Katolicki prezydent

Matka Boża z Quito powiedziała do Mariany 16 stycznia 1599 r.:
W niedługim czasie kraj, w którym żyjesz przestanie być kolonią i stanie się wolną Republiką pod nazwą Ekwador. Będzie ona wówczas potrzebowała dusz heroicznych by stawić czoła licznym nieszczęściom w życiu publicznym i prywatnym. Tu, w tym klasztorze Bóg zawsze znajdzie dusze niczym kwiaty ukryte.(…) W XIX w. będzie prawdziwy chrześcijański prezydent. Mąż z charakterem, któremu Bóg da palmę męczeństwa na placu przylegającym do mojego Klasztoru. Poświęci on Republikę Najświętszemu Sercu mojego Syna, co pozwoli religii katolickiej przetrwać przez następne lata, a będą to lata smutne dla Kościoła, bowiem przeklęta sekta masońska umocni swoje wpływy na władze świeckie.

Prezydent Gabriel Garcia Moreno – czciciel Najświętszego Sakramentu i Najświętszego Serca Jezusa

Był znakomitym adwokatem, ale przede wszystkim działaczem społecznym, walczącym przeciw reżimowi liberalnemu w jego kraju – Ekwadorze. Z tego powodu został aresztowany i deportowany z ojczyzny. Będąc na wygnaniu w Paryżu pogłębił swe postanowienie służby Bogu i Kościołowi.

Gdy w Ekwadorze ogłoszono amnestię, wrócił do kraju, w którym pod rządami liberałów wzmagały się prześladowania katolicyzmu. Stanął na czele opozycji przeciw masonerii i został wybrany prezydentem Republiki. Natychmiast zniósł istniejące w Ekwadorze niewolnictwo, zlikwidował korupcję, przywrócił rządy prawa, przeprowadził wiele reform, które przyczyniły się do odbudowy i rozkwitu gospodarczego kraju.

Nigdy nie krył się ze swoimi przekonaniami, przy różnych okazjach dawał wyraz swojej miłości Boga. Podczas Drogi Krzyżowej pewnego roku w Wielki Piątek szedł pośród wiernych boso, niosąc na plecach wielki drewniany krzyż. Gdy brał udział w misjach, jakie odbywały się w stołecznej katedrze w Quito, kaznodzieja poprosił, by mężczyźni podjęli natychmiast akt niesienia krzyża do bramy miasta, gdzie miał być postawiony na pamiątkę misji. Na te słowa Garcia zszedł z podwyższenia, na którym znajdował się jego fotel i pierwszy stanął przy krzyżu. Jego pobożność była naśladowana przez ministrów, parlamentarzystów, sędziów oraz zwykłych obywateli.

W 1873 r., w uroczystym przemówieniu do Izb Ustawodawczych, prezydent powiedział: „Ponieważ mamy to szczęście być katolikami, bądźmy konsekwentni i szczerzy nie tylko w życiu prywatnym, ale także publicznym. Postępowaniem naszym potwierdzajmy prawdziwość naszych słów i naszych uczuć”.

Jako pierwszy na świecie prezydent poświęcił swój kraj Najświętszemu Sercu Jezusa. Akt ten został ratyfikowany przez Parlament. „Artykuł 1. Republika Ekwadoru jest poświęcona Najświętszemu Sercu Jezusa. Nie kto inny, ale Najświętsze Serce Boże jest patronem i opiekunem państwa. Art. 2. Święto Najświętszego Serca Jezusa będzie odtąd najważniejszym świętem narodowym. Art. 3. We wszystkich katedrach naszego kraju będą zbudowane ołtarze Najświętszego Serca Jezusa”.

Moreno trzykrotnie został wybrany na prezydenta. Umacnianie się jego pozycji stanowiło zagrożenie dla wpływów masonerii, która knuła spisek na jego życie. Wielokrotnie otrzymywał pogróżki, ale on nie bał się śmierci. Napisał kiedyś do papieża Piusa IX: „Jakież byłoby to dla mnie szczęście, jaka łaska, gdybym mógł oddać swe życie za Chrystusa”.

W 1875 roku, w święto Przemienienia Pańskiego i równocześnie pierwszy piątek miesiąca sierpnia, Gabriel Garcia, jak co dzień, uczestniczył we Mszy św. i przyjął Komunię św. Po południu, po pracy w Gmachu Rządu, w towarzystwie adiutanta wojskowego, powrócił do katedry na adorację Najświętszego Sakramentu. Do pogrążonego w modlitwie prezydenta zbliżyła się osoba, która oznajmiła, iż przed kościołem oczekuje go ktoś dla załatwienia pilnej sprawy. Gdy Garcia Moreno wyszedł, rzucili się na niego zamachowcy, jeden z nich zadał sztyletem cios w plecy wołając: „Umieraj, kacie wolności”. Padając na ziemię, prezydent odpowiedział słabym głosem: „Bóg nigdy nie umrze”. To były jego ostatnie słowa.

