Pseudoekumenizm

 

W książce Koń trojański podane jest prawdziwe znaczenie pojęcia ekumenizm oraz o wielu jego niebezpieczeństwach, fałszywych interpretacjach w okresie posoborowym. Uzasadniony postulat, by nie widzieć w schizmatykach, protestantach, żydach, muzułmanach, hinduistach czy buddystach tylko wrogów, nie podkreślać wyłącznie ich błędów, ale zauważać także pozytywne elementy ich religii, był pierwotnie treścią ekumenizmu. To, że stosunek Kościoła do schizmatyków i do protestantów jest różny, podkreślił już w swojej pierwszej encyklice Ecclesiam Suam papież Paweł VI. Ci pierwsi są tylko schizmatykami, natomiast od protestantów dzielą nas kwestie dogmatyczne. Tym bardziej stosunek wobec wszystkich niechrześcijan jest jeszcze inny. Występują tutaj duże różnice w zależności od tego, czy idzie o monoteistów, jak w przypadku żydów i muzułmanów, czy też o religie, które nie są monoteistyczne. Mimo całej ekumeniczności podtrzymano jednak żądanie, by chcąc osiągnąć jedność, nie iść na żadne kompromisy, które groziłyby odstąpieniem choćby na jotę od depositum catholicae fidei.

Interesuje nas przede wszystkim stosunek wobec żydów. Właśnie z nimi łączy nas silna więź, o ile Stary Testament uznaje się także za prawdziwe objawienie Boga, z drugiej strony jednak dzieli nas jedyna w swoim rodzaju sprzeczność, ponieważ zaprzeczają oni objawieniu Boga w Chrystusie i widzą w tym objawieniu swoiste fałszerstwo.

Tymczasem błędnie rozumiany ekumenizm – choroba, którą można by nazwać mianem pseudoekumenizmu – spowodował najbardziej zaskakujące rezultaty. Powszechna jest dziś w Kościele tendencja, by religię żydowską traktować jak równoległą drogę do Boga, choć być może jest ona nieco mniej doskonała od chrześcijańskiej. Twierdzi się oto, iż nie powinno się nawracać żydów, lecz należy pozwolić im iść własną drogą, zachowując dla nich respekt i szacunek.

Ten pogląd pozostaje w jednak w radykalnej sprzeczności ze słowami Chrystusa i intencją apostołów. Czyż Chrystus nie wyrażał w wielu miejscach bólu z powodu tego, że żydzi Go nie poznali? Czyż apostołowie i uczniowie nie byli żydami, którym On głosił objawienie Boże? Czyż święty Piotr nie powiedział do Chrystusa – w odpowiedzi na jego pytanie: za kogo mnie uważacie? – Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego [65]. A czy pierwszym zadaniem apostołów po Zesłaniu Ducha Świętego nie było nawrócenie żydów do pełnego objawienia chrześcijańskiego? Kiedy żydzi pytali apostołów: Cóż mamy czynić, bracie?, św. Piotr odrzekł: Nawróćcie się i niech każdy z was ochrzci się[66]. Czyż św. Paweł nie mówił o nawróceniu żydów jak o wielkim celu i czyż nie powiedział: Odcięto je na skutek ich niewiary[67] i dalej: A i oni, jeżeli nie będą trwać w niewierze, zostaną wszczepieni[68]. Czyż fakt, iż Nowy Testament jest wypełnieniem Starego, nie jest przekonaniem oczywistym dla wszystkich katolików, a także dla protestantów? Ten związek z religią mojżeszową jest więc o wiele głębszy aniżeli uznanie Starego Testamentu za objawienie Boże.

Abstrahując od tej sprzeczności ze słowami Chrystusa i apostołów, ba, z całym nauczaniem Kościoła, omówiony powyżej pogląd jest największym dowodem braku miłości do żydów.

Najgłębszym wyrazem prawdziwej miłości bliźniego jest troska o jego zbawienie wieczne. Dlatego nie powinno się być obojętnym wobec żadnego człowieka, lecz trzeba w nim dostrzec żywy element mistycznego Ciała Chrystusa lub katechumena in spe. Niech nikt nie mówi: można przecież osiągnąć zbawienie poza Kościołem, czy to protestant, czy jako niechrześcijanin, jest to przecież dogmat zdefiniowany już na I Soborze Watykańskim. Zapewne, ale to niczego nie zmienia w nakazie Chrystusa: Idźcie tedy i nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je, tym bardziej gdy weźmie się pod uwagę ogromne znaczenie uwielbiania Boga w Prawdzie, w Chrystusie, per ipsum, cum ipso, et in ipso[69]. Nieskończona wartość glorificatio Boga zawiera się przecież w prawdziwej wierze, w więzi z Bogiem poprzez łaskę uświęcającą i wszelkie sakramenty. A tego posłania apostolskiego, które wypływa z prawdziwej miłości Chrystusa, nie można oddzielić od budowanej wyłącznie na Nim prawdziwej miłości bliźniego. Gdy miejsce prawdziwej miłości zajmuje uprzejmy szacunek – jest to typowy przypadek zeświecczenia[70].

Jeszcze gorszą rzeczą jest uznawanie przyporządkowania Starego Testamentu Nowemu. Czy Chrystus jest tym Mesjaszem, o którym mówi Izajasz, czy jest Synem Boga, który zbawił ludzi? Jeżeli tak, to oczekiwanie innego Mesjasza jest oczywistym błędem, a nie równoległą drogą do Boga. W świetle prawdy, przed Bogiem twierdzenie przeciwne jest zdradą Chrystusa i zaprzeczeniem faktu, iż Stary Testament jest istotną chrześcijańskiego objawienia. Czy Chrystus jest Synem Bożym, Synem Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba? Czy jest obiecanym przez Boga Zbawicielem? Czyż Chrystus nie rzekł: Abraham rozradował się z tego, że ujrzał mój dzień[71], zaś w innym miejscu: Nie przyszedłem znieść [Prawa], ale je wypełnić[72]?

Jak to możliwe, że pseudoekumenizmu przyniósł owoce, które pozostają w tak skrajnej sprzeczności z Ewangelią, apostołami i nauczaniem Kościoła? Jeżeli oficjalne stanowisko wobec nawracania żydów pozostaje w jaskrawej sprzeczności z całą Ewangelią i z listami św. Pawła, to powszechna dziś gotowość do przyjęcia niekatolika na łono Kościoła świętego stanowi tak samo radykalny sprzeciw wobec Ewangelii. Wielu teologów, duszpasterzy, a nawet misjonarzy reprezentuje pogląd, jakoby nawrócenie pojedynczego człowieka na katolicyzm nie było ich prawdziwym zadaniem, jest nim natomiast połączenie się z Kościołem katolickim jakiejś religijnej wspólnoty jako całości, przy czym nie musi ona zmieniać swej wiary. Jest to jakoby celem prawdziwego ekumenizmu. Pojedynczemu protestantowi, muzułmaninowi lub hindusowi, który chciałby dokonać konwersji w prawdziwym sensie tego słowa, należy ponoć powiedzieć: stań się lepszym protestantem, lepszym muzułmaninem, lepszym hindusem.

Czy ci teologie, księża i misjonarze nigdy nie czytali Ewangelii? A może zapomnieli, iż Chrystus przed Wniebowstąpieniem powiedział: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony[73].

Ten wytwór pseudoekumenizmu łączy w sobie wiele ciężkich błędów. Jest on, po pierwsze, jawnym ignorowaniem polecenia Chrystusa. Po drugie, w stosunku do niechrześcijan stanowi nieszczęsne lekceważenie objawienia Bożego. Udaje się, że objawienie Boże w Chrystusie oraz Jego śmierć na krzyżu były czymś zbytecznym. Albowiem z punktu widzenia pseudoekumenizmu wszyscy, jeżeli żyliby zgodnie ze swoją wiarą, zostaliby zbawieni. Dotyczy to także żydów. Po trzecie, tkwi w tym absolutny brak zainteresowania prawdą. Pytanie która religia jest prawdziwa, nie odgrywa już żadnej roli. Ignoruje się ostateczną powagę prawdy, będącą podstawą każdej religii.

Tym samym niszczy się istotę, rację bytu Kościoła świętego, ba, całej religii chrześcijańskiej. Nauczanie Kościoła jest bądź to głoszeniem prawdziwego objawienia Bożego – objawienia Chrystusa, absolutnego i bezwarunkowo prawdziwego, bądź też jest ono niczym.

Z tym też wiąże się, po czwarte, eliminacja chwały Boga, glorificatio. Jakąś rolę odgrywa jeszcze jedynie zbawienie, salvatio. Wskazaliśmy na to już wcześniej: Bóg wielbiony jest w Prawdzie, co stanowi Jego gloryfikację. Przestaje ona jednak mieć znaczenie, gdy z nieskończonego miłosierdzia Bóg daruje szczęśliwość wieczną także człowiekowi, którzy nie jest częścią Corpus Christi Mysticum[74]. Tak samo nie dostrzega się glorificatio Boga poprzez świętych, oni bowiem mogą istnieć tylko w świętym Kościele, w absolutnym naśladownictwie Chrystusa.

Wreszcie, po piąte, w postawie takiej przejawia się w najwyższym stopniu depersonalizacja i kolektywizm, przy czym nie odgrywa już żadnej roli indywidualna osoba, lecz tylko wspólnota. Pojedynczy człowiek nie potrzebuje już nawrócenia, nie musi być prowadzony z ciemności do światła, nie musi w pełni przyjąć objawienia Chrystusa, nie musi mieć udziału w nadprzyrodzonym życiu w łasce poprzez chrzest ani doznawać strumienia Łask za pośrednictwem sakramentów. Pożądana jest jedynie zewnętrzna jedność wszystkich wspólnot religijnych. Jednak takie połączenie nigdy nie doprowadzi do prawdziwej jedności, pozostanie tylko sumą dodanych części. Dążenie to jest typowym skutkiem takiego oto ciężkiego błędu: przedkładania jedności nad prawdę (o czym będzie mowa nieco później). Czyż nie dostrzega się, że to zewnętrzne połączenie nie byłoby żadną gloryfikacją Boga i w żaden sposób nie stanowiłoby spełnienia uroczystego polecenia Chrystusa i Jego modlitwy Ut unum sint[75]?

