Ewaluacja w szkole

Z chwilą przystąpienie Polski do UE pojawiły się kolejne metody sprawdzania realizacji zadań przez szkoły. Oprócz kontroli stosowany jest audyt oraz ewaluacja. Ewaluacja czyli „miękka” kontrola. Może być wewnętrzna, może być zewnętrzna. Ewaluacje przeprowadzane są w dużej mierze za pomocą ankiet dla rodziców, nauczycieli i dla uczniów. Sprawdzane są różnice w odpowiedziach dotyczących danego zagadnienia. To jest znak, że w tym zakresie trzeba przeprowadzić bardziej szczegółową analizę.

Ewaluacja demokratyczna – to proces badawczy polegający na ocenianiu wartościującym, w którym sami respondenci (a nie eksperci) wytyczają normy uznawane za wartości w danym kręgu kulturowo-społecznym. Ustalane w ten sposób standardy ewaluatywne są na danym etapie rozwojowym charakterystyczne dla konkretnej populacji. Ocenianie wartościujące jest strategią odmienną od oceniania sprawdzającego osiągany poziom, a także pełniejszą od oceniania różnicującego grupy, umożliwia bowiem wyznaczenie tego, czy mierzone cechy, właściwości, zjawiska lub procesy są rzeczywistymi wartościami uznawanymi przez kwalifikowaną większość. Społeczny proces ewaluacji ma większą rangę niż opiniowanie autorytarne.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Ewaluacja

 

Definicja z Wikipedii pokrywa się z wieloma innymi źródłami dotyczącymi ewaluacji demokratycznej. W samej definicji widać, że może ona służyć do tworzenia własnych standardów dobra i zła. Ewaluacja sprawdza na ile wartości prezentowane przez rodziców i dzieci pokrywają się ze standardami, tak naprawdę, medialnymi. Dzieci mają oceniać czy szkoła naucza ich poprawnych i dobrych wartości(!) Nauczyciele uczą się na studiach pedagogiki przez 5 lat a rodzice, nie zawsze mający skończone studia, mają oceniać czy ci nauczyciele dobrze nauczają ich dzieci(!).
Trudno się dziwić, że w szkołach rządzą rodzice, bo po prostu jest ich więcej i nauczyciele tak naprawdę niewiele mają w tej sytuacji do powiedzenia. Dzieci uczy się, że nauczycieli należy sprawdzać. Uczy się postawy szukania u innych osób przyczyn własnych niepowodzeń i trudności. W konsekwencji buduje się postawę roszczeniową i oducza samokrytycyzmu. W szkole nie mówi się o pracy nad sobą – w ankietach padają pytania o ocenę szkoły, programu, bezpieczeństwa. Opuszczające szkołę dziecko jest przekonane o swojej wyjątkowości, żądające sukcesu za każdą cenę, poszukujące wygodnych rozwiązań i szybkich rezultatów, w czym utwierdzają je najczęściej rodzice.
Nawet podchodząc „lekko” do odpowiedzi na pytania, wypełniając co kwartał ankietę z prośbą o ocenę pracy swego przełożonego, nauczyciela czy dyrektora, w końcu zaczynamy się temu przyglądać. Mniej zwracamy uwagę na swoją pracę, na swoje obowiązki a bardziej skupiamy się na analizowaniu innych by móc dostarczoną ankietę wypełnić poprawnie.
Zamiast rzetelnej oceny postępów dzieci w nauce, analizy ograniczeń i predyspozycji indywidualnych, potrzeby zewnętrznej pomocy, współpracy rodziców w procesie edukacji, pracy z dzieckiem zastawiamy się nad tym jak trudne i nieprzyjazne jest otoczenie. Nie jesteśmy nastawieni na rozwiązywanie problemów, ale poszukujemy usprawiedliwienia na zewnątrz gdy się one pojawiają.

 

Ewaluacja jako dziedzina nauki

Analizowane pojęcie występowało już dość dawno temu w innych obszarach życia, szczególnie w gospodarce i wojskowości. Ewaluacja należy do tak zwanych nauk stosowanych, czyli – z jednej strony – posiada metodologię typu naukowego (to znaczy zasady i procedury zbierania informacji i wnioskowania na podstawie tych informacji), a z drugiej strony – cechuje się nastawieniem praktycznym, pierwszeństwem użyteczności nad teorią. Zatem możliwość praktycznego wykorzystania wniosków jest w przypadku ewaluacji istotniejsza niż naukowa poprawność zbierania i przetwarzania informacji.

http://www.oswiata.abc.com.pl/czytaj/-/artykul/ewaluacja-jako-narzedzie-nadzoru-pedagogicznego-dyrektora-szkoly

Są to standardy opisane przez J. Dewey’a amerykańskiego filozofa i teoretyka pedagogiki.
Nieważne jest „dlaczego” ważne jest „jak”.
Takie podejście powoduje, że nauka zaczyna być postrzegana jako balast. Nie interesuje już nas dochodzenie do Prawdy, ona już nikogo nie interesuje. Ważne jest JAK zdobyć sukces, szczęście, pieniądze, sławę, uznanie. Uczelnie przestają być miejscem poszukiwania prawdy stają się tylko wyższymi szkołami zawodowymi. Przekazuje się wiedzę w coraz węższym zakresie tworząc coraz większe specjalizacje. Absolwenci są specjalistami w bardzo wąskich dziedzinach. Gdy braknie miejsc pracy w naszym wyuczonym zawodzie, to trzeba przejść kolejne szkolenie, aby uzyskać specjalizację w kolejnym zawodzie. Początki tego mamy w szkole średniej i wcześniej.

 

Przykładowe pytania z ankiety szkolnej dla rodziców i nauczycieli:

Czy uważa Pan/Pani, że nauczyciele starają się brać pod uwagę zdanie uczniów w zakresie tematyki zajęć czy sposobu prowadzenia zajęć?

Nauczyciele studiują pedagogikę 5 lat a dzieci w wieku szkoły podstawowej mają im dawać uwagi co do sposobu prowadzenia zajęć!!! To po co studia? Ironizując – wystarczyłoby przeprowadzić ankiety wśród uczniów jak ma wyglądać zakres(!!!) i sposób nauczania przedmiotów. Oszczędzimy na czasie przyszłych nauczycieli i kosztach utrzymania kierunków pedagogicznych. Ciekawe, czy podobne ankiety są i w przedszkolu czy też żłobku. Trudno się dziwić, że absolwenci szkół mają tak wysokie mniemanie o własnej wiedzy i swoim zdaniu. Trudno oczekiwać skromności i pokory w późniejszym życiu, gdy już w szkole podstawowej oczekuje się od dzieci oceny nauczycieli.

 

Czy koncepcja pracy szkoły jest aktualizowana stosownie do zmieniającej się sytuacji i potrzeb szkoły?

Czy oczekiwania środowiska lokalnego były uwzględniane przy tworzeniu i modyfikowaniu koncepcji pracy szkoły?

A tu widać jak szkoła ma być nastawiona na bieżącą modę. Ma odzwierciedlać aktualne trendy w życiu społecznym. Nie jest jej celem przygotowanie młodego pokolenia do dorosłego życia. Nie daje mu narzędzi do poruszania się po świecie. Te pytania, pokazują, że szkoła przestaje być niezależną instytucją kształcenia przyszłych pokoleń a staje się organizmem politycznym albo łagodniej mówiąc upolitycznionym.

 

Irlandczycy dla cywilizacji łacińskiej

Książka THOMASA CAHILLA Jak Irlandczycy ocalili cywilizację przedstawia w sposób bez reszty przykuwający uwagę współczesnego czytelnika jeden z najkrytyczniejszych momentów w dziejach europejskiej kultury. Dobiega końca V stulecie. Hordy barbarzyńców plądrują Cesarstwo Rzymskie. Tysiącletni dorobek europejskiej myśli ulatnia się wraz z dymem palonych ksiąg. Mogłoby się zdawać, że średniowieczna ekspansja islamu natrafi jedynie na mizerny opór bezładnie rozsianych plemion animistów gotowych na przyjęcie nowej cywilizacji.

KTO OCALI EUROPĘ?

Ocalenie – o czym do dziś wiedzą tylko nieliczni spoczywało w rękach irlandzkich skrybów zakonnych, którzy podjęli się skopiowania skarbów grecko-rzymskiej i judeo-chrześcijańskiej kultury. Bez nich nasz świat, byłby czymś, co nawet trudno sobie wyobrazić – byłby światem bez książek.

Irlandia, mała wyspa na krańcu Europy, która nie zaznała ani renesansu, ani oświecenia – w pewnym sensie kraj Trzeciego Świata, według angielskiego poety Johna Bentjemana relikt „kultury epoki kamiennej” – przeżyła jeden moment bezdyskusyjnej chwały. Kiedy bowiem Imperium Rzymskie upadało, kiedy rozczochrani i niemyci barbarzyńcy spadali na rzymskie miasta, rabując dzieła sztuki i paląc książki, Irlandczycy (którzy właśnie uczyli się czytać i pisać) podjęli się gigantycznego zadania, jakim było skopiowanie całej zachodniej literatury – wszystkiego, co im tylko wpadło w ręce. Za pośrednictwem irlandzkich skrybów kultura grecko-rzymska i judeo-chrześcijańska zostały przekazane europejskim plemionom, które dopiero co zdążyły osiąść pośród gruzów i zniszczonych winnic pokonanej przez siebie cywilizacji. Bez tej służby skrybów wszystko, co potem nastąpiło, byłoby nie do pomyślenia. Bez misji irlandzkich zakonników, którzy w swoich wygnańczych siedzibach rozsianych nad licznymi zatokami i wśród łagodnych dolin wyspy uratowali własnymi rękami podwaliny europejskiej cywilizacji całego kontynentu – świat, który przyszedł po nich, byłby zupełnie inny – byłby światem bez książek. Tym samym nasz własny świat nigdy by nie istniał.
Fragment ze wstępu.

Co do tego, że książek by nie było to lekka przesada. Natomiast jest pewne, że byłyby inne i spuścizna rzymska, grecka i wczesnochrześcijańska byłaby stracona. Trzeba byłoby odkrywać dorobek starożytności na nowo i nie wiadomo ile pokoleń musiałoby na to pracować. Zasługa Irlandczyków jest oczywista.

Możemy poznać mentalność mieszkańców Zielonej Wyspy, jak i ich mitologię oraz ich misjonarza św. Patryka. Północne tereny dzisiejszej Francji, południowe tereny Niemiec, północne Włochy są to obszary gdzie wpływy irlandzkie są bardzo widoczne. Zakonnicy irlandzcy osiedlający się na terenach Europy kontynentalnej brali ze sobą księgi do przepisywania oraz posiadaną wiedzę i umiejętności. To przekazywali i w tamtym czasie była to rzecz najbardziej potrzebna.

Jak irlandczycy ocalili cywilizację?

Dziewiąta bajka – Jak pocałunki żeglowały. Bajka nieco melancholijna.

Jej pocałunek od rana czuł pewne napięcie u swojej Pani. Uspokajał się patrzeniem na Pana i Jego pocałunek. Oni obaj zachowywali spokój i opanowanie. Jego Pani troszkę udawała, że ta ostatnia sierpniowa niedziela nie różni się od tych niedziel, które minęły.
Przyczyna niepokoju wkrótce wyszła na jaw. Żeglowanie. Wyprawa nad Zegrze, spotkanie w podobnym składzie jak rok wcześniej, gdy Pani spotkała Pana wpływały ekscytująco na Panią. Jej pocałunek nauczył się być dobrym obserwatorem. Na razie najlepiej wychodziło mu obserwowanie swojej Pani, ale robił postępy i potrafił już obserwować i Pana i Jego pocałunek-pod warunkiem, że przebywali dostatecznie blisko. Miał pewne trudności z Jego pocałunkiem, który wykorzystywał każdą sposobność do chowania się w zakamarkach brody i wąsów swojego Pana. Był jednak uparty i cierpliwy i najczęściej udawało mu się wypatrzeć niecnotę i obserwować go do woli. Czasem tylko Pani i Pan trochę mu w tym przeszkadzali.zeg1
Wyruszyli wreszcie na wspólną wyprawę. Z lądu wszystko wyglądało cudownie. Słońce, wiatr, białe żagle na wodzie, kolorowe motylki żagielków desek surfingowych, chmurki na niebie. Sielanka, bajkowe odczucia. Jej pocałunek wdychał wiaterek, kolor wody kojarzył mu się z kolorem oczu Pana Jego pocałunku, czuł już kołysanie fal a biała łódka przyciągała, aby położyć się na niej i spać wygrzewając w promieniach słońca. Droga do tej upragnionej chwili była jednak długa. Żagle trzeba było postawić, uwolnić się od nadbrzeżnej kei i wypłynąć na wodę. Na łodzi pełno było kolorowych lin zasupłanych w dziwne sploty. zeg2Jej pocałunek denerwował się czy poradzą sobie ze wszystkimi żeglarskimi sprawami. Dowiedział się od Jego pocałunku, że ten pierwszy raz żegluje. Nie dziwcie się, że Jej pocałunek tak to przeżywał. Wspomnienia przewinęły mu film z wypraw na Mazury z jego Panią. Wspomnienia, jak to wspomnienia-powróciły tylko pięknymi obrazami. Film nie miał dłużyzn, nie ukazywał trudów, wysiłku, lęku i  niebezpieczeństw. Pokazywał piękne obrazy, przywoływał ciekawe wrażenia, cudowne samopoczucie i błogostan.
W rzeczywistości, gdyby nie pomoc Małgosi, i Pana Jego pocałunku nie wypłynęliby na wodę. Najważniejszy był Zbuj (pamiętacie go z wyprawy na postój pielgrzymki).zeg3 On dzierżył ster i zarządzał załogą. Jej pocałunek postanowił w domu porządnie się zastanowić co to znaczy „zarządzać ludźmi”, czy w każdej sytuacji trzeba innymi „zarządzać”, kiedy tego się nie robi, jaka jest różnica między „zarządzaniem” a „proszeniem” i „współpracą”, czy „zarządzanie” jest czymś dobrym, czy nie polega  na straszeniu innych. Mnóstwo pytań wywołał „zarządzający” załogą Zbuj.
Było pięknie. Sami popatrzcie. Chmurki jak stada białych baranków galopowały po niebie. Panie-chmurki wciąż przeglądały się w wodzie sprawdzając czy nie pobrudziły sukienek, czy są najpiękniejsze, czy są szybsze od koleżanek. Przed oczami Jej pocałunku białe chmurki i ich odbicia zlewały się, niebo z wodą łączyły i świat wydał się niebieską chustką w białe baranki. Białe żagle jachtów zlewały się z odbiciami chmurek. Idealny obraz!
zeg4zeg5zeg6zeg7zeg8Po sąsiedzku przepływali inni żeglarze na swoich łódkach, czasem motorówka z hałasem burzyła niebieskość fal, orała w nich głębokie bruzdy, które nieprzyjemnie kołysały łódką. Czasem obcy gość przyciągał wzrok niespotykanym krojem żagla czy brakiem steru.
Brzeg niekiedy zaskakiwał widokiem patrolu łabędzi z wyrośniętymi młodymi łabędziątkami o szarym jeszcze upierzeniu. zeg9Wysepki kusiły do przybicia szuwarowymi zakątkami cichości, piękna i spokoju. Jej pocałunek rozmarzył się. Cały świat pozostał na brzegu. To niesamowite uczucie odłączenia się od ziemi i ludzi! zeg10Na lądzie pozostały troski i zmartwienia, cierpienia, nie załatwione sprawy, nie wykonane telefony, nie napisane maile, telewizor, samochody, budynki, hałas i stada ludzi idących to w jedną to w drugą stronę. Na wodzie było odświętnie, uporządkowanie. Jej pocałunek szybko odkrył, że na wodzie rządził wiatr. Na niebie też. W pewnej chwili zrobiło się ciemniej, chłodny wiatr wywołał gęsią skórkę na rękach i nogach Pani. Woda z niebieskiej stała się stalowa. Grzeczne, malutkie fale zdenerwowane brakiem ciepła słonecznego podnosiły się, wyciągały szyje aby zobaczyć gdzie ukryło się słońca i czy jeszcze wyjrzy aby ogrzać ich brzuszki.  Żagle napięły się, zaczęły łopotać a łódź przechyliła się bardzo na jedną burtę. Brzeg migał pod dziwnymi kątami jakby fikał koziołki. Jej pocałunek był przerażony, najchętniej schowałby się w kokpicie wraz ze swoją Panią, Panem i Jego pocałunkiem. zeg11Na wszelki wypadek przymknął oczy i schował się pod bluzką Pani. Pan ostrzegał Panią gdy nadbiegała kolejna fala przechylająca łódkę. Sam dzielnie balansował zmieniając burty w zależności od zanurzenia. Jego pocałunek ma niesamowite przeżycia i może być dumny ze swojego Pana – pomyślał.
Szkwały były jednak krótkie, wiatr cichł i wszystko wracało do normy. Gdy zaświeciło słońce wszyscy szybko zapominali o minionym niebezpieczeństwie.
Jej pocałunek postanowił zbierać kolejne dowody na to, że światem rządzi wiatr. Rozszerzył swoje spostrzeżenie na świat, bo skoro wiatr rządzi wodą i niebem, to i światem może.
Łódź kierowana sterem, pchana wiatrem zakosami zdążała do portu.
Jej pocałunek w cichości snuł swoje rozważania.
Może i można by mieszkać i żyć w oderwaniu od świata, ludzi, ich spraw i codzienności, czasem szarości ale Jej pocałunek zatęsknił za lądem, za przytulnym mieszkaniem Pani, za przyjaciółmi, którzy ją odwiedzają, za komputerem na którym pracuje, za muzyką, której wraz z Panią słucha, za robieniem zakupów, za gotowaniem, za spotkaniami z Panem i Jego pocałunkiem. Stwierdził, że lubi życie na ziemi, choć takie na wodzie bardzo go pociąga.
Wieczorem, w domowym zaciszu porozmawia z Jego pocałunkiem, co jemu się bardziej podoba. Może Jego pocałunek wymyśli sposób, aby pogodzić marzenia z rzeczywistością. Chociaż czasami. Jej pocałunek wierzy, że to możliwe.
Koniec

Idźmy na pustynię!