Umierający Garcia Moreno został wniesiony do kościoła. Gdy kapłan podszedł i zapytał go, czy przebacza zabójcom, prezydent, nie mógł już mówić, ale skinieniem głowy dał znak, że przebacza. Umarł przed wystawionym Najświętszym Sakramentem.

Tego dnia w jego kieszeni znaleziono odręcznie napisaną notatkę: „Panie Jezu, obdarz mnie pokorą i prawdziwą miłością Ciebie i naucz mnie, co mam czynić dzisiaj w Twojej służbie, Amen”.

Na podstawie: ks. Kazimierz Pietrzyk SDB, „Charyzmatyczni czciciele Najświętszego Sakramentu i Bożego Serca” Wydawnictwo Salezjańskie, Warszawa 1989.

Za http://forum.piusx.org.pl/index.php?topic=2400.0

Święty Ignacy Loyola

Ignacy Loyola jest założycielem zakonu Towarzystwo Jezusowe. Urodził się w 1491 roku w Hiszpanii jako Inigo Lopez de Onaz y Loyola. Hiszpańskie imię Inigo zmienił w późniejszych latach na Ignacy ku czci biskupa z Antiochi. Znamy tylko rok jego narodzin. Był najmłodszym z trzynaściorga dzieci, miał pięć sióstr i ośmiu braci. Jeszcze w niemowlęctwie zmarła jego matka i był wychowywany przez mamkę oraz żonę jednego ze starszych braci. Rodzina Loyolów należała do zubożałego ziemiaństwa; zajmowali się zawodowo służbą wojskową – byli to żołnierze i rycerze.

W wieku lat szesnastu zostaje gońcem w letniej rezydencji gdzie przebywa młoda królowa Hiszpanii Germaine de Foix. LoyolaJest zafascynowany i zauroczony zaledwie 19.letnią królową. Dla niego służyć oznaczało kochać – kochać znaczyło służyć. Przez następne dziesięć lat ćwiczył się w rzemiośle żołnierza. Ćwiczenia z mieczem, strzelanie z pistoletu, ćwiczenia z lancą i polowania jak również tańce, zabawy, flirty, pojedynki, biesiady i awantury. W końcu Inigo zakochał się, jak sam mówi w damie, „raczej hrabinie lub księżnej, lecz o szlachectwie znacznie te tytuły przewyższającym”. W tym okresie był młodym, raczej źle ukształtowanym, o wyzywającym sposobie zachowania młodzieńcem. W wieku lat 26 postanawia wstąpić do armii wicekróla Nawarry, gdzie po czterech latach służby 20 maja 1521 roku kula armatnia, strzaskała mu prawą nogę i poraniła lewą.

Powrót do sprawności trwał cały rok 1521 i pozostawił ślad w postaci utykania. Plany o karierze wojskowej legły w gruzach. W okresie rekonwalescencji, z nudów czytał żywoty świętych i doznał głębokiego nawrócenia. W 1522 roku opuszcza dom rodzinny i wyrusza na poszukiwanie nowego przeznaczenia.

Kolejne sześć lat Inigo spędził na doskonaleniu życia duchowego, odbywając ciężkie fizyczne pokuty za grzechy, praktykując kontemplację jak i działalność charytatywną. Posiadał szczególną umiejętność zapisywania szczegółowo i dokładnie przeżywanych doświadczeń duchowych. Popadał w depresję oraz stany euforii, powstawały wątpliwości na temat Boga, Chrystusa, Kościoła jak i zdrowia własnych zmysłów – kolejno je analizował i przyglądał się im. Na podstawie samoanalizy Inigo określił zasady medytacji, kontemplacji oraz rozważań. Było to tak męczące, że zdarzały się chwile zwątpienia a nawet myśli samobójcze. Dzięki poznanym środkom i heroicznej samodyscyplinie w porę zauważył tę pokusę i ją zwalczył. Osiągnięta równowaga ducha i materii, umysłu i ciała, mistycznej kontemplacji i praktycznego działania jest od tamtej pory określana jako duchowość typowo i specyficznie „ignacjańska”.

Swoje przeżycia, doznania i podejmowane ćwiczenia zawarł w krótkiej książeczce pt „Ćwiczenia Duchowe”.

W okresie przed nawróceniem jego działania charakteryzowały się miłością do przywódcy, oddaniem w służbie Królestwu, przemożną chęcią walki z wrogiem, uznaniem konieczności kształcenia i miłością poprzez wierną służbę. Wykorzystał te cechy w swoim „nowym” życiu.

Wrogiem był mu Lucyfer, „morderca od zarania dziejów” a Chrystus był Najwyższym Władcą. Ignacy Loyola nie zadowalał się rzeczami poślednimi, chciał być pierwszym.

