Święta Inkwizycja

Jedenasty rozdział książki Romana Konika „W obronie Świętej Inkwizycji”.

Inkwizycja w liczbach – podsumowanie

Współczesne mass-media, pisząc o Inkwizycji, niejednokrotnie podają „dokładną”  liczbę ofiar, jakie za sobą rzekomo pociągnęła ta „zbrodnicza i okrutna instytucja kościelna”. Na wstępie już podejrzenia budzi fakt, że te „dokładne dane historyczne”…  diametralnie różnią się między sobą. Każdy „specjalista” czy „ekspert” podaje zupełnie różne liczby rzekomych ofiar. Podawane są często absurdalne liczby od setek milionów począwszy (sic!)[1], po „zaledwie” setki tysięcy niewinnie spalonych na stosach przez przedstawicieli Kościoła Katolickiego. Podstawowy błąd polega tu na tym, że mówiąc o płonących stosach nie wspomina się o protestantach czy o chorobliwych antysemitach luterańskich, nienawidzących i tępiących Żydów: liczba stosów niekatolickich znacznie przewyższa ofiary Świętego Oficjum. Błąd drugi polega na pewnym uproszczeniu i niedbalstwie intelektualnym historyków, którzy niejednokrotnie uznawali, że wyrok skazujący oznaczał niechybnie stos, a wszak w wielu przypadkach była to przecież tylko kara kanoniczna (np. cztery psalmy pokutne do odmówienia codziennie przez skazanego). W wieku XIX wielu historyków (również polskich np. L. Rogalski) pisząc o Inkwizycji powoływało się na rozpowszechnioną wówczas protestancką encyklopedię kościelną Herzoga[2]. Encyklopedia ta podawała liczby ofiar procesów inkwizycyjnych „po dokładnym obliczeniu” na 341021 osób. Podobne liczby (prawdopodobnie wzorujące się na innych, równie „dokładnych obliczeniach” protestantów lub znanej wówczas książce J.A. Llorente zatytułowanej Historie critique l’inquisition d’Espagne) podaje Nussbaum w swojej książce Historia Żydów[3]. Nierzetelność tych danych jest wieloraka. Podstawowym błędem jest wyżej wspomniany błąd utożsamiania kar kanonicznych ze śmiercią (przykład procesu z Toledo z 12 lutego 1486 roku, gdzie źródła protestanckie piszą o 750 osobach skazanych w jednym tylko procesie inkwizycyjnym; owszem, byli oni skazani, ale na kary kanoniczne, które nie miały nic wspólnego z karami cielesnymi, a tym bardziej ze śmiercią!). Te badania historyczne rażą wręcz nieścisłością i licznymi uproszczeniami (podaje się np. dokładne liczby ofiar, miejsca, daty i nazwiska inkwizytorów, którzy wydawali wyroki śmierci, tymczasem po bliższym zbadaniu okazuje się, że w tym czasie owi inkwizytorzy jeszcze nie działali w trybunałach, a nawet czasem… jeszcze się nie narodzili).
Częstym zarzutem stawianym Trybunałom Inkwizycyjnym jest zarzut natury personalnej, jakoby inkwizytorzy byli ludźmi o skłonnościach sadystycznych i pałających żądzą władzy. W wyobraźni zbiorowej wpisał się na stałe obraz inkwizytorów jako ponurych starców, grzejących się wieczorami przy stosach palonych heretyków i czarownic (najlepszym przykładem jest skarykaturowana postać Bernarda Gui, inkwizytora Toledo, którego opisał w swojej powieści Imię róży znany włoski pisarz Humberto Eco). Ta współczesna tendencja pokazywania inkwizytorów jako sadystycznych sędziów wspaniale wpisuje się w nurt kreowania Inkwizycji jako najbardziej krwawej instytucji wszechczasów. To nie takie postacie jak Konrad z Magdeburga, Robert le Bougre, Henryk Kramer czy Józef Sprenger ukształtowały w wyobraźni zbiorowej ciemną stronę Inkwizycji, lecz literatura i sztuka. Jak pisze Waldemar Łysiak w Malarstwie białego człowieka, to właśnie Inkwizycję „zmitologizowała jako symbol bestialstwa wroga katolicyzmowi reformacja tudzież historiografia protestancka bądź historiografia ślepo powielająca kłamstwa protestantów. Współczesne badania źródłowe dowodzą, że Inkwizycja była dużo bardziej humanitarna od sądów cywilnych, (gminnych, miejskich, państwowych), że tortury stosowała nader rzadko i w formie nader ograniczonej, a więźniowie cywilnych lochów z premedytacją rzucali bluźnierstwa, aby dać sobie szanse przenosin do jurysdykcji inkwizycyjnej. Klinicznym przykładem manipulacji, to płótno w muzeum Narodowym Budapesztu, długo tytułowane (katalogi, przewodniki, albumy itp.): „Inkwizycja”, mimo, że obraz ukazuje ewidentnie scenę torturowania przez sądy świeckie! Dopiero ostatnio zmieniono tytuł na: „Izba tortur”[4]. Pierwszymi zwiastunami karykaturalnej wizji średniowiecznej Inkwizycji w literaturze były zarzuty Diderota i Woltera, a później Dostojewskiego. Jego Wielki Inkwizytor z „Braci Karamazow” bardziej niż źródła historyczne ukształtował w umyśle przeciętnego człowieka upiorną wizję Inkwizycji. Właśnie pióro czy pędzel najbardziej przyczyniły się do tego rodzaju skojarzeń. Wszelkiego rodzaju okrucieństwa Kościoła katolickiego czynione oczywiście ad maiorem Dei gloriam były i są nadal jednym z ulubionych tematów literackich. Obok takich pozycji jak „Imię róży” Eco należy dodać też niechlubny wkład literatury polskiej. Pozycja J. Andrzejewskiego „Ciemności kryją ziemię” jest podobno powieścią wzorowaną na hiszpańskiej kronice z 1485 roku, a w rzeczywistości – przejawem chorobliwej nienawiści autora do Kościoła katolickiego. Drugą niechlubną pozycją jest książka pióra lewicowego guru, nieświętej pamięci Andrzeja Szczypiorskiego, zatytułowana „Msza za miasto Arras”. Powieść ta bazuje „na prawdzie historycznej” XV wiecznego miasta Arras, gdzie miało miejsce „na niespotykaną dotąd skalę” prześladowanie Żydów, heretyków i czarownic. Obie te książki łączy pewna wspólna konstrukcja: oto grupa podstarzałych zakonników o skłonnościach sadystycznych ciemięży i piętnuje przejaw wolnej myśli u najbardziej postępowych przedstawicieli społeczeństwa. Inną niechlubną kartą są tu prace polskich „historyków” w rodzaju E. Potkowskiego (Heretycy i inkwizytorzy), w których aż roi się cytatów w rodzaju: „z reguły jednak Trybunałami Inkwizycyjnymi kierowali dominikanie i franciszkanie. Jacy to byli ludzie? Zwykle fanatycy, niekiedy chorzy psychicznie”.
Żaden z autorów tzw. powieści historycznych nie zadał sobie trudu, by sprawdzić, że działanie sądów inkwizycyjnych wyróżniało się in plus na tle sądów świeckich. W ten nurt „literatury historyczno-moralnej” wpisali się mistrzowie pióra tacy jak Orwell czy Lawrance. Zjawisko to, w porównaniu z oświeceniowym wizerunkiem Inkwizycji nie jest czymś zupełnie nowym. A wystarczy przyjrzeć się XIX-wiecznym opisom nawet niechętnych katolicyzmowi historyków by dostrzec, że było zupełnie inaczej. „Co zaś do (…) okrucieństwa Inkwizycji, tj. co do krwiożerczego charakteru inkwizytorów, pokrótce zauważymy ze znakomitym i przez akatolików Zachodu wysoko cenionym (…) historykiem Hergenrätherem, że inkwizytorzy byli to przeważnie mężowie nieskazitelni i obowiązkom swym wierni. Nawet najzawziętsi nieprzyjaciele Inkwizycji z uznaniem odzywają się o wielkiej czystości zamiarów i nieposzlakowanym życiu inkwizytorów (…). Buckle, w tym razie wcale nie podejrzany świadek oraz Llorente, historyk Inkwizycji i najzagorzalszy jej nieprzyjaciel, jako były jej sekretarz, mający przystęp do jej archiwów, stwierdzają niezłomną i nieposzlakowaną uczciwość inkwizytorów. Nawet Towsend, duchowny anglikańskiego wyznania, nie może się zdobyć na potępienie inkwizytorów i owszem nawet mówiąc o Inkwizycji w Barcelonie, wyznaje, że wszyscy jej członkowie byli ludźmi czci i najwyższego poważania godnymi, a w swej większości byli mężami, pełnymi wyjątkowej miłości bliźniego”[5].
Obraz Inkwizycji, propagowany przez „literackich mistrzów pióra”, rzekomo oparty jest na faktach historycznych, przeobraża się w pewien łatwo kojarzony schemat. Słowo „inkwizycja”, w dużej mierze dzięki literaturze, stało się hasłem, który skupia w sobie wszelkie zło w Kościele, a nawet więcej – jest symbolem nietolerancji i ograniczania wolności, nie tylko religijnej. To właśnie literatura przyczyniła się do tego, że na bazie rzekomej historii powstała legenda, utwierdzona i wzmocniona piórem. Mit Inkwizycji ma swoją historię, w małym stopniu zbieżną z prawdziwą historią Inkwizycji.
Trudno nam dzisiaj w świetle medialnej wiedzy zaakceptować tezę, że Inkwizycja w średniowieczu stanowiła swoiście rozumiany postęp. Postęp, który polegał na przeszkodzeniu odruchowym, emocjonalnym mordowaniu heretyków zarówno przez samosądy w wielu miejscach Europy, jak i przez władze świeckie, które stosując sądy państwowe dalekie były od rzetelności w ocenie i osądzaniu kacerzy. Postęp ten polegał też na tym, że w momencie wprowadzenie Inkwizycji zmalała drastycznie liczba skazywanych na śmierć za herezję.

 


Jest to rozdział książki pokazującej obraz Inkwizycji w rzeczywistości i współczesną jej karykaturę. Można dodać, że Kościół Katolicki był tą instytucją która odnowiła i wprowadziła prawo rzymskie. Proces inkwizycyjny z ustanowioną instytucją obrońcy z urzędu był jednym z elementów przywracania tego prawa.

 


[1] – Tak twierdzi Bogdan Motyl w swych publikacjach internetowych na temat Świętej Inkwizycji.
[2]Realencyklopädie F. Prot. Theol. U. Kirche, Inkwizycja, t. VI s.679-711.
[3] – L.Nussbaum, Historia Żydów, Warszawa 1889.
[4] – W. Łysiak, Malarstwo białego człowieka, Warszawa-Chicago 1999, t.6, s. 204
[5]Słownik apologetyczny wiary katolickiej, t. II s. 76.