pustynia

Pustynia

5 marca rozpoczęliśmy okres Wielkiego Postu mający nas przygotować na Dzień Zmartwychwstania Pana Jezusa.
Obchodzimy ten czas na pamiątkę 40 dni spędzonych przez Jezusa na pustyni.
Jezus Chrystus, mimo iż był Bogiem i znał swoją misję, wyruszył na pustynię, aby w odosobnieniu, ciszy, skupieniu i w trudnych warunkach spotkać się ze swoim Ojcem. Jednocześnie pokazał nam wszystkim, jak należy przygotowywać się do podjęcia trudnych i odpowiedzialnych zadań w naszym życiu. Pokazał też ludzkie zmagania w odczytywaniu, dobrym rozeznaniu i wykonaniu woli Bożej.
Każdy z nas w swoim życiu ulega rozterkom wewnętrznym i poddaje się wątpliwościom. Często rozważamy czy udźwigniemy ciężar odpowiedzialności i obowiązków: rodzinnych, zawodowych i innych. Czasami chcemy uciec od samego siebie w pozorną aktywność pozbawioną refleksyjności.
W czasie pobytu na pustyni Chrystus podlegał pokusom. Opisane przez ewangelistów kuszenia szatana sprowadzają się do skłonienia Pana Jezusa, aby sprzeniewierzył się miłości do Boga-Ojca, aby zrezygnował z powierzonej mu przez Boga misji zbawienia świata i zwątpiwszy w nią, aby oddał się ziemskim przyjemnościom.
Przyjęcie postulatów szatana oznaczałoby poddanie się władzy diabła i rezygnację z boskości.
Dar władzy, bogactwa i wszelkiej mądrości są mirażem, gdy są ofiarowane przez szatana.
W 1997 roku na ekranach kin pokazywano film Taylora Hackforda „Adwokat diabła”. Młody, zdolny prawnik grany przez aktora zapamiętanego z późniejszej serii filmów „Matrix”, poświęca wszystko – żonę, rodzinę, swój honor, prawdę, człowieczeństwo, sprawiedliwość i współczucie dla ofiar – molestowanych dzieci, dla ambicji zawodowych zręcznie podsycanych przez szefa kancelarii – współczesnego diabła.
Bohater uosabia największy grzech człowieka: pychę i próżność.
Mamy więc o czym rozmyślać. Mamy nad czym się zastanawiać. Okres Wielkiego Postu jest daną nam przez Kościół szansą na nawrócenie ze złej drogi, na odpokutowanie naszych grzechów i zadośćuczynienie tym, których skrzywdziliśmy naszym postępowaniem. Nie darmo więc Kościół mówi o poście, jałmużnie i modlitwie.
Wyruszmy na pustynię, aby oczyścić się, poszukać siły w Bogu i mieć udział w zwycięstwie Zmartwychwstałego.

W drodze na pustyni

W drodze na pustyni

Ważne jest abyśmy wybrali dla siebie dobrego przewodnika – Jezusa Chrystusa i abyśmy chcieli go kochać z całego serca.

Co może być pustynią dzisiaj? Rezygnacja z telewizji, ograniczenie w używaniu telefonów komórkowych, komputerów, rezygnacja ze słuchania muzyki „na okrągło”, rzucenie palenia, abstynencja, pogodzenie się z bliskimi. Odsuwając lub ograniczając zgiełk codzienności zmierzamy w kierunku pustyni, zmierzamy na spotkanie z Bogiem, któremu maksymalnie poświęcimy czas słuchając Jego głosu, odczytując Jego wolę względem nas, szukając w Nim umocnienia i sensu naszego życia.

Pierwotnie tekst był opublikowany w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w marcu 2012 roku.

Walka postu z karnawałem, rzecz o hedonizmie i ascezie

Pieter Bruegel Starszy „Wojna postu z karnawałem” fragment

Pieter Bruegel Starszy „Wojna postu z karnawałem” fragment

Prawie 500 lat temu w XVI wieku niderlandzki malarz Pieter Bruegel Starszy namalował obraz „Wojna postu z karnawałem”. I choć autor odnosił się do ówczesnego sporu religijnego Reformacji z Kościołem katolickim oraz zawarł własne przemyślenia odnośnie człowieczego życia, konfrontacyjny sposób przedstawienia dwóch stron ludzkiej egzystencji wzbudza i dziś emocje i prowokuje do własnych interpretacji. Nie dziwi więc, że temat stał się inspiracją do przedstawienia teatralnego „Święto głupców czyli walka karnawału z postem” w Teatrze Mumerus w Krakowie w 2009 roku, a bard narodowy okresu stanu wojennego Jacek Kaczmarski napisał w 1990 roku wiersz „Walka postu z karnawałem” widząc analogię do sytuacji społeczno-politycznej Polaków i śpiewał tę balladę a jej werset „Dusza moja – pragnie postu, ciało – karnawału!” wszedł do potocznej mowy. Temat jest wciąż aktualny. To we wnętrzu człowieka trwa nieprzerwanie walka postawy hedonizmu i ascezy. Dokonywane w tej walce wybory skutkują różnymi zewnętrznymi zachowaniami. Walka więc rozgrywa się na dwóch planach: wewnętrznym i zewnętrznym.
W sferze zewnętrznej życie i postępowanie katolika wyznacza rytm roku liturgicznego, a on z kolei odzwierciedla życie, śmierć i zmartwychwstanie naszego Pana Jezusa. Mamy wiec adwentowe przygotowanie na przyjście na świat Boga w ludzkiej postaci, mamy pełen radości z narodzenia Dzieciątka czas Bożego Narodzenia, mamy okres zabaw zwany karnawałem – w średniowieczu rozpoczynany „paradą głupców”, gdy wszystko było wolno – bo zawieszany był porządek moralny i społeczny, czas Wielkiego Postu czyli zastanowienia się nad własnym życiem, postępowaniem, nad wiarą i wreszcie czas przeżywania Męki Pańskiej w Wielkim Tygodniu, śmierci Pana naszego Jezusa Chrystusa i Jego cudownego Zmartwychwstania w Wielkanocny poranek.
Wielu jednak ma poważne trudności w życiu rytmem powtarzanym od ponad 2 tysięcy lat. Wielu porzuciło wiarę swoich przodków i stało się wyznawcami współczesnych bożków: władzy, telewizji, komórek, świata zakupów, internetu, pieniędzy, żądzy posiadania dóbr, hazardu, używania życia prowadzącego do rozpadu rodziny, do zdrad i rozwodów, wróżb, gadżetów, alkoholu czy narkotyków.
Wielu uważa, że trwa w wierze, ale na własnych zasadach, łamiąc niewygodne dla siebie przykazania a przestrzegając wybiórczo niektórych z nich.
Współczesne czasy poszerzyły obszary grzeszności. Miejsce Boga zajmuje często kult własnego ciała, utrzymywanie „wiecznej” młodości, odniesienie sukcesu zawodowego i życiowego za każą cenę, wystawienie na sprzedaż swojego życia prywatnego, swojej osoby, pogoń za ekstremalnymi doznaniami.
Karnawałem możemy wiec nazwać swoisty sposób na życie nacechowany pogonią za przyjemnością, rozrywkami stanowiącymi często przykrywkę duchowej pustki.
Wyznawcy takiego sposobu życia szybko zauważają, że przyjemności i rozrywki nie dają im radości, szybko powszednieją, a świat staje się nudny i szary.
Wyznawcy hedonizmu w życiu wiedzą, że muszą poszukiwać coraz silniejszych bodźców, coraz większej ekstrawagancji, ekstremalnych rozrywek czy nawet obsesyjnych zabaw czy zachowań, czują się szybko wyeksploatowani i zmęczeni życiem. Życie i praca w permanentnym stresie, w poczuciu zagrożenia (inni mogą też nie stosować się do żadnych zasad) wyniszczają ludzi. Zagubienie ludzi skutkuje częstymi ucieczkami od rzeczywistości w świat wirtualny, popadaniem w uzależnienia czy depresje. Dzieje się tak, gdyż hedonizm nie zaspokaja głębokich tęsknot człowieka za wartościami.
Wielu może zadawać sobie pytanie czy postawa luzu, ubawu, ironii, szyderstwa i niekończącej się gonitwy za przyjemnościami i rozrywką zabiły w nas pragnienie pokuty, skruchy, postu, refleksji nad własnym postępowaniem względem siebie i bliźnich?
Niektórzy dziennikarze twierdzą, ze nie ma ratunku dla ludzi żyjących w masowej popkulturze, gdzie jest zrozumienie dla restrykcyjnych diet a nie ma dla jakichkolwiek wyrzeczeń w piątkowy post.
Pragnę przywołać w tym miejscu słowa biblijnego mędrca Koheleta, który mówi: „Jest czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsów(Koh 3,4).
Ta mądrość pokazuje nam, że życie człowieka powinno być w równowadze. Człowiek, z Bożą pomocą, powinien dążyć do współpracy postu i karnawału oznaczających z jednej strony radość z życia a z drugiej gotowość do skruchy, poprawy postępowania, zadumy i refleksji nas sobą i światem.
Mam nadzieję, że z radością rozpoczniemy 5 marca w Środę Popielcową czas Postu, czas zadumy, skruchy, postanowień, ofiary i zadośćuczynienia za nasze niechlubne postępki.
W znaku posypania popiołem naszych głów zezwolimy Bogu na działanie w naszych sercach i rozumie a w słowach „Prochem jesteś i w proch się obrócisz” usłyszymy wezwanie do zatrzymania się w zabieganej rzeczywistości i odnajdziemy drogę do wewnętrznej równowagi, harmonii duszy i ciała, odkryjemy osobistą więź z Panem Jezusem.
Trzeba wybrać dobrego przewodnika. Dobra Nowina wskazuje naszego Zbawcę Jezusa Chrystusa, źródło Miłości i Miłosierdzia. Obiecuje też tym, którzy przez całe swoje życie będą szukali ścieżki, jaką przeznaczył dla nich Pan, nagrodę w domu Ojca – krainie wiecznego szczęścia.

Pierwotnie tekst ukazał się w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w lutym 2012 roku.

Bajka ósma – telefon

Kilka dni po wydarzeniu opisanym jako ślub, wieczorem Jej pocałunek zbudził się z leciutkiej drzemki, w którą zapadł, gdy jego Pani rozmawiała długo przez telefon. Słyszał, co prawda,  słowo ślub przewijające się w rozmowie ale nie było to już monstrum, kbukiet z makamitórego tak się obawiał kilka dni temu i zasnął sobie cichutko ukołysany głosem Pani. Zbudziła go cisza i brak tego głosu. Pani czytała maila. Zauważył dziwne wahanie po jego przeczytaniu. Pani zastanawiała się długo, aż wzięła telefon i zadzwoniła. Zaciekawiony Jej pocałunek wychylił się mocno, wspiął na Pani uszko i wtedy usłyszał! Głos Pana! Aż podskoczył-to oznaczało, że Jego pocałunek jest blisko. Cichutko zawołał, ale nie było odpowiedzi. Głos Pana napełniał ucho Pani głębokimi dźwiękami, odmieniał Jej głos. Jej pocałunek słyszał czułość i radość pojawiającą się w głosie Pani i narastającą z każdą chwilą rozmowy. Wyciągnął ręce na powitanie Jego pocałunku a ten niecnota nie zjawiał się. Co się stało? Dlaczego? Czy zrobił mu jakąś przykrość? Jeśli tak, to niechcący!
Jej pocałunek szalał z niepokoju. Usłyszał w pewnej chwili słowa Pana „do zobaczenia-wkrótce”. W głosie Pana było ciepło i czułość. I wtedy Jej pocałunek zrozumiał, że telefon pozwala słyszeć tylko głosy, druga osoba jest niewidzialna. Jest tylko słyszalna. Poznał też, że mimo to można sobie przekazać pewne sygnały, tak, jak to zrobił Jego pocałunek przemycając tę czułość w głosie Pana w słowach „do zobaczenia”. Uspokoił się, uśmiechnął, połaskotał Panią z miłością i poszedł spać.

Koniec

Koedukacja w szkole

Czy szkoła ma być koedukacyjna czy też zróżnicowana w systemie nauczania? Na początek określimy sobie czym jest szkoła. Jest to instytucja zajmująca się kształceniem oraz pomaganiem i wspieraniem w wychowaniu dzieci i młodych ludzi do życia w społeczeństwie i w Państwie. Jest to działalność usługowa i powinna być nastawiona na najlepsze realizowanie celu jaki ma postawiony.

Jakie są zalety wychowania zróżnicowanego? Odpowiedź będzie dotyczyła raczej cech tego nauczania. Przede wszystkim taka metoda nauczania obowiązywała do początków XX wieku. Przez tyle setek stuleci kształcono elity budujące państwa, technikę, architekturę w szkołach niekoedukacyjnych. Wiadomym jest, że rozwój dziewcząt przebiega inaczej niż chłopców. Chłopcy i dziewczynki inaczej odbierają bodźce słuchowe i wzrokowe, wyniki badań są potwierdzeniem tego ca sami nauczyciele zauważają w swojej pracy. Sposób rozmowy z dziewczętami powinien być spokojny i raczej cichy. Do chłopców trzeba zwracać się zdecydowanie i konkretnie. W szkołach koedukacyjnych jest oczekiwanie, że chłopcy będą zachowywali się jak grzeczne dziewczynki, że będą chodzić parami, mówić szeptem.

W szkole podstawowej daję się zauważyć, że chłopcy lepiej sobie radzą z przedmiotami ścisłymi. Dziewczynki szybko to zauważają i przestają się starać w tych przedmiotach. Na studiach te różnicę zanikają. W szkole zróżnicowanej nie takiego problemu. Chęć popisywania się przed płcią przeciwną jest częstym zjawiskiem w klasach koedukacyjnych. Badania prowadzone w wielu krajach pokazują, że szkoły niekoedukacyjne, zróżnicowane lepiej wywiązują się z powierzonych im zadań. Uczniowie lepiej są przygotowani, lepiej zdają zewnętrzne egzaminy.

Próbowałem znaleźć informację o zaletach kształcenia koedukacyjnego. Jedynym sensownym argumentem, jest że społeczeństwo jest koedukacyjne to i szkoła taka sama być powinna.

Siódma Bajka – Ślub

Coś dziwnego dzieje się u Pani. Przychodzą inne panie. Pani ubiera wciąż nowe ciuszki. Wszystkie światła są zapalone. Pani obraca się przed dużym lustrem i śmieję się lub na jej twarzy pojawia się cień zawodu i niezadowolenia. Jej pocałunek nadstawił uszy, aby dowiedzieć się o co chodzi. Czy to nowa zabawa Pani? Bal przebierańców?
Nie, nic z tych rzeczy-ślub!
Komputer był wolny, bo Pani zajęta była strojami, wpisał w wyszukiwarce Google „ślub” i… przeraził się-mnóstwo stron, wciąż ktoś chciał coś sprzedać, fotografować lub oferował kwiaty i usługi. Był nawet humor małżeński. Żadnej wypowiedzi tych, co ślub mają brać, brak definicji z Wikipedii, co to jest ślub.
W końcu na 10 stronie pojawił się wpis z definicją:
ślub (język polski)paczek maku
 wymowa: IPA: /ɕlup/
 znaczenia:
rzeczownik, rodzaj męski
(1.1) akt zawarcia małżeństwa
(1.2) uroczysta przysięga

 odmiana: (1) lp ślub, ~u, ~owi, ~, ~em, ~ie, ~ie; lm ~y, ~ów, ~om, ~y, ~ami, ~ach, ~y
przykłady:
(1.1) O ostatnim ślubie następcy tronu gazety rozpisywały się przez tydzień.
(1.2) Król złożył ślub, że pokona najeźdźcę lub sam zginie.
składnia: (1.1) ślub z +N
kolokacje: (1.1) wziąć ślub z kimś; ślub kościelny/cywilny; dawać/udzielać komuś ślubu; (1.2) złożyć ślub(y) wobec Boga/Ojczyzny/Narodu/…; złamać ślub(y)
synonimy: (1.1) wesele; (1.2) ślubowanie, przysięga, przyrzeczenie, zobowiązanie
antonimy: (1.1) rozwód
wyrazy pokrewne: (1.1) przym. przymiotnik ślubny; (1.2) czas. czasownik ślubować
związki frazeologiczne:
etymologia:
uwagi: (1.2) znaczenie w lm liczba mnoga często jest takie samo, jak w lp liczba pojedyncza
tłumaczenia:
angielski: (1.1) wedding; (1.2) vow
chorwacki: (1.1) vjenčanje nrodzaj nijaki
duński: (1.1) bryllup nrodzaj nijaki
francuski: (1.1) mariage mrodzaj męski
grecki: (1.1) γάμος mrodzaj męski
hiszpański: (1.1) boda frodzaj żeński
niemiecki: (1.1) Trauung frodzaj żeński, Eheschließung frodzaj żeński
rosyjski: (1.1) свадьба mrodzaj męski; (1.2) присяга frodzaj żeński, клятва frodzaj żeński
włoski: (1.1) nozze frodzaj żeński lmliczba mnoga, matrimonio mrodzaj męski
Źródło: http://pl.wiktionary.org/wiki/%C5%9Blub

