Teoria i praktyka

Jasna, z życia wysnuta, dobrze uzasadniona i przemyślana teoria jest rzeczą najpraktyczniejszą, jaką człowiek mieć może. Oto daje ona zrozumienie tych głębokich, niedostępnych dla powierzchownej obserwacji wiązadeł życia moralnego i pozwala mocno oprzeć na nich działalność praktyczną. Dzięki niej umysł nabiera pewnej sprężystości, elastyczności, czyli innymi słowy, zdolności przystosowania sztywnych ram oderwanych zasad moralnych do różnorodnych potrzeb życia, i rozstrzygania w świetle jakiejś jednej ogólnej zasady całego szeregu zagadnień, należących do jego zakresu.

Zdrowa, obiektywna teoria, wysnuta z życia, rozjaśnia w głowie, a mieć jasno w głowie, to najpraktyczniejsza rzecz na świecie.

Człowiek z taką dobrze przemyślaną żywą teorią w głowie jest w swej dziedzinie jak ten, co ma klucz passe-partout, otwierający wszystkie drzwi, choćby były różnymi zamkami zaopatrzone. Natomiast tak zwany praktyk bez teorii jest jak ten, co nosi pęk kluczy i dobiera je przy każdych drzwiach, natrafiając, jak zwykle, dopiero na końcu na ten właściwy, który otwiera.

(…)

Kto pozna analitycznie jakąś zasadę moralną, ten w jej świetle rozwiąże wszystkie zagadnienia praktyczne, należące do jej zakresu, choćby w najodrębniejszych się przejawiały okolicznościach. Kto natomiast zasady nie pojmie, choćby przerobił sto kazusów, nie rozwiąże sto pierwszego, gdy ten pojawi się w nieco innej formie. Raz jeszcze: ogólne wykształcenie spekulatywne jest życiowo praktyczniejsze od tzw. praktycznego, nie dającego głębszego poznania wewnętrznych więzadeł naszego życia moralnego.

O.Jacek Woroniecki OP – „Tyle ma każdy cnoty, ile ma inteligencji”; artykuł zamieszony w „Przeglądzie Teologicznym”, t.8 (1928) – fragment

Tauler i żebrak

Uczony i pobożny Jan Tauler przez długi czas, bo przez osiem lat, gorąco modlił się, aby mu Bóg zesłał mistrza biegłego w życiu duchowym. Pewnego poranka słyszy głos wewnętrzny: Idź do kościoła, a znajdziesz tego, kogo szukasz. Tauler pospieszył natychmiast do kościoła i spostrzegł u bramy żebraka w łachmanach. „Dzień dobry, przyjacielu” – rzecze do niego. „Nie przypominam sobie, mój mistrzu – odrzekł żebrak – abym miał kiedy dzień zły”. „A więc szczęść ci Boże”. „Dziękuję za dobre życzenie, lecz ja nie byłem nigdy nieszczęśliwy”. „Niech cię Bóg błogosławi, mój drogi, lecz mów, proszę, nieco jaśniej, bo ja cię nie rozumiem”. „Bardzo chętnie – odrzekł żebrak – Powiedziałeś mi najpierw: dzień dobry, a ja odrzekłam, iż nie miałem nigdy złego dnia. I słusznie, bo gdy głód cierpię, chwalę Boga; gdy mi zimno, chwalę Boga; gdy słońce świeci lub burza wyje, chwalę Boga; gdy mi dadzą jałmużnę lub za drzwi mnie wyrzucą, zawsze chwalę Boga. Życzyłeś mi dalej szczęścia, a ja powiedziałem, że nie byłem nigdy nieszczęśliwy. I znowu słusznie, bo przyzwyczaiłem się pragnąć tego tylko, czego Bóg pragnie. Dlatego cokolwiek mi się zdarza, czy miłe, czy przykre, przyjmuję z radością, jako dar najlepszy, który mi ręka Boża podaje”. „Dobrze mój przyjacielu – odrzekł Tauler – a cóż by się stało z twoim pokojem, gdyby Bóg chciał cię potępić?” „Gdyby mnie Pan chciał potępić, mam dwa ramiona, aby się Go uchwycić. Ramieniem lewym, a tym jest pokora, objąłbym Jego człowieczeństwo; ramieniem prawym, a tym jest miłość, objąłbym Jego Bóstwo, i trzymałbym się tak silnie, że gdyby mnie chciał do piekła wtrącić, musiałby razem ze mną tam zstąpić. Wtenczas zaś byłoby dla mnie stokroć większym szczęściem być w piekle z Panem aniżeli w niebie bez Niego”. „Skąd ty idziesz?” – pyta teolog zdziwiony. „Idę od Boga”. „Gdzie Go znalazłeś?” „Tam, gdzie zgubiłem siebie i stworzenie”.” Gdzie jest Bóg?” „W sercach czystych i ludziach dobrej woli”.”Kto ty jesteś?” – pyta dalej Tauler.”Ja jestem królem”.”Gdzie jest twoje królestwo?” „W mojej duszy, w której nad żądzami panuje rozum, nad rozumem Bóg”. „Skąd nabyłeś takiej mądrości?” „Z milczenia – milczałem wobec ludzi, ale za to rozmawiałem często z Bogiem”. „Skąd nabyłeś takiego szczęścia i pokoju?” „Stąd, iż nie mogąc znaleźć szczęścia w stworzeniach, szukałem go w Bogu i znalazłem”.

Za św. J. S. Pelczar „Życie duchowe”, t.2

Przepis na Nowy Rok

aomegaPierwszego stycznia przybywa nam lat, ale też z ciekawością otwieramy pustą kartę Nowego Roku naszego życia. To, co było już się nie powtórzy. Planujemy czas nowego roku od nowa. Marzymy o podróżach, o modnych ubraniach, o remoncie domu, o nowej pracy, o podwyżce. Szukamy miejsc, gdzie jeszcze nie byliśmy, wrażeń i przeżyć, które nie były jeszcze naszym udziałem. Nowy Rok jest okazją do postanowień i życzeń. Staramy się patrzeć z optymizmem w przyszłość, wierząc, że wszystko, co postanowiliśmy spełni się.
To emocjonalne podejście odnawia, odświeża nasze myślenie i zmysły. Gotowi nawet jesteśmy na podjęcie pewnych wyrzeczeń.
Nasze ludzkie doświadczenie, lata naszego życia, które minęły i ten rok, który się zakończył, podpowiadają nam jednak, że łatwo wypalamy się, że codzienne obowiązki temperują nasze zapędy, że życiowa zmienność zaskakuje nas nieprzewidywalnymi zwrotami. Wielu z nas będzie towarzyszyło poczucie zagrożenia, brak pewności, co do materialnych środków na życie. Choroby trwają, problemy nie znikają z końcem minionego roku, kredyty trzeba spłacać, obowiązków przybywa. Dla wielu z nas Nowy Rok jest dalszym ciągiem trudnej egzystencji. Wyobraźnia karmiona jest codziennie informacjami o nieszczęściach i globalnych zagrożeniach, które i w nas wywołują lęk i niepewność jutra.
W cichości jednak wszyscy marzymy, aby nasze życie było jak słynna maszyna perpetuum mobile-napędzane samoodtwarzającą się energią, napełniane niezniszczalną siłą witalną, zawsze w doskonałej kondycji fizycznej i psychicznej, pełne urody, zawsze młode i barwne.
Nauka w chwili obecnej mówi nam, że nie jest możliwa konstrukcja perpetuum mobile. Współczesny świat zaprzecza nieśmiertelności. Wciąż ogłaszane złudne recepty obiecujące wieczną młodość i zdrowie, nie zapewniają ich.
Wiara katolicka mówi nam natomiast, że jest życie wieczne, że dusza jest nieśmiertelna, że nadprzyrodzona rzeczywistość może być naszym udziałem.
Trzeba spróbować w zalewie tanich informacji dostrzec, że Miłość Boga proponuje nam życie pełne szczęścia pomimo codziennych trudności i cierpień. W świetle Bożej Miłości odkrywamy, że życie ma swoją niezwykłą wartość i godność, że człowiek nosi w sobie zdolność do rozwoju i przekraczania siebie, że może być darem dla drugiego człowieka. Jezus, Syn Boży, stał się człowiekiem, uniżył samego siebie, aby nas odkupić i otworzyć nam drogę do zbawienia.
Dostaliśmy drogowskaz, nie tylko na Nowy Rok, ale na całe nasze życie.JChrystus
Jam jest Drogą, Prawdą i Życiem” powiedział do uczniów Pan Jezus (J14,6). Oznacza to dla każdego przyjmującego tę propozycję, że Bóg jest dla nas źródłem siły tak potrzebnej nam w życiu „tu i teraz”.
Ufność i pokora są niezbędnymi postawami w naszej ziemskiej drodze z Jezusem ku pełni naszego życia w wieczności.

 

 

Pierwotnie tekst był opublikowany w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w styczniu 2011 roku.

Przesłanki wewnętrzne liberalnego katolika

Jak dziwna by się nie wydawała owa anomalia zwana liberalnym katolicyzmem, nie trzeba daleko szukać jej przesłanek. Jest ona zakorzeniona w fałszywym ujęciu natury aktu wiary. Liberalny katolik zakłada, że formalnym motywem aktu wiary jest nie nieomylny autorytet Boży, objawiający nadnaturalną prawdę, lecz jego własny rozum, raczący uznać za prawdziwe to co wydaje mu się rozumne, zgodne z oceną i miarą jego własnego, indywidualnego osądu. Poddaje on autorytet Boży krytycznemu badaniu ze strony swojego rozumu, a nie – swój rozum autorytetowi Bożemu. Uznaje Objawienie nie ze względu na nieomylność Objawiającego, lecz z racji „nieomylności” odbiorcy. Indywidualny osąd jest dla niego prawidłem wiary. Wierzy on w niezależność rozumu. Uznaje wprawdzie magisterium Kościoła, nie uznaje go jednak za jedyną uprawnioną wykładnię boskiej prawdy. Zastrzega sobie swój własny, prywatny osąd jako czynnik współdziałający przy określaniu owej prawdy. Prawdziwy sens objawionego nauczania nie zawsze jest dla niego pewny i dlatego rozum ludzki ma w tej kwestii coś do powiedzenia – na przykład nauka ludzka mogłaby określać granice nieomylności Kościoła. W tak określonych granicach deklaracje Kościoła są dla niego nieomylne, lecz granice te nie podlegają określeniu przez sam Kościół – czyni to za niego nauka. Jest on oczywiście nieomylny, powiadają, lecz to my będziemy określać, kiedy i w jakich sprawach będzie on wypowiadać się w sposób nieomylny. W taką niedorzeczność popada liberalny katolik, lokując formalny motyw wiary w rozumie ludzkim.

