Kobieta w mundurze

Na początek parę cytatów z informacji publikowanych w Internecie.

W amerykańskiej armii służy blisko 300 tysięcy kobiet. Statystycznie, co trzecia z nich do końca swojej dwuletniej służby zostanie co najmniej raz zgwałcona. Nie przez wrogich partyzantów, lecz kolegów z wojska.

http://bliznyswiata.bloog.pl/id,6290212,title,Brutalne-gwalty-w-amerykanskiej-armii,index.html?smoybbtticaid=612f10

 

„Pamiętam, kiedy u nas w patrolu pojawiła się pierwsza kobieta. Proszę mi wierzyć – na każdej odprawie, gdy naczelnik wyznaczał pary patrolowe, wśród nas była grobowa cisza. Nikt nie chciał się wychylać, aby za karę nie dostać do pary policjantki” – pisał autor listu. Według niego obecność kobiety podczas interwencji przeszkadza w skutecznym przeprowadzeniu akcji, bo unika się wtedy obezwładnienia agresora. Z tego też powodu do niektórych wezwań wysyła się patrol z drugiego końca miasta, byleby tylko uniknąć angażowania zespołów żeńskich i mieszanych.

http://natemat.pl/80365,za-duzo-kobiet-w-policji-na-niektorych-stanowiskach-sie-sprawdzaja-ale-na-ulicy-sa-nieskuteczne

 

Wyniki raportu na temat sprawności fizycznej kobiet w US Marines Corps nie pozostawiają złudzeń. Tylko 3 na 15 kobiet w listopadzie ukończyło test sprawnościowy, podczas gdy wśród mężczyzn odsetek niezdających wynosi 1 proc. żołnierzy. 55 proc. kobiet, zarówno rekrutek jak i czynnych żołnierek, nie potrafi podciągnąć się na drążku 3 razy. Do czasu gdy wejdą nowe przepisy znoszące kilkudziesięcioletni wymóg podciągania się, kobiety muszą być w stanie zawisnąć na drążku z wyprostowanymi nogami przez 70 sekund. Kobiety, aby zaliczyć obóz treningowy i dostać stopień szeregowca, nie muszą się podciągać a przebiec 4800 metrów (3 mile) w 31 minut. Poza tym te w wieku 17-26 lat muszą zaliczyć minimum 50 skłonów.

http://wmeritum.pl/rownouprawnienie-zniszczy-armie-usa/

 

Z tych informacji wyłania się nam jasny przekaz. Kobieta w mundurze ładnie wygląda, ale na pierwszą linię w zupełności się nie nadaje. W policji, wojsku, straży pożarnej kobieta sprawdza się w drugiej linii, na zapleczu. Pierwsza linia, gdzie siła oraz często bezwzględność oraz szafowanie własnym zdrowiem i wystawianiem się często na ryzyko utraty życia jest na porządku dziennym, nie jest dla kobiet. To z natury rzeczy jest sprzeczne z kobiecością, gdyż ona powołana jest do dawania życia, do ochrony życia, do pielęgnowania zdrowia. Wystawianie się kobiet na hazard utraty zdrowia czy też życia jest sprzeczne z ich naturą. Zawód niańki w żłobku nie jest dla mężczyzny gdyż jego natura jest inna. Oczywistym jest, że życie indywidualne, prywatne toczy się trochę innymi drogami. Często jest tak, że w domu kobiety wykonują prace typowo męskie i na odwrót, ale nie jest to zajęcie zawodowe. Chęć dorównania przez kobiety mężczyznom powoduje, że mężczyźni stają się zniewieściali i stawiają sobie samym coraz niższe wymagania. Naturalną koleją rzeczy po feminizmie pojawia się gender. Działania sprzeczne z naturą stają się źródłem różnego rodzaju urazów, zranień i traumatycznych przeżyć, których skutki rzutują nie tylko na życie dziś ale dosięgną one również następnych pokoleń.

Pseudoekumenizm

 

W książce Koń trojański podane jest prawdziwe znaczenie pojęcia ekumenizm oraz o wielu jego niebezpieczeństwach, fałszywych interpretacjach w okresie posoborowym. Uzasadniony postulat, by nie widzieć w schizmatykach, protestantach, żydach, muzułmanach, hinduistach czy buddystach tylko wrogów, nie podkreślać wyłącznie ich błędów, ale zauważać także pozytywne elementy ich religii, był pierwotnie treścią ekumenizmu. To, że stosunek Kościoła do schizmatyków i do protestantów jest różny, podkreślił już w swojej pierwszej encyklice Ecclesiam Suam papież Paweł VI. Ci pierwsi są tylko schizmatykami, natomiast od protestantów dzielą nas kwestie dogmatyczne. Tym bardziej stosunek wobec wszystkich niechrześcijan jest jeszcze inny. Występują tutaj duże różnice w zależności od tego, czy idzie o monoteistów, jak w przypadku żydów i muzułmanów, czy też o religie, które nie są monoteistyczne. Mimo całej ekumeniczności podtrzymano jednak żądanie, by chcąc osiągnąć jedność, nie iść na żadne kompromisy, które groziłyby odstąpieniem choćby na jotę od depositum catholicae fidei.

Interesuje nas przede wszystkim stosunek wobec żydów. Właśnie z nimi łączy nas silna więź, o ile Stary Testament uznaje się także za prawdziwe objawienie Boga, z drugiej strony jednak dzieli nas jedyna w swoim rodzaju sprzeczność, ponieważ zaprzeczają oni objawieniu Boga w Chrystusie i widzą w tym objawieniu swoiste fałszerstwo.

Tymczasem błędnie rozumiany ekumenizm – choroba, którą można by nazwać mianem pseudoekumenizmu – spowodował najbardziej zaskakujące rezultaty. Powszechna jest dziś w Kościele tendencja, by religię żydowską traktować jak równoległą drogę do Boga, choć być może jest ona nieco mniej doskonała od chrześcijańskiej. Twierdzi się oto, iż nie powinno się nawracać żydów, lecz należy pozwolić im iść własną drogą, zachowując dla nich respekt i szacunek.

Ten pogląd pozostaje w jednak w radykalnej sprzeczności ze słowami Chrystusa i intencją apostołów. Czyż Chrystus nie wyrażał w wielu miejscach bólu z powodu tego, że żydzi Go nie poznali? Czyż apostołowie i uczniowie nie byli żydami, którym On głosił objawienie Boże? Czyż święty Piotr nie powiedział do Chrystusa – w odpowiedzi na jego pytanie: za kogo mnie uważacie? – Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego [65]. A czy pierwszym zadaniem apostołów po Zesłaniu Ducha Świętego nie było nawrócenie żydów do pełnego objawienia chrześcijańskiego? Kiedy żydzi pytali apostołów: Cóż mamy czynić, bracie?, św. Piotr odrzekł: Nawróćcie się i niech każdy z was ochrzci się[66]. Czyż św. Paweł nie mówił o nawróceniu żydów jak o wielkim celu i czyż nie powiedział: Odcięto je na skutek ich niewiary[67] i dalej: A i oni, jeżeli nie będą trwać w niewierze, zostaną wszczepieni[68]. Czyż fakt, iż Nowy Testament jest wypełnieniem Starego, nie jest przekonaniem oczywistym dla wszystkich katolików, a także dla protestantów? Ten związek z religią mojżeszową jest więc o wiele głębszy aniżeli uznanie Starego Testamentu za objawienie Boże.

Abstrahując od tej sprzeczności ze słowami Chrystusa i apostołów, ba, z całym nauczaniem Kościoła, omówiony powyżej pogląd jest największym dowodem braku miłości do żydów.

Najgłębszym wyrazem prawdziwej miłości bliźniego jest troska o jego zbawienie wieczne. Dlatego nie powinno się być obojętnym wobec żadnego człowieka, lecz trzeba w nim dostrzec żywy element mistycznego Ciała Chrystusa lub katechumena in spe. Niech nikt nie mówi: można przecież osiągnąć zbawienie poza Kościołem, czy to protestant, czy jako niechrześcijanin, jest to przecież dogmat zdefiniowany już na I Soborze Watykańskim. Zapewne, ale to niczego nie zmienia w nakazie Chrystusa: Idźcie tedy i nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je, tym bardziej gdy weźmie się pod uwagę ogromne znaczenie uwielbiania Boga w Prawdzie, w Chrystusie, per ipsum, cum ipso, et in ipso[69]. Nieskończona wartość glorificatio Boga zawiera się przecież w prawdziwej wierze, w więzi z Bogiem poprzez łaskę uświęcającą i wszelkie sakramenty. A tego posłania apostolskiego, które wypływa z prawdziwej miłości Chrystusa, nie można oddzielić od budowanej wyłącznie na Nim prawdziwej miłości bliźniego. Gdy miejsce prawdziwej miłości zajmuje uprzejmy szacunek – jest to typowy przypadek zeświecczenia[70].

Jeszcze gorszą rzeczą jest uznawanie przyporządkowania Starego Testamentu Nowemu. Czy Chrystus jest tym Mesjaszem, o którym mówi Izajasz, czy jest Synem Boga, który zbawił ludzi? Jeżeli tak, to oczekiwanie innego Mesjasza jest oczywistym błędem, a nie równoległą drogą do Boga. W świetle prawdy, przed Bogiem twierdzenie przeciwne jest zdradą Chrystusa i zaprzeczeniem faktu, iż Stary Testament jest istotną chrześcijańskiego objawienia. Czy Chrystus jest Synem Bożym, Synem Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba? Czy jest obiecanym przez Boga Zbawicielem? Czyż Chrystus nie rzekł: Abraham rozradował się z tego, że ujrzał mój dzień[71], zaś w innym miejscu: Nie przyszedłem znieść [Prawa], ale je wypełnić[72]?

Jak to możliwe, że pseudoekumenizmu przyniósł owoce, które pozostają w tak skrajnej sprzeczności z Ewangelią, apostołami i nauczaniem Kościoła? Jeżeli oficjalne stanowisko wobec nawracania żydów pozostaje w jaskrawej sprzeczności z całą Ewangelią i z listami św. Pawła, to powszechna dziś gotowość do przyjęcia niekatolika na łono Kościoła świętego stanowi tak samo radykalny sprzeciw wobec Ewangelii. Wielu teologów, duszpasterzy, a nawet misjonarzy reprezentuje pogląd, jakoby nawrócenie pojedynczego człowieka na katolicyzm nie było ich prawdziwym zadaniem, jest nim natomiast połączenie się z Kościołem katolickim jakiejś religijnej wspólnoty jako całości, przy czym nie musi ona zmieniać swej wiary. Jest to jakoby celem prawdziwego ekumenizmu. Pojedynczemu protestantowi, muzułmaninowi lub hindusowi, który chciałby dokonać konwersji w prawdziwym sensie tego słowa, należy ponoć powiedzieć: stań się lepszym protestantem, lepszym muzułmaninem, lepszym hindusem.