Rzeczownik, odmiana, składnia, kolokacje, synonimy, antonimy, związki frazeologiczne, etymologia…
Jej pocałunek przestraszył się nie na żarty. Ślub, to rzecz straszna!
Jedyną pociechą było to, że wybierał się tam też Jego pocałunek. Postanowili, że będą się trzymać bliziutko, nie dadzą się zaskoczyć żadnej niespodziance, a jeśli będzie taka potrzeba, to staną w obronie swojego Pana i Pani gdyby ślub zaczął im jakoś zagrażać.
Oba pocałunki nie wiedzą jak wyglądało dotarcie na ślub. Pan i Pani tak poważnie rozmawiali, że oba zasnęły bardzo mocno i na bardzo długo.
W obcym miejscu, w katedrze oba pocałunki z zaciekawieniem obserwowały rozwój wydarzeń. Pojawiła się zjawiskowa Panna Młoda w pianie tiulu i atłasowych fal, spowita długim welonem. Długie włosy Pana Młodego falowały przy każdym ruchu.
Niektórzy goście kręcili się niespokojnie, ale generalnie pocałunki czuły w powietrzu radość, życzliwość i pozytywne myśli. Uroczystość przy ołtarzu, przysięganie sobie w obliczu Boga było bardzo podniosłe.
Najbardziej przejęły się słowami „aż do śmierci”. Popatrzyły na siebie poważnie i już wiedziały, że do dziennika obserwacji należy dołożyć rozdział śmierć do rozdziałów miłość, przyjaźń, bliskość i muzyka. Pociechą były słowa „nie opuszczać”. Jej pocałunek już wiedział, że nie chciałby być „opuszczony”, bez względu na to, co miałoby oznaczać określenie „ nie opuszczać aż do śmierci”. Nie był tylko pewien, jakie zdanie na ten temat ma Jego pocałunek. Niepewność, co do tego, co czuje i o czym myśli Jego pocałunek została zdmuchnięta rozwojem zdarzeń związanych ze zjawiskiem ślub.
Najpierw życzenia, które Pan i Pani musieli złożyć osobiście. Przy tej okazji Jej pocałunek (a z pewnością i Jego pocałunek też) dostali malutki prezencik od pocałunków Młodej Pary. Były to cieplutkie, pełne miłości życzenia szczęścia. Jej pocałunek stwierdził, że widocznie ludzie biorą ślub, aby rozdawać swoją miłość i szczęście innym począwszy od gości na weselu. Postanowił to zapamiętać na całe życie. Może zapiszą to z Jego pocałunkiem w dzienniku obserwacji, aby dobrze utrwalić tę mądrość.
Przyjęcie weselne, niespodzianki, śpiewy, zabawy i tańce były fantastyczne. Pan i Pani unosili swoje pocałunki w rytm muzyki, raz spokojnej, raz żywej i skocznej. Jej pocałunek szepnął Jego pocałunkowi, że to cudownie być na ślubie i bawić się na weselu. Oba pocałunki zauważyły, że Pan i Pani doskonale się bawią, nie rozstają się i na dodatek pamiętają, że one – Ich pocałunki- tak bardzo lubią być razem. Były im wdzięczne za to.
Ze swojego malutkiego doświadczenia życiowego wiedziały, że jak jest ludziom dobrze, to zapominają o innych jakby chcieli ukryć i zakopać swoje szczęście na potem, schować je przed innymi i z nikim się nim nie dzielić.
Biedni ci ludzie. Nie wiedzą, że radość i szczęście wzmagają się, rosną, powiększają, gdy mogą spacerować przed oczami innych, gdy mogą się odbijać w oczach innych, gdy mogą przeciągać się w ramionach kochających się, gdy mogą przytulać płaczące dzieci, gdy mogą dawać prezenciki, karmić zgłodniałych, pokazywać drogę zbłąkanym, pocieszać smutnych, odwiedzać chorych, pomagać słabym, modlić się za potrzebujących modlitwy.
Jej pocałunek zdumiał się tym, co napisał. Przypomniał sobie określenie na to, o czym pisał-filozofia życiowa. Może i taki rozdział dopisze w dzienniku obserwacji?

Koniec

Postanowienia noworoczne

kartka noworoczna1 stycznia 1666 roku napisał Bazyli Rudomicz w swoim pamiętniku: „…zaczynam siać na roli nowego roku. Obym z wewnętrzną radością mógł zbierać owoce tego siewu”.
Pamiętniki należą do mieszczanina zamojskiego z XVII wieku, rektora Akademii Zamojskiej.
I my zaczynamy siać na roli Nowego, 2014 Roku.
Patrzymy wstecz i każdy, mimo woli lub w sposób zaplanowany, wyławia z przeszłości minionego roku to, co chciałby zmienić, poprawić, inaczej poprowadzić, rozpocząć. Robimy noworoczne postanowienia: rzucę palenie, będę oszczędzać, na serio zabiorę się za leczenie, pogodzę się z rodzicami, pomogę bratu, siostrze w ich problemach, odwiedzę starego wujka na drugim końcu Polski (czasem na drugim końcu miasta), poświęcę więcej czasu dzieciom, pójdę w tym roku na pielgrzymkę. Mogłabym długo wyliczać nasze obietnice, decyzje, pragnienia i marzenia.
Każdy z przejęciem zapisuje czystą kartę Nowego Roku postanowieniami.
I co się dalej dzieje?
Większość naszych dobrych postanowień wpada w „złe”, czasem nawet „złośliwe towarzystwo”. Posłużyłam się tu wymownym porównaniem księdza Marcina Zych z Bralina. Na spotkanie rekolekcyjne wierni przynieśli ze sobą zapisane na kartkach postanowienia. Zostały one wrzucone do miski pełnej wody. Ksiądz energicznie mieszał je. Po kilku chwilach niektóre postrzępiły się, niektóre namokły wodą i zaczęły rozłazić się przeobrażając w niekształtną masę, z pisanych piórem atrament spłynął do wody i stały się nieczytelne i nie do odgadnięcia, niektóre podarły się i zmieszały ze sobą.
Podobnie dzieje się z naszymi noworocznymi obietnicami, postanowieniami. W kolejnych miesiącach roku wiele z nich blaknie, idą w niepamięć, mamy trudności w realizacji niektórych, odpuszczamy sobie uspokajając się, że mamy jeszcze czas, aby je zrealizować.
„Złe, złośliwe towarzystwo” to nasze słabości, brak wytrwania czy stanowczości, nasze nałogi, nadmierne ambicje, nieczułość, brak dystansu do różnych spraw, uleganie pokusom, unikanie odpowiedzialności.
Można tak wyliczać w nieskończoność, każdy to zna, przeżył i ma z tym problem, bo najczęściej „złe towarzystwo” jest w nas samych.
Jak zatem obronić się przed tym, co robić, aby własne postanowienia udawało się realizować i „z …radością móc zbierać owoce [noworocznego] siewu”?
Wszyscy lubimy, gdy spotyka nas coś miłego, gdy usłyszymy komplement, gdy nasza praca i wysiłek zostaną zauważone i docenione, gdy obdarzają nas miłością, szacunkiem czy zaufaniem.
Mamy 365 dni na zrealizowanie naszego noworocznego postanowienia.
Moje to: Każdego dnia postaram się powiedzieć coś miłego jednej osobie.

A Twoje….?

 

Tekst był pierwotnie opublikowany w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w styczniu 2010 roku

Święta Rodzina wzorem dla nas

           rodzina

„…i był im posłuszny”

W niedzielę oktawy Bożego Narodzenia obchodzimy święto Świętej Rodziny.
Tym samym Kościół przedstawia nam wzór do naśladowania w naszych rodzinach.rodzina
Po przygotowaniach do narodzenia Pana Jezusa w ziemskiej rodzinie i radości z przyjścia na świat Zbawiciela zaczyna się codzienność; dla rodziny Jezusa i dla każdej ludzkiej rodziny.
Pan Jezus wzrastał w swojej ziemskiej rodzinie właśnie w codzienności. Składały się na nią zwykłe rodzinne życie, praca codzienna, nakazane przepisami prawa obowiązki i modlitwy. I tak przez ponad trzydzieści lat.
Święta Rodzina spełniała wolę Boga Ojca w małych, codziennych sprawach. Pan Jezus dojrzewał bez cudownych przemian, niezwykłych zdarzeń, bogatego, dostatniego życia, niezwykłych przygód, podróży czy nadzwyczajnych praktyk religijnych. Święta Rodzina doświadczyła braku dachu nad głową, gdy Jezus miał przyjść na świat, lęku i zagrożenia życia, gdy musiała uciekać przed prześladowaniem Heroda, emigracji i problemu wyobcowania po powrocie z niej w związku z ucieczką i pobytem w Egipcie, przerażenia i zatrwożenia wynikającego ze świadomości misji jaką miał Jezus do wykonania na świecie, ciężkiej pracy świętego Józefa i potem Jezusa dla utrzymania całej rodziny.
Okres ten opisują słowa z ewangelii świętego Łukasza: „I poszedł z nimi, i przybył do Nazaretu, i był im posłuszny… Jezus zaś wzrastał w mądrości i w latach, i w łasce u Boga i u ludzi.” (Łk2,51-52), a charakteryzują słowa „i był im posłuszny”.
Było to posłuszeństwo doskonałe, skoro trwało tyle lat.
Dotyczyło i pozostaje dla nas wzorem podporządkowania się przede wszystkim Bogu, ale również, prawowitej władzy i drugiemu człowiekowi.
Może tak być, gdy posłuszeństwo jest realizowane w atmosferze wzajemnego zaufania, miłości, oddania sobie, szacunku i harmonii w rodzinie. Zwyczajna codzienność uczyniła z Jezusa silnego mężczyznę, wrażliwego na przeżycia innych, na ich wiarę, sprawiedliwego i wytrzymałego i pozwoliła mu, gdy nadszedł Jego czas, rozpocząć działalność nauczycielską.

Gdy zastanowimy się nad naszą codziennością w rodzinach możemy zauważyć, że największym problemem jest nieposłuszeństwo, czasem przekora, uzasadniane ograniczaniem wolności. Tymczasem wolność nie jest tożsama z samowolą. Jest nieodłącznie związana z odpowiedzialnością i trzeba się uczyć jej używania przez codzienne sytuacje w rodzinnym życiu. Rodzice w dzisiejszych rodzinach nie zawsze o tym pamiętają i nie zawsze potrafią wychować dziecko do odpowiedzialności, czyli do odpowiedzialnego wykonywania swoich życiowych zadań.
Czasem rodzice zapominają, że w procesie wychowania powinni przekazywać dzieciom wartości. Często też dają sami przykład i przekazują fałszywy obraz życia sugerując, że życie może być łatwe i przyjemne. Zapominają dodać, że w świecie istnieje dobro i zło, że podlegamy skutkom grzechu pierworodnego i stajemy się niewolnikami grzechu. Nie przygotowują swoich dzieci do trudów życia, do porażek, do ciężkiej pracy jednocześnie nie mówiąc o tym, że osiągnięcie czegoś wartościowego w życiu daje poczucie satysfakcji i własnej wartości, daje wiele radości i poczucie spełnienia.
Dobrze wiec uczyć, że warto zadawać sobie pytanie czy to, co chcę zrobić uczyni mnie lepszym człowiekiem. Czy to, co chcę uczynić jest zgodne z przykazaniami Bożymi i kościelnymi, czy moje postępowanie nie przyniesie szkody drugiemu człowiekowi?
Każdy człowiek ma zakodowane pragnienie bycia dobrym, pragnienie bycia szczęśliwym, pragnienie harmonii z drugim człowiekiem i ze światem. Nie osiągniemy tego odrzucając w swoim życiu Boga, nie szanując rodziców, nie zauważając potrzeby okazywania miłości naszym dzieciom.