Liberalny katolik nazywa siebie katolikiem, ponieważ wierzy mocno, że katolickość jest prawdziwym objawieniem Syna Bożego, nazywa siebie liberalnym katolikiem, ponieważ uważa, że nikt nie może narzucać mu żadnej opinii, której jego indywidualny osąd nie oceniłby jak doskonale rozumnej. Odrzuca to, co nie jest rozumne, mając intelektualną wolność przyjmowania lub odrzucania. Zgadza się z tym co wydaje mu się dobre, lecz nie jest do niczego intelektualnie zobowiązany. W ten sposób, nieświadomie, staje się łatwą ofiarą sideł zastawionych przez diabła na ludzi owładniętych pychą intelektualną. Podstawił on naturalistyczną zasadę wolnego badania w miejsce nadprzyrodzonej zasady wiary. W konsekwencji nie jest w rzeczywistości chrześcijaninem, lecz poganinem. Nie ma on prawdziwej, nadprzyrodzonej wiary, lecz tylko zwykła ludzkie przekonanie. Przyjmując zasadę, że indywidualny rozum posiada wolność wierzenia lub niewierzenia, liberalni katolicy ulegają złudzeniu, że niewiara jest raczej cnotą niż wadą. Nie potrafią oni dostrzec w niej słabości umysłu, dobrowolnej ślepoty serca, i wynikających stąd słabości woli. Z drugiej strony patrzą oni na postawę sceptyczną jako na uprawnioną sytuację, w której zachowana jest wolność intelektualna, ponieważ sceptyk pozostaje sam dla siebie panem decydującym o wierzeniu lub negacji. Zgrozą napawa ich wszelki element przymusowości w kwestiach wiary; wszelka nagana dla błędu wstrząsa ich wrażliwością i brzydzą się oni wszelkim katolickim prawodawstwem zmierzającym w kierunku, który lubią nazywać nietolerancją. „Syllabus błędów” Piusa IX to dla nich zmora – najbardziej kłopotliwy, władczy, surowy i apodyktyczny dokument, obliczony na ranienie wrażliwości protestantów i nowoczesnego świata; nie należy uznawać go za wypowiedź nieomylną, lecz, o ile w ogóle ma on być uznawany, musi się go przyjmować w sensie bardzo zmodyfikowanym. Jego interpretacja ultramontańska [tradycyjna] jest brutalna i skrajna; przynosi ona więcej szkody niż dobra, odstręczając życzliwych takim pokazem nieliberalności.

Z tym przeczuleniem w kwestii nauczania chrześcijańskiego łączy się ściśle odraza do wchodzenia w konflikt z cudzymi przekonaniami, niezależnie od tego, jak bardzo sprzeciwiają się one prawdzie objawionej, ponieważ dla liberalnych katolików to co najbardziej błędne jest równie święte jak najprawdziwsze przekonanie, w równej mierze korzystając z zasady wolności intelektualnej. W ten sposób podnoszą oni do rangi dogmatu tak zwaną zasadę tolerancji. Różnice w wierzeniach wynikają, jak przekonują oni z lubością, przede wszystkim z różnic temperamentu, wychowania itd. – nie będziemy ich aprobować w ścisłym tego słowa znaczeniu, lecz powinniśmy przynajmniej je wybaczać.

Już w swoim pierwszym ujęciu ta koncepcja wiary ma charakter naturalistyczny, a przy rozwijaniu i stosowaniu tej koncepcji, czy to do jednostki, czy to do społeczeństwa, rozwija się również tenże element naturalistyczny. Wynika stąd, że akceptacja Kościoła przez liberalnych katolików nie ma oparcia w jego nadprzyrodzonym charakterze. Kościół nie wzbudza w nich sympatii jako nadprzyrodzona społeczność, której pierwszym i nadprzyrodzonym celem jest chwała Boża i zbawienie dusz. Patrzy zaś nań z sympatią od strony ludzkiej i społecznej. Zyskuje ona poklask i aprobatę jako wielka siła cywilizująca i harmonizująca, która podniosła wielu ludzi ze stanu barbarzyństwa, jako strażnik starożytnej literatury i sztuki, jako krzewiciel wiedzy. Ma on pierwszeństwo nie z racji pierwszeństwa jakie posiada sam w sobie, zgodnie z prawem boskim, lecz pierwszeństwo na mocy aprobaty ze strony naszego wielkiego intelektu. Zgodnie z tą fałszywą koncepcją, pisano w naszych czasach apologie i z dziwną niekonsekwencją Kościół bywa często chwalony jako wielki patron i protektor cywilizacji w przeszłości, podczas gdy ubolewa się nad jego wstecznymi tendencjami w teraźniejszości (jak gdyby instytucja, która sama jedna, na mocy boskiego ustanowienia, ma wiecznotrwałą siłę postępu, mogła kiedykolwiek osłabnąć lub zawieść w swojej misji odrodzenia człowieka). Zauroczeni postępem ku mirażowi szczęścia na pustyni tego życia, nasi liberalni katolicy sławią cień, odrzucając istotę rzeczy. Prawdziwy postęp, który można osiągnąć tylko poprzez posuwanie się ku Bogu, nie może być realizowany inaczej niż poprzez owego pośrednika w boski sposób wyznaczonego do tego, by prowadził nas ku Bogu. Może to czynić jedynie Kościół Jezusa Chrystusa, albowiem, z Jego ustanowienia, tak jak On sam, jest on drogą, prawdą i życiem.

Zapominając o boskim i nadprzyrodzonym charakterze Kościoła ( a jest on tylko boski i nadprzyrodzony), liberalni katolicy mówią i piszą o nim jak o zwykłym tworze ludzkim, przyjmując, w zaślepieniu tym fałszywym ujęciem naturalistyczną definicję wiary. Patroszą oni w ten sposób wizerunek Kościoła, pozostawiając tylko łupinę z tego czym jest on naprawdę.

Sama pobożność nie umknie działaniu tej niszczycielskiej zasady naturalistycznej; zmienia się ona w pietyzm – to jest w parodię prawdziwej pobożności, jak widzi się to z przykrością w nabożnych praktykach wielu ludzi, szukających w aktach pobożności tylko sentymentalnych wzruszeń, których źródłem zdolni są być oni sami dla siebie. Są oni nabożni wobec samych siebie, czcząc swoje własne, małe sentymenty i ofiarując kadzidło bałwanom wyrzeźbionym na ich własne podobieństwo. Jest to po prostu duchowa zmysłowość i nic więcej. Na tej zasadzie widzimy w naszych czasach w tak wielu duszach zwyrodnienie chrześcijańskiego ascetyzmu (będącego oczyszczaniem duszy przez tłumienie pożądliwości) i zafałszowanie chrześcijańskiego mistycyzmu, nie będącego ani emocją, ani niskiego rzędu pocieszeniem, ani żadną inną epikurejską słabością ludzkiego odczuwania, lecz związkiem z Bogiem poprzez nadprzyrodzoną miłość do Niego i poprzez absolutne poddanie się Jego świętej woli.

To dlatego katolicyzm wielkiej liczby ludzi w naszych czasach jest katolickością liberalną, a raczej – katolickością fałszywą. Nie jest to w rzeczywistości katolickość, lecz tylko naturalizm, czysty racjonalizm; jest to jednym słowem pogaństwo przebrane w katolickie szaty i używające katolickiego języka.

 

Liberalizm jest grzechem; Ks. Dr Felix Sarda y Solvany; wyd. WERS, Poznań 2010; rozdz. VII

Monolatria w Kościele Katolickim

Chyba już można mówić o monolatrii w Kościele Katolickim, nauczanie odeszło od monoteizmu.

Monolatria (z gr. monos – „jedyny” + latreía – „służba bogu”) – oddawanie czci boskiej wyłącznie jednemu bóstwu, bez zwalczania i zaprzeczania istnienia bóstw czczonych przez innych. Jest to pośredni etap rozwoju religii między politeizmem a monoteizmem.

Monolatria

Feliks Koneczny trochę inaczej określał monolatrię:

Koneczny dużo miejsca poświęca monolatrii – w jego opinii żydzi wyznawali monolartię – wiarę w jednego Boga, ale Boga plemiennego, który jest Bogiem narodu żydowskiego i tylko im sprzyja. Rozważania dotyczą monoteizmu, politeizmu, różnego stopnia nasilenia monolatrii na przestrzeni dziejów. Braćmi nie są wszyscy ludzie a jedynie ci należący do narodu żydowskiego.

konsnard.wordpress.com/2011/02/19/feliks-koneczny-cywilizacja-zydowska/

Wyznawanie, że tylko przynależność do danej wspólnoty daje zbawienie jest coraz powszechniejsze. We współczesnych ruchach takie podejście jest często spotykane. Tylko w naszej wspólnocie jest Prawda, a wszyscy spoza naszej wspólnoty mają problem.

Zasady modernizmu

Modernism

Bp Władysław Krynicki

Modernizm, albo katolicyzm postępowy, jest wynikiem pewnych najnowszych usiłowań, pragnących na swój sposób pogodzić społeczeństwa teraźniejsze z Kościołem. Podjęli je ludzie, przesiąknięci współczesnymi poglądami filozoficznymi i społecznymi.
Nadmierny indywidualizm i opieranie się w wywodach na uczuciowości, zamiast na ścisłym rozumowaniu, doprowadziło modernistów do przeinaczania prawd chrześcijańskich, choć oni sami do tego się nie przyznają. Pomawiając Kościół o wsteczność, niepojmowanie ducha czasu i kultury nowożytnej, żądają odeń przystosowania się do pojęć i dążności dzisiejszych, jako warunku jego dalszej żywotności, rozwoju i pożądanego wpływu. Główne ich zasady są następujące:

1. W dziedzinie filozofii:
a) Agnostycyzm, czyli teoria głosząca, że rozum ludzki jest całkowicie zamknięty w dziedzinie zjawisk, czyli że poznaje tylko to, co jest dla zmysłów dostępne, i w takiej postaci, w jakiej jest dostępne; nie ma nawet możliwości przekroczenia tych granic; stąd wniosek, że Bóg nie może być bezpośrednim przedmiotem ani nauki, ani historii.
b) Immanencja życiowa, czyli jakaś nieświadoma, wrodzona człowiekowi potrzeba czegoś Boskiego; uczucie religijne, wywołane ową potrzebą, jest jedynym źródłem wiary, objawienia, religii i pewnych zewnętrznych jej form, zwanych dogmatami albo symbolami. Stąd wynika, że nie było i nie ma żadnego objawienia zewnętrznego. Bóg objawia się ludziom tylko przez uczucie, gdy je sobie uświadamiają. Ono też jest najwyższą normą działania dla wszystkich, nawet dla Kościoła, ilekroć naucza lub wydaje przepisy. Owo uczucie religijne rozwija się powoli z postępem życia ludzkiego i cywilizacji, a rozwój ten wpływa rozstrzygająco na treść każdej religii. Religia katolicka nie stanowi tu wyjątku, ponieważ, jak twierdzą moderniści, powstała ona w samowiedzy Chrystusa, męża posiadającego pierwszorzędne przymioty, a powstała nie inaczej, jeno przez proces Jego życiowej immanencji.

