Na podstawie jakich znaków czy objawów możemy rozróżnić co jest, a co nie jest liberalizmem w osobie, czasopiśmie, książce czy instytucji? Jesteśmy otoczeni liberalizmem we wszystkich jego postaciach i odmianach i fakt ten pobudza nas do tego, by mieć się na baczności przeciwko subtelnym zagrożeniom z jego strony. Układanie specjalnych reguł, z pomocą których moglibyśmy wykrywać go w jego poszczególnych odcieniach i detalach, nie jest ani praktyczne ani konieczne. Można jednak podać kilka ogólnych wskazówek. Ich zastosowanie musi się pozostawić każdemu do właściwego rozeznania.
Dla ułatwienia podzielimy liberalne nastawione osoby czy pisma na trzy klasy:
1) Skrajnie liberalne;
2) Umiarkowanie liberalne;
3) Kwaziliberalne lub tylko zarażone liberalizmem.
Spróbujemy opisać każdy z tych typów. Badanie ich oblicza będzie zarówno interesujące jak i korzystne, ponieważ w typach tych znajdziemy regułę do kierowania się w rozróżnianiu liberalizmu w jego niuansach praktycznych.
Skrajny liberał jest łatwy do rozpoznania; nie stara się on negować czy skrywać swojej przewrotności. Jest on zdeklarowanym nieprzyjacielem Papieża, księży i wszystkiego co kościelne; wystarczy, by coś było uświęcone, a budzi to jego nieprzejednany gniew; „kler” to jego ulubione słowo, po którym można go rozpoznać. Prenumeruje on wszystkie najzacieklejsze i najbardziej jątrzące czasopisma – im bardziej bezbożne i bluźniercze, tym lepsze w jego odczuciu. Łatwo posuwa się do najdalszych konsekwencji swojego zgubnego systemu. Przy zakładanych przez niego destrukcyjnych przesłankach, jego nihilistyczne wnioski są tylko kwestią logiki. Wprowadzi on je do praktycznej realizacji z przyjemnością i entuzjazmem, jeżeli tylko pozwolą na to okoliczności.
Jest on rewolucjonistą, socjalistą, anarchistą. Chlubi się tym, że prowadzi życie wyzute z wszelkiej religijności. Należy do tajnych towarzystw, umiera w ich objęciach i jest grzebany według ich rytuału. Zawsze opierał się religii i w tym swoim uporze umiera.
Liberał umiarkowany jest dokładnie tak samo zły co jego skrajny towarzysz, lecz dobrze dba o to, by tak nie wyglądać. Konwenanse społeczne i dobre maniery są dla niego wszystkim; gdy są one zachowane, reszta ma niewielkie znaczenie. Wypielęgnowawszy swą niegodziwość, łatwo znajduje on w swoim umyśle okoliczności łagodzące. Przy drobiazgowym zachowaniu form towarzyskich, jego liberalizm nie zna granic. Nie spaliłby on klasztoru – to wydawałoby się zbyt brutalne, lecz w razie spalenia klasztoru, bez skrupułów sięga po naruszoną własność. Jego szlachetne nerwy drażni tania bezbożność groszowych gazet; potępia on wulgarne bluźnierstwo Ingersolla[1]; niech jednak taka sama bezbożność i takie samo bluźnierstwo pojawią się na łamach tak zwanego renomowanego czasopisma, lub niech będą one spowite w jedwabną frazeologię jakiegoś Huxleya[2] w imieniu nauki, a z aplauzem przyjmuje on ów wygładzony grzech. Jest to dla niego kwestia sposobu, a nie sprawy. Na samo wspomnienie nazwy nihilistycznego czy socjalistycznego klubu, oblewa go zimny pot, ponieważ, jak oświadcza, masy są tam kuszone w kierunku zasad prowadzących do zniszczenia podstaw społeczeństwa; nie ma jednak, jego zdaniem, niczego niebezpiecznego ani niestosownego w wolnej wszechnicy, gdzie te same zasady s a elegancko dyskutowane i przyjmowane z aprobatą i zrozumieniem – któż bowiem ośmieliłby się potępiać naukową dyskusję nad problemami społecznymi? Umiarkowany liberał nie czuje odrazy do Papieża, mogąc nawet wyrażać podziw dla jego mądrości – gani on tylko pewne roszczenia kurii rzymskiej i pewne skrajności ultramontanizmu [tradycjonalizmu], nie odpowiadające tendencjom nowoczesnego myślenia. Może on nawet lubić księży, przede wszystkim tych oświeconych, to jest takich, którzy podchwycili ton nowoczesnego postępu; natomiast fanatyków i reakcjonistów po prostu unika lub się nad nimi lituje. Może nawet chodzić do Kościoła i, co dziwniejsze, przystępować niekiedy do sakramentów, lecz jego dewizą jest – żyć w Kościele jak chrześcijanin, a poza Kościołem żyć tak jak żyje świat, odpowiednio do czasów w jakich ktoś się urodził, a nie uparcie płynąć pod prąd. Umiera z księdzem przy jednym boku, a swoją niewierną literaturą przy drugim, wyobrażając sobie, że jego Stwórcy spodoba się jego szerokość umysłu.