Obraz Świętej Rodziny z Sanktuarium w Kaliszu ilustruje nam przenikanie się tego, co Kalisz Sanktuarium św.Józefaziemskie z boską rzeczywistością. Te dwa światy przenikają się w znaku krzyża. To Bóg Ojciec poprzez Ducha Świętego i Jezusa Chrystusa Odkupiciela zsyła na ludzi, na ziemskie rodziny łaski i dary pozwalające śmiało realizować przez każdego z nas Boży plan jemu przeznaczony. Jednocześnie rodzina wyobrażona na obrazie pokazuje kierunek i cel drogi człowieka.
Rodzice, trzymając dziecko za ręce, bezpiecznie prowadzą je po ścieżkach życia a ono z ufnością się temu poddaje. Wszyscy troje zaś prowadzeni są przez łaski płynące od Boga.
A jakie są nasze rodziny? Czy panuje w nich miłość i wzajemny szacunek? Czy w codziennym zabieganiu znajdujemy dla siebie czas? Jak może funkcjonować rodzina, której członkowie mijają się w pośpiechu i codziennym zabieganiu? Niestety, wspólne oglądanie telewizji nie zastąpi rodzinnych wycieczek, spacerów, zabaw i rozmów. Podobnie spędzanie wolnego czasu w soboty i niedziele w centrach handlowych nie służy pogłębianiu więzi rodzinnych i nie jest tym samym, co spotkanie z rodziną czy przyjaciółmi. Wyprawa do restauracji nie przewyższa obiadu przygotowanego i zjedzonego wspólnie w domu.
Niedawno minął czas świątecznych prezentów i próśb do Świętego Mikołaja o nie. współczesna rodzinaPrzeczytałam w Internecie listę dziecięcych życzeń. Z jednej strony prośby o laptopa, motorynkę, MP3, komórkę, wyjazd za granicę na wakacje, a z drugiej strony prośba o spacer z rodzicami, o miłość rodziców, o czas im poświęcony. Jedno i drugie napawa smutkiem.
Uciekamy często sami przed sobą. Rezygnujemy z lepszego poznania siebie. Sami w naszych rodzinach fundujemy sobie samotność. Włączamy dziecku telewizor lub kupujemy komputer, najnowocześniejszą komórkę, najnowszą grę komputerową i nie zauważamy jak w ciszy i spokoju oddalamy się od siebie nawzajem. Więzi buduje się w codzienności, w małych, drobnych sprawach, we wspólnym przeżywaniu życia. Wspólne pokonywanie życiowych trudności i przeciwności, rozwiązywanie problemów rodziny scala ją i czyni odporną na życiowe niespodzianki. Odwołując się do Boga, możemy mieć gwarancję szczęśliwego przeżycia swojego ziemskiego życia.

Tekst był opublikowany w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w styczniu 2012 roku

Siła Tradycji

Pod koniec roku większość z nas jest zmęczona. Ja z lekkim strachem myślę o grudniu i zadaniach do wykonania w związku ze zbliżającymi się Świętami Bożego Narodzenia. Jak na zawołanie, w różnych mediach, pojawiają się kuszące oferty, które proponują natychmiastowe rozwiązanie moich problemów, nęcąc propozycjami Balu Sylwestrowego, ognisk i kuligów a nawet całkowitej odnowy w SPA. Ofert biur podróży jest mnóstwo a argumenty skłaniające do wyboru są trudne do odparcia: „ Spraw sobie najpiękniejszy tradycjaprezent pod choinkę, zapomnij o przygotowaniach – sprzątaniu, pieczeniu i gotowaniu- my zrobimy to za ciebie, gwarantujemy świąteczny nastrój-choinkę, lampki, a nawet kolędy”. Propozycje spędzenia Świąt Bożego Narodzenia w niecodziennych miejscach kuszą egzotyką. Palma zamiast choinki, sprowadzony z Europy świerk przybrany kolorowymi bombkami w oślepiającym słońcu ciepłych krajów, smakowity drink Cuba Libre zamiast czerwonego barszczu z uszkami. Wszystko to przyciąga i nęci barwami i paletą możliwości jak rozłożony ogon pawia.

Myślę – może zapomnieć o wszystkim i dać się uwieść!

Nieoczekiwanie jednak przypływają do mnie obrazy moich rodziców i babci, nie żyjących od kilku lat. To wspomnienie zatrzymuje mnie tuż przed podjęciem decyzji o wyjeździe na okres Świąt Bożego Narodzenia. Pamięć odtwarza kolejne obrazy z przeszłości: dziecięce wyprawy na msze roratnie, rekolekcje adwentowe, omawianie w domu nauk rekolekcjonistów, domowe przygotowania przedświąteczne.
W moim domu rodzinnym każdy miał przydzielone konkretne obowiązki związane ze Świętami, było też wiele wspólnych prac. Wszystko odbywało się w atmosferze radości i oczekiwania. Do dzisiaj spędzamy święta razem zjeżdżając się do domu rodzinnego. Ogromnym przeżyciem jest wieczerza wigilijna zakończona wyprawą na Pasterkę. Zapalenie świec na stole wciąż jest dla mnie symbolem Bożej miłości a przygotowane do odczytania Pismo Święte symbolem wiary w przekazane Słowo Boże. Z koli puste nakrycie wciąż przypomina o konieczności widzenia Boga w innych ludziach i służenia im z miłością a gwiazda betlejemska nadal prowadzi mnie do Jezusa. Chcę, aby tak pozostało nadal.
Uświadamiam sobie, że przeżywanie okresu Adwentu i świąt Bożego NarodzenNarodzenie Panaia w duchu wiary jest przepotężnym źródłem siły dla mnie osobiście i dla całej rodziny. Namacalnie łączy nas ten czas z Jezusem Chrystusem, pozwala nam czekać na Jego Narodziny, towarzyszyć im i wzrastać z Jezusem. Jest bliski człowiekowi gdyż symbolizuje całe nasze życie: od narodzin aż do śmierci.
Wybór, jaki dokonałam w tym roku przed świętami Bożego Narodzenia pokazał mi jasno właściwy porządek spraw. Najważniejsza jest wiara, Bóg i rodzina.
Jestem wdzięczna mojej rodzinie, że dała mi tak trwały fundament i przekazała te ważne, na całe życie, wartości.

Życzę wszystkim radości z Narodzenia naszego Pana, Jezusa Chrystusa, na co dzień!

Tekst był opublikowany w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w grudniu 2010 roku

 

