Niepowodzenia i nieszczęścia

Każdemu przeciętnemu człowiekowi potrzebna jest do wytrwania w pobożności pewna miara szczęścia naturalnego. Wierność ich zależna jest bardzo od tego, co Bóg dla nich robi. Przeważnie jednak nie zdają one sobie z tego sprawy. Pobożność ich, podobnie jak ich szczęście, jest poniekąd naturalna. Wydaje im się, że znoszenie nieuniknionych w życiu ludzkim nędz jest wystarczającą próbą na ziemi, i nawet ta próba bardzo im ciąży. Tymczasem nagle horyzont zaciemnia się; ukazuje się na nim groźna mara niebezpieczeństwa.

„O Ty, który wszystko możesz – wołają – oszczędź mi tego srogiego cierpienia! O Ty, którego nigdy nie wzywano na próżno, wejrzyj na mnie; oto błagam Cię na klęczkach, ręce wyciągam ku Tobie, całuję i wznoszę ku niebu krucyfiks, ten zadatek wszelkiego miłosierdzia, a z nim razem to, co chciałbym ocalić za wszelką cenę. O Chryste, przemów, ofiaruj jeszcze raz Swoją Krew; przecież oddałeś w nasze ręce Twoje zasługi, a są to zasługi nieskończone! Jeżeli sam z siebie nie jestem w stanie Cię wzruszyć, to wzywam na pomoc Twoją Matkę, która jest także Matką moją; Jej wszechpotęga nie dopuszcza odmowy.”

Takie błaganie zanosiłeś może w dzień i w nocy, u łoża śmierci ukochanej istoty, w obliczu nadciągającej klęski, w obliczu czegokolwiek, co zagrażało twojemu szczęściu. Ile nowenn odprawiłeś! Jak bardzo prosiłeś wszystkich o modlitwy! Ile Mszy świętych ofiarowałeś na tę intencję! Wydaje się, że ufnością wzywałeś na pomoc całe niebo, wszystkie jego potęgi.

Twoja ufność została zawiedziona: pomimo wszystko nieszczęście nadeszło! Ruina szczęścia stała się zarazem ruiną pobożności. Dusza podobna jest do opustoszałej i pełnej gruzów świątyni. Zagościł w niej na stałe smutek. Rozgoryczone serce nie umie się zdobyć na nic oprócz słów rozpaczy. Dlaczego Bóg tak mnie dotyka! Dlaczego pozwolił, abym tyle modlitw zanosił na próżno! I cóż mi z tego, że zadawałem sobie tyle trudu? A przecież to, o co prosiłem, było godziwe, potrzebne i tak łatwo było Mu mnie wysłuchać! W tym obłędzie jesteśmy gotowi powtórzyć słowa ateisty: znajdując niebo głuchym, uwierzyliśmy, że jest ono puste.

Biedny człowieku, nie znasz wartości religii, ani życia wiecznego własności Boga. Obniżasz cenę Krwi Chrystusowej! Czy nie pojmujesz tego, że niebo, nawet na twoje usilne prośby, nie zawsze może się skłonić na rzecz dobra przemijającego? Że dobra tego rodzaju są nam obiecane tylko warunkowo? Czy myślisz, że ceną Krwi i cierpień Swojego Syna Bóg chce okupić jedynie to szczęście względne, niedoskonałe, może nawet niebezpieczne, szczęście, o które upominasz się w swoim zaślepieniu? Czyż myślisz, że On zezwoliłby, żeby popłynęła Krew Jezusa, żeby okrutne boleści doprowadziły Go aż do śmierci – gdyby chodziło tylko o ocalenie twego szczęścia ziemskiego? A ty sam, czy ośmieliłbyś się odezwać w taki sposób: „ Jezu, przez zasługi gorzkiej męki Twojej, oddaj mi moje radości ziemskie, bo, jeśli mi ich odmówisz, to Cię zupełnie nie rozumiem.”

Nie rozumiemy Boga, bo nie umiemy pojąć Jego wzniosłych zamiarów; nie rozumiemy Go jako przyjaciela, bo myślimy tylko o sobie; nie rozumiemy Jego zamiarów względem siebie, bo On chce, byśmy byli żywym obrazem Jego ukrzyżowania, powołuje nas do współdziałania w dziele Odkupienia, otwiera przed nami pole wielkiej miłości, wielkiej cnoty – pole szczęścia nieskończenie wzmożonego w wieczności!

Skruszmy twardą opokę która czyni nas niesprawiedliwymi. Zapłaczmy łzami poddania się, będzie w nich więcej słodyczy. Połączmy nasze ludzkie cierpienie z cierpieniem Boga, a zaczniemy jedno i drugie rozumieć, może nawet kochać. Czy nasze cierpienia nie bywają nieraz przygotowaniem do wielkich rzeczy, niezbędną ochroną przed tym, co dla nas szkodliwe? Ukochajmy je zatem, tak jak się kocha wszystko – czy miłe, czy przykre – co przynosi prawdziwe szczęście. Szczęście wcale nie jest dla nas stracone. Opuściło ono nieprzyjazną mu ziemię, na której było w stanie wydać tylko nikłe i bezwonne kwiaty, i uleciało do nieba, gdzie jest jego prawdziwa ojczyzna, gdzie znajdzie klimat odpowiedni, aby się w pełni rozwinąć.

 

Wg „Spowiedź – Przygotowanie do Sakramentu Pokuty”, Warszawa 2005

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *