Życie w Bogu

Ci którzy płoną miłością ku Bogu i łakną zbawienia dusz, biegną do stołu najświętszego krzyża. Chcą jedynie cierpieć i znosić tysiące udręczeń, służyć bliźniemu, zdobywać i zachowywać cnoty, nosząc na ciele swym stygmaty Chrystusa. Gdyż udręczona miłość, która ich pali, przepala ciało, objawia się pogardą samych siebie, radością z hańb, znoszeniem mąk i udręczeń, skądkolwiek przyjdą i w jakikolwiek sposób są im zsyłane.

Dla tych najmilszych synów męka jest rozkoszą. Prawdziwą męką są radości i pociechy, które świat niekiedy zechce im dać. Smucą się nie tylko względami, które świat okazuje im z Bożego zrządzenia, kiedy słudzy świata są zmuszeni przez dobroć Bożą, okazywać im cześć i pomoc w potrzebach i koniecznościach doczesnych, lecz gardzą nawet, przez pokorę i nienawiść do siebie samych, pociechą duchową, którą otrzymują od Ojca wiecznego. Nie gardzą w pociesze łaski Bożej, lecz zadowoleniem, które znajduje w pociesze pragnienie duszy.

Jest to skutek prawdziwej pokory, która wynika ze świętej nienawiści i jest strażniczką i żywicielką miłości zdobytej przez prawdziwe poznanie siebie i Boga. Toteż widzisz, że pokora i stygmaty Chrystusa ukrzyżowanego lśnią w ich ciałach i duszach.

Ci czują, że Bóg nigdy nie rozłącza się z nimi, jak z innymi, od których odchodzi i do których wraca, nie odbierając im swej łaski, tylko poczucie swej obecności. Nie postępuje On tak z tymi najdoskonalszymi, którzy doszli do wielkiej doskonałości i umarli całkowicie dla wszelkiej swej woli. Spoczywa w nich ustawicznie swoją łaską i przez poczucie obecności. Ilekroć chcą zjednoczyć ducha swego z Bogiem w miłości, mogą to czynić, gdyż pragnienie ich doszło do takiego zjednoczenia z Nim, że nic na świecie nie może go oddzielić. Każde miejsce, każdy czas są im dobre dla modlitwy, bo życie ich wzniosło się ponad ziemię i przebywa w niebie. Zniszczyli w sobie wszelkie przywiązanie ziemskie, wszelką miłość samolubną lub zmysłową i wznieśli się nad siebie w wysokości niebie, po drabinie cnót, przeszedłszy trzy stopnie, które były przedstawione w ciele Jednorodzonego Syna Bożego.

Na pierwszym stopniu zzuwają ze stóp uczucia przywiązania do grzechu, Na drugim kosztują tajemnicy kochającego serca, przez co poczynają miłość cnoty. Na trzecim, który jest stopniem pokoju spoczynku duszy, doświadczają w sobie cnoty i wznosząc się nad miłość niedoskonałą, dochodzą do wielkiej doskonałości. Tam znajdują wreszcie spoczynek w nauce Bożej Prawdy. Tam znajdują stół, pokarm i służebnika i kosztują tego pokarmu za pośrednictwem nauki Chrystusa ukrzyżowanego, Jednorodzonego Syna Bożego.

Bóg jest im łożem i stołem; pokarmem jest Jego Słowo miłości. W tym chwalebnym Słowie kosztują dusz, które są im pokarmem, i On sam jest pokarmem, który dostaliśmy: Ciało i Krew Jego, prawdziwego Boga i prawdziwego Człowieka. Pokarm ten otrzymujemy w sakramencie ołtarza, ustanowionym przez Boga i danym nam przez Jego dobroć na czas, póki jesteśmy pielgrzymami i podróżnymi, abyśmy nie padli w drodze z wyczerpania i nie zapomnieli o dobrodziejstwie krwi przelanej za nas z tak płomienną miłością oraz aby nas pokrzepić i pocieszać w drodze. Duch Święty, który jest miłością Bożą, użycza nam Jego darów i łask.

 

Św. Katarzyna ze Sieny, Dialog o Bożej Opatrzności czyli księga Boskiej nauki, Poznań 2012

Święta Katarzyna ze Sieny

Przedstawiając jej życiorys na początku można zadać przewrotne pytanie: czy analfabeta może zostać doktorem Kościoła? W jej przypadku będzie to odpowiedź twierdząca.

Urodziła się 25 marca 1347 roku w Sienie (Włochy) jako jedna z bliźniaczek w rodzinie bardzo wielodzietnej – były jako 23 i 24 dzieci swych rodziców Jakuba Benincasy i Monny Lapy Piangenti. Jej bliźniaczka Joanna zmarła w dzieciństwie – natomiast wdzięk, urok i rezolutność małej Kasi zachwycały nie tylko rodziców ale i krewnych oraz sąsiadów.

Była pobożnym dzieckiem i już w wieku siedmiu lat złożyła Bogu w ofierze swoje dziewictwo. Jej matka chciała by prowadziła życie jak inne dziewczynki w jej wieku – natomiast ona sama chciała wieść życie pokutne. Nie mogąc w domu rodzicielskim urządzić pustelni – własne serce zamieniła w celę zakonną. Z miłości do Chrystusa pracowała nad swoim charakterem, między innymi upatrując w woli rodziców wolę Zbawiciela. Pomimo sprzeciwów w 1363 roku wstępuje do zakonu tercjarskiego dominikanek w Sienie. Tam prowadziła surowe życie zakonne. Jadła skąpo, bardzo mało spała, spędzała dużo czasu na modlitwie i często biczowała się do krwi.

W 1367 roku pod koniec karnawału zostaje w mistyczny sposób zaślubiona Chrystusowi – jako znak tego pojawił się ślad obrączki na jej palcu. Była również obdarzona śladami męki Chrystusa – stygmatami i koroną cierniową.

W tym samym czasie dostała polecenie wyjścia z samotni do rodziny i do tych co jej potrzebują.

Jej działania były nietypowe, miała cięty, ostry język, raczej brak ogłady, porywczy charakter oraz mówiła prawdę prosto w oczy. Mimo tego była orędowniczką pokoju jak i skutecznym mediatorem w sporach.

Katarzyna zaczęła nie tylko przemawiać ale również wysyłała listy do kapłanów, biskupów a nawet samego papieża. Listy były przez nią dyktowane skrybom i według relacji jej spowiednika, była w stanie dyktować nawet cztery listy jednocześnie, nie myląc wątków, nie mieszając faktów, nie tracąc nic z głębi przekazu. Jej nauczanie zostało sprawdzone przez trybunał świętej inkwizycji jako wolne od błędów herezji i zgodne z nauką Kościoła.

Czas, w którym żyła był okresem, w którym papież urzędował w Awinionie. To dzięki napomnieniem, namowom, prośbom i modlitwom Katarzyny Sieneńskiej jak również jej pobycie w tej rezydencji, papież Grzegorz XI w 1377 roku przeniósł z powrotem swoją siedzibę do Rzymu.