2. W dziedzinie wiary:
a) Opieranie pewności istnienia Boga na pochodzącym z uczucia religijnego instynkcie, czyli na bezpośrednim osobistym doświadczeniu. To podmiotowe doświadczenie czyni człowieka wierzącym.
b) Stawianie na równi wszystkich religii na tej zasadzie, że źródłem wszystkich jest religijne uczucie i że we wszystkich formuły, czyli symbole, są zastosowane do religijnego uczucia wierzących.
c) Tradycją w mniemaniu modernistów jest udzielanie drugim pierwotnego doświadczenia religijnego za pomocą słowa lub książek. Jeżeli doświadczenie religijne, w ten sposób rozpowszechnione, żyje i trwa w ludziach, ma ono za sobą dowód prawdy, gdyż prawda a życie, to jedno.
d) Całkowite odgrodzenie wiary od nauki. Dla tych, którzy stanęli na podwójnej wyżynie filozofa i wierzącego, nie może być zatargu pomiędzy nauką i wiarą, gdyż obydwie są całkiem od siebie odgrodzone. Nauka obraca się w świecie zjawisk, wiara w sferze rzeczy Boskich, całkiem dla nauki niedostępnych. Co zatem może być dla uczonego fałszem, to może być prawdą dla wierzącego. Wiara atoli musi podlegać nauce, ponieważ formuły religijne (dogmaty), będące zjawiskami poznawalnymi, poddane są kontroli nauki, więc od niej zależą.

3. W dziedzinie teologii:
a) Immanencja teologiczna, rozumiana według niektórych jako działanie Boga w człowieku; według innych jako czysto przyrodzone współdziałanie przyczyny pierwszej (tj. Boga) z przyczyną drugorzędną (tj. naturą). Są prócz tego moderniści, tłumaczący immanencję jako utożsamienie Bóstwa z człowiekiem w znaczeniu panteistycznym.
b) Symbolizm teologiczny. Formuły, czyli dogmaty nie są niczym innym, jak tylko określeniem przez Kościół prymitywnych pojęć, wywoływanych w ludziach przez uczucia religijne. Muszą tedy owe formuły stosować się tak do wiary, jak do uczuć człowieka wierzącego; a ponieważ te ostatnie są zmienne, zależne od poziomu kultury, więc i formuły religijne muszą podlegać zmianom. Charakter ich zatem jest czysto symboliczny. Należy je atoli szanować, dopóki opinia publiczna uważa je za odpowiednie do sformułowania przekonań ogółu.
c) Permanencja Boża. Samowiedza religijna chrześcijanina jest dalszym rozwinięciem takiejże samowiedzy Chrystusa, jak roślina jest rozwinięciem nasienia; co zatem zrodziło się w samowiedzy Chrystusowej i z niej wyszło, to żyje, zachowuje się i rozwija w samowiedzach chrześcijan i w tym znaczeniu chrześcijanie żyją życiem Chrystusowym.
d) Dogmaty, sakramenty, Pismo Święte, Kościół, o tyle pochodzą od Chrystusa, o ile je z biegiem czasu wytworzyło życie chrześcijańskie, biorące początek od Chrystusa. Sakramenty, podobnie jak formuły dogmatyczne, są czystymi symbolami; ich zadaniem jest działać na zmysł religijny, wywoływać w nim odpowiednie uczucie religijne. Pismo Święte jest zbiorem niezwykłych doświadczeń religijnych, wyrażonych słowem, a natchnienie silnym, acz naturalnym popędem do wyrażenia swej wiary pismem. Jest więc ono według modernistów czymś w rodzaju natchnienia poetyckiego. Jak to ostatnie jest działaniem Boga, tak w tenże sam sposób można natchnienie ksiąg świętych przypisać Bogu.
e) Kościół jest wytworem zbiorowej samowiedzy i potrójna (dogmatyczna, dyscyplinarna i liturgiczna) władza Kościoła z tego samego źródła wypłynęła i od niego zależy. Jak w państwie świeckim samowiedza zbiorowa stworzyła demokrację, tak i władza kościelna powinna się nagiąć do form demokratycznych.
f) Kościół i państwo są sobie obce ze względu na cel swego istnienia, stąd koniecznością jest rozdział Kościoła od państwa i wyodrębnienie w każdym człowieku obywatela od katolika. Nadużyciem jest według modernistów wtrącanie się Kościoła w stosunki obywatela do kraju; natomiast jak wiara nauce, tak Kościół w tym wszystkim, co ma w sobie zewnętrznego, powinien podlegać państwu.
g) Rozwój (ewolucja) jest wynikiem ścierania się dwóch sił, z których jedna prze naprzód, druga ma w sobie charakter zachowawczy. Siła postępowa to ogół wiernych; siła zachowawcza – to tradycja, znajdująca swój wyraz we władzy. Czynnik pierwszy przez głębiej czujące jednostki wpływa na samowiedzę zbiorową, przekształca dogmaty stosownie do wymagań postępu i pobudza władzę Kościoła do uwzględniania owych wymagań.

4. W dziedzinie historii i krytyki:
Staranne omijanie wszystkiego, co Boskie, ponieważ wszelka działalność nadprzyrodzona w sprawach ludzkich należy do zakresu wiary, nie zaś do historii. Co dotyczy faktów, w których nadprzyrodzoność pomieszana jest z przyrodzonym, historyk bierze tylko ludzką stronę rzeczy, oczyszczając ją od wszelkiej nadprzyrodzoności. Więc historyk modernista odmawia Chrystusowi i Jego dziełom wszelkiego charakteru Boskiego i rozpatruje go po ludzku, w przeciwieństwie do Chrystusa, o jakim uczy wiara; stąd Chrystus „historyczny” znacznie różni się od Chrystusa „wiary”. Podobnie modernista krytyk poddaje księgi święte prawu rozwoju życiowego, stosowanemu przez się do wszystkich zjawisk i powstanie dalszych ksiąg Pisma Świętego tłumaczy jedynie przez wyjaśnianie, przestawianie i rozszerzanie pierwotnego opowiadania, zawartego w Pięcioksięgu Mojżeszowym i trzech pierwszych ewangeliach.

5. Na powyższych zasadach oparty, apologeta modernista stawia sobie za cel dopomagać niewierzącym do obudzenia w nich przeświadczenia religijnego, jako jedynego fundamentu wiary, a następnie do uznania religii katolickiej, pomimo istniejących w niej błędów i sprzeczności (?!); w katolicyzmie bowiem, bardziej niż w innych religiach, tkwi i rozwija się siła niewiadoma, tryskająca życiem, więc tym samym zawierająca i prawdę.

6. Jako reformatorzy, żądają moderniści wyrugowania z seminariów filozofii scholastycznej i zastąpienia jej przez filozofię nowoczesną; zamiast teologii pozytywnej podstawiają po swojemu pojętą historię dogmatów. Wykład historii i katechizmu chcą mieć również dostosowany do swojej metody i swych zasad. Dalej, wołają o zmniejszenie ceremonii kościelnych i pobożnych praktyk, o zdemokratyzowanie rządów Kościoła, zreformowanie kongregacji rzymskich, zwłaszcza Świętego Oficjum, o zniesienie celibatu duchownych. Jednym słowem pragną całkowitej przemiany Kościoła, ponieważ według nich nie ma w nim niczego, co by nie wymagało reformy.

Pascendi Dominici gregis

Zgubną doktrynę modernizmu potępił Ojciec Święty Pius X w encyklice Pascendi Dominici gregis (z 8 września 1907) i napiętnował ją jako stek wszelkich herezji i błędów, wygłaszanych kiedykolwiek przeciwko religii katolickiej, najwyraźniej sprzecznych z objawioną nauką Kościoła, usiłujących zniweczyć wszelką religię, prowadzących do panteizmu, a w ostatecznym wyniku do ateizmu.

VI Rozdział książki: Modernizm potępiony przez papieży;

Wolność katolicka

Kardynał Billot, (…) poświęcił liberalizmowi parę stron wyjaśnienia, w swoim traktacie o Kościele[53]. Oto jak przedstawia on podstawową zasadę liberalizmu:

„Wolność jest podstawową własnością człowieka, całkowicie świętą i nietykalną. Nie wolno jej szkodzić jakimkolwiek przymusem. W konsekwencji, wolność bez ograniczeń musi stać się nieruchomą skałą, na której budowane będą wszystkie elementy stosunków międzyludzkich, niezmienną normą, według której będą osądzane wszelkie sprawy z punktu widzenia prawa. Konsekwentnie, wszystko, co w społeczeństwie będzie posiadało zasadę nienaruszalnej jednostkowej wolności jako podstawę, będzie godziwe, sprawiedliwe i dobre. Wszystko pozostałe będzie niesprawiedliwe i nikczemne. Taka była myśl inicjatorów rewolucji 1789 roku, rewolucji, której gorzkie owoce w dalszym ciągu spożywa cały świat. Taki jest cały przedmiot Deklaracji praw człowieka od pierwszej do ostatniej linijki. Dla ideologii był to niezbędny punkt wyjścia do całkowitego przebudowania społeczeństwa w zakresie porządku politycznego, ekonomicznego, a nade wszystko, moralnego i religijnego”[54].

Ale zapytasz: czyż wolność nie jest cechą istot inteligentnych? Czyż, konsekwentnie, nie jest rzeczą słuszną, że porządek społeczny wywodzi się od niej? Odpowiem: bądźmy ostrożni! O jakiej wolności mówisz? Bo termin ten ma wiele znaczeń, a liberałowie wytężają swoją pomysłowość, aby je pomieszać. W związku z tym musimy je rozróżnić.

Jest wolność i wolność

Zajmijmy się przez chwilę filozofią. Najbardziej podstawowe rozważania wskazują nam, że istnieją trzy rodzaje wolności.