Katolik zarażony tylko liberalizmem jest ogólnie dobrym i szczerze pobożnym człowiekiem; czuć go jednak liberalizmem we wszystkim co mówi, pisze czy podejmuje. Niczym pani de Sevigne, może on powiedzieć: „Nie jestem różą, lecz stojąc przy niej, nasiąkłam nieco jej zapachem”. Dzielny ów mąż rozumuje, mówi i działa jak liberał, nie wiedząc o tym. Jego mocną stronę stanowi miłość bliźniego; jest on samą miłością bliźniego. Jakąż zgrozą przejmują jego duszę skrajności prasy ultramontańskiej!
Traktowanie jak kłamcy człowieka, który rozpowszechnia fałszywe idee, to w oczach tego szczególnego teologa grzech przeciwko Duchowi Świętemu. Fałszerz jest dla niego tylko zbłąkanym człowiekiem; nie jest to wina tego nieszczęśnika; został on tylko, prosta dusza, sprowadzony na manowce. Nie powinniśmy ani dawać mu odporu ani go zwalczać; musimy starać się go przyciągnąć łagodnymi słowami i miłymi komplementami.
Jakże diabeł musi chichotać z powodu tej bzdurnej miłości bliźniego, wystawionej jak przynęta dla wsparcia jego sprawy! Łagodzenie zła obfitością dobra to ulubiona dewiza katolika zarażonego liberalizmem, przeczytana przypadkiem którego dnia u Balmesa i będąca jedyną rzeczą jaką ów katolik zachował z lektury wielkiego filozofa hiszpańskiego. Dba on, by cytować z Ewangelii tylko teksty spływające mlekiem i miodem. Straszliwe obelgi naszego Pana przeciwko faryzeizmowi zdumiewają go i wprawiają w zakłopotanie; wydaje mu się, że te słowa naszego boskiego Zbawiciela idą za daleko! Używa on tych oskarżycielskich tekstów wyłącznie przeciwko tym prowokująco się zachowującym ultramontanom, którzy swoim przesadnym i ostrym językiem kompromitują codziennie sprawę religii, o której sądzi, że jest samym pokojem i miłością. Przeciwko nim jego, tak zwykle słodki i delikatny, liberalizm staje się gorzki i gwałtowny. Przeciwko nim rozpłomienia się jego zapał, zaostrza jeo polemika, a jego miłość bliźniego staje się napastliwa.
W słynnej mowie wygłoszonej w związku z pewnymi oskarżeniami pod adresem Louisa Veuillota[3], ojciec Feliks zawołał pewnego razu: „Panowie, kochajmy i szanujmy nawet naszych przyjaciół”. Lecz nie, nasz zarażony liberalizmem katolik nie będzie czynił niczego w tym rodzaju. Zachowuje on skarb swej tolerancji i swojej miłości bliźniego dla zaprzysięgłych nieprzyjaciół Wiary! Cóż bardziej naturalnego? Czyż nasz nieszczęśnik nie chce ich przyciągać? Dla najbardziej heroicznych obrońców Wiary ma on natomiast jedynie sarkazm i obelgę.
Krótko mówiąc, zarażony katolik nie potrafi pojąć tego bezpośredniego przeciwstawienia, per diamentum, o którym mówi święty Ignacy w swoich „Ćwiczeniach duchowych”. Nie wie on jak zadać bezpośredni cios. Nie zna innej taktyki niż atak skrzydłowy, która to taktyka może być w sprawach religijnych wygodna, lecz nigdy nie rozstrzygająca. Chce zdobywać, lecz pod warunkiem niezadawania ran przeciwnikowi i niezakłócania nigdy jego spokoju czy spoczynku. Sama wzmianka o wojnie boleśnie porusza jego nerwy i budzi wszystkie jego skłonności pacyfistyczne. Gdy przeciwnik znajduje się w pełnym natarciu, a nieubłagana nienawiść i chytrość fałszu prawie go zalewają, chciałby on opierać się wrogiemu atakowi i powstrzymywać ogarniający go potop papierowymi zaporami złudnego pokoju.
Jednym słowem, możemy rozpoznać skrajnego i umiarkowanego liberała po ich gorzkich owocach; zarażonego katolika można poznać po wypaczonym zamiłowaniu do liberalizmu i jego dzieł.
Skrajny liberał ryczy swoim liberalizmem; liberał umiarkowanym wygłasza go; zarażony katolik – szepcze i wzdycha nim. Wszyscy oni są wystarczająco źli, dobrze służąc diabłu.
Skrajny liberał przechodzi jednak samego siebie w swojej zaciekłości; płodność zarażonego katolika jest częściowo wyjałowiona przez jego naturę mieszańca; za to umiarkowany liberał jest typem zaiste szatańskim – stanowi on zamaskowane zło, będące w naszych czasach główną przyczyną niszczycielskich działań liberalizmu.
Liberalizm jest grzechem; Ks. Dr Felix Sarda y Solvany; wyd. WERS, Poznań 2010; rozdz. XVI
[1] – Ingersoll, Robert Green (1833-1899), prawnik i orator amerykański, głośny zwolennik agnostycyzmu.
[2] – Huxley, Thomas Henry (1825-1895), biolog angielski, znany głównie jako zwolennik teorii Darwina na temat pochodzenia człowieka.
[3] – Veuillot, Louis (1813-1883), francuski dziennikarz katolicki, współpracownik, a następnie redaktor naczelny ultramontańskiego pisma „l’Unita” zlikwidowanego za sprzeciwianie się polityce włoskiej Napoleona III; wyróżnił się szczególnie jako polemista broniący ogłoszonego w 1870 r. dogmatu o nieomylności papieża.