Owocami jej działań były liczne nawrócenia ludzi z różnych warstw społecznych. Tak samo martwiła się o duszę biednego rozbójnika jak i błądzącego kardynała. To były dla niej dusze potrzebujące ratunku.

W czasie trwającej dżumy w mieście poświęciła się posłudze chorym i potrzebującym z heroicznym oddaniem. Za kolejnego papieża Urbana VI w Kościele doszło do tzw. wielkiej schizmy zachodniej. Część kardynałów nie zgadza się z wyborem papieża i wybierają spomiędzy siebie antypapieża który przyjmuje imię Klemensa VII. Katarzyna pisze listy do kapłanów i kardynałów, którzy nie uznają prawowitego papieża. Napomina ich i nakłania do jedności z władcą Rzymu. Adresatami jej listów są również królowie i władcy ówczesnej Europy. Jednocześnie pociesza i umacnia papieża Urbana oraz zanosi w jego intencji wiele modlitw.

Oprócz listów perłą mistyki katolickiej jest jej „Dialog o Bożej opatrzności”. Zawarte w nim są zapisy jej rozmów mistycznych z Panem Bogiem. Dialogi te spisywane były na bieżąco przez dominikanów. Powstały najprawdopodobniej między 1377 a 1378 rokiem.

Jej życie duchowe znane jest nam z relacji zatytułowanej „Żywot świętej Katarzyny ze Sieny” autorstwa bł. Rajmunda z Kapui, który był jej spowiednikiem i przewodnikiem duchowym.

„Sam niejednokrotnie byłem świadkiem, jak tłum tysiąca i więcej ludzi, zwołany przez jakąś niewidzialną trąbę, zbiegał się z gór i innych okolic Sieny, aby zobaczyć Katarzynę i jej słuchać. Nawet jej słów nie potrzeba było, sam jej widok wystarczał, aby ludzie kruszyli się ze swoich zbrodni. Płakali i żałowali za swoje grzechy, i biegli do spowiedników (wśród których i ja byłem). Spowiadali się zaś z taką skruchą, że nie było wątpliwości, iż wielka obfitość łaski została wylana z góry w ich serca. Zdarzało się to nie jeden czy dwa razy, ale bardzo często.

Z tego względu świętej pamięci papież Grzegorz XI, uradowany i szczęśliwy z takiego pożytku dusz, upoważnił mnie oraz dwóch moich towarzyszy do odpuszczania takich grzechów, które rozwiązać mogą tylko biskupi. Ten, co jest Prawdą, która nie oszukuje i nie da się oszukać, wie, jak wielu zbrodniarzy i obciążonych wielkimi grzechami przychodziło wówczas do nas.

Przychodzili tacy, którzy nigdy jeszcze się nie spowiadali, oraz tacy, którzy nigdy jeszcze ważnie nie przyjęli sakramentu pokuty. Często na czczo staliśmy aż do samego wieczora i nie byliśmy w stanie wysłuchać wszystkich, którzy chcieli się spowiadać.

Żeby zaś wyznać własną niedoskonałość oraz płodność tej świętej dziewicy, tak się cisnęli ludzie do spowiedzi, że wielokrotnie byłem zmęczony i prawie nieprzytomny od tej pracy ponad siłę. Ona zaś nieustannie się modliła i jak zwyciężczyni zagarniając łup, tym bardziej radowała się w Panu. Pozostałym zaś synom i córkom nakazywała, aby usługiwali nam, pracującym przy sieciach, które ona zarzuciła.”

Katarzyna Benincasa zmarła z wycieńczenia 29 kwietnia 1380 roku mając 33 lata. Uroczyście beatyfikowana przez papieża Piusa II 26 czerwca 1461 roku w bazylice św. Piotra. W 1866 roku ogłoszona została patronką Rzymu. Papież Paweł VI w 1970 roku ogłosił ją Doktorem Kościoła. Jest patronką Europy, Włoch, Rzymu, Sieny oraz pielęgniarek, strażników i strażaków, osób cierpiących oraz kobiet, które poroniły. Jej atrybutami w ikonografii są: lilia, książka, krzyż, korona cierniowa, biało-czarny habit dominikański, stygmaty na dłoniach, serce gorejące. Wspomnienie jej obchodzimy w dzień jej śmierci – 29 kwietnia.

 

TEKST BYŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM W kwietniu 2019 ROKU.

Doczesne przyjemności

Powiem ci o miłości niedoskonałej. Nie zamilczę przed tobą o złudzeniu, jakiemu ulegają ci, co kochają Boga dla swej własnej pociechy. Wiedz o tym, że jeśli sługa Boży kocha Go niedoskonale, szuka nie tyle Boga, ile pociechy, dla której Go kocha.

Przekonać się o tym można przez to, że kiedy mu braknie pociechy duchowej lub doczesnej, smuci się. O pociechy doczesne chodzi przede wszystkim ludziom tego świata, którzy spełniają pewne czyny cnoty, dopóki im się dobrze powodzi. Lecz kiedy spotka ich przykrość, którą zsyłana jest dla ich dobra, doznają zamieszania w tej odrobinie dobra, które czynili. Gdyby ich spytać, skąd to zniechęcenie twoje, odpowiedzą: „Bo spotkało mnie nieszczęście, i to nieliczne dobro, które czyniłem, wydaje mi się stracone, gdyż nie spełniam go już, jak sądzę, z tym sercem i z tą ochotą, jak to czyniłem dawniej. Powodem tego jest udręczenie, którego doznałem, bo przedtem, zdaje mi się, z większym pokojem i pogodą serca, czyniłem więcej, niż czynię teraz”. Mówiąc tak, łudzą się co do źródła własnej przyjemności.

Nieprawdą jest, że udręczenie jest przyczyną tego, iż mniej kochają i mniej działają. Czyny, które się spełnia w czasie udręczenia, mają przez się taką samą wartość, co dzieła dokonywane przedtem w czasie pociechy; mogłyby nawet mieć wartość większą, gdyby się z nimi łączyła cierpliwość. Prawdą jest, że właśnie z pomyślności czerpali swą radość, a miłość, którą żywili dla Boga, okazywali Mu w tych nielicznych czynach cnoty. Serce ich było spokojne, bo zadowalali się tym skąpym działaniem. Gdy zabrakło im pociechy, która była całą ich radością, zdaje im się, że stracili pokój, który, zdaniem swoim, znajdowali w pełnieniu cnoty.