1° Po pierwsze wolność psychologiczna lub wolna wola, właściwa istotom obdarzonym inteligencją, która jest zdolnością zwracania własnego umysłu ku temu lub tamtemu dobru, niezależnie od wszelkiej wewnętrznej potrzeby (odruchu, instynktu, itp.). Wolna wola stanowi podstawową godność osoby ludzkiej, co oznacza bycie sui iuris, zależną samą od siebie, a zatem odpowiedzialną, w odróżnieniu od zwierząt.

2° Następnie mamy wolność moralną, która dotyczy korzystania z wolnej woli: dobre wykorzystanie, jeżeli obrane środki prowadzą do dobrego celu; złe wykorzystanie, jeżeli do niego nie prowadzą. Widać stąd, że ta wolność moralna jest zasadniczo związana z dobrem. Papież Leon XIII definiuje ją w sposób, który jest wspaniały, a jednocześnie bardzo prosty: wolność moralna, mówi, to „zdolność do poruszania się w dobru”. Wolność moralna, w związku z tym, nie jest absolutna; jest całkowicie relatywna w stosunku do Dobra, czyli ostatecznie w stosunku do prawa. Gdyż to właśnie prawo, przede wszystkim prawo wieczne, które znajduje się w boskiej inteligencji, a następnie prawo naturalne, które jest uczestnictwem stworzeń rozumnych w prawie wiecznym, to właśnie prawo określa porządek ustanowiony przez Stwórcę pomiędzy celami, które nakazał On człowiekowi (przetrwanie, rozmnażanie się, organizowanie społeczeństwa, osiągnięcie jako cel ostateczny summum bonum, którym jest Bóg), a środkami właściwymi do osiągnięcia tychże celów. Prawo nie jest przeciwieństwem wolności; wręcz przeciwnie, stanowi konieczną pomoc. To samo dotyczy również prawa cywilnego, które godne jest swej nazwy. Bez prawa wolność degeneruje się do samowoli, która oznacza „czynienie tego, co mi się podoba”. Pewni liberałowie, czyniąc z wolności moralnej absolut, głoszą dokładnie samowolę, wolność nierozróżniającą dobra lub zła, popieranie bez różnicy prawdy czy fałszu. Ale któż nie dostrzeże, że możliwość zaniedbania dobra, tak odległa od zasady i istoty wolności, jest znakiem niedoskonałości upadłego człowieka! Ponadto, jak wyjaśnia św. Tomasz[55], możliwość grzeszenia nie jest wolnością, lecz zniewoleniem: „Każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu”[56].

Przeciwnie, wolność kierowana przez prawo, umieszczona pomiędzy bezcennymi barierami, osiąga swój cel. Oto co mówi papież Leon XIII na ten temat:

„Warunki wolności człowieka są takie, że wymagają ochrony, pomocy i wsparcia, które byłoby w stanie skierować wszelkie jej ruchy w kierunku dobra, a odwrócić je od zła. Bez tego wolność stanowiłaby dla człowieka rzecz bardzo szkodliwą. – To przede wszystkim prawo, czyli reguła co należy czynić, a czego nie wolno czynić, jest tutaj potrzebna”[57].

Leon XIII konkluduje swoje wyjaśnienie godną podziwu definicją wolności, którą nazwę kompletną:

„W społeczności ludzkiej wolność godna swej nazwy nie zasadza się na czynieniu wszystkiego, co sprawia nam przyjemność: tak dzieje się w państwie radykalnego nieporządku, bałaganu, który owocuje uciskiem. Wolność opiera się na tym, że, z pomocą praw cywilnych możemy żyć łatwiej w zgodzie z nakazami prawa wiecznego”[58].

3° Wreszcie mamy wolność fizyczną lub wolność działania, czy też wolność w obliczu przymusu, która oznacza brak zewnętrznego przymusu utrudniającego nam działanie według sumienia. Z tej właśnie wolności liberałowie czynią absolut;

 

oni Jego zdetronizowali, abp Marceli Lefebvre, rozdz. IV

 

 

 

 

 


[53] – De Ecclesia tom II, s. 19-63.
[54] – Tłumaczenie za tekstem łacińskim, wg o. Le Floch, Le cardinal Billot, lumiere de la théologie, s. 44.
[55] – Komentując słowa Jezusa Chrystusa w Ewangelii św. Jana.
[56] – Jan 8, 34.
[57] – Encyklika Libertas, 20 czerwca 1888 r., PIN 179.
[58]Tamże, PIN 185.

Łyżka dziegciu, kropla trucizny

Jest rzeczą oczywistą, że dodanie jednego małego muchomora do garnka pełnego jedzenia powoduje, że jest to trujące danie. Efektem jest zatruta cała potrawa znajdująca się a tym garnku. Wiedząc o tym nie bawimy się w odzyskiwanie możliwych smaczniejszych kąsków. Nie usuwamy zatrutego grzyba aby resztę spożyć. Nie mamy tu żadnych wątpliwości, całość należy wyrzucić w takie miejsce aby osoby postronne nie miały nawet przypadkowego dostępu. Staramy się aby nie zaszkodzić tym jedzeniem innym, przypadkowym osobom.

Muchomor

Takie podejście do zatrutej strawy jest tak oczywiste, że może pojawić się pytanie dlaczego o tym pisać, dlaczego zajmować sobie tym czas. Podejście takie dotyczy nie tylko pokarmów materialnych, strawy fizycznej. Odnosi się to również do nauczania i strawy duchowej. Też wydawałoby się, że jest to oczywiste, ale tak nie jest. W tym drugim przypadku mamy całe spektrum podejść do zatrutego pokarmu. Są ziarna prawdy w całym bagnie twierdzeń (ateizm, protestantyzm) i to ma być podstawą do ich rozpatrywania. Mówiąc wprost: mamy cały garnek muchomorów i w nim wrzucone parę kęsów dobrego jedzenia. Dla wielu współczesnych osób jest to wystarczające aby taką strawą się pożywiać. Jakieś drobne dobra są wystarczające aby zaakceptować całą furę kłamstw i fałszerstw. Przecież wystarczy jeden muchomorek herezji aby całą doktrynę uczynić fałszywą i prowadzącą do śmierci duchowej i wiecznego potępienia. Jeden fałsz, zaprzeczenie jednemu tylko dogmatowi powoduje potępienie, wieczne cierpienia.
Chrystus jest Prawdą. Kościół został założony przez Chrystusa aby przekazywać Jego naukę. Kto odrzuca naukę Kościoła odrzuca Chrystusa. Nie może być prawdy w odrzucaniu Chrystusa czy też w nieznajomości Jego Objawienia.
Nawet zasady logiki pokazują, że wystarczy jeden błąd, jeden fałsz aby całe dowodzenie, całe zdanie było fałszywe. Nie ma znaczenia jak wspaniałe, prawdziwe, niezwykłe i piękne były pozostałe fakty, twierdzenia, dowodzenia – logika bez litości i konsekwentnie wykazuje że jest to fałsz, nieprawda.

Objawy liberalizmu

Na podstawie jakich znaków czy objawów możemy rozróżnić co jest, a co nie jest liberalizmem w osobie, czasopiśmie, książce czy instytucji? Jesteśmy otoczeni liberalizmem we wszystkich jego postaciach i odmianach i fakt ten pobudza nas do tego, by mieć się na baczności przeciwko subtelnym zagrożeniom z jego strony. Układanie specjalnych reguł, z pomocą których moglibyśmy wykrywać go w jego poszczególnych odcieniach i detalach, nie jest ani praktyczne ani konieczne. Można jednak podać kilka ogólnych wskazówek. Ich zastosowanie musi się pozostawić każdemu do właściwego rozeznania.

Dla ułatwienia podzielimy liberalne nastawione osoby czy pisma na trzy klasy:

1) Skrajnie liberalne;

2) Umiarkowanie liberalne;

3) Kwaziliberalne lub tylko zarażone liberalizmem.

Spróbujemy opisać każdy z tych typów. Badanie ich oblicza będzie zarówno interesujące jak i korzystne, ponieważ w typach tych znajdziemy regułę do kierowania się w rozróżnianiu liberalizmu w jego niuansach praktycznych.

Skrajny liberał jest łatwy do rozpoznania; nie stara się on negować czy skrywać swojej przewrotności. Jest on zdeklarowanym nieprzyjacielem Papieża, księży i wszystkiego co kościelne; wystarczy, by coś było uświęcone, a budzi to jego nieprzejednany gniew; „kler” to jego ulubione słowo, po którym można go rozpoznać. Prenumeruje on wszystkie najzacieklejsze i najbardziej jątrzące czasopisma – im bardziej bezbożne i bluźniercze, tym lepsze w jego odczuciu. Łatwo posuwa się do najdalszych konsekwencji swojego zgubnego systemu. Przy zakładanych przez niego destrukcyjnych przesłankach, jego nihilistyczne wnioski są tylko kwestią logiki. Wprowadzi on je do praktycznej realizacji z przyjemnością i entuzjazmem, jeżeli tylko pozwolą na to okoliczności.

Jest on rewolucjonistą, socjalistą, anarchistą. Chlubi się tym, że prowadzi życie wyzute z wszelkiej religijności. Należy do tajnych towarzystw, umiera w ich objęciach i jest grzebany według ich rytuału. Zawsze opierał się religii i w tym swoim uporze umiera.

Liberał umiarkowany jest dokładnie tak samo zły co jego skrajny towarzysz, lecz dobrze dba o to, by tak nie wyglądać. Konwenanse społeczne i dobre maniery są dla niego wszystkim; gdy są one zachowane, reszta ma niewielkie znaczenie. Wypielęgnowawszy swą niegodziwość, łatwo znajduje on w swoim umyśle okoliczności łagodzące. Przy drobiazgowym zachowaniu form towarzyskich, jego liberalizm nie zna granic. Nie spaliłby on klasztoru – to wydawałoby się zbyt brutalne, lecz w razie spalenia klasztoru, bez skrupułów sięga po naruszoną własność. Jego szlachetne nerwy drażni tania bezbożność groszowych gazet; potępia on wulgarne bluźnierstwo Ingersolla[1]; niech jednak taka sama bezbożność i takie samo bluźnierstwo pojawią się na łamach tak zwanego renomowanego czasopisma, lub niech będą one spowite w jedwabną frazeologię jakiegoś Huxleya[2] w imieniu nauki, a z aplauzem przyjmuje on ów wygładzony grzech. Jest to dla niego kwestia sposobu, a nie sprawy. Na samo wspomnienie nazwy nihilistycznego czy socjalistycznego klubu, oblewa go zimny pot, ponieważ, jak oświadcza, masy są tam kuszone w kierunku zasad prowadzących do zniszczenia podstaw społeczeństwa; nie ma jednak, jego zdaniem, niczego niebezpiecznego ani niestosownego w wolnej wszechnicy, gdzie te same zasady s a elegancko dyskutowane i przyjmowane z aprobatą i zrozumieniem – któż bowiem ośmieliłby się potępiać naukową dyskusję nad problemami społecznymi? Umiarkowany liberał nie czuje odrazy do Papieża, mogąc nawet wyrażać podziw dla jego mądrości – gani on tylko pewne roszczenia kurii rzymskiej i pewne skrajności ultramontanizmu [tradycjonalizmu], nie odpowiadające tendencjom nowoczesnego myślenia. Może on nawet lubić księży, przede wszystkim tych oświeconych, to jest takich, którzy podchwycili ton nowoczesnego postępu; natomiast fanatyków i reakcjonistów po prostu unika lub się nad nimi lituje. Może nawet chodzić do Kościoła i, co dziwniejsze, przystępować niekiedy do sakramentów, lecz jego dewizą jest – żyć w Kościele jak chrześcijanin, a poza Kościołem żyć tak jak żyje świat, odpowiednio do czasów w jakich ktoś się urodził, a nie uparcie płynąć pod prąd. Umiera z księdzem przy jednym boku, a swoją niewierną literaturą przy drugim, wyobrażając sobie, że jego Stwórcy spodoba się jego szerokość umysłu.