6 Bajka – Przybycie Różdżki Czułości

nowy chaber i mak malyJej pocałunek przeczytał to, co napisała Jego Pani o czekaniu i dumie i zaczął się zastanawiać nad tym, czy on coś odczuwa i jak można to nazwać. Przypomniał sobie, że z Jego pocałunkiem postanowili badać sprawę „bycia parą” i prowadzić dziennik obserwacji. Gdy tylko wysnuli takie piękne plany Pan i Jego pocałunek zniknęli. Przestraszył się, że Jego pocałunek już nie wróci a jeśli nawet wróci, to może go nie poznać. Sam może być odmieniony. Niespokojny Jej pocałunek szybko zrobił rachunek sumienia ze wszystkich swoich psot. Pomyślał jednak, że lepiej nie martwić się na zapas i poczekać na spotkanie z Jego pocałunkiem.
Wreszcie przyszedł ten moment.
Siedział ukryty pod leciutko wywiniętą dolną wargą Jego Pani i czekał. Badawczo spoglądał na Niego. Próbował odgadnąć gdzie ukrył się Jego pocałunek i czy w ogóle przybył na spotkanie. Pan wyglądał bardzo uroczyście i odświętnie. Dopiero, gdy Pan objął Jego Panią wypatrzył tego niecnotę-Jego pocałunek- który nie przygotował go na tak długie rozstanie a teraz siedział ukryty w brodzie Pana. Tylko czubeczek głowy było widać z gęstwiny włosów, które bardzo urosły w czasie pielgrzymki. Wyglądał jednak tak rozbrajająco, uśmiechał się tak czule i przepraszająco, że Jej pocałunek wybaczył mu natychmiast rozstanie i wybiegł mu na spotkanie. Spotkanie Jej i Jego pocałunku było bardzo radosne. Jego pocałunek opowiadał Jej pocałunkowi swoje przeżycia z wędrówki z Panem. Mówił jak rozmyślał o Jej pocałunku, jak przypominał sobie wszystkie spotkania i zabawy, jak pragnął odwiedzić wszystkie poznane już kryjówki. Z kolei Jej pocałunek pokazał dziennik nieobecności wklejony do ich dziennika obserwacji. Jej pocałunek zaprosił Jego wraz z pocałunkiem do przeczytania tego dziennika. Siedział niedaleko ze swoją Panią i obserwował reakcję Pana na pisanie Pani.
Wydało mu się, że Pan cieszył się, że jego Pani myślała o nim przez czas rozstania. Ale pewien nie był. Poczuł natomiast, że Jego pocałunek stał się mu tak bliski, że chciałby być z nim bez przerwy. Może należy zapisać w dzienniku obserwacji „bycia parą”, że Jej i Jego pocałunek są prawdziwymi przyjaciółmi. Nie jest wykluczone, że trzeba utworzyć w dzienniku nowy rozdział o przyjaźni.
I wtedy wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Pojawił się nowy gość. Był dość nieuchwytny. Delikatny jak mgiełka, ożywczy jak tchnienie wiosny. Wypełnił ciszę, jaka zapadła między Panią a Panem drżeniem powietrza przypominającym dźwięk najcichszych, najdelikatniejszych dzwoneczków. Drobinki powietrza zaczęły promieniować prawie nieodczuwalnym ciepłem przypominającym tchnienie oddechu. Niektóre z nich stawały się materialne, jaśniejące i utworzyły powłoczkę poświaty przypominającą srebrną łuskę na falach jeziora przy księżycu.
Jej i Jego pocałunek patrzyły oniemiałe na „nowe”, które przybyło w odwiedziny do Pani i Pana. Było tak cudownie. Zupełnie jak w bajce. Jej pocałunek pomyślał, że to musi być Różdżka Czułości. Nazwa ta przyszła mu błyskawicznie do głowy gdyż niedawno Jego Pani pisała coś o czarodziejskiej różdżce sypiącej złotym pyłem.
Wieczorem przed snem Jej pocałunek zapisał w dzienniku obserwacji „bycia parą”, że Pan i Pani przygarnęli do siebie nieziemską istotę-Różdżkę Czułości. Następnego dnia Jego pocałunek dopisał w dzienniku, że istota pojawia się najczęściej, gdy kończą się słowa, w ciszy i zawsze, gdy Pan i Pani są blisko siebie, uśmiechają się do siebie, patrzą na siebie. Pocałunki odbyły naradę jak zatrzymać cudowną istotę na zawsze u Pani i Pana. Przede wszystkim postanowiły, że będą grzeczniejsze, bardziej odpowiedzialne i dorosłe, aby Pan i Pani więcej czasu mogli poświęcić nowej istocie. Wymyśliły też, że wysprzątają wszystkie swoje kryjówki i zakamarki z myślą, że może któreś miejsce spodoba się na mieszkanie Różdżce Czułości. Postanowiły też wyścielić te kryjówki najdelikatniejszymi muśnięciami i dotykiem swoich pocałunków. Wszystko po to, aby zatrzymać na zawsze Różdżkę Czułości i móc obserwować jej cuda i grzać się w jej cieple, podkradać mieniący się blask do smarowania nim ust Pani i brody Pana, tańczyć przy dźwiękach dzwoneczków i łaskotać uśmiechy, które pojawiały się po dotknięciu Różdżki.
Za jakiś czas napiszę wam czy Różdżka Czułości zamieszkała na stałe z Panem, Panią i Ich pocałunkami.

Koniec

Kilka słów prawdy o Świętym Mikołaju

Czas Mikołaja
Już w połowie listopada zaczyna się Czas Mikołaja. Temu okresowi patronuje postawny krasnal z białą brodą, w czerwonym ubraniu, jeżdżący saniami zaprzężonymi w renifery. Komercyjna postać i kupowanie bez umiaru przywędrowały do nas zza oceanu. Przeczytajcie sami kalendarium:

1624 rok – Holendrzy założyli na wyspie Manhattan miasto Nowy Amsterdam późniejszy  Nowy Jork. W mieście i okolicach 6 grudnia kultywowano przywieziony z Holandii zwyczaj obdarowywania się prezentami w dzień św. Mikołaja, którego Holendrzy zwali Sinter Klaas. Mieszkańcy Nowego Jorku przekręcali imię świętego, wymawiając je Santa Claus.

1809 rok – pisarz Washington Irwing w książce „Historia Nowego Jorku”, opisał holenderski zwyczaj mikołajkowy. Święty u Irvinga nie miał już szat biskupich, a zamiast na białym koniu, podróżował na pegazie – rumaku ze skrzydłami.

1823 rok, 23 grudnia w jednym z nowojorskich dzienników ukazał się poemat „Relacja z wizyty św. Mikołaja” autorstwa Clementa Clarka Moore’a, profesora studiów biblijnych. Santa Claus jechał w zaprzęgu ciągniętym przez renifery, był postacią wesołą, z dużym brzuchem i niskiego wzrostu przypominającą gnoma z legend skandynawskich i brytyjskich. Święty Mikołaj przybywał na ziemię nie w nocy z 5 na 6 grudnia, jak było w Europie, lecz w wigilię Bożego Narodzenia.

lata 1860-1880 – nowojorskie czasopismo „Harper’s” opublikowało wiele rysunków św. Mikołaja wykonanych przez znanego amerykańskiego rysownika, Thomasa Nasta. Mikołaj w wykonaniu Nasta był niskim grubasem z poematu Moore’a. Nast umieścił siedzibę Santa Clausa na biegunie północnym i zaczął rysować go w czerwonych szatach.

1931 rok – dla potrzeb kampanii reklamowej koncernu Coca-Cola Habdon Sundblom zmienił wizerunek wykreowany pół wieku wcześniej przez Th. Nasta. Stworzył świętego Mikołaja wysokiego i potężnego, z białymi włosami, wąsami i długą białą brodą ubranego w biało-czerwone szaty.

Od końca XIX wieku trwa ekspansja kultury północnoamerykańskiej w Europie. Wykreowana w Nowym Jorku postać Santa Clausa króluje w naszych domach, w naszych sklepach i na naszych ulicach.

św. Mikolaj

św. Mikolaj

Czas Świętego Mikołaja
Święty Mikołaj, późniejszy biskup Miry (obecnie Demre) urodził się w Patarze w Licji (na terenie dzisiejszej Turcji). Żył na przełomie III i IV wieku. Był jedynym dzieckiem zamożnych rodziców. Był bardzo wrażliwy na niedolę bliźnich.
Na Wschodzie czczono go od VI wieku, na Zachodzie jego kult stał się popularny w XI wieku.
Przedstawienie świętego Mikołaja, najbliższe prawdy historycznej, pokazuje nam postać biskupa, który prawą ręką błogosławi, zaś w lewej trzyma księgę Ewangelii a na szyi ma pas zwany w Rzymie paliuszem.
Papież Benedykt XVI  wrócił do tradycji i nosił paliusz taki, jak nosił go w pierwszych wiekach chrześcijaństwa święty Mikołaj i inni ojcowie Kościoła Wschodu i Zachodu.

Za życia i po swojej śmierci Święty Mikołaj czynił cuda. Wspomógł żeglarzy walczących z żywiołem, wskrzesił trzech młodzieńców zamordowanych w oberży, uratował życie niewinnie oskarżonych namiestników cesarza, w czasie nieurodzaju w Mirze, cudownie rozmnożył zboże przekazane głodującym mieszkańcom, przekazał woreczki ze złotem i złote kule ubogim córkom mieszkańca Patary aby mogły wyjść za mąż, usługiwał w czasach zarazy mieszkańcom swoich okolic a płyn wydobywający się z jego kości miał moc leczniczą.
Już w XII wieku zostały zapisane cuda św. Mikołaja w manuskryptach „Miracula Sancti Nicolai”w opactwie we Francji. Dramaty są wystawiane od średniowiecznych juwenaliów do czasów współczesnych.
Mnie najbardziej fascynuje cud złotych kul a przedstawienie czcigodnego biskupa wrzucającego przez okno te kule dziewczętom, którym groziło zejście na złą drogę z powodu braku posagu rozbawia za każdym razem.

 Jak zostać Świętym Mikołajem?
Przychodzi też inna, poważna refleksja. Jaki sens ma obdarowywanie innych? Jakie prezenty są najcenniejsze? Czy można być Świętym Mikołajem na co dzień i czym najlepiej obdarowywać bliźnich? Jak ma się wyrażać miłość bliźniego nakazana nam przez Jezusa Chrystusa?
Pomyślałam, że najcenniejszym prezentem,  jaki możemy ofiarować innym jest nasz czas, nasza uwaga i nasza modlitwa.
Naszym prezentem może być cotygodniowy telefon do starej, samotnej cioci, odwiedziny nie tylko w czasie choroby, mały prezent naszej obecności, rozmowa, cierpliwość w słuchaniu, pomoc w codziennych zakupach, wspólna wyprawa, podzielenie się upieczonym ciastem i szereg innych prostych, codziennych, ludzkich czynności.

Tekst był opublikowany w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w grudniu 2009 roku

Roratna świeca

Roraty, adwentowe msze odprawiane przed wschodem Słońca, są śladem średniowiecznych i nawet wcześniejszych zaleceń zawartych w księgach liturgicznych do odprawiania nabożeństw poświęconych Najświętszej Maryi Pannie w okresie Adwentu. Nazwa pochodzi od pierwszych słów pieśni na wejście Rorate caeli (łac. spuśćcie niebiosa). W pieśni tej błagano o nadejście Mesjasza. I my w popularnej pieśni adwentowej prosimy o to:
swieca roratna

Niebiosa, rosę spuśćcie nam z góry;
Sprawiedliwego wylejcie chmury!
O wstrzymaj, wstrzymaj, Twoje zagniewanie,
I grzechów naszych zapomnij już, Panie.

W czasie odprawiania mszy roratnej jest zapalana dodatkowa świeca, często bogato zdobiona maryjnymi symbolami i kolorami.  Świeca ta symbolizuje Maryję.
Najświętsza Panna przyjęła wolę Boga Ojca i czeka wraz z nami na narodzenie Jezusa Chrystusa. Jej „fiat – niech mi się tak stanie” stało się zapowiedzią nadejścia Światłości tego świata, dlatego msza roratna jest odprawiana na granicy nocy i dnia.
Świeca symbolizuje więc oczekiwanie całej ludzkości na nadejście Tego, który ma odkupić nasze grzechy poprzez swoją ofiarę.
Wątły płomień tej jednej świecy, ledwo rozświetlający mrok w kościele jest zapowiedzią potężnej mocy, jasności, która wkrótce pojawi się na świecie. Jest też symbolem nadziei ludzi na zbawienie, podczas gdy mrok, z którego się wyłania to świat ludzkiego grzechu, słabości, niedoskonałości.
Roraty przypominają wiernym czas Zwiastowania i Narodzenia naszego Pana. Jest to też wciąż aktualna zapowiedź ponownego przyjścia Jezusa w Dniu Ostatecznym.
Światło roratnej świecy przyciąga nasz wzrok i skupia naszą uwagę. Jest nam bliskie, bo słabe i drżące, ale też napełnia nas nadzieją i rozpala serce miłością. Swą kruchością ośmiela nas i zmusza do troski i ochrony. Chcemy je zabrać ze sobą. Jest jedno a więc jest jedno dla każdego. Czujemy, że jest w stanie prowadzić nas bezpiecznie do Jezusa Chrystusa.
Ale zanim pójdziemy za tym światłem, nikły płomień roratnej świecy oświetla nasze słabości, błędy i grzechy. Rozpoznane przy blasku tej świecy mogą być skutecznie usuwane przez nas. Tym bardziej, ze płomyczek oświetla też nasze obowiązki rodzinne, zawodowe, obywatelskie, nasze relacje z innymi i postawy wobec bliźnich. Pozwala nam lepiej widzieć i odróżniać dobro od zła.
aveŚwiatło jest symbolem Chrystusa, gdyż prorocy zapowiadali Go jako światłość, a także sam Chrystus mówi o sobie: „Ja jestem światłością świata, kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8,12).
Zwyczaj odprawiania mszy roratnej pojawił się w Polsce u początków chrześcijaństwa za czasów Bolesława Chrobrego. Najprawdopodobniej przez św. Wojciecha, który znał je z pobytu w klasztorze benedyktynów w Rzymie na Awentynie (989-992 r.). Również sprowadzeni przez Bolesława Chrobrego do Polski, za przyczyną św. Romualda, kameduli pielęgnowali to nabożeństwo.
Natomiast zwyczaj umieszczania na ołtarzu świecy roratnej pochodzi z czasów Bolesława Wstydliwego (XIII w.). Wówczas na początku Adwentu król, umieszczając w czasie rorat na ołtarzu zapaloną świecę, oświadczał: „Gotów jestem na sąd Boży”, za nim czynił to Prymas Polski, używając słów św. Marcina „ Paratus sum ad Adventum Domini” (Gotów jestem na przyjęcie Pana), po nich zaś kolejno: senator, ziemianin, rycerz, mieszczanin i chłop powtarzali słowa króla.
Wieki trwające odprawianie mszy roratnej w Polsce jest źródłem tożsamości i szczególnego nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny, która przynosi nam nadzieję zbawienia – Jezusa.

 

Tekst był opublikowany w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w grudniu 2012 roku

Szlachetność cierpienia

Błogosławiony Henryk Suzo w Księdze Mądrości Przedwiecznej, wyd. „W drodze”, Poznań 1983, przekazuje nam słowa Jezusa Chrystusa  o cierpieniu z objawienia prywatnego:

 

Świat odwraca się od cierpienia ze wstrętem, w Moich oczach zaś posiada ono godność niezmierną. Ludzka udręka uśmierza Mój gniew i Moją łaskę zjednuje. Cierpienie czyni człowieka miłym w moich oczach. Ten bowiem, kto cierpi, do Mnie jest podobny. Cierpienie – to dobro zakryte. Nie można go nabyć za żadną cenę. A gdyby nawet ktoś sto lat na kolanach błagał Mnie o łaskę dobrego cierpienia, jeszcze by jej nie wysłużył. Z człowieka ziemskiego czyni ono człowieka niebiańskiego. Cierpienie wyobcowuje z tego świata, a za to daje Moją wierną przyjaźń. Pomniejsza liczbę przyjaciół, a łaskę powiększa. Ten, kogo dopuszczam do przyjaźni ze sobą, musi najpierw zaprzeć całego świata. To najpewniejsza droga, najkrótsza i najszybsza. Kto poznałby dobrze wartość cierpienia, przyjmowałby je od Boga jak najwspanialszy dar.

Ach, iluż jest ludzi, którzy byli dziećmi śmierci wiecznej, w głębokim śnie pogrążonymi. Dopiero cierpienie ich obudziło i wezwało do dobrego życia. Ileż jest ludzi podobnych do dzikich zwierząt i ptaków zamkniętych w klatce! – cierpienie czyni z nich więźniów, którzy podobnie jak one, wyrwaliby się przy pierwszej okazji i w ten sposób uciekli od swego wiecznego szczęścia. Cierpienie chroni od ciężkich upadków, zmusza człowieka do poznania siebie, czyni go bardziej skupionym i ufniejszym względem bliźnich. Cierpienie utrzymuje duszę w pokorze. Uczy cierpliwości. Cierpliwość zaś stoi na straży czystości i gotuje wieniec wiecznej szczęśliwości.

Nie ma człowieka, który by cierpieniu nie zawdzięczał jakiegoś dobra, niezależnie od tego czy jest jeszcze w grzechu, czy zalicza się już do początkujących, dążących do doskonałości lub już doskonałych. Cierpienie oczyszcza bowiem żelazo, uszlachetnia złoto i przydaje piękna klejnotom. Gładzi grzech, skraca czyściec, oddala pokusy, usuwa winy, odnawia ducha, rodzi prawdziwą ufność, sumienie czyste, wielką i stałą odwagę. Wiedz, że jest to napój zbawienny i ziele dobroczynne, lepsze od wszystkich rajskich ziół. Ono karci skazane na obumarcie ciało, karmi zaś szlachetną duszę, przeznaczoną do życia wiecznego. Przywraca świeżość duszy, tak jak łagodna majowa rosa odświeża piękne róże. Daje duchowi mądrość, a człowiekowi – doświadczenie.

Cóż wie człowiek który nie cierpiał. Cierpienie jest rózgą chłoszczącą z miłością, i ojcowskim napomnieniem przeznaczonym dla wybranych. Cierpienie pociąga i popycha człowieka do Boga, czy chce on tego czy nie. Kto z radością znosi cierpienia, temu służą radość i cierpienie, przyjaciele i nieprzyjaciele. Ileż to razy okiełznałeś żelaznym wędzidłem swoich szczerzących zęby wrogów; obezwładniłeś ich miłymi słowy i swoją cierpliwością w cierpieniu.

Raczej bym stworzył cierpienie z niczego, niż Moich przyjaciół pozostawił bez cierpienia. W nim przecież sprawdzają się wszystkie cnoty, ono przyozdabia człowieka, buduje bliźniego, przynosi chwałę Bogu. Cierpliwość w cierpieniu jest żywą ofiarą, jest słodka wonią szlachetnego balsamu przed Moim Boskim obliczem, jest przedmiotem podziwu dla wszystkich niebiańskich zastępów. Żadnego zręcznego rycerza nie podziwiano tak w turnieju, jak cierpiącego człowieka podziwiają wszystkie zastępy niebiańskie. Człowiekowi cierpiącemu służą za podczaszych wszyscy święci, kosztowali oni bowiem przed nim tego napoju i zgodnie go zapewniając, że nie zawiera trucizny i jest zbawienny.

Wytrwałe znoszenie utrapień, jest czymś większym niż wskrzeszenie zmarłych czy dokonywanie innych cudów. To wąska droga prowadząca prosto do bramy niebios. Cierpienie czyni człowieka towarzyszem męczenników, prowadzi do chwały i do zwycięstwa nad wszystkimi wrogami. Przyodziewa duszę szatą szkarłatną i purpurową, za wieniec ma ona czerwone róże, za berło – zielone palmy(por. Ap 7,9). Jest rubinem jarzącym się w sprzączce płaszcza dziewicy. Dusza ta, ogarnięta porywem wolności, śpiewa przez całą wieczność słodkim głosem pieśń nową. Nie potrafi jej zaśpiewać cały chór aniołów, ponieważ one nigdy nie cierpiały. Słowem: cierpiących świat nazywa nieszczęśliwymi, Ja jednak nazywam ich błogosławionymi, bo są Moimi wybrańcami.