Łudzą się, dzieje się z nimi jak z człowiekiem, który ma ogród. Człowiek ten upatruje przyjemność w przebywaniu w swoim ogrodzie i w jego uprawianiu. Zdaje mu się, że lubuje się w uprawie ogrodu, podczas gdy naprawdę pociąga go tylko ogród. Jedno zdarzenie objaśni go co do prawdy uczuć. Człowiek traci ogród i odtąd nie znajduje upodobania w ogrodnictwie. Gdyby główną przyjemność widział w samej pracy dal ogrodu, nie przestałaby mu się ona podobać, choć nie posiada on już swego ogrodu. Tak samo ten, który lubuje się w pełnieniu cnoty bardziej niż w pociechach zewnętrznych, nie opuści się w dobrych uczynkach, nie przestanie, o ile nie chce, znajdować w nich spoczynku dla ducha. Gdy przyjdzie niepowodzenie, nie będzie taki jak ów, co utracił ogród.

Poszukiwanie więc własnej przyjemności łudzi ludzi co do własnych czynów. Mówią oni zwykle: „Wiem, że czyniłem lepiej dawniej i znajdowałem w tym więcej pociechy, zanim zostałem tak doświadczony. Przyjemnością było dla mnie czynić dobrze. Teraz nie bawi mnie to, i nie zajmuje wcale”. Sąd ich jest równie fałszywy jak ich słowa. Gdyby szukali zadowolenia w czynieniu dobra, dla miłości samego dobra i cnoty, nie straciliby ochoty, przeciwnie, wzmogłaby się ona i wzrosła. Lecz ponieważ pełnienie cnoty oparte było tylko na własnym ich zadowoleniu zmysłowym, przeto słabnie i ginie.

Oto złudzenie, w które popada większość ludzi, czyniąc dobrze. Oszukują się sami przez poszukiwanie własnej przyjemności.

Słudzy Boga, trwający jeszcze w tej miłości niedoskonałej szukają i kochają Go przez przywiązanie do pociechy i radości, którą w Nim znajdują. Ponieważ Bóg nagradza wszelkie dobro, które się czyni, dając więcej lub mniej, wedle miary miłości tego, który ją otrzymuje, więc Bóg udziela pociech duchowych, już to w ten, już to w inny sposób, w czasie modlitwy. Jeśli to czyni, to nie dlatego, aby dusza nieświadomie czyniła zły użytek z pociechy i zamiast kochać przede wszystkim Boga, który ją nam daje, zważała więcej na pociechę, która została jej dana. Bóg chce, aby dusza ceniła bardziej uczucie miłości, z jakim otrzymuje dary i swoją niegodność, niż przyjemność własnej pociechy.

 

Św. Katarzyna ze Sieny, Dialog o Bożej Opatrzności czyli księga Boskiej nauki, Poznań 2012

Droga potępionych

Ci którzy Boga nie posiadają, nie mogą być nasyceni, choćby posiedli cały świat, gdyż rzeczy stworzone są mniejsze niż człowiek; są bowiem stworzone dla człowieka, nie człowiek dla nich. Nie mogą więc być przez nie nasyceni. Tylko Bóg może ich nasycić. Przeto ci biedacy, tkwiąc w takiej ślepocie, są głodni; nigdy się nie mogą nasycić, ciągle pożądają tego, czego nie mogą posiąść, bo nie proszą o to Boga, który może im to dać.

Chcesz wiedzieć, czemu cierpią? Wiesz, jakie miłość zawsze zadaje cierpienie, gdy człowiek traci coś, z czym się utożsamił. Tamci utożsamili się przez miłość z ziemią w różny sposób; stali się ziemią.

Ten utożsamia się z bogactwem, ten z zaszczytami, ten z dziećmi; jeden opuszcza Boga by służyć stworzeniom, tamten czyni z ciała swego nieczyste grube zwierzę. I tak, bez względu na stan, pożądają ziemi i pasą się nią. Chcieliby, aby rzeczy te były stałe, a one stałe nie są: przemijają jak wiatr. Albo śmierć odrywa ich od tego, co kochają, lub to co kochają, odbiera im boże zarządzenie. Pozbawieni tych dóbr bardzo cierpią. Im większą była ich nieuporządkowana miłość posiadania, tym większą jest boleść straty. Gdyby byli posiadali te rzeczy jako pożyczone, a nie własne, zostawiliby je teraz bez żalu. Smucą się, bo nie mają tego, czego pragną. Bo, świat nie może ich nasycić; nie będąc syci, cierpią.

Jakże nęka oścień sumienia! Jakież męki sprawia żądza zemsty, która ustawicznie trawi duszę i uśmierca ją, zanim zabiła nieprzyjaciela; pierwsza ginie dusza od noża nienawiści.

Jakąż męką znosi skąpiec, który z chciwości umniejsza swe potrzeby! Jakież udręki doznaje zawistny, który wiecznie gryzie się w sercu swoim i nie daje mu radować się szczęściem bliźniego. Wszystkie rzeczy, które ludzie kochają zmysłowo, są im źródłem strapienia i nieumiarkowanych obaw. Wzięli na ramiona krzyż diabła i mają przedsmak piekła, życie jest dla nich pełne chorób wszelkiego rodzaju i jeśli się nie poprawią, czeka ich śmierć wieczna.

Oto ci, ranieni cierniami licznych udręczeń, umęczają się jeszcze sami nieuporządkowaną wolą własną. Ci niosą krzyż w sercu i w ciele: dusza i ciało przechodzą katusze i męki bez żadnej zasługi, bo nie znoszą trudów z cierpliwością, lecz z niecierpliwością, ponieważ zdobyli i posiadali złoto i rozkosze świata z nieuporządkowaną miłością. Pozbawieni życia łaski i porywu miłości, stali się drzewami martwymi; także wszystkie uczynki ich są martwe. Ze smutkiem idą przez rzeką, gdzie toną; i dochodzą do wody śmierci; przechodzą z nienawiścią w sercu przez bramę diabła i otrzymują potępienie wieczne.

 

Św. Katarzyna ze Sieny, Dialog o Bożej Opatrzności czyli księga Boskiej nauki, Poznań 2012

 

Czym jest Kościół?

Św. bp J.S. Pelczar

Według głębokiej myśli św. Katarzyny Sieneńskiej Pan Jezus jest niejako mostem łączącym dwa brzegi, to jest wieczność z czasem, nieskończoność ze skończonością, Boga ze stworzeniem. Most ten ma tylko jeden łuk, albowiem w Panu Jezusie jest tylko jedna osoba, łącząca dwie natury: Boską i ludzką. Jeden koniec tego łuku spoczywa na brzegu wieczności i przedstawia odwieczne rodzenie się Syna od Ojca, mocą którego Pan Jezus jest prawdziwym Synem Bożym, prawdziwym Bogiem. Drugi zaś jego koniec opiera się na brzegu czasu i stworzenia, a przedstawia wielką tajemnicę Wcielenia w łonie Niepokalanej Dziewicy, prze które Odwieczny rodzi się w czasie, a Syn Boży staje się prawdziwym człowiekiem, nie przestając jednak być Bogiem. Przez ten most Bóg przychodzi do nas, a my przychodzimy do Boga, albowiem Pan Jezus jest naszym Pośrednikiem i tylko przez Niego mamy przystęp do Ojca. Przez Jezusa przychodzi życie nadprzyrodzone, życie Boże i przez Ducha Świętego rozlewa się w nas, przez co stajemy się dziećmi Bożymi, podobnymi do Ojca. Ponieważ Maryja pierwsza przyjęła Jezusa i przyodziała Go w ciało, więc przez Maryję trzeba iść do Jezusa, jak przez Jezusa idziemy do Ojca. Bez Maryi nie ma Jezusa, bez Jezusa nie ma Ojca Niebieskiego. Lecz jak przez Maryję pierwszy raz przyszedł do nas Pan Jezus, tak przez Kościół św. przychodzi ustawicznie aż do skończenia wieków, bo przez Kościół, jako Głowa mistycznego Ciała, udziela nam swojego życia, życia łaski, tak że Kościół na ziemi jest dalszym ciągiem posłannictwa Jezusa Chrystusa, które spełnia przez swoją naukę, władzę, sakramenty i służbę Bożą. Słusznie powiedziano, że Kościół to Chrystus, żyjący i działający w ciągu wieków.

Kościół jest zarazem jakby drugą Bogarodzicą, bo on ciągle rodzi Chrystusa dla świata i daje Go nam codziennie; lecz jest także naszą Matką, bo nas rodzi do życia wiary. Kiedy nas rodzi? Na chrzcie św., gdy nas czyni dziećmi Bożymi.

Kościół wypełnia również wszystkie obowiązki Matki. On nas karmi. Czym? Chlebem słowa Bożego i chlebem Ciała Pańskiego. On bowiem ten podwójny chleb przygotowuje przez swoje sługi, zastawia nim święty stół i zaprasza do niego swe dzieci. On nas poi wodą łaski, którą czerpie z siedmiu krynic, powierzonych jego szafarstwu, to jest z siedmiu sakramentów. On na chrzcie św. odziewa nas szatą niewinności, a tę szatę, podartą lub splamioną, naprawia lub oczyszcza w Sakramencie Pokuty. On nas uczy prawdy Bożej i prawa Bożego, które pod swoją opieką nieskażenie przechowuje, nieomylnie ogłasza i niezachwianie broni przez wykrętami rozumu i szaleństwami namiętności. Duszom idącym do Boga wskazuje drogę zbawienia i doskonałości i wspiera je na tej drodze.

On nas cieszy, ratuje i dźwiga, bo on ma ulgę na każdą niedolę, lekarstwo na każdą chorobę. On ubogiemu otwiera kieszeń bogacza, sierocie dom przytułku, pokutującemu furtę klasztorną. On wprowadza pokój w serce człowieka, zgodę w rodziny, porządek w społeczeństwo. On wszystkie narody zbiera w jedną wielką rodzinę i niesie przed nimi chorągiew prawdziwej wiedzy i prawdziwej wolności; słowem, on wszystko uszczęśliwia, podnosi i uszlachetnia, podobny do słońca, które we wszystkie strony śle swe błogie promienie.

On nas również broni w walce życia. Ponieważ jego dzieci muszą staczać ciężki bój, więc okrywa je zbroją nie do przebicia. Na ich głowy zakłada przyłbicę wiary, w jedną rękę daje włócznię modlitwy, by nią otwierać Serce Boże, a w drugą tarczę ufności, by nią odbijać pociski, przepasuje je pasem umartwienia, a w serce wkłada ogień męstwa. Aby zaś nie ustały w walce posila je „Chlebem mocnych”. Gdy nieprzyjaciel się zbliża, natychmiast Matka-Kościół biegnie wszędzie i ostrzega o niebezpieczeństwie, podobna do kokoszy, która zbiera swe kurczęta, gdy zbliża się jastrząb. Kiedy zaś niektóre z jej dzieci odnoszą w boju rany, zabiera je zaraz z pobojowiska, bierze na ramiona i niesie do szpitala pokuty, gdzie te rany polewa winem skruchy, którą wyprasza swoim dzieciom, i oliwą ufności, którą w nich budzi swoim słowem i łaską Bożą.

Gdy któreś z dzieci ucieknie z domu i zaczyna błądzić po manowcach, zaraz ta Matka za nim biegnie i prosi, i zaklina, by wróciło do domu. Jeżeli zaś zaślepione nie słucha, wtenczas zasmucona wzywa wierne dzieci, by się z nią za zabłąkanego modliły. Co więcej, ta Matka nie zapomina i o tych, którzy się urodzili w ciemnościach bałwochwalstwa lub błędu; ona i do nich śle swoje sługi z pochodnią Ewangelii, by im przynieść światło i życie, bo serce tej Matki jest tak wielkie, że pragnie nim objąć cały świat i wszystkich ludzi zgromadzić w swoim domu.

Kościół wreszcie opiekuje się nami po macierzyńsku, bo każdy krok naszej wędrówki otacza swoją opieką, a nawet w chwili śmierci przyjdzie do naszego łoża, by nas wyprawić w daleką drogę. Kiedy zaś spoczniemy w mogiłach, on te mogiły otoczy poszanowaniem, a o naszych duszach będzie pamiętać w Świętej Ofierze. O Kościele katolicki, jakże dobrą Matką jesteś! Rozważając twoją miłość i opiekę, trudno nie zawołać z prorokiem: Jeruzalem – Kościele katolicki – jeśli zapomnę o tobie, niech [o mnie]zapomni moja prawica. Niech język mi przyschnie do podniebienia, jeśli nie będę pamiętał o tobie (Ps 137, 5-6).

 

Józef Sebastian Pelczar; Życie Duchowe; t2, Wyd. Św. Stanisława BM; Kraków 2012

O potępieniu

Męką potępionych jest również widok szczęśliwości sprawiedliwych. Widok ten wzmaga ich kaźń, jak  w sprawiedliwych kara potępionych wzmaga radość z dobroci Bożej. Bo światłość uwydatnia ciemność, a ciemność światło. Toteż dla potępionych będzie męką widok szczęśliwych; z przerażeniem czekają ostatniego dnia sądu, gdyż wiedzą, że będzie on dla nich wzmożeniem katuszy.

Istotnie, gdy usłyszą straszliwy głos: Surgite mortui, venite ad iudicium(Powstańcie zmarli, stańcie przed sądem), dusza wróci z ciałem, które w sprawiedliwych będzie uwielbione, a w potępionych udręczone na wieku. Potępieni okryją się wstydem i hańbą w obliczu Prawdy i wszystkich błogosławionych. Robak sumienia toczyć wtedy będzie rdzeń drzewa, to jest duszę, i pożerać korę, to jest ciało.

Wypominana im będzie: krew za nich wylana, działa duchowe i doczesne miłosierdzia Bożego, dokonana dla nich przez Syna Bożego, ich własne powinności względem bliźniego, zapisane w świętej Ewangelii. Oskarżeni będą za okrucieństwa względem bliźniego, za pychę i miłość własną, za rozpustę i chciwość; widok miłosierdzia, którego od Boga doznali, srodze zaostrzać będzie naganę.

W chwili śmierci dusza sama słyszy oskarżenie, lecz na sądzie powszechnym odnosić się ono będzie jednocześnie do duszy i ciała; bo ciało było towarzyszem i narzędziem duszy, w czynieniu dobra i zła, wedle tego co podobało się woli własnej.

Każdy czyn dobry i zły spełniony jest za pośrednictwem ciała. Toteż słusznie, dusze wybrane, otrzymują chwałę i szczęście nieskończone ze swymi ciałami uwielbionymi, aby odebrały nagrodę za trudy, które razem poniosły dla Boga. Tak samo ciała złych będą dzielić ich męki wieczne, gdyż były narzędziem grzechu.

Odświeżą się więc i wrosną męki grzeszników, gdy z ciałem staną przed obliczem Syna Bożego. Cóż za potępienie ich nędznej zmysłowości i nieczystości, widzieć naturę ludzką w człowieczeństwie Chrystusa zjednoczoną z czystością Boga. Ujrzą tę glinę Adama, z której uczyniona jest natura ludzka, wyniesioną ponad wszystkie chóry aniołów, gdy oni pogrążeni będą przez błędy swoje w głębokości piekła.

Ujrzą szczodrobliwość i miłosierdzie jaśniejące w błogosławionych, którzy otrzymali owoc krwi Baranka; ujrzą wszystkie cierpienia, które znieśli i które zdobią ich ciała, jak haft suknię, nie przez moc ciała, lecz jako skutek pełni duszy, która odbija w ciele nagrodę swych trudów, gdyż było ono towarzyszem jej w pełnieniu cnoty. Jak twarz człowieka odbija się w zwierciadle, tak w ciele prześwieca owoc trudów.

Patrząc na taką godność, której są pozbawieni, ci mieszkańcy ciemności czują, że rośnie ich męka i wstyd, gdyż na ciele ich udręczonym i umęczonym zjawia się piętno niegodziwości, które popełnili. Wtedy na głos straszliwy, który usłyszą: „Idźcie przeklęci w ogień wieczny” (Mt 25, 41), pójdzie ich dusza wraz z ciałem, otoczona całym zaduchem ziemi, żyć z diabłami, bez pociechy nadziei, każda na swój sposób, wedle miary i rozmaitości popełnionych grzechów. Skąpy, pogrążony w smrodzie chciwości, płonąc będzie w ogniu wraz z dobrami tego świata, które tak chciwie pokochał. Okrutnik płonąć w nim będzie ze swym okrucieństwem; rozpustnik ze swą rozpustą i niecnymi pożądaniami; niesprawiedliwy ze swymi niesprawiedliwościami, zawistny i zawzięty na bliźniego ze swą nienawiścią. Ta nieuporządkowana miłość własna, sprzęgnięta z dumą, z której wyszły wszystkie złości, będzie palić i zadawać mękę nieznośną; tak wszyscy będą ukarani, każdy na swój sposób, zarazem na duszy i ciele.

Oto nędzny koniec tych, którzy idą drogą dolną, przez rzekę, nie odwracając się, aby poznać swoje winy i prosić o miłosierdzie Boże. Tak dochodzą do bramy kłamstwa, bo idą za nauką diabła, który jest ojcem kłamstwa, i diabeł jest sam bramą, przez którą dochodzą do potępienia wiecznego.

Natomiast wybrani, idąc drogą górną, przez most, kroczą drogą prawdy, a prawda ta sama jest bramą. Przeto rzekła Prawda: „Nikt nie przychodzi do Ojca mego, jeno przez Mnie” (J 14, 6). On jest bramą i drogą, którą trzeba iść, aby przyjść do zbawiania, morza pokoju.

 

 

Św. Katarzyna ze Sieny, Dialog o Bożej Opatrzności czyli księga Boskiej nauki, Poznań 2012

 

Cierpliwość

Cierpliwość jest królową. Siedząc na skale męstwa jest zawsze zwycięska, nigdy nie jest zwyciężona. Nie jest sama, lecz ma za towarzyszkę wytrwałość. Jest rdzeniem miłości. Ona to rozstrzyga o szacie miłości, czy jest to szata godowa, czy nie. Jeśli na szacie jest rozdarcie, niedoskonałość, brak cierpliwości wyjawi to natychmiast.

Wszystkie inne cnoty mogą wprowadzać w błąd. Mogą okazywać się doskonałe, choć takie nie są, o ile nie przeszły próby cierpliwości. Lecz jeśli ta słodka cierpliwość jest rdzeniem miłości w duszy, dowodzi tym samym, że wszystkie cnoty są żywe i doskonałe. Jeśli nie dostarcza tego dowodu, świadczy to, że cnoty są jeszcze niedoskonałe, że nie doszły jeszcze do stołu najświętszego krzyża, gdzie cierpliwość została poczęta w poznaniu siebie i w poznaniu mej dobroci w sobie, i gdzie została urodzona przez świętą nienawiść i namaszczenie prawdziwą pokorą.

Cierpliwości tej nie jest odmówiony pokarm, którym jest chwała moja, i zbawienie dusz. Żywi się ona nim nieustannie. Oto prawda. Spójrz, najmilsza córko, na słodkich i chwalebnych męczenników, którzy przez cierpliwość spożywali ten pokarm duszy. Śmierć ich dawał życie. Wskrzeszali zmarłych i rozpraszali ciemności grzechów śmiertelnych. Świat z wszystkimi wielkościami swymi i książęta z całą swą potęgą nie mogli obronić się przed nimi. Tryumfowali nad nimi mocą tej królowej, słodkiej cierpliwości (por. Hbr 11, 33-38). Cnota ta jest jak światło na świeczniku.

Oto chwalebny owoc , który wdają łzy zjednoczone z miłością bliźniego. Dusza spożywa ten pokarm w towarzystwie nieskalanego Branka, Jednorodzonego Syna mego, w płomiennym i bolesnym pragnieniu, w nieznośnym smutku z powodu obrazy wyrządzonej Mi, Stwórcy. Smutek ten jednak nie przygnębia: dusz nie cierpi z powodu niego, gdyż miłość przez prawdziwą cierpliwość zabiła wszelką bojaźń i miłość własną, które czynią ją wrażliwą na cierpienie. Ten smutek jest pełen słodyczy; przedmiotem jego jest tylko wyrządzona Mi obraza i zguba bliźniego, i ma on swe źródło w miłości. Przeto smutek ten użyźnia duszę; jest on dla niej jednocześnie przyczyną radości, gdyż daje jej niewątpliwy dowód zjednoczenia ze Mną prze łaskę.

 

Św. Katarzyna ze Sieny, Dialog o Bożej Opatrzności czyli księga Boskiej nauki, Poznań 2012

 

Sens i cel piekła

„Cierpienia i modlitwy wzbijają się ku mnie hołdem chwały dla imienia mego. Tak, chcąc czy nie chcąc, złośnik pracuje dla mojej sławy, choćby nie ją miał na celu, lecz znieważenie Mnie.