Udaje się do Paryża do najlepszego uniwersytetu, na Sorbonę aby zdobyć wykształcenie. W roku 1535 zostaje magistrem filozofii a w dwa lata później otrzymuje święcenia i zostaje księdzem. Ignacy, bo takie przyjmuje imię, widzi, że trwa powszechna i bezpardonowa wojna. Nie jest to wojna ziemska, jest to wojna przeciw Lucyferowi, przywódcy upadłych aniołów. Walka jest o panowanie nad duszami, o zbawienie.

Dla katolików ziemskim przywódcą w tej wojnie jest papież. Ignacy Loyola wraz ze swoimi siedmioma towarzyszami, którym polecił studiowanie i wdrażanie „Ćwiczeń Duchowych”, udaje się do Watykanu w celu uzyskania akceptacji nowego zgromadzenia zakonnego. Oprócz trzech ślubów zakonnych (czystości, ubóstwa i posłuszeństwa przełożonym) mieli oni składać czwarty ślub – bezwzględnego posłuszeństwa papieżowi. Zobowiązywał on do pozostawania w pełnej dyspozycji tak jak – według słów św. Ignacego „trup czy kij w ręku starca”. Ma to być absolutne posłuszeństwo. Zakon jezuitów stał się oddziałem a raczej armią do działań specjalnych papiestwa.

27 września 1540 papież Paweł III podpisał i zaakceptował nowy zakon – Towarzystwo Jezusowe.

Loyola-2Przez kolejne 16 lat Ignacy Loyola pracował zgodnie ze swoim zawołaniem – Ad maiorem Dei gloriam czyli „Ku większej chwale Boga”.

Św. Ignacy posiadał dar wybierania właściwych ludzi do właściwej pracy we właściwym czasie i wysyłania ich we właściwe miejsce. Dzięki temu w roku śmieci Ignacego w samym tylko Rzymie było 150 jezuitów, posiadali ponad sto domów zakonnych w dwunastu różnych rejonach świata. Założyciel jezuitów był również fundatorem trzydziestu pięciu kolegiów, w których uczyła się młodzież. W roku 1550 zostaje wysłany do Niemiec jezuita Holender Peter de Houndt znany jako Canisius w celu powstrzymania protestantyzmu. Udaje mu się ograniczyć wpływy herezji w wielu niemieckich prowincjach. Św. Ignacy Loyola i jego metoda wychowania i autoformowania opisana w „Ćwiczeniach duchowych” i wdrażana w rekolekcjach była tym, co przynosiło takie owoce. Dzięki pracy nad sobą przez całe życie zakonnicy pokonywali Lucyfera i jego popleczników i rozszerzali panowanie Kościoła w świecie.

Ignacy Loyola zmarł w Rzymie 31 lipca 1556 r., został beatyfikowany przez papieża Pawła V 27 lipca 1609 roku, kanonizowany 13 marca 1622 roku przez papieża Grzegorza XV. Wspomnienie obchodzimy 31 lipca, atrybutami jego są książeczka „Ćwiczeń duchownych”, księga Konstytucji Zakonu z symbolem IHS, krzyż, strój jezuicki, ornat. Jest on patronem wszystkich rekolekcji w Kościele katolickim, żołnierzy, matek oczekujących potomstwa oraz rodzących.

 

PIERWOTNIE TEKST  ZOSTAŁ OPUBLIKOWANY W MIESIĘCZNIKU „MISERICORDIA” SANKTUARIUM MIŁOSIERDZIA BOŻEGO W OŻAROWIE MAZOWIECKIM W LIPCU-SIERPNIU 2014 ROKU.

Sulejów

 

DSC03405 Sulejow k. NMP i sw. Tomasza z Canterbury (Becketa)Brama Krakowska, Baszta Attykowa, Baszta Rycerska, Mauretańska, Opata, Muzyczna – to zachowane obiekty w murze obronnym otaczającym zespół klasztorny cystersów w Sulejowie koło Piotrkowa Trybunalskiego. Opactwo zostało założone w XII wieku. Jest najlepiej zachowanym obronnym kompleksem klasztornym cystersów w Polsce. Położone jest na wzgórzu nad rzeką Pilicą. Stare magazyny i zabudowania gospodarcze przylegające do okazałej Bramy Krakowskiej są obecnie własnością prywatna i mieści się w nich hotel. Aktualnie w opactwie mieszka dwóch mnichów cysterskich przybyłych z klasztoru w Wąchocku. Możemy zwiedzić wspaniały romańsko-gotycki kościół klasztorny pod wezwaniem NMP i św. Tomasza Kantuaryjskiego (św. Tomasz Beckettt z Canterbury). Dostępne jest też muzeum klasztorne w zachowanym wirydarzu przylegającym do kościoła.