Apostolstwo należy do istoty Kościoła świętego, oznacza ono nawracanie każdej pojedynczej duszy, która w oczach Kościoła znaczy więcej niż los jakiejś naturalnej wspólnoty. Apostolstwo jest koniecznym owocem zarówno miłości Boga, jak i prawdziwej miłości bliźniego. Miłość Boga nakazuje Kościołowi, ale i każdemu prawdziwemu chrześcijaninowi, przyciągnąć każdego człowieka do pełnego światła wiary, którą stanowi nauczanie Kościoła świętego. Każdy chrześcijanin winien pragnąć, by wszyscy poznali objawienie Chrystusa i dali prawdziwe świadectwo wiary, by wszyscy ugięli kolana przez Jezusem Chrystusem. Tego samego wymaga prawdziwa miłość bliźniego. Jakże mogę kogoś kochać i nie pragnąć, by poznał Jezusa Chrystusa, Syna Bożego jednorodzonego i Epifanię Boga, aby nie został pociągnięty do Jego światłości, by wierzył w Niego i kochał Go, ba, by wiedział, że jest przez Niego kochany? Jakże mogę kochać bliźniego, nie życząc mu największego szczęścia – uszczęśliwiającego spotkania z Jezusem Chrystusem już na Ziemi? Jak mógłbym zadowolić się tym, iż nieskończone miłosierdzie Boże, być może, mimo błędnej wiary lub niewiary danego człowieka wykluczyłoby go ze szczęśliwości wiecznej?

Doprawdy, wszelkie uczynki miłości bliźniego są ulotne, jeżeli nie interesuje mnie znalezienie przez niego Boga prawdziwego, jego uczestnictwo w mistycznym Ciele Chrystusa, jeżeli pozostanę obojętny wobec tego najwyższego dla niego dobra.

Widzimy, do jak strasznych błędów może doprowadzić pseudoekumenizm i do jakich niestety już doprowadził. Nie ma on nic wspólnego z duchem prawdziwego ekumenizmu, ba, jest z nim w radykalnej sprzeczności.

 

 

Spustoszona winnica; Dietrich von Hildebrand; Wyd. Fronda, Warszawa 2000; rozdz.9 Pseudoekumenizm


[65]Mt 16,16.
[66]Dz 2,37-38.
[67]Rz 11,20.
[68]Rz 11,23.
[69]Per ipsum, cum ipso, et in ipso (łac.) – przez Niego, z Nim i w Nim; słowa kończące modlitwę eucharystyczną.
[70]Zajmiemy się tym w drugiej części.
[71]J 8,56.
[72]Mt 5,17.
[73]Mk 16,15-16.
[74]Corpus Christi Mysticum (łac.) – Mistyczne Ciało Chrystusa; Pawłowe określenie Kościoła.
[75]Ut unum sint! (łac.) – „Aby wszyscy stanowili jedno” (J 17,21).

Błędy Marcina Lutra

1. Heretyckim poglądem, ale napotykanym jest to, że sakramenty Nowego Przymierza dają łaskę usprawiedliwiającą tym, którzy nie stawiają przeszkody.
2. Przeczyć temu, że u dziecka po chrzcie pozostaje grzech to jest tyle, co znieważać [naukę] Pawła i Chrystusa.
3. Zarzewie grzechu, nawet jeżeli nie ma żadnego aktualnego grzechu, przeszkadza duszy wychodzącej z ciała wejść do nieba.
4. Niedoskonała miłość zbliżającego się do śmierci niesie ze sobą z konieczności wielki lęk, który sam przez się wystarcza, by spowodować karę czyśćca i przeszkadza wejściu do królestwa.
5. To, że są trzy części pokuty – żal, wyznanie i zadośćuczynienie – nie jest oparte ani na Piśmie Świętym ani na nauce dawnych świętych doktorów chrześcijańskich.
6. Żal, do którego prowadzi roztrząsanie, pozbieranie i wstręt do grzechów, wskutek którego ktoś w goryczy swej duszy (por. Iz 38, 15) wspomina minione życie, ważąc ciężar grzechów, ich wielkość, szkaradność, utratę szczęśliwości wiecznej oraz oczekujące na niego wieczne potępienie, taki żal czyni człowieka obłudnikiem, a nawet większym grzesznikiem.
7. Całkiem prawdziwe i lepsze od wszystkich nauk podanych dotąd o żalu jest powiedzenie: „Zresztą nie czynić zła jest najwyższą pokutą; najlepszą pokutą jest nowe życie”.
8. Żadną miarą nie odważaj się wyznawać grzechów powszednich ani nawet wszystkich śmiertelnych, ponieważ niemożliwe jest, abyś poznał wszystkie śmiertelne. Stąd w pierwotnym Kościele wyznawano tylko publiczne grzechy śmiertelne.
9. Gdy chcemy wszystko bezwarunkowo wyznać, nic innego nie czynimy jak to, że miłosierdziu Bożemu nic nie chcemy pozostawić do przebaczenia.
10. Nikomu nie są odpuszczone grzechy, jeśli nie wierzy, że są mu odpuszczane, gdy odpuszcza kapłan; owszem grzech pozostawałby, gdyby nie wierzył, że został odpuszczony; albowiem nie wystarcza odpuszczenie grzechu i udzielenie łaski, lecz należy jeszcze wierzyć, że jest odpuszczony.
11. Żadną miarą nie ufaj, że jesteś rozgrzeszony ze względu na twój żal, lecz ze względu na słowo Chrystusa: „Cokolwiek rozwiążesz itd. (Mt 16, 19). Stąd, powiadam, ufaj, jeśli otrzymałeś rozgrzeszenie kapłana i wierz mocno, że jesteś prawdziwie rozgrzeszony, jakkolwiek nie przedstawiałaby się sprawa żalu.
12. Jeśli – co niemożliwe – wyznający (grzechy) nie żałował albo kapłan nie rozgrzeszał poważnie, tylko dla żartu, jeśli jednak wierzy, że został rozgrzeszony, to z całą pewnością jest rozgrzeszony.
13. W sakramencie pokuty i uwolnieniu od winy Papież lub biskup nie czyni więcej niż najniższy kapłan; owszem, gdzie nie ma kapłana, to samo czyni jakikolwiek chrześcijanin, nawet kobieta i dziecko.
14. Nikt nie musi odpowiadać kapłanowi, czy żałuje, ani kapłan pytać.
15. Wielki jest błąd tych, którzy do sakramentu Eucharystii przystępują, polegając na tym, że się spowiadali, że nie poczuwają się do jakiegoś grzechu śmiertelnego, że odmówili wcześniej swoje modlitwy i uczynili przygotowanie; ci wszyscy sąd wyrok spożywają i piją. Lecz jeśli wierzą i ufają, że osiągną tam łaskę, to tylko ta wiara czyni ich czystymi i godnymi.
16. Właściwą radą wydaje się to, że Kościół miałby na Soborze powszechnym postanowić, że świeccy powinni przystępować do komunii pod obiema postaciami; Czesi przystępujący do komunii pod obiema postaciami nie są heretykami, lecz schizmatykami.
18. Odpusty są pobożnym oszustwem wiernych i zwolnieniem od dobrych uczynków; zalicza się je do rzeczy dozwolonych, lecz nie do tych, które przynoszą korzyść (por. 1 Kor 6, 12; 10, 23).
19. Odpusty dla tych, którzy je prawdziwie zyskują nie mają znaczenia, jeśli chodzi o odpuszczanie kary należnej za grzechy uczynkowe wobec Bożej sprawiedliwości.
20. Zwodzi się tych, którzy wierzą, że odpusty są zbawienne i użyteczne dla owoców duchowych.
21. Odpusty są konieczne tylko dla (odpuszczenia) grzechów publicznych i w sposób właściwy udziela się ich jedynie zatwardziałym i niepohamowanym (w grzechu).
22. Jest sześć rodzajów ludzi, dla których odpusty nie są ani konieczne, ani pożyteczne: mianowicie zmarli lub umierający, chorzy; ci, którzy mają prawną przeszkodę; ci, którzy nie popełnili ciężkich grzechów; ci, którzy popełnili ciężkie grzechy, ale nie publiczne; ci, którzy czynią rzeczy lepsze.
23. Ekskomuniki są tylko karami zewnętrznymi i nie pozbawiają człowieka wspólnych duchowych modlitw Kościoła.
24. Chrześcijan należy nauczyć, że powinni bardziej miłować ekskomunikę, niż się jej lękać.
25. Biskup Rzymski, następca Piotra, nie jest zastępcą Chrystusa ustanowionym nad wszystkimi Kościołami całego świata przez samego Chrystusa w osobie świętego Piotra.
26. Słowo Chrystusa do Piotra: „Cokolwiek zwiążesz na ziemi” itd. (Mt 16, 19), odnosi się wyłącznie do tego, co związał sam Piotr.
27. Pewne jest, że w mocy Kościoła lub Papieża nie leży ustanawianie prawd wiary ani norm moralności, czyli dobrych uczynków.
28. Gdyby Papież z wielką częścią Kościoła myślał w ten lub inny sposób i nawet nie błądził, to nie jest jeszcze grzechem lub herezją myśleć coś przeciwnego, zwłaszcza w rzeczy niekoniecznej do zbawienia, dopóki by Sobór powszechny jednego nie potępił, a drugiego nie pochwalił.
29. Otwarła się przed nami droga osłabienia władzy Soborów i swobodnego przeciwstawienia się ich uchwałom oraz osądzenia ich dekretów i ufnego wyznania, co wydaje się prawdziwe, czy zostało przyjęte czy odrzucone przez jakikolwiek Sobór.
30. Niektóre artykuły Jana Husa potępionego przez Sobór w Konstancji są bardzo chrześcijańskie, bardzo prawdziwe i ewangeliczne i nawet Kościół powszechny nie mógł ich potępić.
31. W każdym dobrym uczynku sprawiedliwy grzeszy.
32. Uczynek dobry, nawet najlepiej wykonany, jest grzechem powszednim.
33. Palenie heretyków jest przeciwko woli Ducha.
34. Walczyć przeciwko Turkom to sprzeciwiać się Bogu, który przez nich nawiedza nasze nieprawości.
35. Nikt nie jest pewny, czy nie popełnia ciągle grzechu śmiertelnego z powodu głęboko ukrytej wady pychy.
36. Wolna wola po grzechu jest pustą nazwą, a kiedy czyni to, co jest w jej mocy, grzeszy śmiertelnie.
37. Czyśćca nie można udowodnić z ksiąg Pisma Świętego zawartych w kanonie.
38. Dusze w czyśćcu nie są pewne swojego zbawienia, przynajmniej nie wszystkie; nie udowodniono ani żadnymi dowodami rozumowymi ani z Pisma Świętego, że są one poza stanem zasługiwania lub pomnażania miłości.
39. Dusze w czyśćcu grzeszą bez przerwy, jak długo szukają odpoczynku i boją się kar.
40. Dusze wyzwolone z czyśćca poprzez wstawiennictwo żyjących są mniej szczęśliwe niż wtedy, gdyby same sobie zadośćuczyniły.
41. Prałaci kościelni i władcy świeccy nie postąpiliby źle, gdyby zniszczyli wszystkie torby żebracze.

