Budowanie wspólnoty

3. Nadchodzi krok po kroku….

Pisząc refleksje po pielgrzymce lubelskiej zauważyłam, że przestaliśmy być bezimienni. Szybciutko nadałam nam, naszej wspólnocie imię. Świadomie użyłam dużej litery dla nazwy własnej naszej grupy-Grupa Pielgrzymujących Ożarowian.
Mamy imię a więc mamy tożsamość. Mamy prawa i mamy też obowiązki.
Wobec kogo je mamy?
Wobec Boga, którego szukamy i w modlitwie, i w dziełach rąk ludzkich i w pięknie przyrody.
Wobec siebie samych. Wtedy, gdy rozejdziemy się do naszych domów, powrócimy do naszej codzienności i wtedy, gdy spotykamy się, obcujemy, przebywamy z członkami naszej grupy.
Zatrzymam się dłużej na tym malutkim akcie tworzenia. Ja cieszę się, że rodzi się wspólnota. Radością jest zauważać jak powstaje, ale jeszcze większą ją współtworzyć. Razem z wami wszystkimi.
Kroczek po kroczku, mozolnie ją budujemy.
Jak to robimy? Zwyczajnie.
Po pierwsze spotykamy się na pielgrzymce, a potem to już dłuuuuga lista:

– słuchamy głosów sąsiadów we wspólnej modlitwie,
– śpiewamy skocznie i nabożnie, jedni lepiej, drudzy gorzej (jak w słowach piosenki śpiewanej przez Jerzego Stuhra „śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej..”),
– zabieramy do autokaru smakowite kąski na poczęstunek dla całej grupy,
– opowiadamy o naszych codziennych sprawach sąsiadom w autokarze, na postojach lub w wolnych chwilach,
– świadczymy sobie wzajemnie drobne uprzejmości, pomagamy sobie,
– uczymy się naszych imion (ja nie mam większych sukcesów na tym polu, choć twarze pamiętam doskonale),
– wypisujemy nasze intencje pielgrzymowania i dajemy do publicznego odczytania,
– przychodzimy na mszę w naszej intencji po pielgrzymce,
– chwalimy się naszymi wypiekami na herbatkach popielgrzymkowych,
– dzielimy się wrażeniami i doznaniami (przed nami jeszcze nauka mówienia o Bogu, o nas samych, o problemach- ale przecież nie od razu Kraków zbudowano),
– zachwycamy się zdjęciami zrobionymi przez księdza Stanisława,
– poznajemy się w kościele na niedzielnej mszy,
– rozpoznajemy się na ulicach naszego miasteczka, w trakcie zakupów, spacerów,
– uśmiechamy się do siebie zachęcająco,
– itd…

Jesteśmy na dobrej drodze by powstająca wspólnota rozwijała się pomyślnie i rosłą jak na drożdżach.
To wszystko robimy dla siebie, dla grupy, którą stanowimy.
Dla mnie to za mało.
To tylko część drogi. Jeśli na tym poprzestaniemy, to staniemy się jedną z wielu grup „wzajemnej adoracji”. Twór zamknięty.
Dla mnie ważne jest jak się otworzymy, jak przyjmiemy innych, nowych, obcych do naszej grupy, jak będziemy zamieniać nasze dobre samopoczucie w grupie na dzieło grupy dla innych. Może nawet dla takich, którzy nigdy nie powiększą naszej wspólnoty.
Zacznijmy to robić. Od dziś, od tej pielgrzymki, od pani Jadzi, od pani Marii, od pana Jacka i od pani Eli począwszy (oczywiście imiona są tylko przykładowe).
To szansa dla nas wszystkich: dla księdza – aby nie był tylko organizatorem pielgrzymek ale aby zbudował osobiste relacje z uczestnikami, dla nas samych- abyśmy siłę i radość ze spotkań z Bogiem i ludźmi zamienili na radość życia.
Na koniec dedykuję wam słowa wiersza poetki:

„Co treścią jest uśmiechu
i podania ręki?
Czy nigdy w powitaniach
nie jesteś daleka,
tak jak bywa daleki
człowiek od człowieka
gdy wyda sąd niechętny
pierwszego wejrzenia?”[1]

06.08.2007 r.

Oswajanie ludzi


[1] Wisława Szymborska „Pytania zadawane sobie”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *