaszczytów. Miłość rozkoszy rodzi trzy grzechy główne: nieczystość, obżarstwo i lenistwo; z ukochania godności bierze początek pycha, a z miłości bogactw – chciwość. Pozostałe dwa grzechy główne, to jest gniew i zazdrość służą za pomocników tym rozmaitym występnym skłonnościom. Gniew powstaje przeciw przeszkodom, które sprzeciwiają się spełnieniu naszych życzeń; zazdrość – przeciw tym, którzy nas podchodzą i uprzedzają w uzyskaniu jakiegoś dobra poszukiwanego przez naszą miłość własną, Takie zatem jest pochodzenie grzechu: potrójna pożądliwość, pierwszy zarodek grzechów głównych, skąd wynika wszelka nieprawość. Przeciw tym właśnie grzechom powinniśmy skierować wszystkie nasze wysiłki i całą uwagę. Są to olbrzymy, których najpierw trzeba pokonać, jeżeli chcemy podbić resztę nieprzyjaciół, którzy z naszą szkodą przywłaszczyli sobie ziemię obiecaną.

Na samym czele postawię pychę, będącą nieuporządkowaną miłością własnej godności. Święci uważają ten grzech za ojca, za króla wszystkich grzechów. Pysze nigdy w myśli twojej, ani w słowie twoim panować nie dopuszczaj. Bo od niej początek wzięło wszystkie zatracenie (Tb 4,14).

Św. Ludwik z Granady; Przewodnik grzeszników; Wydawnictwo AA

 

Światowe życie

Jak nieliczni są nawet wśród dobrych ludzi ci, którzy znają samych siebie! Wiele z tego, co uważają oni za działanie łaski w nich, stanowi po prostu opatrznościowy zbieg okoliczności. I tak na przykład, gdy światowość wzbudza w jakimś człowieku słuszną obawę, myśli on sobie- niewykluczone, że nawet z Bożą pomocą – że nie ma w nim ku niej żadnego pociągu. Owszem, sporo w nim zła, jest tego świadom, ale przecież nie ma pociągu do światowości. Lecz naraz okoliczności jego życia ulegają zmianie. Staje się bogaty, albo zaczyna obracać się w nowym towarzystwie, a może poprawia się jego stan zdrowia – i oto może sobie już pozwolić na to, na co wcześniej nie mógł. I patrzcie, już jest przesiąknięty światowością! Wcale nie wchodzi w nią stopniowo lub z oporami, pod presją pokusy, lecz ot, tak po prostu – światowy od razu, beż żadnych dodatkowych zmian, z dnia na dzień pełen światowości, którą od zawsze nosił w swym sercu. Tak jak nikt nie ma siły bardzo się gniewać, gdy mu słabo i mdleje, tak i światowość tego człowieka nie mogła ujawnić się we wcześniejszych okolicznościach jego życia. Jednak drzemała w nim zawsze. Setki ludzi jest przenikniętych światowością, są po prostu światowi aż do szpiku kości, a jednak pochlebiają sobie tym, że świat zupełnie ich nie pociąga. Prawdą jest więc, że bardzo mało wiemy o sobie i o naszych prawie niewyczerpanych możliwościach czynienia zła, zła, które skrywamy w zamknięciu naszych dusz. Czyż życie na każdym kroku nie przysparza nam okazji do przykrych odkryć na temat nas samych? Może nieprzyjemne, ale jednak cenne są to odkrycia i warto na nie zwracać uwagą. Czyż mądre byłoby unikanie tego rodzaju odkryć, tylko dlatego że teraz zakłócają nasz spokój, skoro w dniu sądu będziemy pytani o to, jaki użytek z nich zrobiliśmy? Życie wewnętrzne, w którym nie dopuszczamy sporej dozy zaniepokojenia, życiem wewnętrznym w ogóle nie jest. To tylko jakiś magiczny sposób schlebiania miłości własnej. Wyobraźmy sobie system duchowy, którego celem jest sprawienie, by wszyscy czuli się swobodnie i komfortowo, i w którym naczelną zasadą jest unikanie wszelkich niewygód. Doprawdy byłby on śmiechu wart w samej swej istocie, lecz lepiej się nie śmiać, bo przecież cóż straszniejszego dla duszy niż pomylić się, co do swego przeznaczenia wiecznego?

 

O samozakłamaniu; Frederick Wiliam Faber; Warszawa 2016