 

Wszystkie wyżej wymienione artykuły i każdy z osobna jako błędy, jak jest to już powiedziane, heretyckie lub skandaliczne, lub fałszywe, lub obrażające pobożne uszy, lub zwodzące umysły ludzi prostych i sprzeciwiające się katolickiej prawdzie, potępiamy, obalamy i całkowicie odrzucamy.

 

Leon X. Exsurge Domine – Potępienie błędów Marcina Lutra.

 

Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan w Holandii zdominowała polemika wokół słów katolickiego prymasa tego kraju, kard. Willema Eijka. Oświadczył on, że potępienie nauczania Marcina Lutra na Soborze Trydenckim, np. na temat Eucharystii, jest zawsze aktualne. Dlatego także dzisiaj protestanci nie mogą przyjmować Komunii Świętej w Kościele katolickim.

W wywiadzie dla protestanckiego dziennika „Reformatorisch Dagblad” hierarcha wyjaśnił, że orzeczeń soborowych się nie odwołuje. To, co zostało powiedziane na Soborze Trydenckim jest nadal ważne, tym bardziej że Sobór Watykański II miał jedynie charakter duszpasterski. Na Soborze Trydenckim dokonano korekty nadużyć w Kościele, które doprowadziły do rozłamu w XVI w.

Całość informacji

Użyczone talenty

Żadnego dobra Bóg nie dał mu [człowiekowi] na własność, lecz tylko użyczył. Kto bowiem zna prawdę, ten wie, że Bóg, Ojciec niebieski, wszystko dobre daje Synowi i Duchowi Świętemu, stworzeniu natomiast żadnego dobra nie daje, lecz tylko użycza. (…)

Zatem jeśli wszystko dobre, pocieszające i czasowe zostało tylko człowiekowi użyczone, jakiż ma powód do skargi, kiedy Ten kto mu pożyczył, żąda zwrotu? Powinien dziękować Bogu za to, że wypożyczoną rzecz zezwolił mu tak długo zatrzymać. Niech Mu też będzie wdzięczny, że nie cofa równocześnie wszystkiego, co pożyczył, byłoby przecież nader słuszne, gdyby odebrał wszystko mu użyczone, wtedy gdy człowiek się oburza, że On odbiera część tego, co nigdy nie było jego własnością, czego nie był panem. Toteż prorok Jeremiasz, gdy spadło nań wielkie cierpienie, słusznie wołał w Lamentacjach: „O, jakże wielkie miłosierdzie Pana, żeśmy nie pomarli!” (Lm 3,22). Gdyby ten kto mi wypożyczył bluzę, kurtkę i płaszcz, wziął mi swoją bluzę, a pozostawił na czas mrozów kurtkę i płaszcz, słusznie powinienem mu dziękować i okazywać radość. Winniśmy sobie jasno zdać sprawę z tego, jak niesłusznie postępujemy, gdy się złościmy i narzekamy z powodu utraty jakiejś rzeczy. Bo jeśli dobro, które mam, chcę uważać nie za wypożyczone, lecz dane mi na własność, wówczas chcę być panem i Synem Bożym wedle natury i w pełnym tego słowa znaczeniu, podczas gdy nie jestem nawet synem Bożym z łaski; bo Synowi Bożemu i Duchowi Świętemu właściwy jest jednakowy stosunek do wszystkich rzeczy.

Księga boskich pocieszeń; Mistrz Eckhart str 103-104

 

Z posługiwania się tym użyczeniem zdamy sprawę na Sądzie. Z tego jak wykorzystaliśmy użyczone nam dary, czy posiadane talenty zakopaliśmy czy też pomnożyliśmy je na chwałę Stwórcy i ku pomocy naszym bliźnim. Z tego będziemy rozliczani.

O herezji liberalizmu

Zarażony liberalizmem katolik zachowuje skarb swojej tolerancji i swojej miłości bliźniego dla zaprzysięgłych nieprzyjaciół Wiary, dla najbardziej heroicznych obrońców Wiary ma on natomiast jedynie sarkazm i obelgę.

Nie ma zatem żadnego grzechu przeciwko miłości bliźniego w nazywaniu zła złem, jego autorów – podżegaczami, jego uczniów – złymi ludźmi, a wszystkich służących mu czynów, słów i pism – niegodziwymi, złymi i nikczemnymi.

Różnica między katolikami a liberałami polega na tym, że patrzą oni na apostołów błędu jako na wolnych obywateli, praktykujących po prostu swoje pełne prawo do myślenia w sprawach religii tak jak im się podoba. Katolicy natomiast widzą w nich zdeklarowanych nieprzyjaciół Wiary, której mamy obowiązek bronić. Nie widzimy w ich błędach po prostu wolnych przekonań, lecz naganne i formalne herezje, jak uczy nas na ten temat prawo Boże.

Istnieje tylko jedna prawda, nie pozostawiająca żadnego miejsca na sprzeciw i sprzeczność. Zaprzeczanie tej prawdzie jest nierozumne; to umieszczanie fałszu na poziomie prawdy. Na tym polega głupota i grzech liberalizmu.

 

Z książki ks. dr Felixa Sarda y Salvany, Liberalizm jest grzechem. Wydawnictwo WERS, Poznań 1995.

Św. Jan od Krzyża do charyzmatyków i Odnowy w Duchu Świętym

Nigdy zatem nie powinna dusza ośmielać się pragnąć i dopuszczać do siebie tych objawień, choćby nawet były, jak mówię, od Boga. Gdyby bowiem pragnęła je przyjmować, spadnie na nią sześć przykrych następstw.

Pierwsze: pomniejszy swoją wiarę, doświadczenie bowiem zmysłowe bardzo osłabia wiarę, ponieważ wiara, jak mówiliśmy, przekracza wszelkie odczucie zmysłowe. Nie zamykając oczu na te wszystkie rzeczy zmysłowe, pozbawia się środka zjednoczenia z Bogiem.

Drugie: objawienia te nie odrzucone są przeszkodą dla ducha, bo na nich zatrzymuje się dusza (12) i duch nie może wzlecieć do tego, co jest niewidzialne. To właśnie była jedna z przyczyn, dla których Zbawiciel powiedział uczniom, iż lepiej jest, by On odszedł od nich, bo inaczej nie przyjdzie Duch Święty (J 16, 7). Dlatego również Marię Magdalenę, która po Zmartwychwstaniu przypadła do Jego stóp, oddalił, by umocniła się w wierze (J 20, 17).

Trzecie: dusza, zatrzymując się na posiadaniu tych objawień, nie dąży do prawdziwego wyrzeczenia i ogołocenia ducha.

Czwarte: traci wewnętrzny skutek i ducha tych objawień, albowiem zwraca oczy na to, co w nich zmysłowe, a co stanowi wartość podrzędną. Dlatego nie otrzymuje już tak obficie ducha, którego one sprawiają, ten bowiem udziela się i zachowuje dzięki wyrzeczeniu się wszystkiego co odczuwalne i bardzo różne od czystej duchowości.

Piąte: traci łaski Boże, gdyż je sobie przywłaszcza i nie korzysta z nich należycie. Przywłaszczać je zaś sobie i nie korzystać z nich, to znaczy pragnąć ich, uważać je za swoje. A przecież Bóg nie daje ich duszy na własność, dusza nie powinna zapominać, że są one własnością Boga.

Szóste: pożądanie tych objawień otwiera drogę szatanowi, by mógł duszę oszukiwać innymi widziadłami, które umie on bardzo naśladować i przedstawić je duszy jako dobre. Mówi bowiem Apostoł, (s.219) że diabeł może się przemienić w anioła światłości (2 Kor 11, 14). Za łaską Bożą będziemy jeszcze mówili o tym przedmiocie w trzeciej księdze, w rozdziale o łakomstwie duchowym.

