10 bajka – Opowieść o lesie, który się nie spotkał

Jej pocałunek wciąż jest oszołomiony. Sprawy toczą się tak szybko, że nie może nadążyć. Owszem, słyszał, jak Pan zapraszał Panią na wyjazd do Kazimierza, ale to było tak daaawno. Zapomniał o tym, a tu pośpiech, szykowanie, ranne wstawanie i w drogę. Jedynym pocieszeniem była bliskość Jego pocałunku. Rano był jednak tak śpiący, że odłożył powitanie, spotkanie i zabawę na później. I tak Jego pocałunek spał tak dobrze ukryty w brodzie Pana, że nie mógł go, mimo starań, dojrzeć. Zasnął słodko w oczekiwaniu na lepsze czasy.
I lepsze czasy nadeszły. Leniwy poranek, słoneczne dzionki, spacery po uliczkach biegnących to w górę, to w dół, rozmowy, nowi ludzie, rejs statkiem po Wiśle. Zakończenie tej wyprawy było czymś, co Jej pocałunek zapamięta na zawsze. Pan i Pani ruszyli śmiesznym, żółtym pojazdem zwanym melexem w nieznanym kierunku, poza miasto. Pełen oczekiwania Jej pocałunek robił zakłady z Jego pocałunkiem o to, co je za chwilę spotka.
Dotarli na miejsce. Nazwa na tablicy była nieco myląca: Korzenny Dół. Jej pocałunek najpierw pomyślał, że to będzie miejsce pachnące piernikami, goździkami i cynamonem, skórką pomarańczową i cytrynową i miodem, bo „korzenny” kojarzył mu się jedynie z przyprawami, których jego Pani używa do ciast a w szczególności do ulubionych pierników.
Nic podobnego. Nie było żadnych Kazimierz Dolnyzapachów. Pan i Pani weszli w tunel, którego ściany były dużo wyższe od nich. Podwyższały je rosnące gęsto na brzegach drzewa. Drzewa zaplatały swoje konary nad głowami Pana i Pani, szemrały listkami. Na wysokości wzroku widać było ich korzenie i korzenie krzewów oraz roślin rosnących na brzegach tej rozpadliny w ziemi.
Po przejściu kilku metrów wąwóz zamknął się nad nimi. Jedynie słońce przebijające się przez listowie i wiatr odgarniający zasłony z liści pozwalały czuć się tu, na ziemi a nie w jakimś nierealnym świecie. Pod baldachimem z gałęzi drzew, korytarzem wyłożonym bogato boazerią korzeni i wyrzeźbionym wodą i wiatrem lessem wędrował Jego i Jej pocałunek wraz z Panią i Panem Korzennym Wąwozem. To było niesamowite przeżycie! Jej pocałunek czuł się tak, jakby ktoś okazał mu ogromne zaufanie-pokazał mu swoje wnętrze, obnażył siebie z wierzchnich szat, otworzył serce. Zapomniał o całym świecie, nawet o Jego pocałunku.
Teren wznosił się, wąwóz zawijał, zakręcał jak leniwy wąż szukający najlepszej ekspozycji na słoneczne promienie. Gdy dno wąwozu zrównało się z powierzchnią ziemi Pan i Pani zatrzymali się. Jej pocałunek kątem oka ujrzał otwierającą się zieloną płaską przestrzeń, tak nudną i smutną, że aż brzydką.
Pani i Pan chyba też nie chcieli rozstawać się z magicznym światem wąwozu i szybko odwrócili się od widoku na powierzchni. Rozpoczęli wędrówkę w dół wąwozu. Jej pocałunek zauważył, że droga z powrotem jest zupełnie inna niż pod górę. Wąwóz jest inny, korzenie wyglądają inaczej. Widział, że niektóre drzewa dokonują wręcz heroicznych wysiłków, aby utrzymać się na krawędziach wąwozu, inne zaplatają swoje korzenie w piękne warkocze, aby uczynić je mocniejszymi i zdolnymi do utrzymania drzewa w pionie.
Kazimierz DolnySą i takie, które wymyśliły metodę gęstych sieci-siatek opasujących lessowe ściany wąwozu.
Jej pocałunek zadumał się. Co się wydarzyło w tym niesamowitym miejscu? Kto spowodował odkrycie wnętrza ziemi? Dlaczego drzewa nie poddają się?
Cichutko zapytał o to Jego pocałunku, który podziwiał drzewa i wąwóz z niekłamanym zachwytem. Spotkało go ogromne zaskoczenie.
