Potworek językowy funkcjonujący w otaczającej nasz rzeczywistości. Pod pojęciem „eutanazji” rozumiane było spowodowanie śmierci osoby na jej wyraźne życzenie. Nie wnikam tu w ocenę takiego działania tylko o jej zakres. Dotyczy eutanazja tylko ludzi i występuje tylko na życzenie, prośbę czy usilne naleganie osoby na której ma być dokonana. Pisząc tą informację poszukałem definicji eutanazji. Dziś definiuje się ją tak: eutanazja «spowodowanie śmierci osoby nieuleczalnie chorej wywołane współczuciem» wg internetowego słownika języka polskiego – http://sjp.pwn.pl/slownik/2557257/eutanazja.
Definicja taka niesie dla nas duże niebezpieczeństwo. Nie daj Boże zapadniemy na chorobę nieuleczalną, co jest dosyć częstym zjawiskiem a nie musi być związane z szybką śmiercią. Z wieloma chorobami nieuleczalnymi można żyć latami stosując większe lub mniejsze wymagania higieny, zachowania czy też diety. Przedstawiając swoją dolegliwość najbliższym czy też innym osobom narażamy się na możliwość iż kierowani współczuciem mogą dokonać na nas eutanazji. Definicja jest mętna bo z drugiej strony jasno jest powiedziane, że „spowodowanie śmierci osoby”. Zwierzę nie jest osobą. Pod względem językowym mamy osoby i rzeczy; zwierzęta już nie są rzeczami zaczynają być określane jak osoby. Eutanazja przestała być śmiercią na życzenie.
Mamy tu przykład uczłowieczania zwierząt, stanowienia praw dla nich(a gdzie są ich obowiązki?), zrównywania zwierząt z ludźmi. Zjawisko które narasta z każdym rokiem.