Jak w tym życiu grzesznicy przyczyniają się do wzrostu cnót sług moich, tak w piekle diabli są wykonawcami mej sprawiedliwości i pracują dla Mnie. Wykonują wyroki na potępieńcach. Wspomagają też stworzenia moje, które odbywają podróż tego żywota, dążąc do Mnie, który jestem celem ich pielgrzymki. Pomnażają ich cnoty, doświadczając ich licznymi napaściami i różnymi pokusami, przez pobudzanie innych do znieważania i okradania ich, nie w celu wyrządzenia im obelgi lub odebrania dobra, lecz aby pozbawić ich miłości. Lecz sądząc, że przyprawiają o stratę sługi moje, umacniają w nich cnotę cierpliwości, męstwa i wytrwałości.

W ten sposób oddają cześći chwałę imieniu mojemu i tak spełnia się w nich moja Prawda. Stworzyłem ich dla sławy i chwały mojej, Ja, Ojciec wieczny, aby uczestniczyli w mej dobroci. Powstawszy przeciwko Mnie, upadli przez pychę swoją zostali pozbawienie mego widoku. Nie oddali Mi chwały miłości. Lecz Ja, Prawda wieczna, uczyniłem z nich swoje narzędzie, aby ćwiczyli sługo moje w cnocie, i jednocześnie zrobiłem ich katami tych, którzy przez swoje błędy idą na potępienie wieczne, oraz tych, co przechodzą przez męki czyśćcowe. Tak to, jak widzisz, Prawda moja spełnia się w nich. Oddają mi chwałę, nie jako mieszkańcy życia wiecznego, którego pozbawieni zostali przez swoje błędy, lecz jako wykonawcy mej sprawiedliwości! Przez nich objawiam mą sprawiedliwość względem potępionych i względem tych z czyśćca.”

 

Św. Katarzyna ze Sieny, Dialog o Bożej Opatrzności czyli księga Boskiej nauki, Poznań 2012

 

Rozeznanie objawień

Po czym można poznać, że to widzenie pochodzi od diabła, a nie ode Mnie? Odpowiem ci: znakiem, że pochodzi ono od diabła, który ukazuje się duszy w postaci światła, jest to, że dusza za jego zjawieniem się odczuwa natychmiastową żywą wesołość; lecz w miarę trwania wesołość ta zmniejsza się coraz bardziej i pozostawia po sobie zniechęcenie, ciemność i zamroczenie wewnętrzne ducha. Lecz jeśli to Ja, Prawda wieczna, nawiedziłem tę duszę, odczuwa ona w pierwszej chwili święta bojaźń; ale z tą bojaźnią doznaje wesela, poczucia bezpieczeństwa i słodyczy roztropności, która sprawia, że dusza, wątpiąc, nie wątpi. Lecz w poznaniu siebie uzna się za niegodną tej łaski i powie: ”Nie jestem godna twych odwiedzin”. Skoro nie jest ich godna, jakże to może się stać? Lecz kiedy zwróci się do przepaści mej miłości, pozna i zobaczy, że dla Mnie możliwe jest dawać; że patrzę nie na jej niegodność, lecz na godność moją, która czyni ją godną przyjąć Mnie jako łaskę i czuć w sobie obecność moją, bo nie pogardzam pragnieniem, którym ona mię przyzywa. Stąd mówi pokornie: Oto służebnica Twoja; niech wola Twoja stanie się we mnie (Łk 1, 38). Wtedy wychodzi po modlitwie i odwiedzinach moich z weselem i radością ducha, uznając z pokorą swą niegodność, świadoma, że miłości mojej zawdzięcza wszystko, co otrzymała.

Oto znak, po którym można poznać, czy dusza nawiedzona została przez Mnie, czy przez diabła. Jeśli przeze Mnie, odczuwa z początku bojaźń, w pośrodku i na końcu radość i głód cnoty. Jeśli prze diabła, to zrazu opanowuje ją radość, która przechodzi w zamęt i ciemność duchową. Daję wam znak ostrzegawczy. Odtąd dusza, która chce kroczyć z pokorą i roztropnością nie może być oszukana. Lecz nie uniknie sideł, jeśli będzie kierować się niedoskonałą miłości pociech osobistych bardziej niż miłością dla Mnie.

 

Św. Katarzyna ze Sieny, Dialog o Bożej Opatrzności czyli księga Boskiej nauki, Poznań 2012

 

Łzy ogniste

Czy są łzy innego rodzaju niż te, co płyną z oczu? Tak. Jest płacz ognisty, to jest prawdziwe i święte pragnienie, które spala się w miłości. Niektórzy chcieliby roztopić swe życie w łzach z nienawiści do siebie i dla zbawienia dusz, i zda się, nie mogą tego osiągnąć.

Ci mają łzy ogniste, którymi płacze Duch Święty przede Mną, za nich i za bliźnich. Powiadam, że miłość moja płomieniem swym zapala serce, które ofiarowuje Mi gorące pragnienia, bez łzy w oku. Powiadam, że są to łzy ogniste i powtarza, że łzami tymi płacze Duch święty. Ci, nie mogąc płakać oczami, ofiarują Mi pragnienia płynące z woli płaczu dla miłości mojej. Jeśli otworzą oko intelektu, ujrzą, że ilekroć słudzy moi ślą ku Mnie woń świętego pragnienia w swych pokornych i ciągłych modlitwach, Duch Święty płacze przez nich. To właśnie chciał rzec chwalebny apostoł Paweł, mówiąc, że sam Duch Święty prosi Mnie, Ojca, za was, wzdychaniem niewymownym (Rz 8,26).

Widzisz więc, że owoc łez ognistych nie jest mniejszy niż owoc łez z wody; niekiedy nawet jest większy, zależnie od miary miłości. Dusza więc nie powinna ulegać zmąceniu ducha ani bać się, że będzie pozbawiona mej obecności dlatego, że łez, których pragnęła, nie może mieć w sposób pożądany. Powinna pragnąć ich tylko wolą zgodną z moją wolą, gotową przyjąć pokornie wszelkie „tak” lub „nie”, wedle tego, co podoba się mojej dobroci. Niekiedy nie życzę sobie udzielić jej łez cielesnych, aby trwałą bez przerwy przede Mną w pokornej i ciągłej modlitwie, i pragnieniu kosztowania Mnie. Otrzymanie tego, o co prosi, nie byłoby dla niej wielką korzyścią, jak mniema. Byłaby zadowolona posiadania tego, czego pragnęła, i opuściłaby się w upodobaniu i pragnieniu, które kazało jej o to prosić. Nie dla umniejszenia, lecz dla jej rozwoju odmawiam udzielenia jej łez zewnętrznych, które by chciały wylewać oczy. Użyczam jej tylko łez wewnętrznych, które płyną z serca, zapalonego ogniem mej Boskiej miłości. Zresztą w każdym miejscu i w każdym czasie łzy będą Mi miłe, byle oko intelektu, z światłem wiary i uczuciem miłości nie zamknęło się nigdy przed przedmiotem mej Prawdy wiecznej. Jam jest lekarz, wy jesteście chorzy: daję każdemu z was to, co jest mu konieczne i potrzebne do zbawienia i wzrostu doskonałości w duszach waszych.