Czy ci teologie, księża i misjonarze nigdy nie czytali Ewangelii? A może zapomnieli, iż Chrystus przed Wniebowstąpieniem powiedział: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony[73].

Ten wytwór pseudoekumenizmu łączy w sobie wiele ciężkich błędów. Jest on, po pierwsze, jawnym ignorowaniem polecenia Chrystusa. Po drugie, w stosunku do niechrześcijan stanowi nieszczęsne lekceważenie objawienia Bożego. Udaje się, że objawienie Boże w Chrystusie oraz Jego śmierć na krzyżu były czymś zbytecznym. Albowiem z punktu widzenia pseudoekumenizmu wszyscy, jeżeli żyliby zgodnie ze swoją wiarą, zostaliby zbawieni. Dotyczy to także żydów. Po trzecie, tkwi w tym absolutny brak zainteresowania prawdą. Pytanie która religia jest prawdziwa, nie odgrywa już żadnej roli. Ignoruje się ostateczną powagę prawdy, będącą podstawą każdej religii.

Tym samym niszczy się istotę, rację bytu Kościoła świętego, ba, całej religii chrześcijańskiej. Nauczanie Kościoła jest bądź to głoszeniem prawdziwego objawienia Bożego – objawienia Chrystusa, absolutnego i bezwarunkowo prawdziwego, bądź też jest ono niczym.

Z tym też wiąże się, po czwarte, eliminacja chwały Boga, glorificatio. Jakąś rolę odgrywa jeszcze jedynie zbawienie, salvatio. Wskazaliśmy na to już wcześniej: Bóg wielbiony jest w Prawdzie, co stanowi Jego gloryfikację. Przestaje ona jednak mieć znaczenie, gdy z nieskończonego miłosierdzia Bóg daruje szczęśliwość wieczną także człowiekowi, którzy nie jest częścią Corpus Christi Mysticum[74]. Tak samo nie dostrzega się glorificatio Boga poprzez świętych, oni bowiem mogą istnieć tylko w świętym Kościele, w absolutnym naśladownictwie Chrystusa.

Wreszcie, po piąte, w postawie takiej przejawia się w najwyższym stopniu depersonalizacja i kolektywizm, przy czym nie odgrywa już żadnej roli indywidualna osoba, lecz tylko wspólnota. Pojedynczy człowiek nie potrzebuje już nawrócenia, nie musi być prowadzony z ciemności do światła, nie musi w pełni przyjąć objawienia Chrystusa, nie musi mieć udziału w nadprzyrodzonym życiu w łasce poprzez chrzest ani doznawać strumienia Łask za pośrednictwem sakramentów. Pożądana jest jedynie zewnętrzna jedność wszystkich wspólnot religijnych. Jednak takie połączenie nigdy nie doprowadzi do prawdziwej jedności, pozostanie tylko sumą dodanych części. Dążenie to jest typowym skutkiem takiego oto ciężkiego błędu: przedkładania jedności nad prawdę (o czym będzie mowa nieco później). Czyż nie dostrzega się, że to zewnętrzne połączenie nie byłoby żadną gloryfikacją Boga i w żaden sposób nie stanowiłoby spełnienia uroczystego polecenia Chrystusa i Jego modlitwy Ut unum sint[75]?

Apostolstwo należy do istoty Kościoła świętego, oznacza ono nawracanie każdej pojedynczej duszy, która w oczach Kościoła znaczy więcej niż los jakiejś naturalnej wspólnoty. Apostolstwo jest koniecznym owocem zarówno miłości Boga, jak i prawdziwej miłości bliźniego. Miłość Boga nakazuje Kościołowi, ale i każdemu prawdziwemu chrześcijaninowi, przyciągnąć każdego człowieka do pełnego światła wiary, którą stanowi nauczanie Kościoła świętego. Każdy chrześcijanin winien pragnąć, by wszyscy poznali objawienie Chrystusa i dali prawdziwe świadectwo wiary, by wszyscy ugięli kolana przez Jezusem Chrystusem. Tego samego wymaga prawdziwa miłość bliźniego. Jakże mogę kogoś kochać i nie pragnąć, by poznał Jezusa Chrystusa, Syna Bożego jednorodzonego i Epifanię Boga, aby nie został pociągnięty do Jego światłości, by wierzył w Niego i kochał Go, ba, by wiedział, że jest przez Niego kochany? Jakże mogę kochać bliźniego, nie życząc mu największego szczęścia – uszczęśliwiającego spotkania z Jezusem Chrystusem już na Ziemi? Jak mógłbym zadowolić się tym, iż nieskończone miłosierdzie Boże, być może, mimo błędnej wiary lub niewiary danego człowieka wykluczyłoby go ze szczęśliwości wiecznej?

Doprawdy, wszelkie uczynki miłości bliźniego są ulotne, jeżeli nie interesuje mnie znalezienie przez niego Boga prawdziwego, jego uczestnictwo w mistycznym Ciele Chrystusa, jeżeli pozostanę obojętny wobec tego najwyższego dla niego dobra.

Widzimy, do jak strasznych błędów może doprowadzić pseudoekumenizm i do jakich niestety już doprowadził. Nie ma on nic wspólnego z duchem prawdziwego ekumenizmu, ba, jest z nim w radykalnej sprzeczności.

 

 

Spustoszona winnica; Dietrich von Hildebrand; Wyd. Fronda, Warszawa 2000; rozdz.9 Pseudoekumenizm


[65]Mt 16,16.
[66]Dz 2,37-38.
[67]Rz 11,20.
[68]Rz 11,23.
[69]Per ipsum, cum ipso, et in ipso (łac.) – przez Niego, z Nim i w Nim; słowa kończące modlitwę eucharystyczną.
[70]Zajmiemy się tym w drugiej części.
[71]J 8,56.
[72]Mt 5,17.
[73]Mk 16,15-16.
[74]Corpus Christi Mysticum (łac.) – Mistyczne Ciało Chrystusa; Pawłowe określenie Kościoła.
[75]Ut unum sint! (łac.) – „Aby wszyscy stanowili jedno” (J 17,21).

Zarządzanie przez strach

Ptasia grypa, świńska grypa, zmiękczenie mózgu(!), choroba szalonych krów to najbardziej znane i ogólnoświatowe obawy. Ostatnio dochodzi również strach przed zagrożeniem zewnętrznym, wojną. Ciekawym jest, że o epidemiach nie słychać. Jak na razie cicho jest również o molestowaniu dzieci, chociaż temat pojawia się i znika w zastanawiających sytuacjach. Do tych strachów zaliczyłbym jeszcze „sprawę małej Madzi”, „sprawę Olewnika”, a ostatnio Trynkiewicza.

Dla mediów takie tematy są bardzo pożądane. Działają silnie na emocję odbiorcy, mocno pobudzają ciekawość i powodują chęć śledzenia rozwoju zdarzeń. Powodują, że następnego dnia będziemy śledzili dalsze wiadomości w tym temacie. Mediom o to chodzi. Utrwala się w odbiorcy emocjonalne podejście do rzeczywistości. Na drugi plan schodzą racjonalne przesłanki, twarde argumenty i gołe fakty.

Ekipa rządząca też potrafi takie sytuacje wykorzystywać. Z jednej strony jest odwrócenie uwagi od rzeczywistych problemów i zagrożeń. Jest to takie życie w wirtualnym świecie, gdzie mówi się o rzeczach tak naprawdę mało ważnych i w zdecydowanej większości nas nie dotyczących. Świat się nie zawali, ani nasze życie nie ulegnie żadnej zmianie, gdy zrezygnujemy ze śledzenia tych wydarzeń. Drugim efektem jest rozładowanie społecznych emocji. Z jednej strony nastraszenie społeczeństwa zagrażającą epidemią a następnie ogłoszenie o końcu zagrożenia powoduje rozładowanie emocji. Emocji niepożądanych przez rządzących, wynikających ze złej polityki rodzinnej, społecznej, oświatowej, itd. Rozładowaniu emocji służy w pewnym sensie również, coroczna impreza w okolicach Nowego Roku, narodowa zbiórka funduszy na cel wyznaczony przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy.

Media kreują się na czwartą władzę w państwie. Tak naprawdę to czasami są pierwszą władzą, gdyż to, co nie jest po ich myśli, jest niszczone. Przedstawiane jest w takim świetle, że odbiorcy dla świętego spokoju chcą tego co im „podpowiadają” w telewizji, prasie i portalach internetowych. I raczej nie ma możliwości kontrolowania tej władzy jak i rozliczania. Każda próba rozliczania kwitowana jest stwierdzeniem i ograniczaniu wolności słowa – stąd media są bezkarne i działają samowolnie.

Emanuel hrabia Małyński

ur. Żurne na Wołyniu 26.03.1875 – zm. Lozanna 17.05.1938

Palac Zurne

Nieistniejący pałac w Żurnem, fot. w zbiorach Muzeum Krajoznawczego w Bereznem

Urodził się jako jedyny dziedzic majątku Małyńskich. Rodzicami jego byli Michał Małyński herbu Poraj, dubieński marszałek szlachty, oraz baronówna Annette von Wrangel zu Addinal pochodząca z kurlandzkiej arystokracji. Na chrzcie świętym otrzymał imiona Marek, Emanuel, Wit i czasami pojawia się jako dwie niezależne osoby z imionami Marek lub Emanuel.
W dzieciństwie był raczej chuderlawy i niskiego wzrostu. Przejawiał niezwykłe zdolności sportowe – jeździł konno, wspaniale grał w tenisa, doskonale strzelał, rozmiłowany był w fechtunku szpadą.
W roku 1903 odziedziczył fortunę po swoim wuju Janie Małyńskim. Pozwoliło to na zakup mieszkania w Paryżu oraz prowadzenie wystawnego życia. W tym czasie był niepokonanym w całej Francji w zawodach strzeleckich z pistoletu i rewolweru.

Pojawia się pytanie dlaczego prawie nic o nim nie wiemy, dlaczego warto go poznać i zapamiętać?

Fahrman Malynskiego 1911 - Berezne

Samolot typu Fahrman E. Małyńskiego, 1911 – Berezne

Hrabia Małyński posiada imponujący a nieznany w Polsce dorobek pisarski. Trzydzieści dziewięć książek wydanych w języku francuskim, angielskim i polskim (2 pozycje). Był lekceważony w Polsce, uważany za „kresowego oryginała” i dandysa. Jego nazwiska nie ma w opasłych encyklopediach jak i w monografiach poświęconych polskiemu ziemiaństwu. Brak o nim informacji w pracach traktujących o polskiej idei konserwatywnej. Został wypędzony ze zbiorowej pamięci. Plany ładu powojennego po I wojnie światowej i jego poglądy krytycznie i szeroko komentowano w USA, Australii i Nowej Zelandii. Książki hrabiego recenzowano, omawiano, krytykowano, zwalczano, chwalono głównie w Paryżu, Madrycie, Londynie.
Pozostaje on autorem nieznanym dla Polaków natomiast w katolicko-tradycjonalistycznych kręgach francuskich cieszy się sporym zainteresowaniem. Dla współczesnego katolickiego publicysty zagranicznego jego poglądy są przykładem rzadkiego polityczno-religijnego profetyzmu.
Był fundatorem nagrody w szermierczym turnieju „Challenge de Małyński” we Francji. Wśród wielu znajomych z różnych i najwyższych sfer byli również bracia Wright. Lotnictwo to była kolejna pasja hrabiego. W czasie pierwszej wojny światowej zaliczany był do czołówki światowego lotnictwa i zaangażowany w prace nad nowymi konstrukcjami.
Kolejną pasją Małyńskiego były podróże. Z zachowanych informacji wynika, że zwiedził USA i Kanadę, Indie i Australię. Do roku 1910 kompanem w podróżach był towarzysz jego zabaw dziecinnych a później służący Sylwester Hermaszewski.

Serwis stolowy Muzeum Berezne

Serwis stołowy w zbiorach Muzeum Krajoznawczego w Bereznem

Tradycjonalizm Małyńskiego nie był związany z żadną partią czy stronnictwem polskim czy też zagranicznym. Wyrósł z postawy feudalno-arystokratycznego ziemiaństwa wołyńskiego.
Dla Małyńskiego wojna była wstrząsem. Szybko zauważył, że „sprawiedliwe” zakończenie wojny jest równoznaczne z triumfem zasad rewolucji. Zauważył, że wojna wybuchła znacznie wcześniej, w umysłach ludzi, którym wciskano ją jako narodowy konflikt ze szczytnymi intencjami. Wszędzie stosowano zasadę J.J. Rousseau: „Wolność zasadza się na likwidacji odrębności i zależności jednostki od społeczeństwa”. Wprowadzano w praktykę zasady rewolucji. Powszechny pobór do wojska ubezwłasnowolnił rodzinę, kobiety zagoniono do fabryk. Pozbawiono prawa własności rzesze mieszkańców Europy. Wszystko uznano za własność państwa. W wyniku działań wojennych jednostka została podporządkowana całkowicie społeczeństwu, a własność poddana kontroli państwa.

Zdaniem E. Małyńskiego zwycięstwo bolszewizmu wynikało z kryzysu duchowego. W swoich rozważaniach przedstawił augustiański model dwóch wojujących porządków. Ład tradycjonalistyczny, civitas Dei, uosabiany jest przez katolicyzm, monarchizm, arystokratyzm, uniwersalistyczną zasadę i organiczny porządek feudalny. Przeciwko niemu stał rewolucyjny civitas mundi, reprezentowany przez egalitarną demokrację, nacjonalistyczny partykularyzm, materialistyczną redukcję człowieka, kapitalistyczny kult wydajności i dominację ilości nad jakością. Ucieleśnieniem antyporządku jest komunizm, który stanowi według Małyńskiego najpełniejszy wyraz satanicznej tyranii.

okladka

Okładka książki autorstwa E. Małyńskiego

Podstawowy błąd po roku 1815 polegał na traktowaniu rewolucji jako lokalnych wystąpień pospólstwa, mających charakter ograniczony i zwyczajowy. Monarchowie spoglądali na siebie nieufnie, prowadząc rywalizację między sobą, spychając na dalszy plan interesy cywilizacji i nadrzędnej pozycji religii. Ignorowano fakt, że rewolucja przybrała postać wielonurtowej, ukrytej, ideologicznej wojny, toczonej przeciwko monarchii. Powstawały demokratyczne republiki walczące z „ciemnotą religijną”. Wprowadzano postępową sekularyzację zwalczając zasady uniwersalistyczne. Budowano państwa realizujące partykularne interesy narodowe. Upowszechniało się upaństwawianie środków produkcji.
Walcząc z rewolucją w XIX wieku ustawiano armaty a obok nich stoły do pertraktacji. Emanuel Małyński uważał, że w tym zakresie nic się nie zmieniło do dnia dzisiejszego.
Twierdził, że walcząc z lewicą, powinno zaczynać się od wody święconej a kończyć na szpadzie. Ograniczenie się do obrony to śmierć – szpadzista, jakim był Małyński, wiedział o tym doskonale.
Szybko przekonano się, że rewolucja z nikim nie paktuje oraz że każda demokracja (liberalna, socjalistyczna, narodowa) – według K. Marksa – prowadzi zawsze do komunizmu.
Porównując ład wersalski z ładem wiedeńskim Małyński zwracał uwagę, że politycy zrobili wszystko, co było w ich mocy, aby stworzyć warunki do wybuchu nowej wojny w niedalekiej przyszłości. Rozbito Austro-Węgry, budując mozaikę narodowych państewek, niestabilnych, skłóconych i zależnych od światowej finansjery. Reasumując, Małyński zauważał:

  • Zniszczono wszystkie państwa oparte na dawnym porządku społeczno-politycznym.
  • Rozbito Austro-Węgry szczególnie znienawidzone przez amerykańskich parweniuszy.
  • Dokonano postępowego rozbioru Węgier.
  • Usankcjonowano niemiecką rewolucję i upadek cesarstwa.
  • Upokorzono pokonanych m.in. reparacjami wojennymi niemożliwymi do spłacenia nawet przez sześć dekad, a kraj pozbawiono armii gdy było zagrożenie rewoltą komunistyczną.
  • Podzielono Imperium Osmańskie, zagarniając dla siebie potrzebne obszary.
  • Wspierano nacjonalistyczny ruch młodoturecki, który jest odpowiedzialny za ludobójstwo Ormian.
  • Pilnowano by krzywda nie stała się stawiającej pierwsze kroki władzy radzieckiej.

Warto wiedzieć, że Małyński znał wiele osób, które tworzyły ład systemu powojennego. Co proponował Emanuel Małyński?

  • Restauracja systemu przedwojennego z korektą o wynik wojny.
  • Likwidacja systemu demokratycznego.
  • Budowa ogólnoeuropejskiego ruchu prawicowego, konserwatywnego stojącego na straży Christianitas.
  • Powierzenie zwierzchnictwa nad Europą papiestwu.
  • Oddłużenie Europy.
  • Ograniczenie działania systemu kredytowego.
  • Budowa zjednoczonej Europy zdolnej do oparcia się groźbie komunizmu.
  • Bezwzględne zwalczanie wewnętrzne ruchów lewicowych.
  • Ekspansja Europy na wschód.

Na wiele lat przed ujawnieniem szczegółów współpracy między amerykańskimi, finansowymi elitami a bolszewikami hrabia miał świadomość istniejących zależności pomiędzy współczesnym kapitalizmem a komunistyczną rewolucją. Zapewne nie byłby zdziwiony jałtańsko-poczdamskim rozbiorem Europy.
Amerykanizacja wymaga dłuższego czasu oddziaływania i cierpliwości w oczekiwaniu na polityczne efekty. Droga ta wytyczona w krajach gdzie jest wieloletnia tradycja parlamentarnej demokracji, zsekularyzowane społeczeństwo, gdzie funkcjonuje burżuazja i wyznawany jest materializm, agnostycyzm i liberalizm.
Socjalizm i komunizm jest to środek szybki i w części skuteczny. Podporządkowanie życia ludzkiego biurokracji, ateizacja, ubezwłasnowolnienie i pauperyzacja pozwalają na wprowadzenie zmian w społeczeństwie nie tkniętym ideologiami liberalizmu czy demokracji. Hrabia Emanuel Małyński pisał: „Komunizm, ograniczając prywatną sferę i rozszerzając władzę biurokracji, przekształca się w despotyzm wszechwładnego posiadacza nie tylko towarów, ale również ciał i dusz”.
Amerykanizm jak i komunizm z socjalizmem dążą do tego samego: budowa świata złożonego z jednakowych i wymienialnych monad, stworzenie anonimowego społeczeństwa, egalitarnego i ekonomicznego, opartego na materialnych wartościach produkcji i konsumpcji. Realizuje się to poprzez eliminację religii z życia codziennego, zanik myślenia metafizycznego i refleksyjnego, pozbawienie ostatnich form własności, niszczenie więzi rodzinnych, ujednolicenie kultury, mody, wrażliwości.

Trwa nowa era w historii świata, żyjemy w czasach realnej apokalipsy.

 

Streszczenie artykułu  „Wypędzony z pamięci”;  Ryszarda Mozgola

Zurne elektrownia

Żurne elektrownia, obecnie budynek mieszkalny

Żurne oficyna

Żurne oficyna (stróżówka), obecnie budynek mieszkalny

 

 

 

 

 

Meble palacowe Muzeum Berezne

Meble pałacowe – Muzeum Krajoznawcze w Bereznem

Zurne zabudowania gospodarcze

Żurne zabudowania gospodarcze, obecnie szpital gruźliczy

 

 

 

 

 

Zurne wieza cisnien

Żurne wieża ciśnień

La Gauchete reklama prasowa

La Gauchete reklama prasowa

 

Ewaluacja w szkole

Z chwilą przystąpienie Polski do UE pojawiły się kolejne metody sprawdzania realizacji zadań przez szkoły. Oprócz kontroli stosowany jest audyt oraz ewaluacja. Ewaluacja czyli „miękka” kontrola. Może być wewnętrzna, może być zewnętrzna. Ewaluacje przeprowadzane są w dużej mierze za pomocą ankiet dla rodziców, nauczycieli i dla uczniów. Sprawdzane są różnice w odpowiedziach dotyczących danego zagadnienia. To jest znak, że w tym zakresie trzeba przeprowadzić bardziej szczegółową analizę.

Ewaluacja demokratyczna – to proces badawczy polegający na ocenianiu wartościującym, w którym sami respondenci (a nie eksperci) wytyczają normy uznawane za wartości w danym kręgu kulturowo-społecznym. Ustalane w ten sposób standardy ewaluatywne są na danym etapie rozwojowym charakterystyczne dla konkretnej populacji. Ocenianie wartościujące jest strategią odmienną od oceniania sprawdzającego osiągany poziom, a także pełniejszą od oceniania różnicującego grupy, umożliwia bowiem wyznaczenie tego, czy mierzone cechy, właściwości, zjawiska lub procesy są rzeczywistymi wartościami uznawanymi przez kwalifikowaną większość. Społeczny proces ewaluacji ma większą rangę niż opiniowanie autorytarne.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Ewaluacja

 

Definicja z Wikipedii pokrywa się z wieloma innymi źródłami dotyczącymi ewaluacji demokratycznej. W samej definicji widać, że może ona służyć do tworzenia własnych standardów dobra i zła. Ewaluacja sprawdza na ile wartości prezentowane przez rodziców i dzieci pokrywają się ze standardami, tak naprawdę, medialnymi. Dzieci mają oceniać czy szkoła naucza ich poprawnych i dobrych wartości(!) Nauczyciele uczą się na studiach pedagogiki przez 5 lat a rodzice, nie zawsze mający skończone studia, mają oceniać czy ci nauczyciele dobrze nauczają ich dzieci(!).
Trudno się dziwić, że w szkołach rządzą rodzice, bo po prostu jest ich więcej i nauczyciele tak naprawdę niewiele mają w tej sytuacji do powiedzenia. Dzieci uczy się, że nauczycieli należy sprawdzać. Uczy się postawy szukania u innych osób przyczyn własnych niepowodzeń i trudności. W konsekwencji buduje się postawę roszczeniową i oducza samokrytycyzmu. W szkole nie mówi się o pracy nad sobą – w ankietach padają pytania o ocenę szkoły, programu, bezpieczeństwa. Opuszczające szkołę dziecko jest przekonane o swojej wyjątkowości, żądające sukcesu za każdą cenę, poszukujące wygodnych rozwiązań i szybkich rezultatów, w czym utwierdzają je najczęściej rodzice.
Nawet podchodząc „lekko” do odpowiedzi na pytania, wypełniając co kwartał ankietę z prośbą o ocenę pracy swego przełożonego, nauczyciela czy dyrektora, w końcu zaczynamy się temu przyglądać. Mniej zwracamy uwagę na swoją pracę, na swoje obowiązki a bardziej skupiamy się na analizowaniu innych by móc dostarczoną ankietę wypełnić poprawnie.
Zamiast rzetelnej oceny postępów dzieci w nauce, analizy ograniczeń i predyspozycji indywidualnych, potrzeby zewnętrznej pomocy, współpracy rodziców w procesie edukacji, pracy z dzieckiem zastawiamy się nad tym jak trudne i nieprzyjazne jest otoczenie. Nie jesteśmy nastawieni na rozwiązywanie problemów, ale poszukujemy usprawiedliwienia na zewnątrz gdy się one pojawiają.

 

Ewaluacja jako dziedzina nauki

Analizowane pojęcie występowało już dość dawno temu w innych obszarach życia, szczególnie w gospodarce i wojskowości. Ewaluacja należy do tak zwanych nauk stosowanych, czyli – z jednej strony – posiada metodologię typu naukowego (to znaczy zasady i procedury zbierania informacji i wnioskowania na podstawie tych informacji), a z drugiej strony – cechuje się nastawieniem praktycznym, pierwszeństwem użyteczności nad teorią. Zatem możliwość praktycznego wykorzystania wniosków jest w przypadku ewaluacji istotniejsza niż naukowa poprawność zbierania i przetwarzania informacji.

http://www.oswiata.abc.com.pl/czytaj/-/artykul/ewaluacja-jako-narzedzie-nadzoru-pedagogicznego-dyrektora-szkoly

Są to standardy opisane przez J. Dewey’a amerykańskiego filozofa i teoretyka pedagogiki.
Nieważne jest „dlaczego” ważne jest „jak”.
Takie podejście powoduje, że nauka zaczyna być postrzegana jako balast. Nie interesuje już nas dochodzenie do Prawdy, ona już nikogo nie interesuje. Ważne jest JAK zdobyć sukces, szczęście, pieniądze, sławę, uznanie. Uczelnie przestają być miejscem poszukiwania prawdy stają się tylko wyższymi szkołami zawodowymi. Przekazuje się wiedzę w coraz węższym zakresie tworząc coraz większe specjalizacje. Absolwenci są specjalistami w bardzo wąskich dziedzinach. Gdy braknie miejsc pracy w naszym wyuczonym zawodzie, to trzeba przejść kolejne szkolenie, aby uzyskać specjalizację w kolejnym zawodzie. Początki tego mamy w szkole średniej i wcześniej.

 

Przykładowe pytania z ankiety szkolnej dla rodziców i nauczycieli:

Czy uważa Pan/Pani, że nauczyciele starają się brać pod uwagę zdanie uczniów w zakresie tematyki zajęć czy sposobu prowadzenia zajęć?

Nauczyciele studiują pedagogikę 5 lat a dzieci w wieku szkoły podstawowej mają im dawać uwagi co do sposobu prowadzenia zajęć!!! To po co studia? Ironizując – wystarczyłoby przeprowadzić ankiety wśród uczniów jak ma wyglądać zakres(!!!) i sposób nauczania przedmiotów. Oszczędzimy na czasie przyszłych nauczycieli i kosztach utrzymania kierunków pedagogicznych. Ciekawe, czy podobne ankiety są i w przedszkolu czy też żłobku. Trudno się dziwić, że absolwenci szkół mają tak wysokie mniemanie o własnej wiedzy i swoim zdaniu. Trudno oczekiwać skromności i pokory w późniejszym życiu, gdy już w szkole podstawowej oczekuje się od dzieci oceny nauczycieli.

 

Czy koncepcja pracy szkoły jest aktualizowana stosownie do zmieniającej się sytuacji i potrzeb szkoły?

Czy oczekiwania środowiska lokalnego były uwzględniane przy tworzeniu i modyfikowaniu koncepcji pracy szkoły?

A tu widać jak szkoła ma być nastawiona na bieżącą modę. Ma odzwierciedlać aktualne trendy w życiu społecznym. Nie jest jej celem przygotowanie młodego pokolenia do dorosłego życia. Nie daje mu narzędzi do poruszania się po świecie. Te pytania, pokazują, że szkoła przestaje być niezależną instytucją kształcenia przyszłych pokoleń a staje się organizmem politycznym albo łagodniej mówiąc upolitycznionym.

 

Watykan o Medjugorie

Dotychczas Stolica Apostolska za miarodajne uznaje stanowisko episkopatu byłej Jugosławii z 1991 r., w myśl którego nie można potwierdzić nadprzyrodzonego charakteru zjawisk zachodzących w Medjugorie. Mimo to, przybywający tam wierni powinni być otoczeni opieką duszpasterską. Do tamtejszego sanktuarium nie można organizować pielgrzymek oficjalnych do chwili, kiedy nie zostanie ono uznane za miejsce autentycznych objawień.

Nadal obowiązująca wykładnia Stolicy Apostolskiej zawarta jest w dwóch listach ówczesnego sekretarza Kongregacji Nauki Wiary, abp. Tarcisio Bertone.

W pierwszym, wystosowanym 23 marca 1996 r. do bp. Léon’a Taverdet’a z Langres podkreślono, że na podstawie dotychczasowych badań nie można stwierdzić nadprzyrodzonego charakteru objawień czy zjawisk zachodzących w Medjugorie. Mimo to wielu przybywających tam wiernych wymaga opieki duszpasterskiej biskupa i diecezji, a także innych biskupów, aby w Medjugorie rozwijano pobożność maryjną, zgodną z nauką Kościoła. Jako że nie jest to miejsce potwierdzonych objawień Matki Bożej, nie można organizować pielgrzymek oficjalnych na poziomie diecezjalnym ani też parafialnym. Byłoby to bowiem sprzeczne ze stanowiskiem miejscowego episkopatu.

W drugim liście, z 26 maja 1998 r. ówczesny sekretarz Kongregacji Nauki Wiary zaznacza, że pierwszą instancją badającą autentyczność objawień jest zawsze miejscowy episkopat, w tym wypadku Bośni i Hercegowiny. Podkreśla, że wolno organizować pielgrzymki prywatne, pod warunkiem, by nie uważać ich za uwiarygodnienie aktualnie zachodzących w Medjugorie wydarzeń. Wymagają one bowiem badań ze strony Kościoła.

Jak zaznaczył półtora roku temu emerytowany prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kard. José Saraiva Martins, nawrócenia i cuda nie są dostatecznym argumentem świadczącym o autentyczności objawień w Medjugorie. Ubolewał on też z powodu konfliktu osób propagujących Medjugorie z lokalnym biskupem. Zaznacza, iż Matka Boża nigdy nie zachęcałaby do nieposłuszeństwa względem hierarchy, nawet jeśli postępowałby on niesłusznie.

http://ekai.pl/wydarzenia/komentarze/x43018/brak-stanowiska-w-sprawie-medjugorie/

 

Obecnie nie organizuje się pielgrzymek tylko wyjazdy turystyczne i wtedy mogą być organizowane przez parafię i nie tylko. Są realizowane wyjazdy na międzynarodowe spotkania młodych organizowane w Medjugorie. Oficjalnie nie jest to pielgrzymka, oficjalnie jest to wyjazd na spotkanie młodych i można powiedzieć , że z objawieniami nie ma to nic wspólnego.  Organizowanie wyjazdów nawet na takie spotkania młodych jest uwiarygodnianiem kontrowersyjnych objawień. Jest to klasyczne podejście faryzejskie, gdy wiemy jakie są zakazy i trzymamy się tylko zapisu prawa. Nie przywiązujemy żadnej wagi do przesłania i wymowy i wymagań przepisów.

Potwierdzenie stanowiska Stolicy Apostolskiej za papieża Franciszka.

Stolica Apostolska przypomniała biskupom USA, że za miarodajne uznaje stanowisko episkopatu byłej Jugosławii z 1991 r., w myśl którego nie można potwierdzić nadprzyrodzonego charakteru zjawisk zachodzących w Medjugorie.(…)
Duchownym i wiernym świeckim nie wolno brać udziału w spotkaniach, konferencjach, czy uroczystościach publicznych podczas których autentyczność takich „objawień” traktowana byłaby jako pewna. Dlatego, aby uniknąć zgorszenia czy zamieszania, abp Müller prosi, aby biskupi byli w tej sprawie informowani jak najszybciej.

 

 

Kilka słów prawdy o Świętym Mikołaju

Czas Mikołaja
Już w połowie listopada zaczyna się Czas Mikołaja. Temu okresowi patronuje postawny krasnal z białą brodą, w czerwonym ubraniu, jeżdżący saniami zaprzężonymi w renifery. Komercyjna postać i kupowanie bez umiaru przywędrowały do nas zza oceanu. Przeczytajcie sami kalendarium:

1624 rok – Holendrzy założyli na wyspie Manhattan miasto Nowy Amsterdam późniejszy  Nowy Jork. W mieście i okolicach 6 grudnia kultywowano przywieziony z Holandii zwyczaj obdarowywania się prezentami w dzień św. Mikołaja, którego Holendrzy zwali Sinter Klaas. Mieszkańcy Nowego Jorku przekręcali imię świętego, wymawiając je Santa Claus.

1809 rok – pisarz Washington Irwing w książce „Historia Nowego Jorku”, opisał holenderski zwyczaj mikołajkowy. Święty u Irvinga nie miał już szat biskupich, a zamiast na białym koniu, podróżował na pegazie – rumaku ze skrzydłami.

1823 rok, 23 grudnia w jednym z nowojorskich dzienników ukazał się poemat „Relacja z wizyty św. Mikołaja” autorstwa Clementa Clarka Moore’a, profesora studiów biblijnych. Santa Claus jechał w zaprzęgu ciągniętym przez renifery, był postacią wesołą, z dużym brzuchem i niskiego wzrostu przypominającą gnoma z legend skandynawskich i brytyjskich. Święty Mikołaj przybywał na ziemię nie w nocy z 5 na 6 grudnia, jak było w Europie, lecz w wigilię Bożego Narodzenia.

lata 1860-1880 – nowojorskie czasopismo „Harper’s” opublikowało wiele rysunków św. Mikołaja wykonanych przez znanego amerykańskiego rysownika, Thomasa Nasta. Mikołaj w wykonaniu Nasta był niskim grubasem z poematu Moore’a. Nast umieścił siedzibę Santa Clausa na biegunie północnym i zaczął rysować go w czerwonych szatach.

1931 rok – dla potrzeb kampanii reklamowej koncernu Coca-Cola Habdon Sundblom zmienił wizerunek wykreowany pół wieku wcześniej przez Th. Nasta. Stworzył świętego Mikołaja wysokiego i potężnego, z białymi włosami, wąsami i długą białą brodą ubranego w biało-czerwone szaty.

Od końca XIX wieku trwa ekspansja kultury północnoamerykańskiej w Europie. Wykreowana w Nowym Jorku postać Santa Clausa króluje w naszych domach, w naszych sklepach i na naszych ulicach.

św. Mikolaj

św. Mikolaj

Czas Świętego Mikołaja
Święty Mikołaj, późniejszy biskup Miry (obecnie Demre) urodził się w Patarze w Licji (na terenie dzisiejszej Turcji). Żył na przełomie III i IV wieku. Był jedynym dzieckiem zamożnych rodziców. Był bardzo wrażliwy na niedolę bliźnich.
Na Wschodzie czczono go od VI wieku, na Zachodzie jego kult stał się popularny w XI wieku.
Przedstawienie świętego Mikołaja, najbliższe prawdy historycznej, pokazuje nam postać biskupa, który prawą ręką błogosławi, zaś w lewej trzyma księgę Ewangelii a na szyi ma pas zwany w Rzymie paliuszem.
Papież Benedykt XVI  wrócił do tradycji i nosił paliusz taki, jak nosił go w pierwszych wiekach chrześcijaństwa święty Mikołaj i inni ojcowie Kościoła Wschodu i Zachodu.

Za życia i po swojej śmierci Święty Mikołaj czynił cuda. Wspomógł żeglarzy walczących z żywiołem, wskrzesił trzech młodzieńców zamordowanych w oberży, uratował życie niewinnie oskarżonych namiestników cesarza, w czasie nieurodzaju w Mirze, cudownie rozmnożył zboże przekazane głodującym mieszkańcom, przekazał woreczki ze złotem i złote kule ubogim córkom mieszkańca Patary aby mogły wyjść za mąż, usługiwał w czasach zarazy mieszkańcom swoich okolic a płyn wydobywający się z jego kości miał moc leczniczą.
Już w XII wieku zostały zapisane cuda św. Mikołaja w manuskryptach „Miracula Sancti Nicolai”w opactwie we Francji. Dramaty są wystawiane od średniowiecznych juwenaliów do czasów współczesnych.
Mnie najbardziej fascynuje cud złotych kul a przedstawienie czcigodnego biskupa wrzucającego przez okno te kule dziewczętom, którym groziło zejście na złą drogę z powodu braku posagu rozbawia za każdym razem.

 Jak zostać Świętym Mikołajem?
Przychodzi też inna, poważna refleksja. Jaki sens ma obdarowywanie innych? Jakie prezenty są najcenniejsze? Czy można być Świętym Mikołajem na co dzień i czym najlepiej obdarowywać bliźnich? Jak ma się wyrażać miłość bliźniego nakazana nam przez Jezusa Chrystusa?
Pomyślałam, że najcenniejszym prezentem,  jaki możemy ofiarować innym jest nasz czas, nasza uwaga i nasza modlitwa.
Naszym prezentem może być cotygodniowy telefon do starej, samotnej cioci, odwiedziny nie tylko w czasie choroby, mały prezent naszej obecności, rozmowa, cierpliwość w słuchaniu, pomoc w codziennych zakupach, wspólna wyprawa, podzielenie się upieczonym ciastem i szereg innych prostych, codziennych, ludzkich czynności.

Tekst był opublikowany w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w grudniu 2009 roku

Dzień otwarty w krematorium

Kremacja zwłok była zakazana i potępiana w Kościele Katolickim od samego początku. Sprzeciwiało się to historii Zbawiciela który został pogrzebany a nie skremowany. Dlatego też od początku wierni chcieli być chowani w sposób taki jak ich Przewodnik, jak Jezus Chrystus.
Dodatkowym czynnikiem było to, że poganie w zdecydowanej większości palili swoich zmarłych i jednym z wyróżników bycia chrześcijaninem był sposób chowania zmarłych.
Szacunek dla ciała ludzkiego wymagał aby ciało było pochowane z całych należnym szacunkiem dla śmierci. Spalenie ciała zmarłych sprzeciwia się określeniu „zaśnięcia” – które pokazuje, że śmierć nie jest czymś ostatecznym lecz tylko progiem i wstępem do wieczności. Spalenie, zniszczenie ciała które było nam pomocą w drodze do wieczności jest jakby zanegowaniem naszego doczesnego życia.

Trzeba tu podać, że papież Benedykt VIII w liście Detestandae feritatis abusum  z 1299 roku potępił paleni zwłok zmarłych jako proceder obrzydliwy dla Boga oraz ludzi i zagroził automatyczną ekskomuniką (latae sententiae) wszystkim, którzy go praktykowali, nakazując odmawiać katolickiego pochówku zwłokom, które zostały w ten sposób potraktowane. W wiekach takie zdarzenia nie pojawiały się aż do czasów Rewolucji we Francji. Na samym jej początki pojawiły się projekty palenia zmarłych – były one nastawione na walkę z nauczaniem o zmartwychwstaniu ciał i życiu wiecznym Kościoła Katolickiego. W roku 1886 w maju oraz grudniu, w 1892 oraz 1897 Święte Oficjum potępiło kremację jako „obrzydliwe nadużycie”. Na wykonawców takich rzeczy nakładano surowe kary, wzbronienie przystępowania do sakramentów i odmowa chrześcijańskiego pogrzebu. Również Kodeks prawa kanonicznego z roku 1917 potwierdzał taką naukę dotyczącą kremacji.

Kremacja uniemożliwia w wielu przypadkach udowodnienie przestępstwa lub oczyszczenia się niewinnej osoby z fałszywych zarzutów.

Za pontyfikatu Pawła VI nastąpiło zerwanie z Tradycją zakazu kremacji.
A dziś możemy spotkać plakaty reklamujące kremację i zachęcające do niej.

Cm. Północny w Warszawie

Zezwolenie w krajach zachodnich na kremację zwłok prowadzi do różnych dziwnych zjawisk jak np: odzysk metali szlachetnych ze spalonych zwłok. W Czechach, gdzie kremacja bardzo popularna, nawet do 30% prochów nie jest odbieranych przez bliskich. Trudno jest nam to zrozumieć, gdyż przy pochówku do ziemi taka sytuacja nie jest możliwa. Nawet gdy nie ma bliskich dokonuje się grzebanie zwłok. Jest to zgodne z przykazaniem kościelnym by zmarłych pogrzebać. Przy kremacji spotyka się często, że prochy w urnie przechowywane są w mieszkaniu np.: na półce.

Pomimo zezwolenie na kremację, to mając na względzie nauczanie Kościoła Katolickiego przez prawie 2 tys. lat nie powinniśmy tego promować, ani pochwalać czy też zalecać. Katolikom pragnącym wybrać taki rodzaj pochówku powinniśmy przedstawić i wyjaśnić dlaczego to nie jest dobre rozwiązanie.

Objawienia w Fatimie

Miesiąc maj jest tradycyjnie miesiącem Maryi. Jest to również miesiąc, w którym wspominamy początek objawień w Fatimie. Pierwsze objawienie Matki Bożej w Fatimie miało miejsce 13 maja 1917 roku. Rok przed tymi objawieniami trójka pastuszków Łucja de Jesus dos Santos, Franciszek i Hiacynta Marto miała trzy objawienia Anioła Portugalii, który przedstawił się jako Anioł Pokoju. Anioł ten nauczył ich modlitwy: „O Mój Boże, wierzę w Ciebie, wielbię Cię, ufam Tobie i kocham Cię. Błagam Cię o przebaczenie dla tych, którzy nie wierzą w Ciebie, nie wielbią Cię, nie ufają Tobie i nie kochają Cię” i powiedział im: „Módlcie się tak. Serca Jezusa i Maryi uważnie słuchają waszych próśb”. W drugim objawieniu wezwał dzieci do umartwienia i ofiarowania tego cierpienia, jako zadośćuczynienia za grzechy, którymi Bóg jest obrażany oraz jako prośbę o nawrócenie grzeszników. W trakcie trzeciego objawienie Anioła dzieci przyjęły Komunię Świętą oraz adorowały Kielich i Hostię modlitwą: „Przenajświętsza Trójco, Ojcze, Synu, Duchu Święty, wielbię Cię z najgłębszą czcią i ofiaruję Ci najdroższe Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo Jezusa Chrystusa, obecnego we wszystkich tabernakulach świata, jako przebłaganie za zniewagi, świętokradztwa i zaniedbania, którymi jest On obrażany! Przez nieskończone zasługi Jego Najświętszego Serca i Niepokalanego Serca Maryi błagam Cię o nawrócenie biednych grzeszników”.fatima_cud_slonca
Po tych przygotowaniach nastąpiło objawienie Najświętszej Maryi Panny dnia 13 maja oraz w następnych miesiącach aż do października, kiedy to miał miejsce tzw. „cud słońca”. W chwili objawień Łucja miała dziesięć, Franciszek dziewięć a Hiacynta tylko siedem lat. W trakcie objawień Franciszek widział Maryję, lecz jej nie słyszał, Hiacynta widziała i słyszała, ale nie miała odwagi odezwać się. Łucja natomiast słyszała, widziała i rozmawiała z Maryją. Objawienia miały miejsce zawsze w dzień około południa. Orędzie Najświętszej Maryi Panny przekazane w objawieniach fatimskich dotyczy porzucenia bezbożności i zaprzestanie grzeszenia. Jeśli się ludzie nie nawrócą i nie porzucą grzechu to Bóg ześle kary. Narzędziem kary ma być Rosja.
Warunkiem uniknięcia tych plag jest poświęcenie Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi przez papieża w łączności ze wszystkimi biskupami świata. Inaczej świat zostanie zalany nie tylko przez komunizm, ale również będzie cierpiał od aborcji, eutanazji, rodziny będą prześladowane i rozbijane, niszczony będzie indywidualizm, wolność, prywatność, intymność.
Oprócz Różańca Maryja prosi o wprowadzenie nabożeństwa pięciu pierwszych sobót miesiąca, podczas których katolicy mają przyjmować Komunię w intencji wynagrodzenia za:

– negowanie Niepokalanego Poczęcia NMP,
– negowanie Jej wieczystego dziewictwa,
– negowanie pozycji Maryi, jako matki rodzaju ludzkiego,
– czyny tych, którzy usiłują publicznie wpoić dzieciom obojętność, pogardę lub nienawiść do NMP,
– czyny tych, którzy profanują wizerunki NMP.

To jest treść drugiej tajemnicy fatimskiej. Pierwsza tajemnica dotyczyła wizji piekła, tego, że piekła nie jest puste, że za grzechy tu na ziemi trzeba ponieść karę po śmierci. Pokazane było cierpienie dusz potępionych jak i ohyda, brzydota i budzące przerażenie i rozpacz obrazy demonów.Dzieci_fatimskie
Trzecia tajemnica fatimska była przez pewien czas ukryta na prośbę samej Najświętszej Maryi Panny. To jest sprawa, która budziła najwięcej emocji w tych objawieniach. 13 maja 2000 roku papież bł. Jan Paweł II beatyfikował Franciszka i Hiacyntę oraz upublicznił treść trzeciej tajemnicy fatimskiej.
Ostatnio ukazała się w Polsce książka Antonio Socci pt „Czwarta tajemnica fatimska”, w której autor pokazuje, że trzecia tajemnica fatimska nie została ujawniona, że to, co zostało ujawnione jest tylko częścią przekazu. Całość przekazu Maryi Panny jest nadal w ukryciu.
13 maja 1982 roku w Fatimie, rok po zamachu na swoje życie, bł. Jan Paweł II powierzył siebie i świat Maryi. Dwa lata później, w roku 1984 ponowił treść zawierzenia na placu przed Bazyliką św. Piotra w Rzymie. Czytając tekst daje się zauważyć, że poświęcony jest cały świat. Rosja w tym akcie nie jest wymieniona ani razu i w żadnym miejscu. Trzecią rzeczą jest, że cały akt poświęcony jest „Maryi, Matce” a nie Niepokalanemu Sercu Maryi. W jakiś czas po tym Jan Paweł II wyjaśniał, iż obawiał się: „że słowa te zostałyby zinterpretowane jako prowokacja [pod adresem] władz radzieckich”. Realizacja aktów zawierzenia jest inna niż treść żądań Matki Bożej zapisanych w drugiej tajemnicy fatimskiej. Nie tego oczekuje Maryja Panna.
Trudno nie zauważyć, że to, co obserwujemy w Rosji: morderstwa w imię prawa, zabójstwa dziennikarzy, polityków oraz świat pogrążający się w plagach aborcji, rozwodów, różnych kultów oddalających od Boga, pokazują dobitnie, że dokonane przez bł. Jana Pawła II, a nawet jego poprzedników zawierzenia Maryi, nie zostały przez Nią przyjęte i Jej wezwanie jest wciąż aktualne. Za 4 lata wypada 100-lecie objawień. Maryja wciąż oczekuje, aby dokonać poświęcenia Rosji Jej Niepokalanemu Sercu – nie całego świata, ale konkretnie tego kraju – przez papieża wraz z biskupami świata.
W Polsce są tylko dwa kościoły pod wezwaniem bł. Hiacynty i Franciszka: jeden w Ostródzie a drugi w Kielcach. Kościoły pod wezwaniem Matki Bożej Fatimskiej są prawie w każdym większym mieście: Gdańsku, Lublinie Łodzi, Płocku, Krakowie, Warszawie-Ursus, Tarnowie i innych. Czciciele Matki Bożej Fatimskiej wciąż modlą się o wypełnienie Jej prośby.

 

PIERWOTNIE TEKST  ZOSTAŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM W MAJU 2013 ROKU.

W obronie rozumu

W 2010 roku ponad 900.naukowców podpisało list do ówczesnej minister pracy i polityki społecznej Jolanty Fedak zatytułowany „List otwarty w obronie rozumu”. Reakcja świata naukowego była spowodowana ukazaniem się nowej klasyfikacji zawodów, w której wpisano takie zawody jak wróżbita, astrolog, refleksolog, bioenergoterapeuta czy radiesteta oraz zawodowy żałobnik czy sprzątacz domowy. Napisano w tym liście, że „Uważamy za skandaliczne umieszczenie na tej liście szeregu profesji nie mających nic wspólnego z cywilizacją XXI w., a już na pewno z oficjalnie głoszoną przez Rząd RP ideą tworzenia społeczeństwa opartego na wiedzy”. Użyto też mocniejszych sformułowań w odniesieniu do zestawu nowych zawodów: – „przyczynia się do szerzenia zabobonów i zawiera elementarne błędy”. Komentowano w prasie, zwracając uwagę na to, że wykonujący nowe zawody mają tym samym prawo do bycia bezrobotnymi, mają prawo do zasiłków i formułowania ofert pracy oraz, że może to skutkować wprowadzeniem do powszechnej edukacji podstaw programowych dla szkół oraz standardy wymagań egzaminacyjnych dla tych zawodów. Sygnatariusze listu apelowali do rządzących, aby brali pod uwagę, że „Polska znalazła się w sytuacji, z której wyjście będzie niezwykle trudne. Nie pomogą nam w tym wróżbici i szamani, ale inżynierowie, naukowcy, nauczyciele, lekarze i wszyscy ciężko pracujący ludzie różnych zawodów”. Skutek listu był taki, że ministerstwo wykreśliło z zapisu odniesienie do uzdolnień do działania w obszarze zjawisk nadprzyrodzonych.

Ostatecznie zapis brzmi w następujący sposób: „Astrolodzy, wróżbici i pokrewni badają wpływ poszczególnych planet Układu Słonecznego i gwiazd stałych na środowisko ziemskie, opowiadają o wydarzeniach z przeszłości i przewidują przyszłe zdarzenia w życiu osobistym, korzystając z metod astrologicznych, w oparciu o cechy charakterystyczne dłoni klienta, wylosowane karty lub inne techniki, oraz ostrzegają i dają rady dotyczące przyszłości”.Co prawda w rządowym dokumencie nie ma ani słowa o potrzebie koncesji, o obciążaniu odpowiedzialnością, gdy przepowiednie nie sprawdzą się, nie mówiąc nic o odszkodowaniach za doprowadzenie klienta do niekorzystnego rozporządzenia swoim życiem, pracą, pozycją społeczną i osobistą.

I choć rządowe rozporządzenie dokładnie opisuje kompetencje i obowiązki zawodowe ciążące w Polsce na wróżbitach i osobach uprawiających magię i pokrewne zawody, to zwykły śmiertelnik nie może oprzeć się wrażeniu, że rządowe propagowanie magii jest dziwne i zastanawiające. Jest takie przeświadczenie, że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to zazwyczaj chodzi o kasę.

Telewizyjny program autorski „Po prostu” Tomasza Sekielskiego, dziennikarza TVP1, nie pozostawia żadnych złudzeń. Rynek „przepowiadania przyszłości” dostarcza 2 miliardy rocznie przychodu (dla porównania jest to o pół miliarda więcej niż wynoszą wynagrodzenia wszystkich samorządowców w Polsce). Ci, którzy zaczynają działać na tym rynku szybko bogacą się. Na naiwności i słabości innych. Młoda wróżbitka odpiera w programie ten zarzut, twierdząc, że mamy XXI wiek i każda forma zarobkowania jest dobra. Według przytaczanych w programie danych w ubiegłym roku działało na rynku około 15 tysięcy firm zajmujących się „przepowiadaniem przyszłości” zatrudniających ponad 100 tysięcy osób (w 2000 roku ok. 2000 osób). Z usług wróżbitów w ubiegłym roku skorzystało ok. 3 mln Polaków, w której to liczbie 80% procent stanowią kobiety.W Warszawie na ulicy Miedzianej powstało ogromne wróżbiarskie call center zatrudniające ponad 120 wróżek udzielających telefonicznie porad 24 godziny na dobę. Istnieje uzasadnione podejrzenie, że dla wielu dyżurująca wróżka nie rozłożyła kart a jedynie uruchomiła swoją wyobraźnię. W stolicy działa też Warszawska Szkoła Astrologii, gdzie trzymiesięczny kurs astrologii kosztuje 1200 zł. W całej Polsce można skorzystać z różnych kursów weekendowych (tarota, astrologii) w cenie do 500 zł. Ostatnim hitem są kursy anioła, na których ludzie uczą się o aniołach i nawiązywaniu kontaktu z nimi.
Istniejący kryzys potęguje rozwój tego sektora. Z jednej strony ludzie boją się o swoją kondycję materialną i psychiczną a z drugiej nęcą ich szybkie i wysokie zarobki. Usługi wróżbitów i stawki za nie pobierane kształtują się w następujący sposób:

– wybór kierunku studiów i rodzaju pracy to koszt ok. 250 zł.

– wybór nazwy firmy i daty rozpoczęcia jej działalności to koszt 400-500 zł

– wybór szczęśliwego imienia dla dziecka to tylko 120-150 zł

– wybór partnera życiowego to koszt 200-300 zł.

ogloszenie wrozbityOzarowWielu wróżbitów ma swoje programy w telewizjach lokalnych, wielu prowadzi w Internecie nabór chętnych do usług oczyszczania z klątw na odległość (12 godzin od zaksięgowania opłaty na koncie), uwalniania od uroków, sprzedaży amuletów czy poleca wykonywanie rytuałów przyciągania pieniędzy, na znalezienie pracy, rozbudzania wewnętrznej mądrości i innych. Dla człowieka wierzącego uciekanie się do porad wróżbity, horoskopów, przepowiedni i magii jest grzechem przeciwko pierwszemu przykazaniu Bożemu „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną” i cnocie Nadziei (gdyż pokłada się nadzieje w czymś innym niż Bóg). W Starym Testamencie wróżbiarstwo, wywoływanie duchów, czary były grzechem karanym śmiercią ( Pwt 18,10-12; Kpł 19,31; Kpł 20,27). Patrząc z innej strony, uzależnienie swojego życia od przepowiedni dotyczących przyszłości może, i już bardzo często doprowadziło do uzależnień, zniszczenia wolnej woli, zaburzeń psychicznych, utraty osobowości i wpłynęło destrukcyjnie na życie rodzinne i zawodowe wielu osób. Ma to podobne skutki do uzależnienia od gier hazardowych na automatach, o których pisałam w lutym 2012 roku w Misericordii.
Powinniśmy być bardzo ostrożni.

 

Pierwotnie tekst ukazał się w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w maju 2013 roku

Czym jest modyfikacja genetyczna – GMO?

Czym jest GMO o którym jest tak głośno i wzbudza tak duże emocję? Jest to żywność modyfikowana genetycznie. Czy to jest złe, czy człowiek tak naprawdę nie robił tego od wieków i nie było o to hałasu a teraz jest to problem?

Chodzi o rodzaj modyfikacji genetycznych i to co się wprowadza do roślin. Nie jest problemem modyfikacja genetyczna powodująca większy, szybszy wzrost roślin czy też odporność na mróz.

Nie jest problemem modyfikacja genetyczna powodująca odporność na choroby, ale…
Na czym polega taka modyfikacja?

Dotychczas używało się różnego rodzaju środków owadobójczych „zewnętrznie” (np. opryski) tak teraz używamy ich „wewnętrznie”. Modyfikacja genetyczna polega na „wprowadzeniu” środka owadobójczego go genotypu rośliny. Zjadamy rośliny z wszczepionymi środami owadobójczymi, które dotychczas rozkładały się w warunkach naturalnych lub były usuwane poprzez mycie czy też gotowanie. W przypadku GMO niebezpieczeństwo dla człowieka tak naprawdę nie jest znane, ponieważ należałoby przeprowadzić badania trwające pewnie 20 lat albo i dłużej by stwierdzić wpływ takich roślin na zdrowie ludzi. Na tak długi czas firmy produkujące roślinność GMO po prostu nie stać. Są doniesienia prasowe, że żywność GMO powoduje choroby i jest szkodliwa dla ludzi jak i dla zwierząt.

http://www.alert-box.org/gmo/nowe-przelomowe-wyniki-badan-zostaly-opublikowane/

 

Kinsey i sex

W ‘Raporcie o mężczyźnie’ (1948) Kinseya znajduję się pierwsza i jedyna grupa danych doświadczalnych mająca rzekomo dowodzić, że niemowlęta i dzieci mogą odczuwać zadowolenie i odnosić korzyści z pożycia seksualnego, szczególnie z dorosłymi. Jest to podstawowy zestaw danych, na których opiera się część naukowego świata zajmującego się seksuologią, a także i ruch pedofilski w swoim dowodzeniu, że dzieci są istotami seksualnymi. Stanowi to obecnie, wraz z innymi pomysłami Kinseya, integralną część nowoczesnych programów edukacji seksualnej.
Informację Kinseya o seksualności dzieci zostały rzekomo uzyskane w taki sam sposób, jak wszystkie jego pochodzące z 1948 roku dane statystyczne dotyczące seksualności – za pomocą wywiadów przeprowadzonych z 5300 mężczyznami ( w tym z 212 młodocianymi). Jego przełomowe dane eksperymentalne na temat seksualnej reakcji u dzieci pochodziły jakoby z ‘relacji’ i ‘zapisów’ tych, z którymi przeprowadzono wywiady – przede wszystkim dziewięciu mężczyzn (kilku ‘technicznie wyszkolonych’), którzy oralnie i manualnie masturbowali niektóre z kilkuset niemowląt i dzieci (w wieku od 2 miesięcy do 15 lat), usiłując wywołać u nich ‘orgazm’.
Kinsey ujawnił niewiele na temat składu całej próby mężczyzn, z którymi przeprowadzano wywiady, a która to próba winna być reprezentatywna dla populacji mężczyzn w Stanach Zjednoczonych. Obecnie wiadomo już, że była w niej nadreprezentacja seksualnych przestępców, pedofilów i ekshibicjonistów, a znaczną część badanych (przypuszczalnie 25%) stanowili więźniowie. Nawet te osoby, które zgłosiły się ochotniczo do badań Kinseya, przejawiały, jak się okazało, skłonności do niekonwencjonalnych zachowań seksualnych. Kinsey o tym wiedział, ale ukrył te fakty. Zdefiniował „normę” seksualności męskiej posłużywszy się w badaniach próbą obciążoną błędem systematycznym – i jego definicja została uznana za powszechnie obowiązującą.
Populacja, z którą przeprowadzono wywiady, była świadomie dobrana w sposób niereprezentacyjny. Dobrze byłoby rozpatrzeć także osobiste inklinację Kinseya. Obie te kwestię są ważne, ponieważ odkrycia Kinseya do pewnego stopnia ustanowiły społeczne normy zachowań ludzi. Olbrzymia reklama i bezkrytyczna aprobata, które towarzyszyły wprowadzeniu na rynek książek Kinseya, prawdopodobnie wyzwoliły „pierwszą falę rewolucji seksualnej”. Według seksuologa Mortona Hunta Kinsey stał się „ gigantem, który dźwiga na swoich barkach późniejszych badaczy seksu”. W jego mniemaniu rozróżnienie dobrego i złego, legalnego i nielegalnego, akceptowanego i nie do przyjęcia zachowania ludzi w dziedzinie seksu były kulturowo narzuconymi, sztucznymi dystynkcjami. Kinsey powiedział wyraźnie: każda aktywność seksualna – łącznie z seksualnymi stosunkami z dziećmi – jest naturalna, zatem normalna. Utrzymywał, że pewne jej rodzaje są jednak niesprawiedliwie piętnowane z powodu „społecznych ograniczeń i zakazów”.
Wyznawana przez Kinseya koncepcja seksualności – traktowanej jako naturalna nieprzerwana ciągłość, obecna od urodzenia do śmierci i obejmująca heteroseksualność, biseksualność i homoseksualność, co ucieleśnia tzw. skala Kinseya – jest obecnie przyjęta niemal powszechnie przez akademickich seksuologów i propagowana przez parafialne, państwowe i prywatne kursy edukacji seksualnej oraz wykorzystywana w popularnych programach.
Jednakże badania Kinseya, na których to wszystko jest oparte nie mają naukowej wartości. Co więcej, metodologia doświadczeń nad seksualnością dzieci, którą Kinsey opisuję, jest niewłaściwa – część, która rzekomo miała być ‘wywiadem’, jest wyraźnie potwierdzeniem uprzednio przyjętego założenia lub działalnością seksualnych przestępców( w przeciwnym razie jest fałszem). To smutne, że trzeba było czterdziestu lat, aby te fakty zostały ujawnione. Co smutniejsze – być może Kinsey i jego zespół sami byli bezpośrednio zaangażowania w działania o wątpliwej legalności.
Jakie odkrycia przedstawia zespół Kinseya w „Raporcie o kobiecie” z 1953 roku, dotyczącym seksualności kobiet? Te dane – uzyskane z wywiadów przeprowadzonych z ponad 5900 kobietami – były opublikowane pięć lat po badaniach na temat seksualności mężczyzn.
Kinsey i jego współpracownicy poddali badaniu nielosowe próby statystyczne, zupełnie niereprezentatywne dla kobiet amerykańskich, choć tytuł tej publikacji „Sexual Behavior in the Human Female” wyraźnie sprawiał wrażenie, że odkrycia dotyczące zachowań seksualnych odnoszą się do całej populacji kobiet USA. W taki właśnie sposób rezultaty badań zostały podane do publicznej wiadomości, tak zostały przyjęte przez media i następnie przez społeczeństwo. Teza, że stosunki przedślubne pomagają kobietom odnaleźć się w przyszłym życiu małżeńskim była zapewne najlepiej zapamiętanym wnioskiem Kinseya – wcale nie popartym jego własnymi danymi.
Jednakże najpoważniejsze odkrycie Kinseya, niemal zupełnie przeoczone lub zignorowane w tamtym czasie, dotyczą seksualności dziewczynek. Kinsey doszedł do następujących wniosków, które – mimo iż są wstrząsające – milcząco podzielają czołowi współcześni seksuolodzy:

1. Kontakty seksualne dorosłego człowieka z dziewczynką prawdopodobnie nie robią jej „żadnej widocznej krzywdy, jeżeli nie niepokoi to jej rodziców”.
2. Wydaje się nieprawdopodobne, żeby kontakty seksualne z mężczyznami powodowały u dziewczynek fizyczną szkodę. Zdarzyło się ‘kilka przypadków krwawienia z pochwy[w rezultacie tych kontaktów], co jednak nie wydawało się powodować żadnego widocznego uszkodzenia’. Trzeba, aby społeczeństwo nauczyło się rozpoznawać, kiedy fizyczne kontakty seksualne pomiędzy mężczyznami i dziewczynkami są nieszkodliwe.
3. Wszelka krzywda dziecka wynikająca z kontaktów seksualnych z dorosłymi jest zwykle zawiniona przez niewłaściwą reakcję ze strony zahamowanego społeczeństwa. ‘Niektórzy bardziej doświadczeni badacze problemów młodzieżowych doszli do przekonania, że emocjonalne reakcję rodziców, policji i innych dorosłych, którzy dowiadują się o takich kontaktach [seksualnych] dziecka, mogą zaniepokoić dziecko bardziej niż same te kontakty’.

Zespół Kinseya doniósł, że kontakty dorosłych z dziewczynkami przed okresem dojrzewania – nawet we wrogim środowisku społecznym lat czterdziestych, które było nimi niestosownie ‘zaniepokojone’ – ‘mogły pozytywnie wpłynąć na ich późniejszy rozwój seksualny i społeczny.
Dzisiaj społeczeństwo i media generalnie nie są świadome tych wniosków Kinseya, a socjologowie akademiccy zwykle bardzo ostrożnie się na nie powołują, mając – jak to określił John Leo z pisma Time – „tyle rozumu”, żeby „zachować umiar” w przedmiocie seksu uprawianego z dziećmi.
Kinsey zgromadził w swoich badaniach kobiet nieznaną liczbę danych dotyczących stosunków kazirodczych i dzisiaj dwaj jego czołowi współautorzy czynią rozbieżne uwagi o tym materiale. W publikacji, którą zaliczyć można do dziedziny przemysłu pornograficznego, Wardell Pomeroy pisze: ”odkryliśmy wiele pięknych i wzajemnie satysfakcjonujących relacji pomiędzy ojcami i córkami”. Według tego zaś, co pisze Paul Gerhard, w swoim liście do Judith Reisman, kazirodztwo prawie nie zwróciła naszej uwagi, ponieważ było „zbyt mało takich przypadków”. Przy tym każdy z autorów fałszywie utrzymywał, że badana była ‘próba losowa’ albo ‘próba przekrojowa’ społeczeństwa.
Kolejną intrygującą zagadką badań Kinseya jest rzekoma obserwacja orgazmu u siedmiu dziewczynek w wieku poniżej 4 lat. Nigdy nie ujawniono tożsamości ani dziewczynek ani obserwatorów.
Sprawdzeniem każdej teorii – a zwłaszcza teorii dotyczącej seksualności człowieka – jest to, jak się ona ma do rzeczywistości. Według tego kryterium dane Kinseya dotyczące występowania homoseksualizmu w społeczeństwie USA, zgodnie z którymi 10% białych mężczyzn jest w mniejszym lub większym stopniu homoseksualistami (5 lub 6 punktów na skali Kinseya) przez co najmniej 3 lata pomiędzy 16 a 55 rokiem życia, a 4% (6 punktów) – przez całe życie od okresu dojrzewania, teraz okazują się błędne.
Pierwszy sprawdzianem dla danych Kinseya – historią nieuczciwości naukowej, o której nigdy dotąd się nie mówiło – było badanie przeprowadzone przez znakomitego psychologa Abrahama Maslowa. Początkowo współpracując z Kinseyem, gdy badania jeszcze były w toku, Maslow sprawdzał, czy próba nie była obciążona błędem systematycznym. Kiedy było gotów udowodnić Kinseyowi, że jego ochotnicy nie stanowią typowej pod względem seksualnym próby, Kinsey odwrócił się plecami do swojego kolegi i jego opinii i z premedytacją zignorował informację, która podważała wiarygodność wyników jego badań. Opublikowane opracowanie Kinseya celowo prezentowało niewłaściwą interpretację wersji Maslowa.
Drugi sprawdzian jest chyba bardziej dramatyczny. Obecnie na światło dzienne wyciągnięto informację, zgodnie z którą liczba przypadków zachorowań na AIDS szacowana była w oparciu o badania z 1940 roku – tj. przed rewolucją seksualną – i ta prognoza zawyża liczbę homoseksualistów o kilkaset procent nawet w 40 lat później, w odniesieniu do społeczeństwa znacznie bardziej „wyzwolonego” seksualnie!
Przyjrzenie się metodom Kinseya może pomóc w wyjaśnieniu rozbieżności między występowaniem AIDS i wyobrażeniem o występowaniu AIDS. Uzyskane dane zostały odniesione do całego społeczeństwa USA, choć pochodzą z nadreprezentacji, jaką w próbie eksperymentalnej stanowili mężczyźni z doświadczeniem homoseksualnym, a ponadto są rezultatem błędnych metod analizy. Statystyki występowania homoseksualizmu stworzono na podstawie grupy, której 20-25% badanych miało kontakt z więzieniem, a co najmniej 5% – to męskie prostytutki. Korzystając z tych samych technik, z pomocą których Kinsey starał się wykazać, że 13% męskiej populacji to ‘głównie homoseksualiści’, równie dobrze mógł udowodnić, że 100% badanych jest heteroseksualistami.
Być może jednym z powodów niechętnego stosunku do weryfikacji oryginalnych danych Kinseya jest obawa przed ujawnieniem, w jakim stopniu jego ocena zjawiska homoseksualizmu jest błędna. Dwie najnowsze publikację – jedna z nich jak na ironię opracowania przez Instytut Kinseya w 1970 roku, lecz wydana w dopiero w 1989 roku – zawiera dane, z których wynika, że wyłączny homoseksualizm jest w społeczeństwie czymś niezwykłym.

Na podstawie „Kinsey – sex i oszustwo”; Fundacja Pomocy Antyk, „Wydawnictwo Antyk Marcin Dybowski” Rozdział I str. 67-69 oraz str. 134 i 325-326 z rozdziału II i VI.

Eutanazja zwierząt

 

Potworek językowy funkcjonujący w otaczającej nasz rzeczywistości. Pod pojęciem „eutanazji” rozumiane było spowodowanie śmierci osoby na jej wyraźne życzenie. Nie wnikam tu w ocenę takiego działania tylko o jej zakres. Dotyczy eutanazja tylko ludzi i występuje tylko na życzenie, prośbę czy usilne naleganie osoby na której ma być dokonana. Pisząc tą informację poszukałem definicji eutanazji. Dziś definiuje się ją tak: eutanazja «spowodowanie śmierci osoby nieuleczalnie chorej wywołane współczuciem» wg internetowego słownika języka polskiego – http://sjp.pwn.pl/slownik/2557257/eutanazja.
Definicja taka niesie dla nas duże niebezpieczeństwo. Nie daj Boże zapadniemy na chorobę nieuleczalną, co jest dosyć częstym zjawiskiem a nie musi być związane z szybką śmiercią. Z wieloma chorobami nieuleczalnymi można żyć latami stosując większe lub mniejsze wymagania higieny, zachowania czy też diety. Przedstawiając swoją dolegliwość najbliższym czy też innym osobom narażamy się na możliwość iż kierowani współczuciem mogą dokonać na nas eutanazji. Definicja jest mętna bo z drugiej strony jasno jest powiedziane, że „spowodowanie śmierci osoby”. Zwierzę nie jest osobą. Pod względem językowym mamy osoby i rzeczy; zwierzęta już nie są rzeczami zaczynają być określane jak osoby. Eutanazja przestała być śmiercią na życzenie.

Mamy tu przykład uczłowieczania zwierząt, stanowienia praw dla nich(a gdzie są ich obowiązki?), zrównywania zwierząt z ludźmi. Zjawisko które narasta z każdym rokiem.

Dojrzewanie w oczach antropologów

Pierwsze obyczajowe tabu naszej kultury pękło po opublikowaniu przez młodą amerykańską badaczkę Margaret Mead pracy dotyczącej obyczajów panujących na archipelagu Samoa. Mead przebywała na Samoa w 1925 roku, swoją publikację zatytułowała Dojrzewanie na Samoa. Wynikało z niej jasno, że mieszkańcy wysp za nic mają rygory moralne, a współżycie z wieloma partnerami i partnerkami jest obyczajową normą. Swoboda ta nikogo nie krępuje, wszyscy są szczęśliwi i czują się wolni. Młoda antropolożka zachwyciła się tym rajskim życiem i prawdę o nim przeniosła wprost do skostniałego purytańskiego świata białych Amerykanów. Wielu uczonych z radością powitało te rewelacje i uznało je za objawienie. Przez całe dziesięciolecia wierzono, że wśród „dzikich” panuje nieskrępowana konwenansami swoboda obyczajowa, a monogamia zachodniej cywilizacji to wynik wiary w grzech pierworodny. Nie wiadomo właściwie, dlaczego akurat w grzech pierworodny, bo przecież inne monoteistyczne religie także zabraniają rozwiązłości i regulują ostro sprawy seksu, a o grzechu pierworodnym nie wspominają.
Publikacja Margaret Mead nie uwolniła Zachodu z ciasnego gorsetu surowych obyczajów, ale wyznaczyła kierunek, w którym przez następne dziesięciolecia rozwijała się myśl wielu uczonych zajmujących się antropologią. Ich badania dążyły wprost do sformułowania takiej mniej więcej konkluzji: skoro „dzicy” mogą i jest to u nich naturalne, to my też możemy i to także będzie naturalne. Niepokój co do autentyczności zachowań ludzi cywilizowanych w sferze seksu został na razie zasiany w głowach uniwersyteckiej elity.
(…)
Margaret Mead i jej osiągnięcia naukowe zostały wprost wyśmiane w roku 1983 przez australijskiego badacza Dereka Freemana z uniwersytetu w Canberze, który mieszkał wśród Samoańczyków i prowadził tam badania prawdziwe, a nie symulowane. Na ich podstawie dowiódł, że życie tych ludzi w niczym nie przypomina tego, co znajduje się w książkach Mead. Mieszkańcy Samoa żyją w świecie regulowanym bardzo surowymi zasadami moralnymi, nie ma tam mowy o jakichś nieodpowiedzialnych zachowaniach seksualnych. Freeman dotarł także do kobiety, która przed półwieczem udzielała informacji amerykańskiej badaczce. Przyznała ona, że wraz z koleżanką miały niezłą zabawę, odpowiadając na pytania młodej białej kobiety, która przyjechała na wyspy z gotową tezą do udowodnienia. Nikt dziś nie traktuje poważnie badań Margaret Mead, nie mają one żadnej wartości naukowej.

Jest to fragment artykułu umieszczonego w 2009 roku na portalu 02.pl

Mamy to pokazane na czym opiera się tzw „rewolucja seksualna” Zachodu. Widać, że walka z cywilizacją łacińska jest bez pardonu i stosowane są wszelkie możliwe chwyty. Poza tym pokazuje, że wielu naukowców czy też osób które za takie chcą uchodzić, daje się oszukać czy też nabrać bardzo prostym ludziom. Panią Mead, jej rozmówczyni proste a pewnie i prymitywne dziewczynki okłamały w sposób koncertowy i kłamstwa te były podłożem do do zanegowania dorobku wielu stuleci cywilizacji łacińskiej.

Dialog

Do Soboru Watykańskiego II określenie „dialog” nie było znane ani używane w dokumentach kościelnych. A w dokumentach SWII występuje dwadzieścia osiem razy.

Czym jest dialog?

W dniu dzisiejszym dialogiem określamy „pertraktacje, targi mające na celu zbliżenie stanowisk”. Z  tak rozumianego dialogu wynika, że strony uczestniczące w dialogu (może ich być więcej niż dwie, ale nie może ich być mniej) są sobie równe. Wynika z tego również, że efekt końcowy dialogu jest efektem ustąpienia z jakichś swoich wymagań czy oczekiwań.

Panuje przekonanie, że współczesny człowiek jest zdolny do uczestniczenia w dialogu i jest to jego prawo. Dialog jest traktowany jako współczesny dogmat obowiązujący nie tylko w Kościele ale i w życiu świeckim. Warunkiem uczestnictwa w dialogu przestała być wiedza czy też doświadczenie ale jest prawem człowieka. Skutek jest taki, że ignorancję oraz fałsz stawia się na równi z prawdą, wiedzą czy doświadczeniem.

W dialogu często dochodzi do trudności dla zadającego pytania. Ludzka inteligencja może być zdolna do sformułowania wątpliwości a z drugiej strony nie być zdolna pojąć rozumowania które te wątpliwości wyjaśniają. Zauważone to zostało już przez św. Augustyna. Wiąże się to z rozdźwiękiem między możnością a aktem. Z tego powstaje paralogizm: „wszyscy ludzie mają możność poznania prawdy, więc wszyscy ludzie znają prawdę”.

Dialog nie ma racji bytu ani w Kościele Katolickim ani w pedagogice. Kościół ma nauczać wiary czyli przekazywać prawdy które są dla człowieka niedostępne a zostały objawione tylko Kościołowi. Tu nie ma miejsca na dialog gdyż po pierwsze ewentualni uczestnicy nie są równymi partnerami do dialogu. Grzeszny, słaby i nie mający wiedzy człowieka nie jest żadnym partnerem dla Kościoła. Nie ma możliwości dialogu między św. Tomaszem a Ferdkiem Kiepskim. Poza tym Kościół głosi to co objawił sam Bóg, dlatego tu nie ma z czym dyskutować, nie ma jakiegoś zbliżania stanowisk. To On objawił, to czego od nas żąda lub wymaga, i to ma być realizowane.

Dialog we współczesnym Kościele nie jest dialogiem katolickim, gdyż:

  1. Spełnia on funkcję poszukiwawczą – tak jakby Kościół nie posiadał prawdy, nie miał powierzonego głoszenia Bożego Objawienia lecz poszukiwał prawdy w dialogu,
  2. Zakłada się, że uczestnicy dialogu są sobie równi, nie pamiętając, że wiara pochodzi od samego Boga
  3. Przyjmuje się, że wszystkie stanowiska wynikające z rozmaitych filozofii są jednakowo uprawnione do uczestnictwa, bez względu na głoszone zasady, nawet te uniemożliwiające dalszy dialog.
  4. Zakłada się że dialog jest zawsze owocny, że „nikt nie musi z niczego rezygnować”, jakby błąd lub dialog zwodniczy chcący zaszczepić błąd nie mógł się pojawić.

Czytając Iota Unum