Zapraszamy do galerii na wspólny spacer.

W najbliższej okolicy można wypoczywać nad Zalewem Sulejowskim powstałym po spiętrzeniu w latach 1969-73 wody tamą na Pilicy w miejscowości Smardzewice koło Tomaszowa Mazowieckiego.

J. Gagarin w kosmosie?

Podobno dnia 12 kwietnia 1961 wystrzelono Gagarina w przestrzeń kosmiczną. Z kilku powodów dzień ten jest dla mnie pamiętny, i każdy z tych powodów dotyczy owej podróży w Kosmos.
W mieście, w którym wówczas mieszkałem — sporym mieście będącym siedzibą władz komitetu — poprzedniego , wieczoru w większym towarzystwie byliśmy w teatrze. 12 kwietnia przypadł na środę, a zatem był to wieczór wtorkowy, 11 kwietnia. Granej wówczas sztuki nie pamiętam, natomiast wryło mi się w pamięć, że wszyscy to spostrzegli i wiadomość rozniosła się lotem błyskawicy: podczas przerwy wezwano do telefonu obecnego na spektaklu sekretarza komitetu. Wrócił po kilku minutach i szeptem coś powiedział najbliższemu swemu otoczeniu. Już podczas drugiego aktu wieść się rozeszła. Komitet centralny partii w Budapeszcie powiadomił sekretarza komitetu, że Sowieci wystrzelili w Kosmos człowieka!
Powtarzam: było to 11 kwietnia 1961 roku, we wtorek. W ówczesnym państwie monopartyjnym panował zwyczaj, by towarzyszy na kierowniczych stanowiskach w porę informować zawsze o wszystkim, żeby nie byli zaskoczeni, albo też nie dowiadywali się o jakichś wydarzeniach skądinąd (broń Boże z Radia Wolna Europa). Świadczyłoby to, że Budapeszt podał dalej wiadomość otrzymaną z Moskwy. Mogę sobie wyobrazić, że tegoż wieczoru rzecz rozegrała się podobnie nie tylko w naszym mieście i nie tylko na Węgrzech. Moskwa zawiadomiła najpierw partyjnych przywódców państw satelickich, ci swoich ludzi w stolicach i z kolei wieść poszła do województw, regionów, podwładnych “republik” i tak dalej. Oczywiście wszędzie przekazano wiadomość tylko kierownikom, lecz podobnie jak to się stało u nas, ci, chełpiąc się posiadaniem dobrych informacji, podali je swemu bliskiemu otoczeniu. Nic więc dziwnego, że w ciągu kilku godzin wieści rozeszły się po całym mieście.
Tak samo mogło się stać w Bułgarii, Czechosłowacji, Niemieckiej Republice Demokratycznej, w Polsce, Mongolii, Rumunii itd.
Nie tego dnia, lecz dopiero nazajutrz sprawa wydała się podejrzana. Jak Moskwa mogła podać tę wiadomość? Przecież Gagarin został wystrzelony dopiero nazajutrz w Kosmos? Kto mógł poprzedniego wieczoru wziąć na siebie odpowiedzialność za to, że następnego dnia lot w Kosmos przebiegnie pomyślnie? A w ogóle dlaczego wiadomość została poprzedniego wieczoru podana w czasie przeszłym?
Dopiero wiele lat później dowiedziałem się, co jeszcze wówczas się stało. Od połowy lat sześćdziesiątych w następstwie zawartego małżeństwa zamieszkałem w Polsce, w swoim miejscu pracy, w wielkiej bibliotece uniwersyteckiej, poprosiłem o roczniki polskich pism codziennych z roku 1961. Ze zdumieniem stwierdziłem, że na stronach tytułowych gazet z 12 kwietnia ogromne tytuły głoszą: Człowiek radziecki w Kosmosie! Poza tym dość mgliste artykuły o oficerze sowieckim, lotniku, jeszcze bez nazwiska, który wedle krążących po Moskwie informacji, właśnie odbył lot w przestrzeń kosmiczną i że wkrótce oczekiwany jest komunikat na ten temat.
Powtarzam, że była to gazeta z 12 kwietnia, którą — jak wszędzie na świecie — redagowano i składano poprzedniego wieczoru, aby ją w nocy wydrukować, żeby o świcie znalazła się w sprzedaży we wszystkich miastach tego dużego kraju — mowa o głównym organie prasowym polskiej partii. Gdyby ktoś jeszcze nie rozumiał, temu szczegółowo wyjaśnię powód mego zdumienia: gazeta została wydrukowana, rozprowadzona i sprzedawana jeszcze zanim Gagarin został wystrzelony w pojeździe kosmicznym Wostok! Inne pisma na świecie, z wyjątkiem wydań popołudniowych, dopiero dzień później, a więc rano 13 kwietnia, mogły podać sensacyjną wiadomość. Inaczej mówiąc trzydzieści sześć godzin po warszawskiej gazecie partyjnej (wliczając w to czas potrzebny na druk itd.).
Trzecim zaś, dla mnie ogromnie podejrzanym momentem, była nadana przez węgierską telewizję bezpośrednia transmisja na żywo z konferencji prasowej Gagarina dla korespondentów zagranicznych. Program był wówczas oczywiście czarno-biały. Oglądałem program do końca, gdyż badania Kosmosu, loty w przestrzeni kosmicznej, fantastyka bardzo mnie interesowały już od końca lat pięćdziesiątych.
Najbardziej zdumiewający moment konferencji prasowej nastąpił wtedy, gdy Gagarin jeszcze nie otworzył ust. Poproszono go do mikrofonu, by opowiedział o swoim locie. I wtedy on… wyjął z kieszeni kartkę i przeczytał, co widział w kosmosie.