 

Jest przeto zawsze rzeczą stosowną, by dusza odrzucała te zjawiska z zamkniętymi oczami, od kogokolwiek by pochodziły. Jeżeli tego nie uczyni, da miejsce zjawom diabelskim i taką moc szatanowi, że nie tylko jedne zjawy będzie przyjmować za drugie, lecz tym sposobem mnożyć się będą te od złego ducha, a ustawać te od Boga i dojdzie do tego, że pozostaną same diabelskie. Doświadczyło tego wiele dusz nieostrożnych i nieroztropnych, które do tego stopnia się czuły bezpieczne przyjmując te rzeczy, że wiele spośród nich musiało wielkiego użyć trudu, by wrócić do Boga przez czystą wiarę. A niemało było takich, które nie mogły wcale wrócić, gdyż szatan już je zbyt usidlił. Przeto pożytecznie jest zamykać się i bronić przed nimi wszystkimi. Odrzucając bowiem złe, unika się błędów diabelskich, a odrzucając dobre, unika się przeszkody w wierze i duch zbiera z nich owoce. Jeśli wówczas, kiedy dusza je przyjmuje, Bóg je odbiera (ponieważ zagarnia je na własność, nie wykorzystując ich odpowiednio), a szatan wprowadza i pomnaża swoje, znajdując dla nich miejsce i okazję – to przeciwnie, gdy dusza wyrzeka się ich i jest im przeciwna, zły duch zaczyna ustępować, widząc, że nie sprawia szkody, Bóg zaś zwiększa i pomnaża łaski w tej pokornej i ogołoconej duszy, stawiając ją nad wieloma, jak owego sługę, który był wierny w małym (Mt 25, 21).

 

Droga na Górę Karmel ks.II rozdz: 11, akapit: 7-8

Zwiastowanie szkołą pokory

Czas:               ponad 2000 lat temu
Miejsce:           Nazaret (obecnie w Izraelu)
Osoby:

maryja-m

Maryja, córka Joachima i Anny, 14 letnia kobieta z królewskiego rodu Dawida oddana do Świątyni na służbę Bogu

 

 

 

 

arch-mArchanioł Gabriel, jeden z najwyższych rangą aniołów sprawujący władzę nad Rajem, używany do wypełniania specjalnych misji

 

 

 

W Nazarecie, Archanioł Gabriel zjawia się przed zatopioną w modlitwie Maryją.
Archanioł Gabriel: Anioł Pański zwiastował Pannie Maryi i poczęła z Ducha Świętego.
Maryja: Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego.

A Słowo stało się Ciałem i mieszkało między nami.

To zdarzenie rozpoczęło nową erę w dziejach rodzaju ludzkiego. Maryja Panna przyjmując słowo Boga naprawiła grzech Ewy. Stając się matką Zbawiciela stała się również pośredniczką w naszej drodze do swego Syna. Jest również szafarką wszelkich łask, o czym powiedział Archanioł Gabriel w powitaniu Maryi: „Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z tobą” (Łk, 1, 28). Jedno słowo „Tak” skromnej, rozmodlonej młodziutkiej kobiety pozwoliło zrealizować obietnicę głoszoną przez proroków Starego Testamentu o nadejściu Odkupiciela świata. To „fiat” Maryi (oznaczające tak) otwiera grzesznemu człowiekowi bramy nieba i pozwala osiągnąć zbawienie; ważne jest szczególnie to, że Bóg szanuje wolną wolę człowieka, i mimo swej Wszechmocy, czeka na zaakceptowanie przez niego bożych planów. Konsekwencją zgody Maryi jest też jej wierne trwanie przy Jezusie Chrystusie od Jego narodzenia aż do męczeńskiej śmierci na krzyżu.
Pamiątkę Zwiastowania Pańskiego obchodzimy 25 marca, na 9 miesięcy przed uroczystością Bożego Narodzenia. Czcimy tego dnia tajemnicę wcielenia Jezusa Chrystusa, Syna Bożego.

bazyl

verbum

 

 

 

 

 

Współczesna Bazylika Zwiastowania Najświętszej Maryi w Nazarecie

W opisanej w Piśmie świętym scenie Zwiastowania Maryja z pokorą przyjęła wolę Boga.
Każdy człowiek w swoim życiu wielokrotnie staje przed koniecznością powiedzenia „Tak”.

            „Tak” rozpoczyna związek małżeński i nie ogranicza się tylko do momentu składania sobie przysięgi. Obowiązuje całe życie jako wypełnianie wymogów miłości małżeńskiej. Wymaga pracy nad sobą i pracy dla drugiej osoby. „Tak” jest zgodą na trudny charakter współmałżonka, jest wzajemną tolerancją dla swoich przyzwyczajeń o ile oczywiście nie wpływają one destrukcyjnie na związek. „Tak” oznacza też czułość i troskę o współmałżonka pięć, dziesięć i więcej lat po ślubie. „Tak„ to wreszcie akceptacja starzenia się, różnych dolegliwości i cierpienia, które są nieuchronne w naszym życiu. Jeśli zbudujemy nasz związek na solidnych podstawach i uczynimy pokorę strażniczką naszej postawy, poradzimy sobie na wszystkich zakrętach naszego życia małżeńskiego.

            „Tak” oznacza przyjęcie roli rodzica i determinuje nasze działania w stosunku do dzieci. Musimy podjąć się trudu wychowania i poświęcenia im maksimum czasu, gdy są małe i niezaradne, kształtują swój umysł i poznają świat. Pociąga to niekiedy za sobą konieczność rezygnacji z kariery zawodowej, z wygodnictwa i lenistwa na rzecz żywego, stałego kontaktu z dziećmi. Wymaga to od nas pracy, uczenia się budowania dobrych relacji, kształcenia charakteru i bycia sprawiedliwym. Czasem wymaga też bohaterstwa, cierpliwości, gdy rodzicielstwo wiążę się z problemami, cierpieniem, chorobą czy śmiercią. Gdy dzieci dorastają zmieniają się ich potrzeby i nasze „tak” znów jest potrzebne do uszanowania ich poglądów czy wyborów życiowych. Przyjęta rola rodzica trwa stale i wciąż zmienia swój kształt. Wypełnianie obowiązku rodzica jest dla nas samych ogromną szkołą wzbogacającą nasze życie osobiste i małżeńskie. Wzór Świętej Rodziny uczy nas troski o życie poczęte, o świętość życia rodzinnego, o wierność tradycji i wartościom; jest szkołą wiary dla rodziców i dla dzieci. Współcześnie rodzina wydaje się ostatnim bastionem, ostatnią ostoją przed światem, który głosi cywilizację śmierci.

            „Tak” określa też nasz stosunek do wykonywanej pracy. Chodzi tu zarówno o pracę zarobkową, prace w domu czy gospodarstwie czy pracę charytatywną. Sposób, w jaki Matka Boża przyjęła rolę przeznaczoną jej od Boga i realizacja tej roli wskazują nam, jak mamy się wywiązać z obowiązku pracy. Nie ma w tym miejsca na bylejakość, na bumelanctwo, na unikanie odpowiedzialności, na ukrywanie swoich możliwości i lenistwo. To, czego się podjęliśmy mamy wykonywać sumiennie, porządnie, dokładając wszelkich starań.

            „Tak” mówi też o naszych obowiązkach względem Ojczyzny. Podobnie jak nasza rodzina, pochodzenie, przodkowie są obdarzani przez nas szacunkiem i są źródłem naszej siły, dumy a czasem i zasobności, tak i naszej Ojczyźnie należy się szacunek i aktywne uczestnictwo w jej budowaniu. Znajomość historii własnego kraju, znajomość dokonań Polaków w jej historii mają być źródłem dumy i powinny skłaniać nas do pozytywnego działania a przede wszystkim powinny powstrzymywać nas przed wykpiwaniem Polski i Polaków na wielu publicznych forach. Każdy z nas buduje Ojczyznę swoim życiem i swoją codzienną pracą. Powinno nam zależeć, aby nasz wkład był wartościową cegiełką a nie styropianowym klockiem.

            Wreszcie „tak” powiedziane Bogu przez każdego z nas, wzorem Maryi, ma odnosić się do postawy wiary w całym naszym życiu. Współczesny świat, przytłaczający ludzi swoją zmiennością, tempem, wymogami, aspiracjami, agnostycyzmem, konsumpcjonizmem i hedonizmem wymaga od nas coraz częściej odważnego i publicznego wyznawania w Credo „wierzę …w Jezusa Chrystusa, Syna jego jedynego, Pana Naszego, który się począł z Ducha świętego, narodził się z Maryi Panny”. Wierzę w Dobrą Nowinę zbawienia człowieka przez Jezusa, wierzę w Ewangelię, która ma możliwość kształtowania wspólnot i pojedynczego człowieka, wierzę, że Kościół jest miejscem udzielania się Jezusa przez Sakramenty. Ten program życia wymaga pokory takiej, jaką widzimy u Matki Jezusa Chrystusa. Maryję Pannę możemy więc prosić o czuwanie i pomoc w odnawianiu naszej wiary. Wstąpmy do szkoły pokory Maryi Panny, aby budować królestwo Chrystusa w naszym świecie.

 

Tekst był pierwotnie opublikowany w miesięczniku „Misericordia” Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Ożarowie Mazowieckim w marcu 2011 roku

Ewaluacja w szkole

Z chwilą przystąpienie Polski do UE pojawiły się kolejne metody sprawdzania realizacji zadań przez szkoły. Oprócz kontroli stosowany jest audyt oraz ewaluacja. Ewaluacja czyli „miękka” kontrola. Może być wewnętrzna, może być zewnętrzna. Ewaluacje przeprowadzane są w dużej mierze za pomocą ankiet dla rodziców, nauczycieli i dla uczniów. Sprawdzane są różnice w odpowiedziach dotyczących danego zagadnienia. To jest znak, że w tym zakresie trzeba przeprowadzić bardziej szczegółową analizę.