Jego pocałunek powiedział: A może było to tak.
-Jak?- zapytał Jej pocałunek niecierpliwie ale i z ciekawością.
– Dawno temu stok pagórka, na którym stoimy porastała trawa. Wierzchołki pagórków pokrywał las. Las postanowił dotrzeć aż do podnóża góry, na której wyrósł wiele lat temu. Na górze często wiało, paliło też słońce, było już bardzo ciasno. Łąki na stoku zachęcały do zamieszkania. Na pomysł zasiedlenia wpadły drzewa z lasów na okalających łąkę pagórkach. Pomału ruszyły w dół. Rozsiewały najpierw pojedyncze drzewa, te przyciągały następne. Za dużymi drzewami odważyły się mniejsze, bardziej wątłe krzaczki a na końcu i jednoroczne rośliny. Drzewa z pagórków były już bardzo blisko. Słyszały już szelest swoich liści. Szumiały z radością, że minie jeszcze kilka lat i będą mogły stać blisko siebie, zaczepiać się konarami, łaskotać gałązkami i muskać listkami. Na razie te najsilniejsze okrywały swoimi gałęziami bardziej wątłe, aby ochronić je przed słońcem i wiatrem. Patrzyły na drzewa z sąsiedniego pagórka-były takie piękne, smukłe, z pełnym radości listowiem. Stroiły swoje gałęzie jak najpiękniej, wyciągały je ku górze i na spotkanie upragnionych, długo oczekiwanych sąsiadów. Zaczęły nawet układać wspólne pieśni przenoszone usłużnie przez zjawiający się od czasu do czasu figlarny wiatr. Wiatr uwielbiał być posłańcem i przenosić dźwięki, szelesty, liściaste słowa, stukot gałęzi, szmer listków, śpiew ptaków, skrzypienie pni. Szczęście było bardzo, bardzo blisko. Pewnego dnia niebo pokryło się szarym kocem chmur. Chmury ciemniały i ciemniały, opadały złowieszczo coraz niżej, dotykały już koron drzew na szczytach pagórków i tam też te korony je zatrzymały. Lunął deszcz, padało przez tydzień. Woda spływała z chmur wprost na szczyt najbliższego pagórka, sunęła po stoku aż do podnóża góry. Początkowo łąka i zbliżające się do siebie z sąsiednich pagórków drzewa były zadowolone, umyły się bardzo dokładnie, zrobiły mnóstwo zapasów wody na bezdeszczowe dni. Deszcz jednak nie przestawał padać a wody było za dużo. Znalazła sobie ona drogę właśnie pomiędzy drzewami, wyrywała trawę, żłobiła coraz głębszy korytarz w ziemi.
Ulewa minęła, drzewa nie przejęły się zbytnio, wiedziały, że poradzą sobie z tą wyrwą w ziemi, która je przedzielała i swoimi korzeniami przekroczą ją, aby połączyć się z dawna oczekiwanymi drzewami z naprzeciwka.Kazimierz Dolny
Myliły się jednak bardzo. Każdy kolejny mały czy średni deszcz a już ulewy w szczególności pogłębiały przerwę między drzewami. Wąwóz wił się omijając silne korzenie największych drzew, które spotykał na swojej drodze. Mijały lata, ściany wąwozu rosły, rosły, stęsknione i zrozpaczone drzewa połączyły swoje korony nad wąwozem pocieszając się dotykiem swoich gałązek i liści.
Lęk przed upadkiem do głębokiego wąwozu kazał drzewom wymyślać różne sposoby zabezpieczeń, aby uniknąć zagłady.
Jej pocałunek tak się zasłuchał w opowieść Jego pocałunku, że ze zdziwieniem zobaczył, że znów Pan i Pani stoją u wlotu do wąwozu pod tablicą Korzenny Dół.
Jej pocałunek był zachwycony opowieścią Jego pocałunku. Rozpierała go duma, że ma tak zdolnego towarzysza. Był pewien, że Pan pochwali swój pocałunek i podziękuje za piękną, troszkę smutną opowieść o nie spełnionych marzeniach.
On sam obieca wieczorem swojej Pani, że będzie starał się jak najwięcej nauczyć od Jego pocałunku, będzie czytał, będzie słuchał i oglądał filmy, nauczy się opowiadać historie podobne do tej o Korzennym Wąwozie.

Koniec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *