Oczami Duszy

Nasze wycieczki i nasze refleksje dotyczące świata, ludzi, zdarzeń.

Oczami Duszy

Ci, którzy zdradzili

Problem polega na tym, że „robienie właściwych rzeczy” nie było oparte na żadnych moralnych podstawach wolności myśli, słowa, wyboru czy cielesnej suwerenności. Zamiast tego robienie właściwych rzeczy polegało na podążaniu za stadem.

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

O zdradzie ze strony instytucji, współpracowników i członków rodziny „przejętych i kontrolowanych przez strach, wstyd, pychę i chciwość”.

„Rozumiem, że wielu uważało, że postępują słusznie, nie tylko pozwalając na wstrzyknięcie sobie niesprawdzonej eksperymentalnej technologii genetycznej, ale także zmuszając, zawstydzając, zastraszając i dyskryminując tych, którzy tego nie zrobili.

Problem polega na tym, że „robienie właściwych rzeczy” nie było oparte na żadnych moralnych podstawach wolności myśli, słowa, wyboru czy cielesnej suwerenności. Zamiast tego robienie właściwych rzeczy polegało na podążaniu za stadem”.

W zeszły piątek miałem przyjemność uczestniczyć w prezentacji dr Jordana Petersona. Dr Peterson obszernie mówił o swoich 12 Zasadach Życia, traktacie, który zachęca i pomaga nam być lepszymi istotami ludzkimi. W całej jego prezentacji jedno słowo przykuło moją uwagę. Słowo – zdrada. To słowo głęboko we mnie rezonowało i przemawiało do źródła mojego gniewu, urazy i niepokoju o przyszłość. Zastanawiając się nad ostatnimi trzema latami, stało się dla mnie jasne ilu zdrad doświadczyliśmy:

– Nasze rządy i wybrani przedstawiciele nas zdradzili.

– Zdradzili nas nasi sędziowie i ci, którzy stoją na straży praworządności i naszej Karty Praw i Wolności.

– Nasza policja, wojsko, prokuratorzy generalni i wszyscy, którzy przysięgali nas bronić, zdradzili nas.

– Zdradzili nas nasi lekarze, pielęgniarki, urzędnicy służby zdrowia i farmaceuci.

– Nasze agencje regulacyjne, które są odpowiedzialne za przestrzeganie etycznych praktyk medycznych, zdradziły nas.

– Nasze media głównego nurtu, które rzekomo są niezależne i poszukują prawdy, zdradziły nas.

– Nasze instytucje akademickie, które twierdzą, że są źródłem szkolnictwa wyższego, zdradziły nas.

– Nasi przywódcy religijni, którzy zamknęli miejsca kultu, zdradzili nas.

– Zdradziły nas nasze instytucje finansowe, które obiecały chronić nasze oszczędności.

– Nasza rodzina, przyjaciele i współpracownicy, którzy włączyli się w przymus, zawstydzanie i dyskryminację niezaszczepionych, zdradzili nas.

– A ci, którzy godzili się na przymus, bo chcieli podróżować, grać w hokeja, czy iść do pubu, zdradzili własną suwerenność cielesną oraz indywidualne prawa i godność.

Problem ze zdradą polega na tym, że trudno jest odzyskać zaufanie raz zdradzone. Niechętnie powierzam swoje bezpieczeństwo tym instytucjom, agentom, profesjonalistom, współpracownikom i członkom rodziny. Pokazali mi, że można ich przejąć i kontrolować przy pomocy strachu, wstydu, pychy i chciwości.

Rozumiem, że wielu uważało, że postępują słusznie, nie tylko pozwalając na wstrzyknięcie sobie niesprawdzonej eksperymentalnej technologii genetycznej, ale także zmuszając, zawstydzając, zastraszając i dyskryminując tych, którzy tego nie zrobili. Problem polega na tym, że „robienie właściwych rzeczy” nie było oparte na żadnych moralnych podstawach wolności myśli, słowa, wyboru czy cielesnej suwerenności. Zamiast tego robienie właściwych rzeczy polegało na podążaniu za stadem.

Sugeruję, że nasze społeczeństwo łatwo wpadło w stan systemowej zdrady właśnie dlatego, że utraciło swój moralny fundament. Zaufanie nie zostanie łatwo przywrócone do czasu, gdy wspólnie obronimy, a następnie będziemy żyć zgodnie z systemem wartości, który szanuje indywidualne prawa i wolność oraz godność tego ciała danego przez Boga. Do tego czasu należy mieć się na baczności.