Katolik zarażony tylko liberalizmem jest ogólnie dobrym i szczerze pobożnym człowiekiem; czuć go jednak liberalizmem we wszystkim co mówi, pisze czy podejmuje. Niczym pani de Sevigne, może on powiedzieć: „Nie jestem różą, lecz stojąc przy niej, nasiąkłam nieco jej zapachem”. Dzielny ów mąż rozumuje, mówi i działa jak liberał, nie wiedząc o tym. Jego mocną stronę stanowi miłość bliźniego; jest on samą miłością bliźniego. Jakąż zgrozą przejmują jego duszę skrajności prasy ultramontańskiej!

Traktowanie jak kłamcy człowieka, który rozpowszechnia fałszywe idee, to w oczach tego szczególnego teologa grzech przeciwko Duchowi Świętemu. Fałszerz jest dla niego tylko zbłąkanym człowiekiem; nie jest to wina tego nieszczęśnika; został on tylko, prosta dusza, sprowadzony na manowce. Nie powinniśmy ani dawać mu odporu ani go zwalczać; musimy starać się go przyciągnąć łagodnymi słowami i miłymi komplementami.

Jakże diabeł musi chichotać z powodu tej bzdurnej miłości bliźniego, wystawionej jak przynęta dla wsparcia jego sprawy! Łagodzenie zła obfitością dobra to ulubiona dewiza katolika zarażonego liberalizmem, przeczytana przypadkiem którego dnia u Balmesa i będąca jedyną rzeczą jaką ów katolik zachował z lektury wielkiego filozofa hiszpańskiego. Dba on, by cytować z Ewangelii tylko teksty spływające mlekiem i miodem. Straszliwe obelgi naszego Pana przeciwko faryzeizmowi zdumiewają go i wprawiają w zakłopotanie; wydaje mu się, że te słowa naszego boskiego Zbawiciela idą za daleko! Używa on tych oskarżycielskich tekstów wyłącznie przeciwko tym prowokująco się zachowującym ultramontanom, którzy swoim przesadnym i ostrym językiem kompromitują codziennie sprawę religii, o której sądzi, że jest samym pokojem i miłością. Przeciwko nim jego, tak zwykle słodki i delikatny, liberalizm staje się gorzki i gwałtowny. Przeciwko nim rozpłomienia się jego zapał, zaostrza jeo polemika, a jego miłość bliźniego staje się napastliwa.

W słynnej mowie wygłoszonej w związku z pewnymi oskarżeniami pod adresem Louisa Veuillota[3], ojciec Feliks zawołał pewnego razu: „Panowie, kochajmy i szanujmy nawet naszych przyjaciół”. Lecz nie, nasz zarażony liberalizmem katolik nie będzie czynił niczego w tym rodzaju. Zachowuje on skarb swej tolerancji i swojej miłości bliźniego dla zaprzysięgłych nieprzyjaciół Wiary! Cóż bardziej naturalnego? Czyż nasz nieszczęśnik nie chce ich przyciągać? Dla najbardziej heroicznych obrońców Wiary ma on natomiast jedynie sarkazm i obelgę.

Krótko mówiąc, zarażony katolik nie potrafi pojąć tego bezpośredniego przeciwstawienia, per diamentum, o którym mówi święty Ignacy w swoich „Ćwiczeniach duchowych”. Nie wie on jak zadać bezpośredni cios. Nie zna innej taktyki niż atak skrzydłowy, która to taktyka może być w sprawach religijnych wygodna, lecz nigdy nie rozstrzygająca. Chce zdobywać, lecz pod warunkiem niezadawania ran przeciwnikowi i niezakłócania nigdy jego spokoju czy spoczynku. Sama wzmianka o wojnie boleśnie porusza jego nerwy i budzi wszystkie jego skłonności pacyfistyczne. Gdy przeciwnik znajduje się w pełnym natarciu, a nieubłagana nienawiść i chytrość fałszu prawie go zalewają, chciałby on opierać się wrogiemu atakowi i powstrzymywać ogarniający go potop papierowymi zaporami złudnego pokoju.

Jednym słowem, możemy rozpoznać skrajnego i umiarkowanego liberała po ich gorzkich owocach; zarażonego katolika można poznać po wypaczonym zamiłowaniu do liberalizmu i jego dzieł.
Skrajny liberał ryczy swoim liberalizmem; liberał umiarkowanym wygłasza go; zarażony katolik – szepcze i wzdycha nim. Wszyscy oni są wystarczająco źli, dobrze służąc diabłu.
Skrajny liberał przechodzi jednak samego siebie w swojej zaciekłości; płodność zarażonego katolika jest częściowo wyjałowiona przez jego naturę mieszańca; za to umiarkowany liberał jest typem zaiste szatańskim – stanowi on zamaskowane zło, będące w naszych czasach główną przyczyną niszczycielskich działań liberalizmu.

 

 

Liberalizm jest grzechem; Ks. Dr Felix Sarda y Solvany; wyd. WERS, Poznań 2010; rozdz. XVI


[1] – Ingersoll, Robert Green (1833-1899), prawnik i orator amerykański, głośny zwolennik agnostycyzmu.

[2] – Huxley, Thomas Henry (1825-1895), biolog angielski, znany głównie jako zwolennik teorii Darwina na temat pochodzenia człowieka.

[3] – Veuillot, Louis (1813-1883), francuski dziennikarz katolicki, współpracownik, a następnie redaktor naczelny ultramontańskiego pisma „l’Unita” zlikwidowanego za sprzeciwianie się polityce włoskiej Napoleona III; wyróżnił się szczególnie jako polemista broniący ogłoszonego w 1870 r. dogmatu o nieomylności papieża.

Trzy obszary działania modernizmu

Wolność religijna

Wolność religijna jest stawianiem wszystkich religii, wierzeń na jednym poziomie w życiu publicznym, w państwie, w prawie.
Stanowisko Kościoła katolickiego przedstawia w tym zakresie np. Sylabus papieża Piusa IX, prezentując potępione zdania:

77. W naszej epoce nie jest już użyteczne, by religia katolicka miała status jedynej religii państwowej, z wykluczeniem wszystkich innych wyznań.
78. Chwalebne jest więc, że w pewnych krajach uważanych za katolickie ustawy zezwalają, by przybysze mogli tam sprawować publicznie swoje nabożeństwa.
79. Jest bowiem fałszem, jakoby wolność prawna wyznań i pełne prawo wszystkich do manifestowania jawnie i publicznie wszelkich swoich opinii i mniemań, prowadziły do łatwiejszego ulegania przez ludy zepsuciu moralnemu i duchowemu i sprzyjały zasadzie indyferentyzmu.

Państwo nie powinno zezwalać na publiczny kult fałszywych wierzeń. Kłamstwo i fałsz nie powinny mieć żadnych praw w życiu społecznym, w państwie, w przestrzeni publicznej. Prawda i fałsz nie mogą mieć takich samych praw. Natomiast osoby wyznające fałszywe religie nie mogą być z tego powodu prześladowane czy w jakikolwiek inny sposób szykanowane. Człowiek ma prawo do błądzenia, do poszukiwania prawdy.
Sobór Watykański II w deklaracji o wolności religijnej DIGNITATIS HUMANAE stwierdza:
Obecny Sobór Watykański oświadcza, iż osoba ludzka ma prawo do wolności religijnej. Tego zaś rodzaju wolność polega na tym, że wszyscy ludzie powinni być wolni od przymusu ze strony czy to poszczególnych ludzi, czy to zbiorowisk społecznych i jakiejkolwiek władzy ludzkiej, tak aby w sprawach religijnych nikogo nie przymuszano do działania wbrew jego sumieniu ani nie przeszkadzano mu w działaniu według swego sumienia prywatnym i publicznym, indywidualnym lub w łączności z innymi, byle w godziwym zakresie. Poza tym oświadcza, że prawo do wolności religijnej jest rzeczywiście zakorzenione w samej godności osoby ludzkiej, którą to godność poznajemy przez objawione słowo Boże i samym rozumem.

Deklaracja ta zezwala na neutralność religijną państwa. Indyferentyzm państwa prowadzi nieuchronnie do indyferentyzmu jednostki, agnostycyzm społeczny do ateizmu oraz do apostazji. Nie istnieje żaden wymiar społeczny, który byłby wyłączony spod suwerennej władzy Boga.
Wprowadzenie tego dekretu w życie spowodowało, że praktycznie wszystkie istniejące państwa katolickie – Hiszpania, Włochy, niektóre kantony szwajcarskie, kraje Ameryki Południowej – zostały zlaicyzowane. Bardzo często stało się to wbrew stanowczej woli prezydentów tychże państw. Było to realizowane pod wpływem silnych nacisków Episkopatów lub Watykanu, przykładem może być Kolumbia w 1973 roku.

 

Ekumenizm

Pod pojęciem ekumenizmu rozumie się ruch powstały wśród protestantów w XIX w., dążący do współpracy i zbliżenia różnych wyznań chrześcijańskich. Ten ruch doprowadził do utworzenia w 1948 r. Światowej Rady Kościołów. Ta Rada określa się jako „wspólnota kościołów uznających Chrystusa za Boga i Zbawiciela”. Poszczególne wspólnoty religijne, będące członkami tej Rady, pozostają jednak niezależne. Rada nie ma nad nimi żadnej władzy, a owe wspólnoty mogą decydować, czy i w jakim stopniu przyjmują postanowienia Rady. Nie jest też konieczne, aby poszczególne wspólnoty członkowskie uznawały inne wspólnoty za kościoły w pełnym tego słowa znaczeniu.
Ta sama postawa doprowadziła z biegiem czasu do równoległych starań o rozpoczęcie dialogu i zbliżenie także z religiami niechrześcijańskimi.
Prawdziwie katolickie stanowisko wobec ekumenizmu wyraża encyklika Piusa XI Mortalium animos (1928 r.):
Wychodząc z założenia, dla nich nie ulegającego wątpliwości, że bardzo rzadko tylko znajdzie się człowiek, któryby nie miał w sobie uczucia religijnego, widocznie żywią nadzieję (oni, tzn. zwolennicy ekumenizmu – przyp. aut.), że mimo wszystkich różnic zapatrywań religijnych nie trudno będzie, by ludzie przez wyznawanie niektórych zasad wiary, jako pewnego rodzaju wspólnej podstawy życia religijnego, w braterstwie się zjednali. W tym celu urządzają zjazdy, zebrania i odczyty z nieprzeciętnym udziałem słuchaczy i zapraszają na nie dla omówienia tej sprawy wszystkich, bez różnicy, pogan wszystkich odcieni, jak i chrześcijan, a nawet tych, którzy – niestety – odpadli od Chrystusa, lub też uporczywie przeciwstawiają się Jego Boskiej naturze i posłannictwu.
Katolicy nie mogą żadnym paktowaniem pochwalić takich usiłowań, ponieważ zasadzają się one na błędnym zapatrywaniu, że wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne, o ile w równy sposób, chociaż w różnej formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł, który nas pociąga do Boga i do wiernego uznania Jego panowania. (…) W ten sposób dochodzą stopniowo do naturalizmu i ateizmu. Z tego wynika jasny wniosek, że każdy kto przytakuje podobnym poglądom i staraniom, opuszcza całkowicie teren objawionej przez Boga religii.
Zgodnie z nauczaniem podanym w tej encyklice doprowadzenie do jedności może polegać tylko na nawróceniu, czyli powrocie poszczególnych osób lub wspólnot.
„Pracy nad jednością chrześcijan nie wolno popierać inaczej, jak tylko działaniem w tym duchu, by odszczepieńcy powrócili na łono jedynego, prawdziwego Kościoła Chrystusowego, od którego niegdyś, niestety, odpadli”.
Prawdziwa jedność może nastąpić tylko w Prawdzie.
W Sylabusie są trzy twierdzenia potępiające współczesne rozumienie ekumenizmu:
16. Ludzie mogą znaleźć drogę do wiecznego zbawienia i osiągnąć to wieczne zbawienie przez praktykowanie jakiejkolwiek religii.
17. Należy mieć przynajmniej zasadną nadzieję co do zbawienia wiecznego tych wszystkich, którzy w żaden sposób nie przynależą do prawdziwego Kościoła Chrystusowego.
18. Protestantyzm nie jest niczym innym, jak tylko jedną z różnych form tej samej prawdziwie chrześcijańskiej religii, w której tak samo można się podobać Bogu, jak i w Kościele katolickim.

Co jest zapisane w Dekrecie o ekumenizmie, Unitatis redintegratio:
Pkt 3 – Same te Kościoły i odłączone Wspólnoty, choć w naszym przekonaniu podlegają brakom, wcale nie są pozbawione znaczenia i wagi w tajemnicy zbawienia. Duch Chrystusa nie wzbrania się przecież posługiwać nimi jako środkami zbawienia, których moc pochodzi z samej pełni łaski i prawdy, powierzonej Kościołowi katolickiemu.
Duch Chrystusa nie odrzuca fałszu, buntu – teraz mogą one również prowadzić do zbawienia!
Pkt 11 – Sposób formułowania wiary katolickiej żadną miarą nie powinien stać się przeszkodą w dialogu z braćmi. Całą i nieskazitelną doktrynę trzeba przedstawić jasno.

Dogmaty wiary katolickiej mają być podporządkowane DIALOGOWI. Dogmaty Maryjne usunie się aby nie przeszkadzały w dialogu, jak i naukę o czyśćcu, obcowanie świętych, prymat papieża, przemilczamy temat łaski Bożej jak i o ofierze Mszy Świętej jako dziele zbawienia.
Drugie zdanie w podanym cytacie stoi w sprzeczności z pierwszym. Bo z jednej strony mamy odsunąć i przemilczeć to co może wywołać zgorszenie a z drugiej całą naukę mamy przedstawić jasno. Tu pojawiają się różnego rodzaju ekwilibrystyka hierarchii prawdy, jakoby jedne z prawd wiary były ważniejsze od innych. Porządek dogmatów jest w tym sensie, że jeden wypływa z drugiego, a więc jeden stanowi podstawę drugiego. To nie znaczy, że jeden jest ważniejszy do drugiego. Jeśli ktoś świadomie zaprzecza tylko jednemu dogmatowi, zaprzecza autorytetowi Boga, na którym ten dogmat się opiera, a tym samym całej wierze.
Skutki widać było w spotkaniu w Asyżu, które to było tak naprawdę zanegowanie pierwszego przykazania Dekalogu. Było to publiczne wprowadzenie zamętu oraz zgorszenie.

 

Kolegializm

Sobór Watykański I ustanowił:
„Gdyby zatem ktoś mówił, [a] że biskup Rzymu posiada tylko urząd nadzorowania lub kierowania, a nie pełną i najwyższą władzę jurysdykcji w całym Kościele, nie tylko w sprawach wiary i moralności, ale także w sprawach dotyczących karności i rządzenia Kościołem rozproszonego po całym świecie;
[b] albo że posiada on tylko większą część, a nie całą pełnię tej najwyższej władzy;
[c] albo że ta jego władza nie jest zwyczajna i bezpośrednia, zarówno w odniesieniu do wszystkich i każdego z kościołów, jak również wobec wszystkich i każdego z pasterzy i wiernych – niech będzie wyklęty”
.
http://soborowa.strefa.pl/code-22/
Natomiast przyjęta Konstytucja Dogmatyczna „Lumen gentium” naucza, że w Kościele istnieje podwójny autorytet, z jednej strony papież, a z drugiej strony autorytet biskupów w powiązaniu z papieżem. Autorytet biskupów w połączeniu z papieżem istniał, ale był ograniczony tylko do tego okresu soboru. W przyjętym dokumencie zostało to rozszerzone na cały czas. Z postanowień Soboru biskupi wywodzą prawo współdecydowania i współrządzenia. W ten to sposób kolegialność burzy monarchię papieską i jest prostą drogą do powstawania Kościołów narodowych.
Ordynariusze diecezji kryją się za ogólnym ciałem czyli konferencją biskupów. Powoli następuje zrzeczenie się odpowiedzialności osobistej. Z jednej strony mają konferencję biskupów a z drugiej jest rada diecezjalna. Zasada ludowej demokracji przenosi się na życie parafii gdzie władzę przejmuje rada parafialna, asystencji pastoralni, itd. System rad według marksistowskiego wzorca wypiera Bożą, hierarchiczną strukturę.

Na podstawie:

Bomby zegarowe Soboru Watykańskiego II; ks Franz Schmidberger FSSPX

Przekazałem to co otrzymałem; ks Franz Schmidberger FSSPX

Katechizm o kryzysie w Kościele; ks. Mateusz Gaudron FSSPX:

O Sylabusie

Przeciwnikiem Sylabusa jest liberalizm bezwzględny. Według encykliki Leona XIII Libertas – są to ci, którzy bezwzględnie zaprzeczają wszechwładzy Bożej i w życiu uzurpują sobie prawo do słuchania własnego rozumu, jako wskaźnika ostatecznego i niezależnego od wszelkiej wyższej władzy.
Po drugie przeciwnikiem Sylabusa jest liberalizm umiarkowany, który posiada wiele odcieni. Liberalizm ten uznaje kult Boga przez każdego człowieka ale tylko w życiu prywatnym. Odrzuca on kult publiczny, nie godzi się na katolicyzm jako wyznanie państwowe. Niektórzy liberałowie uważają, że taki kult to już przeżytek, zamierzchłe czasy, nie dla nowoczesnego człowieka. Każdy z liberałów godzi się na wolności nowoczesne: prasy, wyznania i sumienia. Mają nawet być one prawem każdego człowieka. Sylabus te wolności współczesności potępia.

Kolejnym zagadnieniem jest Sylabus a nauka masońska.

  • Prawdy wiary katolickiej streścić następująco: Bóg jeden we trzech osobach; Jezus Chrystus to Syn Boży, Zbawiciel, Prawodawca i Sędzia; Kościół święty zaopatrzony jest w prawa, jakie mu nadał Chrystus Pan.
  • Z drugiej strony naukę masonerii, potępioną przez Sylabus, streścić można w ten sposób: Człowiek na miejscu Boga postawiony, Chrystus jest Bóstwa pozbawiony, Kościół jako zrzeszenie ludzkie przedstawiony, działający jako jeden z elementów administracji w Państwie.

Zdania potępione w Sylabusie odnajdujemy w nauczaniu masonerii z XVIII wieku. Różnice są tylko w sposobach i metodach działania. Człowiek jest postawiony na miejscu Boga, a kolejnymi stopniami jest: człowiek dokonały, władca, kapłan i król przyrody oraz bóg ze swej natury.

Mamy tu po kolei:

  1. Panteizm; boskość przyrody, i człowieka, ubóstwienie rozumu.
  2. Wolność przyrodzona i niezaprzeczona człowieka jako przywilej boskości, niezależność rozumu nie uznająca żadnego nad sobą prawodawcy oraz niezależna moralność.
  3. Równość przyrodzoną i niezaprzeczoną ludzi – nikt nie ma prawa rozkazywać swemu bliźniemu.
  4. Wszelka zatem władza jest wykluczona – pochodząca od Boga, duchowa, czy też doczesna. Kościół jest niczym innym  jak tylko zrzeszeniem ludzkim, poddanym państwu.

