Dlaczego głowa twoja pochylona ku ziemi, dlaczego pogrążasz się w smutku? Cierpisz i zbyt wiele zastanawiasz się nad swoim cierpieniem. Uginasz się pod brzemieniem, które niesiesz samotnie: nikt dokoła ciebie nie spostrzega twoich łez i nawet niebo nie zsyła ci żadnej pociechy, bo źródłem twojego cierpienia jest samolubstwo.
Zamykasz się w samolubstwie, w samolubstwie tak subtelnym, że nawet go sobie nie wyrzucasz, a jednak samolubstwo to niweczy powoli wrażliwość duszy, tamuje jej szlachetne porywy, wyczerpuje siły; pogrążając się w sobie, zaczynasz zwolna obumierać, bo życie jest tam, gdzie miłość, gdzie czyn, gdzie poświęcenie!
W tych ponurych głębiach samolubstwa nie dochodzą już nawet do Ciebie wołania cierpień i nędz bliźnich. Tuż obok ciebie bliskie ci dusze żyją z dala od Boga… Przechodzą lata, mijają chwile sposobne, a ty nie zwracasz na to uwagi! Nie widzisz nic oprócz własnych przykrości, zawodów i udręczeń spotęgowanych pod działaniem twojej wyobraźni! A tymczasem, okazując twarz zawsze wesołą, można było dać tym ludziom pojęcie o dobroci Boga; można było dobrocią zjednać je sobie do tego stopnie, żeby mieć prawo odezwać się do nich słowem zbawienia.
Mówisz, że cierpisz z tego powodu, że wszystko odczuwasz silniej niż inni. Właśnie tacy ludzie skłonni są do najnędzniejszego samolubstwa. Czułość i dobroć to nie jedno i to samo: czułość prowadzi duszę do roztkliwiania się nad sobą – dobroć odrywa ją od siebie i oddaje bliźnim.
Czy lubisz rozmawiać z ludźmi o nich samych, dodawać im zachęty, dziękować im, współczuć z nimi, pocieszać ich? Żeby to robić z pożytkiem, nie wystarczy wysiłek; trzeba być do tego zdolny, a zdolność tę posiądzie jedynie ten, kto się wyrzeknie siebie.
Zbytnie zajmowanie się sobą jest jak gęsta mgła, która zakrywa wszystko przed oczami i przenika chłodem; sprawia ona, że nawet zło w sobie spostrzegamy nie tak wyraźnie. Potępiamy co prawda ciężkie winy, ale nie widzimy zaniedbań, uprzedzenia do innych osób, złych skłonności, wobec których wystarczy zachować milczenie, żeby się rozpanoszyły.
Biedna duszo, czy nie zdarza ci się, że nawet przystępując do Stołu Pańskiego jesteś tak zajęta sobą, że, przyjąwszy Jezusa, nie czujesz w sobie Jego obecności i nic Mu nie mówisz?… I czy też twoje strapienia nie pochodzą często z urażonej miłości własnej, czy nie są urojone, czy nie są w każdym razie przemijające? Tak czy inaczej, są to twoje osobiste strapienia, które wyczerpują zdolność do odczuwania cierpień innych.
Duszo, która należysz do Boga, która Mu służysz, która Go miłujesz, wyjdź z grobu, wyjdź z siebie samej, zmartwychwstań do nowego życia, zrzuć te więzy, które krępują twoje członki, odetchnij, otwórz oczy i spójrz wokół siebie: ile rzeczy pięknych, godnych pokochania, ile dobrego do zrobienia; oto otwiera się przed tobą całe życie zjednoczenia z Bogiem, pracy i poświęcenia dla ludzi; usłysz nareszcie Mój głos, który woła do ciebie: „Biedna duszo, pogrzebana w samolubstwie, wyjdź z grobu”.
Wg „Spowiedź – Przygotowanie do Sakramentu Pokuty”, Warszawa 2005