Zdradzili wszyscy czyli o utracie fundamentu moralnego

 

Życie ludzkie nie jest już najważniejsze?

Podczas trwania pandemii na całym świecie zamykano kościoły i ograniczano dostęp do sakramentów, bo przecież „życie jest najważniejsze”. Obawiano się, że spotkania modlitewne przyczynią się do większej liczby zgonów na covid. Tymczasem teraz w obliczu wojny ukraińscy biskupi nie rezygnują z nabożeństw i podkreślają, że życie nie jest najważniejsze.

Biskup Honczaruk już po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji oświadczył: Jestem biskupem wyznaczonym na diecezję charkowsko-zaporoską i to jest moje miejsce. Jeśli mam oddać życie – nie boję się, niech zabiorą. To nie jest moja największa wartość. Moją największą wartością jest bycie w jedności z Bogiem. Oświadczam jasno i świadomie, że się tego nie boję. Chociaż istnieje wewnętrzny strach i chcę żyć. Ale w razie potrzeby jestem na to gotowy i proszę Boga o siłę i moc na ten moment. Dlatego tu zostaję. Będę tu do końca, na ile pozwoli mi Bóg. Jestem również gotów służyć Sakramentami wszystkim, którzy tego potrzebują. Jeśli trzeba się wyspowiadać, wyspowiadam każdego, kto przyjdzie.

To jest oczywiście prawdziwie katolicka postawa, ale mogliśmy się od niej odzwyczaić przez covid, postawę naszych pasterzy, także w Polsce i przez papieża Franciszka. Odmawianie sakramentów ciężko chorym i umierającym, nietowarzyszenie w pogrzebach, ograniczanie dostępu do kultu katolikom to była codzienność także nad Wisłą. Sam znam wypadek, kiedy ksiądz wziął pieniądze za pogrzeb, a następnie nie przyszedł na cmentarz, bo się przestraszył. Kobieta zmarła bowiem na covid i chociaż była w zamkniętej trumnie, nie chciał ryzykować.

Jak zupełnie inna jest postawa biskupów i zwykłych kapłanów, także misjonarzy, którzy zostali na Ukrainie ze swoimi wiernymi. 1 marca poranną Mszę w katedrze Wniebowzięcia NMP w Charkowie przerwał rosyjski ostrzał rakietowy. Czy kierując się logiką ostatnich dwóch lat, nie należałoby powiedzieć, że ksiądz, który odprawiał Mszę, był skrajnie nieodpowiedzialny, narażając życie swoich i swoich wiernych? Trzeba na to stanowczo odpowiedzieć, że nie. Jak powiedział bowiem biskup Honczaruk, najważniejsza jest jedność z Bogiem, a nie utrzymanie się przy życiu za wszelką cenę.

W tym kontekście jednak postępowanie hierarchów na Zachodzie w obliczu „pandemii” wygląda na zdradę Boga, tchórzostwo i kierowanie się jedynie względem na decyzje władz państwowych i własną wygodę. Nic nie usprawiedliwia pozostawienie wiernych samym sobie. Ukraińscy wierni mówią, że wojna to próba, z którą wyjdą silniejsi. Niestety, taką próbą był też covid, który obnażył, jak wielu wiernych i kapłanów nie wierzy już w Boga i Jego łaskę. Wszechobecny był płyn do dezynfekcji rąk w kościołach, ale tylko w nielicznych świątyniach postawiono dozowniki z wodą święconą.

Wojna na Ukrainie to także lekcja dla polskich katolików, pokazująca, że to, co nam wmawiano od dwóch lat, a mianowicie, że życie jest najważniejsze, jest kłamstwem. Są wartości, dla których życie można i trzeba narażać. Jest przede wszystkim Bóg, dla którego życie warto poświęcić. Gdyby życie było najważniejsze, Jezus nie umarłby na krzyżu, ale w porę by uciekł. Biskup Honczaruk mówi, że wyspowiada każdego, kto przyjdzie. Na Zachodzie, w takich krajach jak Włochy, kościoły były otwarte, ale nie było w nich kapłanów. Często spowiedź była niemożliwa. A przecież tam ryzyko śmierci było wielokrotnie mniejsze niż w przypadku wojny na Ukrainie. Jeśli nawet uznamy, że istniało, to przecież kapłan powinien je wziąć na siebie, tak jak bierze je na siebie lekarz, idąc do chorych (choć wiemy, że w Polsce lekarze ogłosili, że nie będą przyjmować chorych na kowid, co jest złamaniem przysięgi Hipokratesa).

Dobrze by było, gdybyśmy nie zapomnieli, kto zafundował nam piekło obostrzeń i restrykcji. Warto jednak także podsumować to, co działo się w kościołach, którzy pasterze byli z wiernymi, a którzy ich pozostawili jak najemnicy w obliczu nacierających wilków i to powiedzmy sobie szczerze, wilków zupełnie bezzębnych.

Źródło

 

Muzyka łagodzi obyczaje?

Wolfgang Amadeusz Mozart, 1756 – 1791

Pewien nastolatek nazwiskiem David Merrell, pod koniec XX wieku, postanowił sprawdzić w jaki sposób muzyka wpływa na zachowanie ssaków. W tym celu przeprowadził doświadczenie na tradycyjnych myszach. 72 myszy jednakowe co do wagi i wieku podzielił na trzy grupy. Zanim dokonał podziału na grupy myszy zostały wpuszczone do labiryntu. Potrzebowały średnio 10 minut na jego przebycie.

Przez kolejne trzy tygodnie, co drugi dzień były pojedynczo wpuszczane do tego samego labiryntu. Pierwsza z grup słuchała przez 10 godzin dziennie muzyki Mozarta, druga grupa słuchała muzyki heavy metalowej grupy „Anthrax”, trzecia grupa, kontrolna, natomiast przebywała w ciszy.

Po trzech tygodniach grupa kontrolna zredukowała czas przebycia labiryntu do 5 minut, grupa poddana słuchaniu klasycznej muzyki Mozarta pokonywała labirynt w 1,5 minuty. Myszy słuchające muzyki heavy metalowej potrzebowały średnio 30 minut na pokonanie znanego już labiryntu. Widać było, że są ogłupiałe i nawet nie potrafią znaleźć wyjścia kierując się zapachem poprzedniczek. Doświadczenie zakończyło się niepowodzeniem gdyż myszy z grupy słuchającej ciężkiego rocka pozagryzały się nawzajem.

To doświadczenie pokazuje, że powiedzenie o łagodzeniu obyczajów przez muzykę należy uściślić: „Muzyka klasyczna łagodzi obyczaje” oraz może wpływać pobudzająco lub hamująco na rozwój intelektu.

Ocet siedmiu złodziei – lecznicza mikstura

Parę dni temu znajoma pożyczyła nam książkę „Dwór wiejski” Karoliny z Potockich Nakwaskiej. Jest to wydany w 2013 roku reprint trzytomowego wydawnictwa z 1843 roku. Generalnie jest to pozycja przeznaczona dla kobiet. Szeroko przedstawia jak prowadzić gospodarstwo domowe we dworze, jak urządzać poszczególne pokoje (salon, kuchnię, sypialnię, spichlerze, itd.). Cały jeden tom poświęcony jest przepisom kulinarnym (podane są przepisy na poszczególne dni miesiąca z uwzględnieniem piątkowego postu). Z przepisami kuchennymi związany jest problem miar i wag – zamieszczone są przeliczniki z łokci, stóp i funtów angielskich, czeskich, francuskich, niderlandzkich, pruskich drezdeńskich na polskie.

Obok przepisów kuchennych jest apteczka domowa; gdzie ma być umieszczona, jak i co powinna zawierać. Wśród specyfików, które i dziś przydatne są w domu jak spirytus kamforowy, ałun, saletry jest ocet czterech złodziei.

Spotykałem się z tym określeniem w znaczeniu, że coś jest bardzo kwaśne. Traktowałem to jako przenośnię, jako określenie literackie. Nie sądziłem, że jest to prawdziwy lek. Przeszukując internet znalazłem historię powstania tego specjału.

ocetFrancuzi zowią ten ocet czterech złodziei, dlatego że kiedy w roku 1720 była wielka zaraza w Marsylii, czterech złodziei, gdy robili wycieczkę, ażeby kogo okraść, nacierali się podobnym octem, stąd skradzione rzeczy w zarażonym mieście, wcale im nie szkodziły. Robi się zaś ten specjał tak:

Do ośmiu kwart mocnego winnego octu, dodaj funt piołunu młodego, pół funta rozmarynu, pół funta szałwii, tyleż mięty angielskiej, tyleż ruty, tyleż kwiatu lawendowego, ćwierć funta tataraku, tyleż cynamonu, tyleż goździków, tyleż czosnku obranego i tyleż kamfory: to wszystko zatkaj w butlu i postaw na słońcu; gdy z miesiąc postoi, przecedź, wyciśnij dobrze przez płótno, pozlewaj w butelki, zakorkuj i dobrze pozalepiaj smołą.

Tego octu używaj dla chorych, i sam się nim nacieraj, idąc do słabych na zaraźliwe choroby, choćby nawet do tkniętych dżumą. Choroba ta bynajmniej szkodzić nie może, natarłszy się dobrze tym octem. W Egipcie sam Napoleon chodził z doktorem po lazaretach do dżumą zarażonych żołnierzy, pocieszał ich i dotykał się rękoma wrzodów dżumowych, będąc dobrze natartym tym octem i mając go przy sobie w butelce, którym się co chwila nacierał.

Nasączone płótno wkładało się do specjalnie ukształtowanej maski, które używane były przez lekarzy w czasach zarazy i pomoru. W jednych krajach znany jest jako ocet siedmiu a w innych jako czterech złodziei. Zawsze natomiast jest to ocet i związany jest ze złodziejami oraz jako skuteczny środek zapobiegawczy w chorobach zakaźnych.

 

PIERWOTNIE TEKST BYŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM W LIPCU-SIERPNIU 2015 ROKU.

Krzepiący cholesterol!

Dietą, sposobem odżywiana zainteresowany jest prawie każdy z nas. Z biegiem czasu zainteresowanie to wzrasta i osoby w starszym wieku są specjalistami w tym zakresie.

cholesterolJedną z ciekawszych pozycji książkowych o współczesnej diecie, o zasadach odżywiania i zdrowiu każdego z nas, jak również działaniach koncernów farmaceutycznych jest wydawnictwo Uffe Ravnskov’a „Cholesterol naukowe kłamstwo” w podtytule jest informacja: Szeroko i przekonująco udowodnione stwierdzenie, że poziom cholesterolu nie ma wpływu na powstawanie i rozwój chorób serca i miażdżycy, jak to powszechnie propaguje medycyna i środki przekazu.

Kim jest autor? To lekarz z wykształcenia, pracował w szpitalach w Danii i Szwecji na oddziałach chirurgii, neurologii, pediatrii i rentgenologii. Jest autorem ponad 160 publikacji. Opublikował, w najwyżej cenionych publikacjach medycznych na świecie, ponad 40 artykułów krytycznych dotyczących związku cholesterolu z choroba wieńcową serca. Autor pokazuje karygodne błędy, niedbalstwo, tendencyjność i wręcz kłamstwo, jakie są używane, by osiągnąć zamierzony cel. Demaskowane jest połączenie finansowe między firmami farmaceutycznymi a autorami wielu badań naukowych. Przedstawiane zarzuty poparte są obszerną bibliografią. Do każdego rozdziału jest podana bogata bibliografia zawierająca od 20 do ponad 70 pozycji.

Oprócz wstępu książka zawiera 12 rozdziałów:

  1. „Dieta-serce” – trudna do zwalczenia hipoteza
  2. Dobroczynne tłuszcze nasycone
  3. Wysoki poziom cholesterolu nie powoduje chorób serca
  4. Wysoki poziom cholesterolu nie powoduje miażdżycy
  5. Eksperymenty na królikach są niemiarodajne
  6. Korzyści z rodzinnej hipercholesterolemii
  7. Eksperymenty na ludziach
  8. Statyny – zagrożenie dla życia człowieka
  9. Jak to szaleństwo się zaczęło?
  10. Przeciwnicy koncepcji „Dieta-serce”
  11. Zalety wysokiego poziomu cholesterolu
  12. Prawdziwa przyczyna

 

Przybliżę tu treść 11 rozdziału traktującego o zaletach dla zdrowia wysokiego poziomu cholesterolu we krwi. Już tytuł pierwszego podrozdziału jest zaskakujący: Starsi ludzie mający wysoki poziom cholesterolu żyją dłużej. Autor przytacza nie jedno a kilka badań które dają takie wyniki (15). Lekarz z Uniwersytetu w Yale zauważył, że starsze osoby z niskim poziomem cholesterolu umierały dwa razy częściej na zawał serca niż te z wysokim poziomem. Ignorowane są te dane lub też wrzucany jest do bardzo wygodnego worka – wyjątek potwierdzający regułę. Tylko, że nie jest to wyjątek a raczej reguła zaobserwowana w wielu innych badaniach. 11 badań potwierdziło tę zależność, poza tym należy pamiętać, że wysoki poziom cholesterolu nie jest czynnikiem ryzyka u kobiet.

Wysoki poziom cholesterolu zapobiega infekcjom – już w XX wieku opublikowano wyniki badań, że niski poziom cholesterolu jest czynnikiem ryzyka śmierci z powodu chorób przewodu pokarmowego i chorób układu oddechowego. Przez 15 lat naukowcy obserwowali ponad 100 tys. zdrowych ludzi w regionie San Francisco. Okazało się, że pacjenci mający niski poziom cholesterolu byli częściej przyjmowani do szpitali z powodu problemów z infekcjami układu oddechowego lub innymi infekcji.

Cholesterol oprócz tego, że przyjmowany jest w diecie, jest również produkowany przez nasz organizm. „Człowiek, jak inne ssaki, produkuje cholesterol przez całą dobę. Kiedy spożywamy dużo cholesterolu, produkcja naszego własnego cholesterolu automatycznie zmniejsza się. Jeśli spożywamy go bardzo mało, nasz organizm produkuje go znacznie więcej. Ten mechanizm utrzymuje cholesterol na stałym poziomie i jest to powodem tego, dlaczego tak trudno obniżyć poziom cholesterolu za pomocą diety”. Mechanizm produkcji cholesterolu może być uszkodzony co określane jest syndromem Smith-Lemli-Opitza. Dzieci z taką przypadłością mają od urodzenia bardzo niski poziom cholesterolu. W większości przypadków rodzą się one martwe lub umierają wkrótce po urodzeniu z powodu poważnych wad mózgu.

Naukowcy z Niemiec prowadzili badania nad alfa toksynami, są to substancje produkowane przez gronkowca złocistego. Okazało się, że tzw zły cholesterol LDL osłabiał szkodliwość alfa toksyny przez zahamowanie hemolizy (rozpadu) czerwonych krwinek. Czysty LDL całkowicie zatrzymywał hemolizę, a natomiast HDL („dobry” cholesterol) takich właściwości nie posiadał.

Można powiedzieć, że własności LDL wspierają działanie systemu odpornościowego człowieka.

Paru innych naukowców zauważyło, że alergie u dzieci związane są z niskim poziomem cholesterolu w ich organizmach. W szpitalu w Helsinkach obserwowano 200 dzieci od chwili narodzin do wieku 20 lat. Dzieci z zaburzeniami alergicznymi miały znacznie niższy poziom cholesterolu całkowitego jak i LDL od pozostałych.

Z badań wynika, że wysoki poziom cholesterolu nie ma żadnego wpływu na zdrowie kobiet, a wręcz przeciwnie – niski poziom cholesterolu jest przyczyną krótszego życia. W przypadku mężczyzn badania pokazują, że po 47 roku życia wysoki poziom cholesterolu nie stanowi żadnego czynnika ryzyka.

Sto lat temu panowało przekonanie, że choroba wieńcowa jest skutkiem infekcji. Hipoteza ta odeszła w zapomnienie, ale ostatnimi czasy zaczyna się jej odrodzenie. Opublikowano dużą ilość prac badawczych (ponad 100 prac) dotyczących bakterii TWAR podejrzanej o powodowanie powstawania choroby wieńcowej.

 

Łyżka dziegciu, kropla trucizny

Jest rzeczą oczywistą, że dodanie jednego małego muchomora do garnka pełnego jedzenia powoduje, że jest to trujące danie. Efektem jest zatruta cała potrawa znajdująca się a tym garnku. Wiedząc o tym nie bawimy się w odzyskiwanie możliwych smaczniejszych kąsków. Nie usuwamy zatrutego grzyba aby resztę spożyć. Nie mamy tu żadnych wątpliwości, całość należy wyrzucić w takie miejsce aby osoby postronne nie miały nawet przypadkowego dostępu. Staramy się aby nie zaszkodzić tym jedzeniem innym, przypadkowym osobom.

Muchomor

Takie podejście do zatrutej strawy jest tak oczywiste, że może pojawić się pytanie dlaczego o tym pisać, dlaczego zajmować sobie tym czas. Podejście takie dotyczy nie tylko pokarmów materialnych, strawy fizycznej. Odnosi się to również do nauczania i strawy duchowej. Też wydawałoby się, że jest to oczywiste, ale tak nie jest. W tym drugim przypadku mamy całe spektrum podejść do zatrutego pokarmu. Są ziarna prawdy w całym bagnie twierdzeń (ateizm, protestantyzm) i to ma być podstawą do ich rozpatrywania. Mówiąc wprost: mamy cały garnek muchomorów i w nim wrzucone parę kęsów dobrego jedzenia. Dla wielu współczesnych osób jest to wystarczające aby taką strawą się pożywiać. Jakieś drobne dobra są wystarczające aby zaakceptować całą furę kłamstw i fałszerstw. Przecież wystarczy jeden muchomorek herezji aby całą doktrynę uczynić fałszywą i prowadzącą do śmierci duchowej i wiecznego potępienia. Jeden fałsz, zaprzeczenie jednemu tylko dogmatowi powoduje potępienie, wieczne cierpienia.
Chrystus jest Prawdą. Kościół został założony przez Chrystusa aby przekazywać Jego naukę. Kto odrzuca naukę Kościoła odrzuca Chrystusa. Nie może być prawdy w odrzucaniu Chrystusa czy też w nieznajomości Jego Objawienia.
Nawet zasady logiki pokazują, że wystarczy jeden błąd, jeden fałsz aby całe dowodzenie, całe zdanie było fałszywe. Nie ma znaczenia jak wspaniałe, prawdziwe, niezwykłe i piękne były pozostałe fakty, twierdzenia, dowodzenia – logika bez litości i konsekwentnie wykazuje że jest to fałsz, nieprawda.

Problem z lekarzami

Chyba każdy z nas miał do czynienia ze służbą zdrowia i różnymi „problemami” z tym związanymi. Leczenie nie należy do spraw przyjemnych i miłych, związane jest ze stresem. Jesteśmy wtedy bardziej uczuleni na odbiór przez drugiego człowieka. Biorąc to pod uwagę, gdy poprawi się nam zdrowie to zapominamy o tym co nas spotkało w trakcie wizyty u lekarza, w przychodni czy też w szpitalu. Są jednak zdarzenia i sytuację których nie zapominany, takie które nie powinny zaistnieć. Spotykamy się z nimi coraz częściej my sami albo nasi najbliżsi. Jest ich coraz więcej i są coraz bardziej jaskrawe i dotkliwe. Brak udzielenia pomocy z powodu braku funduszy, lub też błędy lekarskie. Coraz niższe standardy etyczne nie burzą naszego spokoju. Przyjmujemy to jako rzecz naturalna i oczywistą.
Co zatem budzi nasze emocję w służbie zdrowia? Co nas porusza? Okazuje się, że lekarz wykonujący prawidłowo swoje powołanie jest problemem dla życia społecznego w Polsce. Lekarz leczący ludzi, niezgadzający się na ich uśmiercanie jest tym który stanowi zagrożenie. Lekarz niezgadzający się na aborcję, który nie chce być tym który odbiera życie jest niewygodnym lekarzem. Ten który leczy, ratuje zdrowie i chroni życie jest dziś zagrożeniem.

Przy okazji deklaracji wiary ze strony lekarzy ciekawi mnie jak ci lekarze będą podchodzili do solidarności zawodowej. Czy będą nadal kryli i tuszowali ewidentne błędy swoich kolegów?

Dieta a zdrowie

Czytając niedawno jakiś artykuł o diecie byłem zaskoczony, że tak naprawdę to nie znamy zasad funkcjonowania naszego organizmu. Wielość diet pokazuje że, nie wiadomo tak do końca jaki wpływ na nasze zdrowie ma dieta.
Dla wielu z nas odkryciem jest że trzy białe proszki w dłuższym czasie niosą śmierć. Są to biały rafinowany cukier, biała mąką oraz sól. Każdy z nich spożywany w nadmiarze odkłada się w naszym organizmie i daje w efekcie choroby współczesności.
Okazuje się że, jest jeszcze ciekawiej. Dieta warzywno-owocowa, śródziemnomorska jest odpowiedzialna w równym stopniu co trzy białe proszki. Za uzasadnieni niech posłużą cytaty z obserwacji lekarzy prowadzących praktykę lekarską wśród ludów dalekich od współczesnego człowieka.

13 kwietnia 1913 roku Albert Schweitzer (po prawej), niemiecki lekarz, filozof i teolog, przybył do Lambaréné, małej afrykańskiej wioski, żeby założyć tam misyjny szpital. W pierwszych dziewięciu miesiącach swojej działalności przebadał ok. 2 tys. pacjentów i zauważył, że największym utrapieniem tubylczej ludności były choroby endemiczne, takie jak malaria, trąd, słoniowatość, czerwonka i świerzb. Dopiero 41 lat po swoim przyjeździe do Afryki, półtora roku po otrzymaniu Nagrody Nobla za działalność misyjną, Schweitzer natknął się na pierwszy wśród Afrykanów przypadek zapalenia wyrostka robaczkowego. Ale nie tylko choroby wyrostka robaczkowego były rzadkością wśród mieszkańców Afryki. „Po moim przyjeździe do Gabonu, byłem zdumiony tym, że nie spotkałem się z ani jednym przypadkiem choroby nowotworowej (…). Nie mogę oczywiście stwierdzić, że choroba ta wcale tam nie występowała, ale mogę powiedzieć, że jeśli się zdarzała, to musiała stanowić rzadkość”, pisał Schweitzer o początkowym okresie swojej aktywności w Afryce. Wraz z upływem czasu niemiecki lekarz odnotowywał systematyczny wzrost liczby przypadków raka pośród ludności afrykańskiej, co wiązał z tym, że tubylcy stopniowo przejmowali styl życia i odżywiania białych ludzi.
Podobnych obserwacji dokonał na odległym od Afryki wybrzeżu Labradoru Samuel Hutton, brytyjski lekarz, który na początku XX wieku prowadził misyjną praktykę lekarską wśród Eskimosów w mieście Nain. Podzielił on swoich tubylczych pacjentów na dwie grupy: jedni mieszkali w izolacji od osad Europejczyków i stosowali tradycyjną dietę, bogatą w mięso a ubogą w owoce i warzywa. Drudzy, mieszkający w Nain lub nieopodal innych osad przybyszów z Europy, przejęli osadniczy model żywienia bogaty w chleb, herbatniki, melasę trzcinową, solone ryby i wieprzowinę. W grupie odizolowanej od Europejczyków choroby były niezwykłą rzadkością. Po 11 latach misyjnej praktyki lekarskiej Hutton pisał, że najbardziej zaskoczył go brak wśród Eskimosów przypadków choroby nowotworowej: „Nie widziałem ani nie słyszałem o żadnym przypadku złośliwego guza u Eskimosa”, pisał lekarz. Nie spotkał się też z ani jednym przypadkiem astmy ani –podobnie jak Schweitzer – zapalenia wyrostka robaczkowego, z wyjątkiem jednego młodzieńca, który „stosował dietę osadniczą”. Z drugiej strony Hutton zauważył, że ci Eskimosi, którzy przejęli model odżywiania Europejczyków, chorowali na szkorbut, byli „mniej krzepcy”, „szybciej odczuwali zmęczenie a ich dzieci były mizerne i słabe”.

(…)

W latach 20-tych i 30-tych XX wieku zarówno Vilhjalmur Steffansson (po prawej) jak i Weston A. Price opisywali radykalne pogorszenie zdrowia wśród tych ludów, które przejmują „zachodnie” nawyki żywieniowe. Nowotwór zaczął być na przykład coraz częściej diagnozowany wśród tych tubylców, którzy podejmowali pracę w gospodarstwach lub fabrykach białych osadników. Przejmowali oni wtedy „zachodni” styl odżywiania a razem z nim dolegliwości białego człowieka.[1]

 

Dieta uboga w tłuszcze zwierzęce wbrew zaleceniom współczesnej mody nie jest zdrowa dla człowieka.

 

artykuł naukowy opublikowany w piśmie “European Journal of Internal Medicine” zatytułowany „Nutrition and Alzheimer’s disease: the detrimental role of a high carbohydrate diet” (pl. Odżywianie a choroba Alzheimera: szkodliwy wpływ diet wysokowęglowodanowych). Materiał ten porusza wiele aspektów powstawania i rozwoju choroby Alzheimera, jednak w kontekście odżywiania dwie kwestie mają, zdaniem Briffy, znaczenie kluczowe. Po pierwsze, mózg nie może funkcjonować prawidłowo bez cholesterolu i tłuszczu. Po drugie, dieta bogata w węglowodany może utrudniać pozyskiwanie przez ludzki mózg tych niezbędnych składników(…)
artykuł opublikowany w „European Journal of Internal Medicine” pokazuje, że zdemonizowane przez współczesną dietetykę tłuszcz i cholesterol mają zasadnicze znaczenie dla zdrowia ludzkiego mózgu. Chociaż mózg odpowiada jedynie za 2 % masy ludzkiego ciała, zawiera ok. 25% cholesterolu zgromadzonego w całym organizmie człowieka
..[2]

Brak cholesterolu dla mózgu człowieka to jak brak smaru dla samochodu. Mózg wyczerpuje się i na starość mamy problem z jego używaniem. Mamy przykłady, że dieta wegetariańska nie chroni przed rakiem – jest nim Małgorzata Braunek. Najlepszym lekarstwem na raka jest „utopienie” go w tłuszczu zwierzęcym.
Tu przypomina się wyśmiewana na wiele sposobów dieta Kwaśniewskiego. Też należałem do sceptyków co do jej skuteczności. Po zapoznaniu się z powyższymi materiałami i poznaniu osoby która taką dietą się odżywiała zaczynam traktować ją poważnie i smalec zaczyna być częstym gościem na naszym stole.

Warto dodać jeszcze jeden punkt widzenia:

Gdyby chcieć określić jedną konkretną datę, w której trwające od wczesnych lat 50-tych XX w. kontrowersje naukowe wokół wpływu odżywiania na zdrowie zostały rozstrzygnięte na korzyść teorii o szkodliwości tłuszczów nasyconych i pokarmów zwierzęcych (tzw. hipoteza tłuszczowo-cholesterolowa), należałoby wskazać piątek, 14 stycznia 1977 roku. Tego dnia senator George McGovern, ważny polityk Partii Demokratycznej, ogłosił publicznie dokument zatytułowany „Cele Żywieniowe dla Stanów Zjednoczonych” (ang. Dietary Goals for the United States). Tym samym rząd amerykański po raz pierwszy w historii USA oficjalnie włączył się w debatę naukową i stanął po jednej ze stron sporu, mówiąc Amerykanom, że jedząc mniej tłuszczu a więcej węglowodanów staną się zdrowsi. „Cele żywieniowe” na wiele lat ustanowiły nieprzekraczalne granice debaty naukowej: od tego momentu wszystkie teorie na temat przyczyn chorób serca i innych schorzeń, rozpatrywane i finansowane przez agendy rządowe oraz publicznie dotowane ośrodki badawcze, musiały uwzględniać hipotezę, że tłuszcze (szczególnie zwierzęce) są niezdrowe, a węglowodany są zdrowe. Teorie sprzeczne z tym założeniem zostały de facto zdelegalizowane i wypchnięte poza margines głównego nurtu debaty naukowej, mimo że na ich korzyść przemawiał dorobek naukowy wielu pokoleń badaczy. [3]

Jak widać politycy mają bardzo duży wpływ na naszą dietę z czego sobie nie zawsze zdajemy sprawę.
Jeszcze o wegetarianizmie czyli diecie bezmięsnej. Warto wiedzieć, że musi być wspomagana o witaminę D, gdyż jest jej zbyt mało przy takim sposobie odżywiania. Aby taka dieta była zdrowa musi być wspomagana dodatkowymi preparatami.


Czym jest modyfikacja genetyczna – GMO?

Czym jest GMO o którym jest tak głośno i wzbudza tak duże emocję? Jest to żywność modyfikowana genetycznie. Czy to jest złe, czy człowiek tak naprawdę nie robił tego od wieków i nie było o to hałasu a teraz jest to problem?

Chodzi o rodzaj modyfikacji genetycznych i to co się wprowadza do roślin. Nie jest problemem modyfikacja genetyczna powodująca większy, szybszy wzrost roślin czy też odporność na mróz.

Nie jest problemem modyfikacja genetyczna powodująca odporność na choroby, ale…
Na czym polega taka modyfikacja?

Dotychczas używało się różnego rodzaju środków owadobójczych „zewnętrznie” (np. opryski) tak teraz używamy ich „wewnętrznie”. Modyfikacja genetyczna polega na „wprowadzeniu” środka owadobójczego go genotypu rośliny. Zjadamy rośliny z wszczepionymi środami owadobójczymi, które dotychczas rozkładały się w warunkach naturalnych lub były usuwane poprzez mycie czy też gotowanie. W przypadku GMO niebezpieczeństwo dla człowieka tak naprawdę nie jest znane, ponieważ należałoby przeprowadzić badania trwające pewnie 20 lat albo i dłużej by stwierdzić wpływ takich roślin na zdrowie ludzi. Na tak długi czas firmy produkujące roślinność GMO po prostu nie stać. Są doniesienia prasowe, że żywność GMO powoduje choroby i jest szkodliwa dla ludzi jak i dla zwierząt.

http://www.alert-box.org/gmo/nowe-przelomowe-wyniki-badan-zostaly-opublikowane/