Ewaluacja demokratyczna – to proces badawczy polegający na ocenianiu wartościującym, w którym sami respondenci (a nie eksperci) wytyczają normy uznawane za wartości w danym kręgu kulturowo-społecznym. Ustalane w ten sposób standardy ewaluatywne są na danym etapie rozwojowym charakterystyczne dla konkretnej populacji. Ocenianie wartościujące jest strategią odmienną od oceniania sprawdzającego osiągany poziom, a także pełniejszą od oceniania różnicującego grupy, umożliwia bowiem wyznaczenie tego, czy mierzone cechy, właściwości, zjawiska lub procesy są rzeczywistymi wartościami uznawanymi przez kwalifikowaną większość. Społeczny proces ewaluacji ma większą rangę niż opiniowanie autorytarne.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Ewaluacja

 

Definicja z Wikipedii pokrywa się z wieloma innymi źródłami dotyczącymi ewaluacji demokratycznej. W samej definicji widać, że może ona służyć do tworzenia własnych standardów dobra i zła. Ewaluacja sprawdza na ile wartości prezentowane przez rodziców i dzieci pokrywają się ze standardami, tak naprawdę, medialnymi. Dzieci mają oceniać czy szkoła naucza ich poprawnych i dobrych wartości(!) Nauczyciele uczą się na studiach pedagogiki przez 5 lat a rodzice, nie zawsze mający skończone studia, mają oceniać czy ci nauczyciele dobrze nauczają ich dzieci(!).
Trudno się dziwić, że w szkołach rządzą rodzice, bo po prostu jest ich więcej i nauczyciele tak naprawdę niewiele mają w tej sytuacji do powiedzenia. Dzieci uczy się, że nauczycieli należy sprawdzać. Uczy się postawy szukania u innych osób przyczyn własnych niepowodzeń i trudności. W konsekwencji buduje się postawę roszczeniową i oducza samokrytycyzmu. W szkole nie mówi się o pracy nad sobą – w ankietach padają pytania o ocenę szkoły, programu, bezpieczeństwa. Opuszczające szkołę dziecko jest przekonane o swojej wyjątkowości, żądające sukcesu za każdą cenę, poszukujące wygodnych rozwiązań i szybkich rezultatów, w czym utwierdzają je najczęściej rodzice.
Nawet podchodząc „lekko” do odpowiedzi na pytania, wypełniając co kwartał ankietę z prośbą o ocenę pracy swego przełożonego, nauczyciela czy dyrektora, w końcu zaczynamy się temu przyglądać. Mniej zwracamy uwagę na swoją pracę, na swoje obowiązki a bardziej skupiamy się na analizowaniu innych by móc dostarczoną ankietę wypełnić poprawnie.
Zamiast rzetelnej oceny postępów dzieci w nauce, analizy ograniczeń i predyspozycji indywidualnych, potrzeby zewnętrznej pomocy, współpracy rodziców w procesie edukacji, pracy z dzieckiem zastawiamy się nad tym jak trudne i nieprzyjazne jest otoczenie. Nie jesteśmy nastawieni na rozwiązywanie problemów, ale poszukujemy usprawiedliwienia na zewnątrz gdy się one pojawiają.

 

Ewaluacja jako dziedzina nauki

Analizowane pojęcie występowało już dość dawno temu w innych obszarach życia, szczególnie w gospodarce i wojskowości. Ewaluacja należy do tak zwanych nauk stosowanych, czyli – z jednej strony – posiada metodologię typu naukowego (to znaczy zasady i procedury zbierania informacji i wnioskowania na podstawie tych informacji), a z drugiej strony – cechuje się nastawieniem praktycznym, pierwszeństwem użyteczności nad teorią. Zatem możliwość praktycznego wykorzystania wniosków jest w przypadku ewaluacji istotniejsza niż naukowa poprawność zbierania i przetwarzania informacji.

http://www.oswiata.abc.com.pl/czytaj/-/artykul/ewaluacja-jako-narzedzie-nadzoru-pedagogicznego-dyrektora-szkoly

Są to standardy opisane przez J. Dewey’a amerykańskiego filozofa i teoretyka pedagogiki.
Nieważne jest „dlaczego” ważne jest „jak”.
Takie podejście powoduje, że nauka zaczyna być postrzegana jako balast. Nie interesuje już nas dochodzenie do Prawdy, ona już nikogo nie interesuje. Ważne jest JAK zdobyć sukces, szczęście, pieniądze, sławę, uznanie. Uczelnie przestają być miejscem poszukiwania prawdy stają się tylko wyższymi szkołami zawodowymi. Przekazuje się wiedzę w coraz węższym zakresie tworząc coraz większe specjalizacje. Absolwenci są specjalistami w bardzo wąskich dziedzinach. Gdy braknie miejsc pracy w naszym wyuczonym zawodzie, to trzeba przejść kolejne szkolenie, aby uzyskać specjalizację w kolejnym zawodzie. Początki tego mamy w szkole średniej i wcześniej.

 

Przykładowe pytania z ankiety szkolnej dla rodziców i nauczycieli:

Czy uważa Pan/Pani, że nauczyciele starają się brać pod uwagę zdanie uczniów w zakresie tematyki zajęć czy sposobu prowadzenia zajęć?

Nauczyciele studiują pedagogikę 5 lat a dzieci w wieku szkoły podstawowej mają im dawać uwagi co do sposobu prowadzenia zajęć!!! To po co studia? Ironizując – wystarczyłoby przeprowadzić ankiety wśród uczniów jak ma wyglądać zakres(!!!) i sposób nauczania przedmiotów. Oszczędzimy na czasie przyszłych nauczycieli i kosztach utrzymania kierunków pedagogicznych. Ciekawe, czy podobne ankiety są i w przedszkolu czy też żłobku. Trudno się dziwić, że absolwenci szkół mają tak wysokie mniemanie o własnej wiedzy i swoim zdaniu. Trudno oczekiwać skromności i pokory w późniejszym życiu, gdy już w szkole podstawowej oczekuje się od dzieci oceny nauczycieli.

 

Czy koncepcja pracy szkoły jest aktualizowana stosownie do zmieniającej się sytuacji i potrzeb szkoły?

Czy oczekiwania środowiska lokalnego były uwzględniane przy tworzeniu i modyfikowaniu koncepcji pracy szkoły?

A tu widać jak szkoła ma być nastawiona na bieżącą modę. Ma odzwierciedlać aktualne trendy w życiu społecznym. Nie jest jej celem przygotowanie młodego pokolenia do dorosłego życia. Nie daje mu narzędzi do poruszania się po świecie. Te pytania, pokazują, że szkoła przestaje być niezależną instytucją kształcenia przyszłych pokoleń a staje się organizmem politycznym albo łagodniej mówiąc upolitycznionym.

 

Święty Tomasz z Akwinu

sw. TomaszTomasz z Akwinu jest świętym i Doktorem Kościoła Katolickiego. Jest twórcą zasad filozofii uznanych przez Kościół Katolicki, jako podstawa nauczania zasad wiary.

Był Włochem, pochodził z hrabiowskiego rodu Akwinu, urodził się na początku 1225 roku na zamku Roccasecca pod Neapolem. W dzieciństwie został wysłany przez ojca, hrabiego Landolfa do opactwa benedyktynów na Monte Cassino. Mimo dziewięcioletniej nauki u benedyktynów Tomasz postanawia wstąpić do zakonu dominikanów. Bracia jego (był siódmym synem) byli bardzo niezadowoleni z tego wyboru i próbowali zmienić jego decyzję, trzymając go przez rok w areszcie domowym (dominikanie byli zakonem żebraczym a w bogatym i wpływowym zakonie benedyktynów opatem był członek ich rodu). Tomasz przebywając w odosobnieniu ułożył dwa krótkie traktaty z logiki formalnej.

Po uwolnieniu Tomasz udaje się do Kolonii, gdzie na dominikańskiej uczelni pobiera nauki u Alberta Wielkiego. W trakcie czteroletnich studiów poznaje naukę Arystotelesa. Mimo młodego wieku, dzięki wstawiennictwu Alberta Wielkiego, Tomasz rozpoczyna własną pracę naukową w zakresie teologii prowadząc wykłady z tego przedmiotu. W Paryżu, gdzie został wysłany przez przełożonych, rozpoczął dzieło przywracania nauki Arystotelesa ówczesnemu światu. Tomizm – system filozoficzny zbudowany i nauczany przez świętego Tomasza, wykorzystujący naukę Arystotelesa, bywa nazywany też chrześcijańskim arystotelizmem. Nauka Arystotelesa pociągała swoją logiką, pojęciem poznania, filozofią przyrody. Brakowało w niej natomiast uznania, że świat jest stworzony w czasie, że dusza jest nieśmiertelna oraz, że zdarzeniami kieruje Opatrzność. Święty Tomasz biorąc za podstawę pojęcia filozoficzne Arystotelesa rozwinął je oraz zbudował spójny system teologiczny przedstawiający wszystkie artykuły wiary chrześcijańskiej.

Dla podkreślenia wagi tomizmu w czasie Soboru Trydenckiego na ołtarzu umieszczono obok Biblii również „Sumę Teologii” jego autorstwa, a po soborze w roku 1567 ogłoszono Tomasza z Akwinu Doktorem Kościoła.

Dorobek naukowy Świętego Tomasza zapisany jest w wielu traktatach, z których najważniejsze to „Suma Teologii”, „Suma przeciw poganom” (zwana również „Sumą filozoficzną”), „O bycie i istocie”, „O prawdzie”, „O złu”. Zapoznanie z filozofią św. Tomasza wykracza poza ramy tekstu w Misericordii.

Możemy natomiast pokusić się o odpowiedź na pytanie, co daje nam dziś Święty Tomasz i dlaczego jego nauka jest wciąż aktualna mimo upływu ponad 700 lat od jej ogłoszenia?

Poznanie i stosowanie tomizmu uczy precyzyjnego języka i starannego, uporządkowanego myślenia. Nie ma tu miejsca na chaos, przypadek, luźne skojarzenia czy dywagacje. Tok myślenia jest przejrzysty i głęboki.

Święty Tomasz uczy posługiwania się rozumem. Jest to dla nas ważne gdyż często jesteśmy sceptyczni wobec rozumu, skłonni do zabobonów, przesądów, wróżb, kierowania się wskazaniami horoskopów. Akwinata zaś uczy cierpliwego wyjaśniania prowadzącego do zrozumienia istoty rzeczy i zjawisk. Święty Tomasz uczy nas wiary w łaskę Bożą, która jest wezwaniem do współpracy. Pokazuje świat, w którym rozum i wiara wspierają się nawzajem tak jak modlitwa i praca, lekarz i sakramenty (modlimy się o zdrowie i idziemy do lekarza).

Poprzez dociekanie do najbardziej podstawowych pytań i odpowiedzi uczy pokory i zaczynania każdej rzeczy solidnie i od podstaw. Pokazuje, że nie ma sprzeczności miedzy wiarą a wiedzą. Akwinata nakazuje poważnego słuchania zarzutów i wątpliwości. Uczy dyskusji i szukania rozwiązań, które można zaakceptować z pełnym przekonaniem.

Święty Tomasz jest również autorem tekstów liturgicznych do Mszy Świętej i Liturgii Godzin kapłańskich na święto Bożego Ciała. Opracował je na polecenie papieża Urbana IV. Modlitwa była fundamentem jego życia i pracy, szerzył też kult i adorację Świętego Sakramentu. Słowa napisanej przez niego pieśni na wystawienie „Przed tak wielkim Sakramentem” śpiewamy i dzisiaj.

W roku 1256 udaje się do Rzymu by tam nauczać w szkole dominikańskiej. Po trzech latach powraca do Paryża. Na początku roku 1274 papież Grzegorz X wysyła go na Sobór do Lyonu. W drodze umiera 7 marca 1274 roku w klasztorze cystersów. Po jego śmierci nazwano świętego Tomasza z Akwinu Doktorem Anielskim.

Bardzo rzadko Święty występuje, jako patron świątyń (ja znalazłem tylko jeden – kościół dominikanów w Mińsku Białoruskim z XVII w.). Natomiast jest częstym patronem szkół katolickich, uczelni (Papieski Uniwersytet św. Tomasza z Akwinu). W ikonografii przedstawiany jest w białym habicie dominikańskim, w czarnej kapie i białym szkaplerzu. Jego atrybutami są: anioł, gołąb, infuła u nóg (której nie przyjął), kielich z Hostią, księga, laska, monogram IHS, monstrancja, pióro pisarskie, różaniec, słońce na piersiach.

Symbolem św. Tomasza jest też wół, gdyż jeszcze w czasie swojej nauki w seminarium, jego nauczyciel Albert Wielki przepowiedział, nawiązując do potężnej, zwalistej postury Tomasza, ale też do jego nieprzeciętnych umiejętności, że choć wygląda jak wół, to gdy ryknie usłyszy go cała Europa.

Często używamy, jako aforyzmu jego słów: „Nieśmiertelne na świecie mogą być jedynie wiara i marzenia”.

W „Sumie Teologii” można znaleźć:sw. Tomasz_2

  • Pierwszą z rzeczy koniecznych dla chrześcijanina, bez której nie można być prawdziwym chrześcijaninem jest wiara. Niesie ona ze sobą cztery wartości:
    – Najpierw wiąże człowieka z Bogiem.
    – Po drugie, dzięki wierze rozpoczyna się w nas życie wieczne.
    – Po trzecie, wiara jest naszą przewodniczką na ziemi.
    – Po czwarte wreszcie, wiara pozwala nam zwyciężać pokusy.
  • Piękno polega na właściwej proporcji i blasku.
  • Przyjemności cielesne przeszkadzają w używaniu rozumu z trzech powodów – rozpraszają go, krępują i są mu przeciwne.
  • Sprawiedliwie nie oznacza po równo.
  • Sprawiedliwość to mocna, stała wola oddawania każdemu tego, co mu się należy.
  • Wolność prawdziwa, to wolność od błędu i niepewności.

 

PIERWOTNIE TEKST  ZOSTAŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM W MARCU 2013 ROKU.

Doskonała miłość bliźniego

Miłość to nadprzyrodzona cnota, sprawiająca, że miłujemy Boga nade wszystko, a swoich bliźnich jak siebie samych ze względu na miłość Boga. Tak więc po Bogu mamy miłować swojego bliźniego jak siebie samych i to nie w byle jaki sposób, lecz ze względu na miłość Boga i w posłuchu Jego praw. Cóż to jednak znaczy miłować? „Miłować to życzyć dobrze temu kogo się miłuje”. Komu mamy życzyć dobrze zgodnie z nakazem miłości bliźniego? Naszemu bliźniemu, to znaczy nie tylko temu czy tamtemu człowiekowi, lecz każdemu. Czym jest owo dobro, którego życzy miłość bliźniego? Przede wszystkim dobrem nadprzyrodzonym, a następnie dobrami z porządku naturalnego, które nie są sprzeczne z tym pierwszym. Wszystko to zawiera się w sformułowaniu „ze względu na miłość Boga”.

Wynika stąd, że możemy miłować naszego bliźniego także wtedy gdy okazujemy mu swoją dezaprobatę, sprzeciwiamy się mu, wyrządzamy mu jakąś szkodę materialną, a nawet w pewnych przypadkach, pozbawiamy go życia; krótko mówiąc, wszystko sprowadza się do tego, czy w przypadku, gdy okazujemy mu swoją dezaprobatę, sprzeciwiamy się mu lub upokarzamy go, czynimy to dla jego własnego dobra, czy też dla dobra kogoś czyje prawa są większe niż jego, czy po prostu, by bardziej przysłużyć się Bogu.

Jeżeli okaże się, że okazując mu dezaprobatę lub narażając naszego bliźniego działamy dla jego dobra, to jest rzeczą oczywistą, że go miłujemy, nawet sprzeciwiając się mu lub krzyżując jego zamierzenia. Chirurg wypalający tkanki pacjenta lub amputujący mu zgangrenowaną kończynę może mimo wszystko go miłować. Jeżeli karcimy występnych ludzi, nakładając im ograniczenia lub karząc ich, to mimo wszystko ich miłujemy. Jest to miłość bliźniego – doskonała miłość bliźniego.

 

Liberalizm jest grzechem; Ks. Dr Felix Sarda y Salvany

Nabywanie cnót

Jest też rzeczą nader pożyteczną nie zadowalać się posiadaniem posłuszeństwa, ubóstwa i innych cnót tylko w duchu; człowiek powinien się ćwiczyć przede wszystkim w uczynkach i owocach cnót, często poddając siebie próbom, a nadto pragnąć i pożądać, żeby go ćwiczyli i doświadczali inni. Bo nie wystarczy pełnić uczynki cnót, okazywać posłuszeństwo, cierpieć ochotnie ubóstwo i wzgardę albo inaczej jeszcze dawać dowody pokory i wyrzeczenia. Trzeba usilnie się o to starać i nigdy nie dawać za wygraną, aż się posiądzie cnotę w jej istocie i głębi. Po tym zaś można poznać, że ją mamy: kiedy mianowicie do niczego nie jesteśmy tak skłonni jak do cnoty, gdy pełnienie jej uczynków przychodzi nam łatwo i bez specjalnego przygotowania woli, gdy wszelkich i dobrych dzieł cnoty dokonuje się bez nadzwyczajnego wysiłku i tylko dla nich samych, z miłości do cnoty, z wykluczeniem wszelkiego „dlaczego” – wtedy dopiero mamy cnotę na sposób doskonały, nie wcześniej.

Księga boskich pocieszeń; Mistrz Eckhart

Czym jest cywilizacja?

Określenie cywilizacja jest bardzo często używane i najczęściej znaczenie jego jest różne w zależności od autora. Dla mnie samego nie było ono zbyt jasne do czasu zapoznania się z twórczością Feliksa Konecznego. Jest to polski historiozof. Jest on twórcą teorii cywilizacji.
To co mnie ujęło w jego nauce to podejście od dołu – czyli na początku zbiera fakty i dopiero później patrzy jaka jest w nich prawidłowość. Bardzo wiele teorii tworzonych jest odwrotnie. Powstaje najpierw myśli, idea a później poszukuje się do niej pasujące fakty, zdarzenia.
Zaprezentuje tu już końcowe wnioski Konecznego – sposób dotarcia do nich przedstawiają książki: O wielości cywilizacji, Cywilizacja bizantyńska, Cywilizacja żydowska, Państwo w cywilizacji łacińskiej, Prawa dziejoweO ład w historii.

Na samym początku należy określić o czym będziemy mówili, czyli co to jest cywilizacja? Cywilizacja jest to metoda ustroju życia społecznego. Zapoznając się z Konecznym nauczyłem się zwracać uwagę na to o czym dany autor piszę. Często, czytając książkę czy artykuł o cywilizacji nie wiem co autor ma myśli używając tego sformułowania. Koneczny jasno podaje: jest to sposób urządzenia, organizacji życia w danej społeczności. Gdy się chwilę zastanowimy to sami zauważymy, że społeczności różnią się między sobą. Różnicę mogą być bardzo znaczne a mogą być drobne. Z tego już widać, że nie może być jednej cywilizacji na ziemi. Nie ma jednej ziemskiej cywilizacji. Cywilizacji jest wiele. Z takiej definicji wynika również, że nie ma społeczności bez cywilizacji. Gdyż określenie społeczności, jej ram, zakresu i wewnętrznej struktury sprowadza się do określenia jaka jest jej cywilizacja.

