Ten jest jedyny i nieomylny znak łask i widzeń, prawdziwie od Boga pochodzących. Bo co mi to pomoże, choćbym na samotnej modlitwie najgłębiej była skupiona i najgorętsze do Pana zasyłała akty miłości i cuda Mu przyrzekała czynić w służbie Jego, jeślibym potem, wyszedłszy z modlitwy, za pierwszą, jaka mi w drogę wejdzie, okazją czyniła wręcz przeciwnie? Ale źle powiedziałam: co mi to pomoże? Bardzo pomaga, owszem, i wielki pożytek przynosi każda chwila spędzona z Bogiem, a i to postanowienie, choć dla naszej nieudolności pozostaje potem bez skutku, boska Jego łaskawość czasem dopomaga nam spełnić.
Może kiedy ześle nam tę swoją pomoc w sposób zrazu dla nas nieprzyjemny, jak to nieraz czyni z duszą nazbyt małoduszną, że zsyła na nią wielkie jakie, wstrętne dla niej, utrapienia, z którego potem zwycięsko ją wyprowadzi. I dusza, poznawszy w tym przejściu skuteczność Jego łaski, łatwiej pozbywa się strachów, które ją wstrzymywały, i ochotniejszym sercem ofiaruje siebie Panu na spełnienie wszelkiej Jego woli. Chciałam więc tylko powiedzieć, że z samych uczuć, aktów i postanowień czynionych na modlitwie, mały jest pożytek w porównaniu z tym wielkim, jaki dusza odnosi, gdy z aktami i słowami zgadzają się uczynki. Choć nie każda zdoła wykonać od razu wszystko, co sobie postanawia, niech stopniowo zdąża do celu, wciąż na nowo pobudzając ku temu swoją wolę. Niech jednak pamięta, że bez tego naginania woli, do którego w tym zakątku klasztornym obfitą co dzień znajdzie sposobność, modlitwa, chociażby tego pragnęła, nie przyniesie jej wielkiego pożytku.
Twierdza wewnętrzna; św. Teresa od Jezusa