 

Św. Katarzyna ze Sieny, Dialog o Bożej Opatrzności czyli księga Boskiej nauki, Poznań 2012

Zbawieni i grzesznicy

Do cnoty dochodzi się jedynie przez poznanie samego siebie i przez poznanie Mnie. Poznanie to zdobywa się przede wszystkim w czasie pokusy. Wtedy człowiek poznaje, że nie istnieje, nie mogąc usunąć mąk i utrapień, których chciałby jednak uniknąć, i poznaje też Mnie w swej woli, którą umacnia dobroć moja, aby nie zgodziła się na te myśli. Widzi, że miłość Moja dopuszcza je, bo diabeł jest słaby; sam prze się nic nie może, chyba o ile mu pozwalam. A Ja dopuszczam pokusę z miłości, a nie z nienawiści, dla waszego tryumfu, a nie dla waszej klęski, abyście doszli do doskonałego poznania Mnie i siebie; ażeby cnota wasza przeszła próbę, a wypróbowana być może tylko przez jej przeciwieństwo.

Widzisz więc, że diabli są moimi sługami, aby dręczyć potępionych w piekle, a w tym życiu ćwiczyć i doświadczać cnotę w duszy. Nie aby zamiarem diabła było umacniać was w cnocie, gdyż nie posiada on miłości i chce pozbawić was cnoty; ale tego nie może uczynić, jeśli wy nie chcecie.

Jakaż to głupota człowieka, który sam czyni się słabym, gdy Ja uczyniłem go silnym, i oddaje się w ręce diabłów. Chcę więc, abyś wiedziała, co dzieje się w chwili śmierci z tymi, którzy w życiu poddali się władzy diabła. Nie z musu, bo nikt ich zmusić nie może, jak ci rzekłem, lecz dobrowolnie oddali się w ich ręce i nosili aż do śmierci haniebne jarzmo tej niewoli. W tej ostatniej chwili nie oczekują innego sądu, własne sumienie jest im sędzią i zrozpaczeni rzucają się w potępienie wieczne. U wrót śmierci czepiają się nienawiścią piekła, zanim się tam dostaną.

Inaczej sprawiedliwi, którzy żyli w miłości i umierają w miłości. Gdy najedzie koniec życia, jeśli żyli dobrze w cnocie, oświeceni światłem wiary, widzą okiem wiary i doskonałą nadzieją w krwi Baranka dobro, które im przygotowałem, i obejmują je ramionami miłości, ściskając miłośnie Mnie, najwyższe i wieczne Dobro, w tej chwili śmierci. Tak kosztują życia wiecznego, zanim opuszczą powłokę śmiertelną, zanim dusza rozłączy się z ciałem.

Inni, którzy przeżyli życie swoje i doszli do chwili śmierci z miłością ogólną, jako że nie osiągnęli tak wielkiej doskonałości, bo posiadają ją niedoskonale, ci dostępują miłosierdzia mojego przez to samo światło wiary i nadziei, które mieli doskonali. Z powodu jednak swej niedoskonałości chwytają się miłosierdzia mego, uważając, że miłosierdzie moje jest większe niż ich winy.

Grzesznicy niegodziwi czynią przeciwnie. Widok miejsca, które jest im przeznaczone, napełnia ich rozpaczą i czepiają się go z nienawiścią, jak się rzekło. Tak jedni, jak i drudzy nie czekają na swój sąd; odchodzą z tego życia, każdy otrzymuje miejsce swoje, jak ci rzekłem. Kosztują go i zajmują je, zanim rozstaną się z ciałem w chwili śmierci: potępieni przez nienawiść i rozpacz, doskonali prze miłość, światło wiary i nadzieję krwi, niedoskonali zaś przez miłosierdzie i tę samą wiarę dochodzą do czyśćca.

 

Św. Katarzyna ze Sieny, Dialog o Bożej Opatrzności czyli księga Boskiej nauki, Poznań 2012

 

Owoce grzeszników

Zacięci w złości i odtrąceni wprost przez Boga, dla niegodziwości swojej, nie chcą za nic przyjąć Jego łaski, odpędzają wyrzuty sumienia i starają się stłumić je nędznymi uciechami, gardząc Bogiem i bliźnim. Powodem tego jest to, że tak korzeń drzewa jest zepsuty, jak i całe drzewo, i wszystko jest dlań przyczyną śmierci. Nieszczęśliwi ci żyją w ustawicznym smutkach, jękach i goryczy.

I jeśli się nie poprawią, póki mają jeszcze czas używać swej wolnej woli, płacz ich doczesny zmieni się w płacz bez końca. To, co było skończone, stanie się nieskończone, gdyż łzy te były wylane przez nieskończoną nienawiść cnoty, to jest przez pragnienie duszy ugruntowane na nienawiści nieskończonej.

Zaprawdę, gdyby zechcieli, oszczędziliby sobie tych łez wiecznych z pomocą Boskiej łaski, gdyby byli jeszcze wolni, pomimo tej nieskończonej nienawiści. Nienawiść może być nieskończona, poprzez dążenie i naturę duszy, lecz tu, na ziemi, akty nienawiści czy miłości, które są w duszy, nie muszą trwać zawsze. Bo dopóki się żyje, można kochać i nienawidzić wedle upodobania.

Gdy jednak umiera się w miłości cnoty, otrzymuje się szczęście, które nie kończy się nigdy; a jeśli umiera się w nienawiści, trwa się w tej nienawiści bez końca, otrzymując potępienie wieczne. Potępieni nie mogą pragnąć dobra, pozbawieni miłosierdzia Bożego i miłości bliźniego, której kosztują święci pańscy między sobą, jako też miłości, która jest w nas, pielgrzymach i podróżnych życia doczesnego, gdzie nas umieścił Stworzyciel, abyśmy doszli do wyznaczonego celu to jest do Zbawienia, Prawdy wiecznej.

Ani modlitwy, ani jałmużny, ani dobre uczynki nie mogą im pomóc. Są oni członkami odciętymi od Bożej miłości, gdyż w ciągu życia nie chcieli zjednoczyć się z posłuszeństwem dla Jego świętych przykazań w mistycznym ciele świętego Kościoła, pod słodką władzą, która rozdaje nam krew nieskalanego Baranka, Jednorodzonego Syna Bożego. Otrzymują owoc potępienia wiecznego, z płaczem i zgrzytaniem zębów.

Są to męczennicy diabła: daje on im taką nagrodą, jaką sam otrzymał.

Św. Katarzyna ze Sieny, Dialog o Bożej Opatrzności czyli księga Boskiej nauki, Poznań 2012

Nawiedzenie Boskie czy diabelskie mamienie?

Po czym można poznać, że to nawiedzenie pochodzi od diabła, a nie od Boga?

Znakiem, że pochodzi ono od diabła, który ukazuje się duszy w postaci światła, jest to, że dusza za jego zjawieniem się odczuwa natychmiastową żywą wesołość; lecz w miarę trwania wesołość ta zmniejsza się coraz bardziej i pozostawia po sobie zniechęcenie, ciemność, i zamroczenie wewnętrzne ducha. Lecz jeśli to Bóg, Prawda wieczna, nawiedza taką duszę, odczuwa ona w pierwszej chwili świętą bojaźń; ale z tą bojaźnią doznaje wesela, poczucia bezpieczeństwa i słodyczy roztropności, która sprawia, że dusza, wątpiąc, nie wątpi. Lecz w poznaniu siebie, uzna się za niegodną tej łaski i powie: „Nie jestem godna twych odwiedzin”. Skoro nie jest ich godna, jakże to może się stać? Lecz kiedy zwróci się do przepaści Bożej miłości, pozna i zobaczy, że dla Boga możliwe jest dawać; że nie patrzy On na jej niegodność, lecz na godność swoją, która czyni ją godną przyjąć Jego jako łaskę i czuć w sobie obecność Jego, bo nie pogardza On pragnieniem, którym dusza przyzywa. Stąd mówi pokornie: Oto służebnica Twoja; niech wola Twoja stanie się we mnie (Łk 1,38). Wtedy dusza z weselem i radością ducha, uznaje z pokorą swą niegodność, świadoma, że miłości Bożej zawdzięcza wszystko, co otrzymała.

 

Św. Katarzyna ze Sieny, Dialog o Bożej Opatrzności czyli księga Boskiej nauki, Poznań 2012

 

Doświadczanie cnót

Człowiek doświadcza pokory przez pysznego, wiary przez niewiernego, nadziei przez zrozpaczonego, sprawiedliwości przez niesprawiedliwego, litości przez okrutnika, łagodności i dobrotliwości przez gniewnego.

Wszystkich cnót doświadcza się i spełnia je przez bliźniego, podobnie jak niegodziwi spełniają przez niego wszelkie swe złości. Wiedz, że pokory doświadcza się pychą, bo pokora tryumfuje nad pychą. Pyszny nie może wyrządzić szkody pokornemu, jak niewierność złego człowieka, który Mnie nie kocha i nie ufa Mi, nie udziela się temu, który jest Mi wierny; nie umniejsza wiary ani nadziei w tym, który ją począł w sobie przez miłość do Mnie; owszem, umacnia ją i wypróbowuje ją w miłości bliźniego. Kiedy widzi, że ktoś jest niewierny i nie pokłada nadziei we Mnie i w bliźnim (bo kto nie kocha Mnie, nie może mieć wiary i ufności we Mnie, lecz wierzy i ufa własnej zmysłowości, która zabiera całą jego miłość), wierny mój sługa nie przestaje jednak kochać go wiernie i z ufnością szukać we Mnie jego zbawienia. Widzisz więc, że niewierność i brak ufności doświadczają wiarę wierzącego. W tych i innych okolicznościach, w których wiara potrzebuje potwierdzenia, wierzący potwierdza ją dla siebie i względem bliźniego swego.

Nie tylko sprawiedliwość nie umniejsza się przez niesprawiedliwość innych, lecz także doznane niesprawiedliwości wykazują, że sprawiedliwy trwa w sprawiedliwości przez cnotę cierpliwości, tak samo jak dobrotliwość i łagodność w obliczu gniewu świadczą o słodkiej cierpliwości, a zazdrość, odraza i nienawiść dobywają na jaw życzliwość miłości oraz głód i pragnienie zbawienia dusz.

Nie tylko cnota umacnia się w tych, którzy odpłacają dobrym za złe, lecz powiadam ci, że często próba czyni z nich węgle płonące ogniem miłości, który niszczy nienawiść i urazę w sercu i ducha gniewnego złośnika i zmienia nienawiść w życzliwość. Taka jest siła miłości i doskonałej cierpliwości w tym, który, narażony na gniew złośnika, znosi bez skargi jego ułomności (zob. Rz 12, 17-20).

 

Św. Katarzyna ze Sieny, Dialog o Bożej Opatrzności czyli księga Boskiej nauki, Poznań 2012

Większe zobowiązanie

Rzeczą słuszną jest, że kto więcej otrzymuje, więcej oddaje i więcej jest zobowiązany temu, od kogo otrzymuje. Wielce był Mi zobowiązany człowiek za istnienie, które mu dałem, stwarzając go na obraz i podobieństwo moje. Winien był oddawać Mi chwałę, a on Mi ją odebrał, aby oddawać ją sobie. Przeto przekroczył rozkaz, który mu dałem, i stał Mi się nieprzyjacielem. Ja pokorą mą zniszczyłem pychę jego, uniżając się i przyjmując wasze człowieczeństwo; wydobywając was z niewoli diabła, uczyniłem was wolnymi. I nie tylko dałem wam wolność, lecz jeśli spojrzysz jasno, widzisz, że człowiek stał się Bogiem, a Bóg stał się Człowiekiem przez zjednoczenie natury Boskiej z naturą ludzką.

Czyż ludzie nic mi nie winni za to, że otrzymali skarb krwi, która odrodziła dla łaski? Widzisz, o ile bardziej są zobowiązani względem Mnie po odkupieniu niż przed odkupieniem. Są zobowiązani oddawać Mi cześć i chwałę, idąc w ślady wcielonego Słowa, Jednorodzonego Syna mojego. Lecz nie wywiązują się z tego długu miłości do Mnie i ukochania człowieka, z prawdziwą i rzeczywistą cnotą.

Nie czyniąc tego, choć wielce winni Mnie kochać, wpadają w większy grzech. Przeto Ja, przez Boską sprawiedliwość, nakładam na nich surowszą karę, dając im potępienie wieczne. Fałszywy chrześcijanin otrzymuje większą karę niż poganin; przez Boską sprawiedliwość trawi go ogień, który go nie strawi, lecz tym bardziej go dręczy, że udręczony czuje, iż żre go robak sumienia. Ten robak jednak nie trawi (por. Mk 9, 43), gdyż potępieni nie tracą istnienia, przez żadną mękę, której doznają. Mówię ci, że proszą o śmierć i nie mogą jej osiągnąć, bo nie mogą stracić istnienia. Tracą istnienie łaski przez winę swoją, lecz nie istnienie.

Wina więc skutkuje o wiele większą karą po odkupieniu krwią niż przedtem, gdyż ludzie więcej otrzymali.

Św. Katarzyna ze Sieny, Dialog o Bożej Opatrzności czyli księga Boskiej nauki, Poznań 2012