Według przywódców tych stowarzyszeń zwalczanie Sylabusa jest mierzeniem Kościołowi w serce, strąceniem Chrystusa Pana ze swej stolicy, unicestwieniem wszechwładzy Bożej.
Zwalczając Sylabus mają oni na celu upadek całej nauki Kościoła, bowiem jest on streszczeniem jego nauki.
Wielkie trzy dzieła Boże to: Stworzenie świata, Zbawienie ludzi, Panowanie Boże, rozpoczęte na ziemi a mające być dopełnione w Niebie. Masoneria usiłuje te trzy dzieła Boże zniszczyć, ale najbardziej zwalcza Wszechwładzę Bożą.
Stworzeniu świata, które jest wszechwładzy Boskiej podstawą, przeciwstawia się naturalizm wraz z teorią o wieczności materii, o ewolucjonizmie i nieograniczonym postępie człowieka. Dziełu Zbawienia, któremu dał powód grzech człowieka, przeciw Panu i Bogu zbuntowanemu, masoneria przeciwstawia fałszywy dogmat doskonałości człowieka; zbawienie człowieka polega rzekomo jedynie na tym, aby uwolnić się z więzów krępujących jego umysłu i rozwijać namiętności.
Panowaniu Bożemu i Wszechwładzy Bożej masoneria przeciwstawia wszechwładnego człowieka i panowanie ogółu ludzkiego, niezależnego od wszelkiej władzy wyższej. Wszystkie potępienia w Sylabusie sprowadzają się do potępienia zasadniczych trzech rzeczy: bunt przeciw Stworzeniu świata, Zbawieniu i wszechwładzy Bożej.
W imieniu postępu i nowoczesności masoneria usiłuje narzucić światu kłamstwo a bunt uczynić metodą działania. W imię tego postępu mamy powtarzać „Nie będę służył” i głosić własną boskość.

Przeciwko temu nowoczesnemu „postępowi” staje Kościół w imieniu Boga Stwórcy i Pana jak i w imieniu Jezusa Chrystusa Zbawiciela i Króla narodów. Zbudowany na nieporuszonej opoce wiary, uzbrojony w sprawiedliwość, prawdę i słowo Boże, odpowiedział Kościół na te wyzwania Sylabusem, który jest uroczystym oświadczeniem praw Bożych i Chrystusowych przeciw zaprzeczeniu Wszechwładzy Bożej. Wolności nowoczesne, zrodzone przez rewolucję z 1789 r., są niczym innym jak tylko zastosowaniem tezy o człowieku wszechwładnym, o ubóstwianiu człowieka.
Przez zwalczanie Boga od której wszelka władza pochodzi, masoneria burzy doszczętnie społeczeństwo i religie. Jest to źródło anarchii, skoro społeczeństwo przestaje mieć podstawę przyrodzoną; nie ma wtedy już zasad i pękają wszelkie ogniwa społeczne; nie ma już moralności, nie ma rodziny, ani własności, nie ma obowiązków, odpowiedzialności. A więc nierząd wszędzie.

Sylabus sprzeciwia się tej olbrzymiej tyranii.

Zbawienia szukać należy w powrocie do zasad, które Sylabus Piusa IX przeciw wściekłej fali liberalizmu stanowi.
Można śmiało powiedzieć, że Sylabus jest odpowiedzią Kościoła na rewolucję.
Papieże w ciągu XIX wieku w licznych przemówieniach, encyklikach i innych listach apostolskich piętnowali zasady rujnujące porządek religijny i społeczny. Zabronili oddawać Cezarowi, księciu lub narodowi, tego co się wyłącznie Bogu należy. Pius IX zebrał następnie pod nazwą Sylabusa błędy te różne, od jednego pnia pochodzące: z niezależności człowieczej. „Pius IX, powiada Leon XIII, ilekroć nadarzyła się sposobność, potępił fałszywe opinie, najbardziej wzięcia mające, kazał z nich zbiór uczynić, by w takim potopie błędów katolikom nie brakło pewnej przewodni”.

Czy katolik jest w sumieniu pod grzechem ciężkim obowiązany, potępić wszystkie zdania w Sylabusie potępione?

Odpowiedź. – Tak jest, katolik jest w sumieniu pod grzechem ciężkim obowiązany wszystkie bez wyjątku odrzucić, przynajmniej na zasadzie władzy nauczającej.

By więc był obowiązek sumienia w odrzuceniu jakiejś nauki, nie ma potrzeby aby była ogłoszona za herezję. Wystarcza by była cenzurowana czyli zganiona urzędownie przez najwyższego Pasterza.
Encyklika Quanta Cura zawierająca Sylabus łączy w sobie wszystkie warunki dokumentu ex cathedra: żaden z teologów nie zaprzecza temu.
Warunki dokumentu ex catedra i nieomylności papieża są następujące:

a) By papież przemawiał jako Nauczyciel i Pasterz najwyższy Kościoła.

b) By przemawiał dla nauczania prawd będących przedmiotem bezpośrednim lub pośrednim nieomylności lub też dla potępienia teorii bezpośrednio lub pośrednio przeciwnych wierze katolickiej.

c) By wypowiadał wyrok ostateczny z zamiarem zobowiązywania na sumieniu: żadna zaś formuła uroczysta nie jest postanowiona.

d) By zobowiązywał Kościół cały, nawet gdy do jednej osoby się odnosi, na przykład do biskupa.

Warunki te zawarte są w Syllabusie. Nie jest przeszkodą, że Syllabusowi braknie pewnych uroczystych formuł, w innych aktach zastosowanych. Formuły te nie są kanonicznie wymagalne.

Zdania potępione zawarte w Sylabusie są wyjęte z listów, przemówień, alokucji i nauczania Piusa IX. Trudno jest twierdzić, że nie jest to nauczanie Piusa IX gdy przy każdym zdaniu podane jest z jakiego wcześniejszego dokumentu ono pochodzi. Na prośbę papieża zostały one zebrane w jeden dokument. W Sylabusie nie ma nic nowego, wszystkie to wynika z nauczania Kościoła Katolickiego.
Św. Pius X wydał nowy Sylabus, na wiek XX, czyli dekret Lamentabili w którym wzmocniony jest Sylabus i potępione są błędy modernizmu. Prawda jest niezmienna, błąd nie przestaje być błędem a potępienie raz wyrzeczone jest nieodwalane.

Jest to streszczenie rozdziału „Sylabus w XX wieku”, Henryka Hello z książki „Liberalizm potępiony przez papieży”; Wyd. TeDeum 2003

Co to jest liberalizm?

Protestantyzm w naturalny sposób rodzi tolerancję dla błędu. Odrzucając zasadę autorytetu w religii, nie ma on ani kryterium ani określonej wiary. Na zasadzie, że każda jednostka czy sekta może interpretować depozyt Objawienia zgodnie z orzeczeniami prywatnego osądu, rodzi on nie kończące się różnice i sprzeczności. Napędzany prawem własnej niemocy, przez brak jakiegokolwiek rozstrzygającego głosu autorytetu w sprawach wiary, zmuszony jest uznawać za ważną i prawowierną wszelką opinię wyłaniającą się ze stosowania prywatnego osądu. Dlatego ostatecznie dochodzi on, na mocy własnych założeń, do wniosku, że jedno wyznanie jest równie dobre jak inne; stara się więc osłaniać swoją niekonsekwencję fałszywym powoływaniem się na wolność sumienia. Pogląd nie jest narzucany przez prawnie i w boski sposób ustanowiony autorytet, lecz wyłania się bezpośrednio i swobodnie z nieograniczonego stosowania jednostkowego rozumu i kaprysu w sprawach Objawienia. Jednostka czy sekta dokonuje interpretacji jak jej się podoba – odrzucając lub przyjmując to co wybiera. Przyjmując tę zasadę, niewierność, pod tym samym pretekstem, odrzuca wszelkie Objawienie, a protestantyzm, dostarczywszy przesłanek, nie ma siły, by protestować przeciwko wnioskom; jasne jest bowiem, że ktoś kto pod pretekstem wolności rozumu ma prawo odrzucić dowolną część Objawienia, która może mu się nie podobać, nie potrafi logicznie spierać się z kimś kto na tej samej podstawie odrzuca całość. Jeżeli w imię wolności rozumu jedno wyznanie jest równie dobre jak inne, to pod tym samym pretekstem brak wyznania jest równie dobry co jakieś wyznanie. Zdobywając pole tym zgubnym orężem racjonalizmu, niewierność szturmowała i zdobyła samą cytadelę protestantyzmu, bezradnego wobec wroga, którego sam stworzył.

(…)

Religia jest bowiem więzią łączącą nas z Bogiem, źródłem i celem wszelkiego dobra; zaś niewiara, czy to praktyczna jak w protestantyzmie, czy otwarta, jak w agnostycyzmie, rozrywa więź łączącą człowieka z Bogiem, usiłując budować społeczeństwo ludzkie na fundamencie absolutnej niezależności człowieka. Dlatego stwierdzamy, że u podstaw swojej propagandy kładzie liberalizm następujące zasady:

  1. Absolutna suwerenność jednostki w jej całkowitej niezależności od Boga i od władzy Bożej.
  2. Absolutna suwerenność społeczeństwa w jego całkowitej niezależności od wszystkiego co nie pochodzi od niego samego.
  3. Absolutna suwerenność obywatelska w zakładanym prawie narodu do stanowienia własnych praw w całkowitej niezależności i przy skrajnym lekceważeniu wszelkich innych kryteriów niż wola ludu, wyrażona w głosowaniach i w większości parlamentarnej.
  4. Absolutna wolność myśli w polityce, moralności i religii. Nieograniczona wolność prasy.

 

Takie są podstawowe zasady liberalizmu. W założeniu absolutnej suwerenności jednostki, to jest całkowitej niezależności od Boga, znajdujemy źródło wszystkich innych zasad. Aby wyrazić je wszystkie z pomocą jednego terminu, powiemy, że w płaszczyźnie ideowej stanowią one RACJONALIZM czyli doktrynę absolutnej suwerenności rozumu ludzkiego. Czyni się tu z rozumu ludzkiego miarę i sumę prawdy. Stąd mamy racjonalizm indywidualny, społeczny i polityczny, zepsute źródło zasad liberalistycznych [którymi są]: absolutna wolność kultu, zwierzchność państwa, świecka edukacja odrzucająca jakąkolwiek więź z religią, małżeństwo sankcjonowane i legalizowane wyłącznie przez państwo itd.; jednym słowem, które łączy wszystko, mamy SEKULARYZACJĘ, odmawiającą religii prawa do jakiejkolwiek czynnej ingerencji w problemy życia publicznego i prywatnego, jakie by one nie były. To prawdziwy ateizm społeczny.