W dniu dzisiejszym mówimy o siedmiu cywilizacjach:

  1. arabska
  2. bizantyjska
  3. bramińska
  4. chińska
  5. łacińska
  6. turańska
  7. żydowska

 

Każda z nich zawiera w sobie różnego odmiany które określane są jako kultury. Nie jest liczba zamknięta i są w świecie jeszcze inne cywilizacje. Te siedem jest znaczące, obejmują wielkie społeczności i mają rzeczywisty wpływ na historię świata.

Dla Feliksa Konecznego i jego teorii poziom techniki nie ma żadnego wpływy na cywilizację, jest to rzecz wtórna. Nie ma również znaczenia język jakim posługuje się dane społeczeństwa, gdyż można podać przykłady gdy jeden język funkcjonuje w dwóch cywilizacjach. Język i sposób zapisu myśli może być pomocny w rozwoju cywilizacji a może być również ograniczeniem dla jej wzrostu.
Czy m różnią się między sobą cywilizacje? Różnią się między sobą trójprawiem czyli prawem majątkowym, rodzinnym i spadkowym. Są to dziedziny prawa obecne w każdej społeczności i sposób ich regulacji odróżnia cywilizacje między sobą. Kolejną rzeczą jest pojmowanie abstraktów należących do pięciomianu bytu(tzw Quincunxu) czyli: zdrowie, bogactwo(dobrobyt), dobro, prawda i piękno. Najbardziej znaczące są różnice w sferze etyki gdzie można znaleźć siedem generaliów czyli pojęć wspólnych a są to: obowiązek, bezinteresowność, odpowiedzialność, sprawiedliwość, sumienie, stosunek do czasu i do pracy. Każde z tych pojęć jest różnie definiowane w poszczególnych etykach.

Dwa z pięciomianów bytu określają duchową stronę życia tj. Dobro i Prawda. Cielesną stronę określają dwa inne pojęcia: zdrowie i dobrobyt(bogactwo); piękno jest tym co jest wspólne dla ciała i dla duszy.
W życiu nie ma nic, co nie pozostaje w jakimś stosunku do jednej z tych kategorii a często do kilku jednocześnie. Między tym kategoriami zachodzę różne relacje i wzajemne oddziaływania,. W cywilizacji łacińskiej jest prymat wartości duchowych nad cielesnymi, materialnymi. Cywilizacja jest w pełni harmonijna gdy te 5 kategorii rozwijane i pielęgnowane są w sposób równomierny. Paradoksalnie obniżenie zasad dla ciała w konsekwencji prowadzi do obniżenia ducha. Nie darmo powstało powiedzenie, że w zdrowym ciele zdrowy duch. Rozwój cywilizacji polega na równomiernym rozwoju wszystkich pięciu kategorii bytu oraz na ściślejszym ich łączeniu ze sobą.

 

Szybka śmierć

Rozmawiając z różnymi osobami(jak również czytając badania CBOS) spotkałem się z poglądem, że szybka śmierć jest najlepsza. Parę osób przekonywało mnie, że śmierć w czasie snu, poprzez zamarznięcie jest najlepszą jaka może nas spotkać. A najlepiej aby to stało się w momencie gdy będziemy jeszcze silni. Dobrze byłoby, aby śmierć wyprzedziła niedołęstwo, cierpienie, starość. Najlepiej aby śmierć przyszła do nas z zaskoczenia.
Zastanawiam się skąd takie podejście, skąd takie chęci, skąd takie pragnienia? Myślę, że są one skutkiem braku nadziei. Osoby wypowiadające takie chęci, nie mają nadziei na życie wieczne. Wygląda  na to, że nie wierzą, iż po śmierci może być cokolwiek. Śmierć bowiem nie jest końcem naszego  jestestwa. Jest to tylko przejście w inny wymiar. Śmierć jest egzaminem do wieczności. Jest  to sprawdzian, jak przygotowaliśmy się w naszym doczesnym życiu na życie wieczne. Śmierć z  zaskoczenia sprawia, że nie jesteśmy przygotowani i dlatego dużo trudniej będzie nam dostąpić  Zbawienia. Nie darmo Kościół od wieków nauczał, że „nagła a niespodziewana śmierć” jest tragedią od której należy się strzec.

Wyznanie wiary XXI wieku

św. Pius X P.P.

 

Przysięga antymodernistyczna

Ja N. przyjmuję niezachwianie, tak w ogólności, jak w każdym szczególe, to wszystko, co określił, orzekł i oświadczył nieomylny Urząd Nauczycielski Kościoła.
Najpierw wyznaję, że Boga, początek i koniec wszechrzeczy, można poznać w sposób pewny, a zatem i dowieść Jego istnienia, naturalnym światłem rozumu w oparciu o świat stworzony, to jest z widzialnych dzieł stworzenia, jako przyczynę przez skutki.
Po drugie: zewnętrzne dowody Objawienia, to jest fakty Boże, przede wszystkim zaś cuda i proroctwa, przyjmuję i uznaję za całkiem pewne oznaki Boskiego pochodzenia religii chrześcijańskiej i uważam je za najzupełniej odpowiednie dla umysłowości wszystkich czasów i ludzi, nie wyłączając ludzi współczesnych.
Po trzecie: mocno też wierzę że Kościół, stróż i nauczyciel słowa objawionego, został wprost i bezpośrednio założony przez samego prawdziwego i historycznego Chrystusa, kiedy pośród nas przebywał, i że tenże Kościół zbudowany jest na Piotrze, głowie hierarchii apostolskiej, i na jego następcach po wszystkie czasy.
Po czwarte: szczerze przyjmuję naukę wiary przekazaną nam od Apostołów przez prawowiernych Ojców, w tym samym zawsze rozumieniu i pojęciu. Przeto całkowicie odrzucam jako herezję zmyśloną teorię ewolucji dogmatów, które z jednego znaczenia przechodziłyby w drugie, różne od tego, jakiego Kościół trzymał się poprzednio. Potępiam również wszelki błąd, który w miejsce Boskiego depozytu wiary, jaki Chrystus powierzył swej Oblubienicy do wiernego przechowywania, podstawia… twory świadomości ludzkiej, które zrodzone z biegiem czasu przez wysiłek ludzi – nadal w nieokreślonym postępie mają się doskonalić.
Po piąte: z wszelką pewnością utrzymuję i szczerze wyznaję, że wiara nie jest ślepym uczuciem religijnym, wyłaniającym się z głębin podświadomości pod wpływem serca i pod działaniem dobrze usposobionej woli, lecz prawdziwym rozumowym uznaniem prawdy przyjętej z zewnątrz ze słuchania, mocą którego wszystko to, co powiedział, zaświadczył i objawił Bóg osobowy, Stwórca i Pan nasz, uznajemy za prawdę dla powagi Boga najbardziej prawdomównego.
Poddaję się też z należytym uszanowaniem i całym sercem wyrokom potępienia, orzeczeniom i wszystkim przepisom zawartym w encyklice Pascendi i dekrecie Lamentabili, zwłaszcza co się tyczy tzw. historii dogmatów.
Również odrzucam błąd tych, którzy twierdzą, że wiara podana przez Kościół katolicki może się sprzeciwiać historii i że katolickich dogmatów, tak jak je obecnie rozumiemy, nie można pogodzić z dokładniejszą znajomością początków religii chrześcijańskiej.
Potępiam również i odrzucam zdanie tych, którzy mówią, że wykształcony chrześcijanin występuje w podwójnej roli: jednej człowieka wierzącego, a drugiej historyka, jak gdyby wolno było historykowi trzymać się tego, co się sprzeciwia przekonaniom wierzącego, albo stawiać przesłanki, z których wynikałoby, że dogmaty są albo błędne, albo wątpliwe – byleby tylko wprost im się nie przeczyło.
Potępiam również ten sposób rozumienia i wykładu Pisma św., który pomijając Tradycję Kościoła, analogię wiary i normy podane przez Stolicę Apostolską, przyjmuje wymysły racjonalistów w sposób zarówno niedozwolony, jak i lekkomyślny, a krytykę tekstu uznaje za jedyną i najwyższą regułę.
Odrzucam również zdanie tych, którzy twierdzą, że ten, co wykłada historię teologii lub o tym przedmiocie pisze, powinien najpierw odłożyć na bok wszelkie uprzednie opinie, tak co do nadprzyrodzonego początku katolickiej Tradycji jak co do obiecanej przez Boga pomocy w dziele wiecznego przechowywania wszelkiej objawionej prawdy; nadto że pisma poszczególnych Ojców należy wykładać według samych tylko zasad naukowych z pominięciem wszelkiej powagi nadprzyrodzonej i z taką swobodą sądu, z jaką zwykło się badać jakiekolwiek dokumenty świeckie.
W końcu wreszcie ogólnie oświadczam, że jestem najzupełniej przeciwny błędowi modernistów twierdzących, że w świętej Tradycji nie ma nic Bożego, albo – co daleko gorsze – pojmujących pierwiastek Boży w znaczeniu panteistycznym, tak iż nic nie pozostaje z Tradycji katolickiej poza tym suchym i prostym faktem, podległym na równi z innymi dociekaniom historycznym, że byli ludzie, którzy szkołę założoną przez Chrystusa i Jego Apostołów rozwijali w następnych wiekach swą gorliwą działalnością, zręcznością i zdolnościami.
Przeto usilnie się trzymam i do ostatniego tchu trzymać się będę wiary Ojców w niezawodny charyzmat prawdy, który jest, był i zawsze pozostanie w „sukcesji biskupstwa od Apostołów” [Św. Ireneusz, Adv. haer. IV, 26 – PG 7, 1053 C]; a to nie w tym celu, by trzymać się tego, co może się wydawać lepsze i bardziej odpowiednie dla stopy kultury danego wieku, lecz aby nigdy inaczej nie rozumieć absolutnej i niezmiennej prawdy głoszonej od początku przez Apostołów.
Ślubuję, iż to wszystko wiernie, nieskażenie i szczerze zachowam i nienaruszenie tego przestrzegać będę i że nigdy od tego nie odstąpię, czy to w nauczaniu. czy w jakikolwiek inny sposób mową lub pismem. Tak ślubuję, tak przysięgam, tak niech mi dopomoże Bóg i ta święta Boża Ewangelia.

 

Czy my katolicy XXI wieku jesteśmy w stanie złożyć taką przysięgę?

Pamiętajmy, że do czasów Soboru Watykańskiego II miała być ona obowiązkowo składana przez wszystkich księży i biskupów przed uzyskaniem święceń oraz przez nauczycieli religii i profesorów w seminariach duchownych.

 

Punktowość moralności

Pojawił się ostatnimi czasy pogląd jakoby ocena człowieka była całościowa, gdzie wszystkie uczynki oceniane są łącznie. Nie neguje się, że każdy uczynek rzutuje na ocenę globalną, ale rozstrzygające ma być ogólna intencja woli. Idea globalności moralnej nie mieści się w tradycji Magisterium. Kościół zawsze nauczał o momentalności, punktowości osądu moralnego. Wieczne przeznaczenie chrześcijanina decyduje się w momencie śmierci. Całe życie chrześcijanina jest przygotowaniem do tej decyzji która ma skutki na całą wieczność.

Globalność moralności wydaje się „po ludzku” słuszniejsza, wydaje się, że jakość moralna ludzkiego życia winna być oceniana na podstawie całego życia. Jest to ważna a jednocześnie trudna prawda religii gdyż mamy odmienne odczucia. A jednak religia katolicka naucza, że wieczne  przeznaczenie zależy od stanu moralnego w jakim znajduje się człowiek w chwili swojej śmierci. Osąd moralny dokonuje się w punkcie czasowym a nie w całym aspekcie życia. Śmierć i następujący zaraz sąd jest egzaminem do którego przygotowujemy się przez całe swoje życie. Nasze uczynki i nasze zaniechania mają wpływ na nasze przygotowanie do tego najważniejszego sprawdzianu. Tu będzie widać jak wyglądało nasze przygotowanie. I tak jak na egzaminie nie będziemy mogli powiedzieć, „uczyłem się”, trzeba wykazać się wiedzą. Tak samo w momencie śmierci mamy pokazać i przedstawić nasz stan moralny na ten dany moment. Dlatego tak ważne jest przygotowanie się do śmierci a wezwanie modlitewne „od nagłej i niespodziewanej śmierci – wybaw nas Panie” jest tak aktualne. Dlatego dziwi gdy wielu ludzi mówi, że wolą śmierć z zaskoczenia, we śnie.
Pojawi się wniosek – czyli można przez całe życie postępować według własnego widzimisie a w ostatniej godzinie westchnąć do Boga, głęboki żal za grzechy i zbawienie mamy załatwione. Osoby tak mówiące zapominają o grzechach przeciwko Duchowi Świętemu. Pierwszy z nich: Grzeszyć zuchwale w nadziei Miłosierdzia Bożego. Grzeszyć, dlatego, że Bóg jest miłosierny, jest równoznaczne z ubliżaniem Mu i lekceważeniem Jego dobroci. Jeśli przez całe życie omijamy Boga, żyjemy z daleko od niego to siłą rzeczy nie będziemy się uciekali do Niego w godzinie śmierci. Jest to złudne i fałszywe oczekiwanie. Poza tym śmierć i to co po niej następuje jest egzaminem z życia. Powyższe podejście jest podobne do tego jakby uczeń przez 5 lat opuszczał szkołę i nie uczył się w ogóle a przyszedł na egzamin maturalny z nadzieją na jego zdanie.

Czytając Iota Unum

Po co jeździmy na pielgrzymki?

Rok 2007 rozpoczął się niecodziennym pragnieniem czytania Psalmów. Wewnętrzne wezwanie było tak przekonywujące, że codziennie czytałam po 5 psalmów. W lutym usłyszałam w ogłoszeniach po Mszy św., że jesienią będzie pielgrzymka do Ziemi Świętej. Bez namysłu zapisałam się.
Postanowiłam też sprawdzić jak to jest na pielgrzymkach. W marcu wyruszyłam na jednodniową pielgrzymkę do Sanktuarium w Skępem i do Chełmna. Zaczęłam zapisywać swoje refleksje. Pojechałam na kolejne pielgrzymki aż do tej ostatniej – do Ziemi Świętej.
W kolejnych tekstach można przeczytać jak zmieniałam się ja, grupa, z którą jeździłam i moje postrzeganie świata.
Refleksje są uniwersalne i mam nadzieję, że wielu odnajdzie w nich i swoje spostrzeżenia. Zapraszam do czytania.

1. Refleksje nieuczesane

Wróciliśmy z pielgrzymki do Chełmna i Skępego.
Nie będę opisywała, co mi się podobało i co na mnie wywarło największe wrażenie.
W ciągu kilku dni dzielących wyprawę od spotkania w gronie pielgrzymujących wędrowały mi po głowie różne myśli i refleksje.
Podzielę się teraz nimi z Wami.
Są one następujące:
1. W skali mikro
2. W skali makro
3. Refleksje natury ogólnej

W skali mikro
Chełmno jest dla mnie skarbnicą, ogrodem detali. Detali architektonicznych, krajobrazowych, rzeźbiarskich, malarskich, wyposażenia świątyń, urbanistycznych.
Ich bogactwo na tle surowych gotyckich cegieł we wnętrzach świątyń, na murach budowli, murach miejskich, na tle nieba zachwyca i przyciąga wzrok. Daje wrażenie podróży odkrywającej kolejne skarby.

W skali makro
Bogactwo zabytkowych budowli, pagórkowate ukształtowanie terenu miasta, zamykające mury miejskie i otwierające wspaniałe perspektywy punkty widokowe sprawiają, że chce się być w tym mieście, chodzić jego ulicami, tropić nowe odkrycia. Przy okazji zdumiała mnie zachowana do dnia dzisiejszego funkcjonalność Rynku Wielkiego-za ratuszem targowisko z warzywami, owocami, ciuchami, przed Ratuszem dziedziniec paradny.

Refleksje natury ogólnej
Dopadły mnie aż trzy.
Pierwsza to taka, że potocznie uważa się, że człowiek współczesny i nowoczesny lubi, najlepiej się czuje, akceptuje i utożsamia się z prostotą linii, z geometrycznymi kształtami, z oszczędną kolorystyką. Mając w oczach bogactwo małego miasteczka Chełmna zdałam sobie sprawę, że nam się to wmawia. Człowiek wzrastał przez wieki w otoczeniu bogactwa i różnorodności, takie dzieła też tworzył. Jedyną formą geometryczną w przyrodzie, która przychodzi mi na myśl w tej chwili, to plaster miodu.
Druga to taka, że zwiedzanie nowych miejsc, odbywanie pielgrzymek jest jak poznawanie drugiego człowieka.
Wystarczy tylko chcieć, uwolnić się z pęt codzienności, zmienić na ten jeden dzień pielgrzymki swój harmonogram, zmienić perspektywę. Na ten jeden dzień zostawić zakupy, gotowanie obiadu, pranie i prasowanie, działkę. Tylko jeden dzień i aż jeden dzień.
Trzecia powstała dopiero po pytaniu, które mnie dopadło: Po co jeździmy na pielgrzymki, po co wędrujemy z Księdzem Stanisławem do nowych Sanktuariów?
Mamy w Ożarowie swoje Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Mamy Chrystusa Błogosławiącego, świętą Faustynę, Matkę Bożą-miejsca, gdzie możemy przynosić swoje modlitwy, dziękować za łaski i dobro, które nas spotyka. Zaraz sama sobie udzieliłam odpowiedzi, że nie chodzi nam o to, aby znaleźć „lepsze”, „skuteczniejsze” miejsca kultu, aby ustawić Sanktuaria według ważności. Przecież Matka Boża, Jezus Chrystus, Święci są jedyni i wciąż ci sami tu i teraz i zawsze i wszędzie.

Po co wiec?
Co nam to daje?

Każdy z nas obecnych na spotkaniu odpowie z pewnością inaczej, każdy może to zrobić w swoim wnętrzu i każdy może to zrobić po swojemu, każdy odpowie „swoimi słowami”.
Ja głośno wypowiem swoje refleksje.
Wędrowanie do Sanktuariów pomaga nam w naszej samotności, w zagubieniu wśród większych i mniejszych problemów życia codziennego, rodzinnego, zdrowia, cierpienia.
Włącza nas do ogromnej rodziny rodzaju ludzkiego i dobitnie pokazuje, że inni tez mają problemy, mają prośby, mają podziękowania, mają marzenia i dziękczynienia.
Nie jesteśmy sami. Przybywamy do miejsc, do których pielgrzymowano od 300, 500 czy 700 lat.
Pielgrzymowanie do Sanktuariów uczy nas dystansu do własnych problemów. Powoduje, że stają się one „oswojone” a przez to znajdujemy siłę do zmagania się z nimi. Zwraca na koniec nas samych w kierunku innych ludzi, chociażby tych współpielgrzymujących, czyni nas współczującymi i otwartymi, wyzwala nas z kręgu własnych problemów, zdejmuje z nas ciężar naszych problemów – a jeśli nawet nie do końca, to sprawia, że staje się on do zniesienia.
To wydało mi się najważniejsze.
19.07.2007 r.

Tworzenie wartości