Z książki Istvána Nemere GAGARIN =­KOSMICZNE KŁAMSTWO?

 

Skutki grzechu

  1. Panie mój, Tyś jest nieskończenie miłosiernym Bogiem. Kochasz wszystkie rzeczy, które stworzyłeś. Jesteś miłośnikiem dusz. Jakże więc to wytłumaczyć, Panie, że przebywam w świecie tak nieszczęsnym jak ten, który mnie otacza? Czy możliwe, żeby to był świat, który Ty stworzyłeś – tak pełen bólu i cierpienia? Któż spośród synów Adama może bez cierpienia przebyć drogę od urodzenia do śmierci? Jak wiele uciążliwych słabości i chorób! Jak wiele przeraźliwych wydarzeń! Jak wiele udręk straszliwych! Jak depcze ludzi i łamie ból, niedola, zamęt namiętności i nieustanny lęk! Jak okropne klęski ciągle szaleją na ziemi: wojna, głód, zaraza! Dlaczego tak jest mój Boże? Dlaczego tak jest, moja duszo? Zatrzymaj się nad tym i zapytaj siebie samą: Dlaczego tak jest? Czyżby Bóg zmienił swoją naturę? Bo jednak niedobra stała się ziemia!
  2. Boże mój, wiem bardzo dobrze, dlaczego istnieją wszystkie te niedole. Ty natury swej nie zmieniłeś, ale człowiek zniszczył swoją naturę. Zgrzeszyliśmy, Panie, i dlatego nastąpiła ta zmiana. Wszystkie niedole, które widzę i w których uczestniczę, są owocem grzechu. Nie byłoby ich, gdybyśmy nie zgrzeszyli. Są one tylko pierwszą częścią kary za grzech. Są niedoskonałym i zamglonym obrazem tego, czym jest grzech. Grzech jest czymś nieskończenie gorszym niż głód, niż wojna, niż zaraza. Pomyślmy nawet o najohydniejszej z chorób, takiej, w której ciało marnieje i rozkłada się, krew jest zatruta, głowa, serce, płuca, wszystkie organy rozprzężone, nerwy rozstrojone, niepokój, maligna – wszystko to jest niczym w porównaniu ze straszliwą chorobą duszy, którą nazywamy grzechem. Wszystko to są tylko jego skutki, wszystko to są jego cienie, nic więcej. Sama przyczyna jest innego rodzaju, jej nikczemność jest czymś bardzo odmiennym i znacznie większym niż te wszystkie niedole. Boże mój, poucz mnie o tym! Pozwól mi zrozumieć ogrom tego zła, które mnie gnębi, a ja nie wiem o tym. Poucz mnie, czym jest grzech.
  3. Wszystkie te okropne bóle ciała i duszy są owocem grzechu, ale są niczym w porównaniu z karą, jaką trzeba będzie ponieść za grzech w życiu przyszłym. Najostrzejsze, najbardziej przenikliwe bóle cielesne niczym są w porównaniu płomieniami piekła; najpotworniejsza groza czy udręka niczym jest w porównaniu z nigdy nie umierającym robakiem sumienia; najgorsze odarcie, utrata majątku, opuszczenie przez przyjaciół, zupełna samotność na ziemi niczym jest w porównaniu z utratą Bożego oblicza. Wiekuista kara jest dopiero prawdziwą miarą zła grzechu. Boże mój, poucz mnie o tym. Otwórz oczy moje i serce – usilnie o to Cię błagam – i spraw, abym rozumiał, w jak okropnym lesie śmierci jestem zabłąkany. I nie tylko poucz mnie o tym, ale prze miłosierdzie Twoje i łaskę wyprowadź mnie z niego.

 

Rozmyślania i modlitw; John Henry Newman; IW PAX 1967.

Życie wewnętrzne ważniejsze od działalności

Jeden z papieży, będąc już na Stolicy Piotrowej – jako wychowanek św. Bernarda – często u niego zasięgał różnych porad i wskazówek do prowadzenia Kościoła. Święty pisał do niego: Przeklęte są te zajęcia – nawet rządzenie Kościołem – jeśli przeszkadzają ci w życiu wewnętrznym.

Więc te wszystkie prace, nawet tak święte, jak rządzenie Kościołem, trzeba uważać, że są to tylko rzeczy zewnętrzne. Istotą jest życie wewnętrzne. Te rzeczy należy kłaść na drugim miejscu, po zajęciach wewnętrznych.

maksymilian48Życie wewnętrzne, z wiary – jak je sobie praktycznie przedstawić? Otóż być takim, jak pióro w ręku pisarza lub pędzel w ręku malarza. Życie wewnętrzne polega na tym, żeby to pióro dało się coraz doskonalej kierować temu, co kieruje. Żeby się zupełnie nie opierało, żeby poznosić wszelkie zapory i przeszkody. Są nimi różnorodne wady: główne i uboczne. Życie wewnętrzne – to jest ta właśnie praca nad wykorzenianiem wad. Rozmyślania i rachunki sumienia mają na celu wyświetlić nam, czy życie nasze stosuje się do życia Pana Jezusa – pomagają nam usuwać nasze wady, aby na ich miejsce wchodziły cnoty. Walka z samym sobą – to jest życie wewnętrzne. Łatwiej jest pracować na zewnątrz, niż wykorzeniać wady własne. Miłość własna potrafi często ubrać te wady w cnoty i dlatego tak trudno się ich pozbyć.

Komu brak pokory – to duma będzie mu szeptała o utrzymaniu własnego honoru; kto nie potrafi się poddać przełożonym – to mówi o niezłomności charakteru, a nawet kto ostygł w modlitwie i czuje do niej pewien wstręt – lubi myśleć o pracy zewnętrznej i o gorliwości zewnętrznej. Dużo, dużo różnych wad jest i dusza sama siebie łudzi. Te wady to są jak różdżka czarodziejska. Uciąć jedną – to znów wyrasta inna, wyrwać drugą – to trzecia, a potem i dawna się odzywa. Dlatego wciąż należy czuwać, aby stale z korzeniami je wyrywać. Walka z wadami – uświęcenie własnej duszy to jest to MI „ja”, i to jest robota najważniejsza.

Życie wewnętrzne musi być daleko wyżej postawione od życia zewnętrznego. Św. Paweł mówił: „Karce moje ciało, bym snadź sam nie został odrzucony” [por. 1Kor 9,27]. Przy pomocy Niepokalanej starajmy się, żebyśmy nie upoili się tymi rzeczami zewnętrznymi, ale stale pamiętali, że życie wewnętrzne – nasze udoskonalenie i uświęcenie – jest istotą naszej działalności. Inne rzeczy mają być tylko skutkiem tego życia wewnętrznego.

Pan Bóg chce ofiary z działania i dlatego zsyła dużo krzyżyków. My jesteśmy często przekonani, że pracujmy tylko dla Niepokalanej, ale często też przywiązujemy się do rozumu własnego – a i w pracy miesza się upodobanie własne, zanieczyszczając pierwszą intencję. Dopiero gdy dusza położy się na łożu boleści, oczyszcza się prawdziwie od wewnątrz. Dlatego infirmerię uważam, za najwydatniejszy dział. Tam nikt nie pochwali tak łatwo, tam łatwiej o czystą intencję. W wielkim zapale pracy zewnętrznej zaczyna się mniej cenić modlitwę. A tym czasem w tej pracy o zbawienie i uświęcenie innych dusz główną rolę gra łaska Boża. Pan Bóg chce, żeby używać środków naturalnych , ale nie są one nieodzowne; Modlitwą musimy zdobywać łaski, które jedynie i wyłącznie są przyczyną nawrócenia.

To życie wewnętrzne i walka z samym sobą mają być tak prowadzone, abyśmy byli narzędziami w ręku Niepokalanej i dali się Jej zupełnie kierować, tj nie żeby działać dużo na zewnątrz, ale jak Ona chce; jeśli każe odłożyć pióro – leżeć spokojnie. Być narzędziem, dać się Jej kierować, doceniać cierpienie i modlitwę – w robocie naszej jest rzeczą znaną, ale wciąż trzeba to sobie odświeżać, żeby nas natura nie poniosła gdzie indziej.

 

Niepokalanów, niedziela 13 marca 1938, na rozmyślaniu do braci profesów solemnych.

 

Z „Konferencje św. Maksymiliana Marii Kolbego”, WOF Niepokalanów 2009, wyd IV.

Posłuszeństwo

Posłuszeństwo jest bardzo miłe Bogu. Ono jest milsze niż modlitwa, bo wymaga od nas zwycięstwa nad samym sobą, podczas gdy modlitwa daje nam pociechę. Jest milsze niż umartwienie ciała, bo jest umartwieniem miłości własnej i „pokutą ducha”. Jest milsze niż jałmużna, bo jest ofiarą z tego, co nam jest najdroższe i co wyłącznie do nas należy, to jest z naszej woli, a raczej z samowoli. Stąd i Bóg najbardziej tę ofiarę ceni i najhojniej ją nagradza. Opowiadają, że pewien święty pustelnik widział raz w zachwyceniu chóry błogosławionych, którzy na ziemi byli pustelnikami. Pierwszy chór tworzyli ci, którzy swoje choroby znosili cierpliwie, a nawet czynili Bogu za nie dzięki; w drugim byli ci, którzy gościnnie podejmowali podróżnych i pielęgnowali chorych. W trzecim byli ci, którzy wyrzekłszy się świata i ludzkiego towarzystwa, w samotnej pustelni zajmowali się jedynie Bogiem, w czwartym zaś ci, którzy zaparli się własnej woli i całe życie spędzili w doskonałym posłuszeństwie. Ci ostatni odznaczali się szczególną chwałą, na ich szyi błyszczał złoty łańcuch, na ich skroni jaśniała droga korona. „Cóż to znaczy?” – spytał zdziwiony pustelnik. Anioł zaś, którzy mi służył za przewodnika, odrzekł: „Wybrani trzech pierwszych chórów wprawdzie dużo uczynili dobrego, lecz szli w tym za własną wolą, chociaż dobrą, podczas gdy święci czwartego chóru nawet w dobrych rzeczach wyrzekali się własnej woli, poddając ją z miłości Bogu woli przełożonych”.[1]

sulpicjusz_1Zdarza się nawet, że Bóg doskonałe posłuszeństwo nagradza cudem. Opowiada Sulpicjusz Sewerus, że do jednego z egipskich klasztorów przyszedł pewien młodzieniec, prosząc o przyjęcie. Przełożony owego klasztoru, chcąc go wypróbować, wbił suchą laskę w ziemię i kazał mu wodą z Nilu, o dwie mile odległego, podlewać ją tak długo, dopóki nie zapuści korzeni i nie zacznie kwitnąć. Młodzieniec skłonił głowę na znak zezwolenia i wziął się do pracy. Minął rok jeden i drugi, a laska była sucha. Mimo to młodzieniec nie zachwiał się w posłuszeństwie. Pan też wynagrodził jego wytrwałość, bo w trzecim roku owa laska puściła korzenie, zazieleniła się i wyrosła w potężne drzewo, które Sulpicjusz Sewerus własnym oczyma oglądał.

Posłuszeństwo jest również korzystne dla duszy, korzystniejsze niż pobożność, tak że „jedna kropla posłuszeństwa ma większe znaczenie niż całe naczynie najwznioślejszej modlitwy”[2]. Ono jest korzystniejsze niż praca lub pokuta, tak że podnieść słomkę z ziemi dla posłuszeństwa większą ma zasługę, niż głosić kazania, pościć, lub biczować się do krwi, ale z własnej woli[3]. Posłuszeństwo jest korzystniejsze niż zachwyty i objawienia, bo gdy z ich powodu łatwo można popaść w złudzenie lub dumę, w posłuszeństwie nie trzeba się tego lękać.

Nieocenione są owoce posłuszeństwa. Ono przede wszystkim strzeże od grzechu. Kto bowiem we wszystkim słucha Pana Boga, a dla Boga swoich przełożonych, ten oczywiście zgrzeszyć nie może.

 

Św. J.S. Pelczar „Życie Duchowe”;  t2

 

 


[1] Sulpicjusz Sewerus, Dialog o cnotach św. Marcina
[2] Św. Magdalena Pazzi
[3] A. Rodrycjusz

Dobry przykład

Pamiętajcie, że Wy będziecie przykładem dla drugich; dla aspirantów, dla postulantów, dla profesów symplicznych i dla tych, którzy jeszcze przyjdą. maksymilian18Wszyscy patrzą na przykład starszych, a właściwie uczą się życia od starszych i według ich postępowania oni postępują. Mogą mieć najpiękniejsze konferencje, lecz jeśli nie będzie dobrego przykładu, nic nie pomoże. Młodzi uważać będą, że konferencja to teoria, a w praktyce to w aspiranturze można postępować tak, w postulanturze tak, w nowicjacie tak, po profesji symplicznej tak, a po wiecznej tak, jak widzieć będą u starszych.

Możecie ogromnie dużo dobrego i złego zrobić swoim przykładem. I dlatego obecnie należy rozpocząć nowe życie, nową pracę nad sobą, i codziennie należy je rozpoczynać od nowa. Nam potrzeba bodźców, które by nas pobudzały do tej pracy. I dobrze, jeśli jest ich dużo. Czy dawanie dobrego przykładu jest obowiązkiem? Tak. Wszyscy z otoczenia mają prawo żądać dobrego przykładu, a ten, kto nie daje dobrego przykładu, grzeszy nie tylko przeciw Panu Bogu, ale i wobec bliźnich – popełnia więc grzechy cudze.

 Niepokalanów, piątek 26 VI 1936, do braci rekolektantów przed profesją solemną

 

Z „Konferencje św. Maksymiliana Marii Kolbego”, WOF Niepokalanów 2009, wyd IV.

Bóg szczęściem dla duszy

J-h-newman

Bł. J.H. Newman

Posiadanie Ciebie, Miłośniku dusz jest szczęściem, i to jedynym szczęściem nieśmiertelnej duszy! Radowanie się widokiem Twoim jest jedynym szczęściem wieczności. Obecnie mogę zabawiać się i podtrzymywać marnościami podległymi zmysłom i czasowi, ale one nie będą trwały zawsze. Będziemy z nich odarci, kiedy odejdziemy z tego świata. Pewnego dnia wszystkie cienie się rozproszą. I cóż ja wtedy uczynię? Nic mi nie pozostanie oprócz wszechmogącego Boga. Jeśli nie potrafię czerpać radości z myśli o Nim, to później nie będzie nikogo, kim mógłbym się radować; o ile o mnie chodzi, Bóg i moja dusza będą jedynymi dwiema istotami, jakie pozostaną w całym świecie. Czy tego chcę, czy nie chcę, będzie On wszystkim we wszystkim. W jakiejż więc będę niedoli, jeśli Jego nie będę kochał, a nie pozostanie nic innego do kochania, jeśli będę czuł niechęć do Niego, a On będzie wtedy patrzył na mnie!

 

Rozmyślania i modlitw; John Henry Newman; IW PAX 1967.

Skrupuły

pelczar-1

Św. J. S. Pelczar

Skrupuły są nie tylko cierpieniem, ale i wadą, w skutkach szkodliwą, gdyż odbierają duszy pogodę, wesele, siłę i męstwo, a wtrącają ją w smutek, niepokój, drażliwość, często nawet w zniechęcenie i rozpacz. Jeżeli są gwałtowne i długo trwałe, mogą sprowadzić obłąkanie lub chęć do samobójstwa. One wstrzymują duszę od dobrego, przedstawiając jej widmo grzechu na każdym kroku. Odwracają od ważnych obowiązków, a zajmują drobnostkami, odstraszają od modlitwy i Komunii św., a wiodą do duchowego lenistwa. Ponieważ zaś rodzą błędne sumienie, stają się dlatego źródłem wielu grzechów. Słusznie powiedział uczony Gerson, że sumienie zbyt ciasne i skrupulatne jest nieraz szkodliwsze aniżeli szerokie, bo pierwsze jest drogą bez końca, która jedynie powoduje zmęczenie, a do kresu, to jest do zbawienia nie prowadzi. Dusza chorobliwie skrupulatna nie przynosi ani Bogu chwały, ani ludziom zbudowania, ani sobie szczęścia. Bóg nie ma bowiem upodobania w służbie pełnej zamieszania i trwogi, ludzie gorszą się jej dziwactwem i zrażają się do życia pobożnego, ona sama staje się dla siebie i dla drugich nieznośnym ciężarem, a tylko szatan, który lubi łowić w mętnej wodzie, ma stąd pociechę i korzyść. Trzeba zatem lękać się tej słabości, tym niebezpieczniejszej, że się jej nie widzi. Jak bowiem wariat nie uwierzy nigdy, że jest wariatem, tak dusza skrupulatna nie chcę się zazwyczaj przyznać do swoich skrupułów.

Aby ustrzec się tej słabości, staraj się poznać zakres swoich obowiązków, abyś mógł zawsze rozróżnić, do czego jesteś obowiązany pod grzechem. A co ci jest tylko polecone jako środek do doskonałości. Módl się zatem o światło z góry i o pokój wewnętrzny, a za przewodnika życia miej sumienie prawdziwe i pewne, to jest kierujące się prawem Bożym, i słuchaj zawsze jego głosu. Chociażby sumienie było w błędzie, ale bez twojej winy, i przedstawiało coś mylnie za dobre, co dobrem nie jest, jeżeli idziesz za jego głosem, nie grzeszysz, czynisz bowiem to, co w dobrej wierze za dozwolone uważasz. Przeciwnie, gdyby sumienie przedstawiało coś jako zło, choćby to złem nie było, nie godzi się tego czynić, bo byłoby to złem dla ciebie, a więc czyn twój byłby grzechem.

 

Św. J.S. Pelczar „Życie Duchowe”; str 338 – t2