Pod koniec roku większość z nas jest zmęczona. Ja z lekkim strachem myślę o grudniu i zadaniach do wykonania w związku ze zbliżającymi się Świętami Bożego Narodzenia. Jak na zawołanie, w różnych mediach, pojawiają się kuszące oferty, które proponują natychmiastowe rozwiązanie moich problemów, nęcąc propozycjami Balu Sylwestrowego, ognisk i kuligów a nawet całkowitej odnowy w SPA. Ofert biur podróży jest mnóstwo a argumenty skłaniające do wyboru są trudne do odparcia: „ Spraw sobie najpiękniejszy prezent pod choinkę, zapomnij o przygotowaniach – sprzątaniu, pieczeniu i gotowaniu- my zrobimy to za ciebie, gwarantujemy świąteczny nastrój-choinkę, lampki, a nawet kolędy”. Propozycje spędzenia Świąt Bożego Narodzenia w niecodziennych miejscach kuszą egzotyką. Palma zamiast choinki, sprowadzony z Europy świerk przybrany kolorowymi bombkami w oślepiającym słońcu ciepłych krajów, smakowity drink Cuba Libre zamiast czerwonego barszczu z uszkami. Wszystko to przyciąga i nęci barwami i paletą możliwości jak rozłożony ogon pawia.
Myślę – może zapomnieć o wszystkim i dać się uwieść!
Nieoczekiwanie jednak przypływają do mnie obrazy moich rodziców i babci, nie żyjących od kilku lat. To wspomnienie zatrzymuje mnie tuż przed podjęciem decyzji o wyjeździe na okres Świąt Bożego Narodzenia. Pamięć odtwarza kolejne obrazy z przeszłości: dziecięce wyprawy na msze roratnie, rekolekcje adwentowe, omawianie w domu nauk rekolekcjonistów, domowe przygotowania przedświąteczne.
W moim domu rodzinnym każdy miał przydzielone konkretne obowiązki związane ze Świętami, było też wiele wspólnych prac. Wszystko odbywało się w atmosferze radości i oczekiwania. Do dzisiaj spędzamy święta razem zjeżdżając się do domu rodzinnego. Ogromnym przeżyciem jest wieczerza wigilijna zakończona wyprawą na Pasterkę. Zapalenie świec na stole wciąż jest dla mnie symbolem Bożej miłości a przygotowane do odczytania Pismo Święte symbolem wiary w przekazane Słowo Boże. Z koli puste nakrycie wciąż przypomina o konieczności widzenia Boga w innych ludziach i służenia im z miłością a gwiazda betlejemska nadal prowadzi mnie do Jezusa. Chcę, aby tak pozostało nadal.
Uświadamiam sobie, że przeżywanie okresu Adwentu i świąt Bożego Narodzenia w duchu wiary jest przepotężnym źródłem siły dla mnie osobiście i dla całej rodziny. Namacalnie łączy nas ten czas z Jezusem Chrystusem, pozwala nam czekać na Jego Narodziny, towarzyszyć im i wzrastać z Jezusem. Jest bliski człowiekowi gdyż symbolizuje całe nasze życie: od narodzin aż do śmierci.
Wybór, jaki dokonałam w tym roku przed świętami Bożego Narodzenia pokazał mi jasno właściwy porządek spraw. Najważniejsza jest wiara, Bóg i rodzina.
Jestem wdzięczna mojej rodzinie, że dała mi tak trwały fundament i przekazała te ważne, na całe życie, wartości.
Życzę wszystkim radości z Narodzenia naszego Pana, Jezusa Chrystusa, na co dzień!
Tekst był opublikowany w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w grudniu 2010 roku