Takie są źródło liberalizmu w płaszczyźnie ideowej; taka, w konsekwencji naszego protestanckiego i niewiernego otoczenia, jest atmosfera intelektualna, jaką stale wchłaniamy w nasze dusze. Zasady te nie pozostają też tylko w płaszczyźnie teoretycznej, utrzymując się na zawsze w sferze myśli. Ludzie nie są samymi myślicielami. Doktryny i wierzenia nieuchronnie przechodzą do działania. Dzisiejsze teoretyzowani staje się jutrzejszym czynem, ponieważ ludzie, na mocy prawa ich natury, dają zawsze wyraz temu co myślą. Stąd też racjonalizm przybiera konkretny kształt w prawodawstwie i w życiu społecznym. Czuć nim prasę świecką, proklamującą prawie jednogłośnym krzykiem absolutny rozdział pomiędzy życiem publicznym a religią. Stał się on sloganem dziennikarstwa, a redaktor nie uznający go w swoim codziennym felietonie poczuje wkrótce ostrze publicznej dezaprobaty. W świeckim małżeństwie i w naszym prawie rozwodowym rozrywa on same korzenie społeczności domowej; w świeckiej oświacie – kardynalna zasada naszego publicznego systemu szkolnego – krzewi się w sercach przyszłych obywateli i przyszłych rodziców; w prawach obowiązkowej szkoły wbija już na wstępie klin socjalizmu; w mowie i w stosunkach życia społecznego domaga się uznania z rosnącą natarczywością; w tajnych towarzystwach, zorganizowanych w duchu niszczenia religii, a często w otwartym celu wykorzenienia katolicyzmu, zagraża naszym instytucjom, wydając kraj w ręce spiskowców, których plany i metody działania, poza polem widzenia opinii publicznej, składają się na tyranię ciemności.

Na tysiące sposobów zasada racjonalizmu znajduje czynny wyraz w życiu społecznym i obywatelskim i choć zróżnicowane są jej przejawy, zawsze jest w tym jedność i system sprzeciwu wobec katolicyzmu. Czy jest to zgrane czy nie, zawsze działa ona w tym samym kierunku, i każda konkretna szkoła w ramach gatunku liberalnego wyznają ją i wprowadza w czyn – czy to w społeczeństwie, czy to w życiu domowym, czy też w polityce – znajdujemy te same zasadnicze cechy szczególne we wszystkich proteuszowych postaciach – sprzeciw wobec Kościoła – i zawsze stwierdzamy, że piętnuje się najżarliwszych obrońców wiary jak reakcjonistów, klerykałów, ultramontanów [fundamentalistów] itd.

Gdzie byśmy go nie znaleźli, jaki by nie był jego mundur, w praktycznym działaniu liberalizm oznacza zawsze wojnę z Kościołem.

Czy intryguje on czy stanowi prawo, czy peroruje czy też morduje, czy zwie się Wolnością czy Rządem, Państwem, Ludzkością czy Rozumem, czy też czymkolwiek innym, jego podstawową cechą jest bezkompromisowy sprzeciw wobec Kościoła.

Liberalizm jest sam w sobie całym światem; ma on swoje hasła, swoje mody, swoją sztukę, swoją literaturę, swoją dyplomację, swoje prawa, swoje spiski, swoje zasadzki. Jest on światem Lucyfera, skrywającym się w naszych czasach pod nazwą liberalizmu, w radykalnej opozycji i ustawicznej wojnie przeciwko tej społeczności jaką tworzą dzieci Boże – Kościołowi Jezusa Chrystusa.

 

Liberalizm jest grzechem; Ks. Dr Felix Sarda y Solvany; wyd. WERS, Poznań 2010; rozdz. II

 

Mniejsze zło

Jest to dobry przykład manipulacji. Postawienie fałszywej alternatywy dla zaaprobowania zła, wcześniejszego błędu, złej decyzji. Osoba mówiąca o wyborze mniejszego zła ma świadomość, że proponuje akceptację zła. Chce nas tylko przekonać, że zło można stopniować i w swoim najniższym stopniu może być akceptowalne. Wychodzi na to, że takie zło mamy traktować jak dobro.

Taka alternatywa jest przykrywką do wyboru zła. Aby zaakceptować fatalny wybór dostajemy jako alternatywę jeszcze gorszą możliwość. Wybór mniejszego zła będzie wtedy bardzo sensowny.

Gdy pada stwierdzenie o wyborze mniejszego zła, mam w głowie pytanie co jest większym Dobrem. Gdzie jest ono schowane? Dlaczego nie wybrać Dobra? Zostaje ono nam zasłonięte i mamy obracać się wśród zła.

Skazanie Jezusa było wyborem mniejszego zła. Piłat nakazując ubiczowanie wybrał mniejsze zło. W konsekwencji wyszło większe cierpienie. Mniejszym złem było skazanie Jezusa na ukrzyżowanie, bo poświęcenie jednego człowieka miało być mniejszym złem niż pozwolenie na zamieszki w przeddzień święta.

 

Czym jest modernizm?

Modernizm jest herezją dość subtelną i trudno w kilku słowach ująć jego istotę. Ponadto św. Pius X uznał, że herezja ta jest niezwykle groźna i wymaga dokładnego omówienia. Nie mamy, oczywiście, miejsca, by w wyczerpujący sposób opisać modernizm, dlatego ograniczę się do skrótowego wyliczenia kilku głównych jego zasad.

Pierwszą jest agnostycyzm, czyli założenie, że umysł ludzki poznaje obiektywnie tylko rzeczy zmysłowe, a więc wszystko, co jest ponad nimi, w tym Bóg i cały świat nadprzyrodzony, nie jest przedmiotem pewnego poznania. Dlatego wszelkie dowody prawdziwości religii chrześcijańskiej są niemożliwe do przeprowadzenia. Stąd religia, według modernistów, jest prawdziwa tylko o tyle, o ile jest odczuwana i przeżywana. Stanowi to drugą ich zasadę, a mianowicie immanencję religijną. Religia wynika z doświadczenia religijnego, które przecież u każdego człowieka wygląda inaczej. Uderza to w obiektywność i historyczność religii chrześcijańskiej oraz jej boskiego Założyciela. Nie ma zewnętrznego prawdziwego Objawienia Bożego, a chrześcijaństwo jest tylko wyrazem wewnętrznych przeżyć w świadomości Chrystusa, Apostołów i ich uczniów. Stąd wynika trzecia zasada modernizmu, jaką jest ewolucja. Skoro bowiem religia jest tylko wyrazem doświadczeń ludzkich, to ewoluuje wraz z kolejnymi pokoleniami, z których każde ma odmienne przeżycia. Więcej, każdy z ludzi przeżywa religię na swój sposób i nie sposób orzec o jej prawdzie lub fałszu. W tej heretyckiej koncepcji nie ma, rzecz jasna, miejsca na dogmaty, albowiem są one subiektywnym wyrazem doświadczeń danej epoki. Sakramenty zaś to tylko symbole, a nie ryty przekazujące łaskę Chrystusa. Pismo Święte jest zbiorem doświadczeń, co prawda, nadzwyczajnych, ale jednak ludzkich. Jego natchnienie nie różni się co do istoty od natchnienia poetyckiego. Kościół i władza w nim powstały w wyniku zespolenia się świadomości religijnej różnych ludzi, a więc pochodzi od człowieka, a nie Boga, a poprzez to może się zmieniać zależnie od czasu i okoliczności, również co do swej istoty. „Religia” modernistów jest więc subiektywna i relatywistyczna, więcej, podważa ona wszelkie podstawy prawdziwej religijności i stąd staje się zrozumiałe, dlaczego św. Pius X nazywa ją ściekiem albo sumą wszystkich herezji.

Modernizm nie powstał, rzecz jasna, znikąd. Jego bezpośrednim prekursorem był tzw. amerykanizm, którego twórcą był ojciec Haecker, założyciel zgromadzenia paulistów. Znalazł on wielu naśladowców wśród duchowieństwa amerykańskiego i francuskiego. „Amerykanizm” nie był teoretycznie rozwinięty, ale stanowił raczej zbiór praktycznych postulatów naturalistycznej proweniencji. Żądał on dostosowania Kościoła do cywilizacji współczesnej, wraz z rozluźnieniem dawnej surowości w dziedzinie dyscypliny i w kwestiach dogmatycznych. Kładł nacisk bardziej na cnoty naturalne niż nadprzyrodzone oraz żądał większej autonomii dla świeckich w stosunku do władzy kościelnej, a to pod pozorem rzekomej większej dojrzałości świeckich w dobie obecnej. Leon XIII potępił „amerykanizm”, a większość jego przedstawicieli poddała się – przynajmniej zewnętrznie – wyrokowi.

Głównymi przedstawicielami modernizmu w Europie Zachodniej, a więc tam, gdzie modernizm najbardziej się rozpowszechnił, byli ks. Alfred Loisy i filozof Maurycy Blondel we Francji, w Anglii jezuita Tyrrel, w krajach niemieckich Schell i Wahrmund, a we Włoszech hrabia Fogazzaro i ks. Buonaiuti. Ten ostatni, zmarły zresztą poza Kościołem, był przyjacielem i mistrzem Angelo Giuseppe Roncalliego, znanego później jako Jan XXIII. Asystował mu nawet przy pierwszej Mszy.

Modernizm od swego zarania wykazywał ścisłą zależność od liberalnej protestanckiej teologii, w tym i od wynikającej z niej fałszywej niemieckiej filozofii idealistycznej. Agnostycyzm modernizmu wywodził się wprost od poglądów Kanta. Protestancki rodowód mają również takie modernistyczne koncepcje, jak indywidualistyczne podejście do wiary i jej interpretacja, odrzucenie, jako ludzkiego wymysłu, kościelnej hierarchii i dogmatów, niejasny stosunek do Bóstwa Chrystusa oraz radykalna krytyka tekstów biblijnych, wraz z odrzuceniem tych z nich, które według mniemania protestantów i modernistów, „na pewno” nie pochodzą, ani od Chrystusa ani od Apostołów.

http://www.opcjanaprawo.pl/index.php/component/k2/item/1416-modernizm-ściek-wszystkich-herezji

 

Wiara i uczynki

Cel i środki

Wiara pokazuje nam cel życia i pokazuje drogę jaką należy przebyć, natomiast uczynki są w tym dążeniu środkami do przybliżania się do celu. Tak jak każdy pielgrzym na ziemi potrzebuje oczu by widzieć dokąd zmierza oraz nóg by mógł podążać do celu. Poganom brakowało oka wiary by widzieć dokąd mają się udawać w swoim życiu. Ludowi izraelskiemu zaś brakowało nóg posłuszeństwa czyli ich czyny nie wynikały z wiary, bo znali prawo Boże ale żyli według własnych chęci.

Czyny nasze wpływają na nasze widzenie świata, wpływają również na wiarę. Gdy czyny nie wypływają z wiary, gdy wiara jest pozbawiona uczynków to zaczyna ona karleć i zanikać. Tak samo jak nieużywany organ, jak mięśnie nieużywane zanikają tak samo jest z wiarą. Jeśli nie jest ona podstawą i źródłem naszych działań, i naszych czynów to będzie ona zanikała, będziemy o niej zapominali w nawale codziennych spraw